a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Królewski Trakt nad Green Fork



 

 Królewski Trakt nad Green Fork

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Valar Morghulis

Valar Morghulis
Nie żyje
Liczba postów :
124
Join date :
10/04/2013

Królewski Trakt nad Green Fork Empty
PisanieTemat: Królewski Trakt nad Green Fork   Królewski Trakt nad Green Fork EmptySob Kwi 26, 2014 4:54 pm

Droga dłużyła mu się niezmiernie. Od wyjazdu z Królewskiej Przystani nie minęło więcej niż dwa dni, a Edmund miał nieodparte wrażenie, że znajdują się w drodze od co najmniej miesiąca.
Siedział na odkrytym wozie, razem z dwoma innymi mężczyznami, przymuszonymi do służby na Murze. Byli to: przysadzisty, posępny mężczyzna blisko czterdziestki o wdzięcznym przezwisku Pieszczotka, którego skazano za liczne gwałty i rabieże, oraz Philippe Storm - dziewiętnastoletni bękart z Ziem Burzy pochwycony przez stołeczną straż miejską podczas próby kieszonkostwa. Zdecydowali się na służbę w Nocnej Straży. Naiwni, wydaje im się, że będą tam bardziej wolni, niż w lochu...
Sam Blackwood nie musiał zdradzać swojego pochodzenia. Już w momencie, gdy przyłączono go do tej grupy, Othran Rivers (zwiadowca w kwiecie wieku, będący dowódcą orszaku) oświadczył wszystkim, z kim mają do czynienia. Od tego momenty każdy członek wyprawy - skazaniec, dobrowolny ochotnik na Nocnego Strażnika i sam Strażnik wreszcie - spoglądał nań spode łba, starając się za wszelką cenę zachować bezpieczną odległość między samym sobą a pół mężczyzną.
Edmundowi, wbrew pozorom, taki stan rzeczy wyjątkowo odpowiadał. Nikt nie zawracał mu głowy sprawami przyziemnymi, więc dziedzic rodu Blackwood mógł nieustannie pogrążać się w upragnionym od dawna odżywczym śnie.
Nie udawało mu się to jednak. Nieustannie nawiedzały go koszmary. Wiecznie te same obrazy, w których to miłościwy król Aerys II Targaryen wydawał nań wyrok. Oprawcy nie dano zbyt wiele roboty. A może i dano? Wszak tym razem nie chodziło o zabicie skazańca, tylko trwałe naznaczenie jego ciała stygmatem zdrajcy i wystawienie jego samego na publiczne upokorzenie, którego nie zapomni nawet po śmierci.
Cała ceremonia trwała zadziwiająco krótko. Jedno prędkie cięcie i po chwili plac turniejowy Królewskiej Przystani rozbrzmiał histerycznym krzykiem mężczyzny, któremu odbierana jest jego największa duma. Edmund widział, jak wściekłe psy rozszarpują na strzępy jego męskość, kiedy grupka maestrów dopadła do niego, kiedy osuwał się na ziemię. Trzeba było odpowiednio opatrzyć okaleczone krocze mężczyzny, z którego i  tak upuszczono już zbyt wiele krwi.
- Tylko nie dajcie mu umrzeć! - Aerys krzyczał za nimi, śmiejąc się wniebogłosy. - Inaczej podzielicie jego los!
Maestrowie sprostali powierzonemu im zadaniu. Blackwood przeżył i właśnie kierował się na Mur, aby sprawiedliwości stało się zadość.
Edmund ocknął się z koszmaru. W uszach ciągle dźwięczyły mu słowa i śmiech władcy. Zamrugał zmęczonymi powiekami. Czuł się dokładnie tak, jakby ktoś sypnął mu w oczy piachem.
Zmierzchało już. Zachodzące słońce zalewało okolicę krwistoczerwonym blaskiem. Na błękitno-purpurowym niebie cierpliwie jarzyły się pierwsze gwiazdy. Dokładnie tak, jakby oczekiwały, aż zbudzą się ich pozostałe siostry. Nie widać było jeszcze księżyca...
- Cholera! - eunuch usłyszał gardłowy głos woźnicy. - Ośka złamana, jak nic! Dalej nie ujedziem! Trza będzie rozbić obóz!
Dopiero teraz skazaniec zauważył, że wóz wcale się nie porusza. Co więcej - cała eskapada się zatrzymała. Pojazd ze skazańcami wjechał w wyjątkowo głęboką dziurę w drodze. Edmund prędko wydedukował, że zbudził się zapewne za sprawą nagłego zrywu pojazdu.
- Rozbijcie obóz! - ryczał do zebranych Strażników (obecnych i przyszłych) dowódca. - Jutro o świcie zreperujemy koło - dodał ciszej do rozsierdzonego woźnicy.
Blackwood niechętnie zwlókł się z wozu. Cały czas miało go na oku kilku żołnierzy z gwardii królewskiej. Dla niego jednak byli to tylko członkowie Nocnej Straży, których płaszcze przywdziali, aby wmieszać się w tłum.
Panował już mrok. Noc była wyjątkowo chłodna, toteż każdy z mężczyzn dostał koc, którym można było się owinąć. Sam dziedzic Raventree Hall ułożył się w ciemności, z dala od dogasających już ognisk.
Księżyc był w nowiu. Nie było nic widać. Edmund rozmyślał o swym położeniu. Był ostatnim Blackwoodem. Ostatnią nadzieją jego rodu, którego teraz nie był w stanie nawet przedłużyć. Co się stanie z jego ukochanym rodzinnym miastem? Kto przejmie nad nim zwierzchnictwo? Tully są zbyt słabi, chorąży ich nie usłuchają. A może to nie będzie nikt z Dorzecza? Może Dolina, albo Korona? Albo... Edmund poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy.
Jego ojciec miał syna. Nieślubnego, ale syna. Z kolei bratanica Lorda nie powiła jeszcze dziecka, które mogłoby sobie rościć pretensję do primogenitury. Raventree Hall znajdzie się w rękach bękarta, który zapewne przejmie nazwisko swego ojca. Edmund nie może do tego dopuścić. Musi się stąd wyrwać...

Było daleko po północy, kiedy przyszła kolej na zmianę warty. Theon wpatrywał się w płomienie ogniska, leniwie trawiące drwa, które dorzucał siedzący naprzeciw Rianel. Nie rozmawiali od dobrej godziny. Byli zbyt zmęczeni, aby mówić cokolwiek, a i wszelkie tematy do konwersacji były na wyczerpaniu. Z dala od ogniska paliła się świeca. Kiedy się wypali, mają obudzić kolejnych braci do pełnienia warty. Knot nie był jednak nawet w połowie.
Nagle w krzakach nieopodal nich trzasnęła sucha gałąź. Obaj Strażnicy dobyli broni - Theon obnażył klingę dwuręcznego miecza, Rianel z kolei napiął cięciwę łuku.
- Sprawdzę - rzucił szybko miecznik i począł skradać się do listowia.
Trzeba było uważać. W tym rejonie Doliny pełno było dzikich zwierząt i rozbójników.
Była cisza. Nawet wiatr przestał wiać. Słychać było tylko lekkie kroki mężczyzny. Wkrótce stanął przy krzewie i rozsunął gałęzie czubkiem klingi miecza.
Wśród liści kucał Edmund, załatwiając naturalne potrzeby istot żywych.
- O cholera, aleś mi strachu napędził! - Theon roześmiał się i schował miecz.
Jako jedyny czuł pewną dozę sympatii do tego Blackwooda. W sumie było mu go bardziej szkoda, niż go lubił.
- Dobra, już ci nie przeszkadzam - odwrócił się i począł iść do ogniska. - Spokojnie, to tylko eunuch poszedł się wysrać - uspokoił kompana, który parsknął śmiechem i odłożył łuk.
Nagle usłyszał za sobą poruszenie. Nim się odwrócił, został trzykrotnie ugodzony sztyletem w plecy. Powoli osunął się na ziemię. Bezgłośnie.
- Theon! - krzyknął drugi mężczyzna.
Nim napastnik zdążył do niego dobiec, przeszył go jedną strzałą. Edmund przystanął. Wtedy też strzelono doń jeszcze dwa razy. Nie miał najmniejszej szansy na przeżycie.
- Tak umiera ostatni Blackwood czystej krwi... - wyszeptał, nim dostał ostatni, decydujący strzał w głowę.
Część śpiących już się przebudziła.
- Co tu się, do cholery, dzieje?! - krzyknął dowódca brygady.
- Ten eunuch! Zabił Theona i próbował zabić mnie! - krzyczał roztrzęsiony łucznik.
Podlotek - pomyślał Othran. [i]Mało śmierci widział w życiu. Nie zawahał się jednak w obronie swego kompana. Będzie z niego dobry Strażnik...[i]
- Szaleniec - syknął ktoś z grupy, która zebrała się wokół trupów.

O świcie zarządzono, co zrobić z ciałami. Śmierć skazańca nie była pożadana. Król mógł się rozzłościć. Zdecydowano więc, że zwłoki zostaną spalone a to, co z nich pozostanie, wrzuci się do Green Fork. Wkrótce woda poniosła w dół rzeki dwie zwęglone do kości bryły, łudząco przypominające ludzkie ciała. Nikt nie był jednak w stanie zidentyfikować, kim byli ci ludzie. Nikt poza grupą Nocnych Strażników i adeptów, kierujących się na Mur.
Powrót do góry Go down
 

Królewski Trakt nad Green Fork

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Królewski Trakt
» Królewski Trakt
» Wzdłuż Red Fork
» Królewski Las
» Królewski sept

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Dolina Arrynów-