a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Wickenod



 

 Wickenod

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Aylward Baratheon

Aylward Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
1935
Join date :
30/04/2013

Wickenod Empty
PisanieTemat: Wickenod   Wickenod EmptyNie Cze 16, 2013 10:13 pm

Wickenod Albrecht_D%C3%BCrer_-_Antwerp_Harbour_-_WGA07090
Powrót do góry Go down
Aylward Baratheon

Aylward Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
1935
Join date :
30/04/2013

Wickenod Empty
PisanieTemat: Re: Wickenod   Wickenod EmptyNie Cze 16, 2013 10:13 pm

Post zawiera informacje sprzed pięciu dni i sprzed dwóch dni - czyli czasu, w którym do Końca Burzy dotarły wieści o wojnie w Dolinie, poprzez pokonanie przez flotę drogi morskiej, aż do momentu, w którym jej załoga ruszyła lądem do celu. Wszystko zostało ustalone z MG i zostało zawarte w temacie NPC.
 
Zimne fale waliły bezlitośnie w burty "Burzowej Furii". Statek skrzypiał i jęczał, ale się trzymał. Każda chwila pobytu na pokładzie szalupowym napawała przerażeniem. Fale toczyły pianę, jak wściekły potwór. Wiatr kotłował szarą wodę i wyrzucał z otchłani nowe miliony ton, mieszając z pianą i powiewami. Piana morska oblepiła cały drewnowiec mokrym całunem, zaślepiła bulaje. Jeśli jakiś dureń nie może usiedzieć w kajucie, to po wyjściu na pokład musi przypiąć się łańcuchem. Każda fala jest jak tąpnięcie w sztolni. W powietrzu świeżość przesiąknięta wodą. Zatoka Rozbitków huczy, szaleje. Wystarczy nałykać się oceanicznego powietrza - i sen morzy w jednej chwili. Ale załoga "Furii" i czternastu innych trzystu wiosłowych galer nie ma czasu na sen. Wciąż trwają zajęcia. Zadanie dowodzącego wyprawą Lorda Estermonta to maksymalnie wykorzystać podróż tak, by w trzy dni dotrzeć do celu. Wspierający go młody Dondarrion ma słuchać starego lorda i ćwiczyć szare komórki. Adgart Baratheon, który od niecałych dwóch dni przebywa w Końcu Burzy, spokojnie obserwuje ostatnie przygotowania. Dziś w nocy wypłyną. Piętnaście galer uzbrojonych po zęby mężów, wszyscy wprawieni w boju i gotowi... praktycznie na wszystko. 
Lord Estermont pokrzykuje gromko, marynarze uwijają się jak w ukropie a żagle powiewają na wzburzonym, silnym wietrze, który nikogo w Końcu Burzy nie dziwi. Aż dziw, że dziś wieje zaledwie wiatr - z którym każdy człowiek pływający po Zatoce Rozbitków potrafi sobie poradzić. Master przepowiadał, że huragany uderzą dopiero za trzy dni, a wtedy...
... wtedy część floty będzie w zupełnie innym miejscu. 
- Ster lewo dziesięć!
- Ster lewo na burt!
- Wypływać, wypływać!
 
 
***
Czarne niebo. Czarna morska toń. Gwiazdy w niebie i gwiazdy w morzu. Plusk fal. Z przodu, na wprost, na kursie, nie widać żadnych świateł z nieba. To oznacza chmury, albo urwisty brzeg. 
Już czas. 
Aylward Baratheon wyjął nóż i kilkakrotnie rozciął powłokę żagla łódki. Po chwili zanurzył się w zimnej wodzie. Fala uniosła młodego mężczyznę, wzniósł się ku gwiazdom, potem w dół i dopiero wtedy poczuł grunt pod stopami. Fala delikatnie wypchnęła go na brzeg. Wyszedł na ląd. Gdzieś w oddali  "Burzowa Furia" pruje morską toń, aby z dala od brzegu lądu. Ależ tam było przytulnie! Gorące ale, syte posiłki, ciepłe skóry. A tu zimnica! Od biedy dałoby się wytrzymać, gdyby nie ta nocna kąpiel w morzu. I gdyby było jakieś schronienie przed przejmującym wiatrem i lodowatą mgłą. Ale nic z tego.
Po trzech dniach zawziętej żeglugi i wiosłowania piętnaście trzystu wiosłowych galer Baratheonów przybijało do portu w Wickenod. Nim jednak głownie siły wojska dotarły do brzegu - Aylward wraz z młodym Dondarrionem, który wraz z Lordem Estermontem dowodził wyprawą z Końca Burzy, wylądowali na pustej, dzikiej plaży. Żadnego namiotu, koca ani choćby płaszcza. Gdyby straże się czepiały, wytłumaczenie jest proste: uwielbiamy nocne kąpiele i nocną miłość na plaży. Ależ skąd, jacy tam z nas handlarze niewolników! Uchowajcie Siedmiu! Szpiedzy Doliny? Albo Dorzecza? Wolne żarty, panowie. Nie mamy pieniędzy. Jakieś miedziaki. To wszystko. Jednym słowem, romantycy. Ludzie burzy. Ze Stonehelm. Chcemy się tylko dobrze zabawić.
Ale na plaży nie czeka na nich żaden patrol. Aylward rozciera Dondarriona, bo ten szczęka zębami jak najęty. Na razie lądowanie przebiega zgodnie z planem. "Burzowa Furia" pierwszego dnia zboczyła z kursu na Wąskim Morzu, wygasiła światła i w ciemnościach nocy zbliżyła się do Królewskiej Przystani. Statek zwolnił, ale nie stanął na kotwicy, zatrzymując się dobre dwie mile od portu. Załoga otrzymała wyraźny rozkaz: żadnego łażenia po pokładzie, żadnych wrzasków, żadnych świateł. Gdy statek zwolnił bieg, od Królewskiej Przystani zaczęła się nań zbliżać mała łódka. A na niej - Aylward Baratheon wyrwany wprost z samego serca stolicy Westeros. Noc była wprost wymarzona dla takiej misji. Ciemno, wiatr lekko dmie, gwiazdy - zaraz nadciągną chmury, choć nie lunie deszcz. Co prawda, fale są tu zupełnie inne niż w Zatoce Rozbitków. Łagodniejsze. I jest znacznie cieplej. Zwłaszcza tym, którzy są pod kocami. Póki co jednak - trwało transportowanie Aylwarda na statek, w ciszy, spokojnie. Nie musieli się ukrywać, a przynajmniej nie przed królem, do którego brata dostarczony został list z dokładnym opisem manewru i krokami podjętymi przez Baratheonów. O wiele bardziej zależało im na zachowaniu tajemnicy przed oczami niepowołanych - dlatego "Burzowa Furia" pogrążona w ciemności dryfowała daleko od lądu, bez bandery i świateł. W planie podróży do Doliny przewidziano dosłownie wszystko: o północy trzeciego dnia żeglugi siły Baratheonów lądują na plaży w Wickenod, czekają do świtu, rankiem, już w bojowym szyku, ruszają wprost na Orle Gniazdo. Nie uwzględniono tylko jednej okoliczności: dokuczliwego zimna. Po ich wylądowaniu milę od Wickenod, Dondarrion drżał jak liść osiki, Aylward w ciszy podał mu bukłak, ale niewiele to pomogło. Na moment towarzysz Baratheona przestał dygotać - i znów to samo. Zapewne do rana wychłodziliby się na dobre, gdyby nie musieli zbadać linii brzegowej. Tam, gdzie od wieków łowi się ryby, zawsze w pobliżu nowych łodzi znajdą się i stare, porzucone. Ayl węszy zawzięcie. Wciągnął powietrze w nozdrza jak gończy pies i nagle... wyczuł nosem ohydny odór potu. Co możne mieć zapach potu nad brzegiem morza? 
Pewnie, że człowiek.
Dłoń wędruje ku rękojeści miecza, podczas gdy dwie mile na wschód od agresywnej sytuacji piętnaście olbrzymich statków o powiewającej na wietrze złoto-czarnej banderze z wyszytym nań jeleniem przybija do Wickenod. Baratheon czuje się jak złodziej, jednak nie grabież jest jego celem - a przynajmniej na razie nie. Stojący tuż obok Dondarrion syczy "na lewo"... i kiedy Aylward kieruje tam wzrok, zauważa człowieka. Starca. Rybaka?
- Dobry człowieku... - zaczął spokojnie Jeleń, wsuwając ponownie klingę do pochwy. - Zechciej nam powiedzieć... daleko li stąd do Orlego Gniazda? - gdy Baratheon skończył, starzec posłał mu bezzębny, czarny uśmiech i rozłożył bezradnie ręce. Aylward westchnął cicho, kiwając głową Dondarrionowi. Młody rycerz wymamrotał pod nosem obelgę i rzucił w stronę chłopa srebrną monetą, błyszczącą zachęcająco w świetle księżyca.
- Dwa pełne dni drogi, panocku. - odpowiedź padła tuż po tym, jak waluta wylądowała w dłoni rybaka. Baratheon uśmiechnął się lekko, rozpinając przemoczoną kamizelkę.
- Zdążymy.


/ teren na zachód od Krwawej Bramy
Powrót do góry Go down
 

Wickenod

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Dolina Arrynów-