a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Robert Stark



 

 Robert Stark

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Gość

Anonymous

Robert Stark  Empty
PisanieTemat: Robert Stark    Robert Stark  EmptyPią Lut 21, 2014 3:31 am

Robert Stark


Wiek:
40 dni imienia

Miejsce Urodzenia:
Winterfell
Stanowisko:
Brat Lorda, ojciec Varca, Kayleigh i Alisera.
Ród:
Stark


Wygląd:

Czy pytasz głupcze, jak skrzy się niebo nocą od całunu gwiazd lub jaki wygląd przybiera strumień, gdy ostatnie promienie słońca oświetlają go przed zapadnięciem zmierzchu? Nie? Czemu? Ponieważ widziałeś to już nieprawdaż? Więc, czemuż zadajesz pytanie o posturę i twarz człowieka z Północy? Nie widziałeś ich wielu... Zapewne dlatego, że nie przepadamy za podróżami na Południe. Niech więc i będzie, skoro tak stawiasz sprawy. Opowiem Ci co nie co o szlachetnym Robercie. Tylko słowem nie piśnij, że to ja byłem... Północ nie lubi, gdy Południe wie zbyt wiele...

W Winterfell wiele razy mówiono o olbrzymie. Dziwisz się? Oczy omal nie wypadają Ci na wierzch. Uspokój się więc i słuchaj. Olbrzym. Robert Stark. Tak go nazywali za młodu. Mimo upływu lat, które nieco osłabiły jego mięśnie i przygięły kark w kierunku ziemi nadal mierzy niemal sześć i pół stopy. Wyobrażasz to sobie? SZEŚĆ I PÓŁ STOPY! Wiem, że są wyżsi, nie jestem głupcem. Jednak nawet wśród rodu Starków, w którego żyłach płynie krew Pierwszych Ludzi, niewielu osiągało takie rozmiary. Robert przerósł nie tylko swego ojca, ale i braci. Starszy i młodszy zazwyczaj zadzierali głowy w przestworza, by spojrzeć w ciemne niczym drewno oczy swego krewnego. Doprawdy zabawne było obserwować jak ten chłop na schwał uderzał głową o strop w niższych pomieszczeniach. Tylko nie mów mu o moich uwagach, zrozumiałeś? No, ale wróćmy do opowiadania. Chyba tylko wzrost tak naprawdę go wyróżniał. Ciemne oczy jak już wspomniałem, ciemne włosy, o czym mówię po raz pierwszy, zawsze krótko ścięte i zarost... Jak u każdego prawdziwego mężczyzny z Północy. Nic dodać, nic ująć. Teraz z upływem lat jego twarz nabrała oznak zmęczenia, a gdzie nie gdzie pojawiły się przyprószone szarością kosmyki. Jest w nim jednak coś... przerażającego. Chyba to surowe i wiecznie zachmurzone spojrzenie. Rzadko się uśmiecha. Może dla dzieci jest inny lub dla małżonki, jednak w obecności swych żołnierzy i towarzyszy broni zawsze uchodził za kogoś z kim się nie dyskutuje. Kiedyś spojrzał na mnie w taki sposób, że bebechy wywracały mi się do góry nogami przez kolejne dwa dni. Jak się ubiera? A co to ma do rzeczy. Jak każdy wysoko urodzony Stark... Dobre, ciepłe ubrania, mocne buty i płaszcz z wilczej skóry. Jak idzie na wojnę to narzuca na siebie ciężką zbroję, a tak... zwyczajnie. No i ten miecz... Półtoraręczny, który zazwyczaj ma przy sobie, przepasany u lewego boku. Mimo wieku, nadal jest w stanie bez problemu i płynnie dobyć go i ściąć głowę mężczyzny. Zupełnie jak niejeden w kwiecie wieku dzisiejszymi czasy...
- wspomnienia jednego z żołnierzy walczących ongiś u boku Roberta


Robert, gdy się urodził miał dziwne znamię na wysokości prawej łopatki. Wyglądało zupełnie jak trzy wilcze kły. Znamię rosło wraz z nim, a on był z niego dumny. Maester mawiał, że to znak. Miał przepowiadać mu szczęśliwe i dostatnie życie, pełne chwały. Brandon zawsze śmiał się, że oznacza to po prostu iż urodził się jako trzeci. Dzieci, zawsze takie pocieszne…
- zapiski z pamiętnika Pani Matki Roberta Starka


Blizny? Rany? Jakieś oszpecenia na ciele? Dobrodzieju! Jak ktoś taki jak Robert miałby ich nie mieć? Walczył zawsze dużo i zawzięcie. Każda kampania, na których był wielu przynosiła mu nową pamiątkę. Wiem, że ma sporą szramę, długości gdzieś łokcia, na wysokości klatki piersiowej. Kiedyś ciął go tam dość mocno pewien Frey… Robert nie lubi Freyów… oj nie lubi… Czy coś jeszcze? Ma mniejsze blizny po cięciach i kłuciach na ramionach, nogach, plecach. Chyba jedynie jego twarz nie została oszpecona. Aż dziw bierze po tylu latach.
- wspomnienia jednego z żołnierzy służących Robertowi


historia:

Narodziny Starków w Winterfell zawsze są ważnym wydarzeniem. Jednak rozumianym zupełnie inaczej niż na Południu. Kobiety tutaj są silne, a mężczyźni jak z kamienia. Z tego też powodu nikt nie histeryzuje tak bardzo jak ciepłolubni, gdy rodzi się nowe życie. Przyjmowane jest to z pokorą, spokojem, ale i wewnętrzną radością. Nie inaczej było w przypadku narodzin Roberta. Gdy nadszedł dzień rozwiązania śnieg w mieście Wilków sięgał kolan, a siarczyste zimno nie pozwalało na swobodne poruszanie się na zewnątrz. Jedynie w domostwach, czy samym zamku można było jako tako wytrzymać. Z tego też powodu podróż Maestra do komnat Lady Stark była dość żmudna i długa. Wydawać by się mogło, że cóż to za dystans tych kilkuset stóp, ale pokonaj go, gdy dosłownie przymarzasz do podłoża. Niemniej udało się, a sam poród był dość krótki. Po kilkudziesięciu minutach Starkowie dostali kolejnego potomka, który zaczął płakać wniebogłosy, co Maester uznał za bardzo dobry znak. Wtedy też, oddając dziecko w ręce matki zwrócił uwagę na znamię na łopatce, mówiąc…
- To dobry znak. Dziecko będzie wiodło szczęśliwe i dostatnie życie. Sami Bogowie naznaczyli go Wilczymi Kłami…
Lady Stark była szczęśliwa. Oto drugi syn i trzecie dziecko zarazem znalazło się w jej dłoniach. Lord Stark stwierdził dość szybko, że syn jest nazbyt hałaśliwy, ale wewnątrz czuł dumę. Jego tchnienie życia było silne. A im więcej mężczyzn na Północy… tym lepiej.


Jaka jest pozycja drugiego syna? Dość specyficzna. Nikłe ma on szanse na zostanie Lordem, a jego celem życiowym winno być dbanie o swój ród i służenie radą oraz pomocą starszemu bratu. Tak też wychowywany był Robert. Od najmłodszych lat żył w przeświadczeniu, że wszystko co osiągnie, możliwe będzie tylko dzięki własnym zdolnościom i ciężkiej pracy. Nie mógł liczyć na pozycję, gdyż wszystkie przywileje zgarniał najstarszy z rodzeństwa, on mógł mieć nadzieję co najwyżej na bycie pierwszym chorążym i doradcą Lorda Pana. Jednak taka wizja uśmiechała mu się już od najmłodszych lat. Jako dziecko marzył by zostać wspaniałym rycerzem i służyć swemu bratu w bojach, chronić go, zdobywać dla niego zamki i twierdze. Tak też mawiał do swego Pana Ojca, który przyjmował to spokojnie, lecz z uśmiechem. Wiedział, że właśnie Robert odziedziczył po nim najwięcej z jego własnej ambicji. Mimo braku perspektyw rządzenia, chciał się doskonalić. Jednak co może wiedzieć o życiu dziecko, poza tym co opowie mu niańka, rodzice i starsi żołnierze wracający z pobojowiska? Niewiele, zaprawdę niewiele.


Gdy liczył sobie 6 dni swego imienia, jego Pani Matka powiła kolejną pociechę. Chłopca, co wprawiło Roberta w stan bliski euforii. Biegał po wszystkich budynkach w Winterfell i oznajmiał z krzykiem wszystkich, iż ma młodszego braciszka! Czemu, aż tak bardzo cieszył się młodzian na tę myśl? Ponieważ, zajęty zazwyczaj Brandon od najmłodszych lat przygotowywał się do przejęcia schedy po ojcu i czasu miał niewiele dla młodszego brata, a ponadto Robert marzył o możliwości zabawy i nauki z młodszym od siebie, którego mógłby wziąć pod swą opiekę. Wszakże kto miał uczyć walki, liczenia, pisania i czytania małego Barnetta? No tak… niańki, specjalnie oddelegowani do tego ludzie… ale to nieważne! Robert też miał mieć w tym swój udział. Z biegiem lat dobrze rozumiał się ze swym młodszym bratem, często ćwiczył i cieszyła go żywość najmłodszego z rodzeństwa. Wszędzie było go pełno, a właściwie… wszędzie ich było pełno. Trwało to dobrych kilka lat, a Robert rósł w naprawdę szybkim tempie, jego twarz mężniała, mięśnie stawały się bliskie tych prawdziwego mężczyzny. Jego sztuka fechtunku zaczęła naprawdę zadziwiać jego ojca, gdyż spisywał się naprawdę dobrze podczas treningów z miejscowymi rycerzami, a wiedza dorównywała jej w znacznym stopniu. Sam Maester twierdził, że dawno wśród Starków nie narodził się chłopak tak uniwersalny, o tak szerokiej wiedzy i zdolnościach. Czy Robert był zatem idealny? Oczywiście, że nie… Razem z wiedzą, zdolnościami i wiekiem jego ego zaczęło również rosnąć, ambicje i pewność siebie stały się w pewnym momencie zbyt duże. Zaczynał wszczynać kłótnie ze swym starszym bratem, pouczał go i ojca, a w wieku 14 wiosen dopuścił się czynu, który bardzo wpłynął na jego późniejsze życie…
- Byłbym po stokroć lepszym następcą niż Brandon ojcze i wiesz o tym! To ja powinienem być w przyszłości Panem Winterfell! Walczę lepiej niż on, wiem więcej, jestem lepszy!
Słowa te odbijały się po głównej Sali, gdy Pan Ojciec wstał ze swego siedziska i ciężkim krokiem podszedł do Roberta. Był już starszym i zmęczonym mężczyzną, od którego wymagano zbyt wiele. Właśnie szykował się do wyjazdu, ubrany był w swoją zbroję, na dłoniach miał ciężkie rękawice, a rozmowa tyczyła się najbliższej przyszłości. Brandon miał ożenić się i szykować do rychłego przejęcia stanowiska Pana Winterfell. Ojciec nie zdzierżył słów syna i bez zastanowienia zamachnął się uderzając otwartą dłonią, ubraną w żelastwo, lice swego syna. Strużka krwi pociekła po brodzie młodziana, który z trudnością ustał na nogach, mimo swego wzrostu i siły. Pan Ojciec pierwszy raz wymierzył mu taką karę. Policzek pulsował, a ból rozlewał się po całej szczęce. Z ogromnymi źrenicami i zaskoczeniem na twarzy spojrzał wprost w oczy ojca, w których zobaczył wyrzut i wściekłość. Pochwycił on syna za kark i w żelaznym uścisku zbliżył jego ucho do swych ust, szepcząc zdenerwowany.
- Brandon będzie Twoim Lordem. Nigdy tego nie zapominaj. Masz mu służyć radą, mieczem i życiem, gdy będzie trzeba. Zawiodłeś mnie Robercie. Nie tak Cię wychowałem…
Po tych słowach zostawił syna samemu sobie i opuścił salę zatrzaskując za sobą potężne drzwi. Jedynie cisza wisiała w powietrzu, a po policzkach Roberta spływały łzy. Jedna za drugą ogrzewały poczerwieniałą ze wstydu twarz.


Tego samego dnia, jeszcze przed wyjazdem, Pan Ojciec zdecydował, że Robert wyjedzie wraz z nim. Decyzja ta zaskoczyła wszystkich w Winterfell, gdyż była nagła i niespodziewana. Swej małżonce i dzieciom powiedział, iż nadeszła pora, by jego drugi syn dorósł. Miał zostać oddany pod opiekę Baratheonom, gdzie kształcić miał się na prawdziwego wojownika. Nikomu nie powiedział o rozmowie z synem, która miała miejsce. Zostało to ich tajemnicą. Bez słowa Robert pożegnał się z matką i braćmi. Nie wiedzieli czemu milczał, jednak miało to stać się w najbliższych latach jego cechą rozpoznawczą. Człowiek tak bardzo żywy i wiecznie rozgadany, teraz milczał bardzo często. Nie zamienił z ojcem ani słowa, aż do Końca Burzy, gdzie spojrzeli sobie w oczy i wyrzekli do siebie tylko jedno „do zobaczenia, gdy los da nam się znowu spotkać”. Po czym Pan Ojciec odjechał, a Robert został sam w obcym sobie miejscu, z obcymi sobie ludźmi. Tutaj nikt nie traktował młodziana jak kogoś wyjątkowego. Ot, pacholę Lorda z Północy. Musiał swoją siłą, wiedzą i zdolnościami zdobyć sobie szacunek tutejszych paniątek. Jak się okazało Baratheonowie byli rodem niezwykle szlachetnym, prawym i wojowniczym. To tam Robert nauczył się ogłady, a jego potencjał wzrósł jeszcze bardziej. W przeciągu kilku lat stał się bratem dla wielu osób spośród Baratheonów. Tutaj stał się materiałem na prawdziwego wojaka, a w wieku 18 lat pierwszy raz przydzielono mu dowództwo nad oddziałem. Jednak wszystko co daje światło, tworzy również cień. Stał się mężczyzną zaprawionym w bojach. Wiele razy stąpał po ziemi wilgotnej od krwi zarówno swoich rywali jak i sojuszników. Najgorsze wspomnienie wiązało się jednak z człowiekiem, który go szkolił, a zarazem był jego przyjacielem. Rycerz owy pamiętnego dnia wsławił się na polu bitwy jak nigdy wcześniej. Ścinał jednego wroga za drugim, a jego miecz błyszczał się od krwi, która po nim spływała. Mimo własnego zaangażowania w walkę Robert nie mógł oderwać wzroku od walczącego jegomościa. A tego nie robi się na polu bitwy. Nigdy nie można się rozkojarzyć. Wtedy zrozumiał to i zapamiętał do końca swego życia. Jeden z żołnierzy ciął mieczem na wysokości klatki piersiowej chłopaka. Gdyby miał pełną zbroję zapewne nie było by to tak straszne, ale ubrany był lżej, by nie spowalniać swoich ruchów. Miecz dość głęboko werżnął się w ciało, rozcinając je na szerokość stopy. Ciepła krew chlapnęła i zaczęła ściekać po ciele chłopaka, gdy ten padł na kolana. Zobaczył twarz osoby, która chciała jego śmierci. Później dowiedział się, iż był to młodzian z rodu Freyów… Jego kompan, rycerz którego był przyjacielem zdążył na czas i ubił młodego Freya nim ten dokończył swego dzieła. Jednak znaleźli się z tego powodu w kotle, który rozpętał się po śmierci szlachetnego pacholęcia. Rycerz niestety nie miał szczęścia. Kilku doskoczyło do niego i zabiło nim przybyły posiłki Baratheonów. Robert przeżył, choć wiele tygodni wracał do zdrowia. Był tak słaby, że nie mógł być na pogrzebie swego przyjaciela i mentora. Dopiero później dowiedział się, że owy miecz, został mu przekazany. Rycerz nie miał potomków, a pochodził z jednego z mniejszych rodów szlacheckich. Chciał, by miecz dostał się w ręce jego druha, nie miał bowiem komu go przekazać. Powiedział to kiedyś jednemu z Baratheonów, na długo przed tą bitwą i na długo przed jakąkolwiek myślą o realnej śmierci. Miecz… półtoraręczny, który leżał w dłoni jak o wiele mniejszy odpowiednik. Był lżejszy, a walka nim przyjemniejsza. Robert miał wiele razy się o tym przekonać w swoim życiu. Oręż miał już swe imię, które młodzian pozostawił. Światło Południa… cóż za przypadek, iż trafił się on człowiekowi z Północy…


Jego życie zmieniło się po raz kolejny, gdy dobił do wieku 21 wiosen. Piękna kobieta z rodu Baratheonów usidliła go, jeśli można to tak nazwać. Oto potężny mąż, człowiek z Północy, Olbrzym Winterfell uległ maleńkiej istotce z rodu Jelenia. Maleńkiej, lecz o sercu i duszy tak wielkiej, że można by nimi obdzielić kilka niewieścich ciał. Zrobili razem coś, co mogło nie spodobać się w Wintefell. Pobrali się bez wiedzy Pana Ojca Roberta, aczkolwiek za przyzwoleniem głowy rodu Baratheonów. Dziewczyna nie należała do głównej linii dziedzicznej, więc i w Końcu Burzy nie wzbudziło to, aż takich emocji. Mimo to jego bracia i przyjaciele pośród szlachetnego rodu tych ziem byli szczęśliwi i życzyli mu wszystkiego dobrego. Postanowił ze swą małżonką powrócić do domu. Zgodziła się ona, choć opuszczenie własnego kąta na ziemi nie przyszło jej łatwo. Kruki poinformowały Pana Ojca z wyprzedzeniem. Robert nie wiedział jednak jak przyjmie on swego syna po przeszło ośmiu latach. Z listów od Brandona, siostry i Barnetta znał aktualną sytuację. Najstarszy miał już małżonkę i dzieci, a właściwie to cały ich kopiec. Może to właśnie brata należało się obawiać bardziej. W końcu to on aspirował do pełnego tytułu Lorda. Robert zmienił się. Cieszył się na samą myśl o powrocie, służbie i pomocy bratu. Jednak, czy honory należą się synowi marnotrawnemu?
Główna Sala pełna była ludzi, jedzenia i radosnych okrzyków, gdy Robert z małżonką przestąpili jej próg. Witali go wszyscy krewni, a na końcu Sali siedział Pan Ojciec i Matka. Młody mężczyzna podszedł do nich, a wtedy słowa Lorda zaprowadziły porządek.
- Oto i powrócił największy, a zarazem najmniejszy z nas. Po ośmiu latach dziecko wraca jako prawdziwy wojownik, z kobietą u boku. Co masz mi do powiedzenia…
Robert padł na kolano przed swym ojcem. Uniósł głowę i spojrzał w oczy ojca, które wyrażały teraz spokój, ale i radość z powodu powrotu syna. To wystarczyło. Niepotrzebne były słowa. Tego dnia zabawom nie było końca. Powtórne wesele jak później mówiono.
Bieg lat przyniósł wiele. Kolejne wojny, trójkę dzieci i coraz większą miłość pomiędzy Robertem i jego drugą połówką. Skupił się na kształceniu i wychowaniu dzieci. Nie chciał by robiły to jedynie niańki. Walczył z dziećmi, gdyż sam chciał z nich zrobić mistrzów fechtunku, opowiadał im dawne legendy i uczył wiary w pradawnych Bogów. Pomagał swemu bratu, służył radą i mieczem. Jako pierwszy chorąży wiele razy walczył w imieniu Winterfell. Czas jednak przed nim długi… a może i nie? Przyszłość nigdy nie jest pewna…


ekwipunek:
- Półtoraręczny miecz - Światło Południa
- Typowy strój dla Starków z Winterfell
- Ciepłe wilcze futro w kolorze czerni
- Czarny koń bojowy
- Sakwa z kilkuset złotymi smokami
- Srebrny medalion z herbem rodowym Starków

- Ponadto prywatne rzeczy w Winterfell, takie jak zbroja płytowa, lekka zbroja, zbroja turniejowa (odświętna), skrzynia ze złotem i dobrami szlachetnymi, etc.







Ostatnio zmieniony przez Robert Stark dnia Nie Lut 23, 2014 6:15 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Robert Stark  Empty
PisanieTemat: Re: Robert Stark    Robert Stark  EmptyPią Lut 21, 2014 11:40 pm

Można sprawdzać ;)
Powrót do góry Go down
Maureen Lannister

Maureen Lannister
Nie żyje
Skąd :
Casterly Rock
Liczba postów :
126
Join date :
26/04/2013

Robert Stark  Empty
PisanieTemat: Re: Robert Stark    Robert Stark  EmptySob Lut 22, 2014 1:29 am

Na chwilę obecną mój mózg nie funkcjonuje wystarczająco dobrze, żeby udało mi się wyłapać wszystkie nieścisłości, ale resztą najwyżej podzielę się po dokładniejszym sprawdzeniu rano :) Byłabym też wdzięczna innym Chlorom za ewentualne uwagi :D

Pierwsze co muszę napisać - chylę czoła i idę się schować pod ziemię ze swoimi marnymi wypocinami, karta ma świetny styl i już nie mogę się doczekać postów :) Poprawiłam tylko odrobinę stylistykę (jedna literówka, przecinek w złym miejscu, takie tam), ale biorąc pod uwagę długość karty te błędy są niczym :D

Co do kwestii merytorycznych:
Pierwsza to podniesiona już przez Treveta sprawa bycia rycerzem. Zapewne bym to przepuściła, bo jestem kobietą i się zwyczajnie na takich sprawach nie znam, ale pozostaje mi zaufać mu w tej kwestii i poprosić o poprawki ;)
A druga sprawa, praktycznie całkowicie nieistotna:
Cytat :
Sami Bogowie naznaczyli go Lwimi Kłami…
Nie powinno być wilczymi? :) Nie zmieniałam, bo nie byłam pewna intencji, ale wydaje mi się, że raczej o to chodziło :D

Na chwilę obecną uwag tyle, jeśli ktoś jeszcze jakieś ma, zapraszam do wypowiadania się :D
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Robert Stark  Empty
PisanieTemat: Re: Robert Stark    Robert Stark  EmptySob Lut 22, 2014 2:00 am

Oczywiście miało być Wilczymi - mój błąd. Wzmianka o rycerzu poprawiona. Mam nadzieję, że tym razem niczego nie przeoczyłem ;)
Powrót do góry Go down
Ivory Targaryen

Ivory Targaryen
Dorne
Skąd :
Dorne, Słoneczna Włócznia
Liczba postów :
2203
Join date :
23/10/2013

Robert Stark  Empty
PisanieTemat: Re: Robert Stark    Robert Stark  EmptyNie Lut 23, 2014 3:48 pm

Jeśli Maureen nie ma więcej uwag, to [b]akceptuję[/] i życzę miłej gry.
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Robert Stark  Empty
PisanieTemat: Re: Robert Stark    Robert Stark  Empty

Powrót do góry Go down
 

Robert Stark

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Robert
» Robert Waters
» Stark
» Lillian Stark
» Rosalie Stark

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Karczma :: Offtopic :: Kosz :: Karty Postaci-