a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Dziedziniec



 

 Dziedziniec

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Yvienne Swann

Yvienne Swann
Ziemie Burzy
Skąd :
Stonehelm
Liczba postów :
259
Join date :
07/09/2014

Dziedziniec Empty
PisanieTemat: Dziedziniec   Dziedziniec EmptyPon Paź 06, 2014 9:26 pm

Dziedziniec jest największym i jednocześnie najbardziej reprezentacyjnym placem w Stonehelm. Od prowadzącego do twierdzy zwodzonego mostu oddziela go ciężka, okratowana brama, w czasach pokoju opuszczana wyłącznie na noc. Sam teren otoczony jest przez trzykondygnacyjne krużganki, z których najniżej położone mają charakter arkadowy. Uwagę na pierwszy rzut oka przyciągają również rzeźbione portale, obramienia okien i malownicze zewnętrzne klatki schodowe, do których wejście znajduje się zarówno po wschodniej, jak i zachodniej części dziedzińca.
Powrót do góry Go down
Derek Baratheon

Derek Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
242
Join date :
16/03/2014

Dziedziniec Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec EmptyWto Paź 07, 2014 12:23 am

//Z czasu i przestrzeni.

Nie jechał do Stonehelm specjalnie długo. Teoretycznie jego zadanie było proste - odwiedzić najsilniejszego chorążego Ziem Burzy, przekazać mu pozdrowienia i porozmawiać. O tak, porozmawiać. Derek z jednej strony otrzymał instrukcje co do tego, jak się ma zachować, z drugiej jednak miał wrażenie, jakby nie powiedziano mu na dobrą sprawę niczego. I tak oto znalazł się tuż pod bramami siedziby Swannów. Miał jedynie do czynienia z ludźmi o mniejszym znaczeniu, którzy pochodzili z tegoż rodu, głównie dzięki wspólnemu wojowaniu i kontrolowaniu granic. Kiedy tylko bramy otworzyły się i wpuszczono ich na dziedziniec, Baratheon zdał sobie sprawę z tego, co miał za zadanie tu zrobić.
Lordowie Pogranicza, tak o nich mówiono. Caronowie, Dondarrionowie i Swannowie. Trzy rody pilnujące porządku na granicy. Derek sam słyszał niegdyś od swojego ojca, że jeśli zasłuży się dla rodu, będzie mógł postawić własną twierdzę nad Morzem Dornijskim i stamtąd cieszyć się życiem u boku małżonki. Wszystko jednak się zmieniło...
Owszem, będzie miał małżonkę, ale z pewnością nie taką, jaką sobie wymarzył. Sybille Tarth, najpiękniejsza kobieta stąpająca po ziemi nie mogła zostać jego żoną. Zamiast tego będzie musiał resztę swoich dni spędzić u boku zimnej panny z Dorzecza. Po pewnym czasie oswoił się z tą myślą, ale nie zachowywał się już tak, jak kiedyś. Można powiedzieć, że zaczął należeć do tej ponurej części Końca Burzy. Lord chyba widział, że młodzieniec nie miał co ze sobą zrobić, więc wysłał go gdzie indziej. To mogło być dobre posunięcie z jego strony. Zapewne ból zniknie z czasem. O ile w ogóle zniknie.
Derek często widywał Sybille przechodzącą korytarzami Końca Burzy. Widział ją tak często, że miał wrażenie, jakby kobieta go prześladowała i specjalnie nie dawała o sobie zapomnieć. Zwiewna, prześliczna, lekka... anioł. Tak, to anioł przesuwał się tuż nad zimną posadzką, sprawiając, że Baratheon nie mógł zwyczajnie zapomnieć i przyzwyczaić się do myśli, że to nie ta, którą kocha, będzie mu poślubiona. Tuż przed snem przypominał sobie ślub namiestnika i Martellówny, przypominał sobie też zaślubiny swojego brata z młodziutką członkinią rodu Ashford. Wtedy imaginował sobie, co by było, gdyby to mogło spotkać też jego i na miejscu wybranki zawsze widział pannę Tarth. Jak widać, dzień, o którym po cichu marzył, miał nigdy nie nadejść.
Zatrzymał Demetriusa na środku dziedzińca, po czym zsiadł zeń szybko, by oddać go jak najprędzej stajennym i móc ruszyć już do sal. Jego ludzie nie dawali poznać po sobie zmęczenia, ale Baratheon wiedział, że najchętniej też by odpoczęli. Miał też nadzieję, że powita go ktoś z rodziny lorda Swanna, to byłoby, najogólniej mówiąc, miłe. Derek poklepał swojego wierzchowca po szyi, po czym oddał go w opiekę stajennym. Dziwnym trafem czuł się lepiej niż przed wyjazdem. Może odpowiadała mu atmosfera pogranicza? Być może to jego ostatnie chwile w takim miejscu... bał się myśli, że będzie musiał opuścić Ziemie Burzy na dłuższy czas, zostawić to za sobą i spróbować zaaklimatyzować się w Dorzeczu. Miał nadzieję, że taki scenariusz w ogóle nie wchodził w rachubę.
Powrót do góry Go down
Yvienne Swann

Yvienne Swann
Ziemie Burzy
Skąd :
Stonehelm
Liczba postów :
259
Join date :
07/09/2014

Dziedziniec Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec EmptyWto Paź 07, 2014 8:52 pm

/teoretycznie - z komnaty

Aż ciężko sobie wyobrazić, że nie dalej niż kilka chwil wcześniej panna Swann - całkowicie przekonana, iż dzisiejszego dnia już nic nie będzie w stanie jej zaskoczyć -  siedziała na balkonie swej komnaty, patrząc, jak gaśnie dzień, i czekając: co obiecują ostatnie promienie światła… a co zdołają przynieść?
Przed sobą miała niewielki ogród, oleandry, rozłożystą jabłoń, ławkę i zadbaną altanę z bugenwilli. Zakątek zieleni, tak bliski sercu Yvienne, kończył się kamienną ścianą, w której widoczny był zarys zamurowanego wejścia - kamienie w wypełnieniu są nowsze, jaśniejsze, wydają się nieco lżejsze niż pierwotny budulec. Zza muru wyrastają dwa cyprysy; w wieczornym świetle nie są zielone, lecz czarne. Vienne wiedziała, iż dalej rozpościerają się nagie wzgórza Pogranicza, za którymi… jest nieprzejednana, wroga pustynia.
Niebo z chwili na chwilę szarzało, zaś chmury płynęły spokojnie - jedna z nich odbijała  słabo blask zachodzącego słońca, bowiem z samego balkonu nie widać zachodu. Ptaszek siedzący nieopodal na murku zdawał tak poruszony, jakby nie mógł pomieścić w sobie tego, co właśnie usłyszał.
A ja?
Bose stopy Yvienne spoczęły na nagrzanej od promieni słońca, marmurowej balustradzie - kamień przyjemnie grzał skórę, swą chropowatością przy najmniejszym ruchu wzniecając łaskotki. Drobne dłonie panny Swann po bokach wygodnego fotela ciążą ku chłodnej podłodze, zaś sama Vienne - najwyraźniej zauroczona ostatnimi dniami dobrej pogody - przymknęła zmęczone oczy, wsłuchując się w dźwięki świata.
W psiarni jęły szczekać psy. Wieczorny ptak zanucił cicho melodię, po czym poderwał się z cichym furkotem. Ktoś w oddali grał na fujarce. Nie była to pełna melodia, a tylko proste gamy, powtarzane pozornie bez zmian.
Yvienne podobają się te dźwięki.
Służka za drzwiami mówi w ojczystym języku z Wysp Letnich, ale teraz i to nie jest pewne. Męski głos na schodach oświadcza: Nie ma mowy. Odpowiada mu inny mężczyzna: Nie, to nie, ale nie odchodź, to przyjdzie samo. Kiedy na moment cichnie szmer rozmów, słychać świerszcze w ogrodzie. Jakby zszywały ciszę. Lekki podmuch rozwiewa zasłony, szeleści kartkami księgi na stoliku, ożywia pokój, wprawia w drżenie kwiatek w wazonie, uchodzi drugim oknem i wraca na wolność.
Vienne uśmiecha się delikatnie, zapadając w miękkim fotelu. Ma nadzieję, że pozwolą jej trwać w tym stanie dzień. Miesiąc. Rok.
Wieczność…
… lecz wtedy drzwi komnaty otwierają się z cichym skrzypnięciem, zaś do środka wchodzi służka o skórze koloru hebanu - na widok swej pani, pogrążonej w wieczornej ciszy, rozchyla pełne usta w uśmiechu, przez krótką chwilę walcząc z wyrzutami sumienia spowodowanymi zakłóceniem tej sielanki. Jednak sprawa, z którą przychodzi, wymaga… szybkiej reakcji. Tak szybkiej, jak to tylko możliwe.
- Panienko Yvienne… - głos starszej kobiety odbija się echem od jasnych ścian, w końcu docierając do samej Vienne. Swannówna drgnęła lekko, rozchylając spokojnie powieki i spoglądając przez ramię na służkę. - Delegacja z Końca Burzy przybyła dzień wcześniej, niż sądziliśmy, ktoś musi ich…
- … powitać?
Senność uleciała z Yvienne tak gwałtownie, iż dziewczyna o mało nie runęła na ziemię - fotel zakołysał się groźnie, gdy panna Swann poderwała się z miejsca, niemal biegiem rzucając w stronę drzwi.  Rude, poddane już wieczornemu chaosowi włosy smagnęły służkę w locie, kiedy Vienne przemknęła obok niej, w całkowitej panice szukając rzeczy najbardziej prozaicznej - pantofelków.
- Na bogów, ilu ich jest?! - drobne palce podjęły rozpaczliwą walkę z płomiennorudymi kosmykami, które za nic nie chciały współpracować i wciąż sterczały we wszystkie strony świata.
- Pantofelków? Dwa. - odparła służka, palcem wskazując na parę butów stojących przy łóżku - kobieta jedynie największym wysiłkiem powstrzymała wybuch śmiechu, gdy Yvienne usiadła na brzegu materaca, uparcie próbując założyć lewy pantofel na prawą stópkę.
- Baratheonów! - huknęła zaskakująco donośnie panna Swann, odnosząc sukces w starciu z obuwiem i ruszając ku drzwiom - w walce z włosami musiała skapitulować, najwyraźniej obawiając się, że grzebień utknie w jednym z rozczochranych kosmyków. Służka tym razem nie zdołała ukryć rozbawienia i nagle wybuchła śmiechem, obserwując panienkę Vienne wypadającą na korytarz niczym burza.
- Jeden, ale z towarzyszami blisko tuzin! - słowa starszej kobiety odbiły się echem od ścian, doganiając pannę Swann już w połowie drogi do schodów. Z gardła Yvienne wyrwało się ciche jęknięcie rozpaczy, gdy złapała za balustradę, zbiegając po pierwszych stopniach.
Tuzin!
Ostatnie kilkanaście jardów pokonała truchtem, walcząc z falbanami jasnej, przewiewnej sukienki, które jedynie utrudniały swobodę ruchów - Vienne nawet nie zauważyła, gdy wbiegła na krużganki, skąd zaledwie kilka schodków dzieliło ją od wyczekujących na dziedzińcu gościach, którym…
… chyba powinna zaproponować nocleg?
Yvienne zwolniła dopiero na ostatnim stopniu, kurczowo zaciskając dłoń na balustradzie i walcząc z zadyszką, która nie dość, że wprawiała pierś w falowanie, to na domiar złego utrudniała wykrztuszenie choćby słowa. Panna Swann, walcząc o choćby króciutką chwilę wytchnienia, ukłoniła się przed mężczyzną, który sprawiał wrażenie dowódcy grupy…
… ale w żaden sposób nie przypominał Baratheona. Vienne dotychczas sądziła, iż wie o swoich suzerenach niemal wszystko - niestety, głównie z ksiąg. A jednak…
- Szlachetni rycerze, witajcie w Stonehelm. - ponowny ukłon, tym razem znacznie krótszy, był zwiastunem kilku krótkich kroków, które przybliżyły pannę Swann do wysokiego, jasnowłosego mężczyzny o błękitnym niczym górski strumień wejrzeniu. - Mam nadzieję, że podróż nie była szczególnie uciążliwa. W Sali Jadalnej już czeka wieczerza, na którą w imieniu mego pana ojca pragnę was… - z wątłej piersi ponownie wyrwało się głośne westchnięcie będące efektem szaleńczego biegu - niezrażona własnym zmęczeniem Vienne oparła dłoń na szczupłym biodrze, posyłając zebranym promienny i najwyraźniej rozbawiony brakiem formy fizycznej uśmiech. - … zaprosić! Jestem najmłodszą córką Lorda Stonehelm i chętnie poznam mężnego rycerza, który stanął na czele heroicznej wyprawy wiodącej aż na Pogranicze. - Yvienne powiodła orzechowym spojrzeniem po - w jej mniemaniu - kwiecie rycerstwa Westeros, szukając wspomnianego Baratheona, owianego mgiełką tajemnicy...
… i okraszonego niepohamowaną ciekawością panny Swann.
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Dziedziniec Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec Empty

Powrót do góry Go down
 

Dziedziniec

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Dziedziniec
» Dziedziniec
» Dziedziniec
» Dziedziniec
» Dziedziniec

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Ziemie Burzy :: Stonehelm-