a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Różany ogród - Page 2



 

 Różany ogród

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
Alysanne Tyrell

Alysanne Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
93
Join date :
26/04/2013

Różany ogród - Page 2 Empty
PisanieTemat: Różany ogród   Różany ogród - Page 2 EmptyNie Kwi 28, 2013 12:14 pm

First topic message reminder :

Różany ogród - Page 2 Tumblr_l2akys8zux1qz4kfuo1_500
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Rowan Hightower

Rowan Hightower
Reach
Skąd :
Reach, Stare Miasto
Liczba postów :
73
Join date :
11/08/2014

Różany ogród - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród - Page 2 EmptySob Gru 06, 2014 11:43 pm

Żar lał się z bladego, cynowego nieba topiąc zielone, rozkołysane na delikatnych podmuchach wiatru rośliny w morzu gorąca. Majacząca w oddali, jasna altana sterczała spośród zielska niczym samotna wyspa. Biały budynek w promieniach słońca wydawał się wyschły i skurczony od gorąca i wiatru, porzucony wśród łąk jak ogryziona kość. Hightower spokojnie odgarnął lepkie strąki włosów ze spoconego czoła. Czas był spojrzeć prawdzie w oczy.
Życie nigdy nie spełniało stawianych mu oczekiwań.
Martwota różanego ogrodu, ukryta pod pozornie huczącym życiem kwitnących kwiatów, uwijających się jak w ukropie pszczół i wszechobecnej służby, wydała się dziedzicowi Starego Miasta naraz przytłaczająca, niemal wiekuista. Powietrze drgało upałem, zamazywało kontury przedmiotów, zarówno kwiaty, jak i sylwetki ludzi zdawały się migotać, nierzeczywiste niczym złudzenie.
Dokładnie takie złudzenie, jakim brutalnie okazywał się ludzki żywot.
Rowan zadrżał mimowolnie, zupełnie jakby ktoś musnął zimnym ostrzem skórę jego szyi; w głębi duszy Hightowera ocknął się nagły lęk, zimny, groźny, niedobry. Bo chociaż ciało dobrze pamiętało każdą deskę twardej jak kamień pryczy w karczmie, umysł niczego dokładnie nie pamiętał. Owszem, Rowan swobodnie tasował odległe wspomnienia, dzieciństwo, wczesną młodość, rodzinny dom, bliskich, ale te obrazy nie układały się w żadną spójną historię. Przypominały opasły wolumin z ilustracjami nakreślonymi przez drżącą rękę maestra. Im bliżej teraźniejszości, szkice stawały się bardziej rozmyte, nieczytelne, jakby tusz jął gwałtownie blaknąć. W pewnym miejscu zaczynała się wielka opalizująca dziura, obejmująca okres kilku miesięcy, czas, który zwykle mieści się pomiędzy przeszłością a chwilą obecną. Przerażająca pustka zupełnej amnezji. Hightower czuł, że doznał wtedy jakiejś dojmującej straty, ale nie potrafił jej sobie uświadomić (nie chciał jej sobie uświadomić, pragnął wyrzucić poza granice pamięci dni, tygodnie, miesiące, lata po śmierci żony). Nawet wspomnienia z odbytej przed kilkoma dobami podróży zachodziły już mgłą, blakły. Roiły mu się jako półsenne obrazy, zamazany katalog strzępów. Poważne brązowe twarze wieśniaków mijanych po drodze, poorane niczym wiosenne pola, były niczym jak tylko mało istotnym skrawkiem przeszłości, który bez chwili wahania można cisnąć w huczące płomienie teraźniejszości.
W kącikach ust Rowana zaigrał roztargniony uśmiech, gdy dziedzic Starego Miasta wychwycił spojrzenie spacerującej tuż obok panienki Valerie. Dziewczyna zmieniła się tak, jak zmienia się każda piękna, dorastająca kobieta – zwłaszcza, jeśli jest Różą. Hightower nie wiedział, w czym tkwi potęg urody kobiet z rodu Tyrell; ich cera zawsze była gładsza, jaśniejsza, bardziej perfekcyjna, zupełnie jak płatki kwiatów. Ich włosy zawsze były bardziej miękkie, lśniące, mieniące się feerią refleksów w promieniach łagodnego słońca. Ich mowa zawsze była bardziej czysta, adekwatna, wyważona i przemyślania. Ich gesty, czyny, decyzje, wszystko, co mogło zostać dostrzeżone przez postronnego obserwatora, posiadały nieuchwytną, lecz nader wyraźną delikatność, której Rowan próżno mógłby doszukiwać się u przedstawicielek innych, wysokich rodów.
Może to powietrze? Słodkie powietrze wypełnione wonią róż?
Wielka, przysadzista, podobna do wiejskiej baby lipa rozsiadła się na skraju ścieżynki biegnącej przez ogród, rzucając zbawienny cień na miękką, zieloną trawę, w której jak oszalałe cykały świerszcze. Blade kwiaty o mięsistych liściach roztaczały słodki, mdlący aromat padliny. Od upału kręciło się w głowie. Parne powietrze wdzierało się do płuc niechętnie, dławiące jak knebel, jednak jakakolwiek próba wycofania się, ucieczki bądź odwrotu… po prostu nie wchodziła w grę.
- Nie ma odpowiedniego sposobu ani okoliczności na przekazywanie podobnych wieści, pani. – dziedzic Starego Miasta skinął ostrożnie głową, zupełnie jakby pragnął utwierdzić się we własnym przekonaniu… choć naturalnie miał rację.
Wszak zawsze ją miał.
Przekazywanie wiadomości o śmierci przyjaciela, wroga, członka rodziny bądź zwykłego kucharza, który od trzydziestu lat przyrządzał posiłki, nigdy nie było rzeczą prostą. Sposób, w jaki podobne informacje zostaną zaakceptowane, zależał tylko i wyłącznie od specyfiki ludzkiej psychiki… zaś Rowan Hightower od momentu śmierci swej żony nie miał problemu z zaakceptowaniem śmierci.
Prędzej czy później Nieznajomy przywita się z każdym z nas.
- Jeśli szukasz sprawiedliwości, pani… - przez usta dziedzica Starego Miasta przemknął cień smutnego uśmiechu, gdy mężczyzna splótł ręce za plecami, spokojnie wpatrując się w kruchą, dumną sylwetkę Valerie Tyrell. - … znajdujesz się w złej części świata. Jeśli gdziekolwiek znajduje się kraina, gdzie hasło sprawiedliwości wciąż jest żywe, leży ona daleko poza granicami Siedmiu Królestw. - … czy też raczej: daleko poza znanym nam światem. Może gdzieś za Asshai bądź za Morzem Zachodzącego Słońca było miejsce, gdzie każdy mógł szukać równości, miłości i braterstwa. Być może.
Być może podobna kraina wcale nie istniała.
Być może należało już dziś zaprzestać karmić dzieci podobnymi bajkami. Dla ich własnego dobra.
- Niewiele jest mnie w stanie zasmucić, pani… choć śmierć Twego brata bez wątpienia budzi żal w sercu niejednego chorążego Lorda Tyrella. – Hightower przesunął obojętnym wzrokiem po lśniącym ostrzu nożyczek ujmowanych w dłoń przez pannę Valerie; krzak róży zaszeleścił cicho, gdy dziewczyna sięgnęła po jeden z okazałych kwiatów. – Zaś ja zdaję się reprezentować smutek ich wszystkich. – zakończył spokojnie dziedzic Starego Miasta, odrywając wzrok od urodziwej twarzy Tyrellówny i przenosząc spojrzenie na krążącego nad ich głowami ptaka; majestat zwierzęcia najlepiej widoczny był w locie, o czym Rowan mógł przekonać się na własne oczy, śledząc cień sokoła, dryfujący na tle błękitnego nieba.
- Prawdziwa sztuka polega na tym, by potrafić obronić to, co się posiada. – kąciki ust Hightowera wygięły się w lekkim uśmiechu, gdy oderwał spojrzenie od zwierzęcia, ponownie poświęcając pełnię swej uwagi pannie Valerie. – Kiedy zaś zostanie nam to odebrane, należy zawalczyć o odzyskanie utraconych dóbr… bądź osób. – dłoń dziedzica Starego Miasta spokojnie powędrowała w stronę jednego z okazałych, delikatnych pąków róży – palce Rowana musnęły ostrożnie miękkie płatki bladoróżowego kwiatu, zupełnie jakby Hightower dokładnie ważył w myślach kolejne słowa.
Ba, było rzeczą pewną, iż to czyni.
- Uroda najpiękniejszych róż nigdy nie przemija, pani. – mężczyzna uśmiechnął się spokojnie, wbijając spokojne spojrzenie w pannę Tyrell. – Wszak jesteś tego najlepszym przykładem. – gładkie, wyważone, choć zaskakująco szczere słowa Rowana były owocem krótkiego namysłu, na którego efekty nie trzeba było długo czekać. Choć Hightowerowi łgarstwa przychodziły z niezwykłą łatwością… w pewnych sytuacjach jeszcze łatwiej było być prawdomównym.
Jak teraz na przykład.
Powrót do góry Go down
Jenna Flowers

Jenna Flowers
Skąd :
Reach
Liczba postów :
33
Join date :
02/02/2014

Różany ogród - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród - Page 2 EmptyNie Lip 05, 2015 4:20 pm



Jenna nie wiedziała, co ze sobą począć. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Odkąd w Wysogrodzie zaczęło się pojawiać coraz więcej gości, dziewczyna unikała pokazywania się, jak zwykle nie chcąc wadzim tym, którzy gardzą takimi jak ona. Ale to nic. Zawsze było dokąd pójść i z kim porozmawiać, nawet jeśli byli to służący, czy stajenni. Przesiedziała trochę czasu z kucharką, pomagając jej, mimo przeciwów, a potem poszła odwiedzić swojego sokoła.
Kiedy pomysły się wyczerpały, sprawdziła, czy aby ktoś ważny nie przebywał w ogrodzie i po minutach oględzin, pobiegła do swojej komnaty po torbę z przyborami do pracy. Rozlożyła na ziemi porwaną z łóżka narzutę i zrobiła z niej miejsce do siedzenia. Na niej umieściła nożyk i drewienka. Chciała wystrugać coś osobistego - swoją rodzinę, z naciskiem na tych, którzy odeszli. Usiadła wygodnie ukryra w cieniu i zabrała się do pracy.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Różany ogród - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród - Page 2 EmptyNie Lip 05, 2015 4:58 pm

Rodzinne spotkania były fascynujące, ale na dłuższą metę potrafiły nudzić. Laurelier uczestniczyła w każdym tego typu przyjęciu, niemniej wolała się przyglądać wszystkiemu z boku niż czynnie brać udział. Kiedy tylko nadarzała się okazja dziewczyna dyskretnie ulatniała się z sali bankietowej. Tak też stało się i teraz, gdy tylko pojawiła się odpowiednia okazja Laurelier ukłoniwszy się gościom opuściła salę. Tłok stanowczo nie wpływał na nią pozytywnie, czuła się przytłoczona. Dlatego też niemalże natychmiast skierowała swoje kroki ku wyjściu z posiadłości. Miała ochotę się przewietrzyć i nieco oczyścić swój umysł, a najlepszym miejscem do tego okazały się ogrody. Jednak nim udała się ku przepięknym ogrodom zawitała jeszcze do swojego pokoju. Z szuflady biurka wyjęła niewielki dziennik oraz coś do pisania, kto wie może podczas odpoczynku na świeżym powietrzu najdzie ją wena. Leurelier bardzo często tworzyła swoje wiersze przebywając właśnie w ogrodach, które miały kojący i twórczy wpływ na jej umysł.
Przechadzała się po kolejnych zamkowych korytarzach pozostawiając po sobie słodki zapach kwiatów by w końcu dotrzeć do wyjścia. Promienie słońca otuliły jasną i delikatną skórę dziewczyny. Ta uśmiechnęła się na widok tych wszystkich wspaniałych krzewów i kwiatów. Nieco dalej ujrzała znajomą twarz wygodnie siedzącą sobie na narzucie. Dziewczyna zmrużyła lekko oczy po czym skierowała się powoli ku znajomej twarzyczce. Po paru krokach rozpoznała dziewczę, przez co jej uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Ścisnęła nieco swoje podręczne przyrządy i ruszyła nieco szybciej do siostry. Nie przejmowała się zbytnio wszechobecną opinią na jej temat, bowiem Laurelier oceniała ludzi według swoich własnych kryteriów. Kiedy znalazła się tuż obok niej, lekko się nachyliła nad dziewczyną spoglądając zaciekawiona na jej poczynania.
- Jenna, miło Cię widzieć. Ogród o tej porze roku wygląda przepięknie prawda? Ciepłe promienie słoneczne, delikatny wiatr i słodki zapach kwiatów. Mogę się dosiąść ?
Powrót do góry Go down
Jenna Flowers

Jenna Flowers
Skąd :
Reach
Liczba postów :
33
Join date :
02/02/2014

Różany ogród - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród - Page 2 EmptyNie Lip 05, 2015 6:39 pm

Szatynka przekrzywiła głowę, oceniając swoją pracę. Póki co miała dopiero początek, ale i tak krytycznym okiem oceniała swoją pracę. Chociaż miejscowe dzieci były zwykle zachwycone jej figurkami, ona sama tylko marszczyła czoło i myślała, że zawsze mogło wyjść lepiej. Nawet teraz zastanawiała się, czy aby za wiele nie wycięła. W jej oczach, bezkształtny klocek miał jednak pewien zarys i chyba tylko artystyczna dusza, mogła odkryć to, co widziała ona.
Tak pogrążoną w myślach dziewczynę zastała Laurelier. Jenna zwykle była czujna, ale przy pracy zawsze przebywała w innym świecie i łatwo ją było zaskoczyć. Tak było i teraz. Usłyszawszy głos zamrugała oczami i dopiero po kilku sekundach odwróciła głowę. Jej oczom ukazała się smukła postać urodziwej blondynki, która była jej starszą, przyrodnią siostrą. Szczęśliwie fakt, że miały inne matki jakoś jej nie przeszkadzał i obie były dla siebie rodziną w życiu, a nie tylko tą samą krwią w żyłach. Nigdy jej nie odtrącała, a Jenna obdarzała ją bezgranicznym zaufaniem płynącym ze swojego czystego, łagodnego serca.
- Tak - zgodziła się z nią ochoczo. Jen lubiła przesiadywać w ogrodzie lub na balkonie. Mury ją ograniczały, a na powietrzu czuła swobodę i radość. Może nie koniecznie o tym marzyła, ale przynajmniej mogła tu siedzieć do woli i rozkoszować się przestrzenią. Nawet jeśli wbicie się w suknię było dla niej problemem i nie potrafiła zachwycać się barwnymi materiałami i ozdobami, kolory kwiatów i całej natury były dla niej czymś, co zawsze ją fascynowało. Nie potrafiła nie dostrzegać ich piękna.
- Zapraszam - zrobiła dla niej miejsce, zagarniając kilka klocków drewna na drugą stronę i odłożyła na chwilę swoją pracę.
- Myślałam, że jesteś gdzieś w zamku z innymi - rzekła cicho, skubiąc rąbek swojej tuniki. - Ale cieszę się, że tu zajrzałaś. Ostatnio nie mam z kim porozmawiać, każdy gdzieś biega, coś robi, gdzieś jedzie... - a Jenna jak zwykle umownie się chowała i przemykała tu i tam, nie pojawiając się tam, gdzie jej nie chcą.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Różany ogród - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród - Page 2 EmptyNie Lip 05, 2015 9:16 pm

Matka ta sama czy inna, to nie robiła różnicy Laurelier. Ta kochała swoją siostrę za to jaka była, nie za to jaka płynęła w niej krew. Nigdy nie miała powodów, aby ją odtrącać, bowiem rodzinę ma się tylko jedną. Owszem zdarzały się siostrzane kłótnie, ale to było raczej czymś normalnym. Owe sprzeczki bardziej zdawały się zbliżać do siebie te dwie przedziwne istoty niż poróżniać. Laurelier  zawsze lubiła przebywać w towarzystwie swojej młodszej ukochanej siostrzyczki. Szanowała ją i ufała bezgranicznie z czystej siostrzanej miłości. Była gotowa zrobić dla niej wszystko, by z jej twarzy nigdy nie schodził ten łagodny, promienny uśmiech.
Niejednokrotnie Laurelier przyglądała się rzemiosłu swojej siostry, które cieszyło nie tylko małe dzieci, ale również oczy Laurelier.  Sama kiedyś próbowała się tego nauczyć, ale zwyczajnie bogowie nie obdarowali ją talentem do rzeźbienia. W zamian otrzymała smykałkę do pisania i bardzo często siedząc właśnie w ogrodach zatracała się w świecie swojej wyobraźni, następnie przelewając wszystko na papier. Jenna za to miała sporo talentu rzeźbiarskiego i spokojnie mogła rzeźbić za nie dwie. Tak czy inaczej obie posiadały artystyczną duszę, może właśnie dlatego w wielu kwestiach miały podobne zdanie? Bo kto lepiej zrozumie drugiego artystę, niż inny artysta?
Laurelier nie czekała zbyt długo, gdy tylko jej siostra zrobiła dla niej miejsce tuż obok siebie ta natychmiast się dosiadła. Odłożyła na chwilę swój dziennik oraz pióro na bok, aby poprawić nieco swoją lekko suknię co by wygodnie się ułożyła. Jednocześnie przerzuciła swoje splecione włosy przez ramię. -Hala pełna znamienitości, a każda z nich kroczyła po cieniutkiej sieci słów w nadany przez siebie rytm. Stałam i przyglądałam się jak dawali się ponieść tej niewidzialnej muzyce, stąpając po niewidzialnej sieci. Swe kroki stawiali pewnie, a mimo to zdawali się plątać we własnej grze słów. Nawet zamknięty w klatce ptak potrzebuje czasem rozprostować swe skrzydła.- odparła łagodnym tonem. Laurelier nigdy nie udzielała się w tego typu zjazdach. Wolała się wszystko obserwować i analizować na swój własny sposób. Łagodnie przejechała po brązowych włosach siostry.- Wiesz, że zawsze chętnie spędzę z tobą czas. Kiedy mnie nie widzisz to na pewno wiesz, gdzie mnie szukać. W końcu obie znamy ten zamek jak mało kto, bowiem nieraz po nim się razem błąkałyśmy nieprawdaż? Co tym razem rzeźbisz?
Powrót do góry Go down
Jenna Flowers

Jenna Flowers
Skąd :
Reach
Liczba postów :
33
Join date :
02/02/2014

Różany ogród - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród - Page 2 EmptyNie Lip 05, 2015 10:23 pm

Jenna lubiła to, jak siostra potrafi ubrać w słowa to, co się działo. Sama nie była najlepsza w mowie, cechowała ją prostota, ale podobało jej się to. Uśmiechnęła się pogodnie.
- To nie dla nas - podsumowała. Zadziwiające, że panny Tyrell kochały swobodę. Valerie, ich kuzynka też wolała być poza uwagą zgromadzonych i tylko kiedy trzeba, przebywała w towarzystwie osób. Dobrze pamiętała jaka była podczas wyprawy na Północ. Ta kobieca solidarność była bardzo przyjemna.
- Dobrze trafiłaś. Mamy ogród tylko dla siebie - przynajmniej na razie. Póki nie przyjdzie komuś do głowy, by pójść na spacer, dziewczęta mogły bez przeszkód zajmować się sobą i tym, co ze sobą przyniosły.
- Wiem, wiem - odetchnęła głęboko i spojrzała w oczy Laurelier. - Ale mnie znasz, zawsze mi się wydaje, że jesteś zajęta, dobrowolnie lub pod przymusem - nikt nie mówił tego głośno, ale kiedy dzieci Lorda Tyrella ginęły lub umierały, bratankowie byli coraz cenniejsi. Ani się obejrzeć, a ojciec wyda ją za kogoś, tak jak wuj zrobi to samo z Val. I z kim zostanie? Kiedy wszystkie kuzynki odejdą z domu, ona zostanie sama jak palec. Miała nadzieję, że ktoś ją przygarnie jako swoją pomoc. Jenna chętna była nawet do służenia siostrze lub kuzynkom, byle tylko nie pozostać samą. Raczej wątpiła w to, by małżonki panów z rodu Tyrell ją zaakceptowały.
- Zgadza się - zaśmiała się cicho, przypominając sobie, jak przypadkiem znalazły miłosne gniazdko jednego z kuzynów i przyłapały go na całowaniu jakiejś dworki. Obie śmiały się później, przypominając sobie minę chłopaka.
- Myślę, że powinnyśmy się wybrać na oględziny zamku któregoś wieczoru. Może znowu trafi nam się coś ciekawego. Albo na kogoś wpadniemy, albo czegoś posłuchamy... - Jenna miała większą swobodę, dlatego znała i dogadywała się ze służbą i wartownikami. Jednego lubiła szczególnie i czasem jej coś ciekawego opowiadał. - Niedługo się przekradnę do twojej komnaty i cię z niej porwę - ostrzegła. Na pewno będą się dobrze bawić.
Z odpowiedzią na pytanie zwlekała, ale w końcu zdradziła, co robi.
- Strugam figurki, które mają symbolizować naszą rodzinę. Szczególnie tych, którzy odeszli - w krótkim czasie było ich bardzo wiele. Trzeba było myśleć o przyszłości, ale strat nie da się łatwo zapomnieć, tym bardziej, że jedną z nich był brat dziewcząt.
- To w zamyśle ma być Theodore. Nie będzie za nic podobny, ale ważne, by wyglądał jak mężczyzna. Tęsknię za nim, nauczył mnie tak wiele i akceptował to, że nie jestem jak inne dziewczęta. Uczył mnie obrony, zabierał na przejażdżki... po prostu był obok. Brakuje mi go, tak jak i innych - Flowers była związana z rodziną, nieważne, czy spędzali z nią mniej, czy więcej czasu. Byli jej familią i nic tego nie zmieniło. Przeżywała każdą radość i każdy smutek Tyrellów. I chciała im pomagać.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Różany ogród - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród - Page 2 EmptyPon Lip 06, 2015 7:12 pm

Czasem nawet prostota była piękniejsza niż najpłynniej dobrane słowa. Te bardzo często były jedynie słowami, pustymi i bardzo często niestety nieprawdziwymi. Słowa samo w sobie zatraciło na znaczeniu pod wpływem codziennych intryg i polityki. Słowo nie było już tak piękne jak niegdyś. W tym właśnie Laurelier podziwiała swoją siostrę. Za jej prostotę, którą przekształcała w cudowne własnoręcznie robione rzeźby, które cieszyły jej oczy.
- To prawda, starają się być wynieśli i wszechwiedzący, a tak naprawdę są zaślepieni własną grą. To prawda, teraz jest do naszej dyspozycji. Coś mi się zdaje, że nie prędko ktoś tu zawita, wszyscy są raczej zajęci sobą. –odparła z lekkim wzruszeniem swoich drobnych ramion. Swoją drogą to było przyjemne, że Laurelier nie była jedyną Panną z rodziny, która ceniła sobie swobodę, chociaż gdyby przyjrzeć się bliżej to one wszystkie były poniekąd wolne, a mimo to zamknięte w złotych klatkach.
Na następne słowa Laurelier pozwoliła się zanurzyć w oczach swojej siostry tym samym odwzajemniając jej przenikliwe spojrzenie swoim. Oczy od dawna były odzwierciedleniem duszy, duszy, która teraz była niczym otwarta księga dla Jenny. Jeżeli tylko chciała mogła odczytać z niej wszystko bowiem jej siostra nie miała niczego do ukrycia przed swoją siostrą. Każda nawet najdrobniejsza emocja była teraz zapisana w postaci jednego słowa na białych kartach duszy Laurelier. Ta westchnęła lekko jak, gdyby potwierdzając słowa swojej siostry. Tkwiło w tym ziarno prawdy. Czasem była przytłoczona obowiązkami nie koniecznie z własnej woli.- Czasem tak, czasem wszyscy starają się zagospodarować mój czas nawet nie pytając mnie o zdanie. Nie zmienia to jednak fakty, że jestem gotowa wymknąć się chociażby po to, aby móc spędzić z tobą parę chwil. Ostatnimi czasy dość rzadko się widywałyśmy. Może to przez te częstsze zjazdy, sama już nie wiem- odparła obdarzając uśmiechem swoją siostrę. Niestety smutna prawda była taka, że prędzej czy później Laurelier opuści dom ojca wydana za mąż. Laurelier bardzo często prowadziła wewnętrzne spory sama ze sobą. Z jednej strony pragnęła pozostać w tej złotej, ale bezpieczniej klatce. Z drugiej zaś strony pragnęła się uwolnić by rozwinąć skrzydła i niczym ptak unieść się w przestworza by poznać ten ogromny świat, lub też odlecieć z jednej klatki do drugiej. Wszystko tak naprawdę zależało od jej ojca, a ona sama jedyne co mogła to pokornie poddać się jego woli, niemniej jakakolwiek padłaby decyzja nie chciała zostawiać za sobą swojej siostry o tym była całkowicie przekonana.
Delikatnie przejechała dłonią po jej policzku uśmiechając się- coś Cię martwi prawda? Znam to spojrzenie kochana. Boisz się, że Cię zostawię? Niedoczekanie, przecież jesteśmy niczym papużki nierozłączki- odparła łagodnie. Jeżeli kiedykolwiek będzie musiała faktycznie opuścić dom, to z całą pewnością będzie błagała swego ojca o pozwolenie na zabranie siostry ze sobą, jeżeli ta oczywiście wyrazi zgodę.
- To nie głupi pomysł, oby tym razem nasza kucharka nie ganiała nas przez cały zamek. Jak przypomnę sobie ileż z nami przeszła, trochę mi jej szkoda.- dodała lekko chichocząc pod nosem.- Możemy podsłuchać, a masz kogoś konkretnego na myśli? Ależ zakradaj się kiedy chcesz, zawsze jesteś mile widziana tylko nie strasz mnie!- odpowiedziała tym razem wybuchając śmiechem. – Co do wpadania na kogoś oby to nie był żaden strażnik. Ciężko takim się nieraz wytłumaczyć chociaż niektórzy zdają się być naprawdę mili. To miłe, że upamiętniasz zmarłych, to prawda zbyt wielu zostało nam odebranych. Niechaj bogowie świecą nad ich duszami. – to był miły gest z jej strony bowiem mało kto tak naprawdę pamiętał o tych wszystkich, których już na tym świecie nie było. Na jej słowa Laurelier znów pogłaskała ją delikatnie po głowie po czym chwyciła po swoje przyrządy patrząc w dal jakby szukając inspiracji. Lekko przygryzła pióro zamyślona wpatrując się w potężne drzewo dumnie stojące przed nimi. Po chwili zaczęła coś skrobać w swoim notesie jakby napędzana nieludzką siłą. W chwili, gdy do jej uszu dotarły kolejne słowa na chwilę oderwała się od pisania. Nie mówiła o tym głośno, ale sama również tęskniła z Theodore.- Ja też za nim tęsknię, był dobrym człowiekiem. Pamiętam jak zabierał Cię na przejażdżki, a te sprawiały Ci zawsze dużo radości. Pamiętaj jednak jedno on zawsze będzie z nami w naszych sercach tak długo jak o nim i innych pamiętamy.- odparła kierując lekki uśmiech w stronę siostry. Tak samo jak ona, również Laurelier była mocno związana ze swoją rodziną. Kochała każdego z jej członków i była gotowa zrobić dla nich absolutnie wszystko bo przecież rodzinę miało się tylko jedną. To z nią przeżywała radości i smutki tak jak teraz robi to ze swoją siostrą.
Powrót do góry Go down
Jenna Flowers

Jenna Flowers
Skąd :
Reach
Liczba postów :
33
Join date :
02/02/2014

Różany ogród - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród - Page 2 EmptyWto Lip 07, 2015 6:07 pm

- Może pójdę po owoce? Jeśli mamy spędzić tutaj więcej czasu, może nam się przydadzą. Dzisiaj jest tak ładnie, szkoda siedzieć w murach - Jen miała ochotę spędzić tam tak wiele czasu, na ile mogła. W końcu i tak nikt nie potrzebował jej do niczego. Czasem wiernie towarzyszyła pannom Tyrell, ale raczej jako ich cień i ewentualną osobę, która po coś pójdzie, czy przekaże jakieś wieści. Była przynajmniej zaufana i nieprzekupna. W tych niedobrych czasach i przy wielu niepochlebnych słowach, Tyrellowie mogli liczyć najbardziej na siebie samych.
I takie chwile jak ta, były na wagę złota. Ostatnie wydarzenia najlepiej pokazywały, że los bywa okrutny i każda chwila może być ostatnią. Pomyśleć, że nie tak dawno bawiły się na weselu Cailet w Winterfell, a teraz i jej nie było. Takich przykładów było dużo więcej.
Laurelier naprawdę wiedziała, co trapi jej siostrę, bo wyraziła słowami to, co właśnie przeszło jej przez myśl. Spuściła wzrok i ze smutkiem zaczęła skubać trawę.
- Tylko czy pozwoliliby na to? - zapytała. - Będziesz mogła zabrać ze sobą jakieś służki i dworki, więc może bym się mogła wkręcić. Nie chcę zostać sama. Mężczyźni mają politykę i wojny, a kobiety? - a panny pochodzące z nieprawego łoża na cuda liczyć nie mogły. No dobrze, każdy wiedział, że jej nie interesuje zamążpójście, suknie i biesiada, ale mimo wszystko nie chciała pozostać niewidzialna.
- Dzisiaj ma dobry humor - powiedziała wesoło, na wspomnienie kucharki. - Pomagałam jej trochę i chyba była zadowolona, nawet dostałam kilka ciastek - przypomniała sobie i wyciągnęła czystą chustkę, w której zawinięte były nieco pokruszone smakołyki. Rozłożyła je, by i siostra mogła skosztować.
- Strażników zostaw mnie. Lubią mnie, trochę ich urobiłam - jako typowa chłopczyca, zawsze miała w zanadrzu coś, o czym mogła z nimi porozmawiać. Czasem wymykała się na wieże czy balkony, bo podziwiać widoki, szczególnie nocnego nieba. Poza tym mogła usłyszeć coś, co mogło być im przydatne. Mała spryciula.
- Tak, masz rację - wiadomo, że trudno się było pogodzić ze stratą. Tak naprawdę chyba nigdy nie było dobrze, może tylko trochę lżej.
- O czym teraz pisałaś? - zaciekawiło ją, ale nie próbowała podglądać. Kiedy będzie chciała, to jej pokaże. Sama wróciła do pracy, zeskrobując drobne wiórki z figurki.
- Jutro wybieram się na przejażdżkę konną, będziesz mogła jechać? - Jenna zapewne mogła towarzyszyć jakimś osobom, bo przecież sama nie mogła, ale gdyby Tyrellówna była z nią, na pewno otrzymałyby eskortę i mogły trochę dłużej zabawić poza zamkiem.

Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Różany ogród - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród - Page 2 EmptySro Lip 08, 2015 10:29 pm

- Może pójść z tobą ? Albo wiesz co, czekaj.- przerwała po czym szybko wstała z płachty i podeszła do jednego z drzew w ogrodzie. Tak się składało, że była to jabłoń, a nie ma przecież nic lepszego niż świeże owoce zerwane prosto z drzewa czyż nie? Laurelier zerwała parę jabłek i umieściła jej na swojej sukni, która posłużyła za prowizoryczny kosz. Po wszystkim wróciła do swojej siostry kładąc owoce na płachcie. Nie czekając zbyt długo wzięła owoc i z wielkim apetytem wgryzła się w skórkę.
- Mmm, ale są słodkie musisz spróbować. Masz rację pogoda jest przepiękna nie ruszajmy się stąd, przynajmniej jeszcze nie teraz. Takie chwile są ulotne i rzadkie, trzeba je łapać kiedy tylko się da.- odparła zajadając się jabłkiem. Laurelier doskonale pamiętała o swoich obowiązkach wobec rodziny, niemniej uwielbiała spędzać czas z dala od obowiązków, polityki i tych wszystkich ludzi. Bowiem kto wie co niosła ze sobą przyszłość w tych ciężkich czasach, kiedy każdy członek rodu był na wagę złota. Kto wie, może niedługo nie będzie jej dane zasiadanie w ogrodach. Na słowa swej siostry kobieta skierowała na nią swój przenikliwy wzrok, obdarowywując ją szczerym uśmiechem.
- Jeżeli kiedykolwiek będę musiała opuścić dom to poproszę ojca, albo może brata. Może za jego namową ojciec by się zgodził. Chyba, że faktycznie zechcesz się przebrać za jedną z dworek. Z tego co pamiętam doskonale potrafisz się kamuflować droga siostrzyczko, a mało kto potrafi opanować tą sztukę do perfekcji. Pytanie czy, aby na pewno pragnęła byś opuścić dom. Wiesz, że nic nie chcę robić na siłę. Pragnę byś była szczęśliwa- odparła na słowa swej siostry. Może i pochodziła z nieprawego łoża, ale wciąż należała do rodziny. Szkoda tylko, że tak mało osób o tym wiedziało, wszakże krew nie była wszystkim. Los jednak potrafi się odmienić i kto wie co czeka Laurelier i jej siostrę. Może wcale nie będzie tak jak przewidują, to były jedynie gdybania o nieznanej przyszłości.
- Udobruchałaś ją. Ojej pamiętam zawsze zakradałyśmy się do kuchni po te ciasteczka. Nawet po tylu latach smakują tak samo dobrze jak za dawnych lat. Może i zabrzmi to głupio, ale radują mnie takie małe rzeczy, które mają w sobie tyle wspomnień. Na przykład ciastka, niby nic, a potrafią przywołać tyle obrazów z przeszłości.- dodała spoglądając na pokruszone słodkości. Odłożyła ogryzek jabłka na trawę by nie pobrudzić płachty, po czym pozwoliła sobie na skosztowanie jednego z mniejszych kawałków. Na jej twarzy pojawił się iście dziecięcy uśmiech, zupełnie tak jakby odjęto jej w magiczny sposób lat. Laurelier poczuła się znów jak mała dziewczynka radośnie paradująca w kuchni.
- Cóż lubią Cię bardziej niż mnie. Chociaż tego nie wiem, nie rozmawiam z nimi zbyt często. Mam wrażenie jakby mnie unikali.- odparła lekko wzruszając ramionami. Zawsze jej się kłaniali nisko i odpowiadali tak oficjalnie. Szanowała ich za to, ale na dłuższą metę takie zachowanie robiło się dość uciążliwe. To tak jakby nie mogła normalnie z nikim porozmawiać.- Ah wiersz, dopiero zaczęłam.- odparła po czym sięgnęła po swój dziennik i zaczęła czytać to co zdążyła już napisać.
- Było miejsce w mym starym domu. Miejsce, gdzie razem się bawiliśmy dłoń w dłoń. Delikatny wiatr muskał zieloną trawę, tańczącą razem z nami. Byliśmy tacy młodzi i nieustraszeni. Czas przemijał, tyle się zmieniło, ale tamto miejsce pozostało w sercu mym. Gdzie jesteś, mam Ci tyle do powiedzenia? Czekałam, lecz w końcu ruszyłam w ślad za tobą. Nigdzie Cię nie odnalazłam, lecz ty nadal trwasz i latasz przy mnie niczym motyl. Twój głos nadal brzmi w sercu mym. Na zawsze pozostaniesz w pamięci mej.- zakończyła czytać swój wiersz.- jest jeszcze sporo rzeczy, które muszę poprawić, ale zawsze jest to jakiś zalążek. Z tobą, chętnie wiesz jak bardzo lubię jeździć konno. Myślę, że uda mi się przekonać ojca, ale wiesz jak to będzie. Cała świta za nami pojedzie o ile Ci to nie będzie przeszkadzać. Chyba, że mam się wymknąć i pojedziemy same- dodała lekko chichocząc pod nosem.
Powrót do góry Go down
Jenna Flowers

Jenna Flowers
Skąd :
Reach
Liczba postów :
33
Join date :
02/02/2014

Różany ogród - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród - Page 2 EmptySob Lip 11, 2015 9:58 pm

Jenna obserwowała uważnie poczynania siostry i uśmiechnęła się, kiedy ta wróciła z jabłkami w sukience. Zaśmiała się znowu i chętnie poczęstowała się jednym z nich. Naprawdę było soczyste i smaczne. Czy gdzieś istniały lepsze, niż te z Wysogrodu? Wątpiła.
- Zgoda tutaj, to jedno, zobaczymy dokąd cię los zaniesie. Jeśli niedaleko, to może nikomu by to nie przeszkadzało. Wiem, że są tacy, którym niskie pochodzenie przeszkadza, a posiadanie bękarta plami honor rodziny. Trudno winić takiego za grzech rodzica, ale jednak to skaza w rodowodzie - mówiła to spokojnie, ale z nutką smutku. Oczywiście rozumiała to wszystko, jednak winą powinno się obarczyć winowajcę, nie zaś potomka. Poza tym Jenna cieszyła się tym, że została u ojca, który mógł ją utopić, lub oddać komuś. Kto wie, gdyby urodziła się gdzie indziej, może byłaby zmuszona do prostytucji, albo w ogóle by już nie żyła.
- Mnie nie trzeba wiele. I tak zawsze trzymam się z tyłu, nie przeszkadza mi praca. Gorsze jest noszenie sukni - jęknęła na samą myśl. Kilka jej się podobało, ale ona w czymś takim? Na weselu na Północy udało się ją tam wcisnąć w coś naprawdę kobiecego i ładnego, ale nie czuła się wcale dobrze. Może i miała swoje kreacje, na wszelki wypadek, ale Jen nawet nie sprawdzała, czy aby jeszcze nie zjadły ich jakieś mole. Zawsze uważała się bardziej za chłopczycę i tak zostało. W ogóle nie przywiązywała wagi do stroju czy uczesania. Nawet teraz jej ubranie bardziej przypominało chłopięce, niż dziewczęce.
- Nie chodzi o to, że nie lubią. Po prostu cię nie znają. Ja wydaję im się bliższa, bo jestem tak naprawdę znajdą. Nawet nie wiem kim jest moja matka - wzruszyła ramionami. - No i mogę przyjść kiedy chcę, czasem coś pomogę, zagadnę. Tak naprawdę nie masz tylu okazji co ja, a oni śmiałości. Dumna panienka Tyrell. Ale nie martw się, to nie oznacza, że zła czy nieprzyjazna - puściła jej oczko. Dla niej była ukochaną, starszą siostrą, z którą zawsze mogła porozmawiać. Nigdy jej nie odrzucała, co zaowocowało ogromnym oddaniem.
Jenna położyła się i patrzyła w niebo, podczas gdy Lauriel zaczęła czytać. Widziała wszystko oczami wyobraźni. Blondynka miała dar układania myśli w słowa, pięknie przelewała to na papier. A Jen uwielbiała opowieści i poezję.
- Piękne - podsumowała, na dwie, trzy minuty po tym, jak siostra skończyła czytać. Pojedyncza, słona kropla spłynęła jej z oka i zniknęła gdzieś we włosach.
- Uda się, bo ja ci pomogę. A strażą się nie przejmuj. Zostawimy ich gdzieś w tyle, by mieli na nas oko i to wszystko. Bo bez tego to raczej będzie kiepsko - pomysł był dobry, też wolała się wymknąć, ale każdy Tyrell, nie zależnie od wieku i płci, miał swoich wrogów. Nie warto kusić losu. Nawet jeśli się nie oddalą zbytnio, to i tak lepiej się trzymać innych.
- Musimy zapytać o zgodę szybko, zanim ktoś mnie ubiegnie i porwie cię w jakiś kąt zamku. Ale spokojnie, jestem gotowa o ciebie walczyć. Specjalnie naostrzę miecz - zapewniła, żartując sobie, ale kto wie - bronić się przecież potrafiła, brat ją nauczył, a do tego podglądała często treningi na placu.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Różany ogród - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród - Page 2 EmptyNie Lip 12, 2015 3:27 pm

- Dziwię się, że dla niektórych pochodzenie jest na wagę złota. Grzech, grzechem. Niestety bardzo często cierpią na tym dzieci będące owocem takiej miłości. Tak czy siak mi nie przeszkadza to kim jesteś, bo jesteś moją kochaną siostrzyczką, a do tego taką zadziorną- dodała głaszcząc dłonią włosy swojej siostry uprzednio odkładając pióro i notes. Chciała ją nieco pocieszyć bowiem czuła bijący od niej smutek, chociaż ta starała się go ukryć. Laurelier kochała ją za to jaka była i nigdy, ale to przenigdy nie marzyła o lepszej siostrze.- ah tak zawsze lubiłaś luźniejsze ubrania. Pamiętam jak byłyśmy małe często latałaś w chłopięcych strojach, tak, że sporo osób Cię myliło z chłopcem. Sama nawet czasem się myliłam. Swoją drogą, gdyby dobrać Ci odpowiednią kreację…Chociaż nie taką Cię wolę o wiele bardziej. Zawsze wprowadzałaś wiele życia do zamku i za to Cię kocham – dodała nadal głaszcząc swoją siostrę. W pewnym momencie nawet pozwoliła sobie zapomnieć o wszystkich zasadach i gdy ta nic już nie jadła to Laurelier zaczęła ją łaskotać tak jak za dawnych lat. Takie chwile były bardzo ulotne, toteż korzystać trzeba było z nich ile się da, a odrobinę wygłupów jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
- Może masz rację, zawsze znajdzie się ktoś kto za mną chodzi i pilnuje. Trochę Ci zazdroszczę i dziękuję Ci za te słowa otuchy, ale od łaskotek się nie wymigasz !- odparła jeszcze przez chwilę ją łaskocząc. Na puszczone w jej stronę oczko dziewczyna uśmiechnęła się łagodnie, kochana Jenna zawsze będzie dla niej tą kochaną siostrą dla której Laurelier zrobi wszystko.
- Ciekawa myśl w takim razie wyjedziemy jutro z samego rana? Dzisiaj zapytam się ojca, powinien się zgodzić, a jak nie to poproszę brata. Może obejdzie się bez walki sir Jenno mój drogi rycerzu w lśniącej zbroi.- dodała śmiejąc się.
Powrót do góry Go down
Elstan Tyrell

Elstan Tyrell
Reach
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
387
Join date :
12/05/2014

Różany ogród - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród - Page 2 EmptySro Sty 20, 2016 5:39 pm

Prawdziwie fascynujące, prawdziwie wyzywające, obiecujące prawdziwą satysfakcję estetyczną jest to, że po raz pierwszy od długich miesięcy Elstan Tyrell opuszczał własną komnatę bez jakichkolwiek obaw. Zaskakująco odprężony, unoszący kąciki ust w niemal nieustającym uśmiechu sprawiał wrażenie znacznie młodszego niż jeszcze w połowie mijającego roku. Co było przyczyną tej – zdawałoby się – zaskakującej przemiany duchowo-wizerunkowej, tej transfuzji zupełnie nowych sił witalnych, owego niespodziewanego zastrzyku energii? Dwa słowa.
Allya Baratheon.
A raczej: jej brak.
Przed dwoma dniami opuściła Wysogród, udając się w rodzinne strony, by to tam spędzić przełom roku – korzystając przy tym najpewniej z ostatniej takiej okazji. Wraz z córką Lorda Burzy zniknęły również irracjonalne, choć nader dokuczliwe obawy. Zaskakujące, jak ledwie jedna, niepozorna, szczupła niczym wierzba kobieta potrafi zatruć życie mężczyzny samym swym jestestwem. Dla Elstana wielce niewygodny był fakt, że panna Baratheon stanowiła jego dokładne, niemal karykaturalne przeciwieństwo – niewiele posiadali cech wspólnych, jeszcze mniej zaś tematów, w których oboje by się zgadzali. Allya była niesamowicie precyzyjna w kwestiach natury przyziemnej, co działało na jej korzyść— lecz zawsze trzeba założyć, że istnieje możliwość oszustwa, zaaranżowanego, być może, przez nią samego. Albo… albo, na Bogów, że to wszystko nonsens.
Czy ona gra z nami w jakąś skomplikowaną grę?
Oczywiście, jest zdolna do wszystkiego, chytra i zmierzła, wyuczona zaskakujących sztuczek, klecąca skomplikowaną fikcje, tak by zwabić bezradnego Tyrella na całkowitą zagładę; rytualna krwawa łaźnia pośrodku Reach, za przyzwoleniem lordowskich głów. Najprawdopodobniej Elstan przypisywał Allyi więcej przewrotności, niż jej rzeczywiście posiadała, przenosił na nią swoją gorączkową, zwichrowaną, androgyniczną niestabilność. A ona tymczasem wydaje się zupełnie szczera - momentami sympatyczna, niebiańsko piękna dziewczyna mogąca zaoferować znacznie więcej niż własne ciało. Czekało ich wszak wspólne życie – jeden na jednego, w ciągłym starciu, wspaniała równowaga, bipolarna mandala. Mimo to Elstan przez ostatnie miesiące pobytu panny Baratheon w Wysogrodzie każdego dnia drżał w więzach zwątpienia, wisząc między śmiercią a życiem. Dla Allyi z kolei zaręczyny były czymś średnio niepokojącym, zupełnie jakby stanowiły mroczną wersję gry w cyvasse, egzystencjalistyczną podróż po zagładę lub nieskończoność. Dla Elstana z kolei – o, dla niego to zupełnie coś innego. To kwestia estetyczna, kwestia treści wypełniającej formę.
Które z nas podda się losowi jako pierwsze?
Wiele wskazywało na to, że najpewniej nie panna Baratheon – nie z tym swoim gwałtownym głodem życia, jak przystało na córkę Burzy: ona przylgnie do butelki pełnej nieskończoności, będzie musiała, nawet przez chwilę nie pogodzi się z możliwością znalezienia się między tymi, którzy muszą odejść, by inni mogli żyć. Zdawało się, że w tej niedoskonałej symbiozie to Elstan jest ofiarą: ofiarą na jej prywatne usługi.
Niech powie tylko słowo, a zrobi dla niej więcej niż może. Decyzja w pełni dobrowolna, prawdopodobnie pierwsza taka decyzja w jego życiu.
Mimo wszystko Tyrell posiadał pewną przewagę nad swą narzeczoną: to on, nie ona posiadał tę półmistyczną cechę, tę mglistą dzikość umożliwiającą człowiekowi poważne zaangażowanie w coś, co w ostatecznym rozrachunku musi się okazać wytworem wyobraźni. Siedziało w nim to wraz z dużą inteligencją, fizycznym tchórzostwem i pasją robienia pieniędzy, ot, Elstan Tyrell w całej swej okazałości, ze spokojnym wzrokiem i obracaną pomiędzy palcami monetą.
Nawet nie zauważył, gdy dotarł do – najpewniej – najbardziej ulubionego oraz cenionego przez siebie miejsca w całych Siedmiu Królestwach: przyodziane w jesienną szatę, powoli obumierające ogrody Wysogrodu przyciągnęły go dzisiaj niczym muchę do miodu, niemal zmusiły, by zaczął wędrować po misternie brukowanych ścieżkach, pomiędzy ogołoconymi z kwiatów krzewami i opadającymi, drobnymi listkami. Było w tym coś uspokajającego, coś, co sprawiło, że zupełnie oderwał się od rzeczywistości, nawet nie zauważając, iż w swym małym królestwie spokoju ma niespodziewanie spodziewane towarzystwo.
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Różany ogród - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Różany ogród

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2

 Similar topics

-
» Ogród
» Różany Trakt
» Różany Trakt
» Ogród Aegona

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Reach :: Wysogród-