a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Wielka Sala - Page 5



 

 Wielka Sala

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Aryana Stark

Aryana Stark
Nie żyje
http://averyhere.tumblr.com/
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
213
Join date :
26/04/2013

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptySob Maj 04, 2013 2:08 pm

First topic message reminder :

To tutaj przyjmowani się wszyscy goście, przybyli do Winterfell. Pomieszczenie służy też jako jadalnia dla mieszkańców zamku, włączając w to Lorda Starka i jego rodzinę. Wielka Sala jest bardzo przestronna, drzwi do niej prowadzące zostały zbudowane z dębu i żelaza, a otwierają się prosto na dziedziniec. Tylne wyjście prowadzi prosto na galerię. Wnętrze jest w stanie pomieścić osiem długich, jadalnianych stołów, a zmieści się przy nich nawet pięciuset ludzi. Stoły ważniejszych gości ustawiane są na podwyższeniu.

Wielka Sala - Page 5 Great_hall

Wielka Sala - Page 5 Greathall1


Ostatnio zmieniony przez Aryana Stark dnia Pią Lis 08, 2013 2:43 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Gość

Anonymous

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptyWto Kwi 29, 2014 8:44 pm

Aylee jako córka lorda Dustina niewiele wiedziała na temat rodu Starków. Wprawdzie ojciec mówił o nich bardzo często i długo, ale młode dziewczę wolało spędzać czas na przymierzaniu sukni niżeli wysłuchiwać kolejnych, chwalebnych wywodów. Dlatego kiedy została zaproszona na zaślubiny Aidana z Cailet Tyrell była przerażona. Uczucie to potęgował fakt, iż miała udać się tam zupełnie sama i co więcej z godnością reprezentować swój ród. Było to zadanie trudne, bowiem większość czasu spędzała w swej gościnnej komnacie, w równym stopniu unikając  mężczyzn jak i kobiet. I kiedy w dniu dzisiejszym miała pojawić się oficjalnie po raz pierwszy w wielkiej sali, czuła się niepewnie. Skrępowana do maksimum możliwości opuściła swą komnatę i chwiejnym krokiem ruszyła do wyznaczonego miejsca, starając się zachować pozory spokoju. Zdradzające ją drżenie rąk nadrabiała lekkim uśmiechem i kiełkującym na jej licu rumieńcem. Przestępując próg wielkiej sali, poprawiła suknię, która opasała wyrośnięte choć drobne, nie mogące się równać swymi krągłościami z większością kobiet ciało. Ale nawet taką filigranowość Aylee potrafiła podkreślić. Jej strój miał swój urok. Nie posiadał bezmiaru ozdób mogących swym ciężarek przyćmić powab. Był wręcz dość prosty jak na dworskie gusta. Może dlatego dziewczyna poczuła się nijak, spoglądając na suknie innych panien. W pewnym momencie przyłapała się na lekkiej zazdrości, kiedy wchodząc w głąb sali, mignęła jej się kobieta w złotym materiale. Przywołała się do porządku i z powrotem na jej twarzy pojawił się wyuczony uśmiech, w jej osobisty mniemaniu bardzo nieszczerzy ale wyćwiczony do perfekcji mógł wyglądać prawdziwie. Szczególnie u kogoś, kto przez większość swojego życia nie robił nic innego, poza nauką manier. Taką osobą bez wątpienia była Aylee, która miała jednak jedną wadę, silniejszą od niej. Przejawiała się oczywiście w takich chwilach, kiedy była samotna, zaczynała się nudzić i nawet niegrzecznie podsłuchane plotki, nie potrafiły jej rozbudzić. Wielokrotnie miała przez to problemy ale i tak na dłuższą metę nie potrafiła się powstrzymać. Dlatego zrobiła to – ziewnęła. Subtelnie jednak, skrywając to niegrzeczne posunięcie za ręką. Ale pomimo wyuczonej kurtuazji w ukrywaniu swego nastawienia do otoczenia, rozejrzała się czy aby ktoś nie zdołał dostrzec tej niegrzecznej drobnostki i wręcz zacietrzewić się na widok tak impertynenckiego zachowania ze strony dziewczyny. Wszakże dobrze urodzona panna nie powinna mieć takich skłonności, szczególnie w towarzystwie. I chociaż Aylee próbowała wyzbyć się tej okropnej wady na wszelkie sposoby, to i tak jej się to nie udawało. Sama przed sobą wstydziła się okropnie i dziękowała bogom za brak towarzystwa. Z drugiej jednak strony potęgujące uczucie osamotnienia coraz bardziej ją irytowała i zapewne w innej sytuacji już dawno opuściłaby to miejsca. W głowie jednak brzmiały groźne przestrogi ojca i bolesne wizje staropanieństwa. Zaślubiny były jednym z powodów jej wizyty ale miała również własne. Okazja była idealna do znalezienia męża. Aylee być może była młoda acz drżała ze strachu przed wyczuwalnym na karku staropanieństwem. I z tego strachu każde takie wydarzenie zwykła traktować jako „właśnie to”, a każdego poznanego mężczyznę „za właśnie tego”.
Powrót do góry Go down
Diryan Stark

Diryan Stark
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
153
Join date :
16/11/2013

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptyWto Kwi 29, 2014 9:35 pm

MG



Kilka dni przed ożenkiem pierwszego syna Lorda Starka i panny z Wysogrodu oznaczało niemałe poruszenie w Witerfell. Zamek wypełnił się gośćmi, którzy przybyli doń z różnych zakątków Północy i Południa Siedmiu Królestw. Na korytarzach widzieć się dało surowe, powściągliwe ubiory oraz bardziej wyszukane i odznaczające się większym przepychem kreacje. Siedziba Starków w kilka dni wypełniła się spacerującymi grupkami przyszłych weselników, którzy na uroczystość przybyli wcześniej. Zawsze powtarza się, że lepiej być przed czasem niż po nim.
W Wielkiej Sali ludzi było zadziwiająco mało. Stoły ustawiono już w ten sposób, aby za jakiś czas mogły spokojnie ugiąć się pod ciężarem obfitego jadła i napitku oraz pomieścić wokół siebie jak największą liczbę bawiących się. Cztery młode służące klęczały na kamiennej posadzce, szorując ją wodą z mydlinami. Ich pracę nadzorowała tęga kobieta w podeszłym wieku.
Stała tyłem do drzwi wejściowych, opierając ręce o szerokie biodra. Same jej dłonie również nie były wąskie. Silne, z twardym naskórkiem - jednym słowem, przyzwyczajone do ciężkiej pracy fizycznej. Kruczoczarne włosy przeplotła jej gęsto siwizna. Ukryła je częściowo pod czepkiem, który naciągnęła mocno na głowę. Mimo iż Aylee nie dostrzegła jeszcze jej twarzy, mogła poczuć aurę siły i władzy, jaką roztaczała wokół siebie ta kobieta, mimo bycia zwierzchnikiem służby na dworze rodu Stark bez jakichkolwiek arystokratycznych korzeni.
Powrót do góry Go down
Kevan Mormont

Kevan Mormont
Północ
Skąd :
Niedźwiedzia Wyspa
Liczba postów :
80
Join date :
20/04/2014

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptyWto Kwi 29, 2014 11:23 pm

Kevan spokojnie siedział, splatając palce i kładąc dłonie na brzuchu. Nawet przez tunikę można było poczuć - bądź, co bądź - przyjemny dla osoby z Północy chłód, jaki bił od kolczugi. Zastanawiał się nad wieloma sprawami, choć na pierwszym planie znalazły się tematy najbardziej aktualne. A z nich najistotniejszym okazał się nie ślub, na który tutaj przybył, a raczej sprawa z Bertrandem. Sprawiał na prawdę dobre wrażenie. Odpowiednie, jego zdaniem, jak na potencjalnego męża jego siostry Megary - gdyż myślał, że to o niej rozmawiał z Cerwynem. Poza tym, pochodził z tej samej warstwy społecznej, co i przedstawiciele rodu Mormont. A Kevan uznawał to za zaletę - nie w każdej sytuacji, acz w wielu.
Gdy Rycerz Północy zaproponował wyjście, nie trzeba było tego dziedzicowi Mormontów powtarzać drugi raz. Choć nie przeszkadzało mu towarzystwo kobiet, to bez nich w pobliżu będzie można porozmawiać bez wstrzymywania języka. Dość szybko wstał, jednak na tyle spokojnie, by nikt nie uznał, że odchodzi z chęcią.
-Panie wybaczą.- zwrócił się do zgromadzonych tutaj kobiet, kłaniając się im nisko. Następnie powoli ruszył w kierunku drzwi prowadzących do Wielkiej Sali, aby ją opuścić wraz z Bertrandem. Gdy zbliżał się do tychże wrót, przekroczyła je córka Lorda Dustin. Również i jej Kevan się nisko ukłonił, aby już po krótkiej chwili znaleźć się na zewnątrz pomieszczenia.
Znajdując się już na dziedzińcu, dostrzegł nieopodal postać, z którą już od dawna chciał się zobaczyć.
-Zechciej wybaczyć, panie, jednak sam również z chęcią zmienię te brudne ubrania. Spotkajmy się na placu, dokładnie tam.- zwrócił się do swego towarzysza, pod koniec wskazując na znajdujący się tuż obok plac ćwiczebny. Kiwnąwszy następnie głową do Bertranda, młody Mormont ruszył w stronę stajni...

z/t --> Plac Ćwiczebny
Powrót do góry Go down
Ivory Targaryen

Ivory Targaryen
Dorne
Skąd :
Dorne, Słoneczna Włócznia
Liczba postów :
2203
Join date :
23/10/2013

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptyPon Maj 26, 2014 12:36 pm


MG

Ludzie mówią, że od czekania rdzewieje dusza. Nikt nie lubi przecież czekać. W szczególności na tak ważną chwilę jaką jest ślubna ceremonia. Czas radości i wesela, chwila na beztroskę i zapomnienie wśród śmiechu oraz słodkiego brzmienia skocznej muzyki. Ród Starków długo swym gościom kazać czekał na zaślubiny swego dziedzica z najpiękniejszą Różą Wysogrodu, tłumacząc to czekaniem na niektórych z gości. W końcu jednak, kilka dni po pierwotnej dacie, tradycji stało się zadość, a więzy krwi połączyły dwa wielkie rody Starków oraz Tyrellów.
Jeden z najważniejszych dni życia młodego wilka oraz różyczki okazał się być wyjątkowo mglisty i pochmurny, lecz wszystko sprawiało, że Boży Gaj wydawał się być bardziej enigmatyczny, a nawet mistyczny niż dotychczas. Wszyscy zamilkli na czas składania przysięgi, gdy młodzi obiecywali sobie wzajemną miłość i uczciwość małżeńską w tym starym, jakże ważnym dla wilczego rodu miejscu. Węzeł małżeński połączył ich już na zawsze, a w oczach starych bogów rozłączyć mogła tylko śmierć.
Powiadają, że miłość to sprawa idealna, małżeństwo zaś - realna. Połączenie rzeczy idealnej z realną nigdy jednak nie uchodzi bezkarnie.
Uśmiechy rozjaśniały lica młodego małżeństwa, gdy Aidan Stark niósł swą małżonkę w silnych ramionach ku siedzibie swego rodu, gdzie miało odbyć się huczne weselisko. Największe jakie widziały oczy północy w ostatnich latach. Nie stało się inaczej, niźli zaplanowano. Bardowie nie szczędzili głosów, zaś mężczyźni toastów. Wino lało się niemal strumieniami, służba nie nadążała z noszeniem potraw! Spódnice wirowały w tańcu, a w głowie mogło zakręcić się od mnogości zapachów. Nieraz był to mdłe perfumy nobliwych dam, a innym razem kusząca woń delikatnej kaczki pieczonej w miodzie. Jedno było pewne - nikt nie byłby w stanie zasnąć, a ucztowano dalej nawet po zniknięciu najjaśniejszych gwiazd tego dnia. Małżeństwo Aidana i Cailet Stark stało się faktem, któremu nikt nie mógł już zaprzeczyć, lecz napełniało to serca obojga bezkresną radością. Każdy obecny mógłby przysięgać na własną rękę, że to miłość widział w ich oczach.
Uczta skończyło się o brzasku, ku niezadowoleniu niektórych gości, pragnących jeszcze więcej wina i radości, lecz wszystkim im i każdemu z osobna dane było jedynie powrócić do swych obowiązków oraz szarości dnia codziennego. W ciągu dwóch tygodni większość gości rozjechała się we własne strony, nieraz bardzo odległe, niemal na drugim krańcu Królestwa, lecz nikt nie żałował uczestnictwa w tym doniosłym wydarzeniu, które z pewnością zapisze się w ich pamięci na całe lata.
Powrót do góry Go down
Diryan Stark

Diryan Stark
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
153
Join date :
16/11/2013

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptyNie Paź 26, 2014 7:26 pm

Postaci spowite w czerń sunęły korytarzami siedziby rodu Namiestników Północy. Cały żałobny kondukt kierował się ku Wielkiej Sali. Przed wejściem Diryan zwrócił się do eskorty Aidana:
- Przykro mi, ale chcielibyśmy porozmawiać na osobności. Służba przyniesie wam strawę bezpośrednio do komnat - zbrojni zrozumieli aluzję i, co prawda niechętnie, usunęli się do korytarzy bocznych.
Tymczasem Diryan pchnął odrzwia. Wkroczył pierwszy. Prawie nie było słychać jego kroków. Wyglądał jak widmo. Jego spojrzenie było niemal wrogie, choć pełne bólu i rozpaczy. Jeśli ktoś go znał, widział w jego oczach również przerażenie. Widział, że Wyjący o Świcie kompletnie nie wie, co ma ze sobą zrobić, co począć z goryczą, którą tak usilnie próbuje utrzymać na swoim języku. Aidan widział go już w takim stanie. Raz. Na przeklętym polowaniu w jego dzień imienia. Jego i Loarhisa. Wtedy zaczęła się ta cała żałobna tyrada.
Mężczyzna podążył ku zastawionemu stołowi. Kucharze uwijali się w pocie czoła od samego rana. Na blacie można było zobaczyć pieczoną wołowinę, świeżo wypieczony chleb i najlepsze wino, jakie miało Winterfell. Obok stały też dzbany z miodem i parującym mlekiem.
Diryan nie usiadł. Stanął tylko przy blacie, patrząc beznamiętnie na smakołyki, jakimi chciano przywitać Dziedzica Winterfell.
- Jedz - polecenie było krótkie i szorstkie. Głos odbił się od ścian i okrążył pomieszczenie.
Jednocześnie chłopak spojrzał na siostrę i skinął ukradkiem głową, aby też zajęła miejsce za stołem.
- Zaraz powinni dołączyć do nas Brighan i ojciec.
Tak bardzo chciał powiedzieć Aidanowi o wszystkim, ale nie był po temu czas. Ponadto leżało to raczej w gestii ich pana ojca. Diryanowi było szczerze żal Brandona. Z dnia na dzień wyglądał coraz gorzej. Co prawda miał on swoje lata, jednakowoż dopóki nie był zmuszony do ciągłego żegnania kolejnych latorośli - o żonie nawet nie wspominając - dopóty tryskał życiem i niemal młodzieńczym wigorem.
Powrót do góry Go down
Nadira Mormont

Nadira Mormont
Północ
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
158
Join date :
26/04/2013

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptyPon Paź 27, 2014 12:04 am

/z dziedzińca

Nadira poczuła, jakby oberwała od brata, kiedy ten w ogóle nie przejął się jej stanem. Jedno udało mu się osiągnąć - łzy przestały płynąć. Pojawiło się jednak coś innego. Była to złość i niedowierzanie.
- Masz rację - powiedziała zimnym, niepodobnym do niej tonem. - Jestem Starkiem - i po tych słowach spoliczkowała go z całą mocą, jaka w niej drzemała*. Musiało boleć, bo dziewczyna była mocno zdenerwowana. I dobrze. Nawet jeśli miał to gdzieś, przynajmniej ona miała satysfakcję.
Zanim wszyscy ruszyli do środka, posłała Aidanowi pełne wyrzutu spojrzenie. Jak on w ogóle śmiał. Kim on był? Na pewno nie jej ukochanym bratem, którego tak wspominała, za którym mocno tęskniła i który prawie nigdy jej nie zawiódł.
Obróciła się na pięcie i podążyła za Diryanem do środka siedziby rodu.

Będąc już w środku, nie zajęła miejsca u stołu. Przechadzała się w tę i z powrotem, mając nadzieję, że doprowadzi tym do szału starszego brata. Ani myślała udawać spokoju, kiedy wszystko w niej aż się gotowało ze złości.
- Co się z tobą stało, Aidanie? - nie wytrzymała w końcu, całkowicie ignorując jego pytanie. Jeszcze trochę i sam się przekona.

*sorry, ale nie ma tak dobrze, to się musiało stać! Północ szaleje! xD
Powrót do góry Go down
Aidan Stark

Aidan Stark
Nie żyje
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
762
Join date :
26/04/2013

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptyPon Paź 27, 2014 1:21 am

Policzek zabolał, pulsował wściele, cały zaczerwieniony. Przyjął go sztywno wyprostowany, nie zamierzał się ugiąć, o nie, nie teraz. Stał bez ruchu, zrobiony z lodu; mieszkańcy Winterfell najwyraźniej dawno temu stracili zdrowy rozsądek. Prawda, nie spodziewał się takiej reakcji przy swoich dobrych intencjach. Pragnął przecież zatrzymać jej szlochanie logicznym uzasadnieniem oraz nawołującymi do uzbrojenia się w siłę słowami - nie udało mu się. Paradoksalnie podziwiał ją, że potrafiła jeszcze płakać, jego zdroje łez wyschły na wiór.
For certes, lepiej korzyć się w cierpieniu, pozwalać, by ci, którym przewodzisz, widzieli cię rozpadającego się na kawałeczki. Słabego. Poklepujmy się po ramionach dalej, czekajmy, aż ktoś poklepie nas - w czoło.
- Jesteś, siostro? - Tylko tyle, Północ pamięta, on zapamięta także. Na długo.  
Jeśli ktokolwiek uważał, że szlachetnie urodzeni ludzie rodzą się z możliwością wyboru - mylił się. Wyjący o Świcie doskonale wiedział, że starszy brat powlecze się za nimi, chcąc czy też nie, choćby dlatego, iż zwyczajnie potrzebował odpocząć po podróży. Obserwując plecy Diryana defilującego dumnie w stronę zamku, zmełł pod nosem kilka przekleństw, których nie warto przytaczać,
- Mi już nic nie przeszkadza, braciszku - wycedził na koniec tyrady, a w momencie, gdy dłoń swą na jego ramieniu zacisnął jeden z przybocznych, zdał sobie sprawę, że własne pięści zaciskał aż do pobielenia kłykci. W dalszym ciągu nikt nie raczył poinformować go, dlaczego wszyscy chodzą struci jak wątrobiarze, doprawdy, nic nowego pod dachami Winterfell, zachciewa im się ponurych teatrzyków zamiast gadać, sarknął w duchu, otrzepując się krótko, tak, jak zrobił to, gdy pływający katafalk z nadpalonymi zwłokami żony zniknął w ciemnych wodach Wąskiego Morza. Z pewnością nie chodziło im o nieodżałowaną panienkę Tyrell, tego domyślił się w lot zaraz po przejeździe przez bramy grodu. Piętno ciągłej rozpaczy członkowie jego rodu nosili na swoich twarzach od miesięcy, sam pielęgnował swoje godnie i wytrwale, ale w żadnym wypadku nie mógł dać przeprowadzić się myślami do krypt - przynajmniej nie on jeden. Kiedy w trakcie kilkudziesięciu tygodni tracisz po kolei brata, matkę, najlepszego przyjaciela-zdrajcę, najlepszego przyjaciela-nie-zdrajcę-który-żyje oraz żonę - mimowolnie razem z nimi tracisz jakąś cholerną (albo cenną, może) wrażliwość. Granica zostaje złamana, przestajesz postrzegać śmierć jako coś poruszającego, ostatecznego, zatrważającego. Czuł się pusty, owszem, ale nadal c z u ł. Po swojemu.
- Odesłałbym ich sam - rosnące z każdą minutą poirytowanie zaznaczył niechętnym pomrukiem. Patrzył na wycofujących się bez ładu przybocznych, a kiedy ostatni z nich zniknął za drzwiami, Aidan, założywszy ręce na torsie, powiódł obojętnym wzrokiem po zimnych murach ogromnej sali. Z dekoracji weselnych nie została ani jedna samotna girlanda wetknięta za proporce; nie szukał ich zresztą, to była tylko luźna obserwacja, nic więcej. Przekraczając próg komnaty, spodziewał się napływu wspomnień, pod którymi ugnie mu się przynajmniej jedno kolano. Intencjonalnie zamknął oczy. Nic podobnego uparcie nie chciało pojawiać się pod jego powiekami, nie pomogło tutaj nawet zniecierpliwione tupanie stopą. Co zatem widział? Ognisko rozpalone przy drodze, majtków ze statku, burdel w Braavos. Wzbudził w sobie minimalne poczucie wstydu, w następstwie którego porwał puchar i pociągnął z niego sążnie kwaśne wino. Nie zamierzał zajmować miejsca za stołem dopóki nie zrobi tego ojciec, a już tym bardziej nie spieszyło mu się do spełnienia polecenia brata. Zwykł mieć problem ze wszelkimi nakazami.
- Co się ze mną stało? - Wysyczał gniewnie, nie dowierzał pretensjom kobiety. - Wystarczająco poniżyłaś nas oboje na dziedzińcu. Masz na myśli to, że nadal żyję? Pomimo wszystko? A może: na złość wszystkim? - warknął nieprzyjemnie gardłowo, przodkowie musieli przewracać się w grobach. - Tak, mam cholerny żal, mam go w sobie! Czy muszę przywdziać czerń, abyście to pojęli? - Odpowiedział wzburzony, wątpili w niego, policzek bolał mniej. - Jak śmiesz sądzić inaczej, Nadiro, śmiesz mnie osądzać?! - Złapał się kurczowo za materiał kaftana na piersi, po lewo, dysząc rozwścieczony oraz obnażając zębiska niczym wilk. Nie próbowali go zrozumieć, ten fakt dotykał najsnadniej. - Znalazłem cholerną drogę wyjścia, nie potrafię dłużej tkwić w marazmie i nie chcę tego - pokręcił głową zrezygnowany. - Nie wiem, jaka tragedia spadła na nasz ród teraz, lecz wiem jedno: musimy iść dalej, aby ci, którzy nas opuścili, byli z nas dumni. M y żyjemy, i d z i e m y d a l e j! Nikt za nas tego nie zrobi - powtórzył z naciskiem, zbyt dobitnie stawiając puchar na deskach. Lepkie wino ciekło mu po palcach. - Pamiętam ich twarze. Każdego. Śnią mi się co noc - zacina się na krótko. - Póki ich pamiętamy, oni s ą z nami, chcą naszego wzrostu, nie łez. Musimy wznieść się ponad. Twoich ludzi nie obchodzi, czy moja żona nie żyje, czy twój mąż nie żyje, czy ktokolwiek inny nie żyje - wylicza - nie obchodzi ich to, kto mieszka w grodzie, dopóki są bezpieczni i ich plony obradzają! A my jesteśmy tu dla nich - Aidan nauczył się, że z oczami pełnymi łez nie można widzieć dobrze tego, co wciąż czeka przed nimi. Starkowie od zawsze rządzili Północą. Jakie rządy mogli sprawować, kiedy ich umysły tak łatwo przejmowały niekończące się dramaty? Bogowie bez wątpienia wystawili ich na próbę, z której musieli wyjść jeszcze mocniejsi. Zwycięscy. - J a przynajmniej będę dla nich, i dla was, podniosę was, jeśli wy nie jesteście gotowi... chyba, że wolicie żyć przeszłością - zakończył, obracając się do nich plecami. Spokój, spokój, przywoływał się z trudem do porządku.
- Przepraszam - dodał po chwili, na powrót zaglądając im odważnie w oczy. Każdy ma prawo do żałoby, mieli prawo do swoich reakcji, on - do określenia własnych. - Rozumiem, że nic mi nie powiecie. Poczekam. Dowiem się przynajmniej, jak się ma pan ojciec? - Spytał słabym tonem, tyle mogli mu zdradzić, czysto empiryczne przekonywanie się o każdej drobnostce męczyło go bodaj najbardziej.
Powrót do góry Go down
Diryan Stark

Diryan Stark
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
153
Join date :
16/11/2013

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptyPon Paź 27, 2014 9:27 am

Sprawy przyjmowały nieciekawy obrót. Nadira mogła powściągnąć emocje na dziedzińcu, ale trudno było się jej dziwić. Aidan powinien wykazać się większym taktem. Może i nie wiedział wszystkiego, ale grobowe miny pobratymców powinny skłonić go do myślenia. Teraz oboje wyżywali się na sobie wzajemnie. Nadira wyglądała, jakby miała się zaraz przewrócić. Dziedzic jakby tego nie widział. Dawał upust swojej eksplozji gniewu i goryczy. Diryan czuł, jak każde słowo wwierca się głęboko i boleśnie w jego mózg, klatkę piersiową.
- Aidanie! - warknął ostrzegająco. Mężczyzna był jednak całkowicie zagłuszony.
Diryan okrążył stół i wszedł między swoje rodzeństwo, całą wściekłość najstarszego brata koncentrując na samym sobie. Mierzyli się wzrokiem, jeżyli włosy. Wydawało się, że zaraz zaczną obnażać kły i warczeć. Był to chłodny pojedynek na spojrzenia, wzbogacony homilią Aidana. Wyjący o Świcie, chcąc nie chcąc, musiał przyznać mu rację. Nie osiągną niczego, koncentrując się wyłącznie na przeszłości. Jednak jak odciąć się od bolesnych wspomnień, kiedy korytarze ich siedziby rodowej pustoszeją z dnia na dzień? Kiedy komnaty Aryany, Nihil, czy Loarhisa pozostają puste od kilku tygodni i niemal nikt tam nie wchodzi, gdyż nikt nie wiedział, co ma tam począć? Żrąca pustka trawiła serca Starków. Nawet Brandon zaczął powątpiewać we własną siłę. Żałoba zmieniła jego oblicze. Przestał czerpać radość z życia. Diryan cieszył się, że powrócił Aidan. Cieszył się, że ktoś wyprowadzi rodzinę z tego marazmu. Teraz jednak musiał go uspokoić. Tu nie chodziło tyle o kwestię śmierci i pogodzenia się z nią, co o kłótnię rodzeństwa i manifestację tego, iż przeżarci na wylot goryczą, nadal potrafią zachować się jak na Starków przystało.
Aidan skończył wywód. Jego młodszy brat odetchnął w duchu i zerknął na Nadirę, która stała za jego plecami. Zrazu poczuł się nie w porządku wobec starszego brata. Powinien od razu zostać poinformowany o tym, co zaszło. Tymczasem, powróciwszy do domu i spodziewawszy się ciepłego powitania, otrzymał jedynie niezrozumiałą rozpacz i siarczysty policzek. Może gdyby powiedzieli mu już na dziedzińcu, wszystko potoczyłoby się nieco inaczej? Co się jednak stało, to się nie odstanie, szkolony dyplomata musiał interweniować.
- Nam wszystkim jest ciężko - stwierdził głucho, w odpowiedzi na przeprosiny Aidana. - Przestań już - to brzmiało bardziej jak prośba, niż rozkaz. - Najwidoczniej wszyscy, włącznie z tobą, inaczej wyobrażaliśmy sobie to spotkanie. Przepraszam cię w imieniu swoim i Nadiry. Nie złość się na nią. Wszak to twoja ostatnia żyjąca siostra... - przełkną ogromną gulę, która zalęgła mu się w gardle.
Znów miał ochotę się rozpłakać. Teraz również nie mógł sobie na to pozwolić. Nie przy bracie. Poza tym, zaraz dołączy do nich ojciec i Brighan. Diryan poczuł się, jakby był chłopcem. Żeby tylko nie pokazywać innym swoich słabości. Żeby tylko byli z niego dumni...
Nikt nie zauważył, jak do komnaty ktoś wszedł. Mężczyzna był sztywno wyprostowany, o mocnej posturze. Głowę miał jednak nieznacznie opuszczoną, policzki - zapadnięte, a spojrzenie - mętne. Snuł się po Wielkiej Sali, niczym widmo. Przebył ją całą bez słowa i zatrzymał się przy stole.
- Pan ojciec czuje się doskonale - Diryan, stojący za plecami Brandona pokręcił porozumiewawczo głową w kierunku Aidana. - Widzę, że już zostałeś o wszystkim poinformowany...? - Lord Stark próbował zgrywać silnego, lecz w tym czasie siły mu zabrakło. Może poddani tego nie widzieli, ale przed własnymi dziećmi nie mógł ukryć słabości. A był doprawdy zdruzgotany.


Ostatnio zmieniony przez Diryan Stark dnia Pon Paź 27, 2014 2:21 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
Nadira Mormont

Nadira Mormont
Północ
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
158
Join date :
26/04/2013

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptyPon Paź 27, 2014 10:55 am

- Potrzebuję brata, kolejnego sensu dla swojego istnienia, bo uwierz mi, wolałabym być na miejscu tych, którzy odeszli - nie żałowała tego, co zrobiła i nie będzie w przyszłości. A co do odejścia - każdy wiedział, że miała zaniżony poziom własnej wartości, który w obecnej chwili wynosił chyba poniżej zera. Ile razy powtarzała, że osoby, które były coś warte i miały zadanie do wypełnienia, ku chwale rodu zeszły ze świata w tak okrutny sposób. Aryana wręcz w nędzny i niegodny i tylko okrutnik mógł do tego dopuścić. Tak, przestała wierzyć w takich bogów. Czuła do nich żal i złość.- Wydawało mi się, że jesteśmy rodziną, a nie grupką obcych sobie ludzi, którzy tylko udają, że mają coś ze sobą wspólnego - miała na myśli tak wiele osób, które widziała przez ostatnie miesiące.
- Tak, jestem Starkiem. Bo tylko rodowa siła, albo raczej jej resztki, trzymają mnie przy zdrowych zmysłach, jeśliś ciekaw - po raz kolejny w jej oczach zalśniły łzy. - Tylko to kim jestem i dla kogo jestem, powstrzymuje mnie przed rzuceniem się z wieży i zakończeniem tego marnego żywota - dobrze, że ojciec nie mógł tego słyszeć, bo szczęśliwie zdążyła zanim ktokolwiek do nich dołączył.
- Nie chcemy współczucia, żadne z nas. Potrzebna nam rodzina - i tego nie poczuła, kiedy Aidan się zjawił. Mógł nic nie mówić, tylko pozwolić jej na uścisk, odwzajemnić gest. Ciepło, tego chciała.
Nad bała się stracić kolejną osobę, wszyscy wokół ginęli. Miała dość. Serdecznie dość. Tkwiła w miejscu, otulona zimnymi mackami śmierci. I chyba w tej chwili było jej wszystko jedno, co się stanie. Mogła być następna. To według niej ona sama przynosiła wszystkim pecha.
Kiedy w pomieszczeniu pojawił się Brandon Stark, Nadira spokorniała, ale nie powstrzymało jej to przed zabraniem głosu.
- Ojcze, - uścisnęła jego dłonie i skłoniła się z szacunkiem. - Wybacz, ale nie chcę tu zostać. Niech panowie dyskutują sami, pragnę się oddalić - nie czekała na odpowiedź, lecz posłała mu błagalne spojrzenie. I wyszła, nie oglądając się za siebie i tylko ktoś uważnie obserwujący jej postać, mógł dostrzec, jak ukradkiem ociera kolejną falę łez, której nie potrafiła ogarnąć. Była zła, zrozpaczona, samotna. Była niczym.

/poszła i nie ma
Powrót do góry Go down
Brennard Arryn

Brennard Arryn
Dolina Arrynów
Skąd :
Orle Gniazdo
Liczba postów :
5
Join date :
14/04/2016

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptySro Kwi 20, 2016 9:43 pm

Sala prezentowała się tak jak się tego spodziewał. Była przepełniona atmosferą Północy, dumna, emanująca siłą, bez zbędnego nadmiaru przepychu a zarazem pełna swoistego majestatu. Podziwiał myśliwskie trofea i suto zastawione stoły. Wewnątrz zamku było przyjemnie ciepło, wręcz przytulnie. Uśmiechnął się wspominając mróz z zewnątrz, tutaj wydawał się jeszcze gorszy, toteż wielka sala, obiecująca pełny żołądek, rozrywkę i bynajmniej nie suche gardło, przyciągała do siebie tym bardziej - wyjście na zewnątrz wydawało się wręcz czymś irracjonalnym. Po co ktokolwiek miałby stąd wychodzić ? Ale kiedy Brennard przechodził między stołami, z pewnym szacunkiem patrząc na chorągwie Starków oświetlone wesołym blaskiem pochodni, nie mógł zapomnieć o widoku samego Winterfell który wbił mu się w pamięć jak strzała myśliwego w serce uciekającego zająca. Twierdza była nieco nadgryziona zębem czasu, lecz dodawało jej to powagi i siły oblicza, szczególnie w połączeniu z faktem iż według legend została zbudowana już przez Brandona Budowniczego. Fortyfikacja była masywna i rozłożysta, inaczej niż to bywało w Dolinie, wśród górskich szczytów. Dla Arryna było to jeszcze bardziej godne podziwu, może naiwnie poetycko ale wyobrażał sobie jak wielka musi być siła ludzi którzy przed wiekami zbudowali ten zamek na środku mroźnego pustkowia. Im dłużej tu był, tym dłużej Północ zdawała mu się godna rozmyślań.
   Rozochocony ciepłem, które ku jego zdziwieniu biło jakby wprost z murów twierdzy, ściągnął gruby, futrzany płaszcz. Widząc swoich gospodarzy skłonił się nisko, dworskim obyczajem.
- Lordzie Stark, jestem zaszczycony będąc w tych pradawnych murach. Dziękuję Ci za przyjęcie i gościnność.
   Eskorta Brennarda z Doliny stała wyprostowana za nim, również pochylona w ukłonie. Próbowali zachować dumną postawę, w końcu reprezentowali Dolinę obok samego Brennarda, jednak były to tylko pozory - z trudem bowiem mogli się powstrzymać przed rzuceniem się do stołów, na gorące jadło i rozgrzewające napitki. Widać było że podróż na Północ, przez tak wielkie połacie terenu poważnie ich strudziła.
- Przywożę pozdrowienia od Lorda Arryna, Namiestnika Wschodu, oraz deklarację przyjaźni naszego rodu wobec Starków. - Brennard wyprostował się i uśmiechnął szczerze.
- Prosił także abym zapytał o zdrowie Lorda Brandona, i o to czy aby nie ma żadnych kłopotów na Północy, z którymi Dolina nie mogłaby w jakikolwiek sposób dopomóc. - Mówiąc ostatnie słowa, dziedzic Orlego Gniazda zastanawiał się, czy aby przypadkiem nie jest za miękki. Co prawda nie przybył tu w uzyskaniu jakichś konkretnych korzyści, nigdy jednak nie miał jeszcze do czynienia z ludźmi z Północy, przynajmniej na niezobowiązującym, przyjacielskim spotkaniu dla podtrzymania przyjaznych relacji między rodami. Siedmiu raczy mimo wszystko wiedzieć, czy ów odwiedziny nie przerodzą się w prawdziwą grę dyplomatyczną, a czy wtedy jego brak doświadczenia nie okaże się zgubny ? Odwiedzał już z różnych powodów rody Doliny, zdarzało mu się być w Dorzeczu czy na południu, ale sposób myślenia ludzi z Północy był dla niego wciąż nie znany.
    Ukradkiem zerkał też na boki, na obecnych w sali. Północni rycerze z poważnymi, surowymi obliczami, czeladź o twardo zarysowanych rysach, i kobiety...trzeba powiedzieć, że mimo wszelkich plotek o kobietach z tych stron których nasłyszał się już nawet wśród gawiedzi, były one równe piękne co w reszcie Siedmiu Królestw. Ba, zauważał w nich nawet pewien szczególny urok, a on potrafił docenić urodę kobiety, nawet pomimo tego że po ślubie nie miał już okazji do praktyki w zgłębianiu kanonów estetyki płci pięknej.
- Mam nadzieję że naszym nagłym przybyciem nie czynimy żadnego problemu ? Rozumiemy że Winterfell ma wiele problemów i bez musu przyjmowania delegacji z południa, na tak wielkich ziemiach Dzicy, handlarze niewolników czy bandyci stanowią pewnie nielichy problem. Szczególnie że ponoć zima zbliża się do nas wielkimi krokami. Wypada tylko zazdrościć Wam, panie, że słowa rodu Starków nieustannie o tym przypominają, zapewne będziecie gotowi na jej nadejście kiedy my, w Dolinie, będziemy narzekać na lichy w porównaniu z tutejszym śnieżek. Cieszę się że przed odcięciem od reszty znanego świata lawinami w górskich przejściach mogłem odwiedzić ziemie o których tyle opowiadano mi w dzieciństwie. Żałuję tylko że nie napotkaliśmy żadnego olbrzyma...chociaż zapewne nie powinienem. - Znów pozwolił sobie na uśmiech, wyraźnie umyślnie posłany, aby choć trochę rozładować oficjalną atmosferę w razie gdyby ludziom z Północy nie w smak byłyby te wszelkie południowe konwenanse.
Powrót do góry Go down
Edwyn Stark

Edwyn Stark
Północ
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
107
Join date :
07/04/2016

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptyNie Kwi 24, 2016 9:24 pm

Nie trzeba być mieszkańcem Północy, by wiedzieć, jak wyglądają uczty w tej części królestwa, nawet te najbardziej niepozorne – choć obecnie trwającej w Winterfell biesiady nikt nie nazwałby niepozorną. Służba roznosiła parujące, soczyste jadło w drewnianych misach. Każdy z zebranych gości – pośród których znajdował się Lord Cerwyn, dwaj spośród synów Lorda Glovera i dziesiąta woda po kisielu Lorda Karstarka - brał kawały mięsa nożem i je kroił, a potem wsadzał kęsy do ust palcami. Jeśli znalazł kość albo chrząstkę, to rzucał ją pod stoły, psom, które okazywały największą radość ze zorganizowanej uczty. Zebrani w Wielkiej Sali Winterfell siedzieli na długich ławach, jedynie przy głównym stole, przeznaczonym dla Lorda Starka, jego rodziny oraz przedstawiciela rodu Arryn stały potężne, dębowe krzesła. W komnacie panował lekki półmrok, rozpraszany przez płonące świecie w kandelabrach, pochodnie oraz palenisko, nad którym akuratnie obracał się wyjątkowo dobrze wyglądający świniak. Były pieśni, wykrzykiwano żartobliwie obelgi, czasem krzyczał ktoś porywczy i zawsze dużo się piło. Goście zasiedli wokół trzech długich stołów ustawionych w podkowę, sześćdziesięcioro ludzi, może nawet więcej, wokół nich zaś wciąż krążyła służba, nachylając się bezgłośnie, by napełnić kielichy słodkim, cienkim winem. Nawet Edwyn zdążył już sporo wypić i teraz czuł przyjemne, rozleniwione ciepło, które zagnieździło się w jego trzewiach; pił dla kurażu, pił dla odwagi, pił, ponieważ dziś to jemu przypadł zaszczyt zasiadania po prawicy Pana Ojca – i choć początkowo słyszał pod swym adresem szmer uszczypliwych szeptów, dość prędko zagłuszył je gęstym, mocnym piwem, w którym pływały drobne kulki drożdży. Wiele oddałby za to, aby móc zasiąść na samym brzegu prezydialnego stołu, z dala od uwagi i spojrzeń zebranych – niestety dzisiaj musiał pełnić obowiązki Aidana, który jakby na złość ojcu, swemu młodszemu bratu i połowie Winterfell wyruszył na polowanie na północ Wilczego Lasu, zabierając ze sobą Diryana oraz dwie dziesiątki ludzi. Chcąc nie chcąc (bardziej nie chcąc), Edwyn zasiadał zatem na widoku, pocieszenie odnajdując w Popielu, który ulokowany został tuż za jego plecami, zajmując miejsce na sosnowej żerdzi, oraz w fakcie, że uwagę od Starka odciągnęli wyczekiwani goście. Drugi syn Lorda Winterfell mógł być ślepcem (do tego lekko podchmielonym), ale słuch nadal miał dobry: dotychczas donośna uczta ucichła, gdy wraz z podmuchem zimnego wiatru do wnętrza Wielkiej Sali wkroczyła delegacja z Doliny. Edwyn poczuł, jak Pan Ojciec prostuje się lekko, przygotowując do godnego powitania gości – uczynił to ledwie chwilę przed tym, nim popłynęły pierwsze słowa przybyłych.
- Lordzie Stark, jestem zaszczycony będąc w tych pradawnych murach…
Po ustach drugiego syna Lorda Winterfell przemknął cień uśmiechu, zupełnie jakby domyślał się, iż po równie długiej podróży gościom nie w głowie wysławianie przymiotów zimowego miasta, jednakże formalnościom musiało stać się zadość – i dlatego niepomni na własny głód, wciąż stali przed surowym, choć posuniętym w wieku obliczem Lorda Starka.
- Niech Starzy i Nowi Bogowie błogosławią Lorda Arryna a Twego ojca zdrowiem za tak ciepłe słowa oraz okazaną troskę. Jak to jednak bywa w tej części królestwa, ze swymi problemami mierzymy się sami, kto bowiem lepiej zrozumie mieszkańca Północy… jeśli nie drugi mieszkaniec? – Brandon Stark skinął lekko głową, spokojnym, na swój sposób przychylnym spojrzeniem mierząc mężczyznę, który przed nim stał; być może dostrzegał w dziedzicu Orlego Gniazda podobieństwo do Lorda, poznanego jeszcze w czasach, gdy oboje byli młodzi o trzydzieści lat, być może pragnął w ten sposób załagodzić własny wizerunek, być może chciał jedynie pokazać, że cieszą go przynoszone z Doliny Arrynów wieści – bez względu na to, jakie miał pobudki, wciąż pozostawał nieruchomy niby niepomna na morskie fale skała.
- Nadszedł dzień, gdy dewiza mego rodu stała się rzeczywistością i nie jest on dniem, który mógłby napawać szczęściem – głos Lorda Winterfell niósł się poważnym echem po osnutej milczeniem Sali; jedynie gdzieniegdzie odezwały się pomruki aprobaty, siedzący przy stołach goście kiwali głowami, przez chwilę mieszkańcy Północy byli posępni jak ziemie, które zamieszkują – jednakże oznaki troski z ich twarzy przegoniły kolejne słowa Lorda Brandona, tak odmienne od tych już wypowiedzianych.
- Wasza obecność jest dla nas zaszczytem, tak samo, jak zaszczytem dla mnie będzie, gdy przyjmiecie chleb i mód, który ofiaruję Wam w geście gościny i przyjaźni. Panie, uczyń mi tę przyjemność i zasiądź przy stole wraz z moją rodziną, Twoi ludzie mogą spocząć na miejscach tuż przy palenisku, niech ogień i strawa ogrzeją ich kości. Rozmowy o Dzikich zostawmy zaś na bardziej ponure czasy, natomiast w dziedzinie olbrzymów lepiej ode mnie orientuje się mój syn, prawda, Edwynie?
Lord spojrzał na swego potomka tak, jakby w niczym nie odstawał od kogokolwiek obecnego w tej Sali – choć wyłącznie jemu przychodziło to z równą łatwością, z czego młody Stark doskonale zdawał sobie sprawę – podobnie jak wiedział, że z własnej ułomności należy ukuć tarczę, która będzie najlepszą obroną.
- W rzeczy samej, choć… cóż, nigdy żadnego nie widziałem – mówiąc to, Edwyn uśmiechnął się z rozbawieniem, które było niezbędnym przyzwoleniem dla reszty gości – co bliżsi rodowi Starków zaśmiali się w głos, doskonale wiedząc, że był to jeden z niewinnych dowcipów Ślepego Wilka, inni zaś skrywali własne rozbawienie za kuflami bądź półmiskami z parującym mięsiwem, którym natychmiast napełniono talerz przyszłego Lorda Doliny Arrynów.
- Jakie wieści przynosisz z rodzinnych stron, panie? Kruki, które przybywają z południa, od pewnego czasu są dość lakoniczne, zatem wiele mogło nas ominąć na tej zimnej, na wpół skrytej pod śniegiem Północy – Edwyn ujął w dłoń kawałek króliczego mięsa, uważnie nasłuchując każdego, nawet najdrobniejszego szmeru, jaki mógł paść ze strony Arryna – wszystko było dla niego cenną wskazówką, która podpowiadała, gdzie teraz zwrócić głowę, by nie mówić do próżni. Stark wyciągnął rękę za siebie, niemal natychmiast czując, jak ostry dziób zahacza o jego palce i porywa z dłoni mięsny kąsek – Popiel wydał z siebie cichy skrzek, łypnął paciorkowatym spojrzeniem na Brennarda Arryna i ponownie ukrył łebek pod skrzydłem.
Powrót do góry Go down
Brennard Arryn

Brennard Arryn
Dolina Arrynów
Skąd :
Orle Gniazdo
Liczba postów :
5
Join date :
14/04/2016

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptySro Kwi 27, 2016 10:34 pm

Brennard skinął na swoich ludzi którzy rozsiedli się na przeznaczonych dla nich miejscach. Sam zaś zdjął z ramion mokry płaszcz i ruszył w kierunku stołu na podwyższeniu i zasiadł przy nim wśród Starków, pozwalając sobie na zajęcie miejsca obok Edwyna. Z nieukrywaną radością spojrzał na pełen miodu puchar i parującą, pieczoną dziczyznę. Pociągnął szybko kilka łyków ciepłego płynu który szybko i kojąco rozgrzał zmarznięte kości i zwilżył gardło.
- Ach...ile już nie żyję na tym świecie, nie miałem okazji pić dotąd tak przedniego trunku Panie ! Niech Starzy i Nowi Bogowie równo błogosławią Północy za takie skarby ! - Dziedzic Doliny rozsiadł się wygodniej na krześle i skosztował mięsa, które zaskoczyło go kruchością i wariacją smaków, której w grubiański sposób nie spodziewał się po Północy. Kraina ta coraz bardziej zaskakiwała go, i otwierała przed nim kolejne wrota doświadczeń. Powoli napełniając pusty brzuch, spojrzał w końcu znad misy z mięsem i rozejrzał znów po sali, teraz w pełni już zapełnionej. Była istną alegorią uczty, pełną rozbawionych ludzi pochodzących niemal z pełnego przekroju społeczeństwa, wsłuchiwał się w radosne pieśni rozochoconych już gości z dalszej części sali, podpatrywał co godniejsze uwagi dziewczęta, czy to mniej lub bardziej szlachetnie urodzone, czy to zwykłe posługaczki. Uroku sceny dopełniały przyjacielskie twarze, blask świec i pochodni, oraz fruwające wszędzie kufle, kielichy i misy z jadłem od którego nawet z pełnym brzuchem ciekła ślina.
   Jego blady uśmiech przerodził się też w jak najprędzej zduszony śmiech, słysząc żart Edwyna.
- Wybacz, Panie. - Zwrócił się tym razem bezpośrednio do dziedzica Winterfell. - Nie chciałem cię urazić, cóż, nie wątpię żeby nawet najbystrzejsi wzrokiem ludzie Północy rzadko widywali giganty, lecz chętnie usłyszałbym wasze zdanie na ich temat, czy też mógłbyś rzucić dla mnie nieco światła na owe tajemnicze istoty. Tutaj opowieści o nich muszą być dużo popularniejsze niż w moich stronach. Uwagę mężczyzny od rozmówców odwróciły nagłe głosy jego ludzi, którzy po kilku głębszych łykach mocnego miodu z Północy zaczęli już oswajać się z nowym towarzystwem, i co śmielsi zaczęli już wznosić pieśni, wraz z resztą biesiadników. Mimowolnie Brennard zaczął delikatnie stukać spodem kielicha o blat stołu, wraz z rytmem pieśni.
- Wieści ? Cóż, niestety nie przynoszę ze sobą ich natłoku. W stolicy jak zapewne wiesz Panie, wciąż się wiele dzieje to pewne. Dochodzą i do Orlego Gniazda co prawda, wszelakie dziwne pogłoski i plotki, szybsze niekiedy nawet od kruczych skrzydeł - ale przez to jak wiadomo tym mniej wiarygodne. - Mężczyzna przerwał i pociągnął duży łyk z pucharu. - Ludzie mówią o rzeczach strasznych, pewnie przesadzonych...aczkolwiek z doświadczenia można powiedzieć że w każdej plotce jest ziarno prawdy. Wierzę że za kilka dni odsiejemy owo ziarno od plew. - Brennard uśmiechnął się blado i przeniósł spojrzenie na Białozora siedzącego obok Edwyna. Ptak momentalnie oczarował Arryna, był on wrażliwy na obecność zwierząt, w szczególności drapieżnych ptaków które podziwiał, i przed których majestatem i dzikością czuł swoisty respekt. Jego śnieżnobiałe pióra, głębokie, czarne oczy i morderczy dziób oczarował dziedzica Doliny który przez dłuższą chwilę nie mógł odwrócić wzroku od zwierzęcia. - Ekhm, coś się zaś tyczy mego domu, czasem obawiam się czy aby nasze nabytki na zachodzie nie będą dla nas zbyt problematyczne. Wielu tamtejszych lordów...cóz, delikatnie mówiąc nie patrzy na nas zbyt przychylnym okiem. Wierzę jednak że uda nam się osiągnąć porozumienie. Szczególnie że jak już rzekłeś, Panie, nadchodzi Zima. W Orlim Gnieździe spodziewamy się niepokojów ze strony Górskich Klanów, zapewne kiedy poczują pierwsze mrozy i śniegi na karkach zechcą wtargnąć na łatwiejsze do zimowania tereny, lub wzmocnić swoje zapasy naszym kosztem...ale, to dla nas na szczęście nic nowego. -  Przypływ ciepła w sali, lub też wywołany rozgrzewającym miodem, sprowokował Arryna do rozbrojenia się z kolejnej warstwy podróżnej szaty, pozostawiając tylko lekką koszulę. Pod wpływem sytego posiłku pozwolił sobie też na popuszczenie pasa. - Wierzę jednak że i bez nas macie tu wiele własnych problemów...wiem Lordzie że to typowe dla tych całych konwenansów słowa, ale naprawdę liczę że podczas nadchodzącej Zimy orzeł Doliny i wilkor Północy będą mogły na sobie polegać. - Tu Brennard przerwał i uniósł kielich w górę, skłaniając się lekko w stronę obu Lordów. - I za to też wypiję! I za zdrowie Starków!
Powrót do góry Go down
Edwyn Stark

Edwyn Stark
Północ
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
107
Join date :
07/04/2016

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptySro Maj 11, 2016 10:48 pm

Wielką Salę Winterfell wypełniało przyjemne ciepło, którego nie dało się porównać z żadną inną atmosferą – była to kompozycja bijącego od ognia żaru, wyrazu serdeczności, woni pieczonego mięsa, gwaru prowadzonych rozmów; w takich chwilach ten, zdawałoby się, chłodny zamek przybierał formę żywego organizmu, który oddychał, czuł i pragnął bliskości na równi z zamieszkującymi go ludźmi. Zwłaszcza po długiej, wyczerpującej podróży, jaką przebyła delegacja z Doliny Arrynów, atmosfera Winterfell musiała wydawać się niemal magiczna – zmarznięte na kość ciała mogły odtajać w towarzystwie mieszkańców Północy, zaś pragnące strawy i napitku żołądki otrzymać to, za czym tak boleśnie tęskniły (i trudno je o to winić). Dla rodu Stark nie było zaszczytu większego ponad możliwość udzielenia gościny ludziom, którzy uchodzili za przyjaciół – to właśnie ich obecność, ich zadowolenie, ich uśmiechy były jednymi z najistotniejszych czynników, dzięki którym mury Winterfell mogło wypełniać wewnętrzne, na wpół mistyczne ciepło. W takich chwilach Edwyn – pomimo wielu lat spędzonych w zgodzie z własną ułomnością – żałował, że nie jest mu dane zobaczyć twarzy przybyłych. Wystarczyłoby ujrzenie łagodnej radości, obserwowanie apetytu, z jakim kosztują potraw, możliwość zaoferowania im kolejnego kielicha wina, który napełniłby własnoręcznie bez ryzyka rozlania połowy trunku na blat, i wreszcie poczułby się tak, jak na gospodarza przystało. Tak, jak na człowieka przystało.
Jednakże jego niedyspozycja, jakkolwiek doskwierająca, posiadała pewien niedoceniany atut – Edwyn posiadał potężną umiejętność kreacji własnych wyobrażeń. Wystarczyło, by wsłuchał się w głos rozmówcy, by poznał specyfikę jego słownictwa, by poczuł woń, jaką ze sobą przywiódł, i w umyśle Starka już powstawał obraz, który przypisywał do tonu – czarna plama zaczynała mieć konkretną twarz, wyłaniała się z mroku i przez cały czas trwania rozmowy pełniła funkcję tego prawdziwego, nieosiągalnego dla Edwyna lica. Z niektórymi było łatwiej niż z innymi – wystarczyła wszak świadomość, iż ma się do czynienia ze złotowłosym Lannisterem, a obraz powstawał szybciej, z większą dokładnością. Jeśli jednak w grę wchodziła rozmowa z Arrynem, który – poza faktem, że bez cienia wątpliwości był człekiem rosłym, jak na Anadala przystało – stanowił dla Starka pewną tajemnicę, której ten nie chciał odkrywać zbyt szybko.
- Nie masz powodów, by przepraszać, sir – Edwyn skinął lekko głową, opuszkami palców wodząc po chłodnym metalu delikatnie inkrustowanego kielicha. Na jego ustach gościł lekki uśmiech, jakby wysłuchiwał właśnie zabawnej, choć doskonale znanej przez siebie historii – ta nosiła nazwę „Nie chciałem cię urazić” i opowiadana była przez dziesiątki ludzi, bez względu na to, skąd przybyli i czego szukali w Winterfell. – Wielka szkoda, że nie ma dziś z nami żadnego Umbera. W ich żyłach płynie krew olbrzymów, w co nie śmie wątpić nikt, kto kiedykolwiek stanął z nimi oko w oko… czy też raczej – oko w pierś, bowiem właśnie to widzą nawet najbardziej rośli z mężów, gdy stają naprzeciwko człeka z Ostatniego Domostwa. – po twarzy Starka przemknął cień rozbawienia, kiedy pomyślał, że jak na niewidomego ma niezwykle wiele do powiedzenia w kwestii robienia użytku z oczu – aż strach pomyśleć, jak długo mógłby rozprawiać o chodzeniu, gdyby Starzy Bogowie przy okazji pozbawili go władzy w nogach. Edwyn uniósł powoli kielich do ust, słysząc, jak Pan Ojciec zajął się rozmową z jednym z ludzi Arryna – rozprawiali o polowaniach i zwierzynie w Wilczym Lesie z ożywieniem godnym politycznych dysput. Stark odstawił ostrożnie naczynie na blat stołu, dokładnie w miejsce, z którego je podniósł – w tym momencie przywodził na myśl dobrze naoliwioną machinę oblężniczą powracającą do pierwotnego stanu tuż po tym, jak wykona zadanie.
- Ludzie zawsze mówią o rzeczach strasznych, mrożących krew w żyłach, o tragediach i katastrofach. Czy słyszałeś, by kiedykolwiek rozmawiali o czymś miłym z równie wielkim zainteresowaniem? To swoiście smutne, że śmierć i ból wywołuje raźniejsze reakcje niż pokój i stabilizacja – na ustach Edwyna ponownie zawitał lekki, niemal niedostrzegalny uśmiech – jego słowa jakby potwierdził Popiel, który poruszył się na żerdzi i klapnął ostrym dziobem, zaraz po tym powracając do swej niezobowiązującej drzemki. – Lordowie Dorzecza, tak… to szlachetni mężowie z wielką fantazją, którą przekuwają w czyny. Czyny zaś potrafią mieć stanowcze, choć niekoniecznie pomyślne, wszak wszyscy pamiętamy konflikt z rodem Tully… - … oraz moment, gdy chorąży Riverrun nie wsparli swego suzerena, co było najrozsądniejszą decyzją, jaka w owym czasie zapadła w Dorzeczu. Edwyn poruszył się nieznacznie na swym miejscu, mimowolnie powielając wcześniejszy ruch białozora, i ponownie przywołał na usta nieco raźniejszy uśmiech.
- Wy macie Górskie Klany, my Dzikich, z którymi Nocna Straż nie zawsze sobie radzi. Za mało Wron osiadło na Murze, by zapewnić pełne bezpieczeństwo mieszkańcom Daru, ale jak sam trafnie spostrzegłeś – to dla nas nic nowego – Stark ponownie sięgnął po wypełniony do połowy kielich z winem, zupełnie jakby spodziewał się nadchodzącego toastu – słowa Arryna bez problemu wzbiły się ponad gwar rozmów i już po chwili zgromadzeni w Wielkiej Sali powtarzali niby echo za zdrowie Starków. Zarówno lord Brandon, jak i jego syn unieśli kielichy w górę w geście pozdrowienia, zaś Namiestnik Północy dodał kolejną intencję, rzucając głośno
- Zdrowie rodu Arryn!
co również doczekało się chóralnego powtórzenia. Po chwili wszyscy zgodnie upijali trunki z pucharów do samego dna, jak nakazywał obyczaj – również Edwyn dopełnił tej przyjemnej formalności i kielich odstawił dopiero, gdy naczynie było puste.
- To będzie długa noc, panie, kiedy Północni zasiadają do stołu, nie wstają od niego przed godziną wilka. Gdybyś jednak Ty bądź Twoi ludzie odczuwał zmęczenie, komnaty zostały już przygotowane.
Powrót do góry Go down
Brennard Arryn

Brennard Arryn
Dolina Arrynów
Skąd :
Orle Gniazdo
Liczba postów :
5
Join date :
14/04/2016

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptySro Maj 18, 2016 11:58 pm

- Ach tak, chyba pamiętam herb rodu Umberów z jednej z ksiąg heraldycznych które dane było mi poznać kiedy byłem dzieckiem. Wyróżniał się z pomiędzy tylu różnych innych znaków rodowych...jego właściciele muszą być z niego dumni. Zastanawiające jednak w jakich okolicznościach doszło do zmieszania krwi Pierwszych Ludzi z krwią Olbrzymów. - Arryn znów pozwolił sobie na szybki uśmieszek, prędko jednak zakrył go kielichem, słyszał wiele o temperamencie ludzi Północy, wolał nikogo nie urazić, szczególnie że przybywał tu raczej po to aby poszukiwać przyjaciół.
- Cóż Panie, pokój i stabilizacja, mimo wszelkich swoich zalet, przynoszą ze sobą także zastój i nudę. Dlatego też zdaje się ludzie szukają często urozmaicenia w trunkach i kobietach.. .- Uśmiechnął się tym razem już tylko do własnych myśli, wspominając różne przybytki które zdarzało mu się odwiedzać kiedy był jeszcze trochę młodszy - i jeszcze nieżonaty. - Nie odmawiajmy jednak uroku także księgom i polowaniom, a zwłaszcza temu drugiemu. Po drodze widziałem wiele pięknych lasów, zapewne nie brak u was zwierzyny. Brennard spojrzał przed siebie, jego eskorta, podobnie jak on, znajdowała się już w szponach północnego alkoholu i atmosfery uczty. Zastanawiał się przez chwilę, czy to na pewno dobrze że pozwala swoim ludziom na takie folgowanie swoim ciągotom, jednak zaraz też rozwiał tę myśl - rycerzom Doliny naprawdę należał się odpoczynek, w  trakcie drogi były nawet chwile w których żałował że nie wsiadł on na statek do Białego Portu co dosyć skróciłoby jego podróż do Winterfell. Nienawidził jednak żeglugi, a wody między Doliną a Północą nie należały też do najłagodniejszych. Poza tym, co mogłoby pójść nie tak - ród Starków był znany ze swojego honoru i lojalności swoich poddanych, pomiędzy Starkami i Arrynami nie było też wrogości. Nie było więc także się czego obawiać.
- Miejmy nadzieję że podobny konflikt nie wybuchnie już w Dorzeczu. - Arryn spoważniał momentalnie. - Choć między nami, w najczarniejszych myślach spodziewam się czegoś z goła odmiennego. Wojna wprowadziła chaos na tych ziemiach, chaos który dzięki naszemu wielkiemu królowi mój ród próbuje uspokoić. Wiele tamtejszych rodów patrzy na nas jednak, jakbyśmy to my byli najeźdźcami, pomimo całej naszej dobrej woli. - Westchnął ciężko rozsiadając się wygodniej na krześle, jakby pod ciężarem trosk o których właśnie sobie przypomniał. - Jeżeli dojdzie do najgorszego, będziemy mogli bowiem liczyć tylko na sprawiedliwość Bogów, mądrość Króla, i wyrozumiałość naszych przyjaciół. - Tu Brennard spojrzał badawczo na obu Lordów, jakby chciał wyśledzić choćby najmniejszą reakcję na jego słowa, i drobną aluzję jaką pozwolił sobie w nich zawrzeć.
- Tak, Nocna Straż..., to już nie te same dawne czasy o których niegdyś czytałem, kiedyś Straż z Muru była równa Straży Królewskiej, szanowana we wszystkich Siedmiu Królestwach...kiedy powrócę do Orlego Gniazda muszę porozmawiać z Lordem Arrynem o tym problemie, na nas wszystkich winien spoczywać obowiązek pomocy Nocnej Straży. Wielu lordów z południa macha tylko na podobne słowa ręką...moim zdaniem niezwykle nierozważnie. - Po obu toastach i kilku zapasowych łykach ciepłego trunku Arryn poczuł że zbliża się już do własnych granic, i mimo że lubił wypić, to nie lubił robić z siebie pośmiewiska. Odsunął więc nieco kielich od siebie, aby nie kusić rąk które przy rozmowie były bardzo skłonne do podawania mu go do ust, aby zwilżył gardło. Na ostatnie słowa Edwyna zamyślił się przez chwilę, rozważając stan własnego zmęczenia.
- Żal marnować na sen czas który można równie dobrze poświęcić na rozmowy i zabawę. W końcu pewnie zmęczenie weźmie górę nade mną, ale póki nie wypiłem jeszcze tak dużo żebym nie mógł utrzymać się przy stole, pragnąłbym jeszcze nacieszyć się jedną z tych sławnych, północnych biesiad. Jeszcze raz dziękuję za gościnność, mam nadzieję że Arrynowie będą mogli kiedyś odpłacić za to namiestnikom Północy w Orlim Gnieździe. - Brennard znów spojrzał przed siebie, ogarniając wzrokiem pełną gwaru salę, jego ludzie, zżyci już z przed chwilą nieznajomymi ludźmi, widocznie podzielali jego opinię.
Powrót do góry Go down
Edwyn Stark

Edwyn Stark
Północ
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
107
Join date :
07/04/2016

Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 EmptyWto Cze 21, 2016 10:34 pm

Spośród niewielu radości, jakie oferuje życie, do tych smakujących najlepiej należały rozmowy – rozmowy prowadzone przy kielichu wina, kuflu ale bądź szklanicy koziego mleka, niezobowiązujące dialogi, w których swoboda jest po stokroć istotniejsza od zważania na każde, najdrobniejsze słowo. Wbrew pozorom niewielu było ludzi, z którymi pogawędka nie okazywała się męczącą przeprawą przez różnice zdań bądź gąszcz niewiedzy i braku kompetencji – Edwyn przez całe lata nieudanych prób podjęcia dialogu zrozumiał, że ludzie z reguły dzielą się na tych, którzy lubią i potrafią rozmawiać, oraz tych, dla których język jest zbędnym dodatkiem do gęby. Kim w tym zestawieniu był dziedzic Orlego Gniazda? Zważywszy na wiedzę i otwartość, jakie zaprezentował własną postawą, odpowiedź zdawała się jasna.
- Mówi się, że nigdy nie doszło do skrzyżowania obu ras, lecz… - głos Starka zamarł niespodziewanie, zupełnie jakby Edwyn za moment miał zakrztusić się winem – nic podobnego jednak nie nastąpiło, bowiem drugi syn Namiestnika Północy pochylił się nieznacznie w stronę Arryna, przywołując na usta uśmiech o tyleż lekki, co przesycony nutą rozbawionej konspiracji. - … nie bez powodu mówi się również, że to mężczyźni zapładniali kobiety olbrzymów i nigdy na odwrót, bowiem męscy przedstawiciele rasy za Murem byli dla naszych dam zbyt… - Stark poruszył bezgłośnie ustami, jakby do końca wahał się przed zakończeniem swej wypowiedzi – w końcu uniósł kielich, pociągnął zeń prędki łyk wina i natychmiast wyrzucił z siebie:
- olbrzymi
popijając własną zbereźność kolejnym łykiem trunku. Nie mógł ocenić, czy ktoś usłyszał tę rozmowę – jeśli nawet tak było, Edwyn mógł jedynie dziękować Starym Bogom, że nie widzi tych wszystkich spojrzeń skierowanych w ich stronę. Na całe szczęście, dziedzic Orlego Gniazda dość płynnie poruszył kolejny temat, co sam Stark skwitował jedynie lekkimi kiwnięciami głowy, jak gdyby z niejakim smutkiem przyznawał Brennardowi rację w temacie poszukiwania rozrywki za wszelką cenę – nawet za cenę śmierci oraz cierpienia innych ludzi. Dopiero wzmianka o polowaniach sprawiła, że Edwyn uniósł się nieznacznie na dużym, rzeźbionym krześle z dębu – podobnie zareagował Popiel, ponownie wyjmując głowę spod skrzydła i bystrym wzrokiem wodząc po najbliższym otoczeniu.
- Wraz z zimą z dalekiej północy nadciąga zwierzyna. Jelenie, sarny, dziki, nawet pojedyncze niedźwiedzie szukają w Wilczym Lesie pożywienia i spoczynku – Stark potarł dłonią czoło, coraz intensywniej odczuwając skutki zawartości wszystkich tych kielichów, które zdołał wychylić. Nigdy nie miał mocnej głowy, kiedy więc przekroczył magiczną barierę i wlał we własne trzewia nieco więcej niż zwykle, natychmiast tego pożałował – w końcu nie mogło być widowiska bardziej zabawnego od ślepego… i na dodatek całkiem pijanego Starka.
- Rody Dorzecza są rodami dumnymi – Edwyn z przezornością odsunął od siebie kielich, wyraźnie ważąc kolejne słowa, które padną z jego ust – wszak otaczały ich dziesiątki uszu i jedynie Starzy Bogowie mogli wiedzieć, czy któreś z nich nie szły w parze z językami przekazującymi wieści dalej, zwykle tam, gdzie nie powinny docierać słowa z komnat Winterfell. – Chorąży rodu Tully nie brali udziału w wojnie z Doliną, a jednak to ich ziemie odebrano, nie zaś ziemie Riverrun. A żaden człek nie lubi, gdy ktoś pozbawia go własności, bez względu na statut i pochodzenie – słowa Starka niemal niknęły w panującej w sali wrzawie, jednak Edwyn miał pewność, że Brennard Arryn go doskonale słyszy. – Miłościwie Panujący nie pozwoli na ponowną eskalację konfliktu w Dorzeczu, nie u progu zimy, nie w sytuacji, gdy Reach niechętnie odnosi się do mariażu Namiestnika z Dorne. Wszystko sprowadza się do polityki, ser. Do polityki i… - Stark sięgnął ostrożnie w stronę stołu, dopiero po chwili wodzenia palcami po talerzu napotykając pajdę chleba z miodem – uniósł ją jakby w geście toastu, uśmiechając się z niejakim rozbawieniem. - … i żywności. Jeśli spichlerz stolicy, czyli Reach, odetnie transporty zboża, warzyw i owoców, władca będzie musiał skierować wzrok na drugi silos… czyli Dorzecze. Dorzecze spokojne i gotowe do handlu, nie zaś targane kolejną wojną o gruszę na miedzy – Stark w końcu ugryzł porządny kawał pajdy, kończąc w ten sposób swój dość ułatwiony wywód z dziedziny ekonomii – może był ślepcem, miał jednak uszy i mózg we właściwym miejscu, przeto wyciąganie odpowiednich wniosków przychodziło mu znacznie łatwiej niż poranna toaleta.
Edwyn prędko przeżuł świeży, chrupki, jeszcze ciepły chleb, z niejakim smutkiem kiwając głową na kolejne słowa dziedzica Orlego Gniazda – Nocna Straż była osłabiona, o czym najlepiej świadczyli dzicy przedzierający się za Mur. Na warcie stali jeszcze Umberowie, lecz i oni mieli własne zajęcia, niźli wyłapywanie tych z wolnego ludu, którzy plądrowali Dar.
- Lordowie południa od lat nie widzieli śniegu, jakże więc mają przejmować się zapomnianą przez bogów formacją strzegącą królestwa przed dzikimi, którzy nigdy nie dotrą na ich ziemie? choć, jeśli wierzyć legendom, nie po to Brandon Budowniczy wzniósł Mur, by izolować ludzi od ludzi…, przemknęło przez głowę Starka, gdy powoli odsuwał krzesło – drewno wydawało charakterystyczny, przenikliwy dźwięk, szorując po posadzce, Edwyn zdawał się jednak obojętny na podobną symfonię.
- Ciesz się zatem wszystkim, co jesteśmy w stanie zaoferować, ser. Winterfell jest dziś Twym domem w równym stopniu, co moim, musisz mi jednak wybaczyć – wypiłem zbyt wiele jak na kogoś, kto nie widzi, czy kręci mu się przed oczami – Stark uśmiechnął się lekko, sadzając białozóra na ramieniu – Popiel usadowił się wygodnie, wbijając lekko pazury w wams swego właściciela. – Poza tym mam w zwyczaju modlitwę przed snem i choć Boży Gaj nie ucieknie, wolę uniknąć śnieżycy, która nieco nas pomęczy tej nocy - Edwyn uniósł lekko dłoń, gładząc pióra sokoła delikatnie - ton jego głosu był tak pewny, jak gdyby Stark doskonale wiedział o zbliżającym się śniegu... lecz przecież nie mógł. Prawda?
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Wielka Sala - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala - Page 5 Empty

Powrót do góry Go down
 

Wielka Sala

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 5 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5

 Similar topics

-
» Wielka Sala
» Wielka Sala
» Wielka Sala
» Wielka Sala
» Wielka Sala, zachodni Bliźniak

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Północ :: Winterfell :: Siedziba Starków-