Stanowisko: BRATANICA LORDA RANDYLLA TYRELLA (JEDNA Z DWÓCH CÓREK JEGO NAJMŁODSZEGO BRATA)
Aparycja
Ismeyna Tyrell urodziła się w słoneczny, upalny dzień. Odzwierciedla to bardzo Jej wygląd, przez który była bardzo często mylona ze znienawidzonym teraz rodem - Martell. Karnację naturalnie ma nieco oliwkową, ta bardzo dba jednak o swoją skórę i wiecznie smaruje się przeróżnymi olejkami i specyfikami, mającymi zdjąć z Niej opaleniznę. Sprawia to, że Jej lico jest jasne, gładkie i lśniące. Widząc Ją, pierwszymi rzeczami, na które zwraca się uwagę są oczywiście wzrost i budowa. Nie jest zbyt wielka, bo mierzy sobie tylko metr sześćdziesiąt. Jest też bardzo niskiej wagi, co z bladą cerą sprawia, że wygląda na dość słabą osóbkę z tendencjami do różnych chorób. Jej włosy są w pięknym, kasztanowym kolorze. Długie, mierzące sobie bioder, lśniące i zdrowe. Muskane słońcem pasemka często nieco zmieniają swoją barwę na jaśniejszą. Oczy ma koloru morza, wahające się między błękitem, a zielenią. Mądrze i troskliwie patrzące, bije od nich niesamowicie wielka inteligencja, którą dziewczyna nabyła zamykając się sama i czytając książki przez większość swojego dzieciństwa. Jej drobne dłonie są gładkie i zadbane mimo tego, że ta jednak po kryjomu zawsze lubiła pomagać służkom, współczując im ich ciężkiej i niewdzięcznej pracy. Potrafią wyszywać piękne, kwiatowe wzory, które widać często na Jej własnych sukniach, zarówno jak i grać na wielu instrumentach. Ubiera się dość skromnie, nigdy nie przesadza z biżuterią, wybiera proste kroje sukna. Cała jest ogółem bardzo zgrabna i atrakcyjna. Zawsze podobała się mężczyznom, co było dla Niej dość uciążliwe. Jej zęby są śnieżnobiałe, usta pełne i różowe, a uśmiech szeroki i ciepły, kobieta stara się obdarowywać nim ludzi i przekazywać Im ciepło tak często, jak tylko może. Zapach kobiety jest bardzo porównywalny z zapachem kwiatów i owoców wymieszanych z poranną rosą. Świeży, rześki i bardzo pociągający, sprawia, że ogląda się za Nią wiele osób.
Biografia
Przyszła na świat upalnego dnia siódmego księżyca, niemal uśmiercając z przemęczenia swoją matkę. Od dnia narodzin była oczkiem w głowie swojego ojca i Jego ukochanym dzieckiem, co budziło zazdrość u rodzeństwa, zawsze starającego się sprawić Jej z tego powodu przykrość. Mimo tego kochała ich i nie pozwoiłaby nigdy na to, aby stało się Im cokolwiek złego. Kochała każdą żywą istotę, obdarowując ją ogromnymi ilościami ciepła i starając się nieść tyle pomocy, ile tylko była w stanie. Zawsze rozpaczała nad niewdzięczną pracą służek, starając się po kryjumu je wyręczać i nie pozwalała im nigdy robić niczego za siebie. Uważała bowiem, że kobieta sama powinna potrafić o siebie zadbać, być istotą samodzielną, która kiedyś, w ewentualnościach, gdy służek zabraknie, będzie potrafiła zadbać o swojego męża i dzieci. Jako dziecko była bardzo poważna i niesamowicie dojrzała, na siłę próbująca pojąć cały świat dorosłych. Często zamykała się we własnej komnacie na długie dni, pochłaniając przeróżne książki, co miało póżniej ogromny wpływ na poziomy Jej inteligencji i pojmowania świata. Zaczęło się wtedy sprawdzać znaczenie Jej imienia - Ismeyna, które miało oznaczać kobietę inteligentną i pojętą. Nigdy za mocno nie interesowała się mężczyznami. Ojciec nie raz próbował wydać Ją za przeróżnych lordów, którzy zabiegali o Jej rękę. Ta jednak spławiała wszystkich, uznając ich po prostu za nudnych, głupich, bądź nie wartych Jej czasu. Ojciec nie chciał jednak, aby Ismeyna wyrosła na starą pannę, w pewnym momencie siłą wydając Ją za jednego z lordów z Dorne, który wykazywał ogromne zainteresowanie Jej osobą, gdy miała trzynaście lat. Zakochała się w Nim, jednak jak się okazało - grał tylko na Jej uczuciach I wykorzystywał ją, aby zdobyć przychylność Jej rodziny. Umarł na kilka dni przed zaślubinami, jak plotka głosiła - z rąk przyszłej żony. Nikt na prawdę nie wiedział, co mogło powalić mężczyznę Jego wymiarów. Dziewczyna zmuszona była wrócić do wysogrodu i postanowiła, że nigdy więcej nie będzie szukać miłości, a Jej serce pozostanie zamknięte na wszelkich zabiegających o Nią mężczyzn. Dojrzewała w towarzystwie rodzeństwa, które uwielbiała. Mimo tego, że nie najstarsza - była niczym lwica, potrafiąca oddać życie w walce za własne stado. Gdy miała szesnaście lat, spotkała Ją pierwsza, bardzo poważna choroba. Gorączka, która prawie Ją zabiła, uśmierciła wtedy wiele dzieci z królestwa i była postrzegana jako nieuleczalna i prowadząca tylko do jednego - do śmierci. Gdy zachorowała, po długich, ciężkich nocach Jej nigdy nie wierzący w nic ociec padł na kolana i zaczął nieumiejętnie modlić się do bogów, starych i nowych, o przywrócenie zdrowia Jego córce. Modlił się tak, płacząc przez dwa długie dni i dwie noce, odmawiając pokarmu, wody, czy też odstąpienia Jej na krok. Ismeyna cudem wyzdowiała. Od tamtej pory sama bardzo zaczęła wierzyć w siedmiu. Zawsze szlifowała żeńskie sztuki takie, jak haftowanie i granie na instrumentach, co w połączeniu z Jej buzią tworzyło idealny materiał na żonę. Jak do tej pory jednak, nikt nie zdołał otworzyć Jej skamieniałego przez przeszłość serca.
Ekwipunek
-Ciemno-zielone szaty, szyte na Jej miary, na których sama wyhaftowała piękne, złote róże. -Dwie długie, bardzo ostre, srebrne spinki upięte w Jej włosy. Broni w tych czasach nigdy nie jest za mało. -Jej ulubiony olejek, pachnący marcepanem. -Złoto-rubinowe łańcuszek, kolczyki i bransoleta.
acidbrain
Ostatnio zmieniony przez Ismeyna Tyrell dnia Sro Lut 10, 2016 3:02 pm, w całości zmieniany 1 raz
W Siedmiu Królestwach nie istnieją nazwy miesięcy jako takie - choć rok dzieli się na dwanaście miesięcy, mówiąc o styczniu używa się zwrotu "pierwszy księżyc roku", o maju "piąty księżyc roku" i tak dalej - w Twoim wypadku byłby to siódmy księżyc 242 roku ;) I jeśli już przy roku urodzenia jesteśmy - 22 lata temu w Westeros trwała wiosna (zgodnie z kalendarzem, który można znaleźć tutaj), która nadeszła po srogiej zimie, dlatego też dość ciężko byłoby wyobrazić sobie "gorący dzień". Ciepły - owszem, ale z racji, że nie było to lato o upale nie może być mowy ;)
I odnośnie ekwipunku: Dwa sztylety we włosach? Nawet jeśli byłyby małe (choć nawet mały sztylet nie może być zbyt mały, bo wtedy można nim co najwyżej dłubać w zębach), ciężko wyobrazić sobie, by ktokolwiek nosił we włosach wpiętą... broń. Dla samoobrony mogłyby się nadawać długie spinki - ozdobne, pełniące pierwotną funkcję, a w razie potrzeby można nimi zadać ranę, przy uderzeniu w odpowiednie miejsce - nawet śmiertelną.