a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Sala Tronowa - Page 6



 

 Sala Tronowa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
AutorWiadomość
Valar Morghulis

Valar Morghulis
Nie żyje
Liczba postów :
124
Join date :
10/04/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyWto Kwi 30, 2013 9:53 pm

First topic message reminder :


Sala Tronowa




Największa sala w Czerwonej Twierdzy jest Salą Tronową, gdzie obecny władca Siedmiu Królestw zasiada na Żelaznym Tronie; sam tron stoi na podwyższeniu, a prowadzą do niego wąskie schodki. Długi dywan rozciąga się od tronu, aż do masywnych brązowych, dębowych drzwi prowadzących do wyjścia z sali. Zbudowany na kształt prostokąta hall sam w sobie jest przestronny, zdolny pomieścić ponad tysiąc ludzi. Wysokie, wąskie okna rozstawione są wzdłuż ścian po wschodniej i zachodniej stronie, a nad tronem znaleźć można podobnej wielkości co zwykłe okna, kolorowy witraż. Dodatkową atrakcją są ozdabiające salę prawdziwe czaszki Targaryeńskich smoków.



Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Nihil Arryn

Nihil Arryn
Nie żyje
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
341
Join date :
26/04/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyWto Lis 26, 2013 8:28 pm

Mistrz Gry

Drzwi otworzyły się z hukiem, acz żaden z gwardzistów nie zastąpił drogi temu, który wtargnął. Dość młody mężczyzna ani na moment nie zwolnił kroku. Wysoko uniesiona głowa, opadała coraz niżej, w geście pokory oraz szacunku dla tego, który zasiada na Żelaznym Tronie. Nie prezentował się najlepiej, a przemoczone ubranie, lepiące się miejscami do ubrudzonej przez piach i ziemię skóry, świadczyło o tym, że dopiero co zsiadł z końskiego grzbietu. Persona ta była doskonale znana Naerys - jeden ze szczurów. W ręku ściskał zwitek papieru. Padł na kolana przed obliczem Aerysa II, potrzebował jeszcze chwili na złapanie powietrza w płuca.
- Królu mój, królu! Nieszczęście w Dorzeczu! Niosę list od samego Lorda Brackena...
Wyciągnął rękę przed siebie, na której spoczywało pismo, gdyż domyślał się, że zostanie ono podane władcy a nie ten osobiście po nie sięgnie.
Powrót do góry Go down
Naerys Targaryen

Naerys Targaryen
Nie żyje
Skąd :
Dragonstone
Liczba postów :
23
Join date :
03/11/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyCzw Lis 28, 2013 4:52 pm

Och, jakoś tak wyszło, że szopka się skończyła! I to nawet bez udziału Naerys, a to dobrze. Czas ten mogła spędzić na cichej modlitwie, stojąc niczym niewzruszony posąg na podniesieniu, gdzie znajdował się tron. Ci co ją znali albo przynajmniej tak im się wydawało, mogli stwierdzić, iż jest aż za spokojna! Zupełnie niepodobna do siebie. Oczywiście, poza tym swoim boskim i wesołym uśmieszkiem. Mogłoby się wydawać, że ta cała sytuacja ją bawi, ale Ci co znają Białą Smoczycę, powinni wiedzieć, iż tak po prostu ma. Ponoć nawet po usłyszeniu wieść o śmierci ojca dalej się uśmiechała, od ucha do ucha. Przez salę przeszedł cichy pomruk, lecz nie jestem pewien, czy to przez oświadczenie króla o poszukiwaniach małżonka dla ciotki czy dlatego, że ktoś zażartował jakoby Smoczyca spała z otwartymi ustami oraz uśmiechem na twarzy. Jeśli to prawda, niech wie, iż królewska siostra się o tym dowie i odpowiednio... wynagrodzi.
Kobieta wzdrygnęła się lekko, wręcz niezauważalnie i nareszcie poruszyła. Z błogiego stania oraz nic nierobienia wytrącił ją znajomy swąd. Szczur w gnieździe smoka, a to Ci niespodzianka! Naerys zareagowała błyskawicznie i jak zwykle z pełnią gracji, na tyle ile pstryknięcie prawą ręką mogło być jej pełne. Jedna z licznych służących szybko znalazła się przy Szczurze i pozbawiła go zwitka papieru. Kilka osób mogło zauważyć, że wytarła go w białą chustę, zanim przekazała pismo białowłosej. Smoczyca machnęła ręką na mężczyznę, a ten oddalił się, tuż za nim wyszła jedna ze służek królewskiej siostry.
- Och, Dorzecze i te ich kłopoty. - odezwała się po raz pierwszy od dłuższej chwili. Głos miała rozbawiony. - Czyżby kolejne samobójstwo wśród Tullych? - uśmiechnęła się szeroko, jak to miała w zwyczaju.
Zaskakując króla, jak i cały dwór, nie przekazała wiadomości władcy. Obracała ją delikatnie w dłoniach, jakby zastanawiała się nad czymś. Nie zwlekała za długo, nie chciała obudzić Smoka.
- Mam... ważniejsze sprawy do przekazania, niż... - zachichotała cicho oraz machnęła dłonią w powietrzy, niby przeganiając rozbawienie w dal. - Niż nieudolność pstrągów oraz... niesforna ciotka. - zachichotała raz jeszcze, ale tym razem przeszło jej znacznie szybciej. Teraz była całkowicie poważna, niczym prawdziwy Smok! - Wybuchła wojna. - twarz jej przybrała tak niecodziennego wyrazu, jak dla niej. Król nie mógł mieć żadnych wątpliwości, iż to tylko głupi żart... czy też plotka.
Powrót do góry Go down
Nihil Arryn

Nihil Arryn
Nie żyje
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
341
Join date :
26/04/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyPią Lis 29, 2013 12:15 am

Mistrz Gry

Staranne jak na kogoś niewyuczonego pismo głosiło co następujące. W tym czasie, w którym Naerys zapoznawała się z treścią listu, człek wycofał się dyskretnie, gdyż obawiał się, że to on może obudzić smoka przynosząc takie, a nie inne wieści. Wielu z zgromadzonych w sali odetchnęło, kiedy drzwi zamknęły się za szczurem.



Miłościwy Królu!

Uprzejmie donoszę, iż około trzytysięczne oddziały rodu Blackwood, na czele z dziedzicem Edmundem Blackwoodem, przekroczyły umowną na mocy królewskiego pokoju granice oddzielającą Dolinę od Dorzecza i przemieszają się w kierunku Stone Hedge po drodze paląc wioski i plądrując. Wiadomym jest, że Lord Bracken, Pan na Stone Hedge, zwrócił się po pomoc do Domu Tully.
Na mocy królewskiego pokoju ród Blackwood trafił pod panowanie Domu Arryn. Pewnym jest, iż siłom Blackwoodów nie towarzyszą mężowie Arrynów.



xxx





Powrót do góry Go down
Aerys II Targaryen

Aerys II Targaryen
Włości Korony
Skąd :
Dragonstone
Liczba postów :
135
Join date :
03/09/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyPią Lis 29, 2013 2:19 pm

Jego ciotka wreszcie opuściła Wielką Salę i to bez większych sprzeciwów. Bardzo dobrze. Nie miał więcej siły, żeby się z nią użerać. Tę musiał zostawić na odwiedziny w jej komnacie, albowiem z pewnością się na nie przydadzą. Aerys nie przypuszczał jednak, że jeden dzień może aż tak bardzo nadszarpnąć jego nerwy, a tu jeszcze nie był nawet w połowie wysłuchiwania złych wieści.
Do sali wszedł pewien mężczyzna, który wyglądem nie grzeszył. Typowy szczur, których Targaryen tak bardzo nienawidził, i którymi gardził. Zresztą jak większością ludzi, którzy nie zaliczali się w poczet jego rodziny. Ktoś nieposiadający szlachetnej krwi nie mógł się przecież zwać człowiekiem. Oczywiście dzieki swym osiągnięciom mógł osiągnąć podobny status, jednak nadal nie będzie prawdziwym przedstawicielem rasy ludzkiej.
- Od Lorda Brackena? A cóż on ode mnie chce? - zapytał retorycznie król, kiedy list został przekazany do Smoczycy. Kiedy ktoś do niego pisał, to z pewnością chodziło o pieniądze, bądź jakiś spór. Przecież żaden szlachecki ród nie wyśle mu pozdrowień bez żadnej okazji. Prędzej będą dybać na jego życie i czekać, aż je straci. Smok cały czas czuł oddechy zdrajców na karku, jednak nie da się im zwyciężyć. Mogą próbować wszystkiego, a i tak nic z tego nie wyjdzie.
Naerys jednak lubiła sobie pogrywać pod uciechę publiczności. Sam król nie miał zbyt dobrego humoru, więc zmierzył ją tylko zirytowanym wzrokiem, aby przeszła do konkretów. Kiedy jednak z jej ust padło słowa "Wojna", wtedy miarka się przebrała. Ręka, która do tej pory podpierała brodę władcy teraz nerwowo pocierała o siebie palce. Aerys spojrzał po wszystkich zgromadzonych, a następnie kiwnął na służkę.
- Wina. - spokojny głos przedstawił swój rozkaz - A Wy wynocha z mojej sali. - zwrócił się do tłumu, który tylko spoglądał nerwowo po swoich twarzach - Wynocha, bo każę spalić każdego, kto nie jest moją strażą! - warknął teraz rozeźlony, a jego słowa podziałały niczym ryk smoka. Cała sala zaczełą się powoli opróżniać, aż w końcu w środku zostali tylko strażnicy, Naerys i kielich w dłoni króla. Ten upił kilka łyków, aby następnie zmierzyć wzrokiem swoją siostrę.
- Kto, z kim, jaka armia? - kilka krótkich słów, które miały mu pomóc dostatecznie rozeznać się w całej sytuacji. Koniec tej samowolki na jego podwórku, koniec tego dobrego. Będzie musiał zaprowadzić spokój w swoim królestwie, jeśli w końcu chce się uwolnić od tego całego zgiełku i zamieszania. A, że polecą przy tym jedna, czy też dwie głowy, to nic wielkiego przecież się nie stanie, prawda?
Powrót do góry Go down
Naerys Targaryen

Naerys Targaryen
Nie żyje
Skąd :
Dragonstone
Liczba postów :
23
Join date :
03/11/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyPią Lis 29, 2013 8:54 pm

Och! Cóż za widok! Dwa smoki walczą... na spojrzenia. Zdegenerowany i podirytowany król, przeciwko swej siostrze, której oczy jak zwykle ukazywały radość i rozbawienie. Czyżby była tak świetną aktorką, naprawdę sprawiało jej radość wprowadzanie w gniew króla? Wątpliwe... Przecież wszyscy wiedzą o smoczym temperamencie! Chociaż, w jej przypadku nic nie jest pewne.
Na twarzy Naerys można było ujrzeć dziwne uśmieszek, niby nie różnił się niczym od innych, ale jednocześnie był jakiś niecodzienny. Jakby spodobała jej się wzmianka to spaleniu nieposłusznego tłumy, a może mi tylko się wydawało? Czekała w milczeniu, nie poruszając się nawet o cal, aż wszystkie ciekawskie pary uszu oraz oczu, wyjdą z sali. Czekała również, gdy król raczył się winem z kielicha. Najwidoczniej Smoczyca była znudzoną tą całą farsą, nie zwlekała z odpowiedzią.
- Ród Martell, z naszą krwią - rodem Baratheonów... - w jej głosie pojawiło się znikome wahanie. - i nie tak szlachetnym rodem Tyrellów. - dokończyła. - Liczną, nasz kuzyn, Aylward Baratheon ściera się z Trystanem Martell, walka trwa. wynik nieznany. - powiedziała na jednym oddechu. - Och, ród Książęcy Dorne oskarżył Tyrellów o zamach na Księcia Dorne, morderstwo... poprzez truciznę. - na twarzy Białej Smoczycy pojawiło się lekkie rozbawienie. - Chociaż muszę przyznać, nie wiem, co do tego mają ziemię Lorda Końca Burzy... - zachichotała cicho, zasłaniając ręką usta.
Tyle z jej pięknej przemowy, a się rozgadała! Na wszelki wypadek cofnęła się o krok, tak by nie oberwać rykoszetem... Król do cierpliwych nie należał, a tym co mógł uczynić mogło być rzucenie kielichem z winem. Jak wszyscy dobrze wiemy, wino i białe suknie nie tworzą zbyt dobranej pary.
Powrót do góry Go down
Aerys II Targaryen

Aerys II Targaryen
Włości Korony
Skąd :
Dragonstone
Liczba postów :
135
Join date :
03/09/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyPon Gru 02, 2013 2:55 pm

Ród Martell z naszą krwią? Szkoda tylko, że Aerys nie uznawał ich za jego krew. Kolejny ród, który po prostu był mu podległy i musiał zachowywać się tak samo, jak cała reszta, bo inaczej nie będzie ciekawie. A do tego wszystkiego dolączyli jeszcze Tyrellowie? Ciekawe! Król zawsze myślał, że od jakichkolwiek działań poodpadają im wszelaki listki, a tutaj takie zaskoczenie. Czyli jednak też potrafili się ruszyć. To jednak nie zmieniało faktu, że Aerys był wściekły. Jeśli tak sobie pogrywano na jego ziemiach, to dowodziło to jedynie, że nikt nie ma do niego szacunku. A jak się go zdobywa? Albo przez uczynność, albo też przez strach. Jako, że Targaryen nie miał się jak wykazać w tym pierwszym, to postanowił, że zajmie się drugim. Tak na wszelki wypadek, zeby nikt sobie za dużo nie pomyślał.
- Idioci! Wszędzie idioci. Zamiast przyjść z tym do mnie, to działają na własną rękę jak ostatnia banda imbecyli. I to są szlachetne rody Westros? Zwykła hołota, chłopi i dziewki z Zapchlonego Tyłka! - warknął Aerys, uderzając swoją ręką w tron. CZyli tak to się wszystko przedstawiało? Nie ufali nawet, że może rozwiązać kwestię otrucia kogoś z rodu? Jeśli mieliby dowody, to wszystko dałoby się załatwić.
- Jacob! Chodź tutaj powsinogo! - warknął, a zaraz do sali przybył sługa. trochę wystraszony, wychudzony, ale nadal wychodzony. - Gdzie Maegor? - zapytał zaraz i otrzymał wyjaśnienie. Okazało się, że jego rodzina już pojechała z poselstwem do zwaśnionych rodów. To jednak mało. - Wyślij za nimi posłańca. W razie czego użyczę im armii. Niech tylko przyślą kruka. - nakazał i machnął na niego ręką. To jednak nie koniec spraw. Naerys mogła nieco zniekształcić obraz ukazany w piśmie i właśnie też dlatego na nią machnął ręką.
- Pokaż mi ten list od Brackena, siostro. Nie sądzę, żeby to on mnie informował o wojnie w Dorne, czyż nie? - spojrzał na nią dość wymownym wzrokiem, który z pewnością nie znosił żadnego sprzeciwu. Jeśli nie chciała mu przekazać co jest tam napisane, to z pewnością było to coś równie ważnego.
Powrót do góry Go down
Reinmar Arryn

Reinmar Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
656
Join date :
03/05/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptySro Sty 29, 2014 11:39 am

Królewska Przystań, największa metropolia Siedmiu Królestw, mieszcząca za swymi niebotycznymi murami dziesiątki tysiące istnień, licząc od wysoko urodzonej elity przez zamożnych kupców i pomniejszych handlarzy aż po niezliczoną rzeszę biedoty, żyjącej z dnia na dzień i żywiącej się czymkolwiek wpadnie jej w ręce, obojętnie czy to szczur czy nadgniły ziemniak lub obierki po jabłkach. Co za tym idzie, nad stolicą, a przynajmniej nad jej najuboższymi dzielnicami oraz portem, bezustannie unosi się nieprzyjemny zapach brudu, uryny, nieświeżych ryb oraz chorób trawiących biedotę. To właśnie tego smrodu Reinmar najbardziej nienawidził. Przyzwyczajony do czystego powietrza Doliny, za każdym razem gdy przejeżdżał ulicami Królewskiej Przystani, czuł się jakby pchał się do jaskini pełnej dzikiego, chorego zwierza, które trawi choroba. I choć ogrom Królewskiej przystani przewyższał nawet Gulltown, największe miasto Wschodu, to miast podziwu, niejednokrotnie budził odrazę. Miastu brakowało zarządców. Szczęśliwa elita pławiła się w luksusach Czerwonej Twierdzy, racząc najlepszymi winami z południa, przechadzając po pięknych ogrodach i zaznając uciech w najdroższych zamtuzach tej części świata, głęboko w rzyci mając resztę społeczeństwa, zajęci własnymi intrygami oraz polityką.
Nic więc dziwnego, że Reinmar nie miał ochoty zatrzymywać się po drodze. Kompania szybko przejechała ulicami miasta, zmierzając do Czerwonej Twierdzy, potężnej warowni, pełnej wielkich komnat oraz sekretnych przejść, a przede wszystkim domu króla Siedmiu Królestw, Aerysa II Targaryena.

Po krótkiej wizycie w komnacie, pozbyciu się szat podróżnych oraz przywdzianiu świeżego, bardziej reprezentacyjnego odzienia, Nihil oraz Reinmar Arryn udali się do Wielkiej Sali, by zgodnie z obyczajem powitać króla. W milczeniu przebyli kilka długich korytarzy, mając dziwne wrażenie, że ściany w tym miejscu mają oczy i uszy. Nie bez powodu powiadano, że w Królewskiej Przystani każdy sługa, każda dziwka czy zwykła kuchta jest szpiegiem.
Wielka Sala nieodmiennie robiła imponujące wrażenie na przybyszach. Jej rozmiary, ogromna przestrzeń uzyskana dzięki wysokiemu sklepieniu, żelazny tron oraz, przede wszystkim, smocze czaszki nikogo nie zostawiały obojętnymi przypominając o potędze Targaryenów, która choć malała, wciąż była niemalże niezrównana. Dajmy jednak już spokój opiewaniu potęgi smoczego rodu, a skupmy się na chwili obecnej, w której Reinmar oraz Nihil stawili się przed królem.


Nie wiem czy król jest w sali, więc chwilowo nie opisuję momentu powitania.
Powrót do góry Go down
Aerys II Targaryen

Aerys II Targaryen
Włości Korony
Skąd :
Dragonstone
Liczba postów :
135
Join date :
03/09/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptySro Sty 29, 2014 12:53 pm

Aerys milczał.
Cisza wokół władcy z każdą uciekającą minutą gęstniała niczym dym. Smog znad pogorzeliska. Paskudny, ciężki swąd zawiedzionych nadziei. Targaryen siedział przy dębowym stole w Sali Narad, starając się nie wyłamywać palców, nie bębnić po blacie, nie bawić się złotym smokiem, służącym za przycisk do papierów, a szczególnie nie gapić wyczekująco to na drzwi, to na okno, zupełnie jakby wyczekiwał pomocy z zewnątrz.
Ale świat milczał zawzięcie.
Nie-przy-bę-dzie, stukał w rytm przyspieszonego pulsu złośliwy, uporczywy dzięcioł przeczucia w głowie.
Nie-przy-bę-dzie,
Nie- przy-bę-dzie,
Nie-przy-by-wa.
Nie.
Figurka smoka wyślizgnęła się z palców, z łomotem spadła na dębowy blat biurka, sztywne płatki papierów posypały się na podłogę, strącony nieopatrznym ruchem dzban rzucił się w ciemną przepaść między nogami mebla, wciąż milczący niby bohaterski straceniec.
Kiedy jesteś samotnym królem na pustej, zimnej, niegościnnej ziemi, kiedy za towarzystwo masz milczący przycisk do papierów i puste komnaty, możesz nabrać ochoty, żeby się po prostu upić. I to nie żadnym tam dornijskim sikaczem, tylko porządnym, myrijskim winem. Takim, który potrafi pędzić w chwilach melancholii stary, poczciwy alchemik. Złotym jak płomień lata, zjadliwym niczym ironia, złym niby demoniczne serce Aerysa.
- Wasza Miłość…
Król nie pamiętał, kiedy Gwardzista wszedł do sali. Siedział przy stole, gapił się na własne palce zaciśnięte na pucharze wina i nie pamiętał. Przepojony melancholią trunek buzował mu w głowie jak smoczy ogień. Raz w górę, raz w dół. Życie i śmierć. Śmierć i życie.
Trzeba wybrać.
Warto wybrać.
Naprawdę.
- Wasza Miłość, Reinmar Arryn z małżonką wyczekują w sali tronowej…
Aerys pamiętał Summerhall. Piękny zamek. O wysokich oknach i spadzistym dachu. W mansardowe lukarny wprawiono kolorowe szybki. Kominy wyciągały się ku światłu jak osobliwe pędy. Białe gzymsy wieńczyły framugi, parapety zrobiono z solidnego kamienia, pośrodku litych, drewnianych drzwi tkwiła wykrzywiona gęba kołatki. Balustrady oplatał gąszcz dzikich róż. Tak, to z pewnością był piękny zamek, opatulony niczym pledem zielonym, kosmatym ogrodem.
Dobre miejsce, żeby w nim żyć i snuć marzenia.
A także, być może, umrzeć. Jak Aegon Piąty.
Ravath lubiła tamto miejsce. Lubiła kwiaty, kominki i bibeloty. Porcelanę, wygodne fotele, łoża z poduszkami. Lubiła stylową, ulotną aurę spokoju otaczającą letnią siedzibę rodu. Aerys pamiętał, jak będąc jeszcze dzieckiem ucieszyła się, gdy w altanie zamieszkały koty. Cały klan popielatych jak babie lato zwierzaków o turkusowych i szmaragdowych oczach. Postawiła im zaraz miseczki z mlekiem, karmą i resztkami z kuchni. W końcu ogród był bardzo duży. Nie znalazła powodu, by nie dzielić go z nowymi lokatorami.
A teraz nie żyła. Ona i koty.
Król podniósł się powoli, czując, jak ciężar ostatnich dni przygniata go do ziemi. Posunął się w latach o dobrą dekadę, zapominał o śnie i odpoczynku, nawet o jedzeniu. Mimo to nadal kroczył tak, jak winien kroczyć król - spokojnie, z dostojeństwem i twarzą zasnutą obłokami namysłu. Gdy wkroczył do sali tronowej, nie zwracał uwagi ani na poddanych, ani strażników pełniących wartę przed podwyższeniem. Twarz ściągnięta w bólu nie wyraziła żadnego uczucia, gdy zasiadł na Żelaznym Tronie i wbił lawendowe spojrzenie w Reinmara Arryna oraz jego… małżonkę?
Prowokują mnie.
Blade, pokaleczone palce przesunęły się po ostrzu wystającym z siedziska i zamarły na moment w bezruchu, by po chwili ponownie podjąć wystudiowany ruch.
- Jestem zdumiony. Starszy nad Prawem w końcu zechciał odwiedzić miejsce swej pracy. - brwi Aerysa ściągnęły się w lekkim grymasie, gdy pokiwał głową w zadumie. - Mam nadzieję, że podróż przebiegła spokojnie? Sen będzie wam teraz wrogiem i jedynie pobożną mrzonką. - Targaryen poprawił na ramionach ciemny płaszcz, tak mocno kontrastujący z jego bladą cerą. Znak żałoby po królowej upodabniał go do Milczących Sióstr, lecz sam król nie miał zamiaru siedzieć oniemiałym. I ani myślał otwarcie mówić o śmierci swej żony. Nie teraz. Nie, kiedy wciąż nie oswoił się z tą myślą. Ludzie z Doliny najpewniej prędko dowiedzą się o tragedii od dworzan, którzy nie potrafili… i nie chcieli trzymać języka za zębami.
Powrót do góry Go down
Reinmar Arryn

Reinmar Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
656
Join date :
03/05/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptySro Sty 29, 2014 2:30 pm

A oto i on. Najpotężniejszy człowiek w Siedmiu Królestwach. Ten, na którego barkach spoczywa cały ogrom władzy w Westeros. Ten, któremu winien posłuszeństwo każdy z zarówno wielkich jak i pomniejszych rodów. Potomek zdobywców, jeźdźców na smokach. Potężnego rodu z mistycznej Valyrii, przed którego potęgą klęknął cały kontynent, zarówno dziedzice Pierwszych Ludzi jak i Andalowie.
Mimo iż król nigdy nie zapominał o dumnej, wyprostowanej postawie, Reinmar nie mógł oprzeć się wrażeniu, że kiedy opuszczał Królewską Przystań, król był młodszy. Młodszy o dobre kilka lat. Dopiero w tym momencie, dziedzic Namiestnika Wschodu uzmysłowił sobie, jak wielkim ciężarem musi czasem być władza. Siedział teraz na Żelaznym Tronie, z chmurnym licem przyglądając się witającej go dwójce. I choć przez ułamek sekundy Reinmar rozumiał zmęczenie króla, nie miał najmniejszego zamiaru być jednym z zamiatających w ukłonach podłogę przymilnych sług.
Wysoko jak honor.
Skłonił się oszczędnie, sztywno, po żołniersku. Spojrzał królowi w twarz.
- Wasza miłość - przywitał się krótko, jak zwykle nie szukając pięknych słów. - Pozwól, że przedstawię mą małżonkę. Nihil Arryn, córkę Lorda Starka, Namiestnika Północy.
Jego wzrok powędrował do małżonki. Nie powinna tu być. To niedobre miejsce.
- Panie - rzekł, ściągając brwi, gdy usłyszał zarzut króla - Przystań opuściłem, by odnaleźć Rhaenę Targaryen, która jak mi wiadomo bezpiecznie powróciła do stolicy, oraz wesprzeć ród Lannisterów podstępnie zaatakowany przez najeźdźców z morza.
Mówił prosto, bez strachu. Mówił prawdę.
- I choć faktycznie udałem się w daleką podróż, by pojąć lady Nihil za żonę, w Winterfell zabawiłem nie dłużej niż było to konieczne ze względu na ceremonię. Potem zaś bezzwłocznie udaliśmy się w drogę powrotną, która wydłużyła się ze względu na niepokoje w Dorzeczu o których jak sądzę Wasza Miłość słyszałeś.
Przerwał. Nie wspomniał ani słowem o żadnej z bitew czy potyczek.
- Snu potrzebują ludzie słabi - niski, zachrypnięty głos Reinmara znów przerwał ciszę panującą w Wielkiej Sali. - Gotów jestem spełnić swe obowiązki - rzekł poważnie. Choć nie prosił się o pozycję, na którą został wyznaczony, zamierzał przysłużyć się królestwu, jak tylko umiał. Choć prędzej stworzony był do bitwy niż do rady.
- Dotarły do mnie wieści o zawieruchach na południu... - zaczął, lecz urwał. Powinien tam być. Powinien był wspomóc ród Baratheon, który jako jedyny nie opuścił Doliny w potrzebie. Powinien... Wciąż nie znał wyniku wojny. I choć w podróży, do ich uszu docierały różne wieści i pogłoski, to wciąż nie miał pewnych informacji. Co gorsza jednak, mówiło się, że młody Baratheon poległ, choć zwyciężył bitwę.
- Pozwól Wasza Miłość, że zapytam. Czy prawdziwe są pogłoski o bitwie w wąwozie i śmierci Aylwarda Baratheona, młodszego z synów Lorda Baratheona?
Powrót do góry Go down
Nihil Arryn

Nihil Arryn
Nie żyje
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
341
Join date :
26/04/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptySro Sty 29, 2014 5:32 pm

Nihil przyglądała się dość krytycznie własnemu odbiciu w lustrze. Bogato zdobiona suknia, która choć zachowała prosty krój i tak zbyt bardzo rzucała się w oczy, jednakże nie można było tutaj, na dworze królewskim, po prostu pozostać w cieniu. Paradoksalnie fakt, że ktoś unika ciekawski spojrzeń, wzbudzało jeszcze większe zainteresowanie. Aczkolwiek nie przyozdobiła odsłoniętej szyi jak większość sznurem pereł bądź dużym, dorodnym kamieniem szlachetnym, tylko srebrnym łańcuszkiem z zawieszką w kształcie orła wzbitego do lotu oraz drugą będącą przedstawieniem głowy wilkora. Była sentymentalna. Widząc, że Reinmar już od dłuższego czasu oczekuje gotów do wyjścia, zaprzestała porównywać obraz Nihil z Winterfell, obecny w jej świadomości z tym, jak prezentowała się małżonka Arryna. Nie mogła sobie pozwolić na pełną naturalność, nie w środowisku pełnym żmii. Ułożyła dłoń na ramieniu mężczyzny, pozwalając się prowadzić tymi wielkimi, nieprzyjaznymi korytarzami twierdzy.

Przerażała ją ta twierdzy. Przerażała ją sztuczność person w otoczeniu króla. Przerażał ją sam władca Westeros, nie mniej jak każdy Stark nigdy nie pokazywała po sobie lęku. Zbyt dumni, aby przed obcymi przyznać się do swoich słabości. Szła obok Reinmara nie jak jakaś potulna gęś, zbyt głupiutka aby na kogoś podnieść wzrok, tylko dotrzymywała mężczyźnie swobodnie kroku będąc jednocześnie towarzyszką mającą w głowie więcej niż te wszystkie salonowe damy. Droga, która dzieliła ich do wejścia do stosownej odległości od tronu, wydawała się Nihil z każdym krokiem dłuższa miast skracać się. Zgodnie ze zwyczajem, skłoniła się zgrabnie. Nie było w tym żadnej sztuczności. Szanowała króla pomimo jakichkolwiek pogłosek na jego temat, które dotarły także do jej osoby. Nie odzywała się pierwsza oraz nie pytana. I kiedy pomiędzy władcą a Reinmarem trwała rozmowa, pozwoliła sobie na dyskretne zlustrowanie osoby Aerysa. I to nie na jego twarzy, postawie, ubiorze zatrzymała swoje oczy. Ich uwagę przykuły pokrwawione dłonie. Palce ranione przez żelazny tron. Cena, ciężar tudzież odpowiedzialność. Przecież władza nie przychodzi za darmo. Każdy to wiedział. Mogła się więc cieszyć, że przyszło jej żyć z dala od tego wyniszczającego dworu. Że nie poznała smaku władzy, mającej w sobie tyle samo goryczy. I że zachowała tą świeżość i niewinność, zupełnie obcą dla ludzi z twierdzy. Bo i po co im jakiekolwiek zahamowania lub cieszenie się bzdurami, kiedy mogą mieć więcej i więcej? Nihil, domyślając się co też małżonek chciał jej przekazać tym urwanym, zatroskanym spojrzeniem, wyrwała się z własnym rozmyślań i pochyliła głowę. Ceregiele winny się dopełnić. A Reinmar nie powinien się o nią martwić. Bogowie czuwają nad nią. Nawet w tak zepsutym miejscu.
- Wasza miłość.
Odparła, po chwili podnosząc te ciemne i głębokie oczy, które nie zawahały się przed spojrzeniem prosto w ślepia króla. Bo i czego miałby się obawiać z jej strony? Albo czego ona miałaby się lękać? To tylko zwykła wymiana spojrzeń, uprzejmość, do której Aerys zapewne przywykł egzystując na dworze. I może dlatego, że Nihil nie była zgorzkniała przez życie tutaj, pozwoliła sobie na zachowanie się tak jak winien każdy, normalny człowiek, a nie ten oślepiony przez wszelakie żądzę - spojrzeć w oczy swojemu rozmówcy na znak szacunku.

Powrót do góry Go down
Aerys II Targaryen

Aerys II Targaryen
Włości Korony
Skąd :
Dragonstone
Liczba postów :
135
Join date :
03/09/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyPią Sty 31, 2014 4:54 pm

Przezorni mają lepiej, pomyślał król, obracając na placu złoty pierścień z czerwonym oczkiem rubinu, lśniącym przy każdym ruchu. Widząc swych Gwardzistów, nieruchomych niczym posągi a nade wszystko - uzbrojonych, czuł się znacznie lepiej. Weselej, można rzec. Nie dlatego, że lękiem napawała go rozmowa z Arrynem, ten był wszak wyłącznie Lordem z Doliny, który wykorzystał splot przyjaznych mu sytuacji i wspiął się dwa szczeble wyżej na drabinie potęgi. Aerys od dawna cierpiał na przeświadczenie, iż ktoś, nie wiadomo kto, lecz ktoś na pewno, pragnie pozbawić go życia. W królestwie najpewniej były teraz setki, jeśli nie tysiące ust życzących mu śmierci. I choć zastraszająca większość z nich była jedynie pobożnymi prośbami, jedna… dwie, może trzy pary warg szepczące „król musi zginąć”, mogły zaowocować spełnieniem tego zdania. Wystarczyła sakwa wypchana pieniędzmi, odpowiednie kontakty lub… zdrajca na królewskim dworze. Targaryen, zwłaszcza po śmierci Ravath, doskonale wiedział, że wielu wolałoby go ujrzeć w kryptach Wielkiego Septu, nie zaś na Żelaznym Tronie, całego i zdrowego. A jednak… wciąż na nim siedział. Siedział teraz i siedzieć będzie w wiele lat później, bowiem ci najbardziej znienawidzeni zawsze przeżywają tych najbardziej kochanych…
- Lady Nihil… - król kiwnął delikatnie głową, obdarzając małżonkę Arryna nie większą uwagą, niż było to niezbędne. Lordowie każdego dnia przybywali i przedstawiali mu swe żony, córki, wnuczki, a nawet i nałożnice, zupełnie jakby wokół kobiet kręcił się świat. Być może… rzeczywiście się kręcił… lecz nie dla Aerysa. Nie, gdy wciąż przed oczami miał widok królowej, balansującej na balustradzie tarasu.
- Stare przysłowie mawia, iż tłumacza się wyłącznie ludzie winni. - zauważył spokojnie Targaryen, przerywając nagle obracanie pierścienia na palcu. Jego wzrok spoczął na Arrynie. Zimne, obojętne, choć na pewno nie głupie i próżne spojrzenie. Nie przytłumione odległymi problemami. Dziś władca myślał szybciej, bardziej przenikliwie, ostro jak stal ze starej Valyrii. Miał cel i pragnął go osiągnąć. - Owi… najeźdźcy z morza, jak ich określasz, to ród Greyjoy władający Żelaznymi Wyspami. Odbiegają zwyczajami od reszty wielkich rodów Westeros i niektórzy wolą ich nazywać barbarzyńcami a nie poddanymi królestwa… nie jest to jednak powodem, by traktować potomków Krakena marginalnie. Za swą wojnę przypłacili krwią oraz klęską, zaś nie od dziś wiadomo, że człek uczy się na błędach. Nawet ten, który pełni funkcję władcy. - Aerys podparł dłonią podbródek, marszcząc jasne brwi. Spojrzenie koloru fiołków zamarło nieruchomo na jednej z leżących najbliżej Żelaznego Tronu czaszek. - Historia nie raz pokazała, iż kobieta ważniejsza jest niż całe królestwo… sądziłem jednak, że posiadasz w sobie więcej poczucia obowiązku niż… miłosnych porywów. - Targaryen wyprostował się powoli, pocierając kciukiem podbródek. Temat ten męczył władcę równie mocno, co bezczynne dryfowanie po morzu własnych domysłów. - Ufam, iż tym razem będziesz pełnił swe obowiązki sumiennie… cóż, przynajmniej nie wymówisz się kolejnym ślubem. - uciął gładko Aerys, zamierając w bezruchu na wzmiankę o południowych starciach. Wojna generuje legendy. O wielkich czynach, niezwykłych bohaterach albo wyjątkowych sukinsynach. A także o nadprzyrodzonych wydarzeniach i istotach, które mają wpływ na przebieg walki. Podania o mistycznych bitwach i wojownikach mnożą się wszędzie, na całym świecie… a także i tam, na południu. Imię młodszego z Baratheonów ostatnimi dniami przewijało się w rozmowach zarówno dworzan, jak i zwykłych kupców czy karczmarzy. Mówiono o jego śmierci, o zmartwychwstaniu, krwawej zemście, a nawet smokach, które rzekomo miały wspomóc dowódcę Burzy i żywcem usmażyć armię Martellów w wąwozie…
- Nie zebraliśmy się tu, by powtarzać bajdy zasuszonych służek i chętnych kurew, choć te ostatnie najpewniej zdołały wypłakać sobie oczy na wieść o śmierci ich najlepszego klienta. - kąciki ust Aerysa drgnęły ze zdenerwowania, gdy zacisnął mocniej palce na poręczach Żelaznego Tronu. - Nieprawdziwej wieści, jeśli już poruszyliśmy ów wątek. Syn Lorda Baratheona odniósł rany, jednak nie na tyle ciężkie, by przeszkodziły mu w pojmaniu księcia Martella, z którym stoczył bój. I to właśnie z tej okazji już wkrótce Czerwona Twierdza zaroi się od Dornijczyków, lordów Burzy i wszelkiej maści wojennych bohaterów… oraz zdrajców. - Aerys podniósł się spokojnie, splatając dłonie za plecami. - Dlatego zależy mi na prędkiej rozprawie nad Edmundem Blackwoodem, którą nakażę zarządzić na dzień jutrzejszy. Teraz możecie odejść, w razie zmiany planów, jeden z Gwardzistów przekaże wiadomość. - Targaryen, nadal trwał w miejscu, najwyraźniej rozważając w myślach kolejne spotkanie, jakie odbędzie się w znacznie bardziej… kameralnym charakterze. Rzec można: rodzinnym…
Powrót do góry Go down
Reinmar Arryn

Reinmar Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
656
Join date :
03/05/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyPon Lut 03, 2014 12:24 pm

Czerwony rubin na palcu Aerys lśnił hipnotyzującym blaskiem, przykuwając spojrzenie. Reinmar pamiętał, że król w identyczny sposób bawił się pierścieniem, gdy spotkali się się w tej sali przed wieloma dniami. Ach, na bogów, ileż to już czasu upłynęło. Byli wtedy w Wielkiej sali jedynie we czwórkę. Król, królowa, królewski brat oraz Reinmar Arryn, który stawił się przed oblicze Aerysa, by osobiście przekazać mu, że Walder Frey, głowa rodu z Bliźniaków, przyznał się do zdrady i oczekuje sądu (który do tej pory nie nastąpił). Tego to właśnie sądnego dnia, Aerys II Targaryen ustanowił Namiestnikiem swego młodego brata, a Reinmara Arryna mianował Mistrzem Prawa, rozkazując owej dwójce rozpoczęcie poszukiwań Rhaeny Targaryen. Reinmar doskonale pamiętał swój pierwszy odruch, który z trudem powstrzymał. Królowi się nie odmawia. Nie, jeśli ma się na uwadze los własnego rodu.
Dzisiaj Aerys przemawiał tym samym, nie znoszącym sprzeciwu tonem najpotężniejszej osoby w tej części świata. Tym jednak razem, zdawało się, że szuka w Reinmarze uosobienia wszystkich swoich wrogów.
Pierścień przestał się obracać.
Król przemówił. Jego głos był zimny. Zimny niczym stal. W świecie pełnym wrogów, niechętnego ludu i fałszywych pochlebców, Aerys ugodził w potomka Andalów, który choć butny gotów był służyć Siedmiu Królestwom i ich prawowitemu królowi.
...ludzie winni.
Reinmar spojrzał w twarz króla. Niesamowicie niebieskie oczy Arryna z Doliny napotkały wzrok fiołkowych oczu Władcy Siedmiu Królestw.
- Wasza miłość chcesz mi coś zarzucić? - niebezpieczne było to pytanie, lecz być może na własne nieszczęście Reinmar nie należał do ludzi, którzy pochlebstwami i niskimi pokłonami zdobywają zaszczyty. - Ród Greyjoy, mój panie, stał się kolejnym pysznym domem, który wywołał wojnę domową, wykorzystując słabość rodu Lannister. Może więc i oni powinni zostać wezwani, by odpowiedzieć przed Tobą za swe czyny.
Następne słowa króla sprawiły, że Arryn zacisnął mocniej szczękę. Nie przyzwyczajony był ten dumny wojownik, by przemawiano do niego niczym do wyrostka. Mimo iż Reinmara trudno było zaliczyć do przyjemnych w obcowaniu, to bez słowa protestu spełniał królewskie żądania. Teraz również przybył do stolicy, by służyć nękanemu wojnami domowymi państwu. Taką wyznaczono mu rolę. Przestał się zastanawiać nad tym, jak to się stało. Zaakceptował swój los. Wiedział, że w oczach wielu pozostanie jedynie bezwzględnym wojownikiem z Doliny. A bycie w Małej Radzie powodowało zazdrość nawet wśród, jak do tej pory myślał, przyjaciół. Tak być musiało. A mimo to... Słowa króla okazały się gorzkim kielichem. Reinmar Arryn... nie sądziłem, że efekty zobaczę tak szybko. Miło, że ktoś w tym Królestwie jeszcze wie, jak załatwiać sprawy. Tak przemawiał ostatnim razem. Teraz zarzucał mu, że nie wywiązuje się ze swych zadań. Z trudem powstrzymał się od odpowiedzi. Spojrzał na stojącą obok żonę i pohamował gniew. Pomyślał o Dolinie. Gdyby udali się do Orlego Gniazda, zapewne siedzieliby teraz u stołu razem z panem ojcem, potem zaś pojechaliby podziwiać piękno Doliny. Dni płynęłyby beztrosko w otoczonym górami azylu. Zapomnij, służysz teraz Królestwu.
Następne słowa króla przyjął niemym skinieniem głowy. Aylward Baratheon żył. I choć o młodym Jeleniu krązyły różne opinie, to Reinmar poznał go jedynie z tej dobrej strony; bystrego dowódcę, świetnego żołnierza i... wiernego przyjaciela.
- Wasza miłość - powiedział krótko Reinmar, żegnając króla. Zaoferował ramię Nihil. Dotyk żony przyniósł ulgę, a jednocześnie... nową falę niepokoju. [i]Bogowie, miejcie nad nią pieczę.[/b] Powoli ruszyli w stronę wyjścia. Nie było to miłe spotkanie. W królewskiej Przystanie jednak trudno było się takowych spodziewać.

/zt Nihil oraz Rein
Powrót do góry Go down
Maegor Targaryen

Maegor Targaryen
Włości Korony
Skąd :
Smocza Skała
Liczba postów :
708
Join date :
29/10/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyPon Lut 03, 2014 3:46 pm

/ z zaułków Czerwonej Twierdzy

Kiedy czekasz na coś i czekasz, kiedy z tęsknoty twoje serce gotowe pęknąć na cząstki jak dojrzała mandarynka i nagle to coś się ziszcza, nadchodzi potężne jak wyładowanie atmosferyczne, jasne i nabuzowane adrenaliną, aż gwiżdże ci w uszach, a ty już w tej chwili, w tym jednym momencie, wiesz, że coś poszło nie tak, że powinieneś czym prędzej zniknąć... zapaść się pod ziemię. Uciec i dopiero później, dużo później spróbować jeszcze raz.
W innych okolicznościach.
Nie teraz.
Na bogów, nie teraz!
- Książę, król chce spotkać się z Tobą w sali tronowej. - ostry głos jednego z Gwardzistów przeszywa ciszę korytarza jak wyszarpnięty z pochwy miecz. Jasne brwi Maegora marszczą się w grymasie niezadowolenia (strachu), fiołkowe oczy błyszczą chorobliwie (panicznie) w świetle kandelabrów. Mięśnie mocno zarysowanej szczęki Targaryena drgają nerwowo, gdy ten kiwa delikatnie głową na znak zrozumienia i powraca do studiowania krótkiej wiadomości. Dopiero gdy kroki rycerza cichną na końcu korytarza, kawałek pergaminu wędruje w stronę płonących świec - papier wnet zajmuje się jasnym ogniem, a Maegor, nieruchomy i nieustępliwy jak góra, obserwuje płonący list. Aż do samego końca. Aż do chwili, w której płomień nie składa na palcach gorącego pocałunku. Jednak nawet i wtedy po twarzy Targaryena nie przebiega najmniejszy grymas bólu, choć pergamin wciąż tli się na rozłożonej dłoni.
Cóż to za Smok, który lęka się ognia? Pomyślał spokojnie, zaciskając mocno pięści. Cóż to za Smok, który lęka się drugiego Smoka? Powtórzył, unosząc podbródek w górę i ruszając w stronę sali tronowej. Nigdy więcej! - powtarzał sobie, przemierzając znane na pamięć korytarze. Za cholerę nie wrócę na Smoczą Skałę! Za cholerę nie będę znów ram mieszkał. Nigdy, bo inaczej skończę jako wyjący do księżyca wariat.
W końcu, do licha, czy robił coś złego? Zabrał jajo, nim dokonała to któraś ze szpiegujących dla innych rodów służek albo przygłupia dwórka królowej… zabrał to, co należało do jego rodziny. W sumie nic naprawdę podłego. Żadne prawdziwe kurewstwo.
Dobry uczynek, jeśli inaczej na to spojrzeć.
Wraz z momentem, gdy pchnięte silnymi ramionami drzwi prowadzące do sali tronowej otworzyły się przed Targaryenem z hukiem, Maegor pragnął już, teraz, w tym momencie stawić czoła swemu bratu… ale pokonując odległość dzielącą go od podwyższenia, na którym stał Żelaznym Tron, Smok doskonale czuł jak nieszczęście zbierało się nad jego głową podobne do burzowej chmury. I wypiętrzało się z każdą kapiącą z sopla czasu sekundą, aż do stadium tornada. Bo wystarczy jedno spojrzenie, jedno skrzywienie ust Aerysa, żeby wiedzieć, że zarówno on, jak i sam Maegor wspólnie jadą na rumaku bez uprzęży wprost w objęcia katastrofy.
- Dusza ma śpiewa ze szczęścia, tarza się w rozkoszy niczym w miodzie i najsłodszym winie, gdy słyszę, iż najszlachetniejszy spośród szlachetnych zechciał, bym skąpał się w jego jaśniejącej niby gwiazda zaranna obecności! - rzucił donośnie Targaryen, zatrzymując się nie dalej jak dwa jardy przed marmurowym podwyższeniem. - O, cóż to za dzień cudowny, co za tryskający wspaniałością poranek, co za niespodziewana a szczęsna okoliczność! Nie wiem wszakże, czy godzien jestem, aby tak znaczny, tak niezwykły gość zaszczycał mnie swym jestestwem! O wielki władco, przyjm korne przeprosiny i wyrazy współczucia płynące z serca rozpłomienionego szczerą ku tobie miłością! - Maegor ukłonił się przed Aerysem z nadmierną przesadą, po czym dopiero po chwili wyprostował energicznie, gdzieś po drodze gubiąc własne rozbawienie. Jedynie na jego ustach widniał ponury uśmiech, jak zapowiedź zbliżających się wydarzeń. Targaryenowie ramię w ramię szli przez ciemność, nieprzyjemnie namacalną, niczym gęsta, zimna, lepka mgła. Aż w końcu jeden musiał podłożyć nogę drugiemu…
Powrót do góry Go down
Aerys II Targaryen

Aerys II Targaryen
Włości Korony
Skąd :
Dragonstone
Liczba postów :
135
Join date :
03/09/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptySro Lut 12, 2014 7:38 pm

Gdy jesteś władcą Siedmiu Królestw, na każdym kroku musisz podejmować istotne decyzje. Takie, które zaważą potem na losie Westeros. Nikogo nie obchodzi, czy czujesz się zmęczony, zdradzony czy smutny. Nieważne, że w ogóle nie tego pragnąłeś, a dzieło, które chciałeś kiedyś zbudować, miało wyglądać zupełnie inaczej. Nieistotne, czy czasem żałujesz swych decyzji, czy jesteś z nich dumny.
Zostałeś królem Siedmiu Królestw. A to obliguje.
Aerys siedział w tronowej Sali Czerwonej Twierdzy i wpatrywał się w Reinmara Arryna tak, jakby zapragnął, by człowiek ten nigdy się nie narodził. Twarz Targaryena przybrała stanowczy wyraz, brwi były ściągnięte, usta zaciśnięte. W tej chwili nikt przy zdrowych zmysłach nie ośmieliłby się zwrócić doń pogardliwie bądź zarzucić mu nieudolność. Niespokojny mąż, odludek nienawidzący polityki, chwiejny partner w negocjacjach gdzieś zniknął. To nie był już słaby, łagodny Aerys. Na Żelaznym Tronie zasiadał prawdziwy imperator. A decyzje, które miał podjąć, były przemyślane i nieodwołalne. Skończyły się manipulacje, wątpliwości, prośby o rady. Smok, władca Westeros, wreszcie ocknął się z letargu. I najwyraźniej nie był to miły wypoczynek. Ponure dostojeństwo sali tronowej przytłaczało go, ale nie przerażało. Skończył się czas biadolenia. Teraz znów trzeba było podnieść głowę i wziąć na siebie olbrzymią odpowiedzialność. A Aerys czuł się na to gotowy. Szybko zdołał oczyścić umysł z niskich pobudek. Już nie chodziło o to, żeby komuś coś pokazać, udowodnić, zaimponować. W jego rękach spoczywał los królestwa. Może nie tylko całego królestwa, lecz czegoś więcej. Przyszłość całego znanego świata.
- Czy pragnę… coś zarzucić? Poza brakiem taktu i poczucia obowiązku, których nie wpoili Ci w Orlim Gnieździe… bądź po prostu nie napotkali w Twej osobie pojętnego ucznia? - głos, przywodzący na myśl żelazo uderzające w kamień, odbijał się echem od wysokich ścian, od kandelabrów i czaszek smoków…. przede wszystkim od czaszek smoków. - W rzeczy samej. Z każdą mijającą chwilą jest tego coraz więcej, ser. I żywię nadzieję, że przy kolejnej rozmowie zechcesz zaprezentować się jako wytrawny strateg i człowiek, z którym mogę rozprawiać o dobru królestwa, nie zaś ktoś, kto wygłasza swe opinie niepytanym… i to na domiar złego w tematach, które nie należą do zakresu jego obowiązków. Jeśli pragnąłbym wysłuchiwać osądów syna Lorda Arryna, uwierz mi, zapytałbym o nie. - Aerys zacisnął dłoń na poręczny tronu, prostując się z dumą, jaka przystoi jedynie królewskiemu rodowi. - Czyny osądza historia, ser. Nie człowiek. Na pewno zaś nie taki, który wzbogacił się na wojnie, jaką teraz głośno przeklina. - Targaryen wpatrywał się w Reinmara wzrokiem człowieka nie tolerującego podobnych występków. Jak do wyrostka? Bogowie, miejcie litość. Najwyraźniej poza brakiem ogłady, stojący przed królem dziedzic Orlego Gniazda miał także niespotykany dar do protekcjonalnego tonu stosowanego wobec swego władcy. Szczeniackie zachowanie, nic poza tym. Człek odgrywający rolę wiernego sługi, w rzeczywistości zaś będący jedynie głośno ujadającym psem, pragnącym dostać jak najsmaczniejsze kąski. Prawdziwy problem tkwił jednak w tym, że król potrzebował takich ludzi. Mieli prawo do swych opinii, powinni jednak wiedzieć, że wygłaszanie ich w ten sposób, w takich okolicznościach i to mając za kołnierzem podobną ilość zawodów sprawionych władcy, nie jest rzeczą szczególnie rozsądną. Aerys skinął lekko głową, gdy dwójka, której udzielił audiencji, ruszyła w stronę wyjścia. Ponurym wzorkiem odprowadzał młode małżeństwo, myślami wędrując już ku kolejnemu problemowi, jakiemu dzisiejszego dnia przyjdzie stawić mu czoła. Nie spał całą noc, a teraz na rozterkach schodził mu kolejny dzień. Jednak wiedział już, co powinien uczynić. Nie wahał się, tylko czekał, aż przekonanie przerodzi się w pewność.
Ta zaś z każdą chwilą zdawała się coraz odleglejsza, zwłaszcza od momentu, w którym drzwi sali tronowej nie rozwarły się z hukiem. W podobny sposób przed oblicze króla mógł zmierzać tylko jeden człek w całym Westeros…
Targaryen zacisnął mocno dłonie w pięści.
Maegor.
Ten Maegor, który nie raz nie dał się stłamsić starszemu bratu, ten, który oznajmiał rodzinie i światu swoje zdanie. Nigdy nie ustępował. A z czasem, gdyby jedynie nie musiał opuścić Siedmiu Królestw i zbiec do Essos, poszłyby za nim rzesze innych. Aerys wiedział, że teraz, gdy powrócił, też tak się stanie. Cokolwiek jednak oznacza ten absurdalny kaprys wyższych mocy, on, król, nie zgadza się na to. Nie chce być bezwolną marionetką w rękach kogokolwiek innego, nie pozwoli na osłabienie potęgi rodu.
Nie pozwoli.
Wszak jego królestwo to cudowne miejsce. Niepokorne, straszne, ale piękne. Miałby pozwolić, żeby to wszystko zniknęło? Miałby dopuścić do zniszczenia przez pożogę lasów, pustyń, puszcz, górskich szczytów? Nigdy więcej nie ujrzeć koni w biegu? Kobiet w tańcu? Okrętów pod pełnymi żaglami? Nie powiedzieć stanowczego, buńczucznego, zdecydowanego: „Nie! Nie pozwalam!”? Kim by się wtedy stał? Padalcem? Gnidą? Służalczym tchórzem? Nie ma mowy.
- Skoro tak podoba Ci się dowcipkowanie przed tronem, zadbam, byś dostał odpowiednią posadę, w której spełnisz swe talenta. Obecny błazen niezbyt mnie bawi. - rzekł sucho Aerys, podpierając dłonią podbródek i wpatrując się w swego brata fiołkowymi oczami. Życie. Tam wszędzie, poza Czerwoną Twierdzą, było życie. Wspaniałe, wolne, dzikie, nie do przecenienia. I on, Aerys, wolny, niezawisły władca Westeros ośmieli się w imię tego życia wystąpić przeciw wrogom korony.
- Wątpię zresztą, by było Ci do śmiechu, gdy wspomnę o zastraszaniu Wielkiego Maestra. - dodał po chwili milczenia, podnosząc się powoli z Żelaznego Tronu. - Powiedz mi, bracie. Czy to szaleństwo, czy głupota, by potrząsać biednym starcem jak kukłą i rysować przed nim wizję szczania do słoika, w którym tkwić będzie jego głowa? - Targaryen splótł dłonie za plecami, wbijając z podwyższenia wzrok w Maegora. Nie sprawiał wrażenia wściekłego, najpewniej oszczędzał siły przed właściwym starciem, jednak jego spojrzenie wyrażało najwyższy stopień nagany… i zawodu? - Wystosowałem do Cytadeli list z oficjalnymi przeprosinami, ale gdy tylko oni zażyczą sobie Twej głowy w słoju, nie zawaham się ani chwili…. i jedynie aspekt z wypełnianiem go fekaliami sobie odpuszczę, wulgarność zostawiam Tobie. - Aerys zmarszczył delikatnie brwi, pokonując w dół dwa stopnie podwyższenia. - Nie wezwałem Cię jednak po to, by zajmować się Maestrem. Mój plan… cóż, zawiera w sobie pewną dozę ryzyka, ono jednak jest nieodłączną częścią królewskiego żywota. Cel jest prosty, w zupełności jasny i nawet Ty w stanie będziesz go pojąć. - Targaryen kiwnął delikatnie głową w stronę jednego z Gwardzistów. Ten w milczeniu zamknął drzwi sali tronowej i powoli ruszył w stronę króla, sięgając po zawiniątko ukryte za pazuchą. Aerys przeniósł wzrok z rycerza na swego brata, po czym powoli splótł ze sobą palce dłoni, najwyraźniej w geście… zadowolenia.
- Powiedz mi tylko, dlaczego. Nie muszę pytać dokładniej, wszak każdy z nas wie, co mam na myśli. - władca uniósł brwi lekko, z zaskakującym spokojem wpatrując się w Maegora. - Dlaczego, bracie?
Powrót do góry Go down
Maegor Targaryen

Maegor Targaryen
Włości Korony
Skąd :
Smocza Skała
Liczba postów :
708
Join date :
29/10/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyPią Lut 14, 2014 5:46 pm

Tylko naprawdę durny i zawistny idiota może sądzić, że jeśli jest Księciem Smoczej Skały, powinien się czuć dumny, spełniony i szczęśliwy. A tylko jeszcze głupszy kretyn jest w stanie założyć, że w czasach zawieruchy jego poczucie własnej wartości wzrasta, bo może wreszcie dać z siebie wszystko i wykazać się umiejętnościami rządzenia oraz słynną zimną krwią. Brednie. Krew Maegora wrze niczym gejzer, a w głowie kłębią się jedynie niewesołe myśli. Destruktywne. Brudne. Smutne. Jeśli będzie to trwać dalej, wkrótce zrobi się z niego wiecznie zestresowany, nieustannie spięty, zawsze węszący spiski i problemy, pesymistyczny i psychotyczny bydlak.
Zupełnie taki, jak Aerys.
To tłumaczyłoby, dlaczego młodszy Targaryen jest wiecznym cynikiem, draniem, bezwzględnym sukinsynem gorszym niż portowy zabijaka. Na jego rozkaz nieraz przelewano niewinną krew, tuszowano zbrodnie, dopuszczano się niemalże świętokradztwa.
Maegor, przyznaj, bracie, cuchniesz na odległość. Co tylko się dało, spartoliłeś, zbrukałeś, zepsułeś i splugawiłeś. A teraz dowiadujesz się najgorszego. Że Twe czyny na każdym kroku śledzą cienie króla, że czujesz się bezkarny, choć tak naprawdę wisi nad Tobą topór ciągłego zagrożenia. Że nic, co robisz, nie będzie przez Aerysa postrzegane jako dobre, właściwe, wyczekiwane. Zawiodłeś samego siebie, chłopie. Zawiodłeś na całej linii i dlatego, widząc twą nieudolności i podłość, wspaniały brat oraz niezastąpiony władca postanowił wkroczyć, aby zakończyć ten żałosny cyrk.
Tymczasem rumak bez uprzęży nabiera pędu i sunie w przepaść wypełnioną czerwoną mgłą furii. Aerys nie potrzebuje się odzywać, naprawdę nie potrzebuje. Jego twarz mówi wszystko. Jego wyważone kroki, ostrożne ruchy, żeby przypadkiem niczego nie dotknąć, żeby nie doszło do nieodwracalnego skażenia tym brudnym, prymitywnym, godnym pogardy światem, w którym żyją gorsi od niego także.
- Dziękuję Ci, Miłościwy Królu. Starałem się z całych sił. - odparł po chwili milczenia Maegor, wpatrując się w Aerysa tak, jakby ujrzał go po raz pierwszy w życiu. I, bogowie, może rzeczywiście tak było? W jego bracie zaszła ledwo wyczuwalna zmiana, której książę Dragonstone nie potrafił jeszcze precyzyjnie nazwać, jednak z każdą mijającą chwilą dostrzegał ją coraz wyraźniej. Targaryen zerknął na brzydkie, wykrzywione jakby w szyderczym grymasie czaszki smoków… i prawie natychmiast pojął, do czego dążyć będzie Aerys. Skoro wie o Wielkim Maestrze…
Uda się, pomyślał wbrew sobie Maegor. Musi się udać, do cholery.
Ale wcale nie był tego pewien.
- Przepraszasz w mym imieniu? Nie wiem, czy winien jestem Ci podziękowania… czy sprostowanie. Bo widzisz, choć pod jednym względem się nie różnimy, bracie. - Targaryen splótł dłonie za plecami, wpatrując się czujnie w gesty wykonywane Aerysa. Topór śmierci opadał z każdą chwilą coraz niżej i niżej… - Ja również nie waham się ani chwili. - dodał spokojnie, mierząc wzrokiem każdy krok króla. Gdy schodził z podwyższenia, wzywając swego Gwardzistę ruchem ręki, Maegor nie miał wątpliwości co do tego, że zostanie dziś zaskoczony. Niekoniecznie w pozytywny sposób… książę Dragonstone wsłuchiwał się w głuchy dźwięk drzwi, zamykanych przez rycerza Gwardii Królewskiej, starając jednocześnie zapanować nad nerwami, które wykazywały stabilność liścia poddawanego podmuchom wiatru.
- Pytasz dlaczego? - Targaryen zmrużył oczy, odpierając natarczywy wzrok króla. Jeśli ma zginąć, postara się dokonać żywota z pieśnią na ustach… i nie będzie to pieśń pochwalna. - Spójrz tylko na siebie, Aerysie. Na ten śmietnik dokoła! Na bogów! Nie poznaję Cię! - Maegor wykonał krok w stronę brata, wstępując tym samym na pierwszy stopień podwyższenia Żelaznego Tronu. - Co Cię opętało? Bo opętało, nie zaprzeczaj, widzę to w Twoich oczach, postawie, zachowaniu. Postępujesz jak wariat, pragniesz zrobić rzeczy dziwaczne, szalone i nieodwracalne, motywując to nakazami własnej moralności, i jeszcze pytasz, dlaczego staję Ci na drodze? - książę Smoczej Skały zacisnął mocno szczękę, przez krótką chwilę upajając się odgłosem kroków dobiegających zza jego pleców. Jak będzie wyglądał koniec? Sztylet wbity pod żebra? Szybki cios mieczem, głowa tocząca się po posadzce? Czy może Aerys zdobędzie się na coś bardziej finezyjnego… ba, szalonego?
- Postradałeś zmysły. W głowie Ci się pomieszało. Nie jesteś w stanie trzeźwo oceniać sytuacji. Wierzysz w jakieś mrzonki, złudzenia, przywidzenia. Masz nerwy w strzępach. Ostatnie wydarzenia musiały poważniej wpłynąć na Twoje zdrowie psychiczne, niż wszyscy sądziliśmy. - Maegor wbił twarde spojrzenie w stojącego nie więcej niż jard dalej króla. - Musisz się leczyć, bracie. Jak najszybciej. Jesteś wyczerpany i skołowany. I, wybacz, że to mówię, łatwo możesz stać się marionetką w czyichś rękach. Rękach człowieka, który jedynie udaje wiernego sługę. Zaś ja w choć jednym byłem z Tobą szczery. Nigdy nie udawałem przyjaciela. - Targaryen zacisnął mocno dłoń w pięść i spojrzał na nią tak, jakby była najpiękniejszą rzeczą, jaką w życiu widział. W końcu to ona stanie się narzędziem jego walki, już za chwilę. Za krótki moment.
Powrót do góry Go down
Aerys II Targaryen

Aerys II Targaryen
Włości Korony
Skąd :
Dragonstone
Liczba postów :
135
Join date :
03/09/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyPon Lut 17, 2014 8:32 pm

Król doskonale wie, że nadszedł ten moment. Długo wyczekiwany. Moment porachunków. Maegor mógł się łudzić, że Aerys nakazał zamknąć drzwi tylko po to, by uspokoić myśli. A Gwardzistę wezwał, żeby nikt mu nie zagroził. Albo dlatego, że czuje się lepiej, mając zbrojnych przy boku. Oczywiście niewykluczone, iż starszy Targaryen chciał po prostu poopowiadać o powinności i lojalności. Bogato i długo. Powoływać się na brzemię winy, ciężar odpowiedzialności. Nie do zniesienia. Zgoda.
Ale kto w to uwierzy?
Wszyscy, lecz na pewno nie książę Smoczej Skały.
Król podjął decyzję i, co dziwniejsze, nie zrobił tego odgórnie. Każda chwila spędzona w sali tronowej z bratem była chwilą, podczas której władca wciąż rozważał wszystkie „za” oraz „przeciw”. Starał się spojrzeć na Maegora pod różnymi kątami, ocenić jego zachowanie w odmiennych skalach. Wciąż zadawał w myślach te same pytania: czy mój brat uczyniłby zło? Czy jest do tego zdolny? Ty masz tylko jedno zadanie, Aerysie. Ufać. To takie trudne?
Tak. Śmiertelnie trudne.
Gdy król w końcu zadecydował, już niczego nie był władny zmienić. Wszyscy, których szanował, zostali ostrzeżeni. Wszyscy, których winę dostrzegł, zostaną osądzeni. Nie pozostało mu zatem nic innego, jak tylko wysłuchać serca. Tego, w którym rodzi się sprzeciw, wściekłość, żal i wątpliwości. Tego, w którym mieszka pewność, że wszystko, co robi, ma swe uzasadnienie. Serca, w którym miejsce jest wyłącznie na obowiązki. Oraz powinność. Tak, powinność.
Gorzkie to słowo. Trujące.
Tymczasem moment się zbliża. Nadchodzi. Czuć go niczym letnią burzę ciągnącą znad zatoki. Nie da się przed tym uciec. Każdy gest, każdy krok Maegora jest jak wichura. Płynie ku Aerysowi, powiększa się, wyraźnieje, aż władca nie poczuje nagłego ukłucia w sercu.
Wściekłość, gdy docierają doń słowa księcia Smoczej Skały. I pragnienie wybuchnięcia ironicznym, gorzkim śmiechem. Zatem nic ci nie zostanie oszczędzone. Zupełnie nic.
- Królestwo całe wstrzymać musi oddech na tę chwilę, albowiem ważą się jego losy z wyroku tego, który nim rządzi. - zauważył z niepodobną sobie łagodnością Targaryen, wpatrując się w swego młodszego brata wzrokiem człeka, który nie zawaha się przed niczym. Kogoś, kto już od dawna nie uznaje żadnych granic i zahamowań. - Nie potrafisz zrozumieć jednego, Maegorze. Gdy jesteś królem i stajesz na rzęsach, by ogarnąć, utrzymać i opanować cały ten bałagan zwany Siedmioma Królestwami, może niestety nadejść taki moment, gdy musisz wszystko przemyśleć od nowa. I wyciągnąć wnioski. Gorzkie wnioski, bywa. Trudne do przełknięcia. - Aerys uniósł dumnie podbródek, przymykając lekko powieki. Jasne rzęsy rzuciły na blade ze zmęczenia policzki długie cienie, a gładkie do tej pory czoło, zmarszczyło się mocno w grymasie namysłu. - Ponieważ istnieje możliwość, że od początku popełniałeś błędy. Mimo najlepszych chęci. A dobrymi chęciami to są wybrukowane drogi, którymi stąpają demony, jakbyś zapomniał. Całymi tonami najczystszych intencji. - twarz Aerysa, szara, ściągnięta, straszna, trwała przez chwilę w zupełnym bezruchu, nawet najmniejszy tik nie naruszył tego stężenia. Blade oczy, teraz pociemniałe, pełne namysłu i niezadowolenia. Usta zaciśnięte jak sznur z węzłami, jak supeł. Policzki bez krwi, białe niczym stearyna. Wygląda gorzej niż wyschnięte mumie przodków. Wygląda jak śmierć.
- Nadchodzi więc czas, gdy trzeba usiąść, pogrążyć się w ponurych rozmyślaniach, a potem spróbować wszystko odkręcić. Dla mnie ten czas właśnie nadszedł. - w tonie jego głosu już słychać rodzącą się irytację, choć król za wszelką cenę stara się zachować zimną krew.
Musi to przyjąć. Musi wytrzymać słowa brata. Nie stać go dziś na wściekłość.
- Gdy zwycięży miecz, nastanie czas mroku i pokuty. Lecz jeśli zwycięstwo odniesie pokój, zapanuje miłosierdzie i nikt już nie będzie baczył na winy, nikt nie ustali kar. Pojąłem więc, że należy… odnaleźć złoty środek. A Ty, bracie, będziesz tym, który weźmie na barki tą odpowiedzialność. - Aerys skinął lekko głową w stronę Gwardzisty. Biały Płaszcz, stojący do tej pory kilka jardów od członków królewskiej rodziny, ruszył w stronę władcy, wyciągając ukrywane do tej pory za pazuchą pozłacane puzderko. Kącik ust króla drgnął nerwowo, gdy ujrzał na wieku pieczęć swego rodu, jednak samo spojrzenie pozostawało nieruchome, w oczach tliło się pełno lawendowego szaleństwa. Przejął od rycerza drewniane pudełeczko i otworzył je ostrożnie, nadal ukrywając jego zawartość przed wzrokiem brata.
- Ja, Aerys z Domu Targaryen, Drugi Tego Imienia, Król Andalów, Rhoynarów i Pierwszych Ludzi, mocą przyrodzonego mi prawa… - podjął donośnie władca, sięgając smukłymi palcami do wnętrza bogato zdobionej skrzyneczki. Lśniący rubinami trójgłowy smok na wieku były tak piękny, tak dumny… - … mianuję Cię, Maegorze z Domu Targaryen, Drugi Tego Imienia, Namiestnikiem Królestwa. Od dziś aż do momentu, w którym nie zadecyduję inaczej, pełnić będziesz tą funkcję z przykazaną jej godnością oraz odpowiedzialnością. - Aerys wyjął ze szkatułki złotą broszkę w charakterystycznym kształcie dłoni okolonej okręgiem. Długa zapinka odskoczyła z cichym kliknięciem, gdy król nacisnął ją delikatnie, przysuwając się do Maegora. Palce władcy z zaskakującą wprawą zapięły broszę na piersi księcia Smoczej Skały, zaś starszy Targaryen tuż po tym odsunął się od swego brata prędko, zupełnie jakby przez sam dotyk mógł skazić swe ciało.
- Możesz odejść. - rzucił obojętnie Aerys, ruszając w stronę Żelaznego Tronu, na którym zasiadł po chwili ciężko.
Było krótko, treściwie, ślicznie.
Po ustach króla przemknął niezauważalny cień uśmiechu, gdy z wysokości wpatrywał się w swego brata. Najpewniej myślami Maegora targały wciąż te same pytania: co się nagle stało temu psychopacie na tronie? Nadszedł czas skruchy? Argumenty go przekonały? A może to kolejna pułapka?
Zimne, nieruchome spojrzenie Aerysa było najdoskonalszą odpowiedzią.
Nic nie wiesz, braciszku. I nie masz pojęcia, co zrobić. Ta runda należy do mnie.
Powrót do góry Go down
Maegor Targaryen

Maegor Targaryen
Włości Korony
Skąd :
Smocza Skała
Liczba postów :
708
Join date :
29/10/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyCzw Lut 20, 2014 9:19 pm

Gorąca poświata zalewająca salę tronową, te duszące wyziewy kwiatów wdzierające się do pomieszczenia przez grube mury, te ćmy w beznadziejnym, ostatecznym przejawie szaleńczej odwagi spopielające się w płomieniu świec, wszystkie zupełnie zwykłe, oczywiste symptomy kolejnego dnia lata zdają się być dla Maegora nienawistnymi omenami nieszczęścia.
Mężczyzna, tym bardziej mężczyzna urodzony jako młodszy brat króla, musi być niczym skała na morzu. Niewzruszony, spokojny, twardy i samotny. Wobec żony powinien zawsze przede wszystkim być oparciem, żywicielem i głową rodziny, wobec synów surowym mentorem, nauczycielem zasad i prawd niepodważalnych, wobec córek opiekunem, który ma obowiązek korzystnie wydać je za mąż, wobec służby panem, ostateczną, absolutną instancją, sędzią i wcieloną sprawiedliwością. Tak, w rodzinie, mężczyzna zawsze jest sam. Ten rodzaj słabości, owej tkliwej, płaczliwej wspólnoty, która przynależna jest kobietom, ta prymitywna bezpośredniość, obdarta z intymności pospólna egzystencja biedoty, wszystkie owe rodzaje współistnienia, dzielenia się troskami i przemyśleniami są na zawsze niedostępne prawdziwemu mężowi. Pozostaje mu tylko honor, i obowiązek, i proste, żołnierskie niemalże rozmowy z innymi mężczyznami, takimi samymi jak on. Te krótkie, a jakże znaczące wymiany zdań przy ale, dziwkach czy koniach. Wspomnienia snute w blasku ogniska, na polowaniach i turniejach.
I zwykle to, owszem, oczywiście wystarcza. Ale nie teraz. Teraz nie.
Wygląda jak dawniej, myśli Maegor z pewnym zdziwieniem. Zupełnie tak samo. Wcale nie sprawia wrażenia szaleńca. Ani trochę.
Lawendowe oczy Księcia Smoczej Skały utkwione były przez cały ten czas nieruchomo w suchej, krogulczej prawie twarzy Aerysa, w jego spojrzeniu bez dna obwiedzionych fioletowymi kręgami tęczówek. Na białe jak piasek z Tarthu włosy opadające na czoło. I dłonie, pokaleczone, nieruchome jak u trupa. Powietrze zaczęło gęstnieć, stało się lepkie niczym zakrzepła woda, przykleiło do ciała, utrudniało oddychanie... a może po prostu to sam Maegor jął odczuwać pierwsze oznaki paniki? Padł ofiarą duszącego, irracjonalnego przeczucia, które z chwili na chwilę przybierało jedynie na sile…? Nie.
Nie on.
- Władza odzwyczaja od uczciwości, bracie. - do tej pory dłoń Targaryena, kurczowo zaciśnięta w pięść, rozluźniła się nieznacznie. Uderzenie króla to zdrada. Bardzo… bezmyślna zdrada. -  Skrywa człowieka za zasłoną. Można dzięki temu żyć między ludźmi, ale jak pod wiecznie założoną maską. Podwładnych widzisz jasno i wyraźnie. Oni Ciebie - tylko tak, jak sam tego pragniesz.  I wiesz o tym. Że jest taka część Twojego jestestwa - zachowania, słowa, uczucia, myśli - która dla innych pozostaje niewidoczna. - Maegor poczuł, jak ogarnia go znużenie. Ogromne, ciążące niczym nagrobna płyta. Nie było tam miejsca na żal, ani na strach, ani na szok. Po prostu wielki, zimny kawał kamienia. - Aż spotykasz kogoś, kto widzi, słyszy, wie. Drugi taki jak Ty... lub nawet bardziej Ty. - na ustach Targaryena wykwitł lekki uśmiech, gdy jego brat przejął szkatułę od Gwardzisty. Przez zatrważającą chwilę chciał to zostawić. Uciec. Zapomnieć. Wycofać się z zakładu nie do wygrania. Ale tak naprawdę wiedział, że cała zabawa w tej grze tkwiła właśnie ze zderzenia z niemożliwością. Maegor po prostu za daleko w tym zaszedł. Nie widzicie? Nie dostrzegacie tego? Za daleko w radzeniu sobie bez króla, w udawaniu, że świetnie odczytuje jego wolę, w rządzeniu i radości płynącej z rządzenia. I to, właśnie to było powodem, dla którego po oficjalnych słowach Aerysa, książę Smoczej Skały nadal trwał w bezruchu, ze sztucznym uśmiechem na ustach wpatrując się w broszę tkwiącą w szkatułce.
Przywodziła na myśl złotą rękę namiestnika.
Bardzo realistyczną rękę.
I wtedy po karku oraz plecach Maegora Targaryena, zamkniętego w dusznym, upalnym półmroku sali tronowej, przebiega zimny dreszcz. Bo nabiera pewności, że to nie moc boska ani ludzka tutaj interweniuje… tylko diabeł.
Och, Ty pieprzony bydlaku. Przemknęło nagle przez głowę księcia Dragonstone, wpatrującego się w już tkwiącą na jego piersi ozdobę oraz pospiesznie cofającego się Aerysa.
Przebiegły skurwysynu! Ryknął chwilę później w myślach młodszy Targaryen, wygładzając palcami materiał ciemnego materiału, tuż poniżej złotej broszy. Nie może nic zrobić, nie może zaoponować, nie może nawet spełnić swej zachcianki i uderzyć Aerysa w uśmiechnięte szyderczo usta. Maegor skłonił się jedynie sztywno, tłumiąc ochotę ściągnięcia króla z Żelaznego Tronu i wepchnięcia mu złotej broszy prosto w… w gardło. Dopiero, gdy książę odwrócił się w stronę wciąż zamkniętych drzwi, zrozumiał, że…
każdy kij ma dwa końce, bracie.

/zt Aerys oraz Maegor
Powrót do góry Go down
Aerys II Targaryen

Aerys II Targaryen
Włości Korony
Skąd :
Dragonstone
Liczba postów :
135
Join date :
03/09/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyCzw Paź 23, 2014 9:30 pm

Sala Tronowa Czerwonej Twierdzy na czas królewskiego sądu przeszła niewielką, lecz nader gruntowną metamorfozę - na podwyższeniu w centralnym miejscu nieodmiennie znajduje się Żelazny Tron, jednak po jego obu stronach dostawione zostały dwa rzeźbione, dębowe krzesła o wysokich, ukształtowanych na wzór trójgłowego smoka oparciach. Od połowy wysokości Wielkiej Sali wzdłuż wschodniej oraz zachodniej ściany rozciągają się długie nawy, przeznaczone dla dworzan oraz szlachetnych gości, którzy zechcą obserwować proces - z tego też powodu część smoczych czaszek przeniesiona została w kąty komnaty, skąd puste oczodoły bestii obserwować będą mogły sąd.

Bez wątpienia jednym z najistotniejszych punktów podczas wydarzenia będzie ława przeznaczona dla oskarżycieli - długi, dębowy mebel z oparciami umiejscowiony został pod wschodnią ścianą, blisko podwyższenia, na którym znajduje się Żelazny Tron. Dokładnie naprzeciwko oskarżycieli znajdują się miejsca przewidziane dla obrońców sądzonej podczas procesu Alysanne Tyrell; sama córka Lorda Wysogrodu odpowiadać będzie przed sędziami oraz zebranymi w sali obserwatorami z poziomu rzeźbionej, drewnianej ambony umiejscowionej dokładnie naprzeciwko Żelaznego Tronu - tym sposobem oskarżona znajdzie się w centralnym miejscu Wielkiej Sali, co gwarantować będzie jawny oraz sprawiedliwy przebieg procesu, w którym brać udział będzie trzech sędziów: Aerys Drugi Targaryen, król Rhoynarów, Andalów i Pierwszych Ludzi, jako główny sędzia; Maegor Targaryen, Namiestnik Siedmiu Królestw oraz Książę Smoczej Skały, jako sędzia pomocniczy zasiadający po prawej stronie Żelaznego Tronu; Orys Baratheon, dziedzic Końca Burzy, pierworodny Lorda Ziem Burzy oraz dowódca floty Burzy jako sędzia pomocniczy zasiadający po lewej stronie Żelaznego Tronu.
W procesie poza oskarżoną Alysanne Tyrell, brać udział będzie jej brat Leonard Tyrell oraz władca Wysogrodu, Lord Randyll Tyrell. Po stronie oskarżycieli zasiadać będą: Księżna Smoczej Skały oraz siostra Księcia Dorne, Ivory Targaryen; świadkowie śmierci zmarłego Księcia Quentyna Martella; część służby Słonecznej Włóczni; maester Słonecznej Włóczni. Wystąpią oni również w roli świadków, których zeznania wzbogacone zostaną przez pojmaną w Wodnych Ogrodach służkę oraz jej towarzysza, bezpośrednio odpowiedzialnych za dolanie trucizny do napoju zmarłego Księcia Dorne. W procesie udział wezmą również powołani przez dziedzica Burzy świadkowie, których tożsamość pozostaje tajemnicą.



    Sąd uznany jest jako event otwarty, co oznacza, iż każdy chętny gracz (występujący wyłącznie w roli niezaangażowanego obserwatora) może dodać post w Wielkiej Sali i zasiąść na miejscach przeznaczonych dla gości. Gdyby ktoś zapragnął wystąpić w roli świadka, musi zgłosić to do Mistrza Gry nadzorującego wątek, którym jest Derek Baratheon.
    Początkiem wydarzenia będzie fabularny post Aerysa II Targaryena, który oficjalnie rozpocznie sąd - od tego momentu do rozgrywki dołączać mogą wszyscy gracze wymienieni jako sędziowie, oskarżyciele, a także obserwatorzy procesu. Uwaga! Możliwość dołączenia do rozgrywki ograniczona będzie czasowo - jeśli ktoś do wyznaczonego terminu nie dołączy do gry, nie będzie mógł wziąć udziału w evencie, bowiem Wielka Sala zostanie zamknięta.
    Po pierwszym poście Aerysa, pieczę nad wątkiem przejmie MG, który odpowiedzialny jest za prowadzenie postaci NPC.
Powrót do góry Go down
Aerys II Targaryen

Aerys II Targaryen
Włości Korony
Skąd :
Dragonstone
Liczba postów :
135
Join date :
03/09/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyWto Lis 18, 2014 11:03 pm

Król Aerys II Targaryen stał na korytarzu i czekał. Przechylił głowę na spiętej szyi w jedną stronę, potem w drugą, nasłuchując znajomych trzasków i czując, jak dobrze znane sznury bólu napinają się w powęźlonych mięśniach między łopatkami.
Po co to robię, skoro zawsze cierpię? Dlaczego musimy badać własne cierpienie? Rozdrapywać strupy, skubać ranki, naciskać siniaki?
- No, dlaczego? - warknął.
Marmurowe popiersie u stóp schodów odpowiedziało mu milczącą pogardą.
A tej akurat mam już serdecznie dość.
W porównaniu z innymi pannami, córka Lorda Randylla Tyrella nie należała do szczególnie pożądanych – jeszcze przed zamieszaniem w morderstwo kawalerowie unikali jej jak ognia, ani chybi wyczuwając w młodym ciele szaleństwo.
Im bardziej się człowiek kurczy, tym bardziej rozdęte ma ambicje. Dlaczego ludzie nie zdają sobie z tego sprawy? W wielkich wnętrzach rzeczy małe wydają się jeszcze mniejsze.
Gdzieś w półmroku rozległy się pospieszne służki pędzącej do kuchni.
Im człowiek mniej znaczy, tym dłużej każe na siebie czekać. Ale ja potrafię być cierpliwy, kiedy trzeba.
Król przesunął językiem po dziąsłach i przestąpił z nogi na nogę. Stęknął ciężko, gdy igły bólu wystrzeliły ze stopy w górę, do krzyża i pleców. Aż mu zatrzepotały powieki.
Potrafię być cierpliwy. To jedyna zaleta sytuacji, w której każdy krok jest męczarnią: człowiek szybko się uczy ostrożnie stawiać stopy.
Drzwi za jego plecami otworzyły się gwałtownie. Aerys odruchowo odwrócił głowę i z trudem powstrzymał grymas bólu, gdy trzasnęło mu w karku. W progu stał lord Tyrell: wysoki, ojcowski typ o rumianej cerze. Uśmiechnął się przyjaźnie i gestem zaprosił władcę  do pokoju.
Jest taki spokojny, jakbym był zwyczajnym gościem. W dodatku mile widzianym.
- Przepraszam, że kazałem Waszej Miłości czekać. Odkąd przybyłem do stolicy, przyjmuję tylu gości, że w głowie mi się kręci. – Lord Wysogrodu ukłoni się, przepuszczając Targaryena w drzwiach.
Oby tylko całkiem ci się nie odkręciła. Kąciki ust króla zadrgały delikatnie, gdy usłyszał za plecami ponowione:
- Tylu gości!
Gości z propozycjami, zapewne. Z ofertami w zamian za wsparcie. Za pomoc, za obranie ich strony.
- Jesteś spragniony, Wasza Miłość?
- Nie, dziękuję. – Aerys przestąpił próg komnaty, unosząc lekko jasne brwi. - Nie zabawię długo. Wszak dziś czeka nas ciężki dzień.
Twoja córka sama się nie osądzi.
Grubo ciosane rysy Lorda wykrzywiły się w grymasie udawanego zdumienia.
Bardzo kiepsko udawanego, trzeba przyznać.  Naprawdę musimy się wdawać w ten pozbawiony godności taniec? Tobie brakuje krzepy, a mnie czasu.
- Gratuluję szlachetnej postawy, Lordzie Tyrell. W obliczu nadchodzącego sądu zachowujesz silną wolę i wciąż stoisz na czele wysogrodzkiej polityki. Gdyby więcej ludzi miało taki charakter, żylibyśmy w lepszym świecie. Zaiste, wielkiej trzeba siły ducha... zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, jak wiele masz do stracenia. Prawdę powiedziawszy, wszystko. – Targaryen położył dłoń na rzeźbionym oparciu krzesła i zacisnął blade palce na zimnym drewnie. - Widzę jednak, że jesteś człowiekiem niezłomnym, nie będę zatem dłużej zabierał czasu, Lordzie Tyrell…
- Do czego zmierzasz, Wasza Miłość? - na pulchnej twarzy arystokraty odmalował się wyraźny niepokój.
- Jak to do czego, Lordzie Tyrell? Do oskarżenia skierowanego wobec Twej córki.
Rumiane policzki straciły większość koloru.
- Wciąż jestem przekonany, że musiało dość do pomyłki, Alysanne nie otru…
- Zapewniam, że o pomyłce nie może być mowy. – władca wyjął podpisane zeznania z wewnętrznej kieszeni miękkiego płaszcza spoczywającego na ramionach. – Imię panienki Tyrell często przewija się w zeznaniach wysokiej rangi kupców bławatnych. Bardzo często. – król z bladym uśmiechem na ustach rozłożył szeleszczące papiery w taki sposób, żeby obaj mogli je odczytać. - W tym miejscu nazywa się ją… proszę zrozumieć, że nie odpowiadam za dobór słów... „tyrellowską kurwą”. Tutaj jest „głównym beneficjentem” nad wyraz podejrzanego spotkania z pewnym alchemikiem w Królewskiej Przystani. A tu, jak Lord zapewne widzi, ja zaś rumienię się, musząc to wytknąć, imię Twej córki występuje w bliskim sąsiedztwie słów „zdrada stanu”, powiązanych z zamachem na balu z okazji koronacji…
Tyrell osunął się na krzesło i drżącą ręką odstawił kieliszek na stół; szczęknęło szkło, odrobina wina wylała się na wypolerowane drewno.
Oj, radziłbym to szybciutko wytrzeć. Inaczej zostanie paskudna plama, a niektóre plamy nigdy nie schodzą.
- Rozumiem włożoną w rozwikłanie tej sprawy energię, Lordzie. I współczuję, gdyż zdaję sobie sprawę, że próbowałeś po prostu odwrócić niesprzyjający rodzinie los. Gdyby jednak miał Lord zawieść mnie w kwestii lojalności koronie… i osobie, która wciąż nosi ją na głowie, moje współczucie szybko się wyczerpie. Rozumiemy się, czyż nie?
Bo mnie się wydaje, że wyraziłem się nadzwyczaj jasno.
- Rozumiem. – wyskrzeczał Randall Tyrell, wywołując na ustach Aerysa spokojny uśmiech.
- Jak się teraz miewa Twoje brzemię obowiązku, Lordzie? Mniej ciąży?
Władca Wysogrodu przełknął z wysiłkiem ślinę. Wszelki ślad rumieńców odpłynął mu z twarzy.
- Oczywiście, z radością wspomogę Waszą Miłość w każdy możliwy sposób, ale…
Potrzebuje mocniejszej zachęty? To odrażające, ale jak mus, to mus. Czyż nie upaprałem już rąk po łokcie? Przekopanie się przez jeden czy dwa rynsztoki więcej niewiele zmieni.
- Pamiętam, jak przed rokiem na balu przyglądałem się Twym dwóm najstarszym córkom, Lordzie. – głos Targaryena opadł do gładkiego pomruku, sprawiając, że twarz Tyrella pobladła jak ściana. - Niewiniątka, które ledwo co weszły w kobiecość. Ubrane zgodnie z najnowszą modą, jedna śliczniejsza od drugiej. Ile lat może mieć ta najstarsza… siedemnaście?
- Osiemnaście. - wychrypiał Lord Randall, wpatrując się w twarz Aerysa.
- Ach tak... – władca Siedmiu Królestw odsłonił zęby w uśmiechu, kiwając głową z pełnią zrozumienia. - Podniecenie i zachwyt, jakie wzbudziła w nich wycieczka po ogrodach Czerwonej Twierdzy były takie urocze... Jestem pewien, że zwróciły uwagę wszystkich  kawalerów w mieście. – uśmiech Targaryena bladł z wolna. - Lordzie Tyrell, widok dwóch tak delikatnych istot wywiezionych znienacka na Żelazne Wyspy złamałby mi serce. W takich miejscach uroda, dobre urodzenie i łagodny charakter przyciągają uwagę zupełnie innych, znacznie mniej sympatycznych osób. - Aerys zadrżał w starannie wyreżyserowanym dreszczu zgrozy, nachylił się ku Tyrellowi i mówił dalej szeptem: - Nawet psu nie życzyłbym takiego losu. A wszystko to przez ojca, który miał środki zaradcze na wyciągnięcie ręki.
- Ale przecież moje dwie najstarsze córki nie są w żaden sposób zamieszane w...
- Mieszkamy w Siedmiu Królestwach. Tutaj wszyscy zamieszani są we wszystko!
Ostro, być może, ale surowe czasy wymagają surowych działań.  Lord Randyll zapadł się w sobie, oklapł nagle i nieodwołalnie.  Jak przebity bukłak.
- Ale najwyższy sędzia podczas procesu... - wyszeptał. – Wasza Miłość, nie znasz litości?
Aerysowi nie pozostało nic innego, jak wzruszyć ramionami.
- Kiedyś znałem. – po twarzy władcy przemknął niepokojący cień, gdy ruszył ku drzwiom, wygładzając materiał płaszcza. – Ustawiczna nienawiść mnie z tego wyleczyła.
Cichy dźwięk zamykanych za plecami władcy drzwi dobitnie świadczył o tym, iż rozmowa dobiegła końca – echa kroków stawianych przez Targaryena rozbrzmiewały w pustym korytarzu jeszcze dłuższą chwilę po jego zniknięciu z pola widzenia, zupełnie jakby skumulowana złość króla niechętnie opuszczała zakamarki Czerwonej Twierdzy. Aerys skierował się wprost do sali tronowej, gdzie w południe miał mieć początek procesu nad Alysanne Tyrell – i choć do tej pory pozostało jeszcze kilka godzin, władca bez zastanowienia wkroczył do obszernej komnaty, już gotowej na przeprowadzenie sądu. Gdy zajął miejsce na Żelaznym Tronie, gdy upewnił się, że w cieniu konstrukcji stoją dwaj Gwardziści i gdy wbił spojrzenie w szeroko rozwarte skrzydła drzwi, jeszcze nikt w Siedmiu Królestwach nie wiedział, co może wydarzyć się podczas procesu.
Poza nieruchomym, skupionym, pozornie apatycznym królem tej przesiąkniętej krwią krainy.
Powrót do góry Go down
Ivory Targaryen

Ivory Targaryen
Dorne
Skąd :
Dorne, Słoneczna Włócznia
Liczba postów :
2203
Join date :
23/10/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptySob Lis 22, 2014 12:45 am

Wciąż pamiętała jej zapach. Intensywną, lecz nie mdłą, woń róż, która wychynęła z odmętów pamięci. Ten zapach ją drażnił i roztrącał noc.
Dornijka poczuła bolesne ukłucie w żebra i na krótką chwilę zabrakło jej oddechu – to maluch w jej łonie najpewniej wyprostował nóżki, nieświadomie przyprawiając swą matkę o to nieprzyjemne uczucie. Wciągnęła cicho powietrze, leżąc przy tym nieruchomo ze spojrzeniem utkwionym w sufit. Spokojny oddech Maegora łaskotał ją w szyję, a ona próbowała odpędzić myśli, podobne do kąśliwych os, krążące po zaspanym umyśle.
Pamiętała jak Alysanne tańczyła na czubkach palców, w takt wściekłej, nigdy nienapisanej melodii.
Nigdy… nigdy nie przypuszczałabym, że byłaby zdolna to zrobić.
Bezgłośnym szeptem wezwała Siedmiu pod nosem, dochodząc do wniosku, że wiara w bogów to jedyna nadzieja – w ludzi nigdy nie było warto jej pokładać.
Obróciła głowę, napotykając pod skórą lekki dotyk srebrnych kosmyków i wtuliła weń policzek najdelikatniej, jak potrafiła. Zaraz też odegnała sprzed oczu wyobraźni obraz tej wątłej Różyczki, skupiając uwagę na silnym ramieniu pana męża, które obejmowało ją z godną Smoka zachłannością, a któremu też wymknęła się ostrożnie kilkanaście, kilkadziesiąt minut później, opuszczając gorące ciało Księcia (w gruncie rzeczy zastanawiała się już wielokrotnie, w czym tkwiła przyczyna wysokiej temperatury?) i ciepło pomiętej pościeli. Nim na dobre opuściła małżeńską sypialnię, posłała małżonkowi pełne czułości spojrzenie i miała niedoparte wrażenie, że się przebudził, jednak się nie zatrzymała.
Nigdy jej nie lubiłam, miała w sobie coś dziwnego.
Dornijska księżniczka nigdy nie potrafiła odnaleźć odpowiedzi na pytanie: co takiego dziwnego w sobie miała?. Być może była to kwestia często nieco nieobecnego spojrzenia, bądź niepokojącego uśmiechu. Dzisiaj nie umiałaby powiedzieć. Dzisiaj każdy ruch Różyczki, przypominany przez niepokorny umysł, każde jej słowo wydawało się jej podejrzane. Jakby planowała swój ohydny czyn od chwili, gdy przybyła na dwór rodziny książęcej. Dzisiaj każdemu wspomnieniu o niej i myśli, że jest tutaj. W jednym mieście, w jednej twierdzy napawała ją obrzydzeniem. Obrzydzeniem i nienawiścią zarazem, która zaczynała toczyć jej żyły płomieniem.
Wędrowała pustym korytarzem, czując pod bosymi stopami przeraźliwe zimno. Kręgosłup jął już pobolewać, zmęczony ciężarem ciążowego brzucha. Szczelniej otuliła się płaszczem, wyglądając przez wąską okiennicę. Królewska Przystań, pogrążona jeszcze we śnie, tonęła we mgle. Była pełna i jej, i ciężkiej, przytłaczającej atmosfery, która zawisła nad stolicą wraz ze słońcem jeszcze dnia poprzedniego. Ciężkie westchnienie uniosło pierś Dornijki, gdy kątem oka zauważyła trzech strażników za swoimi plecami. Podążali za nią niczym cienie i pozbyła się ich dopiero w momencie, gdy trzasnęła drzwiami własnych komnat.
To już dziś.
Dziwna, ponura satysfakcja zakiełkowała w jej umyśle, gdy ciężko opadła na krzesło przy stole zawalonym – wyjątkowo nie pergaminami traktującymi o ciałach niebieskich, bądź tymi podarowanymi przez najmłodszą Smoczycę, do nauki valyriańskiego – a dokumentami dotyczącymi procesu, który miał odbyć się za zaledwie kilka godzin. W bladym świetle poranka jęła starannie studiować ich zawartość, z niesmakiem przypominając sobie nieprzyjemny grymas twarzy swego pana męża na wieść, jaką rolę będzie pełnić podczas rozprawy. Niemal zmięła w palcach pergamin z godnościami świadków, nim odrzuciła go na bok i potarła czoło.
Od strony kominka buchało gorąco, pod łożem tkwiły jeszcze rozżarzone kamienie, które rozkazała służkom tam wkładać, by zachować ciepło. Te patrzyły nań pełne zdziwiona, wszak nastała dopiero wczesna jesień. Ivory marzła jednak każdej nocy, której nie spędzała przy Maegorze. Marzła nie tylko od jesiennego chłodu.
Wiem, jak zimno potrafi być, gdy wszystko jest ze szkła.
Położyła głowę na stole, odganiając papierzyska, opierając ją o własne przedramię, odliczając czas. Nim się obejrzała, zasnęła, pogrążając się w snach pełnych pani matki i pana ojca, dotyku jej ciepłych dłoni i jego rozbawionego spojrzenia, gdy mała księżniczka wygłaszała kolejną ze swych genialnych teorii.
-Księżniczko, to już czas… - ciche słowa służącej tuż nad uchem wyrwały ją ze słodkiego snu i na nowo wtrąciły w klatkę nienawiści.
Zniewolić i zniszczyć.
Jej myśli krążyły teraz wokół Tyrellówny niczym stado rozwścieczonych pszczół, wszystko działo się gdzieś obok. Nie było jej, gdy służka służka splatała w cienkie warkoczyki niektóre kosmyki jej czarnych włosów, nie zwróciła też uwagi na moment, w którym włożyła na głowę księżniczki ciężki, wysadzany rubinami i onyksami diadem Księżnej Smoczej Skały.
Nim jednak nadszedł czas, ona już opuściła swoje komnaty w towarzystwie strażników. Szła szybko (na tyle, na ile pozwalał jej stan), krokiem pewnym i nacechowanym emocją, z dumnie uniesioną brodą i dziwnie… podekscytowana?
Nie chciała dłużej już czekać. To musiało się wreszcie skończyć.
Maester Jafar powiedział jej kiedyś, że prawdziwą sprawiedliwością jest przeżyć to, co samemu uczyniło się innym.
Bzdura, kompletna bzdura.
Księżniczka, ta dobra i radosna dziewczyna o uśmiechu tak jasnym jak promyk słońca, pragnęła dla Alysanne czegoś gorszego. Czegoś dużo, dużo gorszego – powinna cierpieć. Cierpieć mocniej, po tysiąckroć mocniej. Tak jak ona cierpiała, tak jak każde z piątki jej rodzeństwa.
Ale to nie było do osiągnięcia, musiała więc skupić się na rzeczach dużo bardziej przyziemnych. Na ten przykład: na głowie Tyrellówny toczącej się po ziemi, odłączonej od ciała mieczem kata.
Kolejni strażnicy otworzyli przed Księżną Smoczej Skały drzwi, prowadzące do Wielkiej Sali, gdzie miał odbyć się proces. Król Rhoynarów, Andalów i Pierwszych Ludzi, Protektor Siedmiu Królestw, Aerys II  zajmował już swe miejsce na Żelaznym Tronie i prócz niego, w komnacie znajdowało się zaledwie kilka osób, które pragnęły przyglądać się rozprawie w celach… rozrywki? Dornijka nie była w stanie dostrzec prawdziwego wyrazu, spowijającego oblicze władcy i nie potrafiła odgadnąć, co kryje się w lawendowym spojrzeniu Skłoniła się jedynie lekko i wygładziła miękki materiał skromnie zdobionej pomarańczowymi ornamentami sukni o żałobnej, czarnej barwie oraz obszernych, długich rękawach sięgających niemal kolan; pomimo jej starań, by jak najmniej uwagi przykuwać do ciążowego brzucha, ten odznaczał się wyjątkowo wyraźnie pod materiałem. Jedyną jeszcze ozdobą, na którą sobie pozwoliła był rodowy wisior o kształcie słońca przebitego włócznią.
Zajęła swe miejsce, w ławie oskarżycieli, wypatrując oskarżonej. Dłonie mimowolnie, niemal nerwowo gładziły brzuch, jakby w obawie, że szaleństwo, jakim musiała być przesiąknięta Alysanne, przejdzie na jej dziecko.
Z niecierpliwością obserwowała słońce, wspinające się po niebie, przez okiennicę przy suficie.
Na Siedmiu, ileż jeszcze będziemy z tym zwlekać?
Powrót do góry Go down
Maegor Targaryen

Maegor Targaryen
Włości Korony
Skąd :
Smocza Skała
Liczba postów :
708
Join date :
29/10/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyNie Lis 23, 2014 10:00 pm

Srebrny kosmyk włosów przylgnął do skroni, nieprzyjemnie łaskocząc zmęczoną, napiętą skórę i przyprawiając Księcia Smoczej Skały o dreszcz irytacji przemykający po potężnym karku. Targaryen wypuścił cicho powietrze z płuc, wbijając twarz we wciąż ciepłą poduszkę; przyjemny, zaskakująco znajomy zapach egzotycznych olejków natychmiast wypełnił nozdrza Maegora i choć na krótki moment ukoił zszargane nerwy. Jej woń wkradała się w każde zagięcie pościeli, przemykała nawet po skórze Namiestnika, przy każdym wdechu eksplodując feerią przyjemnego aromatu. Mięśnie Księcia napięły się nieznacznie, gdy wygładził dłonią miejsce po lewej stronie łoża – złaknione dotyku miękkiej skóry palce napotkały jednak pustkę, zakłócaną jedynie przez wymiętą, nagrzaną pościel. Targaryen niechętnie rozchylił powieki, zupełnie jakby pragnął przekonać się, czy Ivory naprawdę zniknęła; zgodnie z podejrzeniami, jego jedynym towarzyszem było kilka niewiadomego pochodzenia okruchów i eteryczna smuga wosku ze świecy, widoczna na lakierowanej powierzchni drewna. Okruchy przybierały fantazyjne formy, a kremowa smużka laku zdawała się pełznąć. Przypominała dżdżownicę. Wiosną, w deszczowe dni, całe mrowie tych stworzeń pojawia się na ścieżkach i w ogródkach. Kiedyś, jako dziecko, Maegor widział, jak zagłębiona w ziemi łopata ogrodnika rozcięła dżdżownicę na pół. Jedna jej część, zwijając się w spazmatycznych skurczach, zagrzebała się z powrotem, ale druga pozostała nieruchoma i martwa.
Jedno się uwalnia, drugie zaś umiera.
Tym razem nie było inaczej. Po plecach Namiestnika przemknął nieprzyjemny dreszcz, wywołany najpewniej zsunięciem się na ziemię połowy miękkiej kołdry… bądź myślą, która nawiedziła jego umysł.
Coś nieuchronnie się ku mnie zbliża. Coś zimnego i całkiem wypranego z emocji.
Jakaś straszna rzecz, przed którą musi bezwzględnie się uchronić. Siebie, ją… oraz dziecko. Nagle w przebłysku olśnienia - zrozumiał. To nadchodziła przyszłość. Czas do przeżycia, który trzeba zabić, stępić, oszukać.
Maegor rozszerzonymi źrenicami wpatrywał się w okno, gdy za nim jak brudny, bury cień czaiła się przeszłość. Zmierzch wypełzł już z cieni w bramach i załomach murów. Słońce ciężko staczało się z nieba, kalecząc boki o ostre krawędzie dachów i wieże Czerwonej Twierdzy, ponad którą ślizgały się chmury. Wszystko miało rubinową barwę, zupełnie jak palce, którymi Namiestnik przed chwilą dotknął twarzy. Strużka ciepłej wilgoci znów popłynęła z nosa, przyprawiając Targaryena o drżący niepokój zrodzony gdzieś głęboko, znacznie głębiej, niemal na samym dnie świadomości. Maegor poczuł na wargach żelazisty, znajomy, gęsty posmak krwi.
Jak mogło do tego dojść? zapytał sam siebie chyba po raz setny. Chociaż postronnemu obserwatorowi wydałby się zupełnie spokojny, wewnątrz dygotał z bezsilnej wściekłości. Zacisnął palce na puchowej pościeli, oblizując nerwowo usta. Miał ochotę wybić pięścią szybę, poprzewracać meble, rozbić je na kawałki, rozrąbać, rozłupać, podpalić, patrzyć, jak płoną, jak zamieniają się w popiół i bezpowrotnie giną…
… czy zauważył coś wcześniej? Nie, jasne, że nie. Od niedawna miewał bóle głowy, był poirytowany i zmęczony, ale nie zwracał na to uwagi. Do czasu kiedy pierwsze czerwone krople, ładne jak szklane paciorki, potoczyły się po pościeli, tworząc wesoły sznureczek. Wtedy wszystko zgrabnie złożyło się w całość, ale i tak potrzebował sporo czasu, żeby prawda do niego dotarła. Nie mógł ukrywać przed nią swojej słabości, przynajmniej zaś nie wiecznie – dlatego w ostatnich miesiącach, w miesiącach, gdy potrzebowała go najbardziej, unikał towarzystwa własnej żony.
To moja wina, stwierdził. Mogłem uważać. Mogłem, kurwa, myśleć. Teraz, oczywiście, na wszystko zrobiło się za późno.
Obłoki na niebie pociemniały, zaczęły przypominać brudne, nasiąknięte krwią opatrunki.
Targaryen znów dotknął nosa. Rozmazał lepką, krzepnącą czerwień. Ze złością wytarł twarz w jasną, przesyconą zapachem Ivory poszewkę, zmiął materiał i cisnął go na podłogę.
Będę się musiał przyzwyczaić, powiedział sobie ponuro, zsuwając z łoża i ruszając do bocznej komnaty, gdzie już czekała wanna (ślubny podarunek) z gorącą wodą. Kiedy sięgał po brzytwę (kolejny ślubny podarunek) leżącą na kredensie pod lustrem, spojrzał na własne odbicie.
Zdziwiło go, że oczy ma zupełnie spokojne. Obojętne. Wyprane z emocji… takie, jak zwykle. Książę Smoczej Skały przez dłuższy czas przyglądał się swojej twarzy, ale wydawała mu się jakaś odległa i obca, nawet pomimo jasnej szczeciny porastającej policzki, siateczki zmarszczek w kącikach oczu, niemal niezauważalnej blizny na podbródku…
Obrócił lewą dłoń wnętrzem ku górze - żyły na bladym nadgarstku były niebieskie i bardzo wyraźne. Maegor nacisnął je kilkakrotnie, ostrożnie, żeby nie uszkodzić ścięgien, po czym uniósł rękę do policzka, przysunął ostrze brzytwy do skóry… i już przy pierwszym ruchu zaciął się, nie potrafiąc powstrzymać drżenia dłoni.
Krew popłynęła natychmiast. Ciekła po palcach, plamiła szyję, skapywała na posadzkę. Targaryen dopiero po chwili zauważył, iż kurczowo zaciska brzytwę w ręce, zahaczając ostrzem o opuszki palców, co stanowiło właściwe źródło krwawienia. Książę schylił się i włożył dłoń do wanny.
Zabolało… lecz wtem zobaczył eksplozję szkarłatu. W mgnieniu oka ciecz zmieniła barwę na jasnoróżową. Zamieniam wodę w krew, pomyślał z rozbawieniem, wyjmując rękę z wanny i owijając pokaleczone palce w ręcznik. Taki drobny pożegnalny cud.
Pomimo początkowych problemów, udało mu się odziać bez większych przeszkód – prosty, bordowy wams z dobranymi doń ciemnymi spodniami uzupełniony został o złotą broszę Namiestnika, która – przynajmniej w przypadku większości zebranych w sali tronowej osób – powinna odciągać uwagę od wyraźnego, szkarłatnego zacięcia na lewym policzku. Maegor niespiesznie ruszył ku celowi swej podróży, poświęcając ostatnie kilkadziesiąt jardów dzielące go od miejsca procesu na krótkie przypomnienie sytuacji, w której znajdowała się córka Lorda Wysogrodu.
Całkiem beznadziejnej sytuacji.
Książę Smoczej Skały mógł być pewien przebiegu niemal całego procesu… poza chwilami, gdy głos zabierze dziedzic Końca Burzy. Obecność Orysa Baratheona nadawała procesowi neutralnego, nieukierunkowanego na żadną ze stron charakteru… ale w obliczu ostatnich wydarzeń w Wysogrodzie budziła również pewien niepokój.
Wszak jeszcze nikomu nie udało się rozpracować zamiarów dziedzica Burzy.
Maegor stłamsił westchnięcie rodzące się w piersi, po czym wkroczył do sali tronowej – zgodnie z oczekiwaniami, w środku znajdowała się niemal połowa widzów, znaczna część świadków… oraz oskarżycielka, która chwilowo zepchnęła głównego sędziego na dalszy plan.
Namiestnik z trudem zwalczył siłę pchającą go ku miejscu zajmowanym przez Ivory – zapobiegliwość determinowana była głównie obawą przed słowami, jakie mogłyby paść w obecności Aerysa. Książę doskonale pamiętał własną wściekłość wywołaną wieściami o roli pełnionej przez jego żonę podczas procesu; Maegorowi nie uśmiechało się, by Dornijka brała udział w sądzie… choć miała ku temu pełne prawo i nawet on nie potrafił zabronić jej pełnienia roli oskarżycielki. Być może właśnie świadomość owej bezsilności sprawiła, że Namiestnik dość prędko przestał oponować… solennie przysięgając jednak, iż jakakolwiek oznaka osłabienia ze strony Dornijki zaowocuje natychmiastowym wyprowadzeniem jej z sali.
Bez możliwości powrotu.
Targaryen z trudem oderwał wzrok od swej małżonki, całą uwagę poświęcając swemu bratu zajmującemu miejsce na Żelaznym Tronie – w obecności poddanych oraz dworzan Maegor zmuszony był skłonić się królowi… co uczynił z właściwą sobie zwięzłością, w której jedynie najbliżej zebrani potrafili dostrzec jawną niechęć. Namiestnik bez cienia wahania zajął miejsce po prawicy władcy, żywiąc cichą nadzieję, że proces dobiegnie końca jeszcze przed… porą obiadową.
Powrót do góry Go down
Orys Baratheon

Orys Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
431
Join date :
27/09/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyPią Lis 28, 2014 10:33 pm

Od kilku (czterech? Pięciu?) dni nękały go sny, które nie zostawiały w pamięci żadnych szczegółów. Tylko silne poczucie wewnętrznego obrastania czymś lepkim i krępującym; jakby korzenie wyimaginowanej, acz odczuwalnej rośliny splatały się w gęsty wzór kajdan dla duszy. Czasem myślał o sobie jak o marynarzu, któremu na znacznej głębokości zabrakło powietrza; i nie pozostało mu już nic prócz umierania. Tak właśnie czuł się Orys Baratheon każdego ranka: majtek po psychicznej chorobie żałobnej, pensjonariusz wewnętrznego więzienia dla słabych umysłowo, niebezpieczny, lecz wyłącznie dla swych myśli, które umykały w popłochu. Na szczęście nie trwało to długo, wnet wchodził we właściwy mu rytm życia, choć wciąż nie potrafił zmusić organizmu do większej regularności. Nie inaczej było i tym razem.
Od razu po przebudzeniu zerknął w stronę rzeźbionego stolika, na którym służka zostawiała tacę ze śniadaniem - i tak każdego ranka spędzanego przez dziedzica Burzy w Czerwonej Twierdzy. Gdyby nie ta precyzja, Orys już dawno poinformowałby młódkę, że nie spożywa niczego, co serwuje mu królewska kuchnia.
Od bali z ciepłą wodą dzieliło go siedem kroków, co daje około czterystu dziewięćdziesięciu centymetrów. Nabrał w dłonie (ileż to mililitrów?) zimnej cieczy i zanurzył twarz; na moment stracił oddech i atmosfera nocy powróciła. Był przekonany, że na dnie snu czai się przeszłość.
Piętnaście minut na śniadanie przyniesione przez giermka z targu, potem spacer po korytarzach Czerwonej Twierdzy.
W zmęczonym umyśle nieznośnym echem odbijały się słowa nakreślone ręką Allyi w ostatnim liście nadesłanym z Wysogrodu.
„Wybacz, bracie, lecz z nas dwojga to ja jestem krótkowzroczna”.
Orys mimowolnie polubił tę sentencję, choć w gruncie rzeczy kolidowała z jego filozofią życiową. Sztandarowe hasła dziedzica Końca Burzy były hasłami pedanta… choć nie można było wykluczyć ewentualności, że jego maniakalna dbałość o detal była rodzajem ucieczki.
Ucieczki od pamięci.
Gdy z Casterly Rock dotarła doń wieść o śmierci Lady Maureen Lannister był niemal u bram Królewskiej Przystani – ruszenie za Zachód nie wchodziło w grę, podobnie jak pogrążenie się w całkowitej żałobie wywołanej stratą… narzeczonej.
Młodej, zapewne pięknej dziewczyny, której nie było mu dane nawet spotkać.
Bezsenność wywołana tragicznymi wieściami z każdą kolejną nocą stawała się coraz bardziej nieznośna; doszło do tego, iż Orys zwrócił się o pomoc do Wielkiego Maestra. Staruszek z właściwą sobie lakonicznością stwierdził, iż spokój będzie dla dziedzica Końca Burzy najlepszym lekarstwem. Baratheon doszukał się w tym – pod każdym względem banalnym stwierdzeniu – drugiego dna – oto stara jak świat strategia postępowania z trudnymi pacjentami: pozorne i nikłe ustępstwa oraz nieustanna obserwacja.
Z powodu przemęczenia Orys nie rozpoznawał swej twarzy; przeglądając się w lustrze patrzył w oczy obcego człowieka – co gorsza, z czasem to wrażenie jęło go fascynować. Starał się nie odbierać śmierci Lady Maureen w kategoriach klęski; nie, wręcz przeciwnie – uznał ją za szansę na wolność. Wolność od siebie samego i od wszelkich możliwych balastów. Mógł budować się od nowa, nie każdy dostaje w prezencie taką ewentualność. Był jak gmach niezadowolony z architekta.
Kim był? Ta banalna twarz, gładkie rysy świadczące o... no właśnie, o czym? Maska nietknięta dłutem losu. Do diabła, czyż straszne zdarzenia nie powinny czynić naszych oblicz ciekawszymi?
Stwardniałe, poznaczone bliznami dłonie, zmarszczki wokół oczu, pierwszy siwiejący włos. Nazwisko, jakim się do niego zwracano, brzmiało pusto.
W takich chwilach przeszłość miała wagę mgły.
Minuty stawały się latami. Orys poddał się rytmowi życia: długie spacery, podczas których obserwował ludzi i snuł na ich temat subtelne rozważania. Próbował dociec ich przeszłości, budował alternatywne życiorysy, układał symfonie losów. Dwie godziny dziennie trawił na czytaniu; cudze myśli nic nie ważyły. Sypiał niewiele ponad pięć godzin na dobę. Miewał sny, których nie pamiętał. I wciąż obsesyjnie baczył na detale.
Nie zastanawiał się, czy ktoś oczekuje od niego gotowości do działania, do wzięcia na swe barki obowiązków dziedzica. A jeśli nawet, to myśl ta jawiła mu się tak odpychającą, że natychmiast kierował umysł w inną stronę. Pragnął być nikim, rozpłynąć się w nicości, bo w nicości tkwiła oczywista, jak najbardziej znośna lekkość bytu.
Niestety, nadchodząca wizja sądu nad Alysanne Tyrell skutecznie odbierała mu tą możliwość. Nie mógł występować incognito, nie mógł rozpłynąć się pośród tłumu gapiów – czekało na niego miejsce na podwyższeniu, tuż przy władzy Siedmiu Królestw; choćby pragnął, nie potrafiłby być bardziej narażony na ciekawskie spojrzenia, słowa kondolencji, współczujące gesty. Orys sądził, że byłby bardziej szczęśliwy, gdyby został pozbawiony balastu wszystkich złych i dobrych chwil. Właśnie owe myśli towarzyszyły mu w drodze do komnaty tronowej, gdy cichy, skupiony, odziany w żałobną czerń pokonywał kolejne jardy szerokich, strzelistych korytarzy. Baratheon sądził, że dobre momenty ważą w pamięci tyle samo, co złe; niepotrzebnie obciążają duszę w takim samym stopniu. Z tego punktu widzenia były złe same w sobie, bez względu na ich pozytywny czy negatywny wydźwięk.
Kąciki ust dziedzic Burzy wygięły się w gorzkim uśmiechu, gdy potężne drzwi wielkiej sali zostały rozwarte bez strażników – jak na ironię, zbrojni byli jedynymi z nielicznych ludzi w Czerwonej Twierdzy, którzy popisywali się największą dozą taktu i nie poruszali drażliwego tematu śmierci Lady Maureen. Sam Orys niechętnie przyznawał przed samym sobą, że nie tęsknił za miłością. Regularnie, o ściśle określonej porze, zapraszał do siebie dziwki, których lekkość obyczajów znakomicie korespondowała ze zwiewnością życia wewnętrznego Baratheona.
Dziedzic Końca Burzy po wkroczeniu do komnaty tronowej starał się dotrzeć na swe miejsce w najbardziej niekolizyjny ze znanych sobie sposobów – niemal natychmiast skręcił w prawo i ruszył wzdłuż zachodniej ściany do odległego podwyższenia; pierwsze jardy w rzeczy samej pokonał w najgłębszej ciszy, bez jakichkolwiek problemów… a później na jego drodze stanął Lord Buckwell. Wymiana grzeczności, choć krótka i niemal do bólu oficjalna, ściągnęła uwagę kilku najbliżej zebranych rycerzy oraz dam, którzy nie omieszkali posłać Baratheonowi przesyconych współczuciem… i niemal chorobliwą ciekawością spojrzeń.
Zupełnie, jakby pytali: która z panien będzie przyszłą Lady Burzy, ser?
Orys z trudem przywołał na usta blady uśmiech, wspinając się po stopniach prowadzących na podwyższenie, na którym górował Żelazny Tron – Baratheon skłonił się wyczekującemu na rozpoczęcie sądu Aerysowi Targaryenowi, po czym skinął spokojnie głową Namiestnikowi zasiadającemu po prawicy władcy. W jasnych oczach dziedzica Burzy zamigotał mimowolny niepokój, gdy zajął swe miejsce po lewej stronie tronu; nie było w królestwie osoby, która czułaby się komfortowo w tak bliskiej obecności króla… i Orys nie stanowił w tym względzie chlubnego wyjątku. Naznaczone odciskami dłonie wygładziły miękki materiał czarnego wamsu, jedynie na mankietach zdobionego złotą nicią – minęła dłuższa chwila, nim Baratheon podniósł wzrok znad rękawów, po czym powiódł spojrzeniem po sali tronowej, niemal natychmiast napotykając ciemne oczy kobiety, której nie sposób było nie zauważyć.
Cóż, głównie przez zaawansowaną ciążę, choć nie mniejszą rolę odgrywał tu diadem zdolny opłacić wykarmienie kilkunastu wiosek i pomniejszych twierdz na Północy.
Dziedzic Burzy skłonił lekko głowę przed Księżną Smoczej Skały, uśmiechając się blado do Dornijki, którą… przed niemal rokiem uprowadził. Skłamałby, gdyby uznał, że się nie zmieniła.
Ale – wbrew obawom towarzyszącym mu jeszcze w Końcu Burzy – nie była to zmiana na gorsze.
Powrót do góry Go down
Allya Baratheon

Allya Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
535
Join date :
23/05/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyWto Gru 23, 2014 11:44 pm

MG


Strach.
Paraliżujący, zakradający się z mroku panującego w zbłąkanej duszy.
Strach.
Czy mogła bać się bardziej? Czy mogła czuć się bardziej winna? Czy mogła być bardziej… ostrożna? Nie, dzisiaj nie. Przed rokiem, gdy snuła dalekosiężne plany, gdy napędzana własną żądzą, ambicją, potrzebą czucia się lepszą, wywyższoną i niezwyciężoną podjęła decyzję o… morderstwie.
Nikt nawet nie próbował używać innego określenia. W oczach ludu już dawno była osądzona – wydawało jej się, że nawet rodzina wydała na nią wyrok.  Decyzja króla Rhoynarów, Andalów i Pierwszych Ludzi też była zapewne wyłącznie kwestią formalności…
… lecz Alysanne Tyrell nie byłaby sobą, gdyby nie walczyła do ostatniej chwili. Nie byłaby sobą, gdyby nie szła w zaparte. Nie byłaby sobą, gdyby odpuściła sobie okazję do ostatniego, decydującego starcia. Wiedziała, doskonale wiedziała, że pójdzie na dno.
I miała zamiar pociągnąć za sobą jak największą liczbę osób.
Z tej też przyczyny od samego poranka dokładnie przygotowywała się na sądną godzinę – chciała stanąć przez Żelaznym Tronem niewinna, czysta, skruszona, zniewalająco piękna. Chciała, by pozory do samego końca zostały zachowane… chciała, by ludzie zaczęli niedowierzać, powątpiewać, szeptać: czy to możliwe, by tak delikatna Różyczka była w stanie dopuścić się równie bezwzględnego czynu? Czy to aby wykonalne? Czy nie cuchnie tu polityką i niczym więcej jak kumoterstwem?
Alysanne uśmiechnęła się smutno do swego odbicia w lustrze; długie, miękkie włosy koloru kasztanów opadały lekkimi falami na ramiona oraz plecy. Ciemnozielona suknia z rozkloszowanymi rękawami była idealnie dopasowana do drobnego ciała i podkreślała nieśmiało zarysowane piersi; trzewiki z miękkiej skóry przyjemnie ogrzewały zziębnięte ze strachu stopy, zaś długi, brązowy płaszcz spływał z ramion szlachetną kaskadą, ciągnąc się kilka cali po ziemi. Panienka Tyrell nie zamierzała pozwolić sobie na choćby najmniejsze uchybienie w sferze prezencji – dlatego też zadbała o dopełnienie swego wizerunku parą złotych kolczyków w kształcie łezek, które z kolei stanowiły zestaw dla cieniutkiego naszyjnika z zawieszką przywodzącą na myśl pączek róży.
Za drzwiami rozległy się ciche kroki, co stanowiło dobitny sygnał dla Alysanne – oto zbliża się chwila prawdy, odwlekana wszak w czasie. Potrzebowali miesięcy, by zgromadzić świadków, dowody, by zebrać oskarżycieli i sędziów, by w końcu ściągnąć oskarżoną wraz z częścią rodziny do Królewskiej Przystani.
Miała tyle okazji, by uciec. Za Wąskie Morze, do Wolnych Miast, albo jeszcze dalej – ku Zatoce Niewolników. Co więcej, błagała ojca, by jej na to pozwolił, by mogła wsiąść w Starym Mieście na statek i zniknąć z Westeros… lecz Lord Randyll Tyrell okazał się zbyt szlachetny. W tej jednej, krótkiej chwili był zbyt oddany sprawiedliwości, by ratować swe dziecko.
I wtedy Alysanne go znienawidziła. Z każdym mijającym dniem przybliżającym ją do sądu nienawidziła coraz mocniej i mocniej, aż w pewnym momencie zaczęła żałować, że to nie jego otruła.
Powinna go otruć. Powinna otruć ich wszystkich.
- Idziemy.
Krótki, oschły rozkaz wydany przez jednego ze strażników Czerwonej Twierdzy wyartykułowany został przez człowieka, dla którego jej wina już od dawna była jasna. Nie miała najmniejszej szansy, by go przekupić, by uwieść, by zbiec z zamku, póki jeszcze mogła, póki…
- Idziemy!
Alysanne Tyrell zacisnęła usta w wąską kreskę będącą dobitnym przejawem wściekłości – Różyczka podniosła się z miejsca i ruszyła ku wyjściu, gdzie czekało już trzech zbrojnych, którzy mieli zaprowadzić ją do Sali Tronowej.
Do miejsca kaźni, jakkolwiek by na to nie spojrzeć.
W Czerwonej Twierdzy panowała nienaturalna cisza, zupełnie jakby cały zamek zamarł w oczekiwaniu na przebieg rozprawy; kroki strażników odbijały się głuchym echem od wysokich murów, boleśnie przypominając panience Tyrell, iż nic z tego, co obecnie ma miejsce, nie jest snem.
Może koszmarem – tyle, że dziejącym się na jawie.
Nim Alysanne zdążyła podjąć mierną próbę rachunku sumienia, w zasięgu jej wzroku pojawiły się drzwi Sali Tronowej – i właśnie wtedy do Różyczki z pełną mocą dotarło, że to już… koniec? Wszak wszystko się zaczyna i wszystko kończy. Ciemność. Ciemność przechodząca w pustkę. Nagły, krótki błysk. Przeszywający, wyzwalający... obrazy?
Zmrużyła oczy, oślepiona jaskrawymi promieniami słońca wpadającymi przez strzeliste okna w sali – krocząc samym środkiem komnaty, otoczona przez dziesiątki, jeśli nie setki obcych dusz musiała walczyć z nieprzemożoną ochotą spuszczenia głowy… lecz ani myślała okazywać podobną oznakę bezradności. Zadarła podbródek, zacisnęła wargi i pewnie ruszyła przed siebie, dostrzegając przeznaczone dla oskarżonej miejsce – drewniana ambonka wręcz szydziła z Alysanne, szczerząc ku niej swe rzeźbione żerdzie. Drobne, blade palce zacisnęły się nieznacznie, gdy panienka Tyrell dostrzegła trzech siedzących na podwyższeniu sędziów – miejsce na Żelaznym Tronie zajmował nie kto inny jak Aerys II Targaryen, po jego prawicy zasiadał Namiestnik Siedmiu Królestw, zaś pozycja na lewo okupowana była przez dziedzica pojąć jej motywów.
Nie, nie oni.
Wspięła się na swe miejsce, pozornie spokojnym wzrokiem przesuwając po zebranych w Sali Tronowej – rzecz naturalna, w oczy niemal natychmiast rzuciła jej się dornijska księżniczka przed kilkoma miesiącami wydana za Maegora Targaryena. Ciemne, onyksowe oczy płonęły żądzą krwawej zemsty…
… co – paradoksalnie – jedynie rozbawiło Alysanne. Ivory nie wiedziała bowiem, że jej tryumf przemieniony zostanie w gorycz porażki.
- Proces wytoczony przeciwko Alysanne Tyrell, córkie Lorda Wysogrodu Randylla Tyrella występującego dziś w roli obrońcy, rozpoczęty zostanie odczytaniem przedkładanych jej zarzutów. – głos Aerysa II Targaryena odbił się echem od wysokich ścian, docierając do najdalszych zakątków Sali Tronowej – wzrok zebranych na widowni osób w końcu oderwał się od Różyczki i spoczął na władcy, któremu milczący herold podał zwój pergaminu.
- Alysanne Tyrell oskarżona została o otrucie Księcia Dorne, Quentyna Martella, co miało miejsce czwartego księżyca dwieście sześćdziesiątego drugiego roku po Lądowaniu Aegona Zdobywcy. Zbrodni dokonano w Wodnych Ogrodach, gdzie też Książę spożył sok zawierający truciznę o nazwie lyseńskie łzy. Śmierć nastąpiła niemal natychmiast, pociągając za sobą kolejną ofiarę – po odejściu męża zmarła także Księżna Dorne, Badriyah z rodu Xho władającego Doliną Słodkiego Lotosu na Wyspach Letnich. – król Aerys Targaryen złożył ostrożnie pergamin, wbijając ciężkie, lawendowe spojrzenie w Alysanne Tyrell. – Oskarżona winna jest zatem śmierci dwóch szlachetnie urodzonych osób, na których dworze przebywała jako mała dziewczynka. Głównym oskarżającym jest Ivory Targaryen, z domu Martell, zaś pod aktem podpisali się również: obecny Książę Dorne, Edric Martell, dziedzic tytułu książęcego, Trystane Martell, maester Słonecznej Włóczni, dwa tuziny służek pracujących w Wodnych Ogrodach, trzech kucharzy pracujących w Wodnych Ogrodach, kupiec zamorski Alequo Hizdhar, czterech członków Cechu Alchemików Królewskiej Przystani oraz Wielki Maester. Najpierw wystąpią świadkowie, następnie głos zabierze obrońca oraz oskarżona, na końcu zaś wydany zostanie wyrok z ramienia sądu, w skład którego wchodzi Aerys Drugi Targaryen, władca Rhoynarów, Andalów i Pierwszych Ludzi, Maegor Targaryen, Książę Smoczej Skały i Namiestnik Siedmiu Królestw, a także Orys Baratheon, dziedzic rodu Baratheon oraz przyszły Lord Końca Burzy. – król zamilkł na krótki moment, po czym rozparł się wygodniej na Żelaznym Tronie, kiwając nieznacznie głową.
- Jako pierwszy świadek wystąpi Ivory Targaryen.
Powrót do góry Go down
Ivory Targaryen

Ivory Targaryen
Dorne
Skąd :
Dorne, Słoneczna Włócznia
Liczba postów :
2203
Join date :
23/10/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptyPią Sty 02, 2015 7:07 pm

Jedna minuta, druga, trzecia.
Czas musiał stanąć w miejscu. Ludzie wokół poruszali się w jakby zwolnionym tempie. Szlachetni lordowie, nieśpiesznie zajmujący miejsca w ławach dla widowni, wypowiadali słowa szeptem, nieznośnie przeciągając samogłoski. Słychać było ciężkie, przytłumione sapanie lady Rosby, szelest jedwabiu odzywający się przy każdym ruchu młodej dziewczyny, stojącej nieopodal Ivory, chrzęst kart pergaminu, które przeglądała średnio co dwie minuty. Nerwowo zaciskała i prostowała palce, na przemian z obejmowaniem krągłości brzucha prawym przedramieniem. Dziecko w jej łonie musiało dzielić emocje ze swą matką, poruszało się niespokojnie, jakby zbudzone ze snu i kopało energicznie, sprawiając dziewczynie ból.
Cicho, cicho, moje maleństwo, niedługo będzie po wszystkim, pomyślała Dornijka, uchwycając wrzosowe spojrzenie swego pana męża, który przed chwilą wkroczył do Wielkiej Sali. Przygryzła wargę, starając się nie myśleć o wściekłości, która w nim płonęła, gdy dowiedział się o jej roli w procesie oraz o jego solennej obietnicy. Wyprostowała się i uniosła brodę wyżej, jak gdyby znajdowała się na podwieczorku w altanie, nie zaś w Sali, w której ma odbyć się proces. Odprowadzając Księcia spojrzeniem, zapragnęła jedynie wstać i wtulić twarz w zagłębienie jego szyi, zapomnieć o tym wszystkim i we względnym spokoju wyczekiwać momentu narodzin dziecka.
Uwagę dornijskiej księżniczki przykuł kruk, siedzący na zewnętrznym parapecie jednej z okiennic. Tłuste ptaszysko przyglądało się wnętrzu Wielkiej Sali, wypełnionej już widzami i świadkami. Czarne, paciorkowate oczy zwróciły się na trzeciego sędziego, który zasiadł po lewej stronie Żelaznego Tronu. Spojrzenie Ivory podążyło za wzrokiem kruka, by napotkać blady uśmiech Orysa Baratheona. Zacisnęła zęby mimowolnie, mając nieodparte wrażenie, że znów powietrze znieruchomiało i zawisło nad nią widmo izolacji.
Okrutne strzępy tych miesięcy spędzonych w niewoli… w doskwierającej samotności, niewiedzy i rozpaczy, zdawały się wbijać w nią niczym tysiące małych szpilek. Ivory wzdrygnęła się z niechęcią, lecz skinęła głową i odwzajemniła uśmiech, który nie sięgnął ciemnych oczu.
Za mało tu światła, mam wrażenie, że się duszę. Choć godzina była wyjątkowo wczesna, w Wielkiej Sali panował niemal półmrok, a z minuty na minuty powietrze robiło się coraz cięższe. Cięższe od zdrady i nadchodzących kłamstw.
W krew w żyłach Dornijki jęła krążyć szybciej i choć zazwyczaj taki stan rzeczy ma swe źródło w uczuciu radości, lub podniecenia, tym razem było inaczej – do Sali bowiem wprowadzono źródło całego zajścia. Przyczynę śmierci, osierocenia szóstki latorośli, wojny, spalonego miasta, kolejnych śmierci i bezkresu niepojętego wręcz cierpienia.
Trudno było wręcz uwierzyć, że tą przyczyną była Alysanne Tyrell. Drobna dziewczyna, młodsza od Ivory o kilka dni imienia. Pani matka zawsze powtarzała jej, iż winna traktować ją jak swą młodszą siostrę, tak jak czyniła to Lynette. Nie potrafiła, nie potrafiła się jednak zmusić, by choćby ją polubić.
A w tym momencie nie było w całych Siedmiu Królestwach osoby, której nienawidziłaby mocniej. Przez chwilę zdawała się dostrzegać tylko tę Różyczkę, płonąc z chęci zemsty. Nie wiedziała, co powstrzymywało ją od opuszczenia ławy dla oskarżycieli i podbiegnięcia do Tyrellówny, by złapać ją za gardło i dusić dotąd, aż zabraknie jej oddechu. Być może świadomość, iż byłaby to zbyt łagodna kara; w mniemaniu Dornijki – zasługiwała jedynie na to, by smażyć się w siedmiu piekłach aż po kres wieczności. Nienawiść była jednak niczym w porównaniu z pogardą, którą odczuła dostrzegając rozbawienie na twarzy dziewczyny. Nic nie rozumiesz, nie dociera do Ciebie ile wyrządziłaś zła, myśli Ivory, jest szalona. Nienormalna.
Księżna Smoczej Skały wypuściła cicho powietrze z płuc, dotykając słońca przeszytego włócznią, spoczywającego na jej piersi i zwróciła wzrok ku władcy Siedmiu Królestw. Aerys II Targaryen jął odczytywać akt oskarżenia, który znała niemal na pamięć. Czekała na tę chwilę bardzo, bardzo długo. Czekała w ciemności, kiedy to co znała i kochała zostało jej odebrane, myśląc jedynie o własnym gniewie, nienawiści i zemście. Nikt jej wówczas nie uratował i nie zamierzała pozwolić, by ktokolwiek uczynił to z Alysanne Tyrell.
Ivory Targaryen chciała ujrzeć jej głowę toczącą się po ziemi z krzykiem przerażenia na zbladłych ustach i głęboko wierzyła w to, że nic jej przed tym nie powstrzyma (choćby sama miała unieść katowski miecz).
-Jako pierwszy świadek wystąpi Ivory Targaryen.
W Wielkiej Sali zapadła nieprzyjemna cisza, roztrącana jedynie przez szelest sukni dornijskiej księżniczki, gdy podniosła się z miejsca i podeszła do miejsca dla świadka, splatając dłonie na zimnym drewnie. Spojrzała na swego małżonka, zasiadającego po prawicy monarchy i zaczerpnęła świeżego powietrza, nim zwróciła się ku samemu władcy, który budził weń (racjonalny) niepokój.
-Miałam dziewięć dni imienia, gdy lord Wysogrodu wysunął propozycję ocieplenia stosunków pomiędzy naszymi rodzinami, a mój pan ojciec na to przystał. Kilka tygodni później na dwór w Słonecznej Włóczni przybyła Alysanne Tyrell, licząca sobie wówczas pięć dni imienia, była więc bardzo małą dziewczynką wśród obcych ludzi i moja pani matka, która zawsze miała miękkie i ciepłe serce, przygarnęła ją pod swoje skrzydła i traktowała jak własną córkę. Chciała także, abym ja, moi bracia i siostry, widzieli w niej siostrę. Kiedy była z nami w Wodnych Ogrodach, całowała ją i rozczesywała jej włosy przed snem, śpiewała kołysanki tak jak mnie samej, bądź Lynette. Mój pan ojciec także nie chciał, by czuła się z nami obco i samotnie. A ona… ona odwdzięczyła im się za to wszystko, za całą miłość, którą jej podarowali, trucizną. Śmiercią. – Dornijka mówiła nieśpiesznie (by jej dornijski akcent nie przeszkodził w zrozumieniu słów), cicho, spokojnie, lecz w pewnym momencie jej głos jął drżeć, silnie nacechowany emocją. – W ciągu tych kilku lat mieszkała ze mną i moją starszą siostrą zarówno w Wodnych Ogrodach, gdzie bawiłyśmy się z innymi dziećmi, jak i w Słonecznej Włóczni. Doskonale znała je od podszewki. Każdy kąt, większość tajnych przejść nie były nam obce. Mój pan ojciec miał zwyczaj pomagania nam w odkrywaniu tajemnic pałacu, szczególnie wiele czasu poświęcał nam w Wodnych Ogrodach. One były jego ulubionym miejscem, szczególnie jesienią, gdy gwiazdy są najpiękniejsze. Najbardziej lubił czytać księgi na balkonach, gdy dopiero wschodziło słońce i upał nie był tak doskwierający, a ponieważ nie przepadał za piciem wina za dnia, zawsze żądał dzbana zimnego soku. Najlepiej z mango, uwielbiał je.
Im dłużej mówiła, tym mniej była spokojna; głos jej drżał, a gdy mówiła o ojcu, załamał się i Dornijka zamilkła na krótki moment, by otrzeć kilka łez. Nie potrafiła, po prostu nie potrafiła mówić o tym w zimny i obojętny sposób, choć bardzo chciała trzymać emocje na wodzy. Jednak ani jej błogosławiony stan, ani niepojęta nienawiść do dziewczyny, którą znała niemal dekadę, która wychowywała się razem z nią, na to nie pozwoliły.
-To ona. To musiała być ona. Nikt obcy, spoza Dorne, tak dobrze nie znał Słonecznej Włóczni i Wodnych Ogrodów, ani mojego ojca, ani mojej matki, która zawsze podążała za swym mężem. Gdzie on, tam ona i to ją zgubiło. Ona ich zabiła. Ty ich zabiłaś. – płonące od nienawiści spojrzenie ciemnych oczu Dornijki zwróciło się ku Tyrellównie. – Zabiłaś ich, choć traktowali Cię jak własne dziecko. Może sumienie masz czyste, bo nieużywane, ale wiem, że będziesz smażyć się w siedmiu piekłach.
Ostatnie słowa niemal wysyczała przez zaciśnięte zęby, nim zwróciła się ku trzem sędziom, by odpowiedzieć na ostatnie pytania i w końcu – powrócić na swe miejsce, by obserwować dalszą część procesu.
Nie przestając myśleć o korpusie Tyrellówny, pozbawionym tej głowy, pełnej obłędu.
Powrót do góry Go down
Allya Baratheon

Allya Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
535
Join date :
23/05/2013

Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 EmptySob Sty 17, 2015 4:31 pm

MG


Sądziła, że wysłuchiwanie kolejnych głosek, słów, zdań oskarżających ją o morderstwo będzie znacznie… cięższym wyzwaniem.
Że w trakcie zeznań po jej policzkach popłyną łzy, że zacznie trząść się niczym zagubione w Zapchlonym Tyłku dziecko, że przerwie wywody świadków wrzaskiem, krzykiem rodzącym się w piersi, pod szaleńczo łopoczącym sercem…
… ale nic podobnego nie nastąpiło. Gdy tylko Alysanne Tyrell zajęła miejsce oskarżonej, jej myśli straciły na ostrości, zaś słowa władcy Siedmiu Królestw docierały doń jak przez gruby, zamkowy mur. Mechanizm obronny idealnie pełnił swą rolę, odcinając dziewczynę od przerażającej rzeczywistości, która z każdą mijającą chwilą przybliżała ją do…
… śmierci? Określenie to zdawało się Tyrellównie abstrakcyjne, jak słowo „głód”, którego wszak nigdy nie zaznała. Czym tak właściwie mogła być dla niej śmierć? Przejawem sprawiedliwości wymierzonej za grzechy, których się dopuściła? Tragicznym końcem, na jaki nie zasłużyła? A może… może wyłącznie kolejnym etapem, który miał doprowadzić ją do obranego ongiś celu? Alysanne nie potrafiła (a może nie chciała) potraktować sytuacji w której się znalazła całkowicie poważnie. Owszem, widok siedzącego na miejscu dla świadków pana ojca napawał ją wewnętrznym lękiem i bólem, który zaciskał się na sercu zimnymi kleszczami. Pobladły Lord Randyll Tyrell wpatrywał się w milczeniu w Aerysa Drugiego Targaryena, za wszelką cenę pragnąc uniknąć wzroku swej córeczki…
Tymczasem na mównicę wstąpił pierwszy świadek i oskarżyciel jednocześnie – księżniczka Ivory bez ogródek przystąpiła do zeznań, starając się zachować chłodny, rzeczowy ton głosu… jednak z każdym kolejnym zdaniem mówienie przychodziło jej coraz trudniej, zaś przekazywane informacje traciły na kalkulacyjności, poddając się emocjom, by w końcu przejść w jawne oskarżenie skierowane wobec Alysanne.
To ona. To musiała być ona!
Panienka Tyrell wbiła spokojne spojrzenie w Ivory Targaryen, nawet najdrobniejszym drgnięciem nie zdradzając myśli kotłujących się w jej głowie. I dopiero kiedy Dornijka jęła zwracać się do Różyczki, obrzucając ją stekiem gróźb, sama Alysanne…
… wybuchnęła cichym, perlistym śmiechem, brzmiącym niczym szum najczystszego strumyka – drobna głowa odchyliła się nieznacznie do tyłu, gdy gęstą ciszę sali tronowej zakłócał jedynie kpiący, szyderczy śmiech Tyrellówny, która nagle zwróciła ładną, gładką twarzyczkę w stronę Ivory, uśmiechając się szeroko.
- Kiedy już trafię do siedmiu piekieł… - warknęła cicho, zaciskając drobne palce na drewnianych poręczach i wbijając roziskrzone, wściekłe spojrzenie w Dornijkę. - … pozdrowię Twoich rodziców. Kto wie, może wkrótce się zobaczycie.
Po sali przeszedł donośny szmer widowni, która z wypiekami na twarzy wpatrywała się w dwie młode kobiety, gotowe rozerwać się na strzępy – niektórzy z siedzących dalej obecnych jęli się nawet podnosić z miejsc, by lepiej dostrzec wykrzywioną w kpiącym grymasie twarzy Alysanne Tyrell – i kto wie, może lada moment wymiana zdań przybrałaby znacznie bardziej krwawy obrót…
… gdyby nie zainterweniował sam Aerys Targaryen. Potężne „DOSYĆ” ucięło wszelkie źródła hałasu,  kierując spojrzenia zebranych ku Żelaznemu Tronowi, na którym władca Rhoynarów, Andalów i Pierwszych Ludzi boleśnie zaciskał pięść na ostrym, zimnym niczym stal podłokietniku.
- Dosyć. – powtórzył ciszej, lecz z równie wielką dosadnością król – lawendowe spojrzenie przesuwało się z Alysanne na Ivory, zupełnie jakby Smok rozważał, czy nie warto pożreć żywcem obu tych dziewcząt. Jakkolwiek nie brzmiał jego wewnętrzny wyrok, najwyraźniej postanowił chwilowo zrezygnować z plamienia dłoni krwią – miast dać upust gniewowi, zadał Ivory jedno, obojętne pytanie, które jedynie potwierdzało wcześniejsze zeznania innych świadków. Zaraz też Dornijka odprowadzona została przed Białego Płaszcza na swe poprzednie miejsce, zaś jej miejsce na mównicy zajął maester Słonecznej Włóczni.
- W dniu śmierci Księcia przebywałem w Wodnych Ogrodach, gdzie też było mi dane doglądać dzieci… - podjął mężczyzna, wodząc ostrożnie wzrokiem po trójce zebranych sędziów – i o ile patrzenie na króla napawało go strachem, o tyle zatrzymanie wzroku na Namiestniku niemal nie wchodziło w grę – Maegor Targaryen wyglądał, jakby właśnie wypił dzban z dzikim ogniem. - … wracaliśmy właśnie ze spaceru, gdy poinformowano mnie o nagłej słabości Księcia. Nim dotarliśmy na miejsce, ten już żegnał się z życiem. Szlachetna Księżniczka trzymała go w objęciach i ani myślała odejść choćby na chwilę, przeto musieliśmy odciągać ją trzykrotnie siłą, nim w końcu udało mi się zbliżyć do umiłowanego pana… - maester przerwał na moment, zaciskając usta w wąską kreskę. Czoło zmarszczyło się nieznacznie, gdy ważył w myślach kolejne słowa, nagle zabierając głos. – Natychmiast rozpoznałem działanie trucizny, choć same próby wykrycia jej miały zająć dwa kolejne dni. Lyseńskie łzy – tak brzmiała wytrwale poszukiwana odpowiedź… nie mogłem tego potwierdzić z uwagi na przemyślność trutki, jednakże jej pozostałości w feralnym kielichu rozwiały wszelkie wątpliwości. Książę nie miał powodów podejrzewać, że spożywa zatruty napój… i dopiero gdy zaczął umierać, dotarło doń, że to już koniec. – mężczyzna skłonił głowę w pełnym milczeniu, sygnalizując tym samym koniec swych zeznań – żaden z sędziów nie miał do niego pytań, przeto powołano kolejnego świadka – tym razem strażnika Księcia, który nie miał do powiedzenia nic poza tym, iż po otruciu wprowadził całkowity zakaz opuszczania Wodnych Ogrodów, dzięki czemu zatrzymano dwójkę podejrzanych o dolanie do soku trucizny. Młody chłopak oraz niewiele starsza od niego dziewczyna przetrzymywani byli w lochach, gdzie wydobyto z nich zeznania podpisane krzywymi, rozedrganymi znakami X. Wedle dokumentów zaczęli pełnić rolę sług zaledwie tydzień przed otruciem Księcia Dorne, czekając na odpowiedni moment, by zaaplikować truciznę. Zeznania nie głosiły niczego więcej poza adnotacją, iż w trakcie przesłuchań chłopiec zmarł.
Następnie głos zabrali kucharz, służki, a nawet nieliczne dzieci obecne wtedy blisko Księcia – wszyscy jednogłośnie zaznaczali, iż po wypiciu soku trucizna zaczęła działać w bardzo szybkim czasie, nie dając szans na zatrzymanie jej działania. O wiele istotniejszymi biegłymi z punktu widzenia sędziów okazali się członkowie Cechu Alchemików Królewskiej Przystani, którzy wraz z zamorskim kupcem Alequo Hizdharem przyznali, iż Lyseńskie Łzy są trucizną niespotykaną, niezwykle ciężką do zdobycia… oraz kosztowną. Przełomem w zeznaniach było wystąpienie Lorda Randylla Tyrella, który – balansując na granicy rodzącej się w piersi rozpaczy – przyznał, iż nigdy nie znajdował się w na tyle dobrych stosunkach z córką, by ta zwierzała mu się ze swych rozterek. Lord wyraził szczerą obawę, iż w świetle morderstwa między Reach a Dorne stosunki będą jeszcze bardziej napięte, nie miał jednak najmniejszego zamiaru obarczać swej córki winą, korzystając z prawa domniemanej niewinności aż do chwili…
… gdy to sędziowie nie orzekną o jej dalszych losach. Punktem kulminacyjnym było wystąpienie samej Alysanne Tyrell, która nie sprawiała wrażenia przerażonej skalą nieprzychylnych jej zeznań. Dziewczyna wygładziła materiał sukni, po czym uśmiechnęła się delikatnie, kierując spojrzenie na króla Aerysa Targaryena.
- Nie ukorzę się. – szepnęła na tyle cicho, iż w stanie byli usłyszeć ją wyłącznie świadkowie oraz sędziowie. – Nie pozwolę, by sądzili mnie ludzie. – dodała nieco głośniej, zaciskając kurczowo palce na poręczy. – Zostawiam sprawiedliwość oraz swój los w rękach Siedmiu Bogów! Dlatego… domagam się. Nie… ja żądam… - lśniący ze skupienia, rozbiegany wzrok Alysanne Tyrell przemknął po twarzach zebranych widzów, najwyraźniej poszukując wśród zebranych konkretnej osoby. - … próby walki. Żądam próby walki!
Trzy krótkie słowa – dokładnie tyle wystarczyło, by w Sali Tronowej wybuchła wrzawa, jakiej nikt nie mógłby się nawet spodziewać – widzowie podnieśli się z miejsc, w większości domagając się natychmiastowej egzekucji, nawet świadkowie nie mogli powstrzymać się przed gniewnymi okrzykami… i jedynie trójka sędziów na podwyższeniu sprawiała wrażenie nieporuszonych, choć były to zapewne wyłącznie pozory.
Bowiem teraz wszystko leżało w ich rękach.
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Sala Tronowa - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Sala Tronowa   Sala Tronowa - Page 6 Empty

Powrót do góry Go down
 

Sala Tronowa

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 6 z 7Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

 Similar topics

-
» Mała Sala
» Wielka Sala
» Sala audiencyjna
» Sala Jadalna
» Sala jadalna

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Włości Korony :: Królewska Przystań :: Czerwona Twierdza-