a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Fontanna



 

 Fontanna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Alysanne Tyrell

Alysanne Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
93
Join date :
26/04/2013

Fontanna Empty
PisanieTemat: Fontanna   Fontanna EmptyPią Cze 28, 2013 11:39 am

Fontanna Monasteriodesantamarade
Powrót do góry Go down
Alysanne Tyrell

Alysanne Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
93
Join date :
26/04/2013

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyPią Cze 28, 2013 12:05 pm

Była zadowolona z faktu, iż po tak długim czasu w końcu dołączyła do niej Lorelei. Alysanne należała do tej grupy szlachetnie urodzonych dziewcząt, która nawiązywała nieco bliższe relacje ze swą służbą. Pomimo, iż przemieszczanie się po zamku bez jakiegokolwiek towarzystwa nie stanowiło dla niej żadnego dyskomfortu, czuła się pewniej mając przy swym boku kogoś zaufanego. Alysanne ufała swej służce nie bardziej niż innym osobom, ale trzeba było przyznać, iż raczej nie spodziewała się jakiejkolwiek zdrady z jej strony. Nie dzieliła się oczywiście swymi tajemnicami z dziewczyną, powiedzmy sobie szczerze, najmroczniejsze z sekretów Alys były pilnie strzeżone i najpewniej dziewczyna zabierze je ze sobą do grobu. Jedynie z Lorentem dzieliła się czasem swymi planami i przemyśleniami. Powiedzmy sobie szczerze, Lorelei uwielbiała to samo, co jej Pani - wiedzę. Była plotkarą, ale Alys nie uważała tego za jej wadę. Dzięki jej długiemu językowi i dobremu słuchowi wiedziała o czym mówi się na zamku i nie tylko. Oczywiście nie zamierzała ukarać w jakikolwiek sposób służki za jej zniknięcie. To nie było przewinienie, które mogłoby ją zirytować. Wybaczała już o wiele gorsze zbrodnie. Nie bez powodu znana była wśród ludu Wysogrodu jako osoba o gołębim sercu, która z zapałem interesuje się problemami prostego ludu i, jeśli tylko znajduje się to w jej mocy, rozwiązuje je. W czasie ich wędrówki przez korytarze Czerwonej Twierdzy zdążyła przekazać służącej tyle, ile chciała. Pewien zamożny jegomość postanowił zjednać sobie sympatię Westeroskich rodów obdarowując je cennymi podarkami. Oczywiście Alysanne nie zapomniała wspomnieć jak hojne i wspaniałomyślnie z jego strony jest przekazywać im tak niesamowite przedmioty. W każdej rozmowie należało pamiętać, że to co wychodzi z twoich ust może szybko obiec cały świat, docierając do uszu każdego szeptacza. Słowa w odpowiednich rękach mogły być wykorzystywane niczym broń - mogły spowodować czyjąś śmierć lub uratować życie.
Alysanne dotarła w końcu do celu ich spaceru po zamku - fontanny. Miejsce to było o wiele lepsze do rozmowy, niż korytarze Czerwonej Twierdzy. Tutaj raczej nie było się gdzie ukryć, aby podsłuchać czyjąś konwersację, choć być może nie doceniała tutejszych szpiegów. Usiadła na murku fontanny, zanurzając dłoń w chłodnej wodzie. Ani trochę nie przejmowała się, że jej suknia może się pomoczyć. Jeśli tak się stanie, to szybka wyschnie w promieniach popołudniowego słońca. Pogoda była doprawdy piękna, w chłód bijący od fontanny działał orzeźwiająco. Przez chwilę siedziała w ciszy, skupiając swój wzrok na wodzie. W końcu odezwała się, a z jej głosu jak zwykle trudno było wyczytać jakiekolwiek emocje.
- Powiedz mi proszę Lorelei jakie wiadomości obiegają aktualnie Czerwoną Twierdzę. Czy wiadome jest coś na temat zamachowca? Cóż za konflikt wybuchł w Dolinie? A może w jakiejś rozmowie padło nazwisko mego rodu?
Nie trudno było zgadnąć czego chciała Alysanne. Nie było nic lepszego niż świeża porcja informacji ze sprawdzonego źródła. Jak każdą ciekawską osobę interesowało ją co dzieje się na świecie. Jako naoczny świadek zamachu nie mogła pominąć jego tematu. W dodatku wojna w Dolinie mogła bardzo zmienić ich własną sytuację. Ostatnie pytanie było dość oczywiste, zawsze należało sprawdzać co dzieje się najbliżej ciebie. Gdyby ktoś rozpowiadał złe rzeczy na ród Tyrell należało bezwzględnie interweniować.
Powrót do góry Go down
Aylward Baratheon

Aylward Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
1935
Join date :
30/04/2013

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyPią Cze 28, 2013 4:59 pm

MG


Mechaniczne ruchy: odebranie księgi, wolny spacer w stronę ogrodu, uśmiech na ustach i uprzejme dygnięcia, gdy korytarzem przechodził ktoś bardziej istotny. O co mogło chodzić w życiu służki, naturalnie oprócz wiernego trwania przy swej Pani? Pewnie o senną, leniwą śmierć ludzi starych. O taką śmierć, kiedy siadając zimnym rankiem na tarasie będzie mogła spojrzeć na świat niczym na piękny malunek i niczego po tym dniu się nie zacznie spodziewać, niczego nie będzie oczekiwać za wyjątkiem wdzięczności i śmierci właśnie; bo na nią czeka jak na wizytę starego przyjaciela, z którym rozstała się tak dawno, że nawet nie pamięta jakie było to rozstanie, w zgodzie czy w gniewie, i nie wie co przyjaciel powie, jak się zachowa ujrzawszy ją po latach – jest to jedyny rodzaj lęku jaki ma do służki dostęp, taki łagodny niepokój, nic poważniejszego: czasami wypatruje gościa z niecierpliwością, a czasami po prostu woli żeby przyszedł w inny dzień, jutro, pojutrze. Lorelei uśmiecha się w myśli, uczestnicząc w dyskusjach, w których mowa o przyszłym miesiącu, roku. Lubi ciszę, bo cisza oddala ją od teraźniejszości, pozwala na zanurzenie się we wspomnienia, bezpieczne swą niezmiennością; lubi bezruch, lubi ciepłą stagnację. Nie jest jej w stanie nic poruszyć, zranić – bo nie istnieje dla niej przyszłość, w której rzecz takowa posiadałaby jakiekolwiek znaczenie, a poza tym nie chce, by przyjaciel zastał ją nieprzygotowaną. Spokój służki niewiele się różni od spokoju dziecka zamkniętego w łonie matki. O to chodziło - o sprawowanie kontroli nad własnym życiem.
Gdy wraz z Lady Alysanne dotarła do fontanny, Lorelei przez chwilę wpatrywała się urzeczona w drobne kropelki wody lśniące niezwykle w blasku słońca. Widok był piękny i na swój sposób niepowtarzalny - nie przybyła tu jednak, by podziwiać fontanny. Lady Tyrell na niej polega... a jako dobra służąca musi wywiązać się ze swych obowiązków. Stojąc naprzeciwko swej Pani, wsłuchiwała się w jej słowa uważnie. Rzeczywiście, Lorelei była niezwykle ciekawską osobą, a dzięki wrodzonemu talentowi i pewnej dozie urody, wiele drzwi w garkuchniach stawało przed nią otworem... zaś tam dowiedzieć się można całkiem sporo.
- Ludzie nadal wstrząśnięci są zamachem na miłościwie nam panującego. - odparła po chwili namysłu, marszcząc delikatnie brwi. - Wielu sądzi, że zamach zaaranżowany został przez rodzinę Tullych, by ich atak na Dolinę Arrynów uszedł płazem... nie przewidzieli jednak, że król przeżyje. - Lorelei zacisnęła delikatnie palce na ciężkim woluminie czując, jak od wagi książki zaczynają cierpnąć jej ręce. Musi jednak wytrzymać, wszak księga była wartościowa, a położenie jej blisko wody z fontanny mogłoby doszczętnie zniszczyć wartościowe stronnice. - Niestety, informacje o zamachowcu to głównie banialuki... mawiają, że ten zabity przez Lorda Freya nie był właściwym, zaś jego kompan ukrywa się w stolicy i czeka na kolejną okazję. - służka zmarszczyła lekko brwi, próbując przypomnieć sobie dodatkowe wzmianki. - Wojna w Dolinie rozgorzała na dobre... kucharze mówią, że ród Tullych uderzył na Orle Gniazdo siłą dwudziestu tysięcy wojów, a Arrynowie wezwali demona, by zabijał ich zwiadowców i zagrzewał krew do walki. Przybrała ciało kobiety, a mówią na nią... Biała Dama...? Nie, nie, inaczej... Biały Duch, Zjawa... tak! Chyba Biała Zjawa. Dowódca wojska z Dorzecza został wzięty w niewolę i podobno padł jej ofiarą. Zaś nazwisko Twego rodu, Pani, padło tylko raz... gdy ktoś wspominał o możliwym sojuszu z Tullymi poprzez ożenek jednej z Twych sióstr lub Ciebie samej, Lady z Pstrągiem z Dorzecza. Giermek Lorda Leonarda jednak natychmiast zdementował tą plotkę. - Lorelei skinęła lekko głową, jakby utwierdzając się w tych słowach. W rzeczy samej, po Królewskiej Przystani krążyły wszelakie plotki, w obecnej sytuacji skupiały się one jednak głównie na toczonej wojnie, odwołanym turnieju i zamachu na króla. Tyle tragedii w tak krótkim okresie czasu wywarło niezwykłe wrażenie na plebsie...
Powrót do góry Go down
Alysanne Tyrell

Alysanne Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
93
Join date :
26/04/2013

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyPią Cze 28, 2013 6:39 pm

Wciąż nie przerywała krążenia w wodzie ręką. Jej drobna, dziewczęca dłoń, choć wykonywała niewielkie ruchy wywoływała na tafli, powodowała powstawanie coraz większych kręgów. Choć była jedynie młodą dziewczynką, ignorowaną przez większość osób i niedocenianą przez możnych, mogła zrobić bardzo wiele. Jej działania mogły odnieść ważne skutki. Od jej decyzji mogło zależeć nawet życie innych. Oto dlaczego wszystko co robiła wymagało dogłębnego przemyślenia, zbyt wiele krwi mogło zostać rozlanej nadaremnie, zbyt wiele dzieci mogło stracić swe rodziny. Rozsądek, za który tak bardzo cenili ją przyjaciele, inteligencja, dzięki której wysłano ją daleko od domu, aby mogła pobierać odpowiednie nauki... Musiała wykorzystać te i inne cechy, aby nie popełnić błędu, za które cierpieć będzie nie tylko ona sama, ale również inni. Musiała być ostrożna, jeśli nie dla własnej osoby to dla nich. Odetchnęła głęboko, rozkoszując się ciepłym powietrzem, które choć przepełnione było nie najprzyjemniejszymi zapachami miasta, to zawierało również bardziej aromatyczne wonie. Nachyliła się na fontanną, tak że końcówki kosmyków jej włosów niemal dotykały wody. Każde z wypowiedzianych przez służącą słów dogłębnie analizowała, jakby nie były one jedynie prostą formą przekazu informacji. Za każdym słowem kryła się wskazówka, za każdym zdaniem historia. Wątpiła, aby Tully mieli cokolwiek wspólnego z zamachem. Ich wojna nie uszłaby płazem, nawet gdyby kto inny zasiadł na tronie. Ten konflikt w Dolinie ją martwił, nie widziała jego racjonalnej przyczyny. Nikt chyba nie zdecydowałby się na atak jednego z najpotężniejszych rodów tylko po to, aby zdobyć nowe ziemie i łupy wojenne. Jeśli za tym wszystkim krył się jakiś poważniejszy powód, to byłaby wdzięczna Siedmiu, gdyby otrzymała okazję na poznanie go. Niestety wiedziała, że jej służąca raczej go nie odkryje. Takie informacje były nieco trudniejsze do zdobycia, ale nie pozostawały poza jej zasięgiem.
Wspomnienie o demonie wywołało na jej twarzy delikatny uśmiech, ukryty jednak za kotarą włosów. Nie chciało jej się wierzyć, że jakikolwiek ród posiadałby takie umiejętności. Biała Zjawa, Duch czy jak tam ją zwano była zapewne jakąś wojowniczką o nieco większych umiejętnościach, niż pospolity rycerz i stąd popłoch mężczyzn, których tępe umysły nie były w stanie tego pojąć. Dowódca wojsk Dorzecza zginął zapewne w bitwie lub ranny został pojmany, a prostaczkowie dopisali sobie do tego całą opowieść, aby wytłumaczyć sobie tak haniebną klęskę. Zainteresowało ją, że ktokolwiek rozpowiada plotki na temat ożenku z Tullymi członku jej rodu. Może jeszcze przed wojną było to możliwe, byli w końcu sąsiadami, a Tully od zawsze posiadali ziemie żyzne i dość bogate. Teraz jednak, z uwagi na ich ostatnie poczynania z pewnością zmieniono decyzję na temat zaręczyn. Nikt nie chce się swatać z przegranymi, a póki co Dorzecze miało duże szanse takowymi zostać. Giermek Leonarda... Alysanne gwałtownie się wyprostowała, można było nawet pomyśleć, że straci równowagę. Ona jednak zachowała swą zwyczajną gracją, a włosy opadły z powrotem na swe zwyczajne miejsce.
- Leonard... Nie widziałam go od jakiegoś czasu, czy jest ci wiadome coś na jego temat?
Tak jak pozostali członkowie jej rodziny martwiła się, gdy nie widziała kogoś ze swego rodzeństwa przez dłuższy czas. Oznaczało to tyle, że martwiła się bardzo często, bo przy dość licznym rodzeństwie trudno było utrzymywać z każdym kontakty. Ciesz się, że nie urodziłaś się Freyówną. Chyba by zwariowała, gdyby musiała troszczyć się o tak wiele osób. Wystarczyło jej, że zajmowała się sprawami 6 Tyrellów oraz oczywiście plotkami z całego Westeros.
Powrót do góry Go down
Aylward Baratheon

Aylward Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
1935
Join date :
30/04/2013

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptySob Cze 29, 2013 9:47 pm

MG


Ktoś, kto – jak Lorelei – posługuje się marzeniami i wyobrażeniami, musi skądś je brać. I idealnym
źródłem jest życie, a także w mniejszym stopniu książki. Dlatego też służka tak często chodzi na targi i stara się być na bieżąco z nowościami wśród kupców, przekupek i wszystkich tych, którzy nierozsądnie wymachują językiem w miejscu publicznym. Problem w tym, że niektóre z plotek nie są prawdziwe... lub bywają specjalnie rozpowszechniane, głównie po to, by zaszkodzić jednym, a podbudować opinię o drugich. Jednak nie Lorelei było sądzić, co jest prawdą, co zaś fałszem - jako osoba oddana rodowi Tyrell powtarzała wszystko, co wydawało się na tyle ważne (i rozsądne), by poinformować o tym bezpośrednio członka rodziny lub osobę kompetentną, która przekaże informacje dalej. Na ustach służki pojawił się lekki uśmiech, gdy przypatrywała się wyrazowi twarzy swej Pani. Tak młoda... i tak bardzo rozsądna. Ostrożna. Rozważna. Doskonale wiedziała, że słowa mają wielką wartość. Zwłaszcza, gdy odpowiednio się je zinterpretuje i połączy fakty. Przez wieki ludzie ignorowali potęgę słowa, nie zdając sobie sprawy z tego, jak wielkie korzyści wyciągnąć można z ich brzmienia. To nie było skomplikowane, lecz wymagało bystrości umysłu. A nade wszystko - należało wiedzieć, jak z nich korzystać.
Dopiero pytanie Lady Alysanne o jej starszego brata Leonarda, zbiło służkę lekko z tropu. W rzeczy samej, od pewnego czasu nie tylko go nie dostrzegała na dziedzińcach i korytarzach Czerwonej Twierdzy, ale też nikt nie wymieniał jego imienia w rozmowach. Jak to się mawia... słuch po nim zaginął? A jednak... coś...
- Moja Pani, obawiam się, że Lord Leonard wyjechał. - nawet dla Lorelei słowa te zabrzmiały tak mało prawdopodobnie, że nie mogła w nie uwierzyć. Wyjechał, bez giermka? Nie informując swej siostry? Z dnia na dzień? Nie, to nie było możliwe. - Mogłabym zapytać tu i tam, wydaje mi się jednak, że nie uzyskam zbyt wielu odpowiedzi... szlachetny Pan został najwyraźniej pilnie wezwany i musiał w pośpiechu opuścić Królewską Przystań, sama wiesz jednak najlepiej, Lady, że nie odbyłoby się to bez wiedzy żadnego z członków rodu. - służka czuła, jak krew powoli odpływa jej z twarzy. Nie chciała mówić tego na głos, ale nawet dla niej tak nagłe zniknięcie Leonarda Tyrella wydawało się co najmniej... podejrzane. Kobieta pokręciła głową, jakby odganiając od siebie mroczne myśli, i posłała swej Pani uśmiech, który z powodu złych przeczuć wypadł jednak dość... blado.
- Pani, winnaś może porozmawiać z resztą swego rodzeństwa, ktoś na pewno coś wie o jego...z-zniknięciu. - Lorelei ponownie zacisnęła smukłe palce na księdze i nagle... dotarło do niej jedno - nie powinna zaprzątać głowy swej Pani smutnymi myślami. Jej bratu nic nie może grozić, kto bowiem porwałby się na życie syna Lorda Wysogrodu? - Lady, to zapewne nic groźnego... czasami wystarczy pomyśleć o problemie w spokoju, wypocząć, oderwać się od rzeczywistości. Odpowiedź często przychodzi w najmniej spodziewanej sytuacji. Niekiedy można też ją wyczytać...- Lorelei uśmiechnęła się delikatnie, ostrożnie przekładając księgę z jednej ręki do drugiej. Naturalnie, jako służka tak istotnego rodu, opanowała sztukę czytania, nigdy jednak nie oddawała się jej z wielką pasją, w przeciwieństwie do Lady Alysanne, która potrafiła docenić wagę zdobywanej wiedzy. Służka miała jeszcze jedno przemyślenie, nie odważyła się jednak wypowiedzieć na głos - być może dlatego, że nie posiadała żadnych dowodów. Dla niej bowiem zjawienie się wysłannika z Essos nie mogło być przypadkiem... w myślach dziewczyny jawił się jako dobry duch. Podejrzewała, że ktoś chciał ich ostrzec, ze względu zaś na rozwagę, potrzebował odpowiedniej okazji... charakteryzacji. Kłamstwa w słusznej sprawie.
Powrót do góry Go down
Alysanne Tyrell

Alysanne Tyrell
Nie żyje
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
93
Join date :
26/04/2013

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyNie Cze 30, 2013 1:08 pm

Wyglądała na zamyśloną. Wyjechał? Wiedziała, że Leonard lubił odwiedzać karczmy i niektóre jego zachowania sprawiały, że czasem martwiła się o niego. Któż wiedział, kogo można spotkać w takich lokalach. Powiedzmy sobie szczerze, często niepotrzebnie jej myśli zaprzątały obawy o każdego z członków rodu. Teraz jednak miała przeczucie, że takie zniknięcie było podejrzane. Jeśli ktokolwiek powinien o nim wiedzieć, to właśnie ona, przecież rozmawiał z nią całkiem niedawno. Miał doskonałą okazję, aby przekazać jej wieści o swym powrocie do Reach czy też podróży w inny zakątek Westeros. Szkoda, że Lorelei nie miała większej wiedzy na ten temat. Fakt ten jednak tym bardziej ją zmartwił. Gdyby był to zwykły wyjazd, to czy nie powinno się o tym mówić otwarcie. Jej wzrok wydawał się nieobecny, jakby myślami była gdzieś daleko. Gdzie jesteś? - zadawała w myślach pytanie, jakby to mogło jej jakoś pomóc. Należało działać, nie zamierzała czekać na rozwój wydarzeń. Jak zwykle w takich sytuacjach nachodziły ją najróżniejsze myśli. Wizja brata martwego, zadźganego w na którejś z mało uczęszczanych dróg była zbyt realistyczna, aby można ją było od tak zignorować. Kto by pomyślał, że ona, najmłodsza z Tyrellów, będzie się zamartwiała o niego niczym nadopiekuńcza matka. Może to przez to, iż zbyt wiele złych rzeczy zdołała zobaczyć w swym krótkim życiu? Zaczepiła kosmyk brązowych włosów za ucho. W końcu z jej twarzy zniknął nieobecny wyraz, przestała rozważać dokładnie wszystkie kwestie i analizować sytuację. Skoro jeszcze niedawno Lorelei rozmawiała z giermkiem Leonarda, to możliwe, że wciąż przebywał on w Królewskiej Przystani i wiedziałby coś na temat tego tajemniczego zniknięcia. Zwróciła w swój wzrok w kierunku służki.
- Odnieść proszę księgę do komnaty naszego rodu. Kiedy już to zrobić odnajdź proszę giermka Leonarda i poproś, aby spotkał się ze mną tutaj.
Jeśli ktokolwiek wiedział na pewno coś na temat jej brata, to byłby to jego giermek. Jeśli miałaby zapytać kogoś z rodzeństwa, to jedyną osobą z odpowiednią wiedzą mógłby być Lorent, ale nie chciała go kłopotać. Miał wiele spraw na głowie, jako dziedzic Lorda Tyrella, a choć zniknięcie Leonarda martwiło ją, to mogło okazać się czymś nieważnym. Może mężczyzna gdzieś zabalował albo postanowił wyjechać nie informując ich, a ona jedynie zdenerwowałaby najstarszego z rodzeństwa. Postara się sama rozwiązać ten kłopot i jedynie jeśli jej się nie uda, będzie zawracała innym głowę.
Co do prezentu od możnego z Essos... Jeśli będzie miała chwilę, to obejrzy dokładnie podarunek, który otrzymała. Wiedziała, że ma do czynienia z bardzo cenną i piękną księgą, ale musi ją dokładniej obejrzeć, aby wiedzieć z czym ma do czynienia. Było przecież mnóstwo ksiąg po starovalyriańsku.
Powrót do góry Go down
Allya Baratheon

Allya Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
535
Join date :
23/05/2013

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyPon Lip 29, 2013 3:35 pm

... nagie i bezbronne.
Zadumała się bezgłośnie, zawieszając wzrok na nielicznych ogałacanych przez wiatr drzewach. Nie mogła pozbyć się głupiego wrażenia, że wznoszą ku niebu gałęzie w bezradnym geście.
Patrzyła, jak pojedyncze liście tańczą w powietrzu, by w końcu opaść powoli na ziemię. Kruchy całun otulający wspomnienie najgorętszego od dziesięcioleci lata...
Wspaniała metafora życia.
Orzekła w myślach drwiąco. Czysta, piekielna poezja.  
Allya uniosła wzrok i spojrzała na niebo bez jednej chmury, w kolorze rozrzedzonego błękitu. Właśnie w takim niebie, zupełnie innym niż nad Końcem Burzy, zakochała się wiele lat temu, w trakcie pierwszej wędrówki do Królewskiej Przystani. Ale to było dawno, zdaje się, że wieki temu. W czasach, gdy Aylward pokonywał rycerzy na turniejach, nie w prawdziwej bitwie…
Ostatnie tygodnie były dla Baratheonówny jak ciągnąca się w nieskończoność droga, na której za każdym zakrętem czekać może wyłącznie ból, strach, cierpienie… i poczucie bezsilności. Był to okres tego znienawidzonego przez Allyę stan zawieszenia nad ziemią, kiedy nie mogła wykonać kolejnego kroku, kiedy trwała w bezruchu wpatrując się w niebo... każdy kolejny kruk z Doliny mógł przynosić wieści o klęsce i śmierci jej brata. Czuła, jak zimna, żelazna pięść niepewności powoli zaciska się na ledwo bijącym sercu i z dnia na dzień nasila ucisk, by w końcu wyrwać je z piersi, trzepoczące niczym przerażony ptak w klatce. I kiedy Allya sądziła, że nie wytrzyma kolejnego dnia w niepewności, czarne skrzydła po raz pierwszy od dawien dawna przyniosły dobre wieści.  
Teraz tylko bogowie mogą mnie osądzić.
Wyraźne, pochyłe pismo Aylwarda odcięło metaforyczny sznur i pozwoliło Baratheonównie stanąć na nogi. Kiedy poczuła grunt pod nogami, zaczerpnęła głęboko powietrza… i uśmiechnęła się spokojnie w myślach. Wizja jej brata, pokrytego krwią oraz bitewnym kurzem, stojącego na stosie powalonych wrogów stała się tak wyraźna, jakby Allya towarzyszyła mu w wyprawie do Doliny. Ten jego piekielny, obusieczny topór, który podrzucał niczym zabawkę, nie raz zanurzony został we krwi, powoli spływającej z ostrza pokrytego runicznymi znakami... nie wiedzieć dlaczego, poczuła nagłą ochotę spoliczkowania Aylwarda za to, co zrobił. Za to, że zostawił ją bez gwarancji powrotu, bez jakiegokolwiek zapewnienia, że przeżyje. Za to, że tak samo postąpił wobec reszty rodzeństwa, rodziców, a nawet swojej narzeczonej, którą spotkał raz w życiu. Zawsze łatwo było mu galopować na wspaniałym wierzchowcu z mieczem w ręku. Problem tkwił w tym, że z o wiele większą trudnością przychodziły mu pożegnania…
Allya zacisnęła mocno usta, po raz kolejny składając i rozkładając ostatni list brata. Wnioskując z treści wiadomości, Ayl powinien być w połowie drogi do Królewskiej Przystani. Reinmar Arryn nie mógł wiedzieć, na jakie szaleństwo się porywa, ruszając w drogę lądową z Baratheonem - Allya za to doskonale wiedziała, z czym wiąże się taka podróż… i była pewna, że każda karczma oraz zamutz po drodze zarobią krocie na jej bracie, nigdy nie mającym serca odmówić czułym wdziękom kurtyzan. Na całe szczęście Baratheonówna przez tyle lat spędzonych z Aylwardem zdołała wyrobić w sobie boską cierpliwość, która w porywach pozwoliłaby jej wytrwać w oczekiwaniu na Jelenia przez kolejne trzy tygodnie. Bogom dzięki, sam Jelonek doskonale wiedział, że każdy kolejny dzień zwłoki wiąże się z dodatkową godziną pogardy u swej bliźniaczej siostry…  i to w pewien sposób powinno przyspieszyć jego podróż.
Sama Allya była pewna, że gdy tylko ujrzy brata całego i zdrowego z głowy wypadną jej wszelkie plany zemsty, rugania oraz prawienia mu wyrzutów. Odetchnie z ulgą i po raz pierwszy od tygodni odczuje niewysłowiony spokój. Teraz jednak musi zadowalać się wyłącznie jego namiastką - to właśnie dlatego ponad godzinę temu opuściła komnatę i skierowała swe kroki wprost na zamkowy dziedziniec, a potem powoli - w stronę fontanny. Czterech wysokich i smukłych strażników z czarnymi jeleniami na wamsach podążało za Baratheonówną niczym cienie, zachowując na tyle sporą odległość, by Allya nie czuła, jak deptają jej po piętach… i jednocześnie na tyle niewielką, by w razie potrzeby odgrodzić ją od zagrożenia własnymi piersiami. Sama dziewczyna nie mogła ich za to winić, w końcu odpowiadali za jej życie własnymi głowami, część ze strażników znała od dziecka… nie zmienia to jednak faktu, że jeśli czterech mężczyzn chodzi za kobietą krok w krok, może to być mocno niepokojące. Gdy Baratheonówna dotarła do fontanny, gestem dłoni kazała im trzymać się z daleka, po czym z rozbawionym uśmiechem na ustach, klepnęła delikatnie skryte pod kremową, koronkową suknią udo. Jeśli ktokolwiek miałby na tyle odwagi, by dłużej zawiesić wzrok na nogach Allyi i przy okazji nie przypłacić tego uczynku utratą oczu, mógłby zauważyć smukły, podłużny kształt, przywodzący na myśl jedno - Łania nie chodzi po zamku bezbronna. Sama zainteresowana usiadła spokojnie przy fontannie, rozprostowując na szczupłych kolanach po raz setny list Aylwarda obwieszczający zwycięstwo w bitwie. Ten niewielki kawałek pergaminu przynosił jej większe ukojenie, niż sama chciała przyznać...


Ostatnio zmieniony przez Allya Baratheon dnia Wto Lip 30, 2013 9:21 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Rossel Whent

Rossel Whent
Dorzecze
Skąd :
Harrenhal
Liczba postów :
365
Join date :
23/06/2013

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyWto Lip 30, 2013 9:16 pm

Są dwa sposoby wydawania poleceń żołnierzom.
Pierwszy sposób sprowadza się do tego, że rycerz straży domowej przekazuje im rozkaz Lorda albo dziedzica. Załóżmy: Lord Whent każe odgruzować Wieżę Duchów! W tym wypadku wydający rozkaz niejako dystansuje się do procesu decyzyjnego i samego zadania: jestem tylko małym trybikiem, sam otrzymałem polecenie, więc je wam przekazuje. Ani wy, ani ja nie jesteśmy niczym więcej, jak tylko wykonawcami woli Lorda.
Jest też drugi sposób: każde polecenie otrzymane choćby i z niebotycznej góry przemieniać we własny rozkaz, wydawać go w pierwszej osobie, nie powołując się na wyższe instancje i ich wolę: a teraz, gnoje, będziecie odgruzowywać Wieżę! Bo ja tak chcę! Ja tak każę! Rozkazuję wam! Oto moja wola!
Nie zamierzam tutaj zagłębiać się w analizę porównawczą zalet i wad obu metod. Powiem tylko, że Rossel Whent, najstarszy syn Lorda Whenta, dziedzic Harrenhal, nazywany przez prostaczków Gargulcem, głównie ze względu na dość nieprzyjemną twarz, stosował wyłącznie tę drugą metodę. Rossel nie mówił, że jego ojciec rozkazał pojmać każdego Tully’ego, któremu udało się zbiec z Doliny i nieroztropnie zawędrować na ziemie Whentów. Bynajmniej. Rossel czynił z ojcowskiej woli swoją własną i działał tylko we własnym imieniu: chcę mieć każdego dezertera! Doprowadzić do mnie pstrągi! Ująć i meldować o wykonaniu!
A więc jeszcze lepiej. Bo przecież pierwszy lepszy potrafi rozkazać, by „ująć i meldować o wykonaniu”. Podwładny po pół roku odpowie na to, że nie doprowadzono, ponieważ nie zdołano ująć, a nie zdołano ująć, gdyż nie odszukano, a nie odszukano, ponieważ... Dlatego rozkazy należy wydawać nie tylko w pierwszej osobie - zyskując tym samym zarówno w oczach przełożonych, jak i podwładnych - lecz nadto w formie pytającej. Inaczej przecież brzmi polecenie: rozkazuję odgruzować Wieżę! - a inaczej pytanie: czyżby Wieża wciąż była nieodgruzowana?
W pierwszym przypadku podwładni będą wypełniać - o ile w ogóle będą - tylko to, co im polecono. W drugim przypadku pozostawiono im pole do samodzielnych działań: sami muszą wszystko zaplanować i wykonać. Sami muszą sobie zorganizować pracę. Dowódca tylko zapytuje od niechcenia: cóż to, konie jeszcze nie osiodłane? Miecze nie wypucowane? Zamek wciąż nie zdobyty?! A kto osobiście ponosi za to odpowiedzialność?...
W pierwszym przypadku dowódca musi sam o wszystkim pamiętać, brać pod uwagę wszelkie okoliczności, stale o czymś przypominać. W drugim przypadku dowódca zmusza swoich podwładnych do samodzielności.
Sami muszą wszystko zrobić, bez zbędnych upomnień i ceregieli. Pytania-rozkazy mają tylko pomagać im w odpowiednim ukierunkowaniu energii. I właśnie tak postępował Rossel, gdy stojąc w cieniu krużganek, zaledwie kilkanaście jardów od fontanny, pytał spokojnie:
- Mam zatem rozumieć, że wciąż jeszcze nie złapaliście żadnego pstrąga, który pływał w Dolinie? - Whent usiadł na kamiennej ławeczce, a rycerz stał przed nim wyciągnięty jak struna. Nieprzyjemna sprawa. Żaden z jego ludzi jakoś nie wpadł na pomysł, by złapać i dostarczyć jakiegokolwiek zbiega z pogromu armii Tullych, dlatego Rossel musiał osobiście sformułować parametry operacyjne zadania. I sformułował, w typowej dla siebie formie krótkiego acz dociekliwego przesłuchania. Każde pytanie zawierało zawoalowane, lecz wyraźne oskarżenie o zdradę nie tylko Whentów, ale całego Dorzecza.
- Mam zatem rozumieć, że wciąż jeszcze nie złapaliście żadnego pstrąga? - powtórzył spokojnie, obracając w palcach złożony na pół list. - Zdumiewające. I nie trzymacie go w lochach? Dziwne… i co, kiedy już wrócę do Harrenhal, nie będziecie mogli zejść na dół, obudzić i przyprowadzić do Sali Stu Palenisk? - Whent oderwał oczy, złote niczym smocze monety, od trzymanej w dłoni wiadomości. - A kto za to ponosi odpowiedzialność, ser? Nie macie sobie nic do zarzucenia? - na jego ustach zawitał lekki uśmiech. Zapewne w wykonaniu każdego innego człowieka wyglądałby niegroźnie, jednak… Rossel miał to do siebie, że przez lekki defekt, jakim była zajęcza warga, nawet kiedy srał, sprawiał wrażenie śmiertelnie niebezpiecznego. - No jasne, jesteś niewinny! - zakrzyknął z pozoru wesoło, podnosząc się z miejsca. - Ale ktoś musi być winny. Może to ja jestem winny? Co? Głośniej, nie dosłyszałem! Ach, ja też nie... Kamień z serca! No, to kto? Którym z podległych ci ludzi poleciłeś ruszyć na nasze ziemie, strzec granic i wyłapywać zbiegów? Ach, żadnemu?... - Whent przestał się uśmiechać, wbijając zimne spojrzenie w rycerza swej domowej gwardii. - Cóż, zapiszmy tę błyskotliwą odpowiedź. - dodał oschle, podając mu złożony na pół list. - Słuchaj, ser Matthosie, a czym Ty się właściwie zajmujesz służąc memu rodowi? Nie wydaje się Ci, że...
Straszne słowo „sabotaż” jeszcze nie padło, ale już, już jest na końcu języka. Zaraz padnie. Jak gilotyna na kark skazańca… Jest jeszcze jeden sekret dowódcy. Mądry dowódca mówi podwładnym CO jest do zrobienia. Nigdy nie mówi JAK. Jeżeli dowódca tłumaczy, jak wykonać zadanie, to ogranicza inicjatywę podwładnych i bierze na siebie zbędną odpowiedzialność za efekt ich działań. O to, JAK należy wykonać zadanie, niech się martwią sami. To ich ból głowy. Jeżeli dowódca nie przedstawił sposobu wykonania zadania, wtedy w razie fiaska zawsze będzie górą: to prawda, wydałem taki rozkaz, ale należało się do tego zabrać z głową.
- Drogi ser Matthosie, powiem ci wprost. Tylko mojej wrodzonej dobroci możesz zawdzięczać, że nie zostaniesz natychmiast powieszony na najbliższym drzewie. Zrozumiano? - Rossel poprawił wiszący u pasa miecz, odwracając się powoli w stronę oddalonych nieco fontann. - Daję ci ostatnią szansę. Użyj wszelkich możliwych środków, wszystkich naszych jeźdźców, dostaniesz ich do dyspozycji - ale muszę mieć pewność, że nikt nieproszony nie wkroczy na ziemie Whentów. Żaden Pstrąg, Orzeł, Jeleń czy Kraken. A jeśli taki się zdarzy, masz go dostarczyć za wszelką cenę do Harrenhal. Jasne? Masz go wyrwać… choćby z paszczy lwa i doprowadzić, jako gościa oczywiście, do zamku. Czy wszystko jasne?
Ser Matthos wychrypiał coś niezrozumiałego.
- Czy wszystko jasne? - ponownie zapytał Rossel, wpatrując się już w fontannę, przy której zapanował nagle ruch.
- Tak jest.
- To bierz konia i wracaj do Dorzecza, nie mamy czasu na rozmowy przy zimnym ale. - Whent, nie oglądając się nawet za rycerzem, ruszył powoli w stronę fontanny. Wzrok go nie mylił - zaledwie kilka minut wcześniej ktoś usiadł na murku otaczającym radośnie pluskającą wodę. Nie, nie ktoś. Kobieta. Dama. Lady? Tak, najwyraźniej, choć bez służ…
… bez służby, za to z pełną obstawą. Whent przesunął z pozoru obojętnym wzrokiem po ukrytych w cieniu czterech rycerzy z czarnymi jeleniami na złotym polu… i nawet bez swego bystrego umysłu wiedział, z jaką rusałką będzie miał do czynienia.
- Nie potrafię pojąć, dlaczego tak piękna kobieta pozbawiona jest męskiego towarzystwa w to cudowne, słoneczne popołudnie. - zagadnął cichym tonem, przechodząc obok strażników i zatrzymując się przed… no, cóż. Jedną z sióstr Baratheon. - Choć nawet z samotnością jest Ci do twarzy, Lady. - ukłonił się lekko, uśmiechając do kobiety. Tak, kobiety, nie dziewczyny. Mogła odebrać jego słowa jako czcze gadanie, jednak nawet ślepiec by dostrzegł, że jest piękna. Piękna i smutna. Rossel z trudem oderwał wzrok od cieni, jakie rzucały jej długie, ciemne rzęsy na nieskazitelnie gładkie policzki. - Wybacz mi, pani. - powiedział nagle, kręcąc głową i prostując się gwałtownie. - Ser Rossel Whent z Harrenhal. - dodał po chwili, dotykając dłonią tuniki wyszywanej w nietoperze. Był taki banalny. Banalny i oczywisty.
Powrót do góry Go down
Allya Baratheon

Allya Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
535
Join date :
23/05/2013

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyCzw Sie 01, 2013 12:14 pm

Kilka kamyków poruszonych nieostrożnym stąpnięciem toczy się w jej stronę, a z początku krótki cień z każdym kolejnym krokiem zaczyna się wydłużać... Allya nie musi podnosić wzroku znad listu, żeby wiedzieć, że ktoś się do niej zbliża. Nie zmierza do fontanny, obok fontanny czy naprzeciw fontanny, ale konkretnie do Baratheonówny, swobodnie i bez obaw, pomimo czterech uzbrojonych po zęby strażników za plecami. Brunetka zmrużyła lekko oczy, dziś barwą nasuwające skojarzenie raczej z burzowymi chmurami, nie zaś gładkim jak tafla wody niebem nad Królewską Przystanią, po czym uniosła głowę, przywołując na usta grzeczny, choć pełen dystansu uśmiech.
- Być może piękna kobieta nie miała najmniejszej ochoty na spędzanie tego cudownego, słonecznego popołudnia w męskim towarzystwie. Choć w chwili obecnej to bez znaczenia, nieprawdaż, Lordzie Whent? - odparła spokojnie Allya, wpatrując się spod lekko przymrużonych powiek w przybysza. Jeśli liczył na swobodną pogawędkę przy dźwiękach pluskającej wody, to… niestety, ale przeżyje spory zawód. Baratheonówna zaczęła psychologiczną ofensywę, prawie brutalnie dając znać Lordowi z Dorzecza, że nie tylko zakłócił jej spokój… ale i pozbawiony został przewagi, jaką było zachowanie swojego miana w tajemnicy aż do przedstawienia się. A mimo to niespodziewany towarzysz miał w rękawie asa. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że Whent… cóż, odbiegał on od ideału walecznego rycerza na białym koniu. Groźny wyraz twarzy przyszłego Lorda Harrenhal, spowodowany zapewne nieznaczną deformacją górnej wargi, rekompensował wzrok. I to właśnie on przykuł uwagę Baratheonówny, gdy z pozorną uprzejmością, za którą ukrywała się lekka irytacja… a także coś na wzór ciekawości, wpatrywała się w Rossela Whenta. Dopiero po chwili zrozumiała, skąd to zainteresowanie. Oczy barwy złota. Po karku Allyi przemknął irracjonalny dreszcz, gdy z trudem oderwała spojrzenie Lorda Harrenhal i wsunęła do rękawa list brata, zupełnie jakby starała się uchronić tą niewielką cząstkę Aylwarda przed wzrokiem Whenta.
- Nie, to Ty mi wybacz, panie. - Baratheonówna podniosła się z ławeczki i dygnęła grzecznie przed ser Rosselem. - Allya Baratheon z Końca Burzy. Wrodzona ostrożność z właściwą dla mego rodu pretensjonalną odwagą zwykle zraża do mnie ludzi już po pierwszym, wygłoszonym zdaniu. - uśmiechnęła się przepraszająco, prostując dumnie. Jej problem polega jednak na czymś innym - otóż Baratheonówna wierzy głęboko, że ludzka natura jest nieodwołalnie zepsuta. Wie to najlepiej, bowiem każdego dnia ma okazję obserwować ludzi na granicy śmierci. Wszystkich ich zaś dzieli na dobrych i złych. Dobry, to - w jej pojęciu - człowiek, który nie ukrywa siedzącego w nim zwierzęcia. A taki, co usiłuje udawać dobrego, jest wręcz niebezpieczny. Najgroźniejsi są jednak ci, którzy sami głęboko wierzą, że są dobrzy… Odrażający, ohydny przestępca może zamordować jednego człowieka, dziesięciu, stu, ale nigdy nie zabija tysięcy. Tysiące mordują ci, którzy mają się za samą dobroć. Na sklasyfikowanie ser Rossela było za wcześnie, jednak Baratheonówna dzięki wrodzonemu, wręcz niezrozumiałemu instynktowi czuła, że Lord Whent nie należy do ludzi, którzy rozmieniają się na drobne…
- Żałuję, że poznaliśmy się w takich okolicznościach. - Allya odrzuciła na plecy ciemne jak noc pasmo włosów i splotła szczupłe palce dłoni na podołku, wpatrując się w Rossela Whenta bez wcześniejszej rezerwy w jasnych oczach. - W wojnie nie ma nic dobrego… cóż, z wyjątkiem jej końca. - na różanych ustach zatańczył cień uśmiechu, gdy swobodnym gestem dłoni zachęcająco wskazała ławkę i po chwili usiadła na niej, wbijając spojrzenie w dziedzica Harrenhal.
- Mniemam jednak, ser, że nie tracisz ani mojego, ani tym bardziej swego cennego czasu na pogawędki o pogodzie. - zmarszczyła delikatnie brwi, tym razem posyłając Rosselowi Whentowi spojrzenie z serii tych, którym nie należy się sprzeciwiać - lekko ponaglające, z ukrytą głęboko zapowiedzią nieprzyjemnych konsekwencji w razie zawiedzenia oczekiwań. A oczekiwania miała spore…
Powrót do góry Go down
Rossel Whent

Rossel Whent
Dorzecze
Skąd :
Harrenhal
Liczba postów :
365
Join date :
23/06/2013

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyPią Sie 02, 2013 8:26 pm

Najważniejszego w życiu wyboru partnera w celu prokreacji człowiek dokonuje jedynie w oparciu o walory estetyczne. Gdyby dać kobiecie wolną rękę, postąpiłaby tak samo: wybrałaby osobnika o najprzyjemniejszej powierzchowności. A zatem: czy można powierzyć damie wybór pana męża? Nie. Na całe szczęście natura rozwiązała to inaczej. Każda wilcza gromada ma swojego przewodnika, który sam się mianuje, udowadniając pozostałym, że jest najlepszym i jedynym wyborem. Główny argument, to przegryzione gardło rywala. O ile zaś Allya Baratheon miała pewne obiekcje przed zaszufladkowaniem Rossela, o tyle on mógł bez wahania stwierdzić jedno: jeszcze wiele gardeł zostanie przegryzionych, by zdobyć tą łanię.
- Żadna kobieta nie pragnie samotności. Choć, przyznam, męskie towarzystwo w moim wydaniu jest żałośnie mało atrakcyjne. - kącik ust Whenta zadrżał delikatnie, gdy Lady Baratheon wymieniła jego miano. Wszyscy ci, którzy znaleźli się w szponach śmierci i cudem uszli z życiem, opowiadają niemal to samo. Zwracają uwagę na dwie rzeczy: po pierwsze - na absolutny spokój, po drugie - na niewiarygodną zdolność widzenia całego życia w jednej chwili. Rossel podczas tej krótkiej wymiany zdań pojął, że stojąca przed nim dama osiągnęła właśnie ten niebywały stan: stan spokoju i zdolności uchwytywania nieogarnionego. Nieczęsto się zdarzało, by Whent odczuwał wobec kogoś choć dozę respektu, tymczasem niema agresja Lady Baratheon i lekko obłąkany, świadczący o gotowości na wszystko błysk w jej oku sprawił, że Rossel natychmiast zrozumiał z kim ma do czynienia. To ten typ ludzi, którzy zawsze starają się unikać schematów. Szuka własnych dróg, żeby nikt nigdy nie próbował jej z kimkolwiek porównywać, żeby wszyscy wiedzieli: jest pierwsza na tej drodze. Niech inni ją naśladują...
- Ostrożność nie jest wadą, Lady. - stwierdził po dość długiej i przeciągającej się chwili milczenia Rossel. Sam był z natury ostrożny, ostrożny jak nietoperz wychwytujący słuchem niebezpieczeństwo, czego popis dał choćby przed chwilą. Whent zdawał sobie sprawę z tego, że w Królewskiej Przystani, zaś w Czerwonej Twierdzy szczególnie, wiele uszu wyłapuje jego słowa, łaknie ich równie mocno niczym plebs świeżego chleba.
- Ostrożność to niepodważalny dowód inteligencji. Inteligencji… i sprytu. - na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Konspiracyjna otoczka ich rozmowy sprawiła, że nieznacznie zniwelowali pomiędzy sobą odległość i przypominali raczej naradzających się przyjaciół niż… jakby nie spojrzeć, zupełnie obcych sobie ludzi. Obcych… ale czy różnych? Zachęcony jej gestem poczekał, aż Allya usiądzie, po czym zajął miejsce obok Lady Baratheon, wpatrując się uważnie w z pozoru nie wyrażającą żadnych uczuć twarz kobiety.
- Okoliczności mogły być znacznie gorsze. - odparł swobodnym tonem, zupełnie jakby rzekł: „zawsze jedno z nas mogło znajdować się w opałach” czy też „być może byłbym zabójcą Twego brata w Dolinie, gdybym wmieszał się w konflikt” a może nawet „być może to Twój brat byłby moim zabójcą i po trupie Rossela Whenta dostałabyś w prezencie Harrenhal”. Wszystkie słowa, niewypowiedziane, zawisły między nimi jak ciężki opar, który rozwiany został dopiero przez dźwięczny głos Allyi Baratheon.
- Lady, wojna nigdy nie kończy się dla tych, którzy w niej walczyli. - w jego głosie, oczywiście wbrew woli Whenta, zabrzmiała dziwna nuta, zupełnie jakby ten fakt ubódł go szczególnie mocno. Niestety, Rossel miał rację. Gdy już raz zabijesz podczas walki, zabijać będziesz cały czas… w snach, we wspomnieniach, w myślach. I jedynym oczyszczeniem umysłu będzie ponowna bitwa. - Ale w rzeczy samej, przejdźmy do konkretów. - zatarł radośnie ręce i wsunął do kieszonki idealnie skrojonego wamsu dwa palce, już po chwili wysuwając z niego niewielki kawałek papieru, zalakowany czerwoną plamką z godłem Whentów.
- Byłbym niezmiernie rad, gdybyś zechciała przekazać swemu bratu tą krótką wiadomość. - podał Lady Baratheon liścik, uśmiechając się lekko. - Wychodząc naprzeciw pytaniom… to propozycja. Ugoda, tak to nazwijmy. Z doświadczenia wiem, że piękna kobieta przekazująca list jest o wiele lepszym pośrednikiem od kruka. Będę miał także pewność, że wiadomość dotrze do odpowiednich ludzi. - Rossel, gdy tylko Lady Baratheon wyciągnęła smukłą rękę po list, ujął jej dłoń i musnął ustami delikatne palce. Nie powinien być zaskoczony, ale i tak ledwie powstrzymał zdziwienie gdy odkrył, że Lady Allya pachnie jaśminem. Nie bagatelną różą, nie przewidywalnym bzem - ale jaśminem. Whent z trudem zmusił się do wyprostowania i uśmiechnął lekko, co z jego nieruchomym wzrokiem przybrało dość mroczny wymiar.
- Będę wdzięczny, pani. - dodał po chwili milczenia, zerkając w stronę strażników Jeleni, którzy wyglądali, jakby lada moment mieli zamiar pociąć Rossela na skwarki.
Powrót do góry Go down
Allya Baratheon

Allya Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
535
Join date :
23/05/2013

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyWto Sie 06, 2013 9:13 pm

Czy w życiu kobiety naprawdę chodzi wyłącznie o poślubienie mężczyzny, urodzenie dzieci, najlepiej oczywiście zdrowych, różowiutkich jak świnki, wrzeszczących chłopców? O nie sprawianie większych kłopotów w pożyciu małżeńskim? Nie? A zatem o co? Allya zerknęła z ukosa na Whenta i zacisnęła delikatnie wargi w wyrazie determinacji. O co? Łani chodzi o senną, leniwą śmierć ludzi starych. O taką śmierć, kiedy siadając zimnym rankiem w Bożym Gaju patrzyć będzie na świat niczym na piękny malunek i niczego po tym dniu się nie będzie spodziewać, niczego nie oczekiwać za wyjątkiem śmierci właśnie; bo będzie na nią czekać jak na wizytę starego przyjaciela, z którym rozstała się tak dawno, że nawet nie pamięta jakie było to rozstanie, w zgodzie czy w gniewie, i nie wie co przyjaciel powie, jak się zachowa ujrzawszy ją po latach – jest to jedyny rodzaj lęku jaki ma do Allyi dostęp. Łagodny niepokój, nic poważniejszego: czasami będzie wypatrywać gościa z niecierpliwością, a czasami po prostu zacznie woleć, żeby przyszedł w inny dzień, jutro, pojutrze. W małżeństwie będzie uśmiechać się w myślach, uczestnicząc w dyskusjach, dotyczących przyszłego miesiąca, roku, dekady. Będzie lubiła ciszę, tak jak lubi ją teraz, bo cisza oddali ją od teraźniejszości, pozwali na zanurzenie się we wspomnieniach, bezpiecznych swą niezmiennością. Zacznie lubić bezruch, lubić ciepłą stagnację. Nie będzie jej w stanie nic poruszyć, zranić – bo przestanie istnieć dla niej przyszłość, w której rzecz takowa posiadałaby jakiekolwiek znaczenie… a poza tym nie będzie chciała, by przyjaciel zastał ją nieprzygotowanym. Spokój Allyi zarówno dzisiaj, zapewne jak i za dwadzieścia długich lat niewiele będzie się różnił od spokoju dziecka zamkniętego w łonie matki. Wszak o to jej chodziło - o sprawowanie kontroli nad własnym życiem.
- A zatem uważasz, że nie jesteś dla mnie dość interesujący, ser? - kąciki pełnych ust zadrgały delikatnie, gdy Allya splatała ze sobą palce dłoni i rozplatała je, splatała, rozplatała… nie, to nie był tik  zniecierpliwienia czy zdenerwowania. To był tik odwagi. - Czasami poniżamy własną inteligencję, by komuś się przypodobać. Niepotrzebnie zresztą. - palce zamarły na moment, by po chwili ponownie oddać się opętanemu tańcu - splatać, rozplatać, splatać… rozplatać, odgarnąć kosmyk włosów za ucho, i znów splatać. - Składamy własną godność w ofierze przed reliktami zwierzęcego popędu … czyli emocji. - na jej ustach wykwitł w końcu lekki uśmiech, gdy palce nieodwołalnie zatrzymały szaleńczy tan i spoczęły na materiale koronkowej sukni. -  A tu nie ma nic do rozumienia, lordzie Whent. Odwagi można tylko doświadczyć lub nie. Podobnie strachu… czy miłości. Zauważyłam, że uczuciami jest jak z oddechem. Póki nie myślimy o braniu wdechu, póty na pewno bezproblemowo będziemy posługiwać się nosem. Ale wystarczy wpaść na pomysł, że koniecznie musimy odetchnąć, od razu czynność zostaje… - urwała na krótki moment, obserwując przelatującego nad ogrodem kruka. Czarne skrzydła, czarne słowa… - … zakłócona.  - zakończyła po chwili, odrywając wzrok od nieba i przenosząc spojrzenie na Rossela. - Identycznie sprawa ma się z uczuciami. Można być pewnym, że bez zbędnego roztrząsania tematu wszystko jakoś się potoczy. Ale kiedy tylko człowiek zacznie myśleć, budować schematy i plany działania, albo, co gorsza, na siłę kochać lub nienawidzić… efekt staje się uciążliwy i zupełnie odwrotny. - a zatem powiedziałam na głos, co o małżeństwie sądzę, pomyślała spokojnie… i już więcej w tym było rozczarowania niż radości. A kiedy tylko Lord Whent poprosił ją o drobną przysługę i przekazanie Aylwardowi informacji, kiedy ujął jej dłoń i złożył na niej pocałunek… Allya nie odczuwała już przerażenia sytuacją. Wspięła się poziom wyżej - dotknęła ją panika o lekkim, miedzianym posmaku klaustrofobii. Zacisnęła palce na dokładnie zalakowanej wiadomości i w milczeniu, nienaturalnie sztywno kiwnęła głową czując, jak krew powoli odpływa jej z policzków.
Bogowie…
Pomyślała z rozpaczą.
Och, kurwa…
Też pomyślała.
… i zanim popadła w zupełny obłęd, za jej plecami pojawił się długi cień. Nim zdołała zareagować, ciężka dłoń spoczęła na jej ramieniu a ostry zarost otarł się o policzek Allyi, gdy gwałtownie odwróciła głowę w bok, by przekonać się, kto… ją wybawił.
- Reyv. - sapnęła cicho, wypuszczając długo wstrzymywane powietrze. Dowódca straży Baratheonówny wybąkał coś, co brzmiało jak „panienka wybaczy”, po czym już nieco głośniej… i na pewno bardziej zrozumiale dodał:
- Twój brat wrócił do stolicy, Lady. Czeka w Sali Balowej. -  i nagle, niespodziewanie, druzgocząco - mrok rozdarł się przede Allyą w szwach. Przytłoczona doznaniem niewysłowionej ulgi na moment zapomniała o strachu i odruchowo złapała dłoń Whenta, zaciskając na jego nadgarstku szczupłe palce. Rozszerzone z zaskoczenia i pełne szczerej, niewysłowionej radości błękitne oczy odwzajemniły nieodgadnione, prawie puste spojrzenie Rossela.
- Z chęcią przekażę list memu bratu. Co więcej… zrobię to natychmiast. - Allya poderwała się z ławeczki energicznie zupełnie jakby miała zamiar skoczyć w bitewny wir, a nie pobiec na spotkanie Aylwardowi… choć czasami jedno wiązało się z drugim. Trzymając ostrożnie w dłoniach wiadomość Whenta, uśmiechnęła się lekko i kiwnęła przyzwalająco głową strażnikom, którzy, podobnie jak sama Baratheonówna, nie mogli się doczekać, by spotkać młodego Jelenia.
- Dziękuję, ser. - w niebieskich oczach zaigrało szczere rozbawienie, gdy szybko ruszała w stronę swojej straży.  - … za obdarcie mnie z samotności. - dodała ciszej, prawie znikając za pierwszym rzędem wysokich krzewów. Tak właściwie nie miała nawet pewności, czy Rossel Whent dosłyszał ten szept, zagłuszany nawet przez plusk wody w fontannie.

/ sala balowa
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyNie Wrz 01, 2013 4:59 am

Blask księżyca delikatnie obijał się od jej idealnie mlecznego ciała, tworząc pewnego rodzaju mistyczną aurę. Wpatrywała się w wielką, wystawną fontannę, delektując się gorzkawym smakiem życia. Widok wszechobecnych czarny flag z podobizną trzygłowego smoka przyprawiał ją o mdłości. Pierwszy wizyta w stolicy Westeros przebiegała pomyślnie, jednak tęsknota za rodzinnym domem była bardzo silna. Powód był prosty. Samotność. Otaczali ją obcy ludzi, na których twarzach jawiły się sztuczne, szydercze uśmieszki. Nie była już małym dzieckiem, doskonale znała swoją rolę w państwowej hierarchii, jednak ta świadomość nie dwała jej wytchnienia. Wszystko jest obce, nieznane i fałszywe. Czuła się jak mała księżniczka w wielkim labiryncie. Całe dnie spacerowała po królewskich ogrodach narażona na szepty królewskich plotkarzy. Gardziła tym tak bardzo, iż wszystkie wyjścia ograniczyła do minimum. Presja nałożona przez ojca, sprawiała, że czuła się jeszcze bardziej uciśniona. Jej jedynym zadaniem było znalezienie zacnego męża i spędzenie swoich najlepszych lat życia pod jego kloszem. Nie godziła się na to! Wiedziała, że potrzebuje więcej. Marzyła o sekretnych zalotach, krzty miłości i rosnącym uczuciu. Jaki to dziecinne i proste. Już od paru lat odgania potencjalnych zalotników, zasłaniając się pod wielkim płaszczem ojca. Czyż to jest zachowanie przystające członkini rody Baratheon'ów? Powinna wziąć się w garść, odrzucając wszystko co złe i niemoralne. Miała w sobie bezdenne pokłady negatywnej energii, której natychmiast musiała się pozbyć. Ciężar obciążał jej ciało, doprowadzając do wiecznego grymasu na jej twarzy. Był młoda, nie powinna tak bardzo obarczać swojego umysłu. Powinna szaleć, bawić się życiem! Czasem rozważa, czy nie byłoby lepiej zostawić to wszystko i wypłynąć w morski rejs. Zapach jodu i ryb. Jej suknia delikatnie opinała się na jej zgrabnych i delikatnie zaokrąglonym ciele. Czekoladowe kosmyki włosów opadały jej na ramiona. Teraz, gdy wszechobecna była cisza, czuła się wolna. Jak swobodny ptak, przemierzający niebo. Piękne i wolne stworzenia. Samotność tak bardzo odbiło na niej swoje piętno, iż wieczory spędzone w czterech ścianach swojej komaty przestały jej przeszkadzać. Polubiła ciszę i wszystko co było z nią związane. Myśli odbijały się echem i wędrowały po najciemniejszych zakątkach zamku. Uśmiechała się w duchu, iż przyszło jej żyć tutaj. Kiedyś marzyła o wielkich podróżach u boku kapryśnego rodzeństwa. Najwidoczniej Siedmiu zaplanowali im inne życie, skoro mierzą teraz innymi ścieżkami. Już dawno stanęli na rozdrożu dróg, wybierając inni kierunek. Chociaż teraz ich najbardziej potrzebowała. Gdzie jesteście mili moi? Bycie najmłodszą w rodzinie niosło swoje zalety, lecz i ciemne cienie. Ciążyła na niej duża odpowiedzialność, ponieważ ojciec już dawno pogodził się z tym, iż Allya nie zostanie zacną królową. Zazdrościła jej tego. Była twarda i nieustępliwa, a do tego nieziemsko piękna. Zawsze mocno stawiała na swoim, zgarniając z tego tytułu same plusy. A Arianne? Jej pozostało wypełniać rozkazy ojca, zapominając o jej kruchych, dziewczęcych marzeniach. Przeźroczysta woda tak pięknie wygląda w blasku księżyca. Wydawała się być perłowa. W dłoni ściskała kielich, wypełniony najlepszym winem. Polubiła jego smak. Smak goryczy połączony z odrobioną słodkości.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyPon Wrz 02, 2013 7:23 pm

Nie trzeba było posiadać tęgiej głowy, aby dostać się do Czerwonej Twierdzy, szczególnie gdy panuje zamieszanie związane z pobytem tylu lordów z daleka. Strażnicy byli całkiem skołowani, nic więc dziwnego, że Will dostał się do środka jak gdyby nigdy nic. Kim był tym razem? Chorążym Starków? Chyba tak się przedstawił pilnującym bramy strażnikom. Czy mieli czas to weryfikować? W żadnym wypadku. Jako, że William doskonale czuł się w roli dziedzica, nawet nie pomyśleli o tym, żeby go sprawdzić. Tak, opanował do perfekcji Patrzenie Z Góry, Ponaglanie i Aroganckie Odzywki. Tak, zachowywał się jak syn lorda, może nawet czasami za bardzo. Co sprowadziło go do stolicy? Przede wszystkim ciekawość. Chciał zobaczyć co kryje w sobie Czerwona Twierdza, a także po części kogo...
Czy nie było to najlepsze miejsce, żeby poobserwować lordów w naturalnym dla nich środowisku i jeszcze więcej nauczyć się o ich zachowaniu? Nie było lepszego miejsca. Will przyjechał więc do Królewskiej Przystani na nauki. Zamierzał studiować lordów. A może i piękne damy? Ale to już inna bajka...
William wiedział, że wtargnięcie do którejś z sal byłoby niczym wejście do jaskini lwa. A że był z niego chłop nie w ciemię bity, postanowił pójść dłuższą drogą. Taką, która skazana była na sukces.
Przeskoczył parkan, trochę się powspinał, minął jedno wejście, drugie, trochę pokluczył nie znając Twierdzy. W końcu znalazł się w królewskich ogrodach.

Słońce już gasło, niebo zdawało się zniżać,
Ścieśniać, I coraz bardziej ku ziemi przybliżać.
Aż naprzeciw księżyca, gwiazda jedna, druga
Błysnęła, już ich tysiąc, już milion mruga.
William zadumany zrobił kroków parę
Gdy mu coś drogę zaszło, spojrzał, widzi marę;
Kibić miała wysmukłą, kształtną, pierś powabną,
Suknię materyjalną, różową, jedwabną;
Od której odbijał się drżący blask miesięczny...

William zatrzymał się w pół kroku i urzeczony wpatrywał się w postać przechadzającą się obok fontanny. Na oko ocenił, że panna była dość młoda, może nawet młodsza niż wyglądała. Dlaczego była sama w ogrodzie? Tego nie potrafił zrozumieć! Wszak takie kobiety nie powinny być same!
Po chwili rozkosznej kontemplacji jednak ruszył w jej kierunku. Odchrząknął, żeby do dziewczęcia podstępnie się nie podkraść i nie spłoszyć jej tym samym.
- O, piękna pani, cudowna istoto... jesteś prawdziwa, czy to me umęczone podróżą oczy zwodzą mnie i tak piękne kształty mi ukazują?
Na wszelki wypadek, gdyby piękna dziewczyna okazała się być prawdziwa skłonił się jej nisko. Och, chętnie by rączki ucałował.

Post zawierał lokowanie produktu w postaci fragmentu piosenki Anny Marii jopek zatytuowanej Wspomnienie. Piosenka inspirowana była dziełem naszego narodowego wieszcza, Adama Mickiewicza.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptySro Wrz 04, 2013 5:50 pm

Zimny podmuch wiatru zdawał się wybudzać ją z ciężkim przemyśleń, wciąż udostępniając jej okno na szarą rzeczywistość. Szarą? Bardziej pasowała tu wszechobecna czerwień. Mówiona między sobą, że ten kolor przynosi pecha, ponieważ najwięksi głupcy łączyli go z ogień i krwią. Ona zaś uwielbiała czerwień, którą zwykła nosić. Jej wygląd w żadnym stopniu nie przypominał szanującej się, dojrzałej damy. Nosiła skąpe stroje, które czasem odsłaniają jej apetyczne krągłości. Wydawała się być damą, córką lorda Tully a nie Baratheona. Ta nietypowa aura sprawiała, iż stosunkowo mocno odległa od stereotypowego mieszkańca Końca Burz. Jej codzienną lekkość zachwiała także wiadomość od brata. Arianne wpadła w oko dziedzicowi rodu Targaryen. Nie trudno zauważyć, iż ta wiadomość nie spełniła jej wymagań. Nie przepadała za tym rodem, unikając z daleka ich członków. Cóż... dla nich była to jedynie dobra partia materialna, która zbudowałaby rangę rodu Baratheona, lecz czy to nie było śmieszne. Fakt, nie należał on do najgorszych, jednakże nie śpieszyło się jej z zamaż pójściem. Nie należała do pierwszych lepszych kobiet, a duże pokłady charyzmy skutkowały w jej niedostępność. Nie chciała wychowywać dzieci rozkapryszonego królewicza.
Przyglądała się wodnemu odbiciu księżyca, delikatnie mętniejąc dłonią taflę wodną, gdy z zadumy wyrwał ją dźwięk odbijających się butów od podłoża. Jej oczom ukazał się młody, przystojny mężczyzna o postawnej posturze. Na pierwszy rzut oka przypominał jej jednego z generałów, dlatego mechanicznie przykucnęła recytując, wyraźnie zainteresowana jego towarzystwem :
- Witam lordzie - choć nie miała najmniejszej pewność, zrobiła to bez zastanowienia. Dlaczego? Cóż żebrak i złodziej robiły tutaj? W samym środku Czerwonej Twierdzy. Jego maniery i wygląd pasował jej idealnie pod kanon wysoko postawionego generała lub dziedzica. Na jej policzkach pojawiły się różowe rumieńce. - Dawno nie przyszło mi słuchać takich soczystych komplementów z ust takiego mężczyzny. - Postanowiła zachować formę grzecznościową i oficjalną... lecz była zwykła kobietą, która od razu zaczęła swoje uwodzicielskie gesty. Dokładnie chodzi tutaj o majestatyczne przygryzanie warg, bawienie się włosami i tak specjalna mimika twarzy. Trudno się dziwić, że jego widok widocznie ożywił Arianne. Całymi dniami przesiadywała z mężczyzna, którzy mogli być jej ojcami, a do tego posiadał kruczoczarne włosy, które uwielbiała.

Przepraszam, że tak krótko, jednak zaraz zajęcia, a bardzo chciałam w końcu odpisać.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyCzw Wrz 05, 2013 10:19 am

Nie mógł w to uwierzyć, owa cudowna nocna mara okazała się być prawdziwą kobietą!
- Pozwól, moja pani, że się przedstawię. James Bolton, chorąży Starków. Wybacz mi też, moja pani, ale nie przypominam sobie, aby spotkało mnie to szczęście, aby poznać cię wcześniej. Zdradzisz mi, kim jesteś, lady? -William uśmiechnął się czarująco, używając jednego ze swych najlepszych uśmiechów. Zrobił też krok w stronę niezwykłej kobiety. Nie chciał podejść zbyt blisko, żeby nie zostać źle odebranym.
- Nie jesteś, pani, z pewnością nikim z rodziny królewskiej, bowiem urodą nie dorastają ci do pięt. Co więc robisz sama w królewskim ogrodzie?
William rozejrzał się, ale nie dostrzegł nigdzie żadnego z tych irytujących lordów. Było możliwe, że ta piekna dama spędzała wieczór samotnie?
Stał się więc Boltonem. Przyszło mu to całkiem łatwo. Ktoś mu kiedyś powiedział, że wygląda jakby przybył z Północy. Dlatego zdecydował się na Boltona? Możliwe. A przy okazji nie sądził, że jakiegokolwiek Boltona spotka w Królewskiej Przystani. Ot, taki bezpieczny wybór.
Nie byłby mężczyzną, gdyby nie dostrzegł odsłoniętego ciała dziewczyny. Nie przyglądał się nachalnie, wystarczyło spojrzenie, czy dwa, by utrwalił ten obrazek w pamięci. Tak, kimkolwiem była ta kobieta, silnie działała na mężczyzn.
- Nie jest ci zimno, moja pani? -wiedział, że wycięcia w sukni mają swoje specjalne zastosowanie i mają kusić aniżeli być zakrywane, ale zdążył już zdjąć swój płaszcz. Chwilę później okrył nim kobietę.- Wybacz mi śmiałość, lady, ale nie darowałbym sobie, gdybyś zachorowała.
Tak więc William został w czarnej koszuli i zdobionej, dwurzędowej kamizelce. Tak, zdecydowanie wyglądał jak lord.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyCzw Wrz 05, 2013 5:44 pm

Koncepcja spędzenia tego długiego wieczoru, wydawała się o wiele bardziej ciekawsza jeśli ktoś postanowi jej towarzyszyć. Pierwsze co przyciągnęło jej uwagę to piękne, czarne włosy. W Czerwonej Twierdzi roiło się od blondynków, za którymi nie przepadała. Może było to spowodowane tym, iż na Końcu Burz rzadko spotykało się mężczyzn o tej specyficznej urodzie. Na pewno główną przyczyną niebanalnej urody ludzi mieszkających w stolicy jest klimat. Tutaj noce i dnie są ciepłe, a dookoła widać roznegliżowane panie. Zdecydowanie należała do nich, pozwoliła sobie ukraść parę promyków słońca, by oświetlić swoją mleczną cerę. Skąpe sukienki i rozpuszczone, brązowe włosy. Już z daleka można było zauważyć, że nie należała do mieszkańców Czerwonej Twierdzy. Spoglądała na mężczyznę, próbując odczytać jego wiek. Dwadzieścia trzy, a może nawet trzydzieści? Cóż, to nie miało tak naprawdę wielkiego znaczenia. Robiła to jedynie po to, aby nie zbyt głęboko nie zagłębiać się w komplementy. Choć uwielbiała ich wysłuchiwać, zawsze odczuwała nutkę skrępowania. Było w nim coś tak bardzo przyciągającego i innego. Wyróżniało go to, iż potrafił sam podejść do kobiety, nie wyręczając się swoimi sługami. Na jej twarzy pojawił się wielki, szczery uśmiech.
- Witam James'ie Boltonie, jeśli mogę się tak do ciebie zwracać - podeszła do niego bliżej, tak iż w blasku słońca ujrzała jego piękne, niebieskie oczy. - Nazywam się Arianne Baratheon, jestem córką lorda i lady Baratheon'ów. - O Boltonach wiedziała wyjątkowo mało, ponieważ nigdy jeszcze jej stopa nie stanęła na Północnej Ziemi. Komplement, który wywyższał jej urodę ponad najwyższą władzę szczególnie kupił jej serce. Rozejrzała się dookoła, ponieważ została obiecana Aemonowi, przyszłemu królowi. Ta wiadomość nie napawała ją dumą, a jedynie dodawała strapień.
- Nie masz za co przepraszać panie... - przerwała, obdarowując lorda soczystych uśmiechem. - Najwidoczniej kieruje tobą czysta troska, co powinno się cenić, a nie potępiać. - Spojrzała w niebo, widocznie odczuwając chłodne wiatry znad Północy. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, a jej skąpy strój na pewno nie ogrzewał jej ciała. - Chętnie przyjmę twą pomoc, choć będę miała wobec ciebie dług. - Rzuciła, podnosząc wzrok.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyNie Wrz 08, 2013 12:08 am

Cóż za wspaniały zbieg okoliczności! Spotkał Lady Baratheon, która była siostrą Aylwarda. A on już tego młodzieńca znał. Nie, nie osobiście. Głównie z opowieści... których wiele w zasadzie odnosiło się do samego Williama a nie młodego Baratheona.
Uśmiechnął się rozbrajająco.
- Moja Pani, muszę się przyznać, że nie kieruje mną czysta troska... -mógł jej mydlić oczy tym, że dba o wszystkich i nawet królowi użyczyłby swojego płaszcza, ale czy ona by w to uwierzyła? Ugodziłby tym w jej inteligencję.- I proszę... nie mów nawet o długu, lady. To tylko płaszcz.
Upewnił się, że Arianne była teraz dokładnie okryta, a potem oparł się o fontannę. Odsunął się trochę od niej. Dlaczego? Gdyby tego nie zrobił, pewnie nie byłby w stanie utrzymać rąk przy sobie. Piękna kobieta.
Czego zdążył się dowiedzieć przechodząc przez Królewską Przystań? A tak. Ludzie mówili o ślubie. Kto z kim? Tego dokładnie nie wiedział, mógł doładniej słuchać ludzi, jego błąd. Ale sam ślub już był dobrym tropem.
- Przybyłaś na ślub, moja pani? -zamilkł na chwilę- Niestety nie zdążyłem na uroczystość. Mogłabyś zdradzić mi nieco szczegółów? Czy działo się coś godnego uwagi?
Przyglądał się jej, jakby to miało mu pomóc w odkryciu odpowiedzi na pytania, które same się nasuwały. Nie wyglądała, jakby była świeżo upieczoną żoną. Z pewnością nie spacerowałaby sama w blasku księżyca. W zasadzie bardzo by nie chciał, żeby to ona okazała się tą, która wzięła ślub.
- Arianne... piękne imię, muszę przyznać. Pasuje do ciebie, pani. -wiedział, że powinien sobie iść, bo rozmowa z nią to igranie z ogniem. Takie kobiety jak ona zawsze sprowadzają na mężczyzn kłopoty. Powinien zachować pełną czujność, ale gdy tylko znów na nią spoglądał, to wszystkie jego plany brały w łeb. Ach, raz się żyje!
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyNie Wrz 08, 2013 8:47 pm

Szczerze imponowało jej zachowanie mężczyzny. Zdawał się być szarmancki, opiekuńczy i te pięknie kruczoczarne oczy. Mogłaby się w takich zakochać. Patrzeć na niej w bezgwiezdną noc, delektując się smakiem wzajemnego ciepła. Czy jej myśli nie brnęły zbyt daleko? Jej pociąg za niebezpiecznym romansem był tak wielki, iż była gotowa oddać wszystko by wpaść w ramiona James'a. Całować jego czerwone, puszyste usta z nadzieją, że tak pozostanie na zawsze. Delikatnie poruszać ręką po jego nagim ciele, pieszcząc każdą część ciała. Brakowało jej tego gorącego uczucia, które rozpala jej myśli ciemną nocą. Otulona płaszczem Boltona poczuła ciepło i zapach mężczyzny. Ten unikatowy, który pragnie nosić każda kobieta. Czemu tak długo omijała smak gorzkiego romansu? Jej ciało pragnęło tego, niż czegokolwiek na świecie. Ograniczały ją jednakże kryteria wyznaczone przez ród Baratheon'ów. Miała określone zdania, a złamanie danego słowa graniczyło ze zdradą rodziny. Nie, tego nie chciała zrobić. Namiętnie jeździła językiem po wardze, spoglądając na mech, który rósł na złotej fontannie.
- Nie wiem jak mam Ci dziękować panie za twoją pomoc - rzekła, obejmując swoje ramię. - Choć był to drobny gest, sprawiłeś, iż dzisiejszej nocy nie odczuję mroźny skutków przebywania w stolicy.- Choć za dnia słońce świeciło w zenicie, nocą dało się odczuł zimne wiatry znad morza, które obniżały temperaturę powietrza. Wtulił się w niego mocniej, wsłuchując się w słowa chorążego Starków.
- Owszem, lecz niestety nic nadzwyczajnego się nie stało tego wieczoru - odrzekła, przybliżając się do mężczyzny. Dlaczego postanowił usiąść, zamiast z każdą chwilą przybliżać się do dziewiętnastolatki? Czyżby to niechęć, czy te czysto-kulturalny odruch? Podążyła za jego ruchami i także oparła się o fontannę, dbając o to, aby woda nie zmoczyła mu płaszcza.
- Dziękuję, panie - uśmiechnęła się, spoglądając na niego. - Niestety, teraz w stolicy zostałam sama, spędzając dni na przechadzaniu się po królewskich ogrodach. - Z tego powodu nie było jej do śmiechu. Brat wyjechał, siostra wciąż się włóczyła, a ona sama została zamknięta w Czerwonej Twierdzy. Poprawiła prawą ręka włosy, po czym dodała : - a co było powodem twego spóźnienia? - Zapytała, pragnąć usłyszeć historię szlachetnego rycerza, który bronił granic swego królestwa. Tak banalne, lecz sprawia, iż poziom podniecenie się zwiększa. Przez różnorakie legendy i mity, kobiety wyobrażają się niedoścignione ideały, które zdobywają ich serce. Choć głośno się do tego nie przyznają! W Arianne jest szczypta realizmu, która regularnie ściągała ją na ziemie, jednak wizja szlachetnego rycerza zawsze była bliska jej sercu.
Bolton widocznie działa na młodą kobietę. Zrobiła na niej piorunujące wrażenie, choć znali się od jakiś dziesięciu minuty. Może tylko tyle wystarczy by poznać miłość swego życia? O czym ona bredzi, skoro nawet się nie znali. Pierwszy lepszy - można rzec, jednak odczuwała do niego pociąg. Prawdziwy i niezachwiany.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna EmptyNie Wrz 15, 2013 1:54 pm

William wyglądał, jakby niespecjalnie interesował się w tej chwili młodą Baratheonówną, jednak to tylko pozory. Tak naprawdę bacznie ją obserwował. Żaden jej gest nie umknął jego uwadze, tak jak drapieżnikowi nie żaden ruch wykonany przez niewinną sarenkę.
Przeszło mu przez myśl, że zbyt prosto mu idzie, skoro dziewczyna tak starała się go skusić. Oblizywanie warg, poprawianie włosów, ciągłe wspominanie o tym, że ma u niego dług. Czy on był taki wspaniały, czy to raczej młoda Adrienne była tak łatwa? Uwielbiał odpowiedź numer jeden. Dlaczego? Z dwóch prostych powodów. Po pierwsze ego nie pozwalało mu pomyślec inaczej. Po drugie, nie lubił prostych kobiet. Gdyby chciał, żeby natychmiast rozłożono przed nim nogi, to z pewnością udałby się do jednego z grzesznych przybytków. Ale cóż, nie uznawał miłości, za którą musiał płacić. Jednakże teraz, gdy Baratheonówna pożerała go wzrokiem, co czuł, nie był pewny, czy to jego zasługa.
- Moja pani, za moim spóźnieniem nie kryje się żadna ciekawa historia. Ot, nie mogłem przejechać obojętnie gdy widziałem ból i cierpienie. -no tak, należało wymyślić jakąś rzewną historyjkę. William wcale się nie spóźnił, wszak o ślubie dowiedział się dopiero w stolicy. Ale skoro zapytała, to dlaczego by czegoś nie opowiedzieć?- Wraz z kilkorgiem moich ludzi jechałem do stolicy. Po drodze natykaliśmy się na splądrowane wioski. Wiesz pani, jaki to jest widok? Te mizerne chatki stojące w płomieniach... Nieważne zresztą jak to wyglądało. Gdybyśmy je mijali, to z pewnością byłbym tutaj wcześniej, jednak nie mogłem się powstrzymać, żeby nie sprawdzić, czy nie znajdzie się jakiś ocalały. Gdybym odszukał chociaż jednego żywego, uznałbym to za zwycięstwo.
Will westchnął. Spodobała się mu jego własna historyjka. Powinna łapać za gardło młode, dobre panienki. Trzeba było jeszcze troszkę zwiększyć poziom dramatyzmu.
- Niestety, zawiodłem. Wszyscy zostali wyrżnięci jeszcze przed spaleniem wioski. To musieli być bandyci... -zacisnął dłonie w pięści.- Znajdę ich i pomszczę tych wszystkich niewinnych ludzi!
W swoim udawanym zaoferowaniu spoglądał to na Adrienne, to wbijał wzrok w ziemię. Teraz, gdy skończył mówić i dłużej wpatrywał się w jej twarz, przypomniał sobie gdzie jest. A przynajmniej tak to wyglądało.
- Wybacz mi, uniosłem się. Mam nadzieję, że cię nie przestraszyłem, moja pani.
Był bardzo ciekaw jej reakcji. Oj, bardzo był ciekaw...
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Fontanna Empty
PisanieTemat: Re: Fontanna   Fontanna Empty

Powrót do góry Go down
 

Fontanna

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Fontanna
» Fontanna w ogrodzie

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Włości Korony :: Królewska Przystań :: Czerwona Twierdza-