a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Komnata Nadiry



 

 Komnata Nadiry

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Nadira Mormont

Nadira Mormont
Północ
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
158
Join date :
26/04/2013

Komnata Nadiry Empty
PisanieTemat: Komnata Nadiry   Komnata Nadiry EmptyPon Mar 10, 2014 6:30 pm

Komnata Nadiry MHbMAeh


Obok łóżka znajduje się lustro, a przed nim stołeczek, coby przed nim przysiąść czesząc włosy ;) Na drewnianej półce można zobaczyć kilka książek i zwojów.  
Po drugiej stronie stoi pokaźny kufer, w którym właścicielka trzyma swoje skarby, a także najczęściej zwinięty składany parawan. Blisko kominka ustawiony jest niewielki stół, na którym zawsze znajduje się dzban z bukietem świeżych kwiatów. Przy nim stoją trzy krzesła.
Przy oknie i dokładnie na przeciwko drzwi wejściowych, stoi fotel, na który zarzucone jest ciepłe, zwierzęce futro.
Na łóżku zawsze znajduje się ręcznie dziergana przez babcię Stark narzuta (efekt pewnej długiej zimy i braku zajęć drogiej pani; a ile się przy tym namarudziła jeden dziadek Stark tylko wie!), a na podłodze, w centralnej części pokoju, cienki dywanik (zapewne także z futer).
Powrót do góry Go down
Nadira Mormont

Nadira Mormont
Północ
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
158
Join date :
26/04/2013

Komnata Nadiry Empty
PisanieTemat: Re: Komnata Nadiry   Komnata Nadiry EmptyPon Mar 10, 2014 7:57 pm

- Lady Nadiro! - ile razy słyszała ten krzyk służących, nawołujący ją do przyjścia i ocenienia czegoś, bądź stawienia się na życzenie któregoś z gości? Straciła już rachubę. Jeszcze kilka tygodni temu byłaby szczęśliwa, że ma co robić, ale teraz, gdy dosłownie zajęta była od świtu do nocy miała serdecznie dość. Najgorzej było akurat w tym czasie, gdy została sama ze wszystkim. Rodzina i tak starała się podołać wyzwaniu, a jednak brak reszty rodzeństwa był dla niej mocno odczuwalny.
Najgorsze były pytania o Aidana. Co z nim, kiedy wróci i tym podobne. A skąd ona niby miała to wiedzieć? Pojechał w siną dal i tyle go widzieli. Nawet ich nie uprzedził o podróży. Lady Mormont rozumiała, że w jego świecie działo się ostatnio nie mniej złego, niż w jej własnym, ale liczyła na choćby chwilę, w której porozmawiają. Nadira zwykle wolała dusić wszystkie emocje w sobie, ale przy rodzeństwie zawsze sobie powtarzała, że to źle i dawała upust. Trzeba mieć osoby, którym się ufa. Kumulacja uczuć i milczenie nie na dobre wychodzą człowiekowi, a Nad nigdy nie mogła narzekać na rodzeństwo. Kochała ich po równo i każdy kształtował jej osobowość. W Aidanie zawsze widziała przyjaciela, a jako, że był najstarszy, nieustannie zabiegała o jego uwagę i cieszyła się, gdy sam z siebie przychodził i chciał jej potowarzyszyć. Tym razem, gdy potrzebowała go najbardziej, nie przyszedł.
Każde z jej rodzeństwa było inne, ale bez względu na różnice, dziewczyna potrafiła znaleźć cechy, które tak bardzo chciałaby zobaczyć u siebie.  Była kobietą, dlatego odwaga braci, ich inteligencja, waleczność, umiejętności związane z dyskusją polityczną i tym podobne, bardzo jej imponowały. Sama niewiele miała do powiedzenia, chociaż chętnie słuchała i czytała. Prosiła ich o pomoc w nauce obrony, nie gniewając się, gdy poprawiali ją czy skrywali uśmiechy, gdy jej coś nie wychodziły. Nie obrażała się nawet, gdy ich ganiła, a oni wołali: nie zachowuj się jak się matka! Brakowało jej teraz choćby tego. Sama nie potrafiła nawet do nich przyjść i poprosić o drobną przysługę.
Siostry... Po wysłaniu listu oczekiwała odpowiedzi od Nihil. Tęskniła za jej pogodą ducha i radością, którą dosłownie ją zarażała. Kiedy ją znowu zobaczy? Chciała posiadać jej swobodę i spontaniczność. Pomogła by jej w tym czasie. I była jeszcze Aryana. Tak, Aryana... zawsze była dla niej wzorem. Mądra, piękna, taka serdeczna i troskliwa, a jednak odważna i dumna, gdy przychodził czas pokazać pazurki. Rozmowy z nią uspokoiły Nadirę i pomogły jej na nowo z nadzieją patrzeć w przyszłość. Ale nawet ona nie potrafiła przegonić ponurych myśli, związanych z weselem. Obawiała się, że nie potrafi w pełni cieszyć się szczęściem pary młodej i nie dotrwa do końca biesiady. Miała przed oczami swoje  własne wesele, kiedy trwoga i niepewność zamieniały się w spokój i radość. Rodzeństwo wiedziało czego się bała. Nie wierzyła, że w tym dość znacznie starszym od siebie mężczyźnie odnajdzie to, co chciałaby znaleźć. A jednak nie tylko szanował ją, ale obdarzył uwagą i prawdziwym uczuciem. Nadira nigdy nie czuła się tak kochana i potrzebna jak wtedy, gdy mieszkała na Bear Island. I jej pozornie chłodne serce się otworzyło. A teraz przyjdzie jej patrzeć na to samo. A ona nie będzie czuła nic więcej, poza tęsknotą i poczuciem bezradności. Można powiedzieć, że trochę zazdrościła, ale czy nie miała do tego prawa? Była rozdarta na dwoje, między miłością do brata i sympatią do jego przyszłej małżonki, a obezwładniającym uczuciem smutku. Mimo wszystko nie żałowała zamążpójścia. Nigdy jednak nie spytała ojca o to, dlaczego nie oddał jej ręki komuś z wielkich rodów, tak jak w przypadku Aryany i Nihil. Odpowiadała sobie, że nie była tego godna. Zawsze chciała dosięgnąć poziomu swoich sióstr, ale nie potrafiła. Nie widziała też innej odpowiedzi: ojciec po prostu za bardzo szanował Mormontów i tak samo silnie kochał córkę, by pozwolić jej na odejście tak daleko. Jeśli tak - w co wątpiła - miał ją teraz przy sobie. Ale nigdy go  oto nie zapyta. Przenigdy.



Tego dnia oczekiwała powrotu rodziny i przyjazdu delegacji rodu Baratheon. Siostra posłała jej liścik, w którym zawiadomiła o powrocie i tym, kto jeszcze zmierza do Winterfell. Czytając to krótkie zdanie, poczuła dreszcze. Przecież wiedziała jak wielkie znaczenia ma to dla brata i siostry, a ich smutek, to jej smutek. Miała teraz tylko ich - familię Starków. Wydawało jej się nawet, że powoli i mimo woli przejmuje nieco z roli swojej zmarłej matki. Możliwe, że było w tym trochę racji.
Zgodnie z instrukcją, nie powiedziała nikomu co przeczytała. Karteczkę spaliła i teraz tylko ona wiedziała o czymś naprawdę istotnym, a co będzie miało ogromny wpływ na nastroje panujące w zamku. Poza tym przezorność sama w sobie nakazywała nie cieszyć się, gdy coś nadal pozostawało niewiadomą. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, inni także będą wiedzieli. Przekazała mieszkańcom tylko tyle, że jeźdźcy pokażą się na horyzoncie już wkrótce.
To miał być ważny dzień. A jak bardzo, to się dopiero okaże...

Kiedy znalazła trochę czasu dla siebie, przebrała się w męski strój i wyjechała z miasta, by pobyć trochę poza murami. Kolejna rzecz, której zazdrościła Aryanie, Aithne i Diryanowi - zmienili krajobraz i odetchnęli, zostawiając cały bałagan w zamku. Zadanie nie było łatwe, ale warte opuszczenia Winterfell. Cieszyła się, że znowu ich zobaczy i co jakiś czas jej wzrok kierował się w odpowiednim kierunku.
Kiedy wróciła od zamku, na powrót przyjęła wyraz wiecznej zadumy, przypadkowo podsłuchała kilku plotek na swój temat (nawet coś o tym, że nie może mieć dzieci - zabolało!), a potem zabraniając komukolwiek przychodzenia do swojej komnaty (poza Aryaną, jeśli w jakiś sposób przegapi jej powrót), zaszyła się w niej i nie wyszła nawet na chwilę.

Kiedy już podumała nad wszystkim, hamując kilka łez, które pojawiły się w jej oczach, zajęła się tym, co teoretycznie było domeną kobiet - szyciem!
Na łóżku leżała czarna, gładka suknia bez rękawków, a w jej dłoniach spoczywała nakładana na to zdobiona góra, z długimi, rozszerzanymi rękawami - o tak to wygląda razem. Nadira, stwierdziła, że to najbardziej odpowiedni strój dla niej na wesele. Chociaż w kufrze spoczywała biało-srebrna kreacja, musiała z nią zaczekać na inny czas. Dużo srebrnych zdobień sprawiało, że nie była tak ponura, jak się zdawało. Do tego miała za zadanie podkreślenia jej uczuć. Z tym, że owa góra była troszkę zbyt luźna. Ale od czego są zwinne palce i naostrzona igła. Przy okazji mogła doszyć jeszcze kilka ozdób.
I tak siedziała w swoim ulubionym fotelu (tak, tym naprzeciwko drzwi), pracując zawzięcie, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Uznała, że pewnie to rodzic czegoś potrzebuje. Wyraźnie dała do zrozumienia, że nie życzy sobie gości (ale Lord ma swoje przywileje...). W wejściu pojawiła się służąca, która oznajmiła, że jej szanowny brat powrócił do domu.
- I co z tego? - zapytała dziewczynę ostrym tonem. - Mam zbiec na dziedziniec z bukietem kwiatów i rzucić mu się w ramiona? Nie zasłużył - odburknęła, na co rumieniąca się brunetka powiedziała coś o tym, że pytał czy jest w zamku i w mig popędziła, by ją o tym zawiadomić.
Nadira odprawiła ją z komnaty, a gdy ta zamknęła za sobą drzwi, wyprostowała się dumnie i zmrużyła oczy. W jej dłoni nadal błyszczała cienka igła. Patrzyła w stronę wejścia. Była prawie pewna, że za chwilę ktoś po raz kolejny naruszy jej prywatność, a wszystko skłaniało się ku temu, że będzie to brat. Najchętniej zaryglowałaby drzwi, ale jeszcze zarzuci jej się dziecięce zachowanie. Dorośli dyskutują, więc proszę bardzo. Niech wejdzie.
Zgodnie z poleceniem i tak nie powie mu o niczym. Myśl, że ma nad nim przewagę sprawiała jej satysfakcję. Taka mała złośliwość. Była zmęczona, kiepsko spała, ciągle musiała gdzieś chodzić, czegoś przypilnować i brakowało jej czegoś, co ją pocieszy. Efekt był taki, że skumulowane uczucia wywoływały w niej złość i rozdrażnienie. Wilczyca kąsała.
Powrót do góry Go down
Aidan Stark

Aidan Stark
Nie żyje
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
762
Join date :
26/04/2013

Komnata Nadiry Empty
PisanieTemat: Re: Komnata Nadiry   Komnata Nadiry EmptyNie Mar 16, 2014 8:55 pm

Ostatnie kilkanaście lig pokonał na wyścigi, pchany do Winterfell przemożnym pragnieniem ujrzenia rodziny oraz jej; małej damy serce, jak często przezywał ją w myślach, z ledwo dostrzegalnym uśmiechem malującym się na spierzchniętych od siarczystego zimna ustach. Prowadząc konia przez dziedziniec, rozpoznawał bez błędu wszystkie chorągwie reprezentujące zgromadzonych gości. Na widok weselnych dekoracji zdobiących twierdzę uczuł nagły ucisk w żołądku. Gdyby cokolwiek zależało od niego, żadne wielkie wesele nie odbyłoby się tutaj ani za trzy dni, ani za miesiąc, ani za rok. Jeśli uroczyste przysięgi są na tym świecie bezwzględną koniecznością, to skromna ceremonia pod Czardrzewem w gronie najbliższych powinna sprostać oczekiwaniom.  
Powinien był udać się od razu do alkowy, odespać trzydzieści ćwierć nocy i odpocząć, lecz pomimo serdecznych nakazów Pana Ojca, zadecydował (co niedziwne) zupełnie inaczej – nie znosił niedokończonych spraw, nie cierpiał wszelkich wyrzutów sumienia, które raz na zawsze należało zażegnać. Nie zmrużyłby oka, wiedząc równocześnie, że są tak blisko. Miotając się pod drzwiami komnaty Nadiry, wbił na koniec pięść w kamienną ścianę tuż obok nich, a zaraz po tym feralnym geście rozjuszenia z szaleńczym trudem musiał powstrzymać się od wydania z siebie wściekłego ryku bezradności przemieszanej z potwornym bólem kostek napotykających na swojej drodze twardy granit murów. Złość rozsadzała go od środka; oczywiście, złość na siebie, tylko i wyłącznie. Idiota! – skarcił się w duchu, przeklinając jednocześnie własną impulsywność, która tradycyjnie zwykła objawiać się w bodaj najgorszych możliwych dla niego momentach.
– Mam zbiec na dziedziniec z bukietem kwiatów i rzucić mu się w ramiona? Nie zasłużył.
Młoda dziewczyna spłoniona niezdrowym rumieńcem na policzkach wypadła z impetem na ciemny korytarz, zderzając się, całkiem niespodziewanie zresztą, z ogromną postacią odzianego w grube, śmierdzące futra jegomościa, którym po zrzuceniu obszernego kaptura z przydługawych, splątanych loków okazał się być zarośnięty niczym dziki zwierz Aidan Stark we własnej, ogorzałej i wychudłej na twarzy osobie. Odprawił on skinieniem spłoszoną służkę, zaś ta, wydukawszy ciche przeprosiny, oddaliła się w jeszcze większym pośpiechu, zapewne w celu przygotowania wraz z innymi gorącej kąpieli oraz czystych prześcieradeł dla ledwo przybyłego do zamku dziedzica. Czysta woda, sen; o tak, w istocie nie pragnął w tej chwili niczego więcej.
Ma rację. Nie zasłużyłem.
Zagryzł swoim zwyczajem dolną wargę, oparłszy czoło na otwartej już dłoni dotykającej gładkiego kamienia. Ciepło domu roztapiało w nim niemal wszystkie pokłady determinacji zebrane na wysoko położonych lodowcach, które przemierzali pieszo przez kilka dni. Po raz pierwszy wędrował w górach, gdzie lejące się z pustego, błękitnego nieboskłonu zimne promienie słońca tańczyły po wiecznym śniegu, oślepiając bezlitośnie ich ogłupiony nieskończoną bielą wzrok.
Zapukał, naciskając niemalże natychmiast mosiężną klamkę. Musiała go słyszeć.
Lady – skłonił się nazbyt głęboko. Unosząc głowę, rzucił jej wyzywające spojrzenie, w którym tliły się znajome zawadiackie ogniki. Oceniał sytuację. – Przechodziłem dziś tędy zupełnie przypadkiem – zrobił kilka kroków do przodu – i pomyślałem, że może poprzeszkadzam… Ależ nierówno – stwierdził zaczepnie zdegustowanym tonem na widok ściegu, kiedy pochylił się nad dzierganą przez nią robótką. Stąpał po cienkim lodzie, lecz, cholera, godził się z chęcią na podtopienie. – Przepraszam – szepnął wreszcie, kucnął przy jej kolanach, uważając, aby nie pobrudzić jej pięknej sukni. – Nie krępuj się. Zapewniam, że jakkolwiek mnie nie podsumujesz, to tych i jeszcze bardziej wysublimowanych określeń zdążyłem użyć wobec siebie wcześniej, wiele razy, we wszystkich przypadkach.
Chciał rozmawiać, błagać o wybaczenie, ale też zrozumienie. Aryana, Diryan oraz Aithne wybrali się ponoć z misją podjęcia reprezentacji Końca Burzy aż do Białego Portu, jednak liczył ciągle, że przynajmniej uda mu się wyjaśnić sytuację z Nadirą. Jeśli Bogowie dadzą, przy jutrzejszym śniadaniu będzie lżejszy o kilka grzechów oraz bogatszy o wiadomości dotyczące pogrzebu.
Powrót do góry Go down
Nadira Mormont

Nadira Mormont
Północ
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
158
Join date :
26/04/2013

Komnata Nadiry Empty
PisanieTemat: Re: Komnata Nadiry   Komnata Nadiry EmptyPon Mar 17, 2014 12:34 am

Brat nie dał jej długo na siebie czekać. Ledwo odprawiła służącą, a ten zjawił się zaraz po niej. Nadira dałaby sobie rękę uciąć, że słyszał jej słowa. Cieszyła się, że zrobiła to odpowiednio głośno.
- Proszę, proszę - odezwała się, uśmiechając się kpiąco. - Kogóż to licho przyniosło - przyjrzała mu się dokładnie, a swoją opinię wyraziła na głos. Z resztą Aidan nie spodziewał się chyba niczego innego.
- Wyglądasz okropnie, Lordzie - uniosła brwi i zmarszczyła nos. Powiedziała, co pomyślała, chociaż gest obrzydzenia był jak najbardziej udawany. Oboje doskonale o tym wiedzieli. To im zostało od najmłodszych lat.
Miała zignorować uwagę o ściegu, ale odpowiedź sama cisnęła się na usta.
- Mogę poćwiczyć na tobie, jeśli chcesz - zaproponowała. - Rozprujemy ci brzuch i spróbujemy jak najładniej zaszyć. Co ty na to? - zamachnęła się ręką tak, jakby miała go klepnąć w ramię, ale w ostatniej chwili zrezygnowała i jak najbardziej celowo ukłuła go igłą w szyję. Miał pecha, że te cienkie były takie efektowne.
Po tym 'czułym' powitaniu pozwoliła mu przemówić. Tego nie miała prawa mu zabronić. Albo to przyjmie, albo zignoruje - za to jeśli chciał cokolwiek powiedzieć, droga wolna. Na to czekała od początku, od samego powrotu do miasta. Mów do mnie! - mówiły jej oczy, chociaż twarz nadal pozostawała gniewna.
- Zaraz, zaraz! - uniosła wolną dłoń, uciszając go. - Czy ja usłyszałam słowo przepraszam? - nie wierzyła własnym uszom.
Nie chciała szybko dać za wygraną, chociaż to właśnie chciała usłyszeć najbardziej, a potem się do niego przytulić. Tego potrzebowała najbardziej, bliskości brata. Aryana o tym wiedziała, siostra nie zataiła tej myśli przed przyjaciółką. Z resztą kto jak nie ona wiedział najlepiej o tym, co ją dręczyło. W ostatnim czasie wielokrotnie czuła się poturbowana jej uściskami i wycierała jej łzy. Nad wierzyła, że kryzys miała za sobą, ale z bratem dopiero miała wyjść na prostą.
- Nie uczyli cię, że nie wolno tak znikać? - zapytała. - Pieprzony egoista - prychnęła.
- Wszyscy o niego pytają, chcą wiedzieć gdzie jest i jak się czuję, ale jego nie ma. Machnął ręką i pojechał w siną dal, nie uprzedzając nikogo o zamiarach czy czasie powrotu - Nad nakręcała się w najlepsze, ale skoro miała niepowtarzalną okazję, by zrzucić z serca nieco ciężaru, to musiała skorzystać z tej sytuacji.
- Czy ty wiesz jak trudno jest zatkać gęby gościom marną wymówką, że dziedzic nie wyjechał bez potrzeby? Że to było bardzo ważne i konieczne? - trudno mówić bez konkretów, ale musiało im to wystarczyć. Stuknęła go pięścią. - Mogłeś przyjść i powiedzieć cokolwiek. Chociażby... - zrobiła przerwę na moment i zaczerpnęła powietrza. Była zła, bardzo, ale jak się powoli wyjaśniało wcale nie z egoistycznych pobudek. Potrzebowała jego ciepłych słów, ale ponad to wszystko, martwiła się o niego samego. To inni zawsze byli dla niej ważniejsi.
- Chociażby krótkie'potrzebuję tego' albo 'muszę pobyć sam' - nieoczekiwanie złapała go za podbródek i skierowała jego głowę tak, by patrzył cały czas w jej oczy. Przysunęła się nawet bliżej dla lepszego efektu i zawisła niczym gradowa chmura. Długie włosy zsunęły się z ramienia i opadły częściowo na twarz.
- Popatrz mi prosto w oczy i powiedz - kolejny oddech. - Próbowałabym cię wtedy zatrzymać? Mówiłabym, że popełniasz błąd i nie wolno ci opuszczać zamku? - pytanie za pytaniem. Jeśli chciał szczerości, oto ona.
- Dobrze wiesz, że nie. Ze wszystkich domowników, miałabym do tego najmniejsze prawo. A wiesz dlaczego? Bo cię rozumiem. Wiem dlaczego chciałeś być sam i uwierz mi, gdybym tylko mogła, zrobiłabym dokładnie to samo - ostatnią cześć powiedziała spokojniej. - A tak? Odjechałeś. Może nie potrzebowałeś nas, ale my ciebie tak. Ja potrzebowałam - opuściła rękę, ale za to druga, ta z igłą, znowu go trafiła. Jakby każde ukłucie, czy trącenie ręką, było znakiem winy.
Nie powie mu o tym, czego dowiedziała się z krótkiego liściku. Dwa słowa, a zmieniały tak wiele. Gdy teraz tak patrzyła na brata, poczuła smutek. Nie przywykła do takiego widoku. Brudne ubranie, zarost, zapach, który także pozostawiał wiele do życzenia - ale bez przesady, brudni czy spoceni faceci to nie nowość dla tej damy. Nie obrzydzał jej. Chodzi o tom że nigdy nie widziała go w takim stanie, ale zauważyła coś jeszcze. Jego wygląd nie tylko odzwierciedlał jego emocje. Jej także.
Mogła się pocieszać myślą, że być może pójdzie tak, jak miało pójść i kryzys minie, w jego oczy wstąpi nadzieja i wróci ten człowiek, którego pamiętała i kochała.
- Nie potrzebujesz litości i współczucia. Jeśli jesteś zły, powiedz o tym. Wiesz, co powiedziała mi niedawno Ary? Że duszenie wszystkiego w sobie i zasłanianie się czymś innym tylko pogarsza sprawę. Jeśli musisz kogoś walnąć, zrób to. Uwierz mi, jedynie myśl o tym, że zniszczyłabym reputację naszego królewskiego rodu trzyma mnie w ryzach, bym nie wyrzuciła przez okno pierwszego człowieka, który spyta się mnie o to, jak się czuję - uśmiechnęła się smutno. - Nie zapytam cię o to jak się czujesz. Nie chcesz tego. Ale pozwól, że dam ci radę: kiedy będziesz sam, popatrz przez okno. Obserwuj i znajdź to, co tchnie w ciebie życie. Cokolwiek, nawet coś maleńkiego, byleby tylko przyniosło efekt i poczułbyś ulgę, radość czy nadzieję. Jeśli tak uczynisz i zastanowisz się nad tym, zobaczysz, że mam rację - te słowa jeszcze nabiorą głębszego sensu, nawet jeśli teraz wydawały się dziwne.
- Niestety muszę cię o coś poprosić - wróciła do swojego przemądrzałego tonu i kwaśnej miny. - Następnym razem kiedy będziesz chciał poczuć zew wolności i wiatr we włosach, przyjdź do mnie. Bo w innym wypadku obiecuję ci, że będę cię za to gonić do samego Dorne, jeśli będzie trzeba. I nie będę sama. Zadbałam o kilku osiłków, przy których wyglądasz jak dzieciak - mogło się wydawać inaczej, ale... nie żartowała.
- Ta igła, to tylko przedsmak tortur. Mam ich więcej. I nie tylko igły - brat widział jak posługiwała się sztyletem, a dodatkowe ćwiczenia na Wyspie Niedźwiedziej tylko poprawiły jej skuteczność.
- Nie wyglądałbyś już tak uroczo bez oka - mrugnęła do niego porozumiewawczo. Wielbicielki i tak by go kochały, ale mimo wszystko... wiecie.
- Poza tym... - znowu mu się przyjrzała - ...naprawdę wyglądasz okropnie.
Powrót do góry Go down
Aidan Stark

Aidan Stark
Nie żyje
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
762
Join date :
26/04/2013

Komnata Nadiry Empty
PisanieTemat: Re: Komnata Nadiry   Komnata Nadiry EmptyWto Mar 18, 2014 11:44 pm

Rozpruj brzuch, upuść zepsutej krwi. Oczyść.
Z Nadirą też zaczęło się od bólu; był wobec niej równie bezbronny, co skazana na pożarcie padlina leżąca u stóp myśliwego. Igła gładko przeszyła naskórek, tak jak ostrze miecza wchodziło w tłuste cielsko upolowanej zwierzyny, i Aidan zacisnął odruchowo wargi, wciągając zrazu nosem przesycone pretensjami powietrze. Milczał więc cierpliwie. Wszelkie, słuszne zresztą, zarzuty, od których nieznośnie piekły chłostane nimi uszy, wzmacniały dodatkowo szturchnięcia kobiecych pięści, lecz nie zdziwił się wcale, gdy ku swojej uldze odkrył, że było to zaledwie igraszką albo marnym żartem znoszonym za karę w porównaniu z tym, co niegdyś zwykło wiernie oczekiwać na niego każdego dnia, najczęściej składając wizytę dopiero po zmroku.
Wytnij serce, przypnij wełnianą łatę. Zaszyj.
Faktyczny ból odzywał się gdzieś wewnątrz niego, wywodził się ze środka. Atakował bez znieczulenia makowym mlekiem. Pojawiał się niespodziewanie. Schodząc do szybu. Czyszcząc konia. Strzelając do pieśców. Podobny był chorobie, przejmował stopniowo wszystkie członki. Nie pozostawiał żadnych widocznych ran ani nie zakładał szwów. Zjawiał się rankiem i uparcie nie znikał, dopóki nie zapiło się go winem. Wiedział jednak, że powróci ze zdwojoną mocą wraz z pierwszymi gwiazdami lśniącymi jasno na niebie. Spodziewał się, a nawet wyglądał pierwszych oznak po cichu, chcąc prędko mieć to za sobą. Nauczył się akceptować ból, żyć z nim w zgodzie, uczynić naturalnym, nierozłącznym, ujarzmionym (zaprzyjaźnionym – za duże słowo); w końcu towarzyszył mu częściej niż ktokolwiek.
Czasami trwał sekundy, czasem długie godziny.
Kazała patrzeć sobie w oczy i teraz wprost nie mógł przestać poszukiwać w nich zawzięcie tamtych znajomych ogników roztopionych w jasnych tęczówkach płynnego szczęścia; wpatrywał się w nie urzeczony, w głowie powoli odtwarzał kształty tamtej specjalnej pary oczu, w których do niedawna mieścił się jego świat, a z zachwytem przypasowując je do tych, upewnił się tylko, że nie odnajduje pomiędzy nimi zbyt wielu różnic.
Są takie same… – Rzekł półgłosem, nie zważając kompletnie na siostrzaną tyradę pełną pasji. Ściągnął wcześniej brudną od krwi rękawicę i z wahaniem przyłożył dłoń do jej policzka, młodego, miękkiego i jasnego, pozbawionego ukochanych zmarszczek, bruzd, znamion. – Coraz bardziej ją przypominasz, wiesz? – Uśmiechnął się nieporadnie. – Byłaby z ciebie dumna. – Odjął znów rękę, dając Nadirze pozbyć się całej nagromadzonej przez miniony miesiąc złości oraz żalu. Potrzebowała ujścia emocji zdecydowanie pilniej niż on, odrodzony najwyraźniej na nowo i gotowy do wypełniania swojej, najbardziej udanej dotychczas, roli oddanego słuchacza, ostoi, constansu, ramienia, na którym można się wesprzeć, jeśli świat zacznie nagle wirować za szybko, lub drżeć gniewnie w posadach.
Wyglądam… Normalnie – podsumował dosyć obojętnie, wszak kwestie związane z wyglądem budziły w nim zdecydowanie obojętne skojarzenia. Spuchnięte powieki przypisywać można długim trudom eskapady, wychudłą twarz i sylwetkę nieco gorszym racjom żywieniowym połączonym z nieustannym wysiłkiem, bowiem Młody Wilk absolutnie nie zamierzał wyręczać się kompanami więcej, niż nakazywałby mu to sztywny zwyczaj czy ich twardy sprzeciw, mający na uwadze głównie jego dobro.
Kiedy byłem chłopięciem, pewnego dnia pojechaliśmy nad rzekę, ja, Pan Ojciec, ser Daryn, Edwyn, Hal oraz Alstar Cerwyn, jeszcze żyw, i Colburn Glover – zamiast garnąć się do odpowiedzi na postawione pytania, po dłuższej chwili ciszy zaczął snuć historię. – Ze wzgórz, White Knife przypominała porzuconą w trawie tasiemkę do włosów. Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że jej brzegi pokrywa obficie leżący w dolinie zamarznięty śnieg. W wartko płynącej wodzie odbijało się pochmurne niebo. To miała być próba męstwa, podejrzewam, kazali mi ściągnąć odzienie i zanurzyć się w srebrzystej toni. Zimno spięło moje kończyny, na szczęście znajdowałem się na płyciźnie. Oczekiwano ode mnie, że… Cóż, zawsze czegoś ode mnie oczekiwano, prawda? – Przyznał, bynajmniej nie uskarżając się. – Dzwoniłem zębami niemiłosiernie, lecz powtarzałem sobie, że jestem jak tata, jestem z lodu, jestem częścią tej ziemi i nic mnie nie złamie. Panowie stali nade mną, aż dwóch chłopa po kilku minutach, które ciągnęły się w nieskończoność, wyciągnęło mnie na brzeg. Byli zadowoleni i ja też, ponieważ… – wziął głęboki oddech, walcząc z narastającym zmęczeniem – ponieważ ich nie zawiodłem. Nie wolno było mi ich zawieść. Trwałem przy was po śmierci matki, podczas choroby ojca. Radziłem sobie jakoś po ścięciu Reda, ale gdy dowiedziałem się o Aylu… – Głos nie załamał mu się, odwrócił wzrok z zażenowaniem. – Nadiro, ukochałem tego człowieka ponad rodzonych braci. Ich ledwo odsunięto od piersi, a już rozsiano prędko po południowych miastach. Podziwiałem Aylwarda Baratheona. Bezwzględnie mógł na mnie liczyć. Bezgranicznie mu ufałem. Jakie miejsce zajmowałem w jego historii? Nie dowiem się. Wiem za to, że ciąży na mnie plejada obowiązków, których w ostatnim czasie zaniechałem. Zawiodłem. – Kolejny raz popatrzył na nią ze skruchą. – Znasz swojego głupiego, upartego starszego brata – pokręcił głową z cierpką przyganą – jest po trochę odludkiem. Nie lubię uwagi. Nie lubię okazywać słabości, a przecież każdy je ma. Wtedy coś we mnie pękło, o tutaj. – Dłoń w rękawicy spoczęła na sercu. – Nie jestem z lodu. Jestem tylko człowiekiem z wilczej krwi, z białej kości. Popełniam błędy. – Westchnął, wypuszczając z płuc ciężar powietrza. Zwierzenia nie przychodziły mu z łatwością. – Byłem do szczętu zezwierzęconą wersją siebie, potworem. Czułem wstręt. Raz wolałem totalnie zobojętnieć, raz ryczałem ze wściekłości, niesprawiedliwości, rozgoryczenia. Nieomalże pozbawiłem głowy Sheyna! – Bolesność wspomnienia wywołała u niego dreszcze. – Nienawidziłem siebie. Gdzieś tam, ta nietknięta cześć starego Aidana przypuszczała, że potrzebujecie mnie, zwłaszcza ty, mocniej niż kiedykolwiek. Uważałem, iż ochronię was, izolując się. Dusiłem się tutaj. Ze wszystkich sił nie mogłem dopuścić do sytuacji, w której coś mojego; cierpienie, smutek, kaprys, rozlałoby się wokół, wpłynęło na ciebie, na Aryanę. – Przymknął powieki, odsuwając przykre wizje na bok. – Ojciec zrozumiał. Podjęliśmy wspólną decyzję o wyjeździe, zaufał mi – w oczach mężczyzny błyszczała wdzięczność. – Góry to również jego azyl, rozumiem, dlaczego. Podróżowałem z klanami do zasypanych kopalni żelaza. Im dalej zapuszczasz się na północ, tym większa rodzi się w tobie potrzeba życia. Nie ma murów, które cię ochronią. Zdajesz się na instynkt, brakuje miejsca na kalkulacje, wspominki. Musisz przetrwać, inaczej zginiesz. Śmierć jest zbyt prostym rozwiązaniem. Na wszystkich przyjdzie kolej, tymczasem trzeba iść na przód. Mam o kogo dbać. Uporządkowałem myśli, pogodziłem się z rzeczywistością, okrzepłem. Granicę ludzkiej wytrzymałości charakteryzuje fakt, że im bliżej się znajdziemy, tym szybciej się od nas oddala, pokazując dobitnie, że możemy znieść więcej. Nie jestem z lodu, ale jestem walczakiem i nie poddam się, nigdy. Teraz trzeba czekać, co dobrego chowa w zanadrzu przyszłość, bo los nasz musi się odmienić. – Zawyrokował z niezbitą pewnością emanującą z jego tonu. – I wszystko się ułoży. Obiecuję.
Powrót do góry Go down
Nadira Mormont

Nadira Mormont
Północ
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
158
Join date :
26/04/2013

Komnata Nadiry Empty
PisanieTemat: Re: Komnata Nadiry   Komnata Nadiry EmptySro Mar 19, 2014 6:44 pm

Porównanie do matki zbiło ją z pantałyku. Słyszała to wiele razy, ale z ust brata brzmiało to inaczej. Ich ukochana pani matka była dla niej wzorem do naśladowania. Mądra, zaradna, silna, kochająca... po prostu chodzący ideał. Jej niewyczerpany zapas miłosierdzia, zaskakiwał ją za każdym razem. Wiele razy pytała ją o to, a ona odpowiadała swoim pięknym, melodyjnym głosem, że każdy jest człowiekiem i każdy popełnia błędy. Nie można oceniać nikogo z góry, ponieważ żadne z nas nie wie, co ta osoba czuje, ani czym się kieruje w życiu. Chodzi o to, by poznawać, a nie przekreślać od samego początku.
Podczas licznych obserwacji, Nadira starała się zawsze wcielić to w czyn i szukać tego, co niedostępne. Okazywało się, że ledwie dostrzegalne detale układały się w bardzo skomplikowaną całość. I dlatego teraz nie miała wątpliwości, że równie skomplikowany labirynt emocji, prowadzi do sedna problemu Aidana.
Kobieta obdarzyła Starka smutnym spojrzeniem. W takich chwilach jak te, najbardziej brakowało obecności Lady Bathildy, która nie musiała nawet mówić zbyt wiele, by jej dzieci poczuły się lepiej. Ale taka była kolej rzeczy. Jedni odchodzili - nawet zbyt wcześnie - by drudzy mogli żyć.
- Nie wiem czy naszemu panu ojcu nie zacznie to przeszkadzać. Podobieństwo zawsze przywołuje wspomnienia. Spędzili razem tyle dobrych i przykrych chwil, ucząc się od siebie tak wiele, że tęsknota będzie towarzyszyć mu już do samego końca - to, co czuła ona, dopiero ucząc się kochać i podziwiać swego małżonka, było niczym przy jej rodzicach. Jego ból musiał być ogromny, trudny do wyobrażenia.
- Nieważne - pozwoliła mu mówić, bo o to w tym wszystkim chodziło. Koniec z udawaniem, duszeniem w sobie żalu i smutku. - Mów dalej.
Chłonęła jego słowa uważnie, widząc przed oczami różne obrazy. Począwszy od tego chłopca, który przechodził swoją próbę wytrwałości i męstwa, aż po dwóch młodych mężczyzn, którzy śmieją się razem i piją wino, nie myśląc o następnym dniu.
Nadira nie miała wielu przyjaciół. Była to głównie rodzina, bo tylko jej w pełni ufała. Ale druh wśród swoich to coś innego od relacji obu panów. Nie mogła powiedzieć, by doświadczyła tak silnej więzi wśród różnych sobie osób, ale wydawało jej się, że potrafiła to pojąć. Miała do porównania swoje rodzeństwo, za które bez wahania oddałaby swoje życie i wiedziała, że to coś podobnego, jeśli nie większego. Słyszała o pokrewieństwie dusz z opowieści i w tej chwili nakładała to na tych dwóch mężczyzn.
- Mój biedny bracie... - westchnęła. - Może nie poznałam Aylwarda tak, jak ty, ale wierzę, że to samo powiedziałby o tobie. Są ludzie, których nikt nie zastąpi. Ich miejsce nigdy nie zostanie zajęte, bo to niemożliwe. Trzeba się nauczyć z tym żyć - ale na szczęście nie zawsze trzeba... Odruchowo odwróciła głowę w stronę okna, jakby starając się przybliżyć nadejście gości. Miała pewność, że najgorsze jej brat ma już za sobą, ale ponad wszystko chciała w tej chwili zobaczyć jak jego zniszczone częściowo 'ja', składa się w całość.
- Pewnego ranka powiedziałam do Ary coś, co stało się moją prywatną dewizą. Nadchodzi zima, ale po niej zawsze przychodzi wiosna. Chociaż wolimy najgorszą prawdę, chcąc czy nie, odczuwamy spokój i radość, gdy następny dzień przynosi miłe zaskoczenie.
Potem znowu pozwoliła mu mówić i z ulgą dostrzegła, że lód powoli pękał.
- Każdy z nas jest tylko słabym śmiertelnikiem. I nie ma osoby nieskazitelnie czystej. A mimo to możemy się uczyć na przeszłości. Nie można zawrócić biegu rzeki, płynie dalej, tak jak nasze życie. Trzeba iść naprzód. To trudne, ale wykonalne - uniosła oczy w górę. Właśnie zganiła się za prawienie kazań bratu, podczas gdy sama z trudem stosowała się do tych słów. Łatwiej było mówić, niż zrobić, ale gdy się ma kogoś obok...
- Pamiętaj, że nie jesteś sam. Mimo wszystko. Mnie także nie radują tłumy, ani przesadna uwaga - pod tym względem nawet jej własne wesele było trudne, chociaż w gruncie rzeczy radosne. Bycie w centrum uwagi nie leżało jej wtedy zupełnie. A co miał powiedzieć Aidan, który musiał przechodzić przez to od zawsze i na zawsze? Taka rola dziedzica. - Ale dobrze jest czasem wyjść do ludzi, nawet jeśli masz im do powiedzenia tylko jedno zdanie. Zrozumieją, możesz być tego pewny - jeśli kiedykolwiek coś takiego się powtórzy, chciałaby, żeby powiedział chociaż tyle.
- Bezsilność jest najgorsza - wiedziała jak potrafi ściskać za gardło i pozbawić tchu. Okrutna siła, której nie sposób się pozbyć bez walki. Niewidzialna, cwana, uderzająca tam, gdzie boli najbardziej. Szepcząca do ucha słowa, które dudnią w głowie jak wojenne bębny. Łup, łup, łup - poddaj się, poddaj się, poddaj się! To takie proste. Powiedzieć słowo dość i dać się wciągnąć w ciemną otchłań. Brawura to w tej chwili wyciągnięcie oręża i zaatakowanie przeciwnika. Od zacięcia i wytrwałości zależy, czy pokona się najgorsze. Czasem jedna myśl, ciepłe wspomnienie pomaga powrócić do rzeczywistości, a ta, chociaż trudna do zaakceptowania, staje się rajem, w samym środku piekła. I rośnie, rozszerza się, aż dusza osiągnie spokój i chwyci się kotwicy, która opadnie dopiero u celu. A ten jest coraz bliżej! Gdy się go zobaczy, nie można stracić go z oczu. Powoli rozróżnia się kształty, rozpoznaje twarze osób, które stoją na brzegu. Jestem w domu - chce się powiedzieć.
Zapał i nadzieja, z jaką powiedział ostatnie słowa, udzieliła jej się bardziej, niż myślała. Poczuła dumę z brata i radość, że przezwyciężył swoje demony. Dostrzegł błysk w cieniu i pozwolił wyprowadzić się na światło słoneczne, miast tkwić w mrokach nocy.
- Wiem - uśmiechnęła się teraz ciepło, zupełnie bez cienia urazy. Może zbyt szybko doszli do porozumienia, ale w końcu nie chodziło jej o nic więcej, jak o rozmowę w cztery oczy i te zdania, mówiące o błędach, o bólu, rozczarowaniu, bezradności i walce.
- Nikt nie chciałby, żebyś zwątpił. Masz dla kogo żyć i walczyć - i ja też, ja też...
- To jest postawa godna prawdziwego Starka. Jestem z ciebie dumna - objęła go i przytuliła mocno. Naprawdę poczuła, że jej ukochany brat wrócił. Nie tylko ciałem, ale i duchem. Takiego go podziwiała, bo kochała zawsze - kiedy błyszczał w chwale i wyglądał jak wrak człowieka. Zawsze był jej bohaterem. Kiedy odsunęła się, powiedziała mu o czymś jeszcze.
- Teraz dobre wieści. Zostaniesz wujkiem - chociaż nie wiedziała, co znajduje się w liście do Aryany, to była przekonana, że znalazła się tam między innymi ta sama wiadomość. Ich ojciec także wiedział o tej nowinie. Kolejna przewrotność losu - najmłodsze dziecko Namiestnika Północy jako pierwsze przedstawi mu wnuka.
- Nihil spodziewa się dziecka. Napisała do nas. Kazała wszystkich pozdrowić i uściskać - oznajmiła pogodnie. Oby takich informacji przybywało do nich więcej.
Powrót do góry Go down
Aidan Stark

Aidan Stark
Nie żyje
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
762
Join date :
26/04/2013

Komnata Nadiry Empty
PisanieTemat: Re: Komnata Nadiry   Komnata Nadiry EmptySob Mar 22, 2014 10:01 pm

Na co dzień sprawiał wrażenie człowieka z butą, zdystansowanego co najmniej tak, jakby skrywał w sobie jeszcze jeden odrębny wszechświat, do którego cholernie ciężko było się dostać ot, tak, bez zaproszenia. Z pewnego nie do końca znanego nawet jemu powodu zwykł patrzeć na znakomitą część spraw z przymrużeniem oka i szczyptą gorzkiej ironii, nie przebierając przy tym wcale we wszystkich znanych mu słowach komentarza. Ktoś powiedział kiedyś, że prawda o człowieku tkwi w jego oczach, jednak naturalny grymas twarzy młodego dziedzica, ten błądzący gdzieś pomiędzy ekstremalnym znużeniem a chłodną wyższością, towarzyszył mu odkąd pamięta, i chcąc czy nie chcąc (bo od kontrolowanych wciąż uśmiechów bolą policzki), musiał wreszcie nauczyć się z nim żyć, chociaż nijak pasował do faktycznej osobowości najstarszego syna Lorda Starka. Jeśli istnieją ludzie lubiani z definicji, a istnieją, czego im zazdrościł z serca, tak sam Aidan zyskiwał mnóstwo przy bliższym poznaniu. Ze średnią pod względem wieku siostrą już od wczesnego dzieciństwa dzielili cichą nić porozumienia niepotrzebującego często zbędnych komentarzy wyjaśnienia. Oboje przypominali bardziej matkę niż ojca i w porównaniu z rodzeństwem odziedziczyli oni w naturalnym spadku więcej niepokornej skazy przodków. Oprócz tego, od wieków postępowanie ich pradziadów cechowała rzadka mieszanka prostolinijności oraz bezwzględnego pragmatyzmu, co też uwidaczniało się wyraźniej w postawie Młodego Wilka z każdym mijającym dniem imienia. Przez lata ze swojego trudnego charakteru zdołał zmontować na własny użytek najlepszą znaną mu tarczę i odtąd spokojnie odgradzała go ona od szaleństwa wirującego wokół, na zewnątrz, którego częścią nigdy nie zamierzał się stać.
Przez krótki moment zapomniał o brudzie, troskach, zmęczeniu, bo któż teraz przejmowałby się podobnymi błahostkami? W ramionach Nadiry odnalazł wyczekiwane długo zrozumienie, istniało, odnowione i świeże. Odetchnął głęboko. Nie słowami, lecz czynami udowadniał, że warto mu zaufać. Nie zmarnuje tej szansy, w ich świecie przebaczenie należało do rzadkich prezentów.
Dziękuję – wymruczał, bogowie jedni wiedzą, ile trudu musiał włożyć w to krótkie przemówienie kompletnie obnażające duszę. Wyplątał się z uścisku, rzucając na ucho rozbawione będziesz śmierdzieć, przy czym ściskając jeszcze w przelocie jej ciepłą dłoń, korciło go natrętnie, aby zapytać o Terryna. Szybko porzucił jednak ten zamiar, ponieważ ufał, że znajdą w przyszłości okazję do bardziej otwartej i toczonej w sprzyjających warunkach rozmowy, oczywiście ze specjalnym uwzględnieniem odczuć siostry. W mówieniu o emocjach była z całą pewnością zdecydowanie lepsza od niego.
Zostaniesz wujkiem.
Wujkiem? – spojrzał zaskoczony na Nadirę, nie kojarząc z początku żadnych faktów. Wyczerpanie osłabiało zdolność koncentracji. – Ach, mała Nihil… Zatem mamy w drodze przyszłego dziedzica albo dziedziczkę Orlego Gniazda – pokiwał powoli głową, pojmując dla odmiany w mig wszelką powagę okoliczności. – Reinmar się nimi zaopiekuje, tak na marginesie mówiąc, ojciec darzy go ogromnym poważaniem. Powracając zaś do nas – Aidan zdobył się na znaczący uśmiech, będąc w połowie drogi do wyjścia z komnaty – obiecaj, że nadrobimy ten miesiąc, gdy tylko nabiorę trochę sił. Musiałem wpierw rozwiać wszelkie wątpliwości i błagać o łaskę, inaczej nie dałbym rady zmrużyć oka – wyznał bez cienia przesady. – Arya, Diryan i Aithne powinni do wieczora wrócić z Białego Portu. Dziś nie nadaję się do niczego, ale jutro liczę na wspólną przejażdżkę do Wilczego Lasu. Dawno nie robiliśmy nic r a z e m.    

Zt.
Powrót do góry Go down
Nadira Mormont

Nadira Mormont
Północ
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
158
Join date :
26/04/2013

Komnata Nadiry Empty
PisanieTemat: Re: Komnata Nadiry   Komnata Nadiry EmptyNie Mar 23, 2014 9:49 pm

- Pamiętaj, że nie ważne jest to, ile mówisz, ważne, że chcesz się z tym z kimś podzielić. Czasem siedzenie i milczenie jest dobre, jeśli ktoś jest obok. Taka jest moja rola, słuchacza i pocieszyciela. Nie myśl nawet, że się narzucasz. Możesz przyjść kiedy zechcesz. W bardziej i mniej ważnych sprawach - nie chciała wyjść na małą, rozkapryszoną dziewczynkę, która musiała czuć się ważna i zabiegała o uwagę za wszelką cenę. Chociaż trochę tak było. Nie chciała być sama.
- Przyznaję, że byłam zła, ale mi przeszło - trochę się nawet zawiodła, bo liczyła na to, że tak łatwo mu nie odpuści. Ale słowa brata tylko utwierdzały ją w przekonaniu, że jeśli wywinie jeszcze jeden taki numer, albo wszelkie obietnice, jakie złoży, zostaną zerwane, będzie gorzej. Jeśli miała z kogoś czerpać siłę i wiarę, to właśnie z tych, których kochała najbardziej. A każdy, bez wyjątku miał rolę w jej życiu. Nawet, jeśli się zmieniła i kolejne zmiany wcielała w życie krok, po kroku, ciągle była tą samą, cichą, kochającą Nad, która nie chciała być gorsza od reszty.
- Ogarnij się, odpocznij i potem zdecyduj o jutrze. Dzień się jeszcze nie skończył, a doświadczenie podpowiada, że wiele potrafi się zmienić w krótkim czasie - tutaj miała na myśli coś dobrego, przynoszącego radość, chociaż przywołała własny, bolesny przykład z niedawnej przeszłości.
- Cieszę się, że przyszedłeś - powiedziała to z głębi serca i z nie mniejszą ulgą, niż Aidan. Odprowadziła go do drzwi i patrzyła za nim aż do momentu, gdy zniknął, skręcając w następny korytarz. Wycofała się do komnaty i chociaż nie potrafiła zabrać się ponownie za szycie, usiadła w fotelu z igłą w ręku. Spojrzała na leżącą obok suknię i ścisnęła wargi.
Pocieszasz brata, a sama nie potrafisz nic zrobić - ukłuła się igłą, żeby nagana przyniosła lepszy skutek. Jesteś okropna, Nadiro Stark! - usłyszała.
- Mormont - poprawiła się na głos.
Mormonta już nie ma, ale ty owszem. Jesteś Starkiem, Wilczycą, Wojowniczką Północy, masz w sobie szlachetną krew, królewską. Nie zapominaj o tym, że księżniczki i królowe Północy nie kłaniały się nikomu, a już na pewno nie poddawały własnym słabościom. Chcesz być taka, jak inni? Daj sobie szansę na szczęście i pokaż, że nie jesteś gorsza. Żyj, Nadiro. Żyj!
Głos w jej głowie niesamowicie przypominał ten, którego nie mogła usłyszeć na jawie. Głos ukochanej matki, ale tan zawsze koił, pomagał i sprowadzał na ziemię.
- Będę, mamo - szepnęła. - Będę.


zt
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Komnata Nadiry Empty
PisanieTemat: Re: Komnata Nadiry   Komnata Nadiry Empty

Powrót do góry Go down
 

Komnata Nadiry

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Komnata
» Komnata
» Komnata
» Komnata
» Komnata

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Północ :: Winterfell :: Siedziba Starków-