a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3



 

 Teren na zachód od Krwawej Bramy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3
AutorWiadomość
Reinmar Arryn

Reinmar Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
656
Join date :
03/05/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptySro Cze 12, 2013 5:27 pm

First topic message reminder :

A więc stało się. Rozkazy zostały wydane, a kruki rozesłane. Starcie było nieuchronne. Zbyt długo Arryn już tolerował obecność wrażej armii na swych ziemiach. Zbyt długo nie było odpowiedzi od króla, dla którego lojalność poddanych zdawała się nie mieć większej wartości od funta kłaków. Koniec końców, Arryn miał stawić czoła Tullym osamotniony. Nic to! Znał ludzi z Doliny. Znał Plemiona. Zwycięstwo musiało być po ich stronie!
Od wielu już dni, Dolinę wypełniało dzikie wycie, a nocne niebo rozbłyskało złowrogim blaskiem pochodni. Mimo iż to Tully mieli oblegać Orle Gniazdo, to sami znaleźli się w potrzasku. Oddziały wojsk z Doliny oraz dzikie klany prowadziły nieustanną wojnę podjazdową, prześcigając się w okrucieństwie. Nikt z armii Dorzecza nie mógł czuć się bezpiecznie. Wojownicy Plemion zdawali pojawiać się znikąd. Znając Księżycowe Góry jak nikt inny, przypominali demony. Porywali zwiadowców, myśliwych oraz mniejsze oddziały przeciwnika. Mordowali wszystkich. Okoliczne drzewa uginały się pod ciężarem wiszących trupów. Część z nich przedstawiała iście makabryczny widok. Odarci ze skóry, częściowo nadgryzieni przez dzikie bestie lub osmaleni ogniem.
Wśród niedostępnych terenów Gór Księżycowych zdawał się też grasować nowy demon. Biała Zjawa. Nikt nie wiedział czym ona jest. Mówiono o białym potworze. Bestii wielkiej jak dwa konie o zębach jak miecze i ślepiach bazyliszka, która jednym kłapnięciem paszczęki rozrywałą człowieka na pół. Zjawa zdawała się nienawidzić Tullych.
W okolicy brakowało też zwierzyny. Choć w górach zwykle było jej pełno, to zdawało się, że tak wielka masa ludzi odstraszyła ją w inne rejony. Jeśli ktoś chciał zapolować musiał się wypuszczać coraz dalej od obozu. A tam już czekali ludzie Arryna. Mówiono, że i sam Reinmar polował na wrogów. Mówiono o nim jako o wielkim, półdzikim wojowniku o twarzy diabła i głosie demona. Dolina spływała krwią. Póki co jednak, nie była to krew Arrynów.
Wszystko to było częścią starannie przygotowanego planu Reinmara, którego żołnierze zaczęli zwać Obrońcą Doliny. Planu, który miał osłabić wolę walki przeciwnika. Planu, który przewidywał krwawe unicestwienie każdego, kto zechce opuścić ich obóz. Ciągłe niebezpieczeństwo, strach i głód miały sprawić, że wraża armia podupadnie na duchu, a także na siłach, zmuszona do zabijania własnych wierzchowców, by się wyżywić. Tymczasem, ludzie Arryna bezpieczni i wypoczęci za Krwawą Bramą z radością obesrwowali lejącą się posokę rybogłowych. I aż rwali się do walki. Ich dowódca stał się dla nich nadczłowiekiem. Bogowie jeno wiedzą ile wszystko to kosztowało Reinmara wysiłku, lecz zdawało się, że osiągnął swój cel. Zebrana w tajemnicy armia była gotowa do walki. Dzięki przewadze terenu, ich pojawienie się miało być zaskoczeniem dla przeciwnika.
Arryn miał jeszcze jeden atut. Dziką zwiadowczynię i jej zwierzęce oczy. Dzięki możliwości zwiadu w postaci sokoła, wiedział o armii Tullych wszystko. Tuż przed wymarszem armii, Vera wcieliła się w sokoła i doniosła Reinmarowi każdy szczegół na tematarmii Tullych.
W końcu nadszedł ten dzień. Dzień, w którym wszystko miało się rozstrzygnąć. Od dawna zebrana już armia pod sztandarem Sokoła i Księżyca wyruszyła. Rośli wojownicy o ponurych twarzach gotowi poświęcić życie za swego dowódcę, walcząc w obronie swych ziem. Arryn zebrał prawie całą swą armię, zostawiając jedynie część w Orlim Gnieździe. Blisko siedem tysięcy mężów. Wciąż nie dorównywali liczbą armii Tullych. Mimo to, nie wątpili, że Reinmar Obrońca Doliny poprowadzi ich do zwycięstwa. Byli gotowi do bitwy.
 
Sam Reinmar zaś dosiadał swego wielkiego karego rumaka, który kopytami nieraz zabijał już najrośleszych mężów. Odziany był w czerń. Czarny Jeździec, jak zwali go ludzie z Plemion. Wysoki, potężny i siejący postrach. Nie wyglądał jak lord, o nie. Znad prawego ramienia wystawała mu rękojeść długiego miecza. Na kolanie trzymał paskudny, [url=http://theironring.deviantart.com/art/Skyrim-fan-movie-The-Legend-of-Dragonborn-361482864]rogaty hełm.[/url]
U jego boku zaś kroczyła Biała Zjawa. Dzika i nieokiełznana, od wielu dni rozrywająca zwiadowców Tullych na strzępy. Zesłana do Doliny przez prastarych bogów lasu.
Dzień chylił się ku końcowi. Długi, pełen wycia i nękania Tullych podjazdami. Tyle, że ci z armii Arrynów, którzy dzisiaj walczyli, odesłani zostali na zasłużony odpoczynek do Orlego Gniazda.
Armia Tullych była w zasięgu jego wzroku. Nie było już odwrotu. Wydał ostatnie rozkazy, po czym odwrócił się, by spojrzeć na twarze swych ludzi. Nie widać był w nich strachu. Widać w nich było żądzę krwi.
Arryn uniósł się w strzemionach.
- Bracia sokoły! – ryknął do swych żołnierzy, jadąc powoli przed szeregiem. - Dzielnie zjawiliście się na me wezwanie – jego głos był donośny. - Pozwólcie, że ja, Reinmar Arryn, solennie wam za to podziękuję.
Zawrócił konia.
- Rodacy z Doliny! Przybyliście tutaj jako wolni ludzie, którymi jesteście – powiedział. - Zdaje się jednak, że Dorzecze rości sobie prawa do waszej, do naszej wolności! – jego głos był coraz donośniejszy. - Nie wiem ilu z nas dzisiaj polegnie. Wiem jednak, że każdy z was jest w stanie połozyć co najmniej piątkę rybogłowych! Wiem to, bo każdy z was jest mym bratem! I każdy z was, jako i ja, walczy o swą ojczyznę, o Góry i Dolinę! O własne rodziny. O żony i braci!
Sięgnął po miecz. Paskudne, długie ostrze ze świstem przecięło powietrze, gdy wskazał na armię z Dorzecza.
- Dziś jest dzień, w którym truchła rybogłowych zaścielą Dolinę niczym wiosenna trawa! – ryknął do swych ludzi. - Dziś jest dzień, w którym żelazna wola ludzi z Doliny zmiażdży płochliwe serca żołdaków z Dorzecza! Dziś jest dzień, w którym ich posoka spłynie potokami, by uświęcić tę ziemię! Ziemię naszych ojców! – w ochrypłym głosie Reinmara brzmiała szczerość. Wierzył w to, co mówił. Bracia! Jesteście silniejsi i walczeniejsi! W waszych żyłach płynie krew zwycięzców! Jesteście Sokołami i Orłami! A Sokoły i Orły polują na ryby!

Powietrze rozdarł bojowy okrzyk.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Reinmar Arryn

Reinmar Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
656
Join date :
03/05/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyCzw Lip 18, 2013 10:08 pm

18+

Pal chybotał się niebezpiecznie, chłonąc wstrząsy spowodowane gwałtownym stosunkiem. Drgania pala zaś przechodziły na cały namiot, którego płótno zdawało się ożyć. Nawet jeśli jednak ktoś zobaczył taki mały detal jak trzęsący się namiot dowódcy, zapewne wzruszył ramionami i doszedł do wniosku, że mu się przewidziało.
Kochali się gwałtownie, dziko i długo. W końcu, ciałem Reinmara wstrząsnął spazm, a on jęknął z dzikiej rozkoszy, gdy dotarł do momentu wytrysku, napełniając Verę swym nasieniem.

Wciąż ciężko dysząc, odsunął się i osunął wprost na futra.
Powrót do góry Go down
Vera Wilcza Skóra

Vera Wilcza Skóra
Nie żyje
Skąd :
Zza Muru
Liczba postów :
145
Join date :
10/05/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyCzw Lip 18, 2013 10:19 pm

Nawet nie wiedziała kiedy zerwała rzemienie i objęła mężczyznę ramionami. Wkoło jej nadgarstków bujały się resztki sznureczków, a ona wbijała krótkie paznokcie w jego ciało, prężąc się, jęcząc i krzycząc z rozkoszy kiedy wszystko inne przestało się liczyć. Tylko ona i on. Kiedy już myślała, że zaraz słup się przewróci i cały namiot runie im prosto na spocone głowy, Reinmar zakończył ich szaloną przyjemność i runął na plecy na futra. Vera stała tylko chwilę dłużej, zaraz opadła na futra do niego, ułożyła mu głowę na ramieniu, nogi wplotła między jego nogi, a mokrą miednicę przysunęła do jego biodra. -Wyglądasz jak dziki. Walczysz jak dziki. Pieprzysz się jak dziki... na pewno jesteś południowcem? - Zaśmiała się między oddechami, krocząc palcami dłońmi po jego torsie i uszczypując co raz jego brodawki. Jak dobrze było tak spokojnie poleżeć przy rozgrzanym ciele partnera... czując jego zapach, ciepło, słysząc jego walące w piersi serce i powoli normujący się oddech. Ale ona miała jeszcze swój plan.
Powrót do góry Go down
Reinmar Arryn

Reinmar Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
656
Join date :
03/05/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyCzw Lip 18, 2013 10:28 pm

Opadła obok niego. Tak jak wszystkie kobiety, czuła potrzebę bliskości po stosunku. Oparła głowę na jego ramieniu i oplotła nogami. Cóż, sen będzie musiał jeszcze trochę poczekać. Ale nic to, co ma wisieć, nie utonie. Drgnął, gdy poczuł jej palce na swych brodawkach.
- Urodziłem się na południe od Muru, więc wychodzi na to, że jestem - odpowiedział, gdy jego oddech się uspokoił. Zagarnął ręką kilka futer i wsadził je sobie pod głowę.
- Choć dla tych, którzy mieszkają w Dorne, Dolina jest na dalekiej północy...
Powrót do góry Go down
Vera Wilcza Skóra

Vera Wilcza Skóra
Nie żyje
Skąd :
Zza Muru
Liczba postów :
145
Join date :
10/05/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyCzw Lip 18, 2013 10:36 pm

-Wygląda na to, że jesteś. - Powtórzyła z lekkim uśmiechem. Kto by się spodziewał, że tak daleko od domu, dzika znajdzie sobie tak bliską osobę... bliższą niż ktokolwiek dotąd z jej pobratymców. Bliską w ten jedyny, wyjątkowy sposób. Bliscy przeto byli dla niej jej rodzice, zwłaszcza ojciec, po którym odziedziczyła dar, jej wilki, jej grupa łupieżców. Nikt jednak nie był bliski jej tak jak ten cholerny południowiec. Często go nie rozumiała, często ją denerwował tym w jaki sposób mówił, że go nie rozumiała, drażnił ją samym tym, że był lordem południa... ale to nic, nadrabiał bestią, którą nosił w sobie. -Dorne? - Mruknęła bez większego zainteresowania. Domyślała się, że to kraina jeszcze dalej na południe stąd, kraina, do której się nie uda, na pewno nie tak szybko, a być może nigdy. Gdy sięgnął po furta ona dłonią przesunęła niżej, powiodła palcem przez brzuch i niżej by znowu dłonią zacząć pieścić jego dumę sprawdzając na co jeszcze go stać, ale nie zdradzając tym jeszcze swoich zamiarów.
-Więc mówisz, że chcesz żebym została...
Powrót do góry Go down
Reinmar Arryn

Reinmar Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
656
Join date :
03/05/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyCzw Lip 18, 2013 10:43 pm

Nie trzeba być specjalnie bystrym, by zauważyc, że Reinmar nie należal do osób przesadnie uczuciowych czy romantycznych. Teraz też daleko mu było do okazywania czułości. Po prostu leżał, biernie poddając się zabiegom Very, którą jeszcze nie tak dawno musiał pozbawić przytomności. Był rozluźniony i zmęczony.
Drgnął, gdy poczuł dłoń Very na swej męskości.
Słysząc jej słowa, spojrzał na nią uważniej.
- Tak - odrzekł, po raz kolejny dając popis elokwencji.
Powrót do góry Go down
Vera Wilcza Skóra

Vera Wilcza Skóra
Nie żyje
Skąd :
Zza Muru
Liczba postów :
145
Join date :
10/05/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyCzw Lip 18, 2013 11:00 pm

+18

No elokwencja porażająca! Nawet niewykształcona dzikuska lepiej mówiła, więcej. Tak... nie ma to jak krótka i rzeczowa odpowiedź. Chyba trzeba go nauczyć jak się odpowiada na pytania. No ale tam, może później.
Gdy drgnął od jej dotyku, uśmiechnęła się kącikiem ust i dalej go pieściła, najpierw delikatnie, a gdy przyniosło to pierwsze rezultaty, coraz silniej i pewniej. -Tak. - Rzuciła przedrzeźniając jego odpowiedź i gdy jej dłoń była już wypełniona nowo nabrzmiałym członkiem Reinmara, podniosła się, przerzuciła przez niego nogę i nasunęła się na niego, pomagając sobie palcami. Znowu jęknęła. Chwyciła jego wielkie łapy i przyciągnęła je do siebie, by ułożyć jego dłonie na swoich cyckach. Uśmiechnęła się wilczo do niego z góry. Przestała pytać, oparła się o jego klatę i zaczęła wykonywać delikatne ruchy biodrami by sprawdzić jak zareaguje on, no i ona sama. Dobrze. Przyspieszyła i pogłębiła ruchy, a gdy poziom przyjemności gwałtownie wzrósł wygięła plecy w łuk z głośnym jękiem zadowolenia, nie przestając swoich czynności. Niespodzianka.
Powrót do góry Go down
Reinmar Arryn

Reinmar Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
656
Join date :
03/05/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyCzw Lip 18, 2013 11:32 pm

18+

Takiego obrotu sytuacji się nie spodziewał. Nie żeby był niemiły. Wręcz przeciwnie. Powolne pieszczoty sprawiły mu więcej przyjemności niż mógłby się spodziewać, biorąc pod uwagę to, że dopiero skończyli współżyć.
Tym razem, potrzeba było trochę więcej czasu, by męskość Reinmara stwardniała. Niemniej jednak, dłoń Very poradziła sobie z zadaniem. A chwilę po tym, jak członek Arryna znów był nabrzmiały, Vera na nim usiadła. Reinmar westchnął cicho. Drugi raz zawsze był... Hm, obfitował w silne doznania.
Posłusznie położył dłonie na jej piersiach i zmrużył oczy, nie zamykając ich jednak, i oddał się przyjemności. Powolne ruchy Very stawały się coraz szybsze. Reinmar pozwolił jej przejąć inicjatywę. Ujeżdżała go coraz szybciej i gwałtowniej, a jej jęki stawały się coraz głośniejsze. Zaczął pieścić jej twarde, sterczące sutki, by potem mocniej ścisnąć piersi.
Lubił takie niespodzianki.
Powrót do góry Go down
Vera Wilcza Skóra

Vera Wilcza Skóra
Nie żyje
Skąd :
Zza Muru
Liczba postów :
145
Join date :
10/05/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyPią Lip 19, 2013 2:39 pm

+18

Który facet nie lubił takich niespodzianek. Tylko w wypadku kobiet seks niespodzianka nierzadko był gwałtem, jeśli chodzi o mężczyzn... cóż pojęcie gwałtu nie istniało.
Nie tylko u Reinmara drugi raz zdawał się być silniejszy i bogatszy w doznania, choć u Very mogło to wynikać ze zmiany pozycji... kobiety przecież mogły więcej niż biedni faceci. Dziewczyna jęcząc głośno, niemal krzycząc wygięła plecy i odrzuciła w tył głowę, oparła się dłońmi o umięśnione uda kochana i delektowała się kolejnym szczytem nie przestając przy tym ujeżdżać partnera.
Gdy wreszcie się znowu rozłączyli i opadła przy nim, była błyszcząca od potu i zasapana jakby nie wiadomo ile kilometrów właśnie przebiegła. -Tak było dobrze. - Westchnęła z zamkniętymi oczami. -Teraz mogę iść spać... - dodała i klepnęła po klacie mężczyznę. -Nie sądziłam, że poznam inne znaczenie zwrotu ujeżdżać ogiera. - Zaśmiała się chwilę później i chichrała jeszcze jakiś czas.
Powrót do góry Go down
Rethel Royce

Rethel Royce
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
119
Join date :
19/07/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyPią Lip 19, 2013 4:20 pm

Kurz bitewny jeszcze do końca nie upadł, gdy nad ranem z namiotu wyłoniła się, jako jedna z pierwszych, sylwetka Rethel'a Royce'a, który wyjątkowo nie przywdział swojej zbroi, a ubrał jedynie lekkie, przewiewne szaty i skórzane spodnie. Przy pasie jednak ciągle obecne były ostrza. Mężczyzna od zawsze wychodził z założenia, że lepiej być przygotowany na każdą ewentualność, niż później przeklinać swoją głupotę, że zostało się zaskoczonym.
Chociaż bitwa była zwycięska, nie oznaczało to jednak, że na tym kończy się epizod związany z Dorzeczem. Rethal doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego też gdy tylko obmył się wodą z misy stojącej przed jego tymczasowym lokum, ruszył w stronę namiotu Reinmara Arryna, obudzić go, gdyż pewny był, że jeszcze śpi, i poinformować go, że jeszcze nie czas na odpoczynek i kilka spraw musi doprowadzić do końca.
Jego zbliżającą się sylwetkę dostrzegł jeden z wartowników, który to obudził się przed chwilą i gdy tylko dotarło do niego co się dzieję, zerwał się na równe nogi i z pewną dozą nieśmiałości zanurzył się w namiocie Lorda.
- Lordzie Arryn, mój Lordzie. - Starał się delikatnie wybudzić. Widząc jednak, że jego staranie spełzły na niczym, podniósł skale głosu na tyle, że Arryn oraz jego towarzyszka musieli się obudzić. - Lordzie Arryn, do waszego namiotu kroczy Lord Royce, zaraz tu będzie. - Ledwo zdążył dokończyć, silny uścisk chwycił go za ramię i odsunął jak szmacianą lalkę na bok, jednym zgrabnym ruchem.
- Już tu jest. - Odparł Royce i wszedł do namiotu. -Lordzie Reinmarze, wybacz najście, jednakże nastał już świt, a wiele spraw wymaga teraz Twojej uwagi. - Mówiąc to spojrzał kątem oka na kobietę, która była obecna w namiocie. Mimo nikłego światła w namiocie, Rethel mógł dostrzec ją całkiem wyraźnie. Nie potrzebował także zbyt wiele czasu by wiedzieć, że owa kobieta jest Dziką. Spędził za murem dość czasu, by móc rozpoznawać ich bez większych problemów. Nie mówiąc już nic, skinął jedynie w jej kierunku na powitanie i zrobił parę kroków w tył, by wyjść z namiotu jak tylko usłyszy co Lord Arryn ma do powiedzenia. Sam też nie lubił jak ludzie włazili mu do namiotu, dlatego też chciał ograniczyć jego wtargnięcie do niezbędnego minimum.
Powrót do góry Go down
Reinmar Arryn

Reinmar Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
656
Join date :
03/05/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyPią Lip 19, 2013 4:40 pm

Usnął natychmiast. Spał twardo, nie śniąc o niczym, niczym człowiek po ciężkim dniu pracy, wypełnionym dobrymi uczynkami i uczciwością. Nie przebudził się aż do ranka, kiedy to do namiotu wtargnął jeden ze strażników. Przetarł oczy, przyglądając się żołnierzowi odepchniętemu przez jego Chorążego.
Rethel Royce.
Tego człowieka trudno było pomylić z kimkolwiek innym. Może jedynie z samym Reinmarem.
Odrzucił przykrywające go futra i podniósł się. Był nagi. Doskonale widać było jego stalowe mięśnie, liczne blizny, a także przyrodzenie. Bez skrępowania podszedł do stołu, skąd sięgnął po puchar z wczorajszym winem. Zbliżył naczynie do ust. Wziął łyk, nie połknął jednak cieczy, przepłukując jedynie usta i wypluwając zawartość na ziemię.
- Royce - skinął głową gościowi, sięgając po spodnie i wsuwając je na tyłek. Następnie poszukał butów. Leżały w dwóch końcach namiotu. Powoli je zebrał i nasunął na stopy, sznurując rzemienie. Następnie odnalazł i załozył koszulę.
W międzyczasie, w namiocie pojawił się posłaniec, przynosząc Arrynowi list. Wieści z Przystani były pomyślne. Jego rodzeństwo było bezpieczne, a Damon nie próżnował.
- O jakich konkretnie sprawach mówisz? - zwrócił się w końcu do swego Chorążego.
Powrót do góry Go down
Rethel Royce

Rethel Royce
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
119
Join date :
19/07/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyPią Lip 19, 2013 5:03 pm

Rethel nie opuścił namiotu, tak jak to wcześniej planował. Sądził, że Arryn zechce wyjść na świeże powietrze, lub przynajmniej przenieść się do do innego miejsca. To jednak nie miało miejsca, dlatego też mężczyzna znów zrobił kilka nieznacznych kroków do wewnątrz namiotu.
- Bitwa z Dorzeczem została wygrana, jednak to nie oznacza sprawa została zamknięta. Powinniśmy przemyśleć nasze następne posunięcia. - Dla Royce'a oczywistym było, że jeżeli ktoś najeżdża jego ziemie, musi ponieść karę. A kara była oczywista i adekwatna do czynu. Tully podniosło rękę na Dolinę, zatem Dolina powinna tę rękę odciąć, razem z głową.
Mężczyzna nie był jednak pewien co wymyślił Lord Arryn. Nie wykluczone, że już dawno obmyślił cały plan i nie było potrzeby, by go budzić i zawracać głowę sprawami, którymi już dawno się zajął. Rethel Royce stał jednak w tyle, jeżeli chodzi o politykę, dlatego też postępował tak jak uznał za słuszne, nawet jeżeli powtarzał oczywiste rzeczy.

Spoiler:
Powrót do góry Go down
Reinmar Arryn

Reinmar Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
656
Join date :
03/05/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyPią Lip 19, 2013 5:18 pm

A Arrynowi dopiero teraz zachciało się wyjść na świeże powietrze. Więc wyszedł, razem ze swym Chorążym. Poranek był rześki. Obóz powoli budził się do życia. Mimo wczesnej pory i wczorajszej biesiady, żołnierze przyzwyczajeni do surowej dyscypliny nie mogli sobie pozwolić na zbyt długie spanie, mimo iż dowódcy trochę im dzisiaj folgowali. Nagroda za wygraną bitwę.
- Brat mój zawarł pokój z Tullymi na korzystnych dla nas warunkach - oznajmił Reinmar. - Odpowiednimi słowami załatwił więcej niż my rozpruwając dziesięć tysięcy mężów. Tak działa polityka.
Przyjrzał się swemu Chorążemu.
- Zajmiesz się jeńcami. Oznajmisz im, że rozmowy pokojowe dobiegły do szczęśliwego końca, a razem z nimi wojna.
Splunął na ziemię. Wciąż nie nasycił się krwią Tullych. Wbrew pozorom jednak, Reinmar znał się również na polityce. Wiedział, że nadszedł czas, w którym zwycięzcy muszą okazać łaskę.
- Jeńcy mają się dowiedzieć, że między naszymi rodami zapanował pokój, który połączy małżeństwo. W związku z tym że granica zostanie przesunięta, dasz im wybór. Tym którzy złożą przysięgę służby Dolinie, okażemy łaskę, wcielając do naszych wojsk. Różnych oddziałów, rzecz jasna.
Przerwał na chwilę, obserwując szybującego po niebie orła.
- Tych którzy nie zechcą złożyć przysięgi, odeślesz do portu, gdzie czekają statki Greyjoyów zabierające jeńców do swych więzień. Ach, i obetniesz im po dwa palce w prawicy, by nigdy nie mogli już dzierżyć mieczy.
Znów spojrzał na Royce'a.
- Tobie zostawiam osąd tego, kto składa szczerą przysięgę, a kto łże jak pies.
Powrót do góry Go down
Rethel Royce

Rethel Royce
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
119
Join date :
19/07/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyPią Lip 19, 2013 5:36 pm

Czy Royce był zadowolony z takiego obrotu spraw? Ciężko powiedzieć żeby był wybitnie szczęśliwy z tego powodu, jednakże nie można było mu odjąć, że nie czuł się dobrze z myślą, że traktat pokojowy jest przede wszystkim korzystny dla Doliny. Ależ przecież, pokój po zaledwie jednej bitwie. Rethal nie zdążył się nawet dobrze rozgrzać a już wszystko dobiegło końca. Nie miał zamiaru jednak sprzeciwiać się swojemu suzerenowi i skinął jedynie głową na znak, że pojął co ma do roboty.
Zabawianie jeńców nie było jego ulubionym zadaniem. Od tego byli kaci, lub przynajmniej Boltonowie. Royce wolał ścierać się z kimś na polu walki, niż wywlekać ścierwa z lochów i wrzucać na statki Greyjoyów. Mógł sobie jedynie wyobrażać, jaki los czeka tych, którzy odmówią posłuszeństwa i nie złożą przysięgi Dolinie. Z drugiej jednak strony, po tym będzie można poznać, kto tak naprawdę służył swoim panom i wierzył w to co robi i w ludzi, którym służy.
- Jeżeli to już wszystko, pójdę zająć się jeńcami. A skoro na granicy zapanował spokój, myślę, że niedługo wybiorę się do Stolicy. Czas zaczerpnąć nieco języka i zyskać obeznanie w świecie. Dom Royce za bardzo się odsunął w cień przez te ostatnie lata. - Rethel Royce nie rzucał słów na wiatr. Naprawdę zamierzał poważnie wrócić do polityki i zyskać obeznanie wśród lordów i rodów. Pozwolił sobie na zbyt długi letarg i teraz musi zrobić co w jego mocy, by nie zostawać zbyt długo w tyle, za innymi. To nigdy nie kończy się dobrze.

< z tematu >


Ostatnio zmieniony przez Rethel Royce dnia Pon Lip 22, 2013 12:12 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down
Aylward Baratheon

Aylward Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
1935
Join date :
30/04/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptySob Lip 20, 2013 1:24 pm

Wydarzenia zawarte poniżej mają miejsce w obozie Baratheonów, czyli kilkadziesiąt jardów od miejsca rozgrywki Reinamra i Rethela ;)

Spójrz na dziecko - jak się bawi. Kilkuletni brzdąc wybiegł na łąkę, już rozradowany, już buźka-słoneczko, oczka-skowronki, nie zatrzyma się, smyrgnął tu, smyrgnął tam, kwiatki, motylki, końskie kupy, stare kości i żwir kolorowy - wszystko go ciekawi, wszystko go cieszy, ze wszystkiego rosną cuda, baśnie, krainy przygód i skarbów. Skacze po kamieniach, chmurach na niebie. Huśta się na gałęzi, ponad pokładem okrętu w sztormie. Śledzi mrówki, armie chitynowych rycerzy atakujące fortece z patyków. Spójrz. Jeśli jest sam, nie zobaczysz, ale jeśli jest z innymi dziećmi, zobaczysz i usłyszysz: ich gry, ich teatry, języki zabawy, mapy pantomimy, drugie, trzecie światy. Nie ma tu strachu i nie ma chęci zysku. Niczego nie muszą. Nakarmieni, zaspokojeni, nieśmiertelni, bezpieczni. Energia przepływa przez wiecznie podekscytowane ciałka. Budzą się i zasypiają ku nieskończoności nieodpartych cudów. Spójrz...

Baratheon ocknął się gwałtownie, jakby ktoś wylał mu na głowę kubeł zimnej wody. Przez krótką, zatrważającą chwilę nie potrafił ocenić, ile czasu spał. Nie był również pewien, co dokładnie go obudziło – czy jakiś dźwięk, czy ruch, a może podświadomie wyczuł, że nie jest sam w... no, tam, gdzie wylądował po całej nocy picia z żołnierzami. Przez moment leżał z zamkniętymi oczami, wsłuchując się we własny oddech, bicie serca i dobiegający z kąta szelest. Wreszcie zdecydował się dyskretnie spojrzeć spod powiek. Ktokolwiek to był, stał tyłem do Aylwarda, grzebiąc zaciekle w podręcznej, skórzanej torbie. Najwyraźniej sądził, że Baratheon nadal śpi. Coś na tyle mocno pochłonęło uwagę przybysza, że Ayl otworzył oczy już bez oporów i możliwie ostrożnie zaczął się podnosić z futer, na których leżał. Niestety, już po pierwszym ruchu okazało się, że o spacerze po namiocie może co najwyżej pomarzyć - choćby dlatego, że był nagi. I choć Baratheon nie ma czego się wstydzić, wolałby nie obnażać się przed człekiem, który wtargnął do jego namiotu, wodząc za nos nawet straż. O ile po nocnej uczcie ktokolwiek był w stanie stawić się na wartę. Jakby tego było mało, w głowie Jelenia panowała brzęcząca pustka, z której wygrzebanie jakiejkolwiek wiadomości graniczyłoby z cudem. Nawet, kiedy skupił resztki sił, by przypomnieć sobie jak tu trafił i przede wszystkim - ile wczoraj wypił... i tak wynikła z tego jędrna dupa. Z dziury w psychice Aylwarda wyłazili jedynie nadzy od pasa w dół żołnierze z wielkimi kutasami, latający wokół ogniska za dziwkami i śpiewający pieśń, której Baratheon wcześniej nie słyszał. Jak przez mgłę pamiętał, że leżąc już w namiocie, jego uszy rejestrowały huczny jubel, wrzaski rycerzy i ich kolorowych przyjaciółeczek, a na szyi czuł czyjeś ciepłe dłonie, zaś przed oczami kołysały się dostojnie piękne, jędrne piersi...
- O kurwa... - ni to stwierdził tożsamość nocnej towarzyszki, ni to podsumował swój nędzny stan, który prezentował leżąc bez sił jak ryba wyrzucona na brzeg. Aylward był prawie pewien, że po opuszczeniu namiotu dowódców wydał rozkaz, by pić mniej niż dekret królewski przewiduje... a potem usiadł przy ognisku ze swoimi ludźmi i wszystkie polecenia straciły na znaczeniu. Dziś rano przyjdzie im za to srogo zapłacić.
- Ser... - zwrócił się do pleców rycerza, który nadal krzątał się w kącie namiotu. Baratheon zacisnął zęby i za nic mając wirujący wokół świat, dźwignął się z posłania, okręcając w pasie szerokim pasem z niedźwiedziej skóry. - Widziałeś mego konia? - jeśli Aylward miałby sporządzić listę najdziwniejszych zwrotów, które wypowiada po przebudzeniu, to ten uplasowałby się na piątej pozycji, ustępując miejsca w czołówce takim słowom jak "droga Lady, skąd wzięłaś się w mym łożu?", "od jutra nie piję" czy "co mogłem, to zapłodniłem!"
Powrót do góry Go down
Reinmar Arryn

Reinmar Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
656
Join date :
03/05/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyPon Lip 22, 2013 10:06 am

Reinmar skinął głową Rethelowi. Wiedział, że był on najlepszym wyborem do zadania z jeńcami. Mimo iż wolał by jeńcy uznali go za zwycięzcę i swego dowódcę, to potrzebował lojalnych żołnierzy. Nic mu było po ludziach, których wierność była choćby w najmniejszym stopniu wątpliwa. Oczywiście, że nowo upieczeni wojownicy Doliny rozdzieleni byliby między różnymi oddziałami, by nie mieć szansy aby myśleć o ewentualnych zamieszkach czy buncie lub zdradzie, ale mimo wszystko i tak wolał pozbyć się niepewnych jednostek.
Reinmar przez kilka chwil wpatrywał się w plecy odchodzącego Chorążego, zastanawiając się nad wieściami jakie przyniósł kruk. To koniec wojny. Wygrali jedną bitwą. Jedną wielką bitwą, w której zmasakrowali ludzi z Dorzecza. Tully nie mieli już prawie wojsk. Chorąży odwrócili się od osłabionego suzerena. Po twarzy zamyślonego Reinmara przebiegł ponury uśmiech. Prawo silniejszego. Gdzieś to już słyszał.
A więc król, któremu nie spieszno było wspomóc lojalnych Arrynów, zdecydował się chociaż zatwierdzić warunki pokojowe.
Reinmar splunął.
Od samego początku działał zgodnie z prawem, nie występując przeciwko Koronie. Powiadomił króla o zdradzieckim ataku Tullych, prosząc o pomoc. Stał na czele obrony Doliny, a tym samym całego królestwa. A mimo to... Jedynie jeden z sojuszników okazał lojalność i wsparcie prawdziwego przyjaciela. A król...?
Arryn, Obrońca Doliny i przyszły Namiestnik Wschodu, rozejrzał się. Poranny gwar przybierał na sile. Żołnierze w końcu się budzili i dochodzili do siebie. Dziwki chyłkiem umykały z namiotów. Szykowano strawę, karmiono i pojone konie. Reinmar wszedł do namiotu. Vera wciąż jeszcze spała. Nie zamierzał jej budzić. Zabrał ze sobą jedynie broń i opuścił namiot, rzucając do strażnika "Jeśli wilczyca zechce, może mnie odszukać u Jeleni".

W namiocie młodego dowódcy Jeleni czuć było zapach wczorajszej gorzały oraz uciech cielesnych z lekką nutką wymiocin, chyba ktoś strzelił przysłowiowego pawia tuż pod namiotem. Widok zaś, który ukazał się oczom Reinmara wcale go nie zaskoczył. Aylward musiał nieźle świętować zwycięstwo.
Podszedł do niewielkiego stołu i nalał wina do pucharów.
- Spragniony? - zapytał sojusznika.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyWto Lip 23, 2013 4:09 pm

Początek

W umieraniu nie ma nic poetyckiego. Są tylko rany, które już się nie zagoją. Sącząca się krew i sączący się ból. Zgrzytanie zębów i zastanawiania się, co by było gdyby. W umieraniu nie ma nic poetyckiego. Żadne ostatnie słowa nie wydają się być najodpowiedniejsze. Żadne nie trafiają w samo sedno. Nie da się opowiedzieć całego swojego życia czy uśmierzyć bólu, przetoczyć krwi W obserwowaniu czyjegoś umierania także nie ma nic poetyckiego. Żal patrzeć, żal zostawać, żal odchodzić. Wszystko żal. Przyciszone światło w pokoju kiedyś zgaśnie. Kiedyś zachłyśnie się słońcem. Kiedyś wrzaśnie. Kiedyś po prostu się wyłączy. Marzymy o odkrywaniu idealnego szlaku, by zdobyć odpowiedzi, które zamkną blade twarze. I kiedy przychodzi moment śmierci, jedyną myślą jest: to nie może się teraz stać. Sordello znał śmierć lepiej niż ktokolwiek w obozie zwycięzców. Na swój sposób był jej uosobieniem. I jako taki doskonale wiedział, że w umieraniu rzeczywiście niewiele jest poezji. Pewnie dlatego ludzie lubią słuchać o trupach, walkach, morderstwie i krwi. Wolą na każdym kroku być pewni, że każdy kiedyś odejdzie z tego świata, nie ważne, czy król, czy sprzedawca bułek. Śmierć jako jedyna jest sprawiedliwa. I to czyni ją piękną.
Co robił w Dolinie? To, co powinien robić każdy bard - obserwował, lecz nie walczył. Widział, ale nie zbrukał się krwią. Czekał i wyciągał wnioski. Układał melodię, do melodii dobierał słowa, do słów przypisywał historię. Problem tkwił w tym, że nie był jedynie trubadurem. Był także mistrzem w swym fachu, jakim jest pomoc w przemijaniu ludzkich istnień. Gdy więc do uszu Sordella dotarła wieść, iż Pstrąg porwał się na Orła, natychmiast wyruszył do Doliny Arrynów. Bo wraz z wojną przychodzi śmierć. A jak już wiemy, ludzie lubią o niej słuchać…
Zapewne zwykły bard nie przedarłby się przez patrole. Jednak Lorathijczyk nie należy do człeków zwykłych i przeciętnych. Z tego też powodu nie musiał pozbawiać nikogo życia, by obrać idealne miejsce z widokiem na pole bitwy i stać się postronnym świadkiem wojennego kunsztu walczących stron. Jako człowiek Gildii wiedział o członkach wielkich rodów znacznie więcej, niż oni sami o sobie. Kochanki, zdrady, niespełnione miłości i marzenia, do których dążono za wszelką cenę… w całej bibliotece wiedzy, jaką posiadał, nie było nic, co naprawdę określałoby charakter człowieka. Ten bowiem definiowany jest dopiero przez ludzkie czyny. Czyny, o których wieść przetrwa lata. Dekady. Wieki. I właśnie to było prawdziwym celem podróży Sordella. Pragnął poznać charakter walczących stron. Ich mocne i słabe strony. Ich dowódców oraz bohaterów. Tych, którzy odpowiednio pokierowani przez kompetentnego, mogą osiągnąć szczyt, sam wierzchołek władzy. Och tak, władza… czyż to nie ona jest kołem napędowym tego świata? Walka o nią, o jej utrzymanie, o jej osłabienie, o jej zniszczenie - wokół tego toczy się życie ludzkie. Życie tych, którzy i tak stoją wysoko na społecznej drabinie, jednak pragną piąć się wyżej, wyżej, wyżej…
Niewielu wie, że prawdziwą władzę nad człowiekiem zdobyć można jedynie poprzez wiedzę. Ludzie sądzą, zresztą błędnie, że władza określana jest w ilości posiadanego wojska lub zgromadzonego kapitału. Owszem, to czynniki mogące ją podbudować, punkty odniesienia w chaosie życia… jednak nikt nie chce pamiętać, że można je utracić. Tak, jak utracił je ród Tully. I gdzież jest jego władza teraz? Gdzie potęga, siła, wielkie wojsko i olbrzymie pieniądze? Odpowiedź jest prosta. W wiedzy. Bo najwydajniej człowiek uczy się na błędach.
Walka polega na starciu dwóch oponentów, przerywana jest według wcześniej ustalonej zasady - czy to po 'pierwszej krwi' czy też po śmierci jednej ze stron. Kiedy jeden oponent nie podejmuje walki, mamy do czynienia ze znęcaniem się, torturami, bestialstwem albo zwykłym tchórzostwem. Czasami jest tak, że strona nie może walczyć, bo doskonale wie, jaki będzie koniec oporu.
W takich momentach mówimy, że sytuacja jest chujowa.
Dla Sordella sytuacja Tullych w rzeczy samej zalatywała chujowizną na wiele mil, jednak ci podjęli walkę. I zapłacili za swą decyzję krwią tysięcy wojowników. Ziemia w pierwszym roku panowania króla Aerysa II Targaryena nasiąknęła krwią poddanych… co nigdy nie wróżyło dobrze panowaniu, wiedział o tym nawet przybysz zza Wąskiego Morza. Wydarzenie to jednak pozwoliło Lorathijczykowi wyrobić sobie zdanie na temat dwóch mężczyzn ze, zdawałoby się, niezbyt związanych ze sobą rodów. Mężczyzn, którzy na stałe połączyli drogi swych żywotów, nawet nie zdając sobie z tego sprawy…
Po bitwie, gdy już rozbito obóz i polano pierwsze dzbany wina, Sordello niczym cień zjawił się wśród żołdaków. Obecność barda w samym środku zwycięskiej opcji początkowo budziła zdziwienie, lecz im dłużej pito i jedzono, tym bardziej ten fakt zdawał się naturalny. Kto bowiem, jeśli nie trubadur, ma uwiecznić bohaterskie czyny walczących? Kto, jeśli nie on, poniesie w świat ich chwałę i sławę? Tak… próżność. Najzwyklejsza ludzka próżność po raz kolejny okazała się dla Lorathjiczyka tarczą. Tarczą… i drabiną, choć to zbyt hucznie powiedziane. Cały wieczór Sordello, śpiewając i grając podchmielonym żołdakom, snuł plan, dzięki któremu mógłby zbliżyć się do jednego z dwóch dowódców, którzy na polu bitwy zabłysnęli jasno niczym komety na nocnym niebie. Los chciał, iż jeden z nich sam zjawił się przy ognisku… Nie trudno zgadnąć, że mowa o młodym dziedzicu Końca Burzy, który kojarzył się swym ludziom z bogiem wojny. Sam Sordello wolał postrzegać go jako lśniące w ciemności ostrze. Ostrze celujące w pierś tych, którzy plugawią pojęcie „honoru” i podnoszą rękę na jego sojuszników. To w oczach Lorathijczyka czyniło Aylwarda Baratheona pionkiem zdolnym spustoszyć planszę… drugą jej część do zniszczenia zostawiając Reinmarowi Arrynowi. Bard nie mógł jednak zdradzić zamiarów zarówno swoich, jak i Gildii. Nade wszystko musiał poznać tego mężczyznę od ludzkiej strony. Na polu bitwy człowiek jest kimś zupełnie innym, zaś dla Sordella o wiele istotniejszym jest to, co mężczyzna czyni po zwycięstwie…
Jaki był wynik obserwacji? Cóż… rycerzem, którego mocno wyzuty z sił Lord Baratheon zapytał o konia, był właśnie Lorathijczyk. I choć nic w jego wyglądzie zewnętrznym nie wskazywało na posiadanie rycerskiego pasa, Aylward zwrócił się nań per „ser”. Szastanie tytułami… czy przezorność i szacunek nawet wobec domniemanego poddanego? Bard energicznie  zamieszał oleisty napój w drewnianym kubku i obrócił się w stronę potomka  Baratheonów.
- Zależy, o którego konia pytasz, panie. - Sordello uśmiechnął się i z rozbawieniem na ogorzałej twarzy, podał półnagiemu mężczyźnie naczynie. - Jeden, narowisty i obiecujący, na pewno jest na swoim miejscu… a drugi stoi przed namiotem i podgryza trawę. - bard poprawił skórzany pas szerokiej torby zielarskiej przewieszonej przez ramię, po czym, zupełnie jakby sobie o czymś przypomniał, ukłonił się przed Baratheonem. - Wybacz, panie. Zwą mnie Sordellem, daleko mi do rycerza, znacznie zaś bliżej do słowika. Było mi dane odprowadzić Cię do namiotu po… - Lorathijczyk urwał na moment, rozglądając się po namiocie. Dzbany po winie, porozrzucane odzienie… wniosek nazuwa się sam - ostatnia noc dla Lorda Baratheona mogła zaskutkować przedłużeniem linii rodu. - … po nocy spędzonej na świętowaniu. - dokończył spokojnie, kiwając głową w stronę drewnianego kubka trzymanego przez Aylwarda. - Wypij, panie. Może i jestem zwykłym bardem, ale potrafię wyleczyć poranne niedyspozyc… - Lorathijczyk nie dokończył z dość prostego powodu - do namiotu wszedł Lord Arryn.  Sordello dzięki wyćwiczonej ostrożności nadal stał pogrążony w mroku pomieszczenia, zatem i jego obecność mogła pozostać niezauważona, oczywiście gdyby zechciał. Jednakże nie to było jego celem - od początku dążył do spotkania tych dwóch mężczyzn na osobności, najlepiej z bliska. Głównie, by dostrzec łączące ich stosunki i dopisać kolejne cechy do całej gamy spostrzeżeń. Głupotą byłoby zaprzepaścić taką okazję.
- Lordzie Arryn. - Sordello, nawykły już do tych nietypowych zachowań mieszkańców Westeros, którzy na każdym możliwym kroku chylą czoła przed wysoko urodzonymi, bez problemu skłonił głowę. By przetrwać w stadzie wron, należy krakać tak jak one. - Lordzie Baratheon, jeśli przeszkadzam… - dodał po chwili niepewnym tonem, łapiąc za opartą o ścianę namiotu nyckleharpę. Nic w jego słowach ani czynach nie było przypadkowe, zaś sam Lorathijczyk był pewien, że nie będzie musiał opuścić namiotu. Wszak to nie zgadzałoby się ze swobodną naturą Baratheona.
Powrót do góry Go down
Aylward Baratheon

Aylward Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
1935
Join date :
30/04/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyWto Lip 23, 2013 6:55 pm

Pewne fakty pozostają niepodważalne, zwłaszcza jeśli tkwicie w samym środku warownego obozu i wszystko wskazuje na to, że wczoraj wystawiliście na próbę pojemność własnych bebechów. Aylward ocknął się z takim kacem, że nawet sama myśl o nim bolała jak diabli, zaś sceny z nocy powracały do niego niemrawo, przypomniały się jak przez mgłę. Nie pozostawia żadnych wątpliwości fakt, iż nade wszystko był tak nawalony, że nie chciało mu się nawet poprawić wina ciemnym piwem, które chłodziło się w bani w kącie namiotu. Za czyjąś pomocą, najpewniej stojącego naprzeciwko grajka, wtoczył się do środka i po tym, jak zobaczył, że na środku jego łoża leży naga kobieta, zapytał w stronę sufitu racjonalnie: "kto, kurwa w dupę mać, wynajął tę damę?", zaś nie usłyszawszy odpowiedzi, otrząsnął się i wybełkotał "no dobra, ja". Warto wspomnieć, iż Baratheon doskonale pamięta, że przyznał to sufitowi, ścianom namiotu, a potem nóżce stołu, która nagle znalazła się tuż przed jego oczami. Aylward potrząsnął ciemną grzywą i przetarł dłońmi oczy, odganiając od siebie resztki błąkającego się na powiekach snu.
- Widzę, że niektórych dowcip trzyma się od rana. - odparł po chwili Baratheon, uśmiechając się jednak pod nosem. Gdyby był w stanie, zapewne zaniepokoiłby się obecnością obcego mężczyzny we własnym namiocie, jednak póki ten odpowiadał na pytania, choć w dość specyficzny sposób, miał święte prawo przebywać pod płóciennym dachem Aylwarda. Gdy niespodziewany gość znów przemówił, Baratheon pozbył się oplatającej jego biodra skóry i sięgnął po porzucone w nocnym chaosie spodnie, które naciągnął na siebie kilkoma ruchami. - Jeśliś rzeczywiście mnie odprowadzał, na pewno wiesz, gdzie podziałem ko… -Ayl  urwał w pół słowa, uklęknął i podpełzł w stronę łoża, wyciągając spod rozrzuconych skór własną koszulę, przypominający raczej kawałek materiału, kilka razy przerzuty i wysrany przez krowę. - … szulę. - dokończył pod nosem, podnosząc się ostrożnie z ziemi, głównie dlatego, że chwilę wcześniej wypity alkohol przelał mu się w żołądku równie energicznie co fale w Zatoce Rozbitków.
- Nie rzygaj, kurwa, nie rzygaj… - poprosił Baratheon siebie samego, oczywiście ze stosowną dawką rozpaczy, po czym wytrzymał minutę z zamkniętymi oczami i uspokajał roztańczony orszak przed oczami.
- Nie będę. - obiecał solennie, spoglądając na barda i klepiąc się delikatnie po udzie. - Jak można tak strasznie pić? - zapytał Sordella, nie oczekując jednak odpowiedzi. Niektóre pytania należy podsumować milczeniem. Aylward odebrał od mężczyzny kubek, z niejaką nieufnością wpatrując się w oleistą zawartość naczynia. Nie mógł mieć żadnej gwarancji, iż trubadur nie chce go otruć… ale na Siedmiu! Lepsza śmierć przez lyseńskie łzy niż z powodu olbrzymiego bólu głowy. Baratheon wciągnął cicho powietrze do płuc i wychylił jednym haustem wywar, który smakował jeszcze gorzej niż wyglądał. Być może właśnie to miało odciągnąć uwagę cierpiącego od „porannych niedyspozycji” i zapewnić wyleczenie z przypadłości. Najważniejsze jednak, by działało szybko, w przeciwnym razie żołnierze będą zmuszeni przywiązać Aylwarda do siodła. Jeśli zaś o żołnierzach mowa! Baratheon już brał się za poszukiwanie pochwy (z mieczem, rzecz jasna), kiedy do jego namiotu zawitał kolejny gość, tym razem jednak mile widziany i na swój sposób nawet… oczekiwany.
- Spragniony? - powtórzył, jakby utwierdzając się w przekonaniu, że nie ogłuchł i dobrze rozumie pytania. Uśmiechnął się w końcu szeroko, rozkładając ramiona, zupełnie jakby miał zamiar uścisnąć Reinmara, co, biorąc pod uwagę skąpy strój Baratheona, mogłoby zostać źle odczytane. Zwłaszcza przez Arryna. - Jak sto kurw w dornijskim porcie. - podsumował trafnym porównaniem, dopiero po chwili przypominając sobie o obecności trubadura. Zerknął w stronę Sordella, z niejakim zdziwieniem przypisując mu zdolność do zlewania się z tłem. Zupełnie jakby był przeźroczystym szkiełkiem z Pentos.
- Nie jestem lordem. - sprostował spokojnie Baratheon, uśmiechając się lekko do barda. - Będę nim dopiero, gdy umrze mój pan ojciec i starszy brat. Czego ani ja, ani cały Koniec Burzy wolałby nie dożyć. - pomimo pragnienia, bólu głowy i ogólnego rozbicia organizmu (czuł się tak, jakby go rozłupano na części, a potem niechlujnie sklejono), odsunął jedno z kilku stojących w namiocie krzeseł i zachęcającym skinięciem głowy zaproponował to samo sojusznikowi oraz poecie. To ci dopiero zacne trio!
- Reinmarze, to Sordello. Bard, odpowiedzialny za poskromienie zwycięskiego sojuszu. Brzdąkał nam na tym swoim skomplikowanym instrumencie całą noc, aż pół armii straciło głos. - w tym prawie Baratheon. Całe szczęście, że jako syn Ziemi Burz już od dziecka nawykł do ciągłego podnoszenia głosu, choćby po to, by przekrzyczeć szalejące na wybrzeżu huragany. - Sordello, zostań, zagrasz coś i zaśpiewasz. Byle głośno. - Aylward przeniósł wzrok na Reinmara, unosząc pytająco brwi. Jeśli będą mówić wystarczająco cicho… czyli tak, by nie dosłyszał ich Sordello, a tym samym nikt postronny poza namiotem, ustalą ostatnie kroki przed powrotem Jeleni do Wickenod i dalej, na południe. - Jakieś wieści z Dorzecza? - zagadnął od niechcenia Baratheon, przesuwając na brzeg stołu misę z suszoną wołowiną, czyli jedynym prowiantem, który żołądek Aylwarda zaakceptuje. Pod tym niepozornym pytaniem kryło się jednak drugie dno. Dno, pełne wyczekiwania na masę innych informacji. Czy Whent zareagował? A Frey? Co z Mallisterem? Jakikolwiek chorąży zareagował po wieści, że ich suzeren rozpętał wojnę?
Powrót do góry Go down
Reinmar Arryn

Reinmar Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
656
Join date :
03/05/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptyWto Lip 23, 2013 7:43 pm

Reinmar przypatrywał się wnętrzu namiotu i powolnej pobudce Aylwarda Baratheona. W głowie Arryna wciąż przewijały się obrazy z dnia wczorajszego. Mężny rycerz w pysznej zbroi, dzierżący wielki topór, od stóp do głów ubabrany we wrażej posoce, mózgu i wnętrznościach. Gromkim głosem wołał na swych ludzi, uwijając się w jak w ukropie. Armia Tullych kładła się przed nim i jego jazdą niczym łany zboża pod kosą cierpliwych chłopów. Młody, zawzięty, nieustraszony. Arryn przypomniał sobie jak ruszy konno w jego kierunku. Jeden z rogów na hełmie młodzieńca był ułamany, będąc kolejnym dowodem, że Baratheon nie próżnował. Przypomniał sobie powiewające na wietrze sztandary Jeleni i Orłów oraz braterski uścisk dłoni, gest wyrażający więcej niż najkwiecistsze ze słów. Moment, dla którego warto było iść w sam środek rzezi, spoglądając Śmierci w puste oczodoły.
Z rozmyślań wyrwały go słowa barda.
- Przyszły Lordzie Arryn - skorygował. Wielu ludzi popełniało ten błąd, nazywając w ten sposób synów Lordów wielkich rodów Westeros.
Jego wzrok znów padł na Aylwarda.
Wnosząc po jego stanie, ciągu nocy młodzieniec musiał wojować równie mężnie co w czasie bitwy. Zapewne nie jeden kufel i niejeden puchar zostały opróżnione przez młodego Jelenia. Zapewne niejedna kurwa posmakowała też jego przyrodzenia. Cóż, to było prawo zwycięzców. Świętować ile sił, wiedząc, że następnej bitwy może nie być im dane przeżyć. Mimo woli, Reinmar uśmiechnął się swoim niezbyt pięknym uśmiechem i klepnął sojusznika w ramię. Młody Baratheon zjednał sobie sympatię Arryna, co wcale nie nalezało do łatwych zadań.
Gdy Aylward przedstawił barda, Reinmar skinął mu głową, zauważając, że mężczyźnie z łatwością przychodziło pozostanie w cieniu.
Usiadł na wskazanym krześle. Sięgnął po puchar z winem. Ciemna ciecz przyjemnie chłodziła gardło. Nie zamierzał jednak dużo pić. Zwycięstwo zwycięstwem, ale przyszedł czas, by podjąć decyzje, co robić dalej.
- Wieści - powtórzył Reinmar. - Więcej ich niż się spodziewasz, Aylwardzie.
Sięgnął po suszoną wołowinę i ugryzł kawałek.
- Bardzie, prosimy zagraj coś dla nas.
Przeżuł kolejny kawałek mięsa. Gdy był już pewien, że jego słowa dotrą tylko i wyłącznie do uszu młodego Jelenia, zaczął mówić:
- Freyowie i Mallisterowie odwrócili się plecami do swych suzerenów, ruszając na Riverrun. Zastali tam jednak już wojska Lannisterów - Reinmar uśmiechnął się półgębkiem. - Nie doszło jednak do oblężenia, gdyż wcześniej brat mój, przebywający w Przystani doszedł do porozumienia w sprawie warunków pokoju. Krótko mówiąc, jest już po wojnie. Warunki są dla nas satysfakcjonujące, wolimy więc wyrzec się zemsty.
Odchylił się na krześle.
- Zamierzam jak najszybciej wyruszyć do Przystani, by dopilnować pewnych spraw związanych z zawarciem pokoju.
Milczał przez chwilę.
- Aylwardzie... - zaczął poważnie, po czym urwał. Nie wiedział jak wyrazić w słowach swoją wdzięczność sojusznikowi. - Na wszystkich bogów i wszystkie piekła, wiedz, że po wsze czasy będę Twym dłużnikiem i będę szczęśliwy, wiedząc, że będzie nam jeszcze dane stanąć ramię w ramię.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptySro Lip 24, 2013 2:21 pm

Czymże może zajmować się bard, jeśli nie śpiewaniem? Zwłaszcza, gdy dość jasno i wyraźnie go o to proszą? Gdyby Sordello był z natury nieco zrzędliwy, zapewne zacząłby pluć sobie w brodę, że nie przyjął innej tożsamości. Tożsamości, która miast grania i nucenia pozwalałaby mu na czynny udział w walce… ale czy ta kraina potrzebowała kolejnego ostrza? Czy jakikolwiek najemny wojak miałby dostęp do zamkowych komnat? Naturalnie nie. Wszystkie decyzje Lorathjiczyka były zatem dokładnie przemyślanie, dla ludzi jego pokroju zjawisko „przypadku” nie ma racji bytu… inna sprawa, że bycie bardem, czy też raczej wcielanie się w jego rolę, nie jest zajęciem tragicznym. Nade wszystko wiąże się z darmowymi napitkami, zwłaszcza gdy posiada się lekko zachrypnięty, niski głos, wywołujący na ciele słuchaczy dreszcze. Trubadurzy też nie muszą się martwić o noclegi, drzwi domostw i zamków stoją dla nich otworem. Wszystko zaś za kilka ballad.
Sordello skłonił lekko głowę, słysząc sprostowania tytułów obydwu mężów. W ich słowach nie było zbędnej pokory, żaden się nie krygował. Lorathijczyk podróżując po Westeros przywyknął do zadufanych młodzieńców, którzy na siłę kazali tytułować się lordami, choć bliżej im było do giermków rycerzy, którzy służyli na dworach ich ojców. Bard jednocześnie nie mógł być pewien, czy zjawisko to dotyczy jedynie co pomniejszych rodów, czy siedząca przed nim dwójka jest ewenementem na skalę wszystkich Siedmiu Królestw. Jeśli zaś tak rzeczywiście ma się sytuacja - nie dziwota, że odnaleźli się w wojennej zawierusze...
- Wedle życzenia, pieśń sławiąca bohaterów bitwy, która zmieniła losy wojny… - Sordello uśmiechnął się delikatnie, kładąc na kolanach nyckleharpę, nazwaną przed Aylwarda Baratheona „skomplikowanym instrumentem”. W rzeczy samej, nie był on rozpowszechniony w Westeros, co Lorathijczyk zdołał zauważyć zaledwie rok po przybyciu w te strony. Czyniło to jednocześnie avainviul, bo i takim określeniem można nazywać instrument, czymś egzotycznym, jedynym w swoim rodzaju, a także… znakiem rozpoznawczym Sordella. Ta nyckleharpa różniła się jednak od swych sióstr. Nade wszystko grający na niej nie musiał używać rzeźbionego kawałka fernambuku, na który naciągnięto końskie włosie. Struny wprawiane były w ruch opuszkami palców.
- Powiedz wdzięczna harpo moja… - zaczął niskim, lekko zachrypniętym tonem, subtelnie przejeżdżając palcami po instrumencie, jakby była to kochanka. - U mnie lico, duma twoja, cóż może być piękniejszego… nad człowieka rycerskiego? Rycerskiego… rycerskiego! - wedle życzenia młodego Baratheona, pomimo lekkiego bólu gardła, który i tak nie mógł zaszkodzić ochrypłej barwie głosu Lorathijczyka, Sordello śpiewał głośno. A nawet bardzo głośno, zapewne ku wściekłości wszystkich tych, którzy jeszcze odsypiali wczorajszą noc. - Arryn zasię w mocnej zbroi… warownym obozem stoi, który po sytym obiedzie armię Tullych w śmierć zawiedzie, w śmierć zawiedzie… w śmierć zawiedzie! - dźwięki nyckleharpi tylko cudem wzbijały się nad głos barda, który przystukując nogą rytm, po raz kolejny śpiewał pieśń zwycięstwa, stworzoną dla wojaków, nie zaś dam. Dla kobiet bowiem będzie musiał zanucić coś, co wysławi nie tylko waleczność obu dowódców, ale i ich… uczucia. O zgrozo.
- Baratheon z chorągwiami… głośny rogiem i bębnami bieży pochylony borem , by wnet wroga ściąć toporem, ściąć toporem… ściąć toporem! A wnet Ryba śmierci nuci, aż ją w skrzelach ostrze młuci: „Dziś nie wrócę, bo mnie nie ma! Nie rzekłam nawet „do widzenia”… Szarży pewnego Jelenia nie odparłam! Dziś raczej nie wpadnę... bo umarłam!” - Sordello, pomimo dość sporego hałasu, jaki było mu dane stwarzać, słyszał strzępki z rozmowy dwóch mężczyzn. Frey. Riverrun. Lannister. Pokój. Królewska Przystań. Choć Lorathijczyk z wiadomych względów nie słyszał wszystkiego, potrafił wywnioskować, że w tej wojnie bitwa w Dolinie była pierwszą i ostatnią… czy to oznaczało jednak koniec problemów? Sordello z doświadczenia wie, że to dopiero początek… - Inna rybka takoż rzeknie… aż jej z gardła krew pocieknie: „Manewry Orzeł miał mocno brawurowe! Miecz bez pardonu hulnął i odebrał mi głowę! Więcej moja głowa w Dolinie nie postanie… Wilcza Skóro i Reinmarze, oddać głowę, dranie!” - zwinne palce Lorathijczyka przejechały po stronach nyckleharpi, jednak sam bard widząc, że obaj dowódcy jeszcze nie zakończyli rozmowy, na poczekaniu wymyślił kolejne wersy, przypominając sobie noc przy ognisku z dziedzicem Końca Burzy. - Powiedział Aylward, że życie jest jak drakkar! Powiedział Aylward, że życie jest jak drakkar - życie jest jak drakkar, trzeba wiedzieć kiedy wysiąść! Ucałowałbym mu poroże, mógłbym przysiąc! - tym pozytywnym akcentem Lorathijczyk kilka razy uderzył palcami o struny i zakończył pieśń, kłaniając się teatralnie. Wie wystarczająco wiele, zaś najbardziej cieszy go fakt, że przynajmniej jeden z dwóch interesujących go mężczyzn zmierza do stolicy Siedmiu Królestw…
- Czujesz się lepiej, panie? - Sordello te słowa skierował dopiero po chwili w stronę Baratheona, stwierdzając, że wywar winien zacząć działać, zaś sam Aylward miast cierpieć na ból głowy - oddychać pełną piersią bez odrobiny zmęczenia.
Powrót do góry Go down
Reinmar Arryn

Reinmar Arryn
Nie żyje
Skąd :
Dolina Arrynów
Liczba postów :
656
Join date :
03/05/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptySro Lip 24, 2013 9:05 pm

[wybaczcie krótki post, za pozwolenie Ayla ruszam towarzystwo z Doliny; Sordello możesz do nas dołączyć, miły bardzie!]


Dziwna była to konwersacja, której towarzyszył śpiew barda, który zaiste mistrzem był w swym fachu. Dwóch dowódców, choć nie musiało się długo naradzać, zdecydowało się omówić następne posunięcie w najmniejszym szczególe. Och nie, to nie byli jedno wojownicy, lecz ludzie o bystrych umysłach, zdolni podejmować nietuzinkowe decyzje, świadomi praw jakimi rządziło się Westeros oraz ich konsekwencji. Choć wygrali bitwę, urządzając przeciwnikowi rzeź o jakiej długo miał pamiętać świat, nie zamierzali pozwolić, by euforia za bardzo uderzyła do głów. Choć więc rozumieli się lepiej niż można by się tego spodziewać, narada ich przeciągnęła się tak długo, że gdy skończyli, Słońce było już wysoko na niebie, przyjemnie przygrzewając ostatnimi letnimi promieniami.

Gdy zaś decyzja została podjęta, nie zwlekając ni chwili dłużej, zabrali się za wydawanie poleceń. W obozie zawrzało. Żołnierze posłusznie zabrali się za wykonywanie rozkazów. Rozesłano odpowiednie wiadomości. Każdy wiedział co ma robić. Daleko było jeszcze do wieczora, gdy dwaj dowódcy w towarzystwie grupy konnych ruszyli na szlak.

[towarzystwo zt]
Powrót do góry Go down
Ariel Tully

Ariel Tully
Nie żyje
Skąd :
Riverrun
Liczba postów :
179
Join date :
27/04/2013

Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 EmptySob Lis 09, 2013 11:50 pm

Wszystko działo się tak szybko. Nawet nie zdążyła się zastanowić, czy to dobry pomysł, gdy zaczęła się pakować i wyjechała wraz z siostrą do Orlego Gniazda. Wszystko tutaj było takie obce. Niby zamek był bardzo ładny, służba sumiennie wypałniała swoje obowiązki, a Ariel jak zwykle całymi dniami spacerowała, wyszywała i grała na instrumentach, a wieczorami czytała książki o cnych rycerzach w lśniących zbrojach, jednak to nie było to samo, co w Dorzeczu. Przez braci, którzy zmarli na wojnie, oraz śmierć ojca Riverrun zostało puste. Sama nie wiedziała, czy powinna pewnego dnia oznajmić, że wraca do domu i potrzebuje ludzi, którzy ją tam odprowadzą. Przecież sama nie poradzi sobie. Była wychowywana na damę. Grzeczną córkę ojca, posłuszną siostrę braci, która kiedyś wyjedzie za wysoko urodzonego kwalera, żeby zająć miejsce u jego boku. Teraz wypadałoby, żeby sama zajęła się sobą. Nie miała nic, oprócz nazwiska, które kiedyś budziło respekt, a aktualnie przypominało o zdrajcach, którzy złamali królewski pokój. Była zrospaczona, gdy pewniego dnia, w Orlim Gnieździe, gdzie zdecydowanie nie czuła się jak w domu Artemis oświadczyła, że wyjeżdżają do Riverrun. Odwiedzić ojczyznę. Artemis miała tam wiele swoich ulubionych rzeczy, przecież wyjeżdżały tylko na turniej, a Ariel nie tylko potrzebowała swoich sukien, ale i kontaktu z rodzinnym zamkiem. Zawsze była sentumentalna i jako dziecko zapierała sie, że zostanie tam na zawsze. Na co rodzeństwo odpowiadało śmiechem, bo przecież to Roderick, jak dziedzic Riverrun miał tam pozostać. Ona powinna zostać czyjąś żoną i wyjechać z rodzinnego zamku. Ariel nie spała przez całą noc przed wyjazdem. Była podekscytowana tym, że zawita do ojczyzny. W godzinę po usłyszeniu informacji była już spakowana, a przecież Lady Ariel zajmowało to zazwyczaj całe popołudnie, a z samego rana gotowa czekała na Artemis i niewielką eskortę przy wejściu do stajni. Następnie razem z siostrą wsiadła do powozu, w którym miała dojechać do domu.
- Dziwnie się czuję, że w Riverrun nie będzie ojca, ani Rodricka, Edana, Quentyla... - szepnęła do siostry w momencie, gdy mijali Krwawą Bramę. Westchnęła i wyjzała przez okno. Jakoś cieszyła się, że opuszcza to miejsce. Czuła się tutaj jak w niewoli.
/zt?/
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Teren na zachód od Krwawej Bramy   Teren na zachód od Krwawej Bramy - Page 3 Empty

Powrót do góry Go down
 

Teren na zachód od Krwawej Bramy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3

 Similar topics

-
» Północna część obozowiska przy Krwawej Bramie
» Zachód
» Zachód
» Zachód
» Trakt na zachód

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Dolina Arrynów-