a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Różany ogród



 

 Różany ogród

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Alysanne Tyrell

Alysanne Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
93
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Różany ogród   Różany ogród EmptyNie Kwi 28, 2013 12:14 pm

Różany ogród Tumblr_l2akys8zux1qz4kfuo1_500
Powrót do góry Go down
Alysanne Tyrell

Alysanne Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
93
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyNie Kwi 28, 2013 12:31 pm

Pogoda była piękna, żadnej chmurki na niebie, a dzięki chłodnemu wietrzykowi temperatura była wyjątkowo przyjemna. Niemal wszyscy ludzie wyszli na ulice, korzystając z faktu, że nie było nic przyjemniejszego od chwili spędzonej na świeżym powietrzu. Również Alysanne wybrała się na spacer. Pomiędzy chwilami spędzonymi na czytaniu książek w setkach języków, lubiła również chodzić samotnie po mieście i zagadywać do ludzi, poznawać ich lepiej. Bardzo długo spacerowała po zamku, zagadując spotkanych ludzi, zarówno tych wysoko urodzonych, jak i prostą służbę. Nie bez powodu miała tak dobrą opinię u prostego ludu, interesowała się jego sprawami i problemami. W końcu zdecydowała, że potrzebuje chwili dla siebie. Niespiesznym krokiem skierowała się do różanego ogrodu. Była niemal pewna, że był on miejscem, z którym każdemu kojarzyło się to miasto. Weszła w jedną z alejek obsadzonych pięknymi kwiatami, rozkoszując się ich słodkim zapachem. Może niektórzy Tyrellowie mieli już dość róż, ale nie ona. Większość swego życia spędziła z dala od rodziny, te charakterystyczne kwiaty pozostawały dla niej tylko wspomnieniem. Stanęła przed jednym z krzewów i nachyliła się nad nim, wdychając jego zapach. Brązowe włosy miała rozpuszczone i teraz przysłoniły całą jej twarz. Przez chwilę mogła pozostać sam na sam, ze swymi myślami. Miała tyle zmartwień, że w jej umyśle trwała w tym momencie prawdziwa gonitwa myśli. Niedługo pewnie dowie się z kim to zostanie zaręczona. Nie była temu przeciwna, wiedziała, że wychodząc za mąż przysłuży się rodzinie. Nie pragnęła wolności, wiedziała jaka rola przypadała jej, jako młodej dziewczynie. Cóż, chyba już dostała swoją porcję szczęścia, była jedną z niewielu kobiet, które mogły kształcić się i podróżować gdzie chciały. Była wdzięczna rodzicom, że pozwolili jej na tak wiele. Wiedziała, że jej mąż na pewno nie będzie księciem z bajki, nie była naiwna. Martwiła się jedynie, aby nie okazał się oprawcą. Pewnie jej rodzina nie pozwoliłaby na jej katowanie, ale... W dodatku zbliżał się bal dla króla. Wyprostowała się i zaczepiła włosy za ucho.
Powrót do góry Go down
Lorent Tyrell

Lorent Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
66
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyNie Kwi 28, 2013 1:33 pm

Pogoda nie powinna być tak ładna, kiedy człowiek słyszy niezbyt wesołe wiadomości. Lorent przez jakiś czas siedział w swojej sypialni, próbując zaciągnąć zasłony, by pogrążyć się w ciemności, czy coś w tym stylu. Jednak w trakcie tego przejawu buntu zobaczył przez okno najmłodszą z Tyrellów przechadzającą się po ogrodach. Chciał na początku to zignorować, bo ostatnie na co miał obecnie ochotę to jeszcze większe obcowanie z różami. Jednak kiedy siedzenie w na krześle i wbijanie noża w biurko nic konkretnego mu nie przyniosło, oprócz jeszcze większej ilości czarnych myśli, zirytowany wyszedł na zewnątrz i skierował się do ogrodów, gdzie widział wcześniej Alysanne. Chwilę pochodził między różami szukając siostry, już od dawna nie zauważał w ogóle piękna Reachu. Najwyraźniej najmłodsza Tyrellówna, wręcz przeciwnie, bo właśnie pochylała się nad różą, kiedy Lorent znalazł ją w jednej z alejek. Kiedy się wyprostowała stanął za nią, położył dłonie na jej biodrach i pocałował w policzek, po czym przesunął się, by stać naprzeciwko siostry.
- Nie wyglądasz na wesołą, Alysanne – powiedział wyciągając dłoń w jej stronę, by wziąć siostrę pod rękę i ruszyć się z nią wzdłuż krzaków róż. On za to od razu lepiej się czuł w obecności dziewczyny. Lorent uważał, że jego siostry były najcudowniejszymi kobietami na świecie i zawsze bardziej się martwił o nie niż o siebie. Chociaż to póki co on dowiedział się właśnie, że to co nieuchronne prawdopodobnie wkrótce go czeka, a mianowicie ślub. Po ostatnim małżeństwie nie miał najmniejszej ochoty na zawarcie kolejnego. Zniósłby to pewnie lepiej, gdyby nie to, że dowiedział się skąd będzie jego przyszła żona. Na bogów, Wyspa Niedźwiedzia? Rozumiał, że muszą przywrócić stabilizację między rodami po ostatnich zerwanych zaręczynach, ale mogli podsunąć zachłannym Mormontom chociaż jego młodszego brata. Nie śpieszył się z ogłoszeniem tych niesamowicie radosnych nowin swojej siostrze, bo pewnie od razu wyczuje niechęć Lorenta do tego, żeby ponownie ślubować wierność dziewczynie, która a najlepszym wypadku mogłaby posiadać jedną, niezbyt wielką wyspę.
Powrót do góry Go down
Alysanne Tyrell

Alysanne Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
93
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyNie Kwi 28, 2013 2:20 pm

Pogrążona w swoich myślach nie dostrzegłaby zapewne nawet przelatującego smoka, a co dopiero przedstawiciela jej własnej rasy. Omal nie podskoczyła zaskoczona, gdy poczuła czyjeś dłonie na biodrach, a następnie pocałunek złożony na jej policzku. Niemal od razu rozpoznała w mężczyźnie brata i na jej ustach zagościł delikatny uśmiech. Przebywanie z bliską osobą niemal zawsze poprawiało jej humor, to chyba było u nich rodzinne. Ruszyła razem z nim alejką, błądząc wzrokiem po mijanych roślinach. Czy aż tak bardzo widać było, iż coś zaprzątało jej myśli i nie pozwalało choćby na chwilę błogiego spokoju? Nie była pewna, czy powinna dzielić się z kimkolwiek swymi obawami. W sumie to nie były one przecież takie głupie. Nie była dziewczynką, której jedynym zmartwieniem byłoby, czy jej narzeczony będzie przystojny, zastanawiała się nad czymś o wiele poważniejszym. Zdecydowała, że z bratem może podzielić się swymi myślami, na pewno okaże jej wiele zrozumienia.
- Moje myśli zaprząta to co nieuchronne - moje przyszłe zamążpójście.
Nie wiedziała kto miał zostać jej mężem i to ją martwiło. Gdyby chociaż znała możliwych kandydatów mogłaby co nieco się o nich dowiedzieć. Niemal o każdym krążyły plotki, a wystarczyło umieć słuchać, by je poznać. Niepewność była dla niej najgorszą z możliwych rzeczy, pozwalała na snucie różnych, przerażających domysłów, które męczyły ją praktycznie przez całe dnie. Rano, gdy wstawała i wieczorem, gdy kładła się spać, wciąż o coś się martwiła. Z pomiędzy krzaków doleciała do jej uszu melodia śpiewana przez jakiegoś ptaka. Brzmiała pięknie i była kolejną rzeczą, jaka nieco poprawiła humor Alysanne. Wyglądało na to, że Siedmiu jest łaskawych i nie pozwoli jej się dzisiaj pogrążać w czarnych myślach. Może ten dzień nie będzie taki zły, jak rano myślała?
Powrót do góry Go down
Lorent Tyrell

Lorent Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
66
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyNie Kwi 28, 2013 3:09 pm

Pewnie Lorent chciał właśnie zaskoczyć Alysanne, dlatego nie podszedł do niej jak człowiek, tylko zakradł się od tyłu. Powinien się cieszyć, że siostra szybko go rozpoznała i nie dostał w twarz za jakąś impertynencję. Chociaż czy to możliwe, że nie zorientowałaby się kto się z nią wita i bez ostrzeżenia, trzasnęłaby osobę stojącą za nią, raczej wątpliwe. Zdecydowanie rodzinne, widok najmłodszej z Tyrellów był zdaniem Lorenta znacznie przyjemniejszy niż nadmiar kwiatów otaczających ich, więc patrzył na nią czekając na odpowiedź. Kierował się przed siebie, nie musząc się rozglądać gdzie skręcają, w końcu znał na pamięć każdą alejkę ogrodu. No cóż, może tak było po niej widać, a może po prostu Lorent znał ją na tyle, że doskonale wiedział kiedy jego siostra nie jest w dobrym humorze. Uniósł do góry brwi słysząc jej odpowiedź. Cóż wygląda na to, że martwili się o to samo.
- Nie słyszałem, że ciebie też już mają wydać za mąż – powiedział zaniepokojony, że coś takiego mogło mu umknąć. Wiedział co nieco kogo szykują dla innych sióstr, ale nie słyszał póki co nic na temat Alysanne. Całe szczęście, chociaż byłaby pewnie idealną żoną, nie chciał, żeby tak szybko opuszczała Wysogród, zostawiając go samego z nową żoną. Z resztą nie wiedział wiele póki co na temat przyszłej narzeczonej. Zdążył jedynie się dowiedzieć, podenerwować i nie zapytał nawet o żadne podstawowe rzeczy na jej temat. Więc możliwe, że będzie bliższa wieku jego siostry niż Lorenta. I on znacznie mniej przejmował się swoim małżeństwem. Co jest chyba zrozumiałe, skoro to nie on będzie zdany na łaskę, czy niełaskę osoby za którą wyjdzie.
- Boisz się, że trafisz na kogoś pokroju Waldera Freya? – zapytał uśmiechając się lekko, bo chociaż nie było wcale pewne, że jej małżonek będzie piękny i młody, wizja Alysanne u boku starca, który nie potrafi policzyć swoich dzieci, wydawała się odrobinę zabawna. Chciał też trochę rozbawić dziewczynę, żeby nie przejmowała się niepotrzebnie.
- Ja zostałem już chyba dumnym narzeczonym, kolejny raz – dodał jeszcze, nie mogąc się już powstrzymać od przekazania siostrze tej informacji.
Powrót do góry Go down
Alysanne Tyrell

Alysanne Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
93
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyNie Kwi 28, 2013 3:50 pm

Wyglądało na to, że nie tylko jej wiedza na temat jej przyszłego zamążpójścia była znacznie ograniczona. Ona sama wiedziała przecież tylko tyle, że trwają poszukiwania jej narzeczonego. Pochodziła z dobrego domu, była niebrzydka i jakiś czas temu stała się kobietą, a więc najwyraźniej uznano, że nie ma na co czekać. Nie buntowała się, nie oczekiwała, że zaczekają, aż sama powie im, że już czas na wyjście za mąć. Była przygotowana na taki obrót spraw, z łatwością przychodziło jej zaakceptowanie tego faktu.
- Sama dowiedziałam się o tym niedawno i niewiele wiem o ewentualnych kandydatach.
Szczerze powiedziawszy, to miała nadzieję, że poszukiwania jeszcze trochę potrwają. Kiedy spędzasz większość swego życia poza domem pragniesz w nim zostać jak najdłużej. Jeszcze nawet nie zdążyła znudzić się wszechobecnym zapachem kwiatów i tutejszą bardzo przyjemną pogodą. Odwróciła swój wzrok od mijanych krzewów i spojrzała w niebo. A co jeśli zostanie wysłana gdzieś na Północ? Uwielbiała swe lekkie, zwiewne suknie wykonane z egzotycznych materiałów i myśl, że musiałaby zmienić je na grube futra raczej nie poprawiła jej nastroju. W dodatku ludzie na Północy byli podobno bardziej oschli. Kiedy usłyszała o Walderze Fray'u nie mogła nie uśmiechnąć się szerzej. Raczej wątpiła, aby na małżonka wybrano jej kogoś starszego kilkakrotnie. Jeśli będzie to, na przykład, 10 lat, to jakoś to przeżyje. Kiedy usłyszała nowinę spojrzała na niego, nieco zaskoczona.
- Kim jest ta szczęściara?
Ach, gdyby tylko ona trafiła tak jak przyszła żona brata. Modliła się, aby był to ktoś z kim dogadywałaby się tak dobrze, kto nigdy nie uderzyłby jej, a z czasem być może nawet ją pokochał. To wszystko czego pragnęła, a jednocześnie było to bardzo wiele. Możliwe jednak, że skoro Siedmiu do tej pory opiekowało się nią tak dobrze i obdarowało ją tak wspaniałym dzieciństwem, nie opuści jej w przyszłości. Ciekawe, czy jej brat dobrze trafił? Gdyby ożenił się z jakąś jędzą...
Powrót do góry Go down
Lorent Tyrell

Lorent Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
66
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyNie Kwi 28, 2013 5:16 pm

Pewnie tak, do tego byłą cały czas przygotowana, do bycia żoną. Jakkolwiek nie kochałaby swojej rodziny i Tyrellów i tak w końcu miała się stać dumną kobietą kogoś z innego rodu, by służyć tamtym przykładnie.
- Póki nie słyszysz zbyt często jakiegoś nazwiska, nie musisz się niczym przejmować. Zawsze mówią o kandydatach, kiedy orientują się, że już mogą zawierać kolejne sojusze przez małżeństwa. Ale może minąć sporo czasu, zanim znajdą odpowiedniego – powiedział, pocieszając młodszą siostrę i głaszcząc ją delikatnie po dłoni. Może i słyszał ostatnimi czasy coś na temat Tullych, ale wątpił, że to prawda. Poza tym nie chciał straszyć niepotrzebnie dziewczyny, póki nie miał pewności.
- Poza tym wiesz, że jakby twój przyszły mąż zachowywał się jakkolwiek źle względem ciebie, masz mi natychmiast powiedzieć – dodał jeszcze stanowczym tonem, ściskając lekko jej dłoń. Dla Lorenta najważniejsze było dobro jego rodziny i chociaż nie miał zbyt dużego wpływu na wybory rodziców, mógł być co najwyżej pośrednikiem, to gdyby mąż Alysanne był okrutny, zrobiłby wszystko, żeby temu zapobiec. Cóż to z pewnością wielka zaleta, bycia dziedzicem, nie musi się obawiać, że zostanie wysłany na ponurą północ, czy skaliste wyspy, tylko będzie zawsze przesiadywał wśród Tyrellowych kwiatów. Co do wieku, kto wie, kto wie, o ile będzie starszy!
- Shaynah Mormont- powiedział krzywiąc się lekko.- Najwyraźniej jakiekolwiek niesnaski z tą wyspą zostaną zażegnane tylko jeśli ich jedyna córka wyjdzie za dziedzica Wysogrodu. Aczkolwiek to małżeństwo, wydaje mi się śmieszne – mruknął, niezbyt zadowolony. No tak, on byłby dla niej idealnym mężem, ale niestety nie zawsze jest tak dobry jak dla Alysanne. I całe szczęście, że młodsza siostrzyczka wierzyła w szlachetność starszego brata! Najwyraźniej wcześniej nie dał jej powodu, żeby zachwiała się jej wiara w niego. Chociaż nie zawsze był przykładnym mężem dla ostatniej żony, pomimo perfekcyjnych pozorów.
Powrót do góry Go down
Alysanne Tyrell

Alysanne Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
93
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyNie Kwi 28, 2013 5:51 pm

Mówił, że może minąć sporo czasu, a jej nie pozostawało nic innego, jak wierzyć w te słowa. Możliwe, że miną miesiące zanim zostaną ustalona jakieś konkrety, a do tego momentu powinna cieszyć się życiem. Musiała korzystać z każdej chwili, jaką mogła spędzić w tym miejscu, bo możliwe, że za nim zobaczy je po raz kolejny minie sporo czasu. Nie chciała nawet myśleć, że już nigdy miałaby nie ujrzeć ulicy Wysogrodu i poczuć pięknej woni tutejszych róż. Mimo, że wiele lat spędziła poza tym miastem, to właśnie tutaj był jej dom. Kiedy usłyszała, że z problemami może zwrócić się do niego poczuła sie dużo lepiej.
- Dziękuję.
Wyglądało na to, że faktycznie kamień spadł jej z serca, zupełnie wrócił jej humor. Myśl, że na pewno będzie mogła na nim polegać zastąpiła obawy, że mogłaby zostać sama z problemami. Wciąż miała oczywiście nadzieję, że trafi na kogoś, kto nigdy nie uderzyłby kobiety, ale bez względu na obrót spraw mogła teraz coś z tym zrobić. Na jej usta wrócił jej codzienny uśmiech, nie była już tak markotna, jak na początku ich rozmowy. Byłaby bardzo szczęśliwa, gdyby Lorent zostałby pośrednikiem w czasie ustalania warunków jej zamążpójścia. Nie miała pojęcia kim jest Shanyah Mormont, będzie musiała czegoś się o niej dowiedzieć, skoro już niedługo zostanie ona żoną brata Alysanne.
- Nie wydajesz się zachwycony tym faktem.
Ona miała uzasadnione obawy, ale dlaczego on nie chciałby znów się ożenić. Być może cierpiał po utracie poprzedniej żony, ale czemu nazywał to małżeństwo śmiesznym. No cóż, prawdą było, że Mormontowie nie należeli do najpotężniejszych rodów, ale mogło być znacznie gorzej. Alysanne już wiedziała, że dzisiejszy dzień spędzi na wysłuchiwaniu wszystkich plotek na temat tej dziewczyny. Będzie zabawnie, nie ma co. Możliwe, że pokręci się trochę po mieście i pogada z kupcami, a potem przeprowadzi parę rozmów ze służbą. Większość osób ją lubiła i to działało na jej korzyść, gdy chciała się dowiedzieć czegoś istotnego.
Powrót do góry Go down
Lorent Tyrell

Lorent Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
66
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyNie Kwi 28, 2013 7:12 pm

Co prawda nie był przekonany, czy to co mówi jest prawdziwe, czy może tak naprawdę już zapadła klamka jeśli chodzi o męża Alysanne, ale co tam, nie musi przecież jej tego mówić. Naprawdę powinna się cieszyć z tego co ma, dopóki wciąż jest w Wysogrodzie. Bo z pewnością nie trafi do piękniejszego miasta, może być tylko albo odrobinę gorzej, albo tragicznie. Z tej perspektywy to dobrze, że posyłają córkę Mormontów tutaj, a nie zapraszają którąś z Tyrellów, żeby kisiły się na ich zimnej wyspie.
Uśmiechnął się do niej lekko w odpowiedzi. Oczywiście, nigdy nie zostanie sama z problemami, póki Lorent żyje i miewa się bardzo dobrze. Nie zagwarantuje jej co prawda najprzystojniejszego spośród mężczyzn, ale na pewno nie pozwolili, by działa się jej krzywda. Spojrzał na siostrę zadowolony z tego, że poprawił jej humor. I pewnie zostanie tym pośrednikiem, to sprawdzi chociaż jak mu się uda przyszłego narzeczonego. Co prawda nie zorientuje się po jednej rozmowie czy kiedy nikt nie widzi, bije czasem kobietę, ale pierwsze wrażenie, zawsze jest bardzo ważne! No cóż, niestety on również nie wiedział zbyt wiele o swojej narzeczonej. Interesował się oczywiście pannami na wydaniu w poszczególnych rodach, żeby wiedzieć co może go spotkać, ale nigdy nie zainteresował się Mormontami, żyjąc sobie w zgubnym przekonaniu, że nikt nie sprowadzi mu żony z chłodnej wysepki. Wzruszył ramionami kiedy jego siostra zauważyła jego niezadowolenie.
- Nie wiem po prostu, czemu aż tak chcemy, żeby jakaś wyspa przestała być na nas obrażona – powiedział wzdychając. – Poza tym kiedy słyszę Wyspa Niedźwiedzia, raczej dziewczyna nie kojarzy mi się zbyt urokliwie, tylko w wyobraźni przypomina mi… no niedźwiedzia – dodał uśmiechając się jednak dość wesoło. W końcu jak każdy martwił się o wygląd swojej przyszłej żony, miał nadzieję, że nie będzie musiał zamykać oczu, wchodząc do łóżka obok niej. Niech lepiej idzie poszukać informacji na temat jego narzeczonej, a potem opowie mu wszystko czego się dowiedziała. Może zrobić to za niego, bo on nie był fanem wyciągania plotek od innych, co nie znaczyło, że nie ciekawiło go co mówią o nieznanej mu praktycznie w ogóle Mormontowej.
Powrót do góry Go down
Alysanne Tyrell

Alysanne Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
93
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyNie Kwi 28, 2013 8:57 pm

No tak, nie miała szans na miasto piękniejsze od tego, ale może nie będzie tak źle. Mogła tylko uczepić się kurczowo nadziei, że wszystko się dobrze potoczy. Musiała ignorować cichy głosik, który cały czas mówił jej, że nadzieja matką głupich. Alysanne była pobożną osobą głównie na pokaz, ale dzięki modlitwom do tej pory dostawała to co chciała, spełniały się jej wszystkie marzenia. Być może... nie, całkiem prawdopodobne, że dzięki modlitwom znów wszystko się ułoży. Powinna dziś odwiedzić sept i wybłagać od Siedmiu odpowiednie zamążpójście. Jak bardzo zazdrościła tej dziewczynie z rodu Mormontów, że z zimnego, niegościnnego miejsca, jakim była Wyspa Niedźwiedzia przybędzie do wspaniałego Wysogrodu. Pewnie nawet nie była sobie w stanie wyobrazić, jak piękne jest to miejsce. Kiedy usłyszała o tym, że dziewczyna mogłaby przypominać niedźwiedzia nie mogła powstrzymać się od zachichotania. To była naprawdę zabawna perspektywa.
- Uważaj bracie, bo jeszcze wykraczesz.
Lorent mógł być pewien, że Alysanne wyciągnie każdą plotkę na temat jego narzeczonej, a następnie wybierze te, które uzna za najciekawsze i najbardziej prawdopodobne, a następnie przekaże mu je. Może i dziewczyna nie była wybitnym szpiegiem, nie posiadała wszędzie swych kontaktów i nie zatrudniała sobie ludzi na innych dworach, ale potrafiła jednać sobie innych. Bez większych problemów zaprzyjaźniała się zarówno ze szlachtą, jak i prostymi ludźmi. Potrafiła dowiedzieć się niemal wszystkiego, co dana osoba wiedziała. Co prawda Wyspa Niedźwiedzia leżała dość daleko, ale wieści potrafiły pokonywać imponujące odległości. Nawet plotki z dalekiej Północy z czasem docierały do Wysogrodu, tylko czasem zostawały po drodze nieco zniekształcone. No i tu przydawała się umiejętność racjonalnego myślenia i odsiewania głupich domysłów innych od faktów. Dziewczyna odetchnęła głęboko, rozkoszując się po raz kolejny wszechobecnym zapachem róż. Musiała z niego korzystać, póki mogła to robić. Odruchowo poprawiła kosmyk włosów, który wysunął się jej zza ucha. Niestety jej włosy, nie zważając na wszelkie jej starania, miały własne plany co do fryzury, jaką dzisiaj miała mieć.
Powrót do góry Go down
Lorent Tyrell

Lorent Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
66
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyPon Kwi 29, 2013 5:29 pm

Nie może, szczególnie, że już jedna siostra posłana zostanie do Starków, więc można wykluczyć opcję Winterfell, wysuniętego najbardziej na północ. Czyli teraz może być już tylko lepiej. Oczywiście, o ile nikomu nie wpadnie do głowy oddanie najmłodszej siostrzyczki jakimś okrutnym Boltonom, gdzie raczej nie spodobałoby jej się zbytnio. I faktycznie, jego przyszłej żonie trafiło się perfekcyjnie, jeśli chodzi o zmianę miejsca. Z chłodnej Wyspy Niedźwiedziej do ciepłego, przyjemnego Wysogrodu. Tylko, żeby to chociaż doceniła. Zaśmiał się razem z nią i uciszył ją, kiedy powiedziała, że może wykracze. Nie, nie, nie ma takiej opcji! Nie może wyglądać jak niedźwiedź.
Więc z pewnością nie mógł już się doczekać, aż przekaże jej plotki na jej temat! Zobaczyć może ją niedługo u Targaryenów, ale każdy szczegół o tym jaki może mieć charakter z pewnością się przyda. Pewnie mógłby sam to sprawdzać, wysyłając z kolei szpiegów, ale będzie miał jeszcze sporo czasu, żeby ją poznać w czasie małżeństwa, więc póki co nie chciał tym tak się zamartwiać. Wystarczą mu drobne informacje, które wygrzebie Alysanne.
Zatrzymał się i wysunął swoje ramię siostry spod swojego.
- Muszę poczynić przygotowanie do podróży do stolicy. Ty też powinnaś wybrać jakieś ciekawe suknie, niedługo będziemy wyruszać – powiedział całując ją w policzek na pożegnanie i kierując się do swoich komnat.

zt
Powrót do góry Go down
Alysanne Tyrell

Alysanne Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
93
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyPon Kwi 29, 2013 5:52 pm

Wątpiła, aby została wysłana gdzieś na Północ. Może i była silna psychicznie, ale jakoś nie widziała siebie u boku jednego z Boltonów. Jak bardzo pragnęła, aby wysłano ją gdzieś niedaleko. Dzięki temu mogłaby wciąż utrzymywać część swych kontaktów i odwiedzać ukochaną rodzinę. Niestety nic co dobre nie mogło trwać wiecznie. Tyczyło się to zarówno jej pobytu tutaj, jak i samej rozmowy z bratem. No tak, przecież lada moment będą wyjeżdżać z miasta i zmierzać do Królewskiej Przystani. Z jednej strony nie bardzo cieszył ją fakt, iż musi opuścić Wysogród. Jednakże, patrząc na to z drugiej strony, nareszcie zobaczy dawno niewidziane osoby, takie jak Lynette Martell, Dornijska księżniczka, którą poznała w czasie jednej ze swych podróży. Co prawda wysyłały sobie kruki, ale nic nie mogło zastąpić szczerej rozmowy w cztery oczy, bez zbędnego czasu poświęconego na oczekiwanie, na odpowiedź. Zanim wyjadą Alysanne przeprowadzi kilka rozmów, na pewno wystarczy jej czasu na znalezienie przydatnych informacji na temat narzeczonej brata, a po drodze opowie mu czego się dowiedziała.
- Faktycznie, powinnam również się przygotować. Do zobaczenia bracie.
Kiedy oddalał się od niej, Alysanne jeszcze przez chwilę podążała za nim wzrokiem. Czemu nie wszyscy mężczyźni byli tacy? Lorent był dla niej uosobieniem dobrych manier i jednocześnie doskonałym opiekunem. Troszczył się o nią, tak jak o całą rodzinę. Była pewna, że w przyszłości zostanie wspaniałą głową rodu. Być może już niedługo będą musieli się pożegnać. Głupia, nic nie jest jeszcze ustalone, a ty już martwisz się na zapas. - skarciła się w duchu. Westchnęła głęboko, po raz ostatni rozkoszując się zapachem róż, po czym również ruszyła ku swojej komnacie. Miała tam już przygotowane kilka wytwornych sukien na wyjazd, niektóre zostały specjalnie uszyte na tę okazję.

zt
Powrót do góry Go down
Theodore Tyrell

Theodore Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
19
Join date :
01/02/2014

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyNie Cze 08, 2014 11:06 pm

// po długiej przerwie

Tak więc po długiej przerwie w dostawie Theodore pojawił się ponownie w Wysogrodzie. Ale nie dopiero teraz! Pojawił się już jakiś czas temu i kręcił się to tu to tam. Dzisiaj postanowił odwiedzić różany ogród. Dawno już nie był w nim, a szkoda, bo róże tak pięknie kwitły. Uwielbiał róże. To były najpiękniejsze kwiaty, a ich zapach zawsze go uspokajał. Potrzebował spokoju. Dlatego pojawił się w ogrodzie. Jego młodszy brat zajmował się finansami rodu. Theodore cieszył się z tego, bowiem wiedział, że Elstan sobie radzi. Theo mógłby się osobiście opiekować finansami, ale uważał, że brat jest lepszy w tych klockach. Dłubał w cyfrach wystarczająco długo, a Theo bardziej zajmował się sztuką walki aniżeli liczeniem. Zresztą należał do mężczyzn, którzy wolą robotę zlecać innym, bardziej zaznajomionym z dziedziną niż on. Nie żeby był leniwy, albo idiotą. Co to to nie. Po prostu doskonale wiedział, że nie jest geniuszem. Były dziedziny w których był dobry, ale były też dziedziny w których nie był i musiał się z tym liczyć. Może to kwestia tego, że w razie problemów nie chciał, by cały ciężar spadał na niego. Wolał być wsparciem, a nie głównym budowniczym. Tak.
Ubrany w lekki strój jak przystało na Reach przekroczył furtkę do ogrodu i wolnym krokiem przechadzał się podziwiając kwitnące rośliny. Był słoneczny dzień, więc tym bardziej rośliny wypuszczały swoje kwiaty wabiąc owady zniewalającymi zapachami, które przyciągały również Theodore'a. Po pewnym czasie dotarł do altanki, gdzie usiadł, by kontemplować w spokoju.
Powrót do góry Go down
Lorent Tyrell

Lorent Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
66
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyWto Cze 10, 2014 10:30 pm

Najgorsze jeśli chodzi o Winterfell była tamtejsza pogoda. Chociaż bardzo cieszył się, że związek jego siostry i najstarszego Starka w końcu został prawidłowo przypieczętowany, nie miał zielonego pojęcia jak delikatna Cailet poradzi sobie na chłodnej północy. Na początku zawsze jest bardzo miło siedzieć w siedzibie Starków, ale z każdym dniem klimat jest coraz bardziej odczuwalny, a nakładanie na siebie warstwy kożuchów coraz bardziej męczące. Powrót również nie należała do najciekawszych. Lorent chciałby sobie zająć głowę czymkolwiek innym, tylko nie podróżą do domu. Szczególnie mając świadomość, że niedługo niespecjalnie pomyślne dla Tyrellów zaślubiny będą odbywać się w Królewskiej Przystani. Po których będzie jeszcze mniej przychylny dla nich sąd. Niespodziewanie stracili sporo wpływów, które szybko powinni odzyskać paroma poważnymi zaślubinami.
Mimo wszystko powrót do domu był uspokajający dla Lorenta. Mógł ściągnąć z siebie wszystkie niepotrzebne już szaty i założyć znacznie lżejszy kaftan z nieodłączną przypinką w kształcie róży Tyrellów. Ogrody wcale go nie uspakajały. Wręcz przeciwnie, zapach kwiatów zawsze go bardzo odurzał i kluczenie wśród rodowych kwiatów zdawało mu się często ciągnąć w nieskończoność. I tym razem nie przyszedł tutaj szukać spokoju, raczej kluczył niespokojnie szukając kogoś, kto mógłby jakimś cudem przekazać mu wieści z Królewskiej Przystani. I nie znalazł nikogo takiego, czającego się podejrzanie w krzakach róż, ale za to znalazł Theodore’a, w urokliwej altance. Swoją droga, gdyby Lorentowi cokolwiek się stało i nie zostawiłby po sobie żadnego męskiego potomka, to on prawdopodobnie zająłby w przyszłości miejsce lorda Wysogrodu. Więc jego kuzyn powinien trzymać kciuki za nieszczęśliwy wypadek najstarszego syna lorda Tyrella.
- Theodore – Lorent podszedł do kuzyna i oparł się o barierkę altanki. – Uciekasz od jakiś poważnych obowiązków, czy tylko marzysz sobie o tym, żeby jak Cailet w końcu znaleźć sobie kogoś do ożenku? – zapytał uśmiechając się krzywo do mężczyzny oraz poruszając brwiami w górę i w dół.
Powrót do góry Go down
Theodore Tyrell

Theodore Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
19
Join date :
01/02/2014

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyWto Cze 10, 2014 10:52 pm

Owszem trzyma kciuki, ale bynajmniej nie za rychłą śmierć kuzyna. Theodore nigdy nie interesował się sprawowaniem władzy. Wolał czytać księgi różnego rodzaju. Księgi o truciznach, księgi o uleczaniu, księgi o broniach, wojnach, bitwach i orężu... Księgi o rodach również go fascynowały. Ogólnie lubił dużo czytać, ale wykazywanie się siłą też go interesowało. Władał mieczem jak przystało na członka wielkiego rodu. Do tej pory nie odniósł poważniejszych ran podczas bitew. Ani za czasów służby u Baratheonów, ani za czasów gdy wrócił do domu.
Dlatego też modlił się do Siedmiu, by łaskawie obdarzyli Lorenta synem, gdy tylko pojmie jakąś piękną damę za żonę.
Z rozmyślań wyrwał go znany mu bardzo dobrze głos kuzyna. Odwrócił się i spojrzał na Lorenta. Uśmiechnął się do niego szeroko po czym wstał ze swojego miejsca i podszedł do mężczyzny, by poklepać po po plecach. - Lorent! - Odsunął się od dziedzica i stanął obok. - Uciekam od nieprzyjemnych myśli na temat mojej kuzynki, a Twojej siostry. A co do ożenku. Cóż... Przydałaby się jakaś piękna dama u mego boku. Po śmierci żony i syna nie miałem żadnej kobiety. Nie słychać żadnych gaworzących niemowląt, ani śmiechu podrostków. Pora zmienić coś w tej sprawie, a Cailet niestety nie pomoże nam przekazać rodowego nazwiska na następne pokolenia. - Odparł ze spokojem. Tak. Odkąd zmarła jego ukochana małżonka oraz syn, który był wówczas w jej łonie Theodore nie miał ochoty na kontakty z kobietami. Obojętnie, czy były to damy, czy dziwki, czy zwykłe wieśniaczki. Niedawno jednak, zapewne za sprawą małżeństwa Cailet z dziedzicem Starków Theodore doszedł do wniosku, że brakuje mu kobiety. Nie, nie zapragnął tylko i wyłącznie syna, któremu przekazałby geny Tyrellów. Chciał też kobiety, którą mógłby pokochać i z nią spłodzić kilkoro dzieci. Nie chciał płodzić bękartów, więc nie skorzystał z okazji, gdy prostytutki przybyły do wiosek w pobliżu Winterfell, by zadowolić gości weselnych. Nie chciał nieczystej kobiety z którą łączyłby go tylko seks, a ich wspólne dziecko nie otrzymałoby nazwiska Tyrell, a Flowers. Choć wszystkie dzieci kochałby równo to chciał jednak poszerzyć ród. W szczególności, że aktualne stosunki rodów działały na ich niekorzyść. - Baratheon'owie powinni być naszymi bliskimi sojusznikami. Co o tym myślisz? - Zapytał. Choć był starszy od Lorenta to liczył się ze zdaniem kuzyna. W szczególności, że przyjdzie mu kiedyś jemu służyć. - Przy okazji jak minęła podróż z Winterfell? Jakieś wieści od Cailet? - Dodał po chwili z większym zainteresowaniem.
Powrót do góry Go down
Lorent Tyrell

Lorent Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
66
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptySro Cze 11, 2014 12:15 am

Wszyscy mówili, że nie interesuje ich władza! Ale kto wie co by było jakby ją faktycznie poczuł! Człowiek nie ma pojęcia jak zareaguje w takiej sytuacji. Może nagle się okaże, że jego książki o broniach, bitwach, wojnach czy truciznach są bardzo nieciekawe i monotonne. A Theodore zupełnie zakochałby się we władzy. Co byłoby całkiem ciekawym zbiegiem okoliczności, ale wyjątkowo niepożądanym biorąc pod uwagę przyjemne relacje między kuzynami, bez zawiści ze strony starszego Tyrella.
Odpowiedział delikatnym uśmiechem i kilkoma roztargnionymi potaknięciami głowy na przywitanie. Jednak szybko zbladł kiedy usłyszał o słowa kuzyna. Skrzywił się lekko i pokręcił głową. Gestem pełnym zmęczenia przetarł oczy lewą ręką. Od czasu całej sytuacji z jego siostrą Lorent wyglądał coraz gorzej, stawał na głowie by cokolwiek zrobić, ale wszystko szło na marne. Raz miał gwałtowne załamania, częściej sięgał po alkohol i zdecydowanie nie wyglądał tak dobrze jak wcześniej. Zdecydowanie schudł i był niezdrowo blady, a pobyt na zimnej północy nie poprawił jego aparycji. Raczej powinien wybrać się opalać do Dorne.
- Nie rozmawiajmy o tym, staram się wyłączyć chociaż na chwilę umysł o tym co może się stać i wciąż liczę na jakiś cud – powiedział z westchnieniem , kładąc dłoń na ramieniu kuzyna. Skierował się z nim tam gdzie wcześniej siedział Theodore i usiadł ciężko. Podniósł głowę dopiero słysząc kolejne słowa mężczyzny. – Żadnych kobiet? – zapytał dociekliwie ze zmarszczonymi brwiami, z lekkim niedowierzaniem. Od razu założył, że po prostu nie chce plamić swojej reputacji jakimiś historiami na temat innych kobiet. Rzadko też pytał kuzyna o takie rzeczy, szczególnie w ostatnich niespokojnych czasach, a sam Lorent nie szukał nigdy kompana do podbojów burdeli, czy czegoś w tym stylu.
- Tak… I dziedzic – mruknął z lekkim grymasem. Jemu zupełnie nie przeszkadzał brak jakichkolwiek dzieci. Tylko brak następcy lorda Wysogrodu, którego powinien mieć już jakiś czas temu, podczas swojego pierwszego małżeństwa. Swoją drogą byli bardzo pechowymi wdowcami we dwójkę. W każdym razem zupełnie różnili się w kwestii małżeństwa, a Theodore podchodził do tego ze znacznie większym sercem niż Lorent.
Odwrócił głowę w stronę przyjaciela słysząc jego odpowiedź.
- Też ku nim się skłaniałem. Są nam bliscy i do tego nie pamiętam, żeby którakolwiek z krewnych Ayla wydała mi się nieładna – powiedział przypominając sobie po kolei wszystkie kobiety z rodu swojego przyjaciela, które kojarzył. – Więc może ty lepiej poszukaj nam innych sojuszników, na przykład… jakąś żelazną kobietę? – zażartował z uśmiechem Lorent, mając przed oczami swojego kuzyna próbującego się dogadać z zupełnie niekobiecą krakenką, rozmawiającą jedynie o rodzajach broni i pewnie myjącą się tylko podczas świąt.
- Wyjątkowo długo i boleśnie. Tylko czekałem na jakieś informacje z Królewskiej Przystani. A sama Cailet… nie wiem, średnio potrafię rozszyfrować ich związek. Na pewno podoba jej się aparycja Aidena do tego mówi jedynie rzeczy, które wypada mówić o nowym mężu. Ale znając ją na pewno szybko zakocha się w Starku. A on na pewno też, chociaż jeszcze o tym nie wie – powiedział krótki monolog znawca związków Lorent Tyrell, zerkając co chwila na Theodore’a vel Tediego.
Powrót do góry Go down
Theodore Tyrell

Theodore Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
19
Join date :
01/02/2014

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptySro Cze 11, 2014 12:59 am

Raczej wątpliwe jest to, by Theodore zachłysnął się władzą. Oczywiście, gdyby miał ją dzierżyć robiłby to najlepiej jak potrafił, ale... Jakoś od dziecka nauczony był, że lordem nigdy nie zostanie, chyba, że wszyscy synowie lorda zemrą bezdzietni. Całe życie mu wpajano, że najstarszy syn lorda będzie dziedzicem i przejmie władzę, że przywykł do tego i zwyczajnie przygotował się do roli jaką mu przydzielono. Miał służyć radą, mieczem i powiększać ród. Ot cała filozofia. Młodszy brat dobrze się sprawował w swoich zadaniach, a Theodore pilnował, by w razie czego wspomóc.
Oczywiście niegdyś zastanawiał się jakby to było mieć władzę i być lordem. Jako młodzieniec nawet marzył o tym, ale nigdy nie pragnął śmierci kuzynów. Kochał ich jak swego brata, jak są przyrodnią siostrę. Zresztą nierozsądnym byłoby zabijanie członków własnego rodu. Zwłaszcza, gdy najczęściej można liczyć tylko na swój ród.
Kiwnął głową na słowa Lorenta. Tak. Sprawa jego siostry przysporzyła wiele problemów, zmartwień i gniewu. Jednakże dalej była ich krewną.
Usiedli przy stoliku. Theo oparł się wygodnie o oparcie krzesła i zaczął obserwować swojego krewniaka. Uśmiechnął się na jego pytanie pełne niedowierzania. - Żadnych. Zaczynam powoli czuć się jak eunuch z tego powodu, a to niekorzystnie wpływa na moje samopoczucie. Brak kobiety zresztą nie świadczy dobrze o mnie, a z każdym rokiem nie ubywa mi lat. Co prawda jestem tylko rok starszy od Ciebie Lorencie, ale czy nie uważasz, że starzejemy się bez kobiet, bez synów i córek?
Różnili się. To zrozumiałe, że się różnili. Theo może i nie przywiązywał jakieś ogromnej wagi małżeństwu. Bardziej myślał racjonalnie w tej kwestii dopuszczając większe uczucia dopiero po poznaniu wybranki. Teraz najważniejsze było przedłużyć ród, a ani on, ani Lorent nie świecili przykładem. To samo tyczyło Elstana. Jak to jest, że mężczyźni Tyrellów nie żenią się i nie płodzą dzieci? Ród wymrze bez ich pracowitych lędźwi. Córki Tyrellów nie mogły przedłużyć rodu, a przynajmniej nie Cailet odkąd stała się żoną Starka.
Pechowi wdowcy. Oby ten pech nie trwał dłużej.
- A owszem. Siostry Aylwarda z tego co pamiętam jeszcze za czasów służby u nich wykazywały urodę jeszcze zanim były gotowe na małżeństwo. Myślę, że małżeństwo między naszymi rodami wzmocni nasze relacje. - Uśmiechnął się na kolejne słowa Lorenta. - Naprawdę uważasz, że da się okiełznać żelazną kobietę? Jeśli tak to oddaję Tobie pierwszeństwo. Idź idź i zapanuj nad wybranką. - Zaśmiał się. Gdzie tam. Theodore nie dogadałby się z córką Krakena. Oczywiście dobrze jest rozmawiać o broni, wojnach i taktykach, ale nie bez przerwy i to jeszcze z kobietą. Theo zwykle liczył, że od kobiety usłyszy coś czego od mężczyzny nie może i nawet nie chce się spodziewać. Kobiety były delikatniejsze, łagodniejsze. Zawsze lubił patrzeć na kobiety podczas typowych dla nich prac. Lubił obserwować z jakim zaangażowaniem wyszywały, czy grały na instrumentach. To było takie odmienne, wręcz egzotyczne w porównaniu do tego do czego przywykł.
- No tak. Klimaty Winterfell. Piękna twierdza, ale tyłek można sobie odmrozić bardzo szybko. Mam nadzieję, że Cailet przywyknie do pogody. No, ale skoro uważasz, że zakocha się w swym mężu z zawrotną prędkością to myślę, że dla niego pokocha nawet nieprzyjazny mróz i wiatr.
Zerknął na chwilę na Lorenta po czym spojrzał na rośliny. - Rośliny w tym roku wyjątkowo gęsto zakwitły. Niemalże róża na róży. - Zwrócił uwagę na bujny ogród. Jeśli dobrze pamiętał to Lorent nie bardzo lubił przebywać w tym ogrodzie. - Aż głowa się kręci od ilości zapachów. - Dodał po chwili.
Powrót do góry Go down
Lorent Tyrell

Lorent Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
66
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptySro Cze 11, 2014 8:20 pm

Och, bez przesady. Może był wychowywany, ze nigdy nie zostanie lordem, ale na pewno jego ojciec musiał mieć choć nikłą nadzieję, że coś się odmieni. Niekoniecznie życzył śmierci Lorenta, ale z pewnością wychowanie kuzyna nie ustępowało dziedzicowi Wysogrodu. I pewnie gdyby coś się stało, poradziłby sobie świetnie. Szczególnie, że młodszy brat Lorenta już raczej nie ma szans przejąć tytułu, przez więzienie u Lannisterów, czy gdzie tam w sumie jest. A to czy zabijanie członków rodu jest nierozsądne, to pewnie w jakiś skrajnych przypadkach z szalonymi królami to powinno być całkiem niezłe rozwiązanie.
Zaśmiał się słysząc wypowiedź przyjaciela i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Ale dlaczego? Współczuje twojej żonie początków małżeństwa, jeśli tyle trzymasz - zapytał rozbawiony patrząc na Theodore’a i bawiąc się swoimi licznymi pierścieniami na palcach. – Starzejemy się nawet z kobietami, synami i córkami – dodał z kwaśnym uśmiechem i wzruszeniem ramion. On jedynie chciał mieć już za sobą to całe małżeństwo i najlepiej presję braku dziedzica Wysogrodu. I faktycznie powinni zacząć pracować nad ciągłością rodu, bo póki co jedynie ich siostry zaczynają prędzej niż oni sami.
- Bo gdyby nie były ładne nie małżeństwo nie wzmocniłoby relacji rodów? – zapytał żartobliwie, kiedy Theo tak powiązał wygląd kobiet do odpowiednich relacji, i zaśmiał się krótko raz, a potem drugi, słysząc o żelaznej kobiecie.
- Daj spokój. Z pewnością byśmy się pozabijali. Jestem na ogół spokojny, ale jakby ktoś drażnił mnie całe dnie, byłbym chodzącym kłębkiem nerwów. Prędzej ty byś sobie poradził ze swoją anielską cierpliwością. Kiedy narzekałaby, że nie myjemy się w słonej wodzie, czy coś… Poza tym na pewno wieczorami by ci to wynagradzała, na pewno umiałaby sobie radzić z mężczyznami – wygłosił kupkę stereotypów na temat Krakenów z lekkim uśmiechem na twarzy. Sam Lornet z pewnością by nie wytrzymał. Nawet jego delikatna była żona zaczęła go wyprowadzać z równowagi, a co dopiero kobieta próbująca za wszelką cenę zabrać jego spodnie. I Lorenta nie interesowały delikatne robótki dam. Raczej ich zmysłowość, kobiecość, kiedy potrafiły owijać mężczyzn wokół palca. To było jego zdaniem najbardziej fascynujące w płci przeciwnej.
- Tak, piękne jak na twierdzę – potwierdził Tyrell z uniesionymi brwiami. Jemu sam Winterfell nie wydawało się szczególnie przyjazne w żadnym stopniu. Może bezpieczne i solidne, ale nieszczególnie ładne.– Możesz mi ufać, jestem mistrzem związków – dodał żartobliwie uśmiechając się pod nosem. Również spojrzał na otaczające ich rośliny na słowa kuzyna. – Dzięki, że przypominasz mi uroki naszego ogrodu przyjacielu – powiedział Lorent klepiąc Theo po plecach.
Powrót do góry Go down
Theodore Tyrell

Theodore Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
19
Join date :
01/02/2014

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptySro Cze 11, 2014 10:10 pm

Może i poradziłby sobie świetnie, ale to nie znaczyło, że chce władzy. Jakoś go nie korciło zbytnio. Może i przyjemnie było mieć władzę, ale zawsze wtedy pojawiało się multum obowiązków, które musiały być wykonane bez opóźnień, sumiennie i korzystnie dla rodu. Będąc kuzynem dziedzica nie musiał, aż nadto się przejmować. Wystarczyło godnie reprezentować ród i pomagać, a odpowiedzialność głównie spadała na lorda i dziedzica lorda. To on miał problemy, gdy któryś z członków narobi kłopotów. Tak jak z siostrą Lorenta. Narobiła kłopotów, on musiał teraz naprawiać stosunki z rodami, a dodatkowo prawdopodobnie straci siostrę za jej lekkomyślność.
I już bez przesady, ale Theo bynajmniej nie wyglądał na szaleńca. Już szybciej można go nazwać sierotą, ale nie szaleńcem. Daleko mu do obu, a przynajmniej taką miał nadzieję, że daleko mu do bycia sierotą.
- Wiesz... Kochałem swoją żonę. Jakoś po jej śmierci straciłem zainteresowanie. No, ale ostatnio nabrałem ochoty i uwierz mi kuzynie, że gdybym dłużej przebywał w Winterfell jak inni goście weselni to pewnie zbierałbyś mnie z pobliskiego burdelu zalanego w trupa wśród kilku dziewek. - Zaśmiał się wyobrażając sobie nawet tą sytuację. To byłby niecodzienny widok. Theodore otoczony nagimi kobietami, śpiący, a raczej zalany w trupa w burdelu. No. Naprawdę dziwne by to było.- A to też prawda, ale z młodą żoną trochę nam lat ubędzie przynajmniej na duchu. - Mrugnął do kuzyna z uśmiechem. Tak mu się wydawało, że młoda żona doda mu energii, której dawno już nie miał. Zaczynało go irytować już to, że powoli gnuśnieje, a przecież był jeszcze młody. Może i miał 27 dni imienia, ale dalej czuł się młody i dalej wyglądał na młodego. Siwych włosów jeszcze nie miał, był dobrze zbudowany, bez zmarszczek, z kondycją jak się patrzy. Brakowało mu tylko spożytkować energię, którą trzymał gdzieś głęboko w sobie. - Wiesz co? Też współczuję przyszłej żonie. Biedaczka nie będzie mogła się opędzić ode mnie. - Spojrzał jak Lorent bawi się swoimi pierścieniami. Sam nie posiadał ich wiele. Ot jeden sygnet z rodowym herbem i tyle. Nie potrzebował świecidełek, które były dobre dla kobiet.
- Raczej, gdyby nie były ładne to płodzenie potomka nie byłoby tak przyjemne. - Poruszał znacząco brwiami. Zdarzali się mężczyźni, którzy kierowali się zasadą "Kit, że potwór, byle otwór", ale Theodore nie należał do nich. Zresztą... Aż strach pomyśleć jakie byłyby dzieci. Brzydkie córki to kłopot. Łatwiej z brzydkim synem, ale brzydka córka? Jak u Freyów? Nope. Takiej opcji nie bierzemy pod uwagę. Chcemy ładne dzieci, o które będą się zabijać, o! Anielska cierpliwość. Jak na Zeusa przystało. Dobra, to nie ta bajka, ale faktycznie Theo miał ogromną cierpliwość. Jednakże nawet on nie dałby rady Krakence. - Nie wątpię Lorencie, nie wątpię... a przynajmniej lepszym ode mnie. - Rozejrzał się po ogrodzie. - Tak, tak. Wiemy jak bardzo nie znosisz ogrodu, a w tym roku jak na złość kwiatów jest więcej, a zapachy są intensywniejsze. Idealnie, nieprawdaż? - Zaśmiał się uderzając lekko mężczyznę w ramię. - Może się przejdziemy gdzieś? Bo coś czuję, że długo to Ty nie wytrzymasz w tym miejscu. No chyba, że jesteś zmęczony po podróży i chciałbyś trochę odpocząć. Ja się już zdążyłem wygrzać i należeć, więc chętnie bym się przejechał na koniu, albo przynajmniej przeszedł po okolicy. - Odparł mając nadzieję, że Lorent podchwyci pomysł i zgodzi się na małą wycieczkę krajoznawczą.
Powrót do góry Go down
Lorent Tyrell

Lorent Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
66
Join date :
26/04/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyNie Cze 15, 2014 6:07 pm

To prawda na pewno było mnóstwo obowiązków, z którymi niewiele osób chciało się mierzyć, ale też równie dużo plusów. Trudno mi teraz wszystkie sprecyzować, ale sam tytuł dziedzica jest bardzo atrakcyjny. Bądź co bądź, Lorent zostanie kiedyś lordem niemalże największej części Westeros, nie licząc zimnej północy. I na dodatek zdecydowanie najładniejszej części. Ale fakt, pewnie Lorant od czasu do czasu zazdrościł Theo, że miał znacznie mniej na głowie, w tym swoją psychiczną siostrę. Ale tylko czasem. Potem znowu się budził z tą samą chęcią władzy co zwykle.
- Może dobrze by ci zrobiło, gdybym musiał cię stamtąd zbierać – stwierdził wzruszając ramionami. Tyrell z przyjemnością zobaczyłby w takiej chwili dobrego Theo! Należy mu się czasem trochę odpoczynku od zbyt dobrego życia. – Może masz rację. Chociaż z ostatnią żoną czułem się raczej starszy niż młodszy – powiedział z krzywym uśmiechem. Jego ostatnie małżeństwo było klęską i bardzo całkiem zazdrościł innego podejścia Theo. Który posiadał jakieś piękne przekonania, które on zbyt wcześnie stracił. Zaśmiał się ze słów kuzyna, kiwając głową.
- Nie dasz jej spokoju, nawet jeśli będzie ważyła więcej niż ty?- zasugerował zerkając na Theodore’a. Lorent nie przepadał za wszelkimi innymi ozdobami. Ale lubił się bawić swoimi pierścieniami, zajmować czymś dłonie, wybijać rytm chłodnym metalem. To były rzeczy, które go uspokajały.
- Ciekawe czy jeśli twoja przyszła żona nie będzie ładna, pokusisz się w końcu na jakieś inne kobiety, czy wciąż będziesz stał dzielnie przy boku swojej wybranki - zapytał kuzyna z pewnym zaciekawieniem. Lorent zawsze zwracał wyjątkowo uwagę na wygląd kobiet i byłby bardzo niezadowolonym i zniesmaczonym człowiekiem, gdyby musiał pokazywać się z brzydką żoną. Z pewnością jego pierwszym ruchem to byłoby szukanie pięknej kochanki. O wyglądzie dzieci zaś zdecydowanie nie myślał.
Przekrzywił głowę z lekkim uśmieszkiem, kiedy ten uderzył go w ramię.
- Nie o to chodzi, że zupełnie ich nie lubię. Po prostu to jest zbyt dużo… Gdyby wszystkie te krzewy były o połowę mniejsze, na pewno bardziej by mi się tu podobało. I od ostatniego pobytu w Królewskiej Przystani, za każdym razem powtarzam sobie, że nie mam prawa narzekać na duszący zapach kwiatków – Lorent zmarszczył brwi, przypominając sobie nieprzyjemne zapachy, kiedy przejeżdżał przez stolicę Westeros. Różane ogrody wtedy chociaż na chwilę wydawały mu się przyjazne. Podniósł się z miejsca i pokręcił stanowczo głową.
- Nie chcę tu zostawać. Z największą przyjemnością porobiłbym coś innego, żeby zająć czymś głowę. Już dawno zdążyłem wypocząć, więc jestem gotowy nawet na turniej czy polowanie – powiedział powolnym krokiem zaczynając oddalać się od ich siedziska.
Powrót do góry Go down
Valerie Tyrell

Valerie Tyrell
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
100
Join date :
16/05/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyPon Wrz 15, 2014 8:29 pm

//Z traktu

W przeciwieństwie do dnia narodzin Tyrell'ówny, pogoda w żadnym stopniu nie oddawała jej nastroju. Słońce niemiłosiernie wisiało nad Wysogrodem, jakby naśmiewając się z panującej tam wrzawy.  Niebo było przejrzyste. Żadna chmurka nie miała prawa zakłócić jego czystości,  a nawet lekkie powiewy wiatru zdawały się nie przynosić ulgi w upale. Ptaki śpiewały radosne pieśni, taplając się w pobliskiej fontannie. Przynajmniej one mogły uraczyć się ulgą w tym, dla nich, zwyczajnym popołudniu. Służba pielęgnowała ogród, dbając by zachował swoją świetność. Był w końcu jednym z największych symboli Reach. Musiało tak pozostać.
Prostując zbolałe plecy, zerkali na drobną blondynkę w otoczeniu róż , tuzina rycerzy, septy, siostry i wiernych panien dworu. Dumnie wyprostowana, nienagannie ubrana i z książką leżącą na nogach, wbijała nieprzytomny wzrok w przestrzeń. Z pozoru nieprzytomny. Pamiętajmy, że w towarzystwie Tyrellów nie wolno ufać pozorom.
Zamrugała kilka razy przytaknąwszy rozgadanej sepcie, która w każdej chwili potrafiła znaleźć temat do konwersacji.... chociażby z samą sobą. Blond włosa panna utkwiła kolejne spojrzenie w złotym naszyjniku, czule zaciskając wokół niego piąstkę. Zmrużyła oczu, wyciągając twarz ku słońcu. Septa zerknęła na nią nerwowo, jakby nie poznając. Niektórzy dorastają latami, inni tygodniami, jeszcze inni nigdy lub... z dnia na dzień. Wiek nie ma tutaj żadnego znaczenia. To doświadczenia nas kształtują. Tak i też ukształtowały młodą Valerie... a może już nie tak młodą?
Kiedyś problemy nastoletnie. Młodzi mężczyźni. Spojrzenia. Narzeczeństwo. Złamane serce. Plotki.  A teraz? Po miesiącu? Inne. Zupełnie inne.
Lorent.
Służka. SŁUŻKA! Do tego wizyta Baratheon'ów. Ich propozycja... i znów Lorent. Biała róża nie wierzyła już w zbiegi okoliczności. A o zaufaniu nie było mowy. Jest to luksus na który panna jej pokroju nie mogła sobie pozwolić. Już nie.
Bez ostrzeżenia uniosła dłoń, okrytą skórzaną rękawicą, na którą z impetem wylądował sokół ze zdobyczą w dziobie. Damy wokół dziewczyny rozpierzchły się z piskiem, co wywołało śmiech mężczyzn i nikły uśmiech na jej twarzy. Mam cię.
Powrót do góry Go down
Rowan Hightower

Rowan Hightower
Reach
Skąd :
Reach, Stare Miasto
Liczba postów :
73
Join date :
11/08/2014

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyWto Wrz 23, 2014 9:23 pm

/ Początek

Od samego rana nękał go głęboki, acz nader usprawiedliwiony ból głowy. Po intensywniej (jak na Rowana) podróży ze Starego Miasta, ostatnią noc spędził w podrzędnej karczmie, która jako jedyna w całym Wysogrodzie była w stanie zaoferować miejsce blisko trzydziestu gościom z południa. Wakaty w tawernie okazały się najpewniej efektem marnego, rozcieńczonego ale serwowanego przez łysawego karczmarza, przypominającego portowego szczura, oraz niską jakością świadczonych usług… o smrodzie nie wspominając. To właśnie ten przyprawiający o mdłości fetor spoconych ciał przez pół nocy spędzał sen z powiek dziedzicowi Starego Miasta. Rowan był przekonany, że rzeczywistość sprzysięgła się przeciw jego przeczulonym zmysłom, atakując je kakofonią dźwięków i potwornym bukietem zapachów. Gdzieś na piętrze nad samym ranem rozpętała się kłótnia - klient poróżnił się z personelem o metody przeliczania miłości na złoto. Dziewka twierdziła, że liczy się czas uprawy (pewien znany artysta nazwał kiedyś miłość fizyczną gorzkimi żniwami, zatem rolnicze porównania były jak najbardziej uprawnione), klient natomiast uparł się przy ilości stosunków jako przeliczniku. Spór ucięła żona właściciela karczmy, egzekwując od klienta połowę zapłaty, a dziewkę strofując za deficyt zawodowych kwalifikacji. Małżonka gospodarza uchodziła kiedyś podobno za skończoną piękność. W pewnym wieku widać jednak, że piękno rzeczywiście nie jest kategorią nieskończoną. Hightower usiłował przy śniadaniu policzyć podbródki kobiety, jednak za każdym razem wychodziła mu inna liczba - zapewne dlatego z niejaką ulgą przed południem opuścił tawernę, kierując się wprost do siedziby rodu Tyrell.
Co prawda wiązał swą wizytę w Wysogrodzie z czystymi interesami… ale jeszcze na trakcie dotarły doń wieści o śmierdzi dziedzica Lorda Randylla - informacja, tyle rzetelna, co pozbawiona szczegółów, niemal natychmiast zmieniła charakter wizyty gości ze Starego Miasta. Rowan z trudem odnalazł we własnym kufrze ciemną szatę na upór mogącą uchodzić za żałobną, w której dziś przyszło mu spacerować po słynnych, wysogrodzkich ogrodach. Dziedzic Starego Miasta nie sprawiał wrażenia urażonego faktem, iż póki co ani Lord, ani żaden inny męski członek rodu Tyrell nie znalazł dla niego czasu - sam doskonale pamiętał chwile, gdy zmagał się ze śmiercią żony… i przyjmowanie gości nie należało do jego priorytetów. Na szczęście Wysogród posiadał wiele urokliwych zakątków, w których można było bezkarnie marnotrawić czas - jednym z nich był różany ogród, zapewne jedno z najpiękniejszych miejsc w całym królestwie i do tego…
… jak zwykle zajęte. Gdy tylko Hightower wkroczył na pogrążoną w przyjemnym cieniu, przesyconą wonią róż altankę, do jego uszu niemal natychmiast dobiegły stłumione śmiechy i przenikliwe, dziewczęce piski. Wiedziony (niemal chorobliwą) ciekawością Rowan pokonał kilka ocienionych przez róże jardów, po czym znalazł się w nieco bardziej przestrzennej części ogrodu, niemal wpadając w grupkę młodych (z jego perspektywy wszyscy byli młodzi) rycerzy oraz dam dworu. Jeden ukłon ze strony dziedzica Starego Portu wystarczył, by ktoś rozpoznał w tym - dość - charakterystycznym jegomościu Hightowera. Zdradził go najpewniej uśmiech, skierowany wprost do panny Valerie, którą Rowan kojarzył… jeszcze jako młodziutką, liczącą nie więcej niż dziesięć dni imienia córkę Lorda Wysogrodu.
- Piękny okaz. - mężczyzna uśmiechnął się lekko, stojąc na uboczu dość zbitej grupki przedstawicieli zupełnie innego pokolenia. Hightower mówił naturalnie o sokole, dumnie spoczywającym na wyciągniętej ręce panny Tyrell - zwierzę już na pierwszy rzut oka świadczyło o doskonałym wyszkoleniu… oraz łowności, czyli najcenniejszej cechy u przedstawiciela gatunku.
Powrót do góry Go down
Valerie Tyrell

Valerie Tyrell
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
100
Join date :
16/05/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyNie Wrz 28, 2014 11:49 pm

Od dziecka nie należała do nieśmiałych osób. Przysparzało jej to tyle samo korzyści co i kłopotów. Usiadła na kolanach Lord’a Starka, wspinała się na niebotycznie wysokie drzewa i wieże (z których czasem bała się zejść), jeździła konno na męskim siodle (niekiedy szybciej niż rodzeni bracia), widziała Mur, stwarzała przyjaźnie (i antypatie), poznawała zwyczaje, historie, tradycje… i osobowości. Z pewnością osobowością wartą zapamiętania był Rowan Hightower . Poznała go w dziesiąte urodziny, gdy postanowił zaszczycić Wysogród swoją obecnością. Do dziś pamiętała, kiedy zadzierając głowę zbliżyła się w stronę rosłego mężczyzny i przywitawszy gościa długim spojrzeniem rzekła: „Ukrywa Pan sekret… Jak każdy oczywiście. Proszę się nie martwić, utrzymam go w tajemnicy. „  Trudno było wtenczas zgadnąć jaka myśl chodziła po głowie tak małej panience. Udało się to dziedzicowi? Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Przecież nikt nie potrafi czytać w myślach. Nawet wysokourodzeni mieszkańcy Reach…  wbrew temu co głoszą plotki. Tajemnica tejże „telepatii”, którą tak zuchwale głoszono w Siedmiu Królestwach, skrywa się we wszystkim (podobno)  dobrze znanej… sztuce dedukcji. A tą wpajano  młodej Valerie od najmłodszych lat. Poniekąd pozornie banalne zabawy (zwłaszcza w „Sojuszników i Zdrajców”) z rodziną również stanowiły dobrą rozgrzewkę przed, można by rzec,  dworskim teatrzykiem. Jednak od tych dziecinnych igraszek minęło wiele lat, a zdolności… teatralne Białej Różyczki wykraczały znacznie ponad przeciętny poziom.
Oczywiście tylko ślepiec nie zauważyłby, że czas odbił swoje piętno nie tylko na jasnowłosej dziewczynie, ale i na samym dziedzicu. Najbardziej widoczne było to po dłoniach Hightower’a… i oczach, dodała w myślach panna Tyrell podnosząc wzrok na przybysza. Powoli odwzajemniła gest delikatnym, naturalnym, a może i dobrze wyćwiczonym, uśmiechem. Wstała, przywołując tym samym rozpierzchłe towarzystwo do porządku. Dygnęła z gracją, czując dokuczliwą pustkę w klatce piersiowej i suchość w oczach.  Mimo to: maska opanowania ani na moment nie opuściła jej oblicza.
-Dziękuję, ser.-zdobyła się na szerszy uśmiech, mówiąc całkowicie szczerze. Była mu wdzięczna, że nie zaczął od złożenia kondolencji. Jego elokwencja tylko utwierdzała ją w przekonaniu, że mężczyzna doskonale wiedział jak obchodzić się z kobietami.
-Chciałabym móc wyrazić ogromną radość z powodu Twej wizyty, jednak okoliczności nie są zbyt sprzyjające.- niestety? Szybko odepchnęła czarne myśli, skupiając się na odmiennym aspekcie. Znała odległość między Wysogrodem, a Starym Miastem oraz możliwości podróży tam i z powrotem. Akurat był w pobliżu, czy też wcześniej zmierzał ku bramom Wysogrodu? Przypadek? Patrząc na przyzwoicie dobrane odzienie…
Spojrzała na sokoła, który niemal żarłocznie pochłaniał mniejszego ptaka.
-Z radością zaprezentowałabym Ci jego prawdziwe piękno…-różnie można by to interpretować. Przecież oczy także potrafi wydziobać, prawda? –… ale nikt nie lubi przerwy w czasie posiłku.
Wyjaśniła, pozwalając odlecieć zwierzęciu w bardziej ustronne miejsce. Dzięki temu  znacznie zmniejszyła niepokój płci pięknej, wrażliwej na tego rodzaju widoki. Septa, przepraszając, upadła z ulga na ławeczkę.  Natomiast Valerie z dużą  dozą łagodności pozwoliła towarzyszkom zdjąć rękawicę, jednocześnie nie spuszczając spojrzenia z gościa.
-Panie… Podejrzewam, że w dobie panującego harmideru nie zostałeś godnie powitany.-oznajmiła, myjąc dłonie w podanej misce. Pozwalając mu odpowiedzieć wydała służbie kilka krótkich poleceń na temat trunków, świeżych owoców i rekompensaty w komnatach nowo przybyłego Hightower’a.
-Mam nadzieję, że uda mi się to wynagrodzić.- dodała, rozpoczynając powolny, jakże intymny spacer w towarzystwie Rowan’a, róż oraz… małego tłumku służby i rycerzy.
Powrót do góry Go down
Rowan Hightower

Rowan Hightower
Reach
Skąd :
Reach, Stare Miasto
Liczba postów :
73
Join date :
11/08/2014

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptyWto Paź 07, 2014 10:07 am

Gdyby istota świata oscylowała wyłącznie wokół idei porównań, Rowan Hightower mógłby zostać uznany za idealne odbicie charakteru panny Valerie Tyrell. Choć był dwukrotnie starszym, doświadczonym przez życie mężczyzną, choć ustępował Róży pod względem urody i choć nie mógł nawet aspirować o miano męża przystojnego (cóż, kiedyś tak, dziś już niestety nie), zarówno on, jak i najstarsza córka Lorda Randylla mieli wspólną cechę, która za nic miała wcześniejsze podziały.
Oboje byli wyzuci z nieśmiałości.
Jeszcze za czasów pacholęcych cecha ta przysparzała Rowanowi wiele sympatii, nikt w Starym Mieście nie mógł bowiem wyobrazić sobie drugiego, równie wszechobecnego, ciekawskiego i trudnego do schwytania dziecka - jeśli choćby przez jeden dzień służba, najbliższa rodzina bądź dworzanie nie padli ofiarami okrutnego żartu zgotowanego przez dziedzica, wszyscy jęli zachodzić w głowę, czy mały Hightower nie jest aby obłożnie chory. Z biegiem lat podobne wybryki przestały uchodzić mu na sucho, sam Rowan zresztą powoli wciągany był w skomplikowany mechanizm zasad, obowiązków i oczekiwań, jakie posiadali wobec niego zarówno rodzice… jak i poddani. Niemal z dnia na dzień musiał zapomnieć o beztrosce i całkowicie poświęcić się wytężonej pracy - podobny stan trwał już od ponad trzech dekad, przez co Hightower czasami zaczynał się zastanawiać, czy wciąż pamięta uczucie radości spowodowane podkładaniem końskiego placka pod poduszkę starszej siostry.
I nawet gdyby zechciał sprawdzić to w najbliższym czasie, musiałby się liczyć ze srogą reprymendą - tym razem nie sformułowaną przez rodziców… lecz przez swą własną córkę, która już dawno wyrosła z podobnych dowcipów i od swego ojca oczekiwała jedynie statecznego zachowania, raz za razem prosząc, by nie przyniósł jej wstydu. Valerie Tyrell, którą Rowan pamiętał sprzed kilku lat, była zupełnie inna od jego latorośli - stanowiła niemal idealne zaprzeczenie młodziutkiej Hightowerówny… a jednak wtedy potrafiła wzbudzić w dziedzicu Starego Miasta sympatię, pomimo tak widocznych różnic w zachowaniu. Być może tajemnica owego oddziaływania leżała w pierwszych słowach wypowiedzianych przez małą Różę - słowach, które pomimo upływu lat, Rowan doskonale pamiętał.
Jak mógłby zresztą zapomnieć? Dziewczynka miała rację.
Ukrywa Pan sekret… Jak każdy oczywiście.
Hightower uśmiechnął się mimowolnie na to wspomnienie, obserwując młodą, piękną kobietę, na jaką wyrosła Tyrellówna - prawdziwy sekret jej urody mógł tkwić w opanowaniu i ogładzie, dostrzegalnych już na pierwszy rzut oka… choć sam dziedzic Starego Miasta wiedział, iż prawdziwa potęga Valerie tkwi znacznie głębiej i nie może określana być wyłącznie kilkoma oschłymi epitetami. W grę wchodziło dobre wychowanie, inteligencja, postawa godna damy…
… i godne damy słowa, które brutalnie ściągnęły Rowana na ziemię, nakazując mu skupienie na prowadzonej konwersacji.
- Prawdę mówiąc, zmierzałem do Wysogrodu w nieco weselszej atmosferze, ale jeszcze na trakcie dotarły do nas… wieści. - dotychczasowe rozbawienie, wywołane najpewniej niespodziewanym spotkaniem, umknęło niemal natychmiast - Hightower w pół uderzenia serca potrafił założyć adekwatną do charakteru dialogu maskę, kiwając lekko głową w zadumie, zupełnie jakby pragnął pogłębić własny smutek. - Tragedia ta, jak każda inna zresztą, spadła na nas w najmniej oczekiwanym momencie. - zniżony niemal do szeptu głos, idealny dobór słów, spokojny, miarowy krok - jeśli teraz ktoś przyjrzałby się spacerującym, nie potrafiłby odgadnąć, o czym rozprawiają.
Pogoda? Nadchodzące turnieje? Jakość krzewostanu w ogrodach?
Sam Rowan nie mógł pozwolić sobie na najmniejsze potknięcie, doskonale wiedząc iż tutaj, w Wysogrodzie, kobiety w pewnych kwestiach miały znacznie większy wpływ na politykę niż odziani w zbroje mężowie. Siedziba rodu Tyrell mogła sprawiać wrażenie delikatnej… lecz była to delikatność pajęczej sieci, w której schwytana ofiara może liczyć wyłącznie na powolną agonię.
Co dziedzic Starego Miasta doskonale rozumiał… i doceniał.
- Sokoły są szlachetnymi ptakami, wystarczy spojrzeć na herb i zawołanie rodu Arryn. „Wysoko jak honor”. - kąciki ust Rowana drgnęły lekko, zupełnie jakby Hightower powstrzymywał smutny uśmiech. - I jak każde szlachetne stworzenia nie lubią, gdy ktoś odbiera im to, co zdobyły. - dziedzic Starego Portu uniósł lekko głowę, odrywając wzrok od drapieżnika i przenosząc spojrzenie na bezchmurne, błękitne niebo. Jego słowa w obliczu niedawnej wojny między Doliną a Dorzeczem mogły mieć polityczny… a nawet proroczy wydźwięk - gdyby sformułował je w Riverrun bądź Orlim Gnieździe, mógłby wzbudzić zaniepokojenie.
Ale tutaj, w Wysogrodzie, delikatne sugestie nadal pozostawały wyłącznie sugestiami.
- Nie śmiałbym się narzucać, pani. - Rowan gwałtownie oderwał spojrzenie od niewielkiej chmurki, która nagle zjawiła się na błękitnym bezkresie, i przeniósł wzrok na Valerie, kręcąc lekko głową, co było przejawem uznania, nie zaś nagany. - Podczas kilku minut naszej rozmowy otrzymałem godziwą rekompensatę. - dodał spokojniej, tym razem pozwalając sobie na lekki uśmiech. Rzeczywiście, ani myślał wprowadzać dodatkowego chaosu w murach siedziby rodu Tyrell - uzbrojony w cierpliwość oraz wyrozumiałość, był gotów wziąć udział w ceremonii pogrzebowej… po czym poruszyć kwestię, z której powodu przybył do Wysogrodu. Kwestię, która - jak przed laty słusznie zauważyła panienka Valerie - była jego kolejnym sekretem.
Powrót do góry Go down
Valerie Tyrell

Valerie Tyrell
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
100
Join date :
16/05/2013

Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród EmptySob Paź 18, 2014 11:40 pm

Gdyby, gdyby, gdyby, gdyby… gdybanie leży w naturze człowieka.  Przez wieki zatruwa nasze życie domysłami. Tylko czy warto się nimi zadręczać? Ilu osobom spędziło sen z powiek. Czy jesteśmy w stanie kontrolować  każde zdarzenie w naszym życiu? Znów. GDYBY tak było, czyż cały świat nie byłby pełen władców, księżniczek, bogatych dam, miłości i szczęścia? Czyż nie dostawalibyśmy wszystkiego  na złotej tacy…? W takim razie rodzi się pytanie: KTO miałby nam ją podawać…? Czym zapełnilibyśmy powoli puste, monotonne dni? Czy właśnie  w tych najmroczniejszych chwilach nie doceniamy tych pięknych? Czyż nie jesteśmy różni?  Czyż nie pragniemy innych rzeczy, a tylko niekiedy tych samych? Czy w tym wyimaginowanym świecie nie odnalazłby się szaleniec rządny krwi „pobratymców” ?  Czy koniec końców nie zrodziłaby się zazdrość? Biorąc pod  uwagę nasze destrukcyjne oblicze, nawet w najjaśniejszy dzień znaleźlibyśmy powód do niezadowolenia.
Jeszcze do niedawna Valerie go nie znajdywała. Czerpała z życia pełnymi garściami, odganiając drobne niepowodzenia i obawy na bok. Doskonale wiedziała, że przyjdzie czas by się z nimi uporać. Przecież zawsze przychodzi… Jednak chyba każdy zna uczucie wszechobecnego szczęścia, które zostaje brutalnie ukrócone przez … życie.
Dlatego GDYBY (i tego każdy mógł być pewien) Hightower zawitał do Wysogrodu wcześniej, przed kłopotami najmłodszej siostry Tyrell’ówny, przed ślubem kolejnej i przed śmiercią brata… poznałby zupełne inna stronę, spacerującej obok niego panienki. Nie tą, może nawet przesadnie, dystyngowaną, uprzejmą, uważną, oficjalną, a tę prawdziwie radosną, może nieco niewinną i lekko złośliwą kobietę, która uparcie nie poddawała się narzuconym przez obecny świat zasadom. Przynajmniej nie w pełni.
Teraz? Teraz trudno naliczyć ilość masek, jakimi kryła emocje. Nawet przed rodziną. Więc po raz kolejny… gdyby oboje byli młodsi, gdyby Bogowie, przeznaczenie, a może psikus życia zaaranżował ich spotkanie dużo wcześniej, w innych okolicznościach, o innym czasie… kto wie? Może nawet razem podkładaliby koński placek pod poduszkę przyszłej, dokładnie dobranej ofiary?
Złączyła dłonie, przytakując głową. Jej zamiarem nie było brutalne ściągnięcie dziedzica Starego Miasta na ziemię. Przynajmniej nie brutalne, po prostu nie do końca zdawała sobie sprawę z przywołanych wspomnień mężczyzny. Chociaż z cała pewnością był zadumany, co pozwalało panience Tyrell na dokładniejsze, a zarazem dyskretne oględziny jego oblicza.
Uroda przemija. Szczęśliwców, którzy byli wstanie dożyć później starości, smagnął czas.  To było oczywiste. Jednak mimo paru zmarszczek, tych głębszych i tych płytkich, świeżych trudno było zauważyć znaczną zmianę w mężczyźnie.  Postawa pozostała ta sama. Pewna, prosta, stanowcza. Co tylko potwierdzało powiedzenie, że przetrwają najsilniejsi… Tymczasem  nie w sile tkwił sukces Rowan’a. A o tym przekonał się każdy, kto chodź odrobinę bardziej zagłębił się w szarych, iskrzących oczach mężczyzny, przywodzących na myśl… drapieżnika.
Czy mądrym jest czuć swego rodzaju sympatię do drapieżcy?
Tak. O ile sam widniejesz na tym samym miejscu w łańcuchu troficznym.
Uniosła lekko kąciki ust, słysząc odpowiedź na temat podróży. Wiedziała, że ma do czynienia z nad wyraz doświadczonym mówcą, który doskonale rozumie i włada zasadami Wysogrodu. Bezbłędnie wyczuł nieznaczną aluzję.
-Bardzo mi przykro, że wieści dotarły do ciebie Panie w taki sposób i w tych okolicznościach.- gdzieś tam, głęboko pod warstwami ogłady i grzeczności, pogodna Valerie żałowała, że musiała tak szybko sprowadzić dziedzica na ziemię, pozbawiając rozbawienia. Ach, te ulotne chwile.
Przytaknęła zgadzając się z Rowan’em. Informacja od Elstana na temat śmierci ukochanego brata była jak kopnięcie w brzuch. Lub gorsza. Miała wrażenie, że coś się zmieniło. Przebudziło. Złość. Frustracja. Gniew? Bestia w ciele pięknej. Bestia, łaknąca praworządności. Zemsty. Krwi. Niczym zatruta róża, wyciągająca kolce w stronę… drapieżcy? A może skrycie wołała o ratunek? Trudno powiedzieć. Pewna jej cząstka chciała pęknąć na dobre. I nie wrócić.
-Może te słowa nie przystoją damie, ale żywię szczerą nadzieję, że sprawcę…- mordercę. Bo przecież dziedzica Wysogrodu nie zabiła służka, o nie. Przecież „gdy dziewczyna weszła do komnaty, morderca właśnie wbijał ostrze w pierś śpiącego Lorenta. Komnata najstarszego syna Lorda Tyrella jest jednak duża, przestronna, składa się z kompleksu mniejszych pomieszczeń i służka nie mogła dostrzec tego, co działo się zaledwie kilka jardów dalej, za ścianą… sprawca miał olbrzymie szczęście, że nie został zauważony przez dziewkę… i jeszcze większe, gdy ta przez własną chciwość zmarła. Wniosek jest krótki - kimkolwiek nie był morderca, musiał przebywać na dworze rodu od dłuższego czasu, miał możliwość przemieszczania się po zamku bez wzbudzania podejrzeń, a gdy dokonał dzieła… po prostu zbiegł.”…spotka sprawiedliwość.
Uniosła mimowolnie brwi i zakrywając usta dłonią, energicznie zamrugała powiekami powstrzymując łzy.  
-Wybacz, Panie. Moim celem, brońcie Bogowie, nie było zasmucenie Cię. Po prostu rana jest zbyt świeża, bym była gotowa o tym swobodnie rozmawiać. -posłała mu przepraszający uśmiech, biorąc głębokich wdech by uspokoić skołatane nerwy. Spojrzała na niego wdzięcznie, doceniając ogładę rozmówcy. Chyba lepiej nie mogła trafić.
Po przejściu pary kroków, ujęła w dłonie podane przez służącego nożyczki i stanęła przy okazałym krzewie różnokolorowych róż. Spojrzała na niego z wyraźnym zainteresowaniem jak tylko napomknął o sokołach i spuściła wzrok, przyłapana przez jego na dłuższym spoglądaniu.  Cień smutku nie opuszczał jej twarzy, ale zaraz za nim wkradł się półcień… rumieńca?
-Dostałam go na urodziny, ser. Myślę, że rodzina żywiła skrytą nadzieję, iż jego „tresura” zajmie mi więcej czasu… wtedy pozostałoby go mniej na jeżdżenie konno z rodzeństwem.-uśmiechnęła się lekko na to wspomnienie, dłuższą chwilę śledząc tor lotu ptaka. –Nikt nie lubi, jeśli zabiera mu się to na co zapracował. Nie uważasz, Panie?  
Zdjęła ochronną rękawicę, podając ją jednym ze służących. Zerknęła kątem oka na rozmówcę, zdobywając się na ciut szerszy uśmiech. Na bardziej promienny w tej godzinie bym nie liczyła.
Oj, umiał prawić komplementy, umiał…. I to w sposób nadzwyczaj imponujący.
-Dziękuję.-powiedziała miękko. – Nalegam jednak. Uwierz mi Panie, że ten obowiązek przyjmę z największą przyjemnością.
Wskazała na okaz róż przed którymi stali od dłuższego czasu.
-Czy któraś z nich przeciągnęła twą uwagę, Panie?-zmrużyła oczy, jakby przez promienie słońca –Czy może Różany Ogród stracił na swej piękności przez te dziesięć lat?
Spytała niewinnie, uświadamiając dziedzicu Starego Miasta, iż również pamiętała o  ich ówczesnym spotkaniu…  A jednocześnie skrycie zachodziła w głowę nad przyczyną wizyty Hightower’a.  Z pewnością nie należała ona do banałów.
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Różany ogród Empty
PisanieTemat: Re: Różany ogród   Różany ogród Empty

Powrót do góry Go down
 

Różany ogród

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

 Similar topics

-
» Ogród
» Różany Trakt
» Różany Trakt
» Ogród Aegona

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Reach :: Wysogród-