a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Dziedziniec - Page 5



 

 Dziedziniec

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
AutorWiadomość
Nihil Arryn

Nihil Arryn
Nie żyje
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
341
Join date :
26/04/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyWto Paź 15, 2013 4:28 pm

First topic message reminder :

***
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Vera Wilcza Skóra

Vera Wilcza Skóra
Nie żyje
Skąd :
Zza Muru
Liczba postów :
145
Join date :
10/05/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyNie Gru 01, 2013 12:22 pm

Niesamowite! Dziewczyna zachodziła w głowę kim może być jej rozmówca, zaskakiwał ją z każdym słowem, on naprawdę wiedział o niej więcej niż każdy inny po tej stronie muru i połowa dzikich po tamtej! Znał jej miano, wiedział że jest zmiennoskórą, wiedział, że podróżuje z Arrynem... dobry był, nie mogła zaprzeczyć! -W rzyci mam jak nazywasz te słowa. Ważne, że to one wyprzedzają mnie, nie ja słowa, widać wzbudzam u was duże emocje. - Odpowiedziała z krzywym uśmieszkiem. Za Murem zrobiła swoje by dzicy mogli znać jej miano, do tego była córą Ragnara, choć to był akurat najmniejszy z jej dodatków do sławy, bo u nich nie liczy się pochodzenie, a własne czyny. Tu... sama jej obecność, samo to kim była niosło ją na językach dużo szybciej niż ją wilk na potężnych łapach, a po bitwach, w których walczyła u boku Arryna, każdy znał opowieści o Białej Zjawie i Czarnym Rycerzu... no przynajmniej ten, który interesował się takimi rzeczami. Co do tego, że przy Reinmarze jest jeden warg... nie skomentowała jego błędu, z resztą sama musiała się upewnić. -Jak widać wy szydzicie z nas na równi do naszych szyderstw względem was. Różnimy się, bardzo, ale tą przepaść dobrze ogarnie tylko ten kto przekroczy Mur i pozna drugą stronę. - Czyli ona. Dotąd, mając styczność tylko z wronami, albo jakimiś chłopkami na wypadach za Mur, trudno było określić jak bardzo się oba ludy różnią, na podstawie bajań i opowieści trudno. Tak samo działa to w drugą stronę. O dzikich najwięcej wiedzieć mogą wrony, bo oni strzegą granicy i oni najczęściej zabijają dzikich i zostają przez nich mordowani. Życie. -Dla wolnych ludzi liczy się siła, samowystarczalność i zdolności. Nikt nie jest sławny sławą swoich rodziców. Jeśli wojownik chce zdobyć kobietę, musi mieć na tyle siły by ją sobie wziąć, a to równie często kończy się sukcesem co kalectwem chętnego. - Odpowiedziała. Prawdą było to co mówił, ale cóż, przekazał to w swoich słowach,ona zaś we własnych... a wedle zwyczajów jej ludu... Arryn był jej mężczyzną, jej mężem jak to zwą, niestety, byli po południowej stronie Muru. -Dla wielu z moich ziomków świat też kończy się na Murze. Bądź spokojny, nie ty jeden jesteś ślepy i nie dostrzegasz, że świat jest znacznie większy. Nie wiesz co to północ, tak samo jak wolni nie mają pojęcia co to południe. - Zaśmiała się kręcąc głową. Spoważniała i zmrużyła oczy, gdy zakwestionował to kim jest. -Uważaj... prezentujesz śmiałą postawę i choć znasz dużo faktów o mnie, tak naprawdę nic nie wiesz klękaczu. To, że jestem przy Arrynie wynika tylko z mojej woli, w każdej chwili mogę odejść. To, że walczę u jego boku nie znaczy że jestem pod jego komendą, ale co możesz o tym wiedzieć... Nie jestem jego jakimś zasranym żołnierzem czy rycerzątkiem, a kompanem, pozostałam tak samo wolna jak w chwili przekroczenia Muru. Możesz sobie myśleć co chcesz to i tak nic nie zmieni. Słowa to wiatr. - No to się nagadała! -Nie dąłbyś rady mnie zabić, Reinmar nie dał. - warknęła. Cóż, teraz może i by dał radę, biorąc pod uwagę, że było krucho z jej równowagą i szybkością reakcji, dobrze, że choć jęzor jej się nie plątał i mogła mówić. -Mogliby mu kazać, ale nie miałby okazji, już dawno by mnie tu nie było. Z resztą... nie słyszałeś? Waga nie można zabić... - Dodała ostatnie słowa wypowiadając z wilczym uśmieszkiem na wąskich ustach. -BOLTON! - Zakrzyknęła gdy w końcu się przedstawił. -Ten od poobdzieranych ludzi! Zwiadowcy i łupieżcy często się zastanawiają czy tak samo reagujecie na obdzieranie ze skóry jak inni! Czy to prawda, że każdemu chłopcu przed wejściem w dorosłość zrywacie płat skóry z małego palca?! - Zaśmiała się. Jeszcze Bolton jej się trafił! Niesamowity wieczór! Robiło się coraz ciekawiej... i coraz niebezpieczniej...
Powrót do góry Go down
Karl Bolton

Karl Bolton
Nie żyje
Skąd :
Dreadfort
Liczba postów :
20
Join date :
18/11/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyNie Gru 01, 2013 1:59 pm

Zaraz, zaraz, przecież to oczywiste! Może dzika ma rację i rzeczywiście jestem ślepy, ale prawdą się okazały również słowa, że nie ja jeden. Kurwa ale odkrycie, nikt chyba jeszcze o tym nie wie lub jest zbyt zastraszony żeby mówić. Takie rzeczy lepiej zachować dla siebie na odpowiednią okazję! -Myśl, która jak grom z jasnego nieba wskoczyła pod czaszkę Boltona okazała się oczywista i tłumaczyła tak wiele... Dzika była pewna siebie i po raz kolejny chciała pokazać, że ma jaja większe niż niejeden lord, lecz w połączeniu z chwianiem się na nogach wyglądało to co najmniej komicznie. -Schlebia ci sława nawet jeśli więcej ludzi zna obraźliwe przezwiska niż twe prawdziwe imię. Ja zaś w rzyci mam drugą stronę Muru, nie znajdę tam niczego poza kośćmi, skórami zwierząt i bandą dzikusów, którzy twierdzą, że są wolni, lecz siedzą w lodowym więzieniu. Chyba, że powiesz mi o tym jak bardzo lubicie zimno? -Pytanie miało jeszcze jedno głębsze dno, którego Karl nie spodziewał się, że dotrze do dzikuski. Głębsze dno wyrażało pytanie: "Czy dzicy kiedyś zrozumieją jakimi są idiotami?". -Czyli gwałt w złotej oprawie ze słów! Jednak zgodzę się, że nikt nie powinien być sławny sławą swoich rodziców. Bohaterowie płodzą kurwy a kurwy bohaterów. Każdy powinien odpowiadać sam za siebie. Na przykład ja nie jestem zwany "Obdzieraczem" bo moi przodkowie obdarli ze skóry paru Starków w zamierzchłych czasach, lecz dlatego, że obdarłem ze skóry pierwszego dzikiego mając niewiele więcej niż dziesięć lat. Oczywiście możesz odejść od Arryna w każdej chwili, lecz w tejże chwili staniesz się zwierzyną, na którą zapoluje wielu łowców i wiele psów. Nie będę kłamać. Nie zrezygnuję z obławy tylko dlatego, że cię lubię. To, że Arryn nie dał rady cię zabić kiedy byłaś trzeźwa nie znaczy, że nie dam rady z łatwością wypruć ci wnętrzności kiedy ledwo trzymasz się na nogach, lecz póki i tak nie możemy spełnić swoich zapewnień nie ma co tracić czasu na słowa. Jak sama rzekłaś słowa to wiatr. -Ostatnie słowa Karl wyrzekł z błyskiem w oku, ciekaw reakcji na słowa, które zostaną wypowiedziane za parę chwil. -Nigdy nie słyszałem, że warga nie można zabić. Słyszałem za to, że kiedy nie dasz rady zabić warga, zabij jego zwierzę, wtedy to już tylko kwestia czasu zanim warg polegnie. Podobno wszystko to legendy tak jak to... -Przy tych słowach Bolton pokazał rękę, na której nie brakowało ani skrawka skóry -...lecz, dotychczas nigdy nie zawiodły. Zaś Bolton nie reaguje na obdzieranie skóry tak jak inni, bo jeszcze nigdy nikt nie zdarł skóry z Boltona żywcem. -Nadchodziło nieuchronne. - Może i jestem ślepy ale nie głuchy bo jednak dotarły do mnie odpowiednie słowa i nie głupi skoro je zrozumiałem... Ile czasu minęło od kiedy...mhmm...mówiąc twoimi słowami...Reinmar ostatni raz cię pokrył?! -Teraz nie było odwrotu, Bolton zaczął grać w niebezpieczną grę bez żadnych innych powodów jak tylko spełnienie swoich sadystycznych skłonności.
Powrót do góry Go down
Vera Wilcza Skóra

Vera Wilcza Skóra
Nie żyje
Skąd :
Zza Muru
Liczba postów :
145
Join date :
10/05/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyNie Gru 01, 2013 7:37 pm

Robiło się naprawdę niebezpiecznie. Oboje weszli na bardzo cienki i kruchy lód, który w każdej chwili mógł nie wytrzymać. Zobaczymy...
-Każdy pracuje na siebie - O tak, bardzo jej to schlebiało, nie było czego kryć, słowa wyprzedzały ją! To jest osiągnięcie! O dzikich mówią wrony, znają łupieżców i zwiadowców wolnych ludzi, starszych plemion, wielkich wojów, północni Lordowie też mają jakieś tam pojęcie, ale reszta Westeros ma dzikich w tak głębokiej rzyci, że światło nie dochodzi... tak samo jak zimę i Innych. O Verze jednak wiedzą już północni Lordowie, wrony, bo zdążyła napsuć im nieco krwi, a teraz także lordowie innych zakątków kraju mówili o niej. Jak miała się nie cieszyć?! Będzie miała co opowiadać jak wróci, będzie sławniejsza niż Królowie za Murem, którzy próbowali siłą wziąć Mur i południe. Niesamowite! -Nikt nie lubi zimna... i nie mówię o tych waszych zasranych śniegach, które zalegają tutaj, a o Białej Śmierci. Tam gdzie mój dom, pełnym latem jest nieporównywalnie zimniej niż tu czy przy Murze... ale my nauczyliśmy się jak obchodzić się z Białą Śmiercią, potrafimy ją oszukać, albo jej uniknąć, wiemy jak się bronić i gdzie chować... tacy jak Ty zamarzają na stojąco nim choćby zdążą zdać sobie sprawę z tego co się dzieje. - Chyba trochę zeszła z tematu pytania, ale cóż, nie zrozumiała żadnej aluzji, żadnego drugiego dna. Nie trudno chyba zrozumieć dlaczego?! Dzika, nie była zwyczajna pojedynkować się z lordami na słowa, ona zawsze mówiła wprost jak jej ziomki, bez aluzji, sugestii, podtekstów i drugiego dna. -Mów sobie co chcesz, nie rozumiesz... albo nie chcesz rozumieć. to samo mogę powiedzieć o tych waszych zasranych ślubach... bo polityka, bo tak trzeba. A jak kobieta nie chce za męża jednego czy drugiego kutasa? To co? To już nie jest gwałt tak? Aha no wiem, to wtedy jest kurwa obowiązek. Nie opowiadaj mi takich bzdur i nie zarzucaj oskarżeniami, kiedy wy robicie dokładnie to samo. Czekaj... Reinmar mówił mi jak nazywa się taka osoba... hipokryta. - Odpowiedziała poruszona odbijając plecy od muru, ale asekurując się oń wciąż jedną ręką. -Pf... a Ci tego dzikiego złapał... Obdzieraczu? - wypluła z pogardą. Oj tak, było ją słychać. Traciła nerwy, ale nie mogła zbyt wiele zrobić. W wieku dziesięciu lat obdarł ze skóry... przywiązanego do ściany nieszczęśnika, który nie mógł się bronić. -W wieku ponad dziesięciu lat byłam już całkowicie świadoma swojego daru i polowałam w dziczy. chyba nie myślisz, że Arryn zabrał mnie z Muru i bezpiecznie zabrał do Doliny?! Musiałam się tam dostać sama, po drodze robiąc w chuja wrony, ludzi Starków, twoich i kilku innych nim natknęłam się na Reinmara. Może teraz byłbyś w stanie mnie pokonać, choć i to wątpliwe, bo mam przy sobie kilku swoich pupili, a gdy będę trzeźwa, żaden z waszych tropicieli nie będzie w stanie mnie wytropić. Jestem głupcem jeśli łudzisz się, że będzie inaczej. - Powiedziała. Może i protektorat Arryna robił swoje, ale to nie znaczyło, że sama sobie nie poradzi. Od małego dziecka uczono ją tropić i zacierać swoje ślady, polować i zabijać, żaden z południowców nie dorastał jej do pięt. Co prawda znała powiedzenie, że nawet mamut dupa, gdy myśliwych kupa, ale swojego była pewna. Do tego, nie każdy był jej wrogiem po tej stronie Muru.
-Nic nie wiesz Bolton. - Odpowiedziała krótko na temat warga i tego, że skubańców usiec nie można. Niech sobie myśli co chce, niemniej na wzmiankę o zabijaniu zwierząt zawarczała gardłowo w czym zaraz zawtórowało jej białe zwierze leżące obok. Kiedy ten jednak zapytał o nią i Reinmara w ten... specyficzny sposób, z tą nutą w glosie, tak charakterystyczną, której zmiennoskóra tak nie lubiła... przegiął... trochę. Odepchnęła się od ściany i podeszła do mężczyzny na zdecydowanie zbyt miękkich nogach, jak na nią. Zachwiała się na początku krótkiej podróży, ale póki co jednak zakończyło się na drżeniu kolan. -Wtykasz nochal w nie swoje sprawy Bolton i nie jest zwierzęciem, żeby ktoś mnie krył! - Wypluła z siebie przez zaciśnięte zęby i cóż... tak na ostrzeżenie chciała zasadzić mu prawego sierpowego.
Powrót do góry Go down
Karl Bolton

Karl Bolton
Nie żyje
Skąd :
Dreadfort
Liczba postów :
20
Join date :
18/11/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyNie Gru 01, 2013 8:48 pm

Teraz Bolton był tego pewien, naprawdę lubił tą wolną kobietę. Sam nawet nie zauważył kiedy zaczął ją nazywać z szacunkiem zamiast zwyczajowego dla siebie miana pogardy. Ta dziewczyna jest naprawdę wyjątkowa, nie tylko jak na kobietę ale nawet jak na mężczyznę. Miała więcej jaj niż każdy dziki, z którym miał styczność i większość mężczyzn po tej stronie muru. Była prawdziwa i autentyczna, nie do podrobienia. Była kimś kogo pamięta się dłużej niż do czasu rzucenia resztek jego ciała psom na pożarcie. -Tacy jak ja nigdy naprawdę nie zmarzli. I mów sobie co chcesz jestem z tego powodu rady. Pozwolisz, że zaryzykuję spostrzeżenie. Dzicy kierują się stereotypami, czyli przeświadczeniami o kimś kogo nawet nie znają, bardziej niż panienki z Królewskiej Przystani. -Vera choć intrygująca i interesująca nadal była prostaczką, która kieruje się prymitywnymi instynktami i nie ma otwartego umysłu na rzeczy wychodzące poza: "Żreć, ruchać, odziać i srać". -Źle mnie zrozumiałaś, ja wcale nie oceniam. Myślisz, że mi nigdy się nie zdarzyło zgwałcić dziewki i tak zrobiłem to bez pomocy moich ludzi. Ja po prostu zainteresowałem się waszymi zwyczajami i chciałem aby wszystko było takie jakie jest a nie ubrane w zbędne słowa, które i tak nie oszukają żadnego z nas. Zaś dziki sam się poddał zostając sam okrążony ludźmi mojego wujka. Skoro nikt nie miał prawa do jeńca wujek postanowił sprawdzić czy nadaję się na Boltona. Nie żywię żadnej urazy do wolnych ludzi. Jeśli chodzi o mnie to mógłby to być równie dobrze koniokrad. Z tego samego powodu zabijałem innych dzikich, nie dlatego, że naruszyli granice mojej ziemi, lecz dlatego, że chcieli kraść owoce pracy i kobiety ludzi, których przyrzekałem chronić. Tak jak ty zabiłabyś nawet Reinmara gdyby ten chciał zabić lub przywłaszczyć sobie twojego wilka. Przyrzekałaś swojemu zwierzęciu w momencie połączenia się z nim. I proszę nie nazywaj mnie Obdzieraczem, nie lubię tego przezwiska równie bardzo jak ty bycie nazywaną Kurwą Wilka. -Uwadze Karla nie umknęło czajenie się Wilczej Skóry, wiedział, że ona choć rozmawia z nim spokojnie jest wzburzona dużo bardziej niż na to wygląda -Może i nic nie wiem! Może jednak trafiłem w twój słaby punkt. Nawet jeśli jesteś tak wielkim wojownikiem jak twierdzisz, choć szczerze w to wątpię, ponieważ spotkałem wielu dzikich i wszyscy z nich walczyli tylko na siłę i szybkość nie zostawiając miejsca na taktykę i precyzję, myślę że twój wilk jest równie silną bestią co każdy inny wilk po tej czy tamtej stronie Muru. -Kiedy Vera odbiła się od ściany Karl wyczuł, że wilczyca, która się czai zamienia się w atakującą wilczycę. Niestety mimo, że w normalnych warunkach z pewnością wyróżniała się zwinnością kota... lub wilka, teraz był to powolny zamach, przez który przemawiały co najmniej dwa dzbany wina. Bolton wyciągnął, więc prawą rękę z zamiarem chwycenia ręki dzikiej po czym zaciskając na niej palce pociągnąć całe jej ciało drogą powrotną do naturalnego położenia jego ręki i wypuścić dziką kiedy przemknie ona tyłem do niego, wyprowadzając ją, dosłownie, z równowagi co w rezultacie miało zdezorientować Verę, oddalić od Karla i pozbawić ją jakiegokolwiek punktu podparcia. -Przepraszam za brutalne słowa, lecz w inny sposób nie udałoby mi się wymusić odpowiedzi twierdzącej. Zaś jest to jak najbardziej moja sprawa gdyż o ile dobrze pamiętam twój dowódca nie tak dawno przysiągł wierność córce mojego lorda. A choć wątpię czy cokolwiek o tym wiecie za Murem ale honor chorążego jest wart tyle co honor jego suzerena. -Kobieta była sprytna i nie można było jej odmówić odwagi, lecz gra psychologiczna była dla niej czarną magią.


Ostatnio zmieniony przez Karl Bolton dnia Nie Gru 01, 2013 9:53 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry Go down
Vera Wilcza Skóra

Vera Wilcza Skóra
Nie żyje
Skąd :
Zza Muru
Liczba postów :
145
Join date :
10/05/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyNie Gru 01, 2013 9:28 pm

Zaiste Vera nie była osobą, którą zapomina się od razu po straceniu jej z oczu. Nie była brzydka, choć urodą ustępowała większości nadętych damulek dworu. Prócz nieodpartego uroku osobistego i charyzmy, jej postawna sylwetka, biała burza włosów i czarne jak smocze szkło oczy dawały kompozycję, której nie łatwo było pozbyć się ze wspomnień. -Czyli kurwa jesteście dokładnie tacy sami jak my. Większość z was dobyłaby miecza i spróbowała mnie zabić tylko dlatego, że jestem dziką, mało tego wargiem. Przestań pierdolić o uprzedzeniach. I skoro tak wszystko źle rozumiem to przestań zabawiać się własny ozorem tylko mów jak człowiek, bez tych zjebanych podtekstów, nie jestem wypachnioną pipą by to rozumieć. I kto Ci powiedział co ja lubię a co nie... - Właśnie?! Ona żachnęła się i pytała któż śmie tak ją nazywać, ale nie powiedziała nigdy, że jej się nie podoba to miano, albo że przeszkadza, albo cokolwiek... a jak nie powiedziała to znaczy, że raczej nie przeszkadza. Vera nie jest z tych co samymi półsłówkami, emocjami czy mimiką dają do zrozumienia co chcą, albo czego nie chcą, nie wymagajmy od niej zbyt dużo. Z resztą Karl zauważył, dzika jak to dzika, do tego zmiennoskóra miała silnie wykształcone pierwotne, podstawowe instynkty i potrzeby... tak jak każdy człowiek, z tym, że ona nie maskowała ich i nie upiększała złotem, sukniami, perfumami i pudrem.
-Wierz mi, dużo się nauczyłam. - Ona też walczyła w podobny sposób co jej bracia. Siłowo i szybko, bez taktyki, byle zabić. zawsze była jednak sprytna i szybko zorientowała się, że nie każdą walkę tak się wygra, bo walka to takie trochę polowanie, a na polowaniu trzeba wiedzieć co się robi. Na południu z resztą miała już doskonałego nauczyciela i praktykę w polu. -On NIE JEST moim dowódcą... - Wycharczała i bach. On naprawdę nie pojmował. No, ale cóż, Vera będzie mu przypominała, że Arryn nie jest jej dowódcą, za każdym razem kiedy ten o tym zapomni. Lała na to czy się powtarza czy nie. W rzyci miała te wszystko konwenanse. rzucała mięchem, nie znała się na etykiecie, była butną, zuchwałą dziewuchą z ostrym jęzorem. A jak się komuś nie podobało... miał problem...
Niestety jej cios też nie poszedł zbyt udanie, facet złapał ją za rękę i pociągnął, w rezultacie czego Vera poleciała niemal na szczupaka i wylądowała na brzuchu w śniegu po uprzednim przetoczeniu się. -Zdecydowanie za dużo wypiłam... - warknęła sama do siebie potrząsając głową i podnosząc się na czworaka. Teraz wyglądała niemal jak leżąca niedaleko i warcząca gardłowo wilczyca. -To może wyjaśnij mi, po chuj za armią wleką się kurwy i dlaczego część z nich rozkłada nogi w namiotach dowódców? Honor?! - Żachnęła się raz jeszcze, raz jeszcze trzepnęła łbem by nieco się otrzeźwić i wstała powoli. -Mówiłam, żebyś mi nie pierdolił bzdur. Większość z was ma tyle honoru co byk mleka w wymionach. - Dodała z pogardą po czym splunęła jak rasowy najemnik, tuż pod nogi Karla. -Żałuję, że nie będę miała okazji, ale chciałabym stanąć nad Tobą i przypomnieć ci o honorze kiedy po własnym ślubie będziesz gwałcił jakąś dziewkę.
Powrót do góry Go down
Karl Bolton

Karl Bolton
Nie żyje
Skąd :
Dreadfort
Liczba postów :
20
Join date :
18/11/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyNie Gru 01, 2013 10:06 pm

Bolton mimo tego, że nie mógł się zwać dobrym człowiekiem i często robił rzeczy z czysto sadystycznych pobudek nie czerpał przyjemności z widoku chwiejącej się brudnej dzikiej. W pewnym sensie widział w tym porównanie do dzikich. Marznący, biedni i głodujący ludzie unurzani w błocie życia zbyt dumni żeby przyznać, że zasługują na więcej. Lecz jak sami się zwą są "wolnymi ludźmi" i jeśli chcą tak żyć to ich wybór. -Jak widzisz ja nie dobyłem miecza tylko dlatego, że jesteś wargiem. Ba, nawet kiedy mnie zaatakowałaś nie oburzyłem się, że dzika podniosłą rękę na szlachetnie urodzonego. Wiesz, zdradzę ci tajemnicę. Każdy człowiek jest taki sam, nie ważne czy urodził się tu, za murem, za morzem czy w Dorne. Ludzi odróżnia jedynie to... -Mówiąc ostatnie słowa Bolton wskazał ręką na głowę. -Mentalność! Dlaczego ludzie z Dorne szczycą się bardziej swoim winem niż wojownikami? Dlaczego na Wyspach Letnich ludzie modlą się przez pierdolenie z przypadkowymi ludźmi? Dlaczego dzicy nienawidzą nas a my dzikich? Niby każdy człowiek ma dwie ręce i nogi, każda kobieta cycki i pizdę a każdy mężczyzna kutasa, lecz to nas różni. Dla ciebie nawet słowa o tym, że Reinmar jest twoim dowódcą brzmią jak obelga. Wiem, że możesz odejść w każdej chwili. Znam łupieżców i wiem, że na czas wyprawy też obierają dowódcę. Choć szanujesz i podziwiasz Arryna na tyle by mu się oddać nie przyjmujesz do wiadomości, że może być twoim dowódcą. Dlaczego? Bo jest klękaczem? Co w tym złego? jest tak samo wolny jak ty, jednak on postanowił uklęknąć w zamian za rzeczy, których chyba nie muszę wymieniać zamiast stanąć do walki z kimś kogo mimo bohaterstwa by nie pokonał. -Karl wychylił do końca puchar z winem -Kurwa, co ja pierdolę? -Kobieta przesadziła z reakcją, lecz takie są jej zwyczaje i choć nie była u siebie i powinna przestrzegać zwyczajów gospodarza to trudno było ją karać za to co wbijano jej do głowy od dzieciństwa. -Jesteś kurwą? Prawdę mówiąc masz mnie... -Na twarz mężczyzny wypłyną uśmiech -Chuj mnie obchodzi gdzie Reinmar pakuje swojego kutasa, lecz są ludzie, którzy tylko czekają na taką informację, dlatego następnym razem radzę trzymać język za zębami. -Pusty puchar wylądował na ziemi a ostatnie krople wina wsiąkły w śnieg niczym krew -Myślę, że ty nie przekonasz mnie do swojej racji a mi prędzej udałoby się wepchnąć ci kutasa w rzyć niż przekonać do moich racji. Po prostu wy i my różnimy się czymś więcej niż ubiorem i stylem walki. Może i większość lordów ma tyle honoru co byk mleka w wymionach ale na północ od Muru sytuacja się nie zmienia, więc skończ obwiniać nas o całe zło tego świata i weź się w garść zamiast rozczulać i tupać nóżkami jak mała dziewczynka. Nie zrozumiemy się nawzajem. Ja was nie rozumiem i nie szanuję was, ale mogę obiecać jedno. Będę szanował ciebie.
Powrót do góry Go down
Vera Wilcza Skóra

Vera Wilcza Skóra
Nie żyje
Skąd :
Zza Muru
Liczba postów :
145
Join date :
10/05/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyNie Gru 01, 2013 10:46 pm

Hej! Vera nie była brudną pijaną dziką! No dobra, była pijaną dziką! Dzisiaj była czyściutka! Doprowadziła się do porządku po podróży tutaj i mogła pochwalić się czystymi futrami i nawet nie za bardzo potarganymi włosami! No dobra, może trochę się pobrudziła jak zaliczyła glebę, ale śnieg i trochę błota jeszcze nikogo nie zabiły... jeśli się weń kogoś nie topiło...
Słów Boltona wysłuchała w rosnącym spokoju. Nerwy jej opadły, a słowotok mężczyzny podziałał uspokajająco, już nie ze względu na treść słów, ale na je same. Vera lubiła gadać, a widać trafiła na godnego kompana do tego zajęcia... nie to co Milczek Arryn. Gdy mówił, minęła go, po czym podeszła do swojej przymarzniętej nieco kupy siana i odwróciła się by spojrzeć na faceta. -Czy to były przeprosiny? - Zaśmiała się i legła ponownie obok zwierzęcia. -Racja, możemy się tak tutaj spierać aż przyjdzie zima i tak nic nie osiągniemy. Wychowanie to wychowanie. Jeśli nie chcemy się wzajemnie pomordować, to zostaje nam zaakceptować to kim jest osoba na która się człowiek gapi. - Powiedziała, przeciągnęła się i ziewnęła. Nie miała już wina, a w sumie to wypiłaby więcej. -Nie rozumiem czegoś. - Zagaiła gdy jednak nie znalazła żadnego przypadkowego dzbana z winem w najbliższej okolicy. -Nie szanujesz dzikich, być może masz chrapkę na moją pizdę i rękawice z mojej wilczycy... dlaczego więc na bogów obiecujesz mi, że mnie będziesz szanował? Pamiętasz, jestem dziką zmiennoskórą?... - No to była dla niej prawdziwa zagwozdka. Pół siedząc, pół leżąc obok wilczycy, opierając się o mur patrzała z dołu na Karla zastanawiając się o co mu kurwa chodzi z tym szacunkiem. -No i do tego przyznałeś, że chętnie na mnie zapolujesz, gdy tylko z jakiegoś powodu nazwisko Reinmara przestanie mnie chronić.
Powrót do góry Go down
Aart Lannister

Aart Lannister
Nie żyje
Skąd :
Casterly Rock
Liczba postów :
192
Join date :
28/05/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyPon Gru 02, 2013 12:51 pm

Idąc do swojej komnaty postanowił odwiedzić Adrienne, która zapewne już spała. Chciał zobaczyć jak się czuje, ponieważ ostatnio brało ją chyba jakieś choróbsko. Gdy zapukał do jej komnaty drzwi uchyliły się, jakby nikt ich nie zamykał. Pora była późna, niemożliwe, aby Freyówna nie zamknęła za sobą wrót. Do tego kolejnym dziwnym fantem był fakt, że nie widział jej osobistych strażników, których Walder Frey jej przydzielił. Wszedł powoli do środka. Zobaczył, że w pokoju dalej znajdowały się jej rzeczy, ale wyczuł, że były porozrzucane tak, jakby gdzieś się śpieszyła. Momentalnie ruszył na dziedziniec, aby dotrzeć do zagrody z końmi. Jego oczy otwarły się w zdziwieniu, gdy zobaczył brak klaczy swojej przyszłej małżonki.
Ruszył w stronę Very i Karla.
- Przepraszam, ze was niepokoję, ale czy wiecie może, czy przez dziedziniec nie wychodziła moja przyszła małżonka Adrienne? Vero, znasz ją, wiesz jak wygląda. Ona chyba wyjechała stąd bez żadnego zawiadomienia. - powiedział nieco chaotycznie. Była już późna pora, a ona była gdzieś tam sama z jedynie dwoma strażnikami. Bezmyślność...
Powrót do góry Go down
Karl Bolton

Karl Bolton
Nie żyje
Skąd :
Dreadfort
Liczba postów :
20
Join date :
18/11/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyPon Gru 02, 2013 6:11 pm

Choć Bolton wiedział, że Vera go słyszy to wątpił, że słucha. Nie chodziło tu na zbyt wymagający dobór słów, których przyjąć nijak nie chciała. Wyglądało jednak, że się uspokaja i nie ponowi takiego żałosnego ataku, który odjął jej nie tylko uroku, lecz również jej opowiadania o własnej sile zaczęły być w oczach Karla coraz bardziej podkolorowane. Wiedza o własnych ograniczeniach jest ważna, bardzo ważna. Co z tego, że pokona dziesięciu dzikich, jeśli w momencie dostrzeżenia pięciu zaciężnych rycerzy stwierdzi, że da sobie z nimi radę...naraz. Wielu wielkich wojowników właśnie tak traciło życie jeszcze zanim zostali bohaterami. -Może...nazywał to jak chcesz. Prawdę mówiąc, jeśli ci zależy możesz nawet to zwać obrazą, bo w końcu jeszcze się nie zdecydowałaś czy je lubisz...czy jednak nie. -Karl wyrzekł słowa z nadzieją, że Wilcza Skóra uświadomi sobie, że przez swoje zaparcie tylko aby być przeciwko niemu, zachowuje się irracjonalnie. -Nie rozumiesz wielu rzeczy, wszystkich nie dam rady ci wyjaśnić ale to na pewno. Nie szanuję dzikich bo nie wiedzą czego chcą a kiedy jednak się dowiedzą za bardzo boją się po to sięgnąć mimo swoich zapewnień jacy to oni są wolni. Rękawice z wilczej skóry już mam a nie biorę sobie pizd, które mogą się kiedyś odpłacić pięknym za nadobne, chyba że po dobroci. Zresztą sama rozważ, że gdybym chciał już byś kwiczała na sianie. Oczywiście jeśli chcesz to zapraszam ale... -dziedzic Dreadfort zmrużył oko i przechylił głowę -...wydaje mi się, że nic z tego nie będzie. Ty nie ważne jak wiele wad miałbym ci do zarzucenia wiesz jednak czego chcesz i sięgasz po to zagarniając pełnymi garściami. Żyjesz po ciepłej stronie Muru pozostając dziką, nazwałbym to Westeroskim snem. Jeśli chodzi o mnie to równie dobrze mogłabyś być dziwką ze Starego Miasta. Fakt jesteś wargiem i jest to jak najbardziej nienaturalna ale, kurwa, cały ten kraj podbito za pomocą smoków. Jak kurewsko nienaturalne to było? -Żyje w dziczy gdzie śpisz i srasz oddzielony ścianą ze skóry. Kurwa jakie to ma właściwości zatrzymywania zapachu. jedynym wytłumaczeniem jest, że dzicy śmierdzą bardziej od własnych odchodów ale powiedzieć jej tego nie powiem bo z tego co widzę dzicy mimo prymitywizmu są nie mniej dumni niż dziedzic Casterly Rock, który właśnie zmierza w naszą stronę. Kurwa czego taki wielki pan szuka w pobliżu dzikiej i chorążego. Kiedy Aart podszedł w stronę rozmawiających nie wyglądał jednak tak dumnie jak go opisał Karl w myślach. Był raczej zagubiony, a może pijany, lecz jedno nie umknęło uwagi Boltona, choć postanowił to zignorować. Otóż Lannister zwrócił się w pierwszej kolejności do dzikiej zamiast w stronę szlachetnie urodzonego dziedzica. Chuj szlachetnie urodzonego! - Odkąd pojawiliśmy się na dziedzińcu nie widzieliśmy żadnej kobiety, no poza tą tutaj, ale ją trudno brać za twą narzeczoną lordzie Lannister -po raz kolejny ironiczna uwaga wyrwała się z ust Boltona szybciej niż myśl do głowy. Przecież ten mężczyzna mógł stracić właśnie ukochaną. Mogła uciec z błaznem i żyć za morzem z pieniędzy przyjaciół lub puszczać się w stajniach z żołdakami. Ostatecznie mogła zostać porwana, ale bardziej prawdopodobne, że rzyga gdzieś pod murem.
Powrót do góry Go down
Vera Wilcza Skóra

Vera Wilcza Skóra
Nie żyje
Skąd :
Zza Muru
Liczba postów :
145
Join date :
10/05/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyPon Gru 02, 2013 6:50 pm

-W zasadzie gdzieś mam jak mnie nazywają południowcy. - Odpowiedziała krótko. Przegrała tą walke słowną, ale cóż, do tego zdążyła już przywyknąć. Nawet Reinmar, ze swoim milczącym charakterem pokonywał ja na słowa jeśli tylko zechciał. Praktyka czyni mistrza no nie? Może kiedyś to Vera zagnie jakieś paniątko w pojedynku na języki? Może.
Dzika była przeciw Boltonowi... od tak z reguły, bo tak trzeba? Nie... on był tak samo przeciw niej jak ona przeciw niemu. Z resztą chwila, przyznała mu racje, że się nie dogadają, każde miało swój światopogląd i swoje prawdy, co wcale nie znaczyło, że druga strona łgała.
-Może bym i kwiczała, może i było by mi dobrze, a może Ty leżałbyś właśnie wykrwawiając się z rany szarpanej gardła, a moja wilczyca piłaby Twoją krew. Sam powiedziałeś, że nie mamy co gdybać, bo i tak nic ze swoich strasznych słów nie możemy zrobić. - Tak, tak! To jego słowa, on tak powiedział! Zostawali więc w strefie co by było gdyby. -Nienaturalne? Dla mnie jest to bardziej naturalne niż dla Ciebie jebanie dziewki w młynie. - Zaśmiała się gardłowo. Dalszą ich słodką rozmowę zakłócił Aart. Chyba miał problem. Tego, że zwrócił się najpierw do niej, zamiast do szlachetnie urodzonego męża nie zauważyła... nie wzięła za żaden nietakt, uchybienie, albo wręcz przeciwnie, za żadne wyróżnienie. Dla niej było naturalne to, że jeśli się czegoś potrzebuje, zwraca się bezpośrednio do osoby, od której można to uzyskać, bez zbędnych gierek, powitań, konwenansów i zasranej etykiety.
Vera zmrużyła oczy. -On mówi dobrze. Odkąd rozmawiamy i odkąd leżę na tym zbitym snopku nikt nie przechodził przez dziedziniec. - Przytaknęła.
Wyjechała bez żadnego zawiadomienia?! -Co ona pochujała? Po ćmaku wyjechać? Może jeszcze sama? - Zapytała wstając. Niezłe rewelacje, to ją nieco otrzeźwiło, ale wciąż wolała się asekurować muru. Trakty nie były bezpieczne... nigdzie, a zwłaszcza w nocy... zwłaszcza dla młodej pięknej panny. Vera pamiętała Adrienne z wizyty na Zachodzie, była na sali, na uczcie po zwycięskiej bitwie. -Pomóc Ci szukać? - Zapytała znając doskonale odpowiedź. Była najlepszym tropicielem jakiego mógł tutaj znaleźć. Vera nie czekając minęła ich i polazła do studni, z której pociągnęła wiadro wody. Obmyła sobie twarz, a potem zanurzyła łeb w lodowatej wodzie. Krzycząc z otrzeźwiającego wrażenia otrzepała kudły jak pies sierść z wody, po czym zebrała je do kupy i szybkim ruchem związała rzemieniem w kuc z tyłu głowy. To było mocne! Włosy od razu niemal zaczęły jej sztywnieć i pokrywać się szronem, ale to otrzeźwiło dziką z miejsca. -Masz coś co należy do niej? Łatwiej mi będzie ją tropić. - Rzuciła podchodząc znowu do mężczyzn. Gwizdnęła krótko i wilczyca natychmiast do niej podreptała. Po Verze nie było widać już śladu upojenia, ale powiedzmy sobie szczerze, po kim byłoby po zanurzeniu łba w lodowatej wodzie, będąc w nocy na północy!? Nawet ją to postawiło do pionu, aż z nosa szła jej para!
Powrót do góry Go down
Aart Lannister

Aart Lannister
Nie żyje
Skąd :
Casterly Rock
Liczba postów :
192
Join date :
28/05/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyWto Gru 03, 2013 12:24 am

Nie zwrócił uwagi na fakt, że odezwał się najpierw do dzikiej, a nie do jakiegoś tam lorda, którego w ogóle nie znał. Vera była kobietą, poza tym widzieli się już z Aartem, dlatego zaczął rozmowę od zwrotu do niej. Poza tym Bolton był nikim w porównaniu z Lwem, w żadnym stopniu nie mógł mu pomóc. Jego wypowiedź tylko to potwierdziła.
Za to Vera, ona od razu,bez zbędnych ceregieli zaczęła rytuał trzeźwienia. Jak to dzika, bez ogłady w wymowie rzuciła kilkoma wulgaryzmami i zaczęła robić swoje. Zawołała swojego basiora. Bestia nie była w Casterly Rock, nigdy jej nie widział, a robiła wrażenie. Tylko osoba o tak niepohamowanym temperamencie mogła dosiadać dzikiego zwierzęcia. W pewnym aspekcie byli tej samej rasy.
- Byłbym ci niezmiernie wdzięczny, jeśli zgodziłabyś się pomóc.- podziękował i przyjął ofertę kobiety bardzo chetnie. To najlepszy tropiciel, jaki mógł mu się zdarzyć w tymże meijscu. Bardzo dobra współpracownica Reinmara.
Wtem sięgnął do kieszeni i wyjął chusteczkę, którą zabrał uprzednio z pokoju Adrienne i podał ją Verze.
- Tylko to przyszło mi do głowy. Należy do niej. Jeśli zgodzisz się poczekać, wezwę swoich gwardzistów, którzy ruszą z nami w poszukiwania. Lepiej nie ruszać samemu nocą. Miecze zawsze się przydadzą.- ugryzł się w wargę, aby poczuć czy to nie jest sen. Niestety to była rzeczywistość, jego narzeczona uciekła nie wiadomo gdzie i dlaczego. Pobiegł do stajni w nadziei, że znajdzie tam jakiegoś sługę. Nie omylił się. Gdy chłopak doglądajacy koni przebudził się ze snu zobaczył nad sobą dziedzica casterly Rock, momentalnie stanął na baczność. Aart przekazał mu informacje dla swoich gwardzistów. Za około 30 minut wszystko było gotowe do wymarszu. Konie były osiodłane, a 40 chłopa czekało już na kolejne rozkazy.
Złotowłosy podjechał na swoim rumaku do dzikiej.
- Prowadź, jeśli wiesz gdzie. Vero, liczę na twoje zdolności, jesteś najlepszą postacią, jaka teraz mogła mi się trafić...

Vera, jak będziesz pisała posta, napisz za wszystkich zt. Dziękuję :*
Powrót do góry Go down
Vera Wilcza Skóra

Vera Wilcza Skóra
Nie żyje
Skąd :
Zza Muru
Liczba postów :
145
Join date :
10/05/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyWto Gru 03, 2013 1:55 pm

Boltona chyba musiała dotknąć ta zlewka, ale cóż... chociaż mógł poczuć się raz jak Vera czuła się zazwyczaj. Niezauważona, niepotrzebna... co prawda coraz rzadziej, w Dolinie już w ogóle, ale na początku bez przerwy. Mniejsza.
-Pomagałam ratować Twój dom, czemu mam nie pomóc ratować kobiety. - Odpowiedziała. Choć dla krótkowzrocznych mogłoby się to kłócić z kulturą dzikich... bo w końcu ten kto nie ma siły walczyć o swoje niech to straci. Nie można też jednak tego dosłownie brać. Były sprawy, których samemu się załatwić nie dało, tak jak na polowaniach, obławach czy wypadach łupieżczych, działano razem tak i tutaj sytuacja wymagała współpracy, a do tego musiała być bardzo ważna skoro Dziedzic Zachodu prosił o pomoc dziką tropicielkę. Vera nie czuła satysfakcji, przynajmniej nie tej złośliwej... poczuła się potrzebna i miała nadzieję, że doceni się to co robi i choć trochę pryzmat tego że dzika zostanie zmniejszony.
Chusteczkę panny wzięła w rękę, sama ją powąchała a potem podeszła do swojej wilczycy, kucnęła przy niej i przystawiła jej szmatkę pod nos. Sięgnęła do umysłu zwierzęcia, by samej złapać trop i przekazać wilczycy, że ma za nim podążać, musiała ich poprowadzić. Gdy wstała w zasadzie była gotowa do wyruszenia. -Jak chcesz. - Odpowiedziała na propozycję zabrania ludzi. -Będą nas spowalniać. - Rzuciła, ale nie przeszkadzała. To jego decyzja, ona najchętniej wyruszyłaby już, miała trop, wystarczyło zabrać pochodnie by mogła czytać ślady, choć i to nie było niezbędne - wilcze oczy doskonale widzą w ciemności. Gdy trwały przygotowania, ona powzięła własne. Podchodziła do każdego szykowanego do wyjazdu konia i sięgała do jego umysłu by oswoić go z wilczym zapachem, dzięki temu zwierzęta nie spłoszą się, gdy zobaczą i poczują jej wierzchowca.

-Winterfell w ostatnich godzinach opuściło więcej osób. Zapewne Twoja Pani Aart z dwoma ludźmi. Konno. I... widzę ślad innego konia, ale zmierzający w inną stronę, ciężkie ślady, jechały na nim dwie osoby, prawdopodobnie kobieta i mężczyzna sądząc po głębokości. Nas interesują te ślady. - Powiedziała wskazując znaki, które czytała kucając przy nich przy bramie. Wstając wskazała kierunek. -Mają kilka godzin przewagi, ale jadą spokojnym tempem. - Dodała i skinęła wszystkim. Będąc jeszcze podczas przygotowań wyła dwa razy, teraz zawyła raz trzeci po czym jej wilczyca ruszyła do przodu prowadząc kolumnę, a Vera odbiegła kawałek w stronę lasu. Nie musieli czekać, na pytania dlaczego Vera nie ma konia odpowiedziało pojawienie się białego basiora wielkości bojowych rumaków. Dziewczyna podeszła do niego bez lęku, klepnęła go po karku i wskoczyła na jego grzbiet. -Dalej! - Zakrzyknęła, a wielki basior skoczył do przodu biegnąc za swoją wilczą, małą przyjaciółką... a cała reszta gwardii za nimi.

//zt wszyscy//

Karl:
Powrót do góry Go down
Reinmar Arryn

Reinmar Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
656
Join date :
03/05/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyCzw Gru 05, 2013 9:25 am

Reinmar spał dobrze, dłużej niż zwykle. Śnił o Orlim Gnieździe, tamtejszych celach oraz, nie wiedzieć czemu, o wielkiej bitwie stoczonej u stóp Krwawej Bramy. Obudził się wypoczęty, choć z niejasnym uczuciem, że stało się coś niedobrego. I wtedy posłaniec przyniósł listy. Reinmar rozwinął pergamin, czytając pospiesznie kreślone słowa. Po każdym z nich, twarz Arryna pokrywała coraz brzydsza chmura. Zaklął szpetnie i dosadnie, zmiął pergamin w dłoni. W rzyć chędożone Dorzecze. Arrynowie byli dobrymi panami, wznosili nową fortecę, dając ludziom możliwość zarobku na budowie, ba, dzielono się nawet żywnością, którą ze sobą przywieziono. Lud dawno już zaakceptował nowych suzerenów (z resztą, dla ludu nie było to większą różnicą; nawet na tym skorzystali, bo na nowo przyłączonych do Doliny ziemiach podatki były ździebko niższe), ale niektórzy lordowie... Wielkie pany, psia jucha.
Z trudem powstrzymał chęć zniszczenia najbliższego przedmiotu.
Spojrzał na żonę, która odziana już była w prostą, błękitną suknię.
- Czas nam w drogę - rzekł krótko, zakładając wysokie buty. Kilka chwil później, ruszyli na śniadanie. Reinmar był ponury. Przez cały posiłek, dyskutował cicho z Lordem Starkiem, tłumacząc, że muszą ruszać w drogę. Dziękował za gościnę, omawiał to, co działo się na południu oraz podzielił się informacjami o Dorzeczu. Lord Stark był mądrym człowiekiem, a Reinmar nie gardził poradami. W końcu nadszedł czas, by się pożegnać.

***

Ludzie z Doliny gotowi byli do drogi. Konie były osiodłane, a wszyscy czekali na rozkaz o wymarszu. Reinmar przyglądał się Winterfell oraz swej młodej żonie, żegnającej się z rodziną. Sam również ich pożegnał, przepraszając za tak szybko odjazd. Nie miał jednak wyboru. Był potrzebny. Obiecawszy częste wysyłanie kruków oraz pozostawiwszy informacje dla Very, która zniknęła, poszukując narzeczonej Aarta Lannistera, wyruszyli.

zt
Powrót do góry Go down
Jane Arryn

Jane Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
105
Join date :
17/11/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyCzw Gru 05, 2013 8:21 pm


Po opuszczeniu komnaty lady Elyse Arryn, Jane skierowała się w swoje skromne progi, zmieniając szaty na bardziej komfortowe. Zaniechała też ponownego zakładania swego futra z cieniokota, na rzecz bardziej przystosowanego do warunków panujących w Winterfell płaszcza podszytego jedynie sobolowym futerkiem. Służka, która towarzyszyła jej od pierwszego dnia pobytu na Północy zapytała, czy nie życzy sobie ponownego ułożenia nieco roztarganych przez silne wiatry włosów, lecz Jane nie przywiązywała do tego tak znacznej wagi, dlatego też samodzielnie zaplotła grube, czarne włos w prosty warkocz, zostawiając go na swym lewym ramieniu. Nie wyglądała dostojnie i tylko sygnet, który nosiła na palcu serdecznym prawej dłoni świadczył teraz o jej pochodzeniu. Nie mam do tego głowy. Pomyślała, przeglądając się w niewielkim zwierciadle. Widząc swe własne oblicze, Ptaszyna zmarszczyła czoło i odwróciła wzrok. Wyglądam jak sto nieszczęść. Zerknęła na swe dłonie i szybko nasunęła na nie rękawiczki, ukrywając zranienia, których nabawiła się podczas spotkania z Argielem. Powinnam wracać do Doliny, ale.. Biła się z myślami. Strażnik poinformował ją o tym, że Reinmar wraz ze swoją małżonką i niemalże całą świtą wyruszyli już w drogę powrotną do Orlego Gniazda, a także o tym, że z powodu jej nieobecności podczas porannego posiłku i tuż po nim, nie było możliwości, aby wyruszyła z nimi. Miała jednak zamiar uczynić to niedługo […]

Wyszła na dziedziniec, mając zamiar udać się do stajni. Już dawno nie wiedziała swojego bojowego rumaka, którego ochrzciła żartobliwie Kopytkiem. Marzyło jej się pogłaskać go po masywnej szyi i rozczesać ciemną grzywę. Brakuje mi wiatru we włosach. Przez moment przyglądała się grupce chłopców, którzy bawili się w Rycerzy, używając w tym celu drewnianych mieczy. Jeden z nich, znacznie mniejszy od reszty i bardziej cherlawy wyglądał na smutnego i jakby odrzuconego przez resztę. Jane obserwowała jego ruchy, to jak próbował wkupić się w łaski kolegów, robiąc przeróżne akrobacje i fikołki. Jego `styl` walki znacznie odstawał od reszty. Dopiero po chwili Ptaszyna zorientowała się, że za nieco zasmarkaną buzią kryje się dziewczynka. Jej dłoń zacisnęła się na połach sukni lady Arryn, kiedy ta uciekała przed kolegami, chowając się za znacznie masywniejszą posturą Jane. Drewniany miecz w jej dłoni wyglądał niczym igła. Kiedyś byłam jak Ty. Uśmiechnęła się do dziecka, lecz ono nie było zainteresowane dorosłymi. Zabawa z chłopcami była przecież o wiele przyjemniejsza. Po chwili już ich nie było. Tylko śmiech i krzyki pobrzmiewały po dziedzińcu.
– Lady Arryn, czy wszystko w porządku? – zapytał strażnik, stojący kilka kroków dalej. Ptaszyna pokiwała jedynie głową na znak, że nic jej nie jest. Mężczyzna był niczym jej cień. Blisko, zarazem jednak nie dawało się odczuć jego obecności. Odzywał się rzadko, lecz zawsze wtedy, kiedy było to konieczne. Niebieskooka wiedziała, że jego pytanie nie tyczyło się tylko i wyłącznie sytuacji z dziećmi. On coś podejrzewa. Zerknęła na niego ukradkiem i ruszyła przed siebie.
Powrót do góry Go down
Argiel Dayne

Argiel Dayne
Nie żyje
http://htttp://www.moj-tartak.blogspot.com
Skąd :
Starfall
Liczba postów :
151
Join date :
28/10/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyCzw Gru 05, 2013 8:53 pm

Wczoraj całe Winterfell świętowało. Dzisiaj całe Winterfell sprząta. - pomyślał gorzko Argiel, maszerując przez miasto po opuszczeniu Bożego Gaju. Był w gościnnej komnacie, gdzie przebrał się w dość luźną czarną koszulę i burgundową, skórzaną kurtkę, która na klatce piersiowej miała herb Dayne. Spojrzał na siebie w dużym zwierciadle, które było zawieszone na jednej ze ścian. Już nie kuśtykał, udało mu się rozluźnić mięsień przez te kilka godzin od spotkania z Lady Arryn. Jego oczy przestały też już być takie czerwone i nie wyrażały bólu - widać wypity w komnacie kielich wina poradził sobie z kacem, który dopadł blondyna. Zastanawiał się, na kiedy Lannisterowie planują ich wyjazd. Usłyszał, co się wydarzyło i ciekawiło go, kiedy Aart wróci z poszukiwań. Postanowił wyjść znowu, szukając czegoś do roboty w mieście. [...]

Dziedziniec... Cóż za chaos tu panował. Zauważył bawiące się dzieci i zachichotał pod nosem. Dziewczynka, która bawiła się z chłopcami przypominała mu wielu początkujących rycerzy, którzy uważali się za wspaniałych i popisywali się przed wszystkimi, ostatecznie przegrywając walki. Zaśmiał się do siebie. Nagle zobaczył Jane idącą w jego kierunku. Na chwilę zaparło mu dech w piersiach - nawet bez wymyślnej fryzury i futra wydała mu się piękna. Potarł o siebie zmarznięte ręce i chuchnął w nie, szukając ciepła.
- Lady Arryn. - powiedział z uśmiechem, którego nie mógł powstrzymać mimo okoliczności ich ostatniego rozstania. Zaraz jednak spełzł mu z twarzy. - Słyszałaś, że Lady Frey zaginęła? Aart zebrał oddział i wyruszył na poszukiwania. Większość służby w zamku o tym mówiła, co za plotkarze. Przeczesał ręką włosy, które w zimnym świetle Winterfell wydawały się bardziej rude niż blond i spojrzał z zaciekawieniem na swoją - bądź co bądź - narzeczoną.
Powrót do góry Go down
Jane Arryn

Jane Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
105
Join date :
17/11/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyCzw Gru 05, 2013 9:16 pm

Szła przed siebie prężnym krokiem, przemierzając kolejne odcinki dziedzińca, na którym jeszcze wczoraj wirowała w rytm muzyki pośród innych tańczących par. Argiela ujrzała dopiero po dłuższym marszu w jego kierunku. Wyglądał o wiele lepiej niźli podczas ich spotkania w Bożym Gaju. Widać było, że czas służył najmłodszemu synowi lorda Dayne. Otrzeźwiał nieco. Swymi szafirowymi oczyma objęła jego młodą bądź co bądź twarz i przez moment wpatrywała się w dłonie mężczyzny.
– Panie – przywitała się jak gdyby nic nigdy między nimi nie zaszło, lekko przechylając swą głowę w dół. Jane gotowa była się uśmiechnąć, lecz słowa, które posłyszała chwilę później z ust swego narzeczonego spadły na nią niczym grom z jasnego nieba. Argiel mógł dostrzec, jak Jane gwałtownie się zafrasowała, a jej oczy powiększyły się z niedowierzania. Jeszcze wczorajszego wieczoru lady Arryn rozmawiała z Aartem o jego przyszłej żonie, prosiła, aby był dla niej dobry i wyrozumiały, dziś dowiadywała się o jej zaginięciu. To straszne. Czuła niepokój związany z tą wieścią, bowiem młody Lannister był jej przyjacielem, a zarazem krewnym Argiela.
- Nic nie wiedziałam. Kiedy to się stało? – zapytała swego sekretnego narzeczonego zbliżając się ku niemu. Miała ochotę wziąć go pod ramię, chwilę porozmawiać. Zatrzymała się jednak w pół kroku, wyczekując odpowiedzi. Ochłonęła już po tym, co zaszło w Bożym Gaju. Nie czuła złości, która kierowała nią z rana. Była raczej bezradna na wszystko, co działo się wokół niej.
Powrót do góry Go down
Argiel Dayne

Argiel Dayne
Nie żyje
http://htttp://www.moj-tartak.blogspot.com
Skąd :
Starfall
Liczba postów :
151
Join date :
28/10/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyCzw Gru 05, 2013 9:37 pm

- Nie mam pojęcia. Usłyszałem tylko jak służba w zamku o tym mówi. - powiedział, wzruszając ramionami. Nie polubił ani Aarta, ani Adrienne, ale cała sytuacja wzbudziła w nim pewien niepokój. Zaręczone - i to oficjalnie, nie tak jak on i Jane - szlachcianki nie powinny od tak sobie znikać bez słowa i wzbudzać paniki u swojego przyszłego małżonka. Spojrzał na Lady Arryn. Za ciebie tysiąc razy... - jej słowa tkwiły mu w głowie cały czas od ich spotkania. Nie podobało mu się to, że dał się ponieść emocjom i pozwolił, by łza wypłynęła z jego oka - ale zmęczenie po źle przespanej nocy i kac przejęły nad nim kontrolę.
Teraz znowu był mniej więcej sobą. Stał prosto, patrzył na ludzi z góry (dosłownie) i z powalającym uśmiechem, a nawet prostym mieszczanom patrzył prosto w oczy. Chociaż te jego wciąż były nieco nieobecne. 'Za ciebie tysiąc razy...' Nawet kiedy patrzył na nią słyszał w głowie te słowa. Nie cofnęła ich. Nie powiedziała, że nie chce być jego żoną.
Skłonił się lekko i wyciągnął zgiętą rękę do Jane, proponując swoje ramie jako podparcie. Wszystko zrobił tak, żeby wyglądało jak zwykły gest grzeczności i dobrego wychowania, ale łaknął chociaż takiego kontaktu z nią jak niczego innego.
Powrót do góry Go down
Jane Arryn

Jane Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
105
Join date :
17/11/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyCzw Gru 05, 2013 10:07 pm

Nie cofnęła wypowiedzianych słów i nie miała bynajmniej zamiaru tego czynić. Dane słowo było świętością i jedynie Argiel mógł zwolnić Jane z danej mu przezeń obietnicy. Ich więź być może nie była najsilniejsza, lecz z chwilą, w której Ptaszyna powiedziała tak, przystając na małżeństwo, przypieczętowała swój los u boku ser Dayne`a.
– Jeszcze wczoraj zdawała się dobrze bawić w Twoim towarzystwie – rzekła nieco kąśliwie, mimo tego, że znała relację Argiela ze spotkania z młodą lady Frey. Podczas gdy Aart zabawiał mnie swym towarzystwem. Dodała pospiesznie w myślach, przygryzając dolną wargę. Być może wyrzuty sumienia gryzły teraz młodą lady Arryn z tego powodu. Gdyby ser Lannister dotrzymywał towarzystwa swej narzeczonej podczas wesela, być może teraz całe Winterfell nie miałoby powodów do plotek. Jane ufała jednak, że Adrienne ma na tyle oleju w głowie, że nie zrobiła niczego głupiego. Co prawda Arrynówna nie darzyła sympatią jej rodziny, miała jednak na względzie dobro Aarta, mimo tego, iż ten dał jej jasno do zrozumienia, że w niewielkim stopniu zależało mu na niej jako na kobiecie, mającej zostać jego żoną, wybranką serca.
– Mówiła coś, wspominała o wyjeździe? – zapytała i ujęła Argiela pod ramię, smukłymi palcami pieszcząc skórzaną kurtę, którą miał na sobie. Jej uścisk był wyjątkowo silny, a odległość, która ich dzieliła bardzo niewielka. Jane z trudem powstrzymywała się przed głębszym ukazaniem swych uczuć względem mężczyzny. Ludzie, którzy ich otaczali i osobisty strażnik Ptaszyny skutecznie zniechęcali ją ku temu.
Powrót do góry Go down
Argiel Dayne

Argiel Dayne
Nie żyje
http://htttp://www.moj-tartak.blogspot.com
Skąd :
Starfall
Liczba postów :
151
Join date :
28/10/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyCzw Gru 05, 2013 10:28 pm

Kiedy Argiel usłyszał kąśliwą uwagę Ptaszyny, wybuchnął gromkim śmiechem.
- Bawiła się doskonale, niczym ptak w klatce. - powiedział. Miał świadomość, że w tej sytacji śmiech nie jest na miejscu, ale sama myśl o tym, że Adrienne mogła być zadowolona z jego towarzystwa wydawała mu się niesamowicie absurdalna. - Nie wspomniała o tym ni słowem, Jane. Nie powiedziała mi nic, co mogłoby sugerować, że tak zniknie.
Może coś się stało dziewczynie? Nie, na pewno nie. Zapewne tylko obraziła się na zaniedbującego ją Lannistera i pojechała do domu, nie ma co panikować.
Blondyn czuł, jak mocny jest uścisk Jane i jak blisko niego się znajduje. Chciał móc ją objąć ramieniem, złożyć na jej policzku chociaż lekki pocałunek, ale wiedział, że nie może. Ludzie. Strażnik. Cóż, dama nie powinna poruszać się bez ochrony. Zwłaszcza dama z rodu Arrynów. Na Dayne'a, jesli już zwracano uwagę, to przez nietypowy kolor włosów - zwłaszcza w tutejszym świetle ten rudoblond wyglądał niebywale - lub przez wzrost.

Bawiące się dzieci znowu napatoczyły im się pod nogi. Gdyby nie Jane, Argiel spróbowałby się pobawić z nimi - nie miał nic przeciwko dzieciom, dogadywał się z nimi. A te, tak skore do bitki, mogłyby zapamiętać, że kiedyś bawił się z nimi Dayne. Jedno dobre wspomnienie związane z jego rodem. Może tego nie przysłoniłaby ich zdrada.
Powrót do góry Go down
Jane Arryn

Jane Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
105
Join date :
17/11/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyCzw Gru 05, 2013 10:54 pm

W momencie, w którym Argiel zaczął się śmiać, Jane zaczęła go szczypać w ramię, chcąc w ten sposób uspokoić nieco mężczyznę. Trzeba przyznać, że robiła to dość mocno. Nie chodziło bynajmniej o to, że nie wypadało się tak zachowywać. Był to nieszkodliwy i niewinny gest, jednocześnie jednak zbliżający ich ku sobie, dlatego Ptaszyna mogła sobie na niego pozwolić. Dla oczu mieszkańców był niemalże niezauważalny.
– Masz ochotę na przejażdżkę? – zapytała nagle, całkowicie zmieniając temat. Jej pytania i ostre słowa mogły brzmieć niczym wyrzuty kierowane pod adresem Argiela, a przecież ten nie zrobił niczego złego. Jeżeli Jane miałaby winić kogokolwiek, z pewnością winiłaby samą sobie. Daleka jednak była od osądów.
– Północ to przecież coś więcej niźli tylko Winterfell. Zobaczymy, które z nas lepiej trzyma się w siodle – rzuciła mu swego rodzaju wyzwanie, a wraz z nim obdarzyła jasnowłosego ciepłym, pozbawionym sztuczności uśmiechem. Wszystkie waśnie i wypowiedziane w gniewie słowa jakby na chwilę odeszły w zapomnienie. Jane dziwiła się sama sobie, że z takim spokojem podchodzi do tego wszystkiego. Udawała kogoś nieświadomego, czyż więc nie miała prawa do odrobiny szczęścia?
Dzieci, które powróciły zmachane i zgrzane z zapewne setnej tego dnia rundy po dziedzińcu wywołały u Argiela zainteresowanie, które nie umknęło Jane.
– Idź, pokaż im kilka sztuczek. Zaczekam tu na Ciebie – zachęciła go, wyswobadzając swe ramię i niby od niechcenia poprawiła jego kurtkę tuż przy zapięciu, wygładzając skórę swymi dłońmi.
Powrót do góry Go down
Argiel Dayne

Argiel Dayne
Nie żyje
http://htttp://www.moj-tartak.blogspot.com
Skąd :
Starfall
Liczba postów :
151
Join date :
28/10/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyCzw Gru 05, 2013 11:15 pm

- Z tobą - tysiąc razy. - odpowiedział nieświadomie na pytanie o przejażdżkę. Dopiero po chwili zorietnował się, jakie słowa wypłynęły z jego ust. Jak widać przy Jane miał tendencję do zapominania o bożym świecie. Kiedy jednak ta powiedziała, żeby pobawił się z dziećmi, uśmiechnął się szeroko. - Pokażę im jak się to robi, Lady Arryn.
Podszedł do grupki dzieci i uklęknął przed nimi na jedno kolano, pochylając głowę.
- Panowie, Damo. Czy zechcecie mnie uczynić towarzyszem swoich zabaw?
Nie musiał czekać na odpowiedź. Jedno z dzieci oddało mu swój drewniany miecz - zabawnie krótki w rękach groteskowo wysokiego mężczyzny - i pobiegło na obiad do domu.
Argiel wstał. Wyprostował się, zrobił poważną minę, otrzepał kurtkę z niewidzialnego kurzu. Dzieci walczyły miedzy sobą, a on nie podchodząc zbyt blisko wymierzał ciosy w powietrze, cały czas zachowując grobową powagę. W końcu grupka zebrała się przeciw niemu. Dotkną mieczem trójki, pozostawiając na polu bitwy tylko dziewczynkę. Zakręcił mieczem w dłoni. Wymierzył kilka celowo chybionych ciosów, ale mała trafiła go w nogę! Udał więc, że upada. Utykając odsunął się w kierunku Jane, ale tam pozwolił, aby ugodził go kolejny cios dziewczynki. Padł na plecy pod nogami Lady Arryn.
- Pani... - wykrztusił, patrząc na nią z miną, jakby miał umrzeć. - Miło było cię poznać... Ale byłem zbyt słaby...
W tym momencie urwał, zamknął oczy i udawał przez kilkanaście sekund, że nie oddycha. Potem niemal skoczył na nogi i oddał miecz dzieciom
- Honorem było móc pojedynkować się z wami. Szanujcie tę damę, pokonała ser Argiela Dayne'a z dalekiego południa. - ukłonił się jeszcze raz i wrócił do Jane. Gdyby nie trzymanie się ze szlachcianką, to nikt nie pomyślałby podczas jego zabawy, że jest szlachcicem. Widać było jedno - kiedy Dayne mówił na weselu, że tytuły i władza nie są dla niego ważne, mówił prawdę. Traktował mieszkańców Winterfell, nawet najmniejszych i ewidentnie biednych na równi ze sobą.
Powrót do góry Go down
Jane Arryn

Jane Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
105
Join date :
17/11/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyCzw Gru 05, 2013 11:33 pm

Serce zatrzepotało lady Arryn znacznie mocniej, kiedy Argiel nieświadomie nawiązał w swych słowach do jej przysięgi. Mógł zauważyć bez trudu, że dla Jane wciąż miały one niewiarygodną moc i znaczenie. Gdy odchodził, jej palce mimowolnie zacisnęły się na jej dłoni, zwalniając uścisk jedynie poprzez dzielącą ich odległość, jak wczorajszego wieczoru na weselu, kiedy lord Nadwaga skradł Ptaszynę Argielowi.
– Uczyń to tak, abym była z Ciebie dumna – szepnęła i odsunęła się nieco, pozwalając dzieciom oraz mężczyźnie na nieco więcej swobody. To jak jasnowłosy traktował każde z nich dawało Jane do zrozumienia, że mimo wszystko jej wybranek był człowiekiem pełnym cnót. Być może nie prezentował ich światu za każdym razem, jednak gdzieś w głębi siebie posiadał ogromne pokłady dobroci. Symulowana walka pełna była śmiechu, zadowolenia i frajdy, której przecież oczekiwało po czymś takim każde z dzieci. To, że Argiel dał wygrać kobiecie z pewnością było zagrywką celową, ale trzeba przyznać, że tym bardziej ujął tym lady Arryn. Gdy padł u jej stóp, Jane ukucnęła przy nim i pogładziła jego policzek palcami, jakby to było ich ostatnie spotkanie. Powinnam Cię teraz pocałować ser Argielu Dayne. Szepnęła w myślach, po czym wstała. Przywołała do siebie strażnika i poprosiła go o kilka monet. Wręczyła je dzieciom nim te odeszły.
– Chodźmy – ponownie chwyciła go za ramię i ruszyła w stronę stajni. Była podekscytowana zbliżającą się przejażdżką, chociaż myśl o zaginięciu Ad powracała do niej niczym bumerang.

/zt x2
Powrót do góry Go down
Nadira Mormont

Nadira Mormont
Północ
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
158
Join date :
26/04/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyNie Gru 29, 2013 10:09 pm

/Z Wyspy Niedźwiedziej po trwającej jakiś czas podróży :P


Nadira nigdy by nie przypuszczała, że powróci do rodzinnej siedziby w takim czasie i w tak przykrych okolicznościach. Czy pech mógł sięgać tak daleko i kolejna osoba z rodu miała przeżywać ciężkie chwile? Bogowie wiedzą co im pisane, ale Nadira przeżywała prawdziwą próbę. I nikt z żyjących nie znał zakończenia.
Jeszcze nie tak dawno rodzina cieszyła się ze ślubu Starkówny z sojusznikiem rodu, a teraz wszystko przeszło już do historii. Mąż brunetki nie żył i tylko to się teraz liczyło. Nadira nie chciała informować Winterfell o swoim przybyciu. Po kilku dniach zebrała grupkę do asysty i po prostu wyjechała, opuszczając wyspę.
Będąc blisko miasta, popędziła konia i wystrzeliła naprzód, zostawiając straż za sobą. Znała te miejsca jak własną kieszeń i nie potrzebowała nikogo obok. To była jedna z niewielu chwil, kiedy mogła być sama i nie istniał już dla niej nikt i nic. Pędziła przed siebie jak kiedyś, gdy z siostrami urządzała wyścigi i cieszyła się swobodą. Pragnęła do tego wrócić, ale nie była już taka sama jak kiedyś. Stała się twardsza, odważniejsza. Kobiety na Wyspie były wojowniczkami i sama Nadira wiele się od nich nauczyła. Nie miała zamiaru kryć się w kącie i być przestraszonym dziewczątkiem. Może i cierpiała stratę kogoś, kto stał jej się bliskim, ale byłą Starkiem, a Starkowie są twardzi. Ona także. Musiała. Chciała taka być. Dla siebie, dla rodziny i dla niego.
Wartownicy zobaczyli w zbliżającą się do miasta postać. Szczupła, odziana w czerń, niewysoka sylwetka pochylała się nisko nad koniem, zmuszając go do nieustannego galopu. Dopiero po chwili, gdzieś za nią wyłoniła się grupka zbrojnych, dzierżących chorągwie. Jedne przestawiały wilkora Starków, inne - niedźwiedzia Mormontów. Pojęli kto zmierza do miasta.
Gdy Nadira minęła bramę, ludzie zaczęli schodzić jej z drogi, przypatrując się przybyszowi, a potem całej świcie. Na dziedzińcu zrobiła dwa kółka i wypatrywała twarzy bliskich osób. Nadaremnie. Nie zastała tam nikogo. W końcu zsunęła się zgrabnie z siodła i oddała swojego wierzchowca pod opiekę stajennego, który wychylił się ze swojej miejscówki.
Kobieta zdjęła z głowy kaptur płaszcza i wzięła głęboki oddech.
Witaj w domu - powiedziała w myślach.


Powrót do góry Go down
Aidan Stark

Aidan Stark
Nie żyje
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
762
Join date :
26/04/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyCzw Sty 02, 2014 5:15 pm

MG

Niespokojna noc. Bezsenna noc.
Zasnął nad księgami, przy jasnym świetle lampy. Koszmar zerwał jednak zmęczonego biesiadą staruszka jeszcze przed północą; obudził się zlany zimnym potem i zziajany niczym dzieciaki ze wsi, które właśnie przebyły sprinterską gonitwę dookoła murów Winterfell. Istotnie, w swoim śnie Maester Flint uciekał przed ogromnym wilkorem o ślepiach w kolorze płynnego srebra. Mimo wieku, biegł on lekko, zupełnie jak za dawnych lat, przez co był w stanie umykać basiorowi między korytarzami zrujnowanej doszczętnie twierdzy pogrążonej w śniegu (oczywiście, na nic zdały się racjonalne, zakulisowe podpowiedzi umysłu, że wilkory tak naprawdę nie istnieją, a z pewnością nie hasałyby sobie wolno po żadnym zamku). Znalazłszy się w jedynej zachowanej od zniszczenia komnacie, przedziwna bestia zrezygnowała z dalszego pościgu za nim. Jej obiektem zainteresowania stały się zamarznięte ciała, z których ułożyła sobie wcześniej siedzisko. Wśród nich mężczyzna rozpoznał Ragnara, Loarhisa, Lorda Starka oraz jego lady; Maester nie stąpał już dłużej po śniegu, ale po czaszkach ułożonych równo niby kamienne kocie łby. Zasiadłszy u szczytu przerażającego tronu, wilkor kłapał gniewnie pyskiem, powarkując co rusz w jego stronę. Widział, że spina się do skoku – zaraz skoczy mu do gardła i rozerwie je na strzępy – a więc miał z g i n ą ć…  
Pukanie do drzwi zmusiło go do wyrzucenia z pamięci przeklętych obrazów. Do rana towarzyszył mu niespodziewanie młody dziedzic, również trawiony własnymi obawami, które pomogły starcowi zapomnieć na chwile o tych swoich, niedorzecznych, lecz wciąż zastanawiających. Wesele Nihil z Reinmarem Arrynem, wojna domu Martell z domem Baratheon, wizyta rodziny Dayne ze Starfall, list z Końca Burzy, smutne plotki o niefortunnej śmierci Aylwarda, narzeczonego Aryany, krążące wśród służby: Północ, dotychczas na uboczu, nagle znalazła się w trawiącym jej wieczny lód ogniu wydarzeń.
Obserwował z niepokojem niebo, kiedy znajoma biała chorągiew i soczyście zielona, z czarnym niedźwiedziem w tle, załopotały nad łąkami w momencie, gdy słońce chyliło się ku dolinie. Na czele rozciągniętej kolumny jechała tajemnicza, odziana w czerń kobieca postać. Polecił zawiadomić o przyjeździe gości zarządcę oraz samego Lorda.
Nie dostaliśmy żadnej informacji zorientował się zaskoczony, krocząc przez dziedziniec na spotkanie Nadirze, średniej córce Namiestnika. Spojrzawszy na jej kamienne oblicze naznaczone cierpieniem, w lot domyślił się smutnego rozwiązania całej zagadki.
– N-n… Lady Mormont – wyrzekł jedynie, cokolwiek zduszonym tonem.
Jeszcze tego brakowało!
Nigdy nie był bardziej pewny niż dziś: w i n t e r is coming.

Zt. oboje
Powrót do góry Go down
Aart Lannister

Aart Lannister
Nie żyje
Skąd :
Casterly Rock
Liczba postów :
192
Join date :
28/05/2013

Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 EmptyWto Sty 07, 2014 2:36 pm

Dzięki łagodnej pogodzie i potrzebą jak najszybszego wyruszenia do Bliźniaków, nim ciało Adrienne zacznie się rozkładać, dotarli do Winterfell. Już kilka kilometrów przed dostrzeżono ich na trakcie, którym przyszło im wracać. Kampania powitalna eskortowała ich do grodu. Oni już wiedzieli co sie stało, a więc zobaczywszy zasłonięte płachtą ciało,a pobliżu brak Panny Frey, doszli do wniosku co się stało. Droga do Winterfell trwaław milczeniu, jedynie odgłosy wydawane przez konie psuły ciszę, która spowijała karawanę. Ubabrany we krwi dziedzic Casterly Rock jechał przodem tempo spoglądając na szare mury twierdzy, w której odbywało się wiele dramatów dotykających Lannisterów. Północ nie była szczęśliwym meijscem dla Lwów, w większości wypadków klątwa zabierała ludzkie istnienie, co przyczyniało się do smutku. Tak działo się i tym razem, w miejscu, gdzie Aart winien świętować wesele swojego sojusznika. Do prawdy nie było to nieudane wesele, jednak czas po nim spowijała mgła, ciemna i gęsta, jak dym po płonącej twierdzy.
Zaraz za dziedzicem zmierzała Vera Wilcza Skóra, która jadąc na swoim basiorze, straszyła konie eskorty.
W końcu dotarli na miejsce. Zszedł z konia i ciężko stanął na nogach. Stajenny momentalnie przejął lejce i bez słowa zaprowadził konia do stajni.
- Każcie zebrać całą rodzinę. Wyruszamy do Bliźniaków.- przekazał jednemu z członków służby Wilkorów, po czym podszedł do Very.
- Mam u ciebie ogromny dług Vero. Nie wiem jak go spłacę. Zapamiętaj, że jesteś od teraz honorowym gościem Casterly Rock, przyjmiemy cię za każdym razem, bez powodu. Nie zapomnij o tym. Jeśli będziesz chciała coś więcej, przekaż to któremuś z moich strażników.- powiedział, po czym ruszył do komnaty, aby zmyć z siebie zaschniętą krew gwałciciela. Reszta świty czekała na dziedzińcu. Szykowali konie i pojazdy dla starszych członków rodu.
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Dziedziniec - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 5 Empty

Powrót do góry Go down
 

Dziedziniec

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 5 z 7Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

 Similar topics

-
» Dziedziniec
» Dziedziniec
» Dziedziniec
» Dziedziniec
» Dziedziniec

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Północ :: Winterfell :: Siedziba Starków-