a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Harmen Uller i Trystane Martell



 

 Harmen Uller i Trystane Martell

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Fire and Blood

Fire and Blood
Włości Korony
Liczba postów :
465
Join date :
23/03/2013

Harmen Uller i Trystane Martell  Empty
PisanieTemat: Harmen Uller i Trystane Martell    Harmen Uller i Trystane Martell  EmptyNie Kwi 19, 2015 1:41 pm

Harmen Uller i Trystane Martell  R4wxY3eHarmen Uller i Trystane Martell  K2sqlSk
Powrót do góry Go down
Harmen Uller

Harmen Uller
Dorne
Skąd :
Dorne, Hellholt
Liczba postów :
87
Join date :
15/10/2014

Harmen Uller i Trystane Martell  Empty
PisanieTemat: Re: Harmen Uller i Trystane Martell    Harmen Uller i Trystane Martell  EmptyNie Kwi 19, 2015 4:22 pm

Dorne, wioska położona na starym szlaku karawan pomiędzy Hellholt a Sandstone, 259 AL.

Spieczone słońcem dolne miasto w Słonecznej Włóczni, tłoczne slumsy Królewskiej Przystani, skute lodem wioski Daru.  Każda z części Siedmiu Królestw była na swój sposób bogata, a zarazem biedna.
Po ogorzałej twarzy dziedzica Hellholt przemknął cień odrazy, gdy jego oczy –w słońcu barwą przywodzące na myśl pestki śliwek zanurzone w bursztynie – napotkały sylwetkę kobiety, która oprawiała zanieczyszczoną jajeczkami much padlinę, mogącą należeć do królika albo kota. Harmen po krótkich oględzinach miał wrażenie, że dla wieśniaczki nie stanowi to różnicy – mięso było mięsem.
Nawet ludzkie.
Zaledwie kilka jardów dalej para półnagich dzieci bezmyślnie okładała się drewnianymi mieczami na ulicy. Długowłosy starzec strugał patyk na ganku jednego z kilku kamiennych domów, a miecz, który z pewnością nie był zabawką, stał oparty o ścianę za jego plecami. Wszyscy obserwowali uzbrojonego w bułat Ullera z ponurą, płonącą w źrenicach podejrzliwością. Niektóre okiennice się zatrzasnęły, a dziedzicowi Hellholt mimowolnie zaczęło łomotać serce, niczym uwięziony w piersi ptak, który pragnie wyrwać się na wolność, wybijając dziurę w skórze i mięsie. Zimny pot wystąpił na zmarszczone czoło, gdy Harmena owionął cuchnący podmuch – pokonując ostatnie jardy dzielące go od celu, zastanawiał się, czy to najgłupsza rzecz, jaką zrobił w ciągu swojego życia pełnego idiotyzmów, i uznał, że powinna się znaleźć wysoko na liście, a nawet wciąż ma szansę przebić się na sam szczyt.
Lśniącym sercem opuszczonej, zrujnowanej przez czas oraz pustynię wioski, była szopa z kuflem wymalowanym na desce wiszącej nad wejściem i pozbawioną szczęścia klientelą. Przy jednym ze stolików siedzieli rolnik i jego syn, obaj rudowłosi i kościści. Chłopak miał na ramieniu torbę; razem z ojcem pożywiali się chlebem i nieświeżym serem. Na ławie obok jakaś tragiczna postać ubrana w postrzępione wstążki pochylała się nad kubkiem.  Harmen podejrzewał, że to podróżny bard, i miał nadzieję, że ten specjalizuje się w smutnych pieśniach, ponieważ sam jego widok doprowadzał do łez. Kobieta, która gotowała nad ogniem w poczerniałym palenisku, posłała wchodzącemu Ullerowi kwaśne spojrzenie. Kontuar wykonano z masywnego kawałka wypaczonego drewna ze świeżym pęknięciem biegnącym przez środek i dużą plamą, która niepokojąco przypominała krew. Stojący za nim karczmarz starannie wycierał kubki szmatą.
Jeszcze nie jest za późno.
Dziedzic Hellholt przeczesał palcami zakurzone, splątane od brudu włosy, obojętnym wzrokiem przesuwając po wnętrzu przybytku i dopiero po chwili zauważając wąskie, ponure schody prowadzące na skrzypiące poddasze
Mogę wychylić kubek szczyn, które tutaj sprzedają, a potem po prostu wyjść i nic złego się nie stanie.
Nie zdołał doprowadzić myśli do końca, gdy nogi same poniosły go do kontuaru, zza którego podejrzliwie spoglądał mężczyzna.
- Co podać? - spytał karczmarz, zastygając ze ścierką w dłoni, gdy tylko jego spojrzenie napotkało nieruchomy wzrok Ullera. Harmen położył dłoń na blacie, przez krótką chwilę ważąc w myślach kolejne słowa.
- Dwa dni temu zakwaterowaliście tutaj Dornijczyka. Szczupły, przystojny, najpewniej w podartym ubraniu i zadrapaniami na policzku.  – dziedzic Hellholt zaczął wybijać palcami nierówny, irytujący rytm, gdy paznokcie z wyraźną rdzawego obrączką brudu napotykały opór drewnianego kontuaru. – Tak się składa, że ową przybłędą był dornijski książę i byłbym nader wdzięczny, gdybyś zechciał powiedzieć, czy ciągle tu przebywa.
Kąciki ust Ullera podjechały nieznacznie do góry, gdy zrozumiał, że nadzieje na uniknięcie katastrofy zostały zdruzgotane. W karczmie zapadła cisza pełna napięcia, przerywana jedynie przez ciche postukiwanie palców Harmena i przyspieszony oddech wędrownego barda.
- Nie miałem najlepszego tygodnia. - mruknął ostrożnie karczmarz, odstawiając z hukiem kufel. — Nie jestem w nastroju do żartów.
Uller uśmiechnął się niewesoło, ukazując równy rządek zębów w wilczym grymasie, któremu towarzyszył brzdęk trzech złotych monet lądujących na blacie. Refleksy słońca tańczące na smokach wreszcie zdołały zainteresować karczmarza. A także wszystkich gości lokalu, którzy zwrócili na Harmena baczną uwagę. Trudno było stwierdzić, czy to dobrze, ale dziedzic Hellholt nie był optymistą. Nie pamiętał, kiedy ostatnio mu się to przytrafiło.
- Gdybym chciał wywołać śmiech, wymyśliłbym lepszy dowcip... – odparł z westchnięciem Uller, kiwając głową delikatnie, gdy karczmarz zgarnął do fartucha trzy złote smoki i gestem wskazał wąskie schody w samym kącie pomieszczenia. Harmen musnął opuszkami palców rękojeść broni, bez chwili zbędnej zwłoki ruszając ostrożnie w górę piętra.
Każdy kolejny krok zwiastowany był przez ciche skrzypnięcie starych desek, których potępieńcze jęki jako jedyne przerywały panującą w dole ciszę; pełznąca po skroni Ullera kropelka potu zniknęła nagle pośród krótko przyciętego zarostu, znacząc skórę mokrym szlakiem; nierówny, galopujący w piersi takt wyznaczał drogę kilku ostatnich kroków, których dziedzic Hellholt potrzebował, by dotrzeć do jednych spośród czterech drzwi na wąskim korytarzu – jako jedyne były zamknięte, co jasno świadczyło, że…
Mam Cię, Promyczku.
Nienaoliwione zawiasy skrzypnęły cicho, gdy Harmen nacisnął klamkę, ostrożnie uchylając drewniane skrzydło zbite z chropowatych desek – przez krótką, zatrważająco intensywną chwilę był przekonany, iż wbrew wcześniejszym założeniom Trystane Martell ukrył się w innym z pokoi i najpewniej stoi za plecami Ullera, wybierając odpowiednie miejsce do wbicia ostrza, ale wtedy…
Spomiędzy zatrzaśniętych okiennic przedzierało się wyłącznie kilka złotych promieni słonecznych, które prostymi smugami znaczyły brudną podłogę malutkiego pomieszczenia; to właśnie na niej klęczał szczupły, przygarbiony mężczyzna z tak charakterystyczną burzą splątanych włosów opadających na kark, iż nie sposób było go pomylić z kimkolwiek innych – spod zakurzonego, potarganego wamsu Martella wyzierała wyraźna linia kręgosłupa, rysująca się pod napiętym na plecach materiałem. Harmen oparł się ciężko o ścianę, zatrzaskując za sobą drzwi i wbijając spojrzenie w nieruchomą sylwetkę księcia – Trystane wciąż nie odwracał głowy, klęcząc przy wąskiej pryczy ze złożonymi dłońmi, którymi podpierał czoło. O tym, iż wciąż żył, świadczyły wyłącznie spierzchnięte wargi, które poruszały się bezgłośnie.
- Modlisz się?
Niewiele brakowało, by Harmen prychnął śmiechem na dźwięk własnych słów.
Modlisz się, Martell? O wygraną? O pomoc? O życie?
Powrót do góry Go down
Trystane Martell

Trystane Martell
Dorne
Skąd :
Słoneczna Włócznia
Liczba postów :
161
Join date :
15/07/2013

Harmen Uller i Trystane Martell  Empty
PisanieTemat: Re: Harmen Uller i Trystane Martell    Harmen Uller i Trystane Martell  EmptyNie Maj 03, 2015 9:19 pm

Dorne, Słoneczna Włócznia, 259 AL, trzy tygodnie wcześniej.

- Dlaczego nie pojedziesz ze mną do Hellholt?
Dotychczas zamknięte powieki rozchyliły się leniwie i powoli, bardzo powoli pozwoliły oczom, by przyzwyczaiły się do ostrego światła poranka, wdzierającego się przez rozchylone kotary – z ust Sanda padło ciche westchnięcie, kiedy przeniósł ciemnobrązowe spojrzenie na Martella, dostrzegając jego twarz tuż obok swego ramienia; czubek nosa księcia drażnił delikatnie gorącą skórę Qorena, raz za razem muskając ją ciepłym oddechem.
- Twój brat złożył mi propozycję, której nie mogłem odrzucić. – Trystane nawet nie zauważył, gdy silna dłoń bękarta zstąpiła na jego biodro, niecierpliwym gestem odrzucając zmięte prześcieradło z nagiego ciała Martella. – To paskudna, bezcelowa sprawa, za którą nikt mi nie podziękuje, ale właśnie tak wyglądają uroki obowiązków.
Usta Qorena ozdobił leniwy, nasycony bezczelnością uśmiech, wywołany najpewniej kolanem księcia, które wślizgnęło się sprawnie między nogi Sanda, zdobywając miejsce dla rozgrzanego uda; Trystane musnął opuszkami palców podbródek bękarta, marszcząc przy tym brwi z czymś, co ktoś mógłby określić… troską?
- Może Bóg to zrobi. – mruknął niewinnie, zahaczając kciukiem o dolną wargę Qorena i pozwalając, by Sand z rozbawieniem przygryzł koniuszek palca – po plecach Martella przeskoczył przyjemny, elektryzujący dreszcz, gdy bękart musnął czubkiem języka miękką skórę opuszka, pozostawiając na nim wilgotny, smakujący wypitym w nocy winem ślad.
- Nawet jeśli istnieje jakiś bóg, to ma ważniejsze zmartwienia niż ktoś taki jak ja. – wycharczał cicho Sand, w pół uderzenia serca później zamykając księcia w kurczowym uścisku.

Dorne, Hellholt, 259 AL, cztery dni wcześniej.

Gęsta, pojedyncza kropelka krwi zsunęła się po policzku leniwie, pozostawiając na zaczerwienionej od uderzenia skórze wąski, podłużny ślad.
Łaskotało.
Mógłby sięgnąć dłonią do twarzy i zetrzeć z niej ciepłą juchę, ale…
- Otwórz drzwi.
Stłumiony przez grube, dębowe drewno głos docierał do wnętrza komnaty jak przez potężną warstwę łabędziego puchu – zniekształcone słowa przywodziły na myśl dobiegający ze świata umarłych szept, który przekroczył zasłonę krainy żywych i wdzierał się do przerażonego umysłu księcia.
- Otwórz, Trystane.
W ustach wciąż ma pełno piachu… i coś kleistego o smaku żelaza. Próbował splunąć, ale spierzchnięte z przerażenia wargi zapiekły boleśnie, zaś suchy kaszel przypomniał o rosnącym siniaku na prawych żebrach.
- TRYSTANE!
Plask! Brzmi jak odgłos spadającej, dojrzałej śliwki. Nie sposób pomylić tego głosu. Nie sposób uciec przed twardym, ochrypłym wrzaskiem, wzmocnionym przez wściekłe uderzenie pięści.

Dorne, Sandstone, 259 AL, półtora tygodnia wcześniej.

Chyba trochę się martwi. Ma w oczach ten nieprzyjemnie przenikliwy wyraz, ten kolor smutku i strachu, który zawsze się pojawia, gdy ktoś dowiaduje się, że jego bliski zachorował na grypę.
To nic wielkiego. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
- Spotkamy się w Sandstone za dwa tygodnie, może nawet wcześniej.
Ton głosu można naoliwić, aż stanie się gładki, śliski i sprężysty, ale nigdy nie uda się ukryć tej szczególnej barwy tęczówek, tego alarmowego światełka pulsującego z tyłu źrenic.
Oczywiście, jeśli naprawdę ci na kimś zależy.
Daj spokój, Qoren. – Trystane musnął opuszkami palców gładki, przyjemnie zimny kieł spokojnie opadający wraz ze zwykłym, skórzanym rzemykiem na pierś. – Umiem się zachować.
Sand zwilża wargi końcem języka, zatrzymując dłoń na przyjemnie rozluźnionym karku Martella – delikatna pieszczota natychmiast wdziera się w zmysły księcia, skłaniając go do uchwycenia w palce skrawka koszuli bękarta.
– Tak. Oczywiście.
Kolejny zardzewiały uśmiech, który ukojony zostaje dopiero przez ciepły dotyk ust na porośniętym ciemną szczeciną policzku – wargi Martella musnęły niecierpliwie żuchwę Qorena, gorącym oddechem wyznaczając ścieżkę ku szyi, gdzie zamarły w spragnionym pocałunku; zaróżowiony, wilgotny ślad odcinał się od ogorzałej skóry wyraźnie, przywodząc na myśl pieczęć, którą zerwać może jedynie czas.
- Żebyś pamiętał.
Kurczowo zaciśnięte palce w końcu uwolniły z uścisku skrawek koszuli Sanda, pozostawiając materiał niebotycznie pomiętym – Trystane mimowolnie wygładził zagięcia, uśmiechając się z roztargnieniem, które zniknęło dopiero wtedy, gdy wspiął się na siodło przygotowanego do dalszej podróży rumaka.
- Za nie dalej niż dwa tygodnie.
Ciemnobrązowe, zaniepokojone spojrzenie odprowadzało sylwetkę księcia tak długo, aż Martell nie zniknął za linią horyzontu, drżącego nieśpiesznie pod wpływem gorąca.

Dorne, pustynia okalająca Hellholt, 259 AL, cztery dni wcześniej.

Jego oczy są przejrzyste, żółte jak u zwierzęcia. Źrenice przypominają pestki zanurzone w miodzie i czujnie, wraz z palcami, błądzą opętańczo po napiętej szyi.
Suchy piach chłepcze krew jak spragniony pies.
Prywatną krew.
Własną krew.
M o j ą krew.
- Qoren?
Chciał zamrugać, odezwać się, sprawdzić, czy w ogóle żyje, i nieopatrznie napiął mięśnie karku. Czuł się tak, jakby w głowie także miał pełno piasku – piasku, który przesypywał się z suchym klekotem przy każdej próbie ruchu.
- Nie ma go tu.
Zachrypnięty chichot przerywa gęstą, wieczorną ciszę pośrodku stygnącej pustyni. Dłoń księcia zamarła na silnym, boleśnie napiętym ramieniu napastnika, resztką sił próbując, starając się, za wszelką cenę pragnąc…
- Zostałem tylko ja, Promyczku.
Ciężki, przesycony alkoholem głos nareszcie został przypisany do twarzy – wykrzywionej w przerażającej, pierwotnej radości twarzy. Napięte mięśnie wrzeszczą, krzyczą, błagają o litość, ale Trystane nie może, nie potrafi przestać – szarpie się raz, drugi, trzeci, dotychczas zaciśnięta na ramieniu dłoń nagle wczepia się w silną szyję Ullera i wbija, wgryza palcami w mokrą od potu skórę…
… ale Martell to widzi, doskonale widzi po twarzy Harmena, że to żmudny, choć radosny trud. Skupiony, rozentuzjazmowany Dornijczyk, emocje aż się w nim gotują – Uller chichocze z podniecenia i radości, wgniatając ciało Trystana głębiej, głębiej, jeszcze głębiej w piasek; silne, nieustępliwe biodra napierają na księcia i ten sam książę wie, że wędrująca ku spodniom dłoń Harmena nie robi tego, by mu… pomóc.
To się nie dzieje naprawdę.
Martell nawet nie wiedział, gdy jego zęby wczepiły się w napięte, słone od potu przedramię Ullera.
To, oczywiście, nie może się naprawdę dziać.
Twarda, spierzchnięta od słońca skóra zaskakująco łatwo ustąpiła pod ugryzieniem, wyrywając z gardła Harmena krzyk i…
To tylko koszmar.
Usta wypełnia żelazisty smak juchy – zarówno tej należącej do Ullera, jak i innej, dziwnie znajomej, zalewającej usta z krwawiącego nosa, który niemal ustąpił pod pięścią dziedzica Hellholt. Lepka ciecz zalała gardło, uniemożliwiając oddychanie, dławiąc, wciskając się do organizmu z gwałtownością morskiego sztormu.
Zły sen.
Kiedy cudem poderwał się z miejsca, potykając na osuwającym piasku, balansując na granicy tragicznego otępienia, gdzie do głosu dochodziło jedynie głuche łupanie ognisk bólu zagnieżdżonych w skręconej kostce, w obitym żebrze, w nosie, który – jeśli nie był złamany – przypominał krwawą maskę; na oślep, wiedziony szczęściem nie zaś rozsądkiem złapał za uzdę piaskowego rumaka Ullera i…

Dorne, wioska położona na starym szlaku karawan pomiędzy Hellholt a Sandstone, 259 AL, teraz.

W rzeczywistości jestem teraz w Wodnych Ogrodach z Qorenem.
Twarda podłoga karczmy już dawno przestała mu przeszkadzać… podobnie jak ból, zepchnięty na same granice świadomości.
Niebo ma kolor jego koszuli... a może na odwrót? Mało istotne, podziwiamy przecież ogród, kolorowy jak puzderko pełne drobnych klejnotów kwiatków.
Dźwięk kroków na wąskim korytarzu, później zaś to przeraźliwe, krzywdzące słuch skrzypnięcie otwieranych drzwi – Martell nie drgnął choćby o cal, zaciskając kurczowo powieki.
Zaraz usiądziemy w altanie, w cieniu pnączy kwaśnych winogron. Każę przynieść nam wino, odpoczniemy od upału, smrodu i wrzasku. Tego irytującego, cholernego krzyku.
I ostrego odoru potu i krwi.
- Nie, klęczę z zamkniętymi oczami i gotuję owsiankę. Oczywiście, że się modlę.
Oczy mam zamknięte, to prawda, ale daleko mi do modlitwy. Myślę o tamtym tygodniu z Qorenem.
Nie o krwi. Nie o strachu. Nie o bólu. Zapominam o takich słowach. Nie istnieją. Wymazane z pamięci. Na zawsze.

Trystane rozchylił powiekę jednego oka i zerknął na Ullera bez cienia obaw.
- Chcesz się przyłączyć?
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Harmen Uller i Trystane Martell  Empty
PisanieTemat: Re: Harmen Uller i Trystane Martell    Harmen Uller i Trystane Martell  Empty

Powrót do góry Go down
 

Harmen Uller i Trystane Martell

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Harmen Uller
» Trystane Martell
» Martell
» Nemesis Uller
» Saniyya Uller

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Karczma :: Offtopic :: Kosz-