a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Dziedziniec - Page 6



 

 Dziedziniec

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
AutorWiadomość
Nihil Arryn

Nihil Arryn
Nie żyje
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
341
Join date :
26/04/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyWto Paź 15, 2013 4:28 pm

First topic message reminder :

***
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Argiel Dayne

Argiel Dayne
Nie żyje
http://htttp://www.moj-tartak.blogspot.com
Skąd :
Starfall
Liczba postów :
151
Join date :
28/10/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyWto Sty 07, 2014 3:05 pm

Kiedy służba przyszła do komnaty Argiela, ten zebrał się dość szybko na dziedziniec, zabierając ze sobą swoją skórzaną torbę. Chciał się już wynieść jak najdalej - nie podobało mu się Winterfell, nie podobało mu się, jak wpłynęła na niego cała ta głupia sytuacja z Jane Arryn i liczył, że oddalenie się stąd sprawi, że zobojętnieje. Może.

Kiedy po mniej niż pół godziny od usłyszenia o wyjeździe znalazł się na Dziedzińcu, był zaskoczony. Wyglądało to wszystko... Jakoś nie tak jak trzeba. Atmosfera była ciężka i smutna, jakby ktoś umarł. Nie widział nigdzie Aarta, więc nie miał z kim porozmawiać. Zasygnalizował więc tylko swoją obecność jednemu z żołnierzy, którzy nadzorowali cały wyjazd i usiadł na jednej z ławek na boku placu. Zimno.
Powrót do góry Go down
Aida Dayne

Aida Dayne
Skąd :
Starfall
Liczba postów :
48
Join date :
07/09/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyPią Sty 10, 2014 9:02 pm

Aida zbiegła szybko po schodach prowadzących na dziedziniec. Wszak już niedługo mieli stąd wyjeżdżać. głęboko oddychała świeżym, chłodnym powietrzem. Z jednej strony cieszyła się, że może wyjechać, była ciekawa nowych miejsc.. z drugiej strony bała się tego, co czeka ją przyszłość. Mocniej ścisnęła swoją torbę. Większość rzeczy była pakowana przez służbę, jednak kilka strzał wolała mieć przy sobie. Dziewczyna ujrzała swojego brata, był po wielu przejściach i nie do końca wiedziała jak się przy nim zachować. Uśmiechnęła się jednak do niego ciepło.
- Nie za wcześnie braciszku?
Powrót do góry Go down
Argiel Dayne

Argiel Dayne
Nie żyje
http://htttp://www.moj-tartak.blogspot.com
Skąd :
Starfall
Liczba postów :
151
Join date :
28/10/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyNie Sty 12, 2014 10:38 pm

- Nie mam tu nic innego do roboty. - zaśmiał się do siostry. Jej obecność poprawiała mu humor od zawsze, chociaż w gruncie rzeczy już się pogodził - bardzo szybko - z utratą Jane Arryn... mógł to chyba uznać mimo wszystko za zauroczenie.
- Powiedz mi, mała, jak się bawiłaś na weselu? - najpierw chciał powiedzieć 'wczoraj', ale jakoś nie umiał uwierzyć, że tak wiele się wydarzyło w tak niedługim okresie. Zwyczajnie nie przeszło mu to przez gardło.
Zaczął się rozglądać. Ciekawe kiedy wyruszą? Możnaby się już z tym pośpieszyć. Ale tak zorganizowany wyjazd musiał mieć jakiś powód - zapewne Aart miał jakieś problemy.
Powrót do góry Go down
Aida Dayne

Aida Dayne
Skąd :
Starfall
Liczba postów :
48
Join date :
07/09/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyNie Sty 19, 2014 8:25 pm

Zasmiała się patrząc na swojego brata, widziała jak bardzo jest zmęczony całym tym weselem, postawiła sobie za zadanie poprawić mu humor, w jakikolwiek możliwy sposób.
- Wesele jak wesele, nic ciekawego. - Co z tego, że nigdy na żadnym nie była, mogła jedynie domyślić się że za każdym razem wyglądało to tak samo. Przechyliła głowę. Sama mogła stwierdzić, jedynie że było odrobinę nudno jak na nią.
-A ty braciszku? - grzeczność wymagała zapytać. Aida nie była pewna czy jej brat chce odpowiadać na to pytanie, ale może potrzebuje kogoś kto go wysłucha? Brat był dla niej najbliższa osobą i nie chciała by ten się smucił.
Powrót do góry Go down
Aart Lannister

Aart Lannister
Nie żyje
Skąd :
Casterly Rock
Liczba postów :
192
Join date :
28/05/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyWto Sty 21, 2014 8:46 pm

Samotność nie doskwierała mu jak nigdy. Każda czynność, którą przyszło mu zrobić dostarczała tyle bólu, ile nie zniósłby nawet sam założyciel rodu Lannister. Spoglądanie w lustro, patrzenie na twarz osoby, która nie potrafiła zaopiekować się kruchą osobą panny Frey budziła w nim odrazę i niechęć do samego siebie. Jedyną nadzieją było oparcie w postaci rodziny, która nigdy nie zawodziła, jeśli chodziło o podtrzymanie na duchu. Po nieprędkich przygotowaniach do podróży, zmyciu z siebie krwi, zmiany ubrań i założenia skórki nieposkromionego ruszył. Za jego plecami kroczyli gwardziści, milczący i bez żadnego wyrazu. Nie chcieli drażnić Lwa, który pokazał już na co go stać, jeśli chodzi o zemstę.
Zszedł na dziedziniec i z zaskoczeniem zobaczył kuzynów z Południa, skinął im głową na powitanie. Kamień z serca spadł mu, kiedy ujrzał Lorda i babkę oraz swoich rodziców. Wszystko było gotowe do wymarszu. Jeżdżący dom czekał na swoich właścicieli. Ci jednak nie kwapili się, aby wsiąść do środka. Najpierw złapali osobę, którą ten ślub najbardziej poturbował. Babka mocno przytuliła Aarta, którego zaraz przejęła matka. Wtulił się w ramiona rodzicielki, po czym przywitał się z milczącymi ojcami rodu. Na końsu stała Maureen, która ze smutnym wyrazem twarzy spoglądałąna starszego brata. Dziedzic nie wiedział, czy to z powodu jego straty, czy też z konieczności wyjazdu z Winterfell. Wtedy mogli już zająć swoje miejsca i wyruszyć.
Złotowłosy postanowił ruszyć samotnie na swoim rumaku. Nie miał ochoty wysłuchiwać dyskusji, która zapewne toczyć się będzie w podróżnym domu. Nie chciał szukać winnych, starać się skupić cały ból na barkach Starków, którzy nie ugościli swoich gości, nei zapewnili im odpowiedniej ochrony i obsługi. W tamtym momencie nie było to ważne. Rzeczą nadrzędną było godne pochowanie Adrienne.
Ruszyli w stronę Bliźniaków, na spotkanie z zawiedzionymi i skrzywdzonymi przez los Freyami.
[zt wszyscy]
Powrót do góry Go down
Maureen Lannister

Maureen Lannister
Nie żyje
Skąd :
Casterly Rock
Liczba postów :
126
Join date :
26/04/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyWto Sty 21, 2014 9:24 pm

Co prawda było już zt, ale najwyżej zrobię własne.

Gdy służba przybyła, by powiadomić ją o losach Adrienne i nagłej wyprawie do Bliźniaków, nie mogła uwierzyć własnym uszom. Oczywiście była świadoma, że od momentu ślubu panny Frey nie widziano na terenie Winterfell, jednak cały czas miała nadzieję, że przyszła bratowa szczęśliwie się odnajdzie. Pomimo braku septu na włościach Starków zanosiła modły do Siedmiu, licząc że wysłuchają jej próśb tak samo, jak uczyniliby to w prawdziwej świątyni. Najwyraźniej jednak bogowie nie mieli być dla ich rodziny aż tak łaskawi.
Śmierć Adrienne mocno ją przygnębiła. Mimo wspólnej drogi na Północ nie miały zbyt wiele możliwości, by wspólnie spędzić czas, jednak uważała ją za wymarzoną żonę dla swego brata i w przyszłości godną panią na Casterly Rock, która spłodzi mu męskich potomków zdolnych do odbudowania potęgi ich rodu.
Podły nastrój Maureen dodatkowo pogłębiał pewnego rodzaju wstyd przez tym, co powiedzieliby rodzice, gdyby znali prawdziwe myśli swej córki. Bo w równym stopniu, co śmierć Adrienne smuciły pannę Lannister czas i okoliczności, w jakich ta nastąpiła. Do tej pory miała nadzieję, że ona i Aryana są na dobrej drodze, by wspólnie odbudować wątłą "sympatię" jaka niegdyś łączyła Starków i Lannisterów. Jednak nawet mimo wyrozumiałości i najszczerszych chęci Maureen nie mogła zapobiec temu, że perspektywa porozumienia zdawała się coraz bardziej oddalać. Lannisterowie zdecydowanie mieli pecha do odwiedzin na Północy i mimo że rodzina Aryany nie ponosiła za to winy, większość Lwów wciąż mogła odczuwać pewien niesmak.
Nikła nadzieja na poprawę ich stosunków wciąż tliła się w lady Lannister, pomimo tego zmuszona była odłożyć ją na dalszy plan. Teraz o wiele ważniejsze były przygotowania do pogrzebu i wyprawa do siedziby Freyów. Poleciła szybko spakować swe rzeczy, grzecznie pożegnała się ze Starkami i udała się na dziedziniec, by wraz z resztą rodziny podążyć do Bliźniaków. W zasadzie nie zdziwiło jej to, że przybyła jako ostatnia – reszta Lwów z pewnością nie traciła czasu na pożegnalne rozmówki. Posłała Aartowi pełne smutku i współczucia spojrzenie, jednak nie potrafiła znaleźć żadnych słów, które byłyby w stanie ukoić jego cierpienie. Dlatego po chwili wpatrywania się w brata powoli spuściła wzrok i zajęła swe miejsce, z powagą wyglądając przez okno. Wreszcie ruszyli.

[zt]
Powrót do góry Go down
Jane Arryn

Jane Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
105
Join date :
17/11/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyCzw Sty 30, 2014 4:41 pm

Opuszczała Winterfell pewnie jako jeden z ostatnich gości, mimo tego, ze miejsce to nie wywoływało radosnych wspomnień, ani też nie zachęcało Jane ku temu, aby pozostać tu na dłużej. Północ okazała się taka, jaką ją sobie wyobrażała jako dziecko. Zimna i brutalna. Wieści o tragicznej śmierci lady Adrianne potwierdziły jedynie tę tezę. Ptaszyna długo rozmyślała nad tym, co wydarzyło się wokół niej przez ostatnich kilka dni. Decyzja, którą podjęła wydawała jej się najwłaściwsza. W szeregach Milczących Sióstr mogła wreszcie odnaleźć spokój i uczynić swe życie wartościowym.
Królewska Przystań. To właśnie tam ruszył nader skromny orszak lady Arryn.

/zt
Powrót do góry Go down
Nihil Arryn

Nihil Arryn
Nie żyje
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
341
Join date :
26/04/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptySob Lut 22, 2014 1:51 pm

Mistrz Gry

Po zmierzchu, na dziedzińcu pojawił się chłopiec na posyłki, wysłany tutaj przez Zbrojmistrza. Młodzieniec, nieco speszony bliskością Wielkiego Lorda Starka, sprawiał wrażenie kogoś, kto nie do końca wiedział jak się zachować. Szukał on Panicza Diryana Starka, dla którego niósł przesyłkę. Odsyłany od służki do służki, w końcu udało mu się znaleźć właściwą drogę.
Solidnie wykonana tarcza była okuwana po brzegach metalem, a pośrodku zaopatrzone w metalowe, wzmacniające całą konstrukcję umbo. Nieco mniejsza niż przeciętnego piechura, dopasowana za to do jeźdźca. Tak, jak sobie życzono oraz jak się spodziewano, z przodu widniał herb Starków - wilkor dumnie szczerzył swoje kły. Diryan mógł z zadowoleniem stwierdzić, że dopasowano do jego osoby, postury i ogólnie siły tarczę.
Młodzieniec jak tylko wysłuchał co też miał mu do powiedzenia syn Lorda oraz upewnił się, że nie ma on żadnych zastrzeżeń co do pracy Zbrojmistrza, który osobiście zajął się przygotowaniem tarczy, czmychnął czym prędzej do znajomych sobie kątów.
Powrót do góry Go down
Theodore Tyrell

Theodore Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
19
Join date :
01/02/2014

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyPon Lut 24, 2014 4:26 pm

Długa była podróż z Reach do Winterfell, ale w końcu Theodore przekroczył bramy zimnej fortecy Północy wraz ze swym oddziałem, służbą i siostrą. Miał reprezentować godnie ród Tyrellów i to też miał w planach uczynić.
Jego oczom ukazał się surowy dziedziniec, zgoła odmienny od tego do którego był przyzwyczajony w Wysogrodzie, czy Królewskiej Przystani. Tam widoczne były Południowe akcenty. Wszędzie były kwiaty. Tutaj natomiast surowy kamień, szarość. Od dziecka Theo podziwiał to miejsce. Nie miał jednak zbyt wielu okazji, by odwiedzić to miejsce. Tym razem jednak miał zabawić tutaj dłużej. Kilka dni.
Rozejrzał się uważnie, gdy wjeżdżał na swym ogierze na dziedziniec. Wszystko wyglądało tak jak zapamiętał. W końcu zeskoczył z konia i poklepał rumaka po grzbiecie. Nie spieszył się. Zapewne zaraz ktoś przyjdzie ich przywitać. W końcu z daleka było widać zielone flagi ze złotą różą.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyWto Lut 25, 2014 8:01 pm

Cóż za dzień...
Tylko taka myśl błąkała się regularnie wewnątrz jaźni Roberta, gdy chodził pomiędzy komnatami zamku w Winterfell. Kto by pomyślał, że przyjdzie mu robić w tym wieku za komitet powitalny dla jakichś młokosów przybywających do twierdzy Starków. Jednak zbliżająca się uroczystość była dość ważna dla jego familii, a szczególnie najstarszego bratanka, to też Robert, nie mający aktualnie nic ważnego do roboty i zdający sobie sprawę, że większość przedstawicieli wilczego rodu jest czymś zajęta, podjął się tego jakże niewdzięcznego zadania. Dość szybko służba poinformowała go, że przybyli przedstawiciele Tyrellów. Nie wiedział dokładnie kogo ma się spodziewać, do czasu, gdy jeden z mijanych wojowników poinformował go, że to najstarszy bratanek Lorda, młody Theodore we własnej osobie. Nie chciał dociekać skąd mężczyzna znał owego szlachcica, możliwe że w jednej z podróży widział go lub słyszał o nim. A może był w pobliżu, gdy Theodora przyjazd zapowiedziała jego służba. Kto wie? Brat Lorda znalazł się dość szybko na dziedzińcu i po chwili znalazł się już dość blisko przybyłych. Z dumą i nienaruszonym spokojem, z jakiego był znany przywitał gościa.
- Witaj mój drogi w Winterfell. Robert Stark z wielką radością widzi Cię tutaj. Mam nadzieję, że Twój pobyt będzie powodem do miłych wspomnień.
Po chwili zbliżył się, by uścisnąć dłoń młodzieńca.
- Czy chciałbyś udać się na posiłek? A może wpierw zechcesz odświeżyć się po długiej podróży? Jesteś naszym gościem, a ja jako brat Lorda nie pozwolę byś pozostał zdany tylko na siebie. Poznasz gościnność Północy.
Powrót do góry Go down
Nadira Mormont

Nadira Mormont
Północ
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
158
Join date :
26/04/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyWto Lut 25, 2014 11:05 pm

/ja tylko na posta - zabieram Jennę, by się pod nogami nie plątała (w końcu tam jest) : D

Nadira uważała, by nie zagapić się, gdy kolejni gości nadjadą, a jednak tak pochłonęła ją praca nad... czymś, że ostatecznie goście byli na dziedzińcu, a ona nadal w zamku. Kiedy służąca zawiadomiła ją, że Tyrellowie przybyli do Winterfell, mruknęła coś pod nosem i zerwała jak się oparzona, by szybko opuścić swoją komnatę. Zbiegła po schodach na dół, a potem minęła krzątających się po korytarzach ludzi. Przy wyjściu zwolniła, przybrała odpowiedni wyraz twarzy i wyszła na zewnątrz.
Ku jej uldze na posterunku był już Robert. To by dopiero było, gdyby żaden Stark ich nie powitał, a ponadto musieliby długo czekać.
- Wuju - skinęła mężczyźnie głową, a potem skłoniła się przed Tyrellem, z którym owy jegomość rozmawiał. Uśmiechnęła się przy tym pogodnie. Wszak powód tejże wizyty radował wiele serc.
- Witam w Wintefell - odezwała się, a potem jej wzrok powędrował po orszaku, szukając dam, którymi należało się zająć. Mężczyźni przywykli do podróży, co innego kobiety. W końcu odstąpiła na bok, by powitać i te część (chyba składającą się jedynie z mojego multikonta), a po chwili już prosiła, by udać się za nią.
- Panowie wybaczą - powiedziała, mijając mężczyzn i znowu udała się do siedziby swego rodu.

/zt
Powrót do góry Go down
Theodore Tyrell

Theodore Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
19
Join date :
01/02/2014

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptySro Lut 26, 2014 3:47 pm

Theodore nie musiał długo czekać na przybycie przedstawiciela Starków. Był nim Robert Stark, brat lorda. Wiele słyszał o mężczyźnie, zarówno o pozytywnych aspektach jak i negatywnych. Poniekąd czuł, że są w jakimś stopniu do siebie podobni. Poniekąd. Oboje mieli nikłe szanse na pozycję lordów, aczkolwiek Theodore w porównaniu do Roberta nigdy nie zabiegał o to stanowisko. Oczywiście bycie panem i władną ziem rodu było zaszczytem i powodem do dumy, ale z drugiej strony na taką osobę spadała cała odpowiedzialność i wszystkie problemy. Theo wiedział, że to nie jego przyszłością jest rządzić Reach. Jego zadaniem było służyć lordowi dobrą radą i być lojalnym. Co z tego, że dziedzic, jego kuzyn jest od niego młodszy. Takie były koleje losu. Jego ojciec szybciej dorobił się potomka aniżeli najstarszy z trójki braci.
Uśmiechnął się oszczędnie do Roberta. - Witaj Panie. Me oczy cieszą się na widok tych murów. Ostatni raz tutaj byłem za czasów mego dzieciństwa. Tym bardziej jestem rad, że nic się nie zmieniło i wszystko jest na swoim miejscu. Cieszy mnie również Twój widok. - Mówił głosem pełnym szacunku do starszego mężczyzny. Od dziecka uczony był okazywania szacunku do dam, starszych i wyższych stanowiskiem. Szacunek też miał do osób, które ciężko pracowały, by jego codzienne życie było najwyższych standardów.
- Jestem Południowcem Panie, ale to nie znaczy, że długa podróż mnie wyczerpuje. - Zaśmiał się cicho. Doskonale wiedział jakie mniemanie o południowcach mają ludzie Północy. Południowcy - ludzie lubiący się w aksamitnych strojach, krótkich podróżach, kąpielach i innych przyjemnościach. Ludzie Północy natomiast na Południu mieli opinię gruboskórnych, zimnych obywateli, którzy równie dobrze mogliby spać pod gołym niebem w największą zimę. Stereotypy. Theo nie czuł się ani zmęczony, ani nie potrzebował odświeżenia się.
- Udajmy się zatem na strawę. Chcę poznać gościnność Starków na własnej skórze. - Powiedział dość ochoczo. W tym czasie pojawiła się Nadira Stark, a raczej Nadira Mormont. Theo wyprężył dumnie pierś na widok damy. Gdy podeszła ujął jej dłoń i pocałował wierzch ustami. - Witaj piękna Pani. - Powitał ją z powagą. Jak już wiadomo Theo rzadko się uśmiechał. Oszczędny uśmiech w stronę Roberta wykorzystał dzisiejszy limit uśmiechów. Skinął głową do Nadiry, gdy ta postanowiła wybyć wraz z siostrą Theodore'a.
Młody mężczyzna spojrzał ponownie na Roberta w oczekiwaniu na odpowiedź.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptySro Lut 26, 2014 8:43 pm

- Witaj moja droga.
Odpowiedział pogodnie Robert na widok córki swego brata. Lubił jego dzieci, mimo, że nie spędzał z nimi tyle czasu ile by chciał jako wuj. Wszakże potyczki z wrogami Północy zajęły mu w życiu, aż nazbyt wiele czasu. Kobiety w swoim towarzystwie dość szybko zniknęły z pola widzenia starszego Starka, więc nie kłopotał się próbą nawiązania rozmowy z nimi. Nie lubił na siłę szukać tematu, tak więc przyjął to z ulgą. Odpowiedź młodziana spodobała mu się. Przypomniała mu młodość spędzoną w Krańcu Burzy, wśród Baratheonów, którzy nie przypominali niczym wymuskanych Południowców o jakich słyszał w dzieciństwie. Strawa... doskonały wybór. Nie ma nic lepszego niż zapełnienie żołądka po długiej podróży, a on sam również zaczynał odczuwać coraz mocniej głód. Z tego też powodu jedynie wskazał drogę swemu rozmówcy i wolnym krokiem ruszył. Ich celem była Wielka Sala, w której większość osób z jego rodu spożywała posiłki, co prawda trafiały się dziwne osoby, które w pośpiechu i zawsze w biegu pochłaniały swoje porcje gdzieś poza zamkiem, ale... to takie tam wyjątki.
- Posilimy się Wielkiej Sali. Żałuje, że nie mieliśmy okazji się wcześniej poznać, ale wiele lat bawiłem u Baratheonów, więc gdy tu bywałeś ja byłem nieobecny. No, ale zawsze można nadrobić to. Mam nadzieję, że lubujesz się w fechtunku ja i ja... co byś powiedział na mały trening po posiłku? O ile nie czujesz się zmęczony, co sam już powiedziałeś kilka chwil temu.
Dokończył Robert uśmiechając się nieznacznie.
Powrót do góry Go down
Lorent Tyrell

Lorent Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
66
Join date :
26/04/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyPon Mar 10, 2014 6:37 pm

Trudno ukryć fakt, że ostatni czas nie był pomyślny dla rodu Tyrellów. Lorent z pewnością stawał na głowie, by uratować swoją siostrę, albo sprowadzić do domu brata, dlatego na tak długo zaniknął w nicości! Niestety tutaj sam Lord Wysogrodu musiał się tym zająć, w końcu ostatecznie odsyłając najstarszego Tyrella, by ten zajął się Reach. Lorent nie rozumiał dlaczego mimo wszystko ma być zorganizowany ślub Cailet i Aidena, ale nie spierał się z tym. Może właśnie tego teraz potrzebują? Z pewnością, w końcu przyda im się jakiś pozytywny sojusz, bo aktualnie nie szło im najlepiej na arenie politycznej, zakładał więc, że stąd ten pośpiech. Cóż, i tak się pocieszał, że Martellowie skończyli znacznie gorzej. Lorent nie wyruszył do Winterfell z całą rodziną, tylko kilka dni później, bo zatrzymały go jakieś sprawy dziedzica. Wyruszył wraz ze swoją eskortą, planując dogonić swoją rodzinę, która zmierzała na wesele. Podróż była stosunkowo męcząca, ale Lorent był szczęśliwy, że w końcu może się wyrwać z Wysogorodu i przemierzać Westeros, starając nie skupiać się na tych wszystkich smutnych rzeczach, które nieustannie zaprzątały mu głowę w ich rodzinnym mieście.
Nie starał się wystarczająco, by wkroczyć do posiadłości Starków wraz z resztą rodziny. Przybył odrobinę później, rozkazując od razu zanosić wiadomość do Aidena o swoim przybyciu. Oczywiście obraził się straszliwie, kiedy dowiedział się, że Stark nie czeka na niego w wielkiej sali, by powitać go dużą ilością alkoholu, ale szybko przebolał stratę, kiedy wiadomość została przekazana jego słodkiej siostrze. Lorent zeskoczył z konia z gracją godną lorda kwiatków i założył ręce na piersi, licząc na to, że to pomoże w zatrzymywaniu ciepła dla siebie. Już zapomniał jak uroczy klimat mają tu Starkowie.
Powrót do góry Go down
Cailet Stark

Cailet Stark
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
148
Join date :
26/04/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyNie Mar 16, 2014 1:06 am

Życie na Północy toczyło się zupełnie innym rytmem niż na Południu. Cailet, która gościem w Winterfell była już od tygodni, zdążyła się o tym przekonać, a jako osoba spostrzegawcza, wyraźnie dostrzegała nawet najdrobniejsze różnice, wychwytywała je swym ciekawskim okiem i zachowywała w pamięci, chociaż nie sądziła, by miała kiedykolwiek zrobić z tej wiedzy użytek. Tutaj czas zdawał się płynąć jakby wolniej, a pozornie nieistotne szczegóły zdawały się mieć znacznie większe znaczenie niż w jej rodzinnych stronach, gdzie drobnostki umykały, porwane lekkim, letnim wiatrem. Ponadto problemy dalekiego Południa rzadko odbijały się echem pomiędzy niewzruszonymi śniegami krainy lodu lub informacje o nich docierały tu późno, musząc przebyć tak daleką drogę. Cailet dopiero niedawno dowiedziała się o wszystkim tym, co działo się w Reach, o wojnie pomiędzy Baratheonami i Martellami oraz o winie swojej młodszej siostry, której działania stały się powodem tych wszystkich mrożących krew w żyłach działań. Wraz z tą jedną wiadomością wszystko nagle stanęło na głowie. Jej areszt domowy w komnacie, ochłodzenie się stosunków z Aidanem, a potem także sąd, którego wspomnienie wciąż było aż nazbyt żywym w jej głowie i niezmiennie wywoływało nieprzyjemny dreszcz przechodzący wzdłuż jej kręgosłupa. I chociaż wyszła z tego obronną ręką, zniknięcie Aidana tuż po tym wydarzeniu, nie dawało jej spokoju. Nie wiedziała, czy wróci do Winterfell do czasu ich ślubu, jednak nie to spędzało jej sen z powiek, a sama niewiedza odnośnie tego, co działo się z jej narzeczonym. Czy był zdrów? Czy nie zrobił czegoś nierozważnego gnany wciąż tym samym szaleństwem, które jakiś czas temu (całe wieki!) popchnęło go ku szalonej konnej ucieczce ze stajni? Czy nie cierpiał głodu, chłodu lub samotności? Serce Cailet było przywiązane do jego serca i nie potrafiła już normalnie funkcjonować bez obecności Aidana obok siebie. Nie potrafiła nawet myśleć o zbliżającym się ślubie. Chciała po prostu, żeby Aidan wrócił i żeby wszystko było już dobrze… Chociaż nie wiedziała, czy jeszcze kiedykolwiek będzie nawet blisko dobrze po tych wszystkich wydarzeniach.
Była jednak jedna rzecz, która przynajmniej w drobnym stopniu odciągała jej myśli od niewygodnych tematów. Przyjazd rodziny wlał w jej serce tę odrobinę ciepła, której potrzebowała, żeby nie przemienić się w bryłę lodu, nieczułą na wszystkie bodźce zewnętrzne. Tęskniła za nimi okrutnie, z czego w pełni zdała sobie sprawę dopiero, gdy zobaczyła siostry po raz pierwszy od tak dawna. A teraz, gdy powiedziano jej, że do Winterfell przybył także najstarszy z jej braci, Cailet nie posiadała się z radości.
Pobiegła na dziedziniec tak szybko, jak pozwalały jej na to nogi i ciężka, gruba suknia, a na widok brata zsiadającego z konia, jakby zrobiła się lżejsza o kilka kilogramów kłopotów ostatnich dni.
- Lorent! – zawołała pogodnie, wpadając mu w objęcia, jakby wciąż była małą dziewczynką. Przytuliła brata ze wszystkich sił, jakie posiadała w swoim drobnym ciałku. - Gdzie zbłądziłeś, braciszku? – zapytała cicho, wciąż wtulając głowę w jego pierś.
A potem wrócili do zamku.

zt.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyPią Kwi 04, 2014 11:55 pm

Kopyta koni mlaskały na błotnistej ścieżce traktu, gdy Bertrand Cerwyn, wraz ze swoją świtą mknął w stronę położonego, nie dalej niż kilka staj, Winterfell. Pogoda była idealna do podróży i sprzyjała żartom podczas jazdy. Chorążowie pana ojca byli bardzo do siebie podobni. A przynajmniej w swoim zachowaniu i przewidywalności. I choć Bertrand lubił ich towarzystwo, to nie mógł oprzeć się pokusie, by czasami nie dokończyć za jednego z nich zdania, nim tamten ledwie zdążył otworzyć usta, aby wyrazić swą myśl. Tak jak młody Cerwyn, oni również lubili sprośne opowieści, wino, ale i młode dziewice, lecz żaden z nich, w przeciwieństwie do niego, nie miał w głowie więcej, niżeli to, co jedli ich konie.
- Pozbyłem się wczoraj swej starej klaczy, ser - powiedział mu jeden z nich, podczas gdy przemierzali kłusem krętą ścieżkę, ciągnącą się wzdłuż lasu. - Jakiś przygłup zapłacił mi za nią pięć jeleni! Mimo, że zęby starej wprost same wysypywały się z pyska, a nogi miała tak pokulawione, że jechanie na niej było niemożliwością. Ja by za nią złamanego grosza nie dał!
Tyle, że ten, który ją kupił, jeździć wcale nań nie miał zamiaru. Zabije ją, a mięso z koniny sprzeda o połowę więcej, niżeli wydał. Bergrand nie powiedział tego na głos, a po prostu uśmiechnął się półgębkiem i pozwolił wyminąć się mężczyźnie, by tamten przekazał wspaniałą nowinę reszcie. Nawet jeżeli był to kolejny dowód na brak rozgarnięcia wśród żołnierzy Cerwynów, długobrody rycerz nie miał wątpliwości co do ich lojalności i oddania. Gdyby każdemu z nich kazał odciąć sobie palec, tamci zapytaliby jedynie: który konkretnie. Ponadto, traktowali go wyjątkowo, był bowiem jednym z niewielu rycerzy na Północy. Można by rzec, że należał do niewielkiego grona, jakie przyjęło andalskich Bogów i czcił Siedmiu miast Czardrzew. Sam Bergrand nie miał oporów do zmiany wiary przodków, ale czuł się nieswojo, kiedy widział, że wszyscy dokoła modlą się do twarzy wyżłobionych w drzewach, a on, niczym odmieniec, wyznawał Staruchę, Wojownika, Matkę, Ojca, Kowala, Dziewicę i Nieznajomego, choć tego ostatniego wymieniać nie należało. Ponoć przynosiło to pecha. Mimo to, postąpił wedle woli ojca, chcącego mieć syna rycerza. Z jakiegoś powodu pragnął, aby jego jedyna latorośl miała prestiżowy tytuł, nim sięgnie po ten lordowski.
Kiedy w końcu wyrosły przed nimi wielkie mury zamczyska Winterfell, Bergrand mimowolnie westchnął. Był tutaj ostatnio jakieś siedem zim temu. Według jego Bogów, była to szczęśliwa liczba. Kazał wznieść chorągiew Cerwynów wyżej i z wolna, podjechał stępem pod samą Południową Bramę.  
- Jestem ser Bergrand Cerwyn, Północy Rycerz z Cerwyn Castle, a o to moi ludzie - wskazał ruchem ramienia dwa tuziny jeźdźców, którzy zamienili się w wyspę ludzi i koni, na środku której zatknął ktoś chorągiew jego rodu. Stróżujący bramy wartownik przywitał ich ciepłym okrzykiem i kazał otworzyć bramę. Nie pytał nawet po co przyjechali, bo było to niemal oczywiste. O Dożynkach w Winterfell huczała cała Północ.
Rycerz przejechał kłusem przez bramę i pomknął dalej, nie oglądając się, ku dziedzińcowi. Gdy wraz z pozostałą resztą Cerwynów znaleźli się na wypolerowanym, od licznych, będących tu dziś i kiedyś podków koni, bruku, Bergrand zapragnął otrąbić dzban wina i wznieść topór za udane zbiory. Ponadto, zaczął się zastanawiać co słychać u dzieci Lorda Starka, a przede wszystkim ich najstarszego syna, którego ongiś stłukł na kwaśne jabłko, gdy tamten był ledwie chłopcem, a on już prawie mężczyzną. Ciekawy, jak teraz radzi sobie młody Aidan, z podnieceniem pogłaskał głowicę Pocałunku.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyNie Kwi 06, 2014 12:30 am

Winterfell tętniło życiem jak nigdy. Z każdym dniem przybywało kolejnych chorągwi, które dawały znak o przybyciu następnej delegacji. Lady Reed była zadowolona z faktu, iż przybyła nieco wcześniej. Pozwoliło jej to swobodnie poznawać nieznajome twarze, jak i z niekłamaną radością, witać te, które przyszło jej oglądać od dawna.
Kobieta chętnie spacerowała i tym samym z pewnej odległości, przyglądała się grupkom, które pojawiały się tu i tam. Śmiały charakter Amarys był ogromną zaletą, gdy przyszło wyjść im na przeciw.
Kolejny dzień przyniósł niespodzianki, śmiech, ale i troski, których doświadczali chyba wszyscy. W głębi komnat czaiło się pełno tajemnic i słów, które nie zostały wypowiedziane na głos.
Pochwaliła siebie za wyczucie czasu, gdy wychodząc na dziedziniec, ujrzała zastęp wojowników. Zwróciła uwagę na sztandar. Północ, ród Cerwyn. Obserwowała jeźdźców do czasu, gdy konie stanęły, a przywódca pojawi się na czele. Dopiero wtedy wystąpiła z cienia i ruszyła mężczyźnie naprzeciw. Widziała zaciekawiony wzrok towarzyszy dziedzica, ale nie zwracała na to uwagi. Nie była gospodynią domostwa, ale dobre wychowanie i najczystsza sympatia dla tejże rodziny, kierowały jej krokami. Rozejrzała się po grupce, a kiedy zrobiło się mniej gwarnie, postanowiła zabrać głos.
- Ser Bertrand Cerwyn we własnej osobie - te słowa, a także łaskawy uśmiech czarnowłosej damy powitał szlachetnego rycerza. Byli ze sobą zaznajomieni. Łączyła ich nie tylko kraina i oddanie swojemu seniorowi, ale i wiek. Więcej pewnie mógłby o nim powiedzieć jej brat, dziedzic rodu Tallhart, jednakże od czasu do czasu każdy wpadał na siebie, niezależnie od płci, a sama Amarys dbała o to, by jej noga stanęła w chyba każdym domu chorążych. Prowadziła ją ciekawość i chęć nawiązania przeróżnych znajomości. Uparte dziewczę radziło sobie z tym śpiewająco.
- Radam widzieć cię w dobrym zdrowiu, ser. Wybacz, że nie jestem panem domu, który zaprosi cię od razu do środka, ale na pewno ktoś szybko doniesie Starkom i moje towarzystwo nie będzie już potrzebne - ani myślała zawadzać komukolwiek, a mężczyźni, co wiedziała z doświadczenia, lubili dobrze zjeść, wypić i oddać się często niepoprawnym rozmowom, bądź rozpamiętywaniu stoczonych walk i różnorodnych działań wojennych.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyNie Kwi 06, 2014 1:23 am

Końskie kopyta biły podkowami o bruk, ze zniecierpliwieniem tańcząc po dziedzińcu. Bertrand Cerwyn rozglądał się niespokojnie, zawracając swego wierzchowca w to i we wte, starając się tworzonym hałasem wzbudzić ciekawość mieszkańców Winterfell. Nie wątpił, że gości wewnątrz było mnóstwo i gospodarze są nimi zajęci, ale żywił nadzieję, że i dla niego wyjdzie któryś ze Starków. Ubrany w kolczugę, przed pojawieniem się przed bramą, podczas krótkiego postoju, nałożył na nią białą tunikę sięgającą kolan, na miejscu brzucha której, wyobrażono czarny topór, symbol rodu Cerwynów. Jego barki i kark skryła natomiast czarna, wełniana opończa, nie posiadająca żadnych, zbędnych zdobień.
Przybyłych chorągwi rzeczywiście wydawało się wiele. Ludzie Północy chętnie zjeżdżali się do jego serca, pragnąć uczcić udane zbiory. Ponadto, każdy z nich miał szansę wejść głębiej między pośladki Lorda Brandona, dążąc tym samym do spełnienia swych krnąbrnych ambicji. Bertrand, który jako sam za Cerwynów odpowiadać jeszcze nie mógł, dostał od ojca wyraźne wytyczne, by podobnych obyczajów nie uskuteczniał. Jakby takowe były mi rzeczywiście potrzebne. Cerwynowie służyli jako południowa straż Winterfell i tego Bertrand chciał się trzymać. Jego krew nie potrzebowała innych tytułów i ziem ponad te, które miała obecnie i jeżeli kiedykolwiek to się zmieni, to tylko przez dobroć Lorda Starków.
Nawet nie zauważył kobiety, która znikąd pojawiła się na dziedzińcu, sunąc zgrabnie, ledwie muskając skrawkiem sukni o kostkę placu. Berntrand odwrócił gwałtownie ku niej głowę, kiedy przemówiła i w chwili, gdy ją ujrzał, zsunął się natychmiast z konia.
- Lady Amarys! - przywitał ją gromko i pochwycił jej dłoń, muskając jej wierzch wargami. - Z każdym rokiem stajesz się piękniejsza, pani - uśmiechnął się, unosząc głowę. Usłyszawszy jej słowa, odparł figlarnie - Modlę się zatem do Siedmiu, by ten ktoś pobłądził w wielkim zamczysku Winterfell, a Starkowie stali się głusi na jego krzyki.
Ród Reed'ów bardzo cenił i darzył sympatią, pomimo licznych i niezbyt renomowanym plotek, jakie lubiły wokół niech pląsać. Lady Amarys nie była jednak bezpośrednio z nimi spokrewniona i zrodziły ją lędźwie Tallhartów, a ci zaś, Bertrandowi niezmiennie kojarzyli się z sosnami.
- Kładę nadzieję, że twa rodzina żyje w zdrowiu, pani. Pośród tylu dzisiejszych nieszczęść, Westeros nie mogłoby utracić bardziej, niżeli na niepomyślności Reedów i Tallhartów.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyNie Kwi 06, 2014 2:04 pm

- Jak zwykle nie skąpisz pochwał, mój panie - nie potrafiła zostawić jego słów bez odpowiedzi, również kierując się humorem i zadziornością. - Cóż mogę odrzec, sądząc po stanie bujnego zarostu i groźnej postawie, chyba niejeden młokos ucieka przed tobą w popłochu. Moje szczęście, że dama nie ma się czego obawiać w twoim towarzystwie - na swój sposób podziwiała wojownika. Twardo odrzucił wierzenia ojców, by dzięki oddaniu nowym bóstwom, zostać tym, kim być zapragnął. Północ miała dzięki temu swojego następnego rycerza, co w jej mniemaniu było wyróżnieniem i powodem do dumy, nawet jeśli wiązało się ze zmianami. Jego serce było prawe, a waleczności i umiłowania do siekania wroga na kawałki nie można było mu odmówić.
- Dziękować, wszystko skłania się ku dobremu. Lordowie są obecni w Winterfell, więc na pewno pomówicie przy pucharze wina. Co zaś się tyczy moich najbliższych, pan ojciec trzy razy wybierał się na wieczny spoczynek, a zdrowie nadal się go trzyma. Matka najchętniej opuściłaby zamek, by odwiedzić kuzynów w Winterfell, ale jak to najczęściej bywa, obowiązki trzymają ją w Torrhen's Square. Ale i bez nich zamek jest pełen ludzi - spojrzała w kierunku wejścia.
- To radosny czas dla wszystkich. Starkowie przeplatają śmiech ze łzami i radujmy się, że to właśnie ożenek Aidana nas tutaj sprowadza. Panna Tyrell wydaje się być osobą pojętną i zajmującą. Piękna to róża, zaiste piękna - Amarys pochwaliła urodę dziewczyny.
- Widząc znajome twarze z wczesnej młodości, czasem żałuję, że małżeństwo oddaliło mnie od ukochanych miejsc i towarzystwa, jakie widywałam podróżując po krainie z braćmi. Strażnica nad Szarą Wodą nadal nie przestaje mnie zaskakiwać, takież to osobliwe tereny.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyNie Kwi 06, 2014 3:42 pm

Bertrand objął jedną dłonią głowicę topora, przytroczonego do jego lewego boku, podczas gdy kciuki drugiej zatknął za pasem.
- Spodziewam się, pani, że prędzej nadejdą Inni, niżeli wzejdzie dzień, w którym Cerwyn skrzywdzi kobietę - odpowiedział, śmiało i otwarcie. Samego Bertranda przeszywały na przemian ciarki i obrzydzenie na myśl o uderzeniu chociażby takiej Lady Amarys. Przez chwilę wyobraził sobie na jej gładkiej, pozbawionej skaz twarzy wielkiego, krwistego siniaka. Mimowolnie wzdrygnął się i jeszcze mocniej zacisnął palce na Pocałunku. - Jeżeli zaś ktoś ucieka na widok mej brody, to albo musi być ona wyjątkowo paskudna, albo ten ktoś to skończony tchórz. W obu wypadkach rzeczywiście lepiej dla niego, by uciekł tam, gdzie odsyła się... - W porę ugryzł się w język. - Gdzie odsyła się tchórzy, pani.
Dzień był iście wyjątkowo wspaniały, jak na standardy Północy i rycerz nie mógł się powstrzymać przed nie zrealizowaniem kiełkującego mu pod hełmem pomysłu. Nim jednak w jakikolwiek sposób przystąpił do jego spełnienia, uśmiechnął się do pani Reed i wyciągnął ku niej ramię. Jeżeli kobieta je powzięła, Bertrand zaczął kierować z wolna swe kroki w kierunku, gdzie jak zapamiętał, znajdował się Boży Gaj. I choć tam nie było już jego Bogów, trudno było znaleźć bardziej zaciszne i sprzyjające spacerowi miejsce.
- O pannie Tyrell słyszałem wiele dobrego, zwłaszcza jeśli chodzi o jej urodę. Pozostaje nam więc pozazdrościć Aidanowi i życzyć młodej parze szczęścia - kontynuował, uśmiechnąwszy się półgębkiem. - Strażnica nad Szarą Wodą, to rzeczywiście osobliwe miejsce. Czy to prawda, że jest w ciągłym ruchu i nigdy nie można jej znaleźć w tym samym miejscu?

//zt -> Boży Gaj (Bertrand, Amarys)
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyCzw Kwi 17, 2014 10:21 pm

Podobno nic nie zdarza się dwa razy. Podobno na wszystko jest zawsze konkretny czas i konkretne miejsce, a potem – podobno - złota chwila przemija i drugiej, dokładnie takiej samej nie da się odszukać o innym czasie, nawet jeśli miejsce jest to samo co do ułamków centymetra i wszystkie okoliczności również zostały zachowane. Czas to sprawa kluczowa i niepowtarzalna. Tak przynajmniej słyszał Sheyn i chociaż nie pamiętał dokładnie wszystkich szczegółów tej usłyszanej już w zamierzchłych czasach (innego życia jeszcze) teorii, to w głowie miał jedno przekonanie – to miało się już nie powtórzyć. Kiedy w to wierzył, myśl ta dostarczała mu jakiejś pociechy w ciężkich chwilach, jakie wówczas przeżywał. Odliczał dni do zakończenia wszystkiego, bo wiedział, że przetrwa i będzie po wszystkim. A teraz… Teraz miał pretensję do wszystkich pieprzonych kłamców, którzy próbowali mu wmawiać, że podobne szaleństwo nie zdarzy się po raz drugi i był wściekły na siebie, że w ogóle kiedykolwiek dawał wiary takim bajkom. Tak, wściekły, co można było zauważyć już na pierwszy rzut oka, mimo że siedział praktycznie w bezruchu, niczym skała, jeśli nie liczyć dłoni, które poruszały się wolno, polerując jego miecz. Spokojne, monotonne zajęcie nie przynosiło mu jednak ulgi, wszystkie jego mięśnie były napięte, brwi gniewnie zmarszczone, wargi zaciśnięte w wąską kreskę, a oczy – gdyby tylko podniosły się na ewentualnego przybysza wybierającego ten dość niefortunny moment na rozmowę z nim – ciskałyby gromy.
Winterfell znowu napełniło się cała tą hołotą, której obecność doprowadzała go do prawdziwej białej gorączki. Znowu, znowu, znowu musiał znosić szelest barwnych sukien rozchichotanych dam pod gęstymi oparami perfum próbujących ukryć odór próżności i zwykłej głupoty (nie musiał ich poznawać osobiście, żeby to wiedzieć, w końcu znał się na ludziach naprawdę nieźle). Znowu z częstotliwością dużo większą, niż był w stanie znieść spokojnie, wbijały się w niego spojrzenia pełne wyższości od jakichś – stfu! – paniczyków z Południa, a on znowu musiał nieustannie zaciskać mocno szczęki, by nie powiedzieć nic, ani jednego złego słowa w ich stronę, ani jednej uwagi. W końcu nie miał do tego prawa, był tylko dzikusem, a w obecności tych wszystkich gości wolał być dzikusem milczącym niż ukaranym za obrazę któregoś z wielkich panów. Miał swój rozum, chociaż czasem naprawdę ciężko było się doszukać rozsądku w niektórych jego działaniach, o surowym obliczu nie wspominając.
Znowu czekało ich wesele. Prawdziwy koszmar Sheyna miał rozegrać się na nowo. Właśnie dlatego wolał siedzieć w jednym miejscu godzinami nawet, bo bał się, że jeśli tylko drgnie, nie będzie w stanie powstrzymać się od chęci urwania komuś głowy.
Powrót do góry Go down
Diryan Stark

Diryan Stark
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
153
Join date :
16/11/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyWto Paź 21, 2014 9:58 pm

W końcu nadszedł ten dzień. Diryan cały czas miał przed oczami ślub Aidana i jego wyjazd. Brak najstarszego brata stał się po pewnym czasie w Winterfell rutyną. Wszyscy przywykli do braku dziedzica. Wydawało się, że od zawsze przebywał on na obczyźnie. Dziś miał wrócić. Był to poniekąd dobry akcent po ostatnich wydarzeniach. Śmierć Nihil i Aryany była ogromnym ciosem dla Serca Zimy. Rzadko zdarzało się, aby w tak małym interwale czasowym zmarły dwie córki Lorda. Aidan pisał z kolei o śmierci swej małżonki. Nie zdążyła mu nawet dać potomka. Na pewno bardzo przeżywa stratę, Diryan widział, jak spoglądał na Cailet podczas zaślubin Nihil. Tym gorszym było dlań poinformowanie starszego brata o utracie jego sióstr.
Wyjący o Świcie owinął się ciaśniej futrem. Czuł, jak jego ciało przemarzło do szpiku kości. On, Nadira i Brigan stali tu od rana, wypatrując... Własnie. Jeźdźca? Wozu? Czegokolwiek, co zwiastowałoby przybycie dziedzica Północy. Dziedziniec był cały skuty chłodem. Szron przeżarł pojedyncze źdźbła trawy, buńczucznie wyrastających spomiędzy kamieni, jakimi wyłożony był plac przed siedzibą rodu Stark. Wokół komitetu powitalnego co jakiś czas unosiła się para, wydobywająca się z ich ust. [i]"Nadchodzi zima..."[/b] - motto ich rodziny stawało się powoli coraz to bardziej realne i makabryczne zarazem.
Diryan spojrzał na twarze rodzeństwa. Ściągnięte, blade i zarumienione od mrozu jednocześnie. O głębokim spojrzeniu mieszkańców srogiej Północy. Cała trójka trwała w niemym oczekiwaniu od kilku godzin, świadoma tragicznej wymiany informacji, jaka miała nastąpić za jakiś czas.
Powrót do góry Go down
Nadira Mormont

Nadira Mormont
Północ
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
158
Join date :
26/04/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyWto Paź 21, 2014 11:34 pm

Jeszcze niedawno wieść o powrocie brata ucieszyłaby Nadirę. Nerwowo wyglądałaby przez okno, chcąc być jedną z pierwszych osób, które przywitają Aidana w Winterfell. Ze śmiechem goniłaby starszą siostrę, a potem jedna przez drugą, wołałyby która bardziej tęskniła.
Nie było śmiechu. Nie było Aryany. Nie było niczego.
Nadira Mormont stała u boku swoich starszych braci i patrzyła w dal nieprzytomnym wzrokiem. Twarz okolona czarnymi kosmykami włosów tańczących na wietrze, była blada, a cienie pod oczami wskazywały na to, że dziewczyna źle sypiała i była słaba na ciele. Mimo to jej postać okryta ciepłym futrem emanowała prawdziwie królewskim majestatem. Podobno żałoba dodawała jej szlachetności. Ile jeszcze musiała jej znosić? Całe życie okazywało się jednym, wielkim pogrzebem.
Aidan Stark nie wiedział, co go czeka w domu. Był przekonany, że jedyną stratą jaką przeżył, była utrata małżonki. Los potwornie z niego zakpił. Winterfell miało dla niego jeszcze więcej ciosów. Jak zareaguje? Jak przyjmie to wszystko, co stało się podczas jego nieobecności?
Najpierw Nihil, która zmarła, wydając na świat swoją córeczkę. Nad obiecała jej wizytę i nie dotrzymała słowa. Nie zdążyła. Nigdy sobie tego nie wybaczy. Nigdy nie zapomni.
Ledwo przyjęła do wiadomości jedną tragedię, spadła na nią druga, jeszcze boleśniejsza.
Nadira pamiętała wszystko jak przez mgłę. Kiedy usłyszała o straszliwej śmierci siostry i kuzynki zemdlała. Obudziła się w swoim łożu i świtą wokoło. Później nie było lepiej. Brak apetytu, niekończące się potoki łez, bezsenne noce, które spędzała w pokoju Aryany. Mówiła do siebie, przekonana o tym, że siostra jest obok i zaraz coś powie. Że tak naprawdę nie odeszła i jak zwykle przytuli ją i powie coś pocieszającego. Odpowiadała jej tylko cisza.
Kolejne dni zlewały się ze sobą i tak naprawdę straciła rachubę czasu. Przestało ją interesować cokolwiek, straciła ochotę do życia. Jej świat nieodwracalnie legł w gruzach.
Teraz, na zamkowym dziedzińcu, starała się oczyścić umysł. Przeczuwała, że spotkanie z bratem na nowo rozerwie ranę, lecz nie dało się tego ominąć.
Ściskała w dłoniach białą chustkę ze srebrną wilkorem, którą wyhaftowała dawno temu Aryana. Obie nie były zachwycone lekcjami wyszywania, jednak by zapewnić sobie spokój, stworzyły coś, do czego nikt nie mógł się przyczepić. Nadira obracała ją, dodając sobie otuchy. Gdyby tyko kawałek materiału mógł przydać sił.
Córa Północy na powrót stała się tą słabą, wątłą dziewczynką, która zawsze podziwiała swoje rodzeństwo i stała w ich cieniu, chcąc być taka jak oni. Czuła się mała, przegrana i delikatna jak śnieżny puch, który można było tak łatwo rozgnieść i roztopić. Żałowała czasem, że nim nie była i nie zniknie, gdy tylko nadarzy się okazja. Tak jak teraz, gdy brutalne poczucie obowiązku i więzi rodzinnej z tymi, którzy zostali, mówiło jej zostań. Nie wiem, czy chcę.
Powrót do góry Go down
Aidan Stark

Aidan Stark
Nie żyje
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
762
Join date :
26/04/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptySro Paź 22, 2014 11:36 pm

Ze śmiercią sprawa była niezwykle klarowna; najpierw serce przestaje bić, potem głowa przestaje pracować, a na koniec krew przestaje krążyć w ciele - i właśnie wtedy też przestaje się ż y ć w ogóle, ale to wiedział przecież każdy. Żadna filozofia. Z minuty na minutę w organizmie zachodziło jednak więcej ciekawych zmian, których nie był nigdy wcześniej świadom, bo gdy zabijał wrogów, nie obchodziło go nic ponad wyciągnięcie spomiędzy wnętrzności miecza i zabijania dalej, więcej, szybciej. Tak robili wszyscy. Faktyczny koniec wyglądał o wiele bardziej intrygująco niż pospolite osocze tryskające nawet widowiskowym strumieniem z ust. Bebechy, okazało się, że opróżniały się samoistnie, lecz i bez tego trupia zaraza rozpuszczała w izbie odór powoli będący trudnym do zniesienia. Palce tężały okrutnie nagle, że aż po chwili musiał wprost wyrwać własną dłoń z jej zawsze delikatnego uścisku. W kilku punktach na skórze podobnej bladej tłustej maści tworzyły się takie bordo plamy, na myśl przywodziły mu błotniste kałuże albo sadzawki, miękkie w dotyku, sflaczałe, jeszcze ciepłe. Członki dosyć szybko traciły ciepłotę, jak zauważył, zamknąwszy dłonią jej oczy ziejące pustką.  
To był rytuał grzeczności, zarazem ostatni obowiązek, który miał wobec niej do spełnienia. Z chwilą, w której porzuciła wiarę w Siedmiu, on sam został jej pieprzonym kapłanem, nie lubił tego słowa, wolał nazywać się ostatnim towarzyszem drogi. Nie bał się. Był oswojony. Aidan zadawał śmierć, widział śmierć, obcował ze śmiercią, dotykał jej, oddychał nią, rozmawiał? Zamiast oczywistego strachu, wręcz nieludzkie obrzydzenie wzbudzało w nim c o ś, co jeszcze przed chwilą należało do żywych, a teraz leżało uwięzione w tym świecie, martwe niczym krzesło, stół, klinga, miecz.  
Żegnaj, Cailet.
Co potem? Ciało przykrywa się drogimi tkaninami, a następnie pali, tak robili oni. Pozwolił bez mrugnięcia okiem, bez łez ani drżenia. Nigdy naprawdę nie należała do Północy, zresztą Winterfell znajdowało się setki, tysiące lig stąd. Patrzył w języki ognia liżące zwłoki pośród spienionych fal, aż nadeszła jedna, wysoka na kilka stóp, zapewne sztormowa - jej jedynie udało się wreszcie przewrócić ten pływający katafalk. Ogień zgasł, mary dryfowały przez kilka minut na morzu, aż odpłynęli na tyle daleko, że stracił je z pola widzenia. To byłoby na tyle: otrzepał się z niewidzialnego kurzu i wrócił pod pokład, wychodząc na powietrze dopiero w Białym Porcie. Spał, jadł, pisał dużo listów, jadł, spał...
Podróż do domu przebiegła nad wyraz spokojnie. Nie rozumiał, dlaczego spoglądali się na niego z równym zaniepokojeniem, kiedy próbował rozruszać aparat gębowy poprzez zabawienie ich marnymi, co prawda to prawda, dowcipami zasłyszanymi w portowych tawernach Braavos. Słyszeliście kawał o Dornijczyku i Dorzeczance? Dornijczyk pyta dziewkę z Dorzecza, czy ta uprawia seks, a ona mu na to, że wiosną tylko brukiew oraz ziemniaki, no boki zrywać! Ochota na cokolwiek opuszczała go jednak wraz z nieuchronnym zmniejszaniem się dystansu do domu. Wytęskniony chłód wkrótce zamknął im wszystkim gęby. Skąpy orszak pojawił się pod bramą, przewodził mu pewnie, nadając tempo na całej długości trasy. Na widok rodzeństwa nie mógł nie cieszyć się, tu chodziło o coś więcej, brzydki uśmiech wykrzywił jego zarumienioną twarz zmęczoną podróżą. Zeskoczył zgrabnie z karego konia.
- A więc żyję, moi - poczuł się w obowiązku oznajmić im, gdyby nie zauważyli, albo co gorsza, nie rozpoznali go wcale po tych miesiącach rozłąki. Ściągnął rękawice, które odebrał od niego Cassel, niech tylko spróbują otworzyć usta, żeby, nie dajcie Bogowie, składać mu jakiekolwiek kondolencje... Nie nosił ostentacyjnej czerni, nie wyglądał na pogrążonego w żałobie. Futrzany płaszcz tkany srebrną nicią wylądował przewieszony na siodle konia. Spojrzał po nich, ich grobowe miny bez wątpienia zwiastowały kolejne nieszczęścia. Nie znajdował odpowiednich przekleństw, choć żył na tym świecie już prawie dwadzieścia pięć dni imienia. Coś w środku niego sardonicznym szeptem nakazało mu przeliczyć stan witających go osób. Podszedł bliżej nich, objął jednym ramieniem brata, drugim siostrę, którą pocałował ledwie muśnięciem zeschniętych warg w czoło.
- Jakiekolwiek macie dla mnie wieści - wychrypiał na początek, szukając wzajemności ich srebrnych tęczówek - najważniejsze jest to, że jesteśmy tutaj. Razem.
Powrót do góry Go down
Diryan Stark

Diryan Stark
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
153
Join date :
16/11/2013

Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 EmptyPią Paź 24, 2014 8:34 am

Mróz zaczął jeszcze bardziej dawać się im we znaki, kiedy w oddali zarysowało się kilka sylwetek jeźdźców. Pewnym było, kto jest jednym z nich. Wkrótce na dziedziniec wjechało kilku mężów z Aidanem na czele. Dirynowi serce ścisnęło się na widok brata. Od razu powróciły wspomnienia. Jego bracia i siostry. Wszyscy. Biegający niesfornie po komnatach siedziby rodowej, bawiący się w zabójców smoków, czy inne wymysły dzieci w wieku szczenięcym. Pamiętał, jak Loarhis mierzył się na miecze ze starszymi braćmi. Wielu mówiło, że wspaniały będzie z niego szermierz, że dysponuje darem, jaki prawie nie jest spotykany. Aryana, lodowy kwiat Północy. Piękna, pełna gracji. Bardzo przypominała matkę. Byłaby wspaniałą żoną. Nihil. Młodsza jeszcze od Diryana. Chłopak pamiętał jej dziecinną spontaniczność i pogoń za wszelkimi przygodami.
Aidan zbliżył się do nich. Wyjący o Świcie mimowolnie cofnął się o pół kroku, kiedy był obejmowany. Nietrudno było zauważyć, że żyje. Cóż... Przynajmniej on.
- Razem - słowo Diryana przepełnione było goryczą. Wbił spojrzenie między stopy najstarszego brata i przez chwilę zastanawiał się, jak dobrać słowa.
- Może wejdźmy najpierw do środka. Nie jest za ciepło...
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Dziedziniec - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 6 Empty

Powrót do góry Go down
 

Dziedziniec

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 6 z 7Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

 Similar topics

-
» Dziedziniec
» Dziedziniec
» Dziedziniec
» Dziedziniec
» Dziedziniec

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Północ :: Winterfell :: Siedziba Starków-