'There are no more barriers to cross. All I have in common with the uncontrollable and the insane, the vicious and the evil, all the mayhem I have caused and my utter indifference toward it I have now surpassed.'
Zapłakana Alla tuliła kwilące dziecko do swej piersi.
- Będzie miał na imię Aemon - wyszeptała, dotykając palcem czoła zakrwawionego niemowlęcia.
Aemon - to brzmiało tak dumnie, ale nawet teraz, gdy była skrajnie wyczerpana porodem, wiedziała, że jej synek będzie kimś wielkim.
- Będzie miał na imię Aemon i będzie najlepszym spośród synów Lorda Jacaerysa.
Ale Aemon nie był podobny do słynnego Smoczego Rycerza, Aemona Targaryena. Gdyby Alla Waters wiedziała, jak bardzo plugawy będzie owoc jej związku z władcą Driftmarku, zapewne uczyniłaby inny użytek z przyniesionych jej, czystych prześcieradeł.
Choć urodzić bękarta, to żaden zaszczyt, Alla dziękowała Siedmiu za to, że podarowali jej zdrowego, silnego chłopca. Nie mogła przecież wiedzieć, że z każdym rokiem, życie, które przez dziewięć miesięcy nosiła pod swym sercem, będzie się od niej coraz bardziej oddalało. Aż w końcu własne dziecko stanie się dla niej kimś... obcym. Kimś, kogo nie znała, nie rozumiała. Kimś kogo - niech bogowie jej wybaczą - nie kochała.
Chłopiec był wyjątkowo cichy i spokojny. Zawsze opanowany, nawet wtedy, gdy przyłapywała go na tym, jak znęca się nad zwierzętami. Jak męczy je, torturuje, a w końcu zabija w sposób sprawiający im najwięcej bólu.
Modliła się wtedy do Siedmiu, błagała ich, by było to tylko dziecięce dziwactwo (przecież dzieci zawsze są
trochę okrutne), epizod, który nie będzie miał żadnego wpływu na jego dalsze życie.
Modliła się, choć sama nie wierzyła we własne modły.
Z wiekiem nie zmieniło się nic. No, może poza precyzją i kunsztem samego wykonania. Stał się po prostu dobry we własnym okrucieństwie. Można rzec, rzemiosło, jak każde inne, a praktyka czyni mistrzem, czyż nie?
Przestała się więc modlić o to, by się zmienił. Modliła się teraz o to, by poprzestał na zwierzętach.
I znów - choć spędzała na modłach długie, nocne godziny, strach podpowiadał jej, że był to stracony czas.
'the flesh covers the bone
and they put a mind
in there and
sometimes a soul'
Gdy kilkunastoletni wówczas chłopiec, wsunął się po cichu do jej komnaty, musiała udawać, że się nie boi. Że nie jest sparaliżowana strachem. Leżała na boku, tyłem do drzwi, wpatrując się tępo w dogasające płomienie. Starała się uspokoić oddech.
Położył się obok niej. W pełni ubrany, choć cały spocony i mokry. Lepił się. Poczuła odrazę.
Ale potem przytulił się do niej. Wsunął zakrwawione ręce pod jej ramiona i przylgnął czołem do jej pleców.
Czuła jak drży. Cały się trzęsie. Nie z zimna. On płakał. Naprawdę płakał.
I wtedy dotarło do niej, że nigdy nie widziała, jak jej syn płakał.
A więc jej synek nie był potworem!
Właściwie mimo woli sięgnęła po jego dłoń i zacisnęła wokół niej długie, smukłe palce. Leżeli tak całą noc.
Rankiem krew już stężała, wyschły łzy - znów przyszedł strach.
'flesh covers
the bone and the
flesh searches
for more than
flesh.'
Chłopaka znaleźli kilka dni później. Precyzyjna, paskudna robota. Ktoś go rozciął, usunął wnętrzności tak, by móc w samym środku umieścić... młode drzewko. Wieści rozniosły się szybko. Alla była przekonana, że potwornego mordu dopuściło się jej dziecko. Co się zaś tyczy młodego Aemona, interesowała go tylko jedna kwestia - gdy dowiedział się, że zwłoki zabrano z lasu, a drzewko ścięto, chodził pochmurny i nieobecny jeszcze przez kilka następnych dni.
Od tej chwili Alla najbardziej ceniła sobie chwile, w których jej syn był wyraźnie niezadowolony. Uśmiech zwiastował coś... ponurego.
Nie wiedziała, co czynić i choć obiecała sobie, że wychowa syna samotnie, nie domagając się niczyjej pomocy, zwłaszcza zaś samego Lorda Pływów, czuła się bezradna.
Władca Driftmarku pomógł, nie tak jednak, jakby tego pragnęła. Dla niezwykłych talentów Aemona odnaleziono nowe zastosowanie. Kolejne lata spędził w lochach High Tide - nie jako więzień, a pomocnik Mistrza Tortur.
Nieprzyjemna praca w zatęchłych podziemiach przypadła młodzikowi do gustu. I tak nienawidził morza i przesyconego solą powietrza.
Oprócz zajęć pod okiem Mistrza, zdobywał kolejne umiejętności przydatne młodym mężczyznom. Walka, jazda konna, trochę książkowej nauki i inne, oczyszczające umysł, fizyczne ćwiczenia.
Praca zaspokajała wszystkie jego niezdrowe popędy. Aż do czasu, w którym Alla nie dowiedziała się o kolejnym, charakterystycznym mordzie. Wyspiarska społeczność ciężko przeżyła zbrodnię tak groteskową i bezsensowną. Ludzie zaczęli się bać. W przeciwieństwie do nich, Aemon miał się wyjątkowo dobrze. Znalazł sobie nawet ukochaną. Miała na imię Luda i była od niego młodsza o trzy lata. Był szczęśliwy. Opanowany. Był przekonany, że jest w stanie nad sobą panować, że miłość przezwycięży wszystko - nawet to, że czasami jego umysłem sterowały siły o wiele mroczniejsze, niżby sam chciał to przyznać. Luda była ukojeniem, kluczem, który zamykał drzwi do tej ciemniejszej strony jego charakteru.
Gdy zdał sobie sprawę, że zaciska silne dłonie na gładkiej, łabędziej szyi, myślał, że jest już za późno. Rozluźnił uścisk. Oddychała jeszcze. Ciężko, ledwo. W oczach nie widział już jej miłości. Widział strach. Ten sam, który widywał w oczach swojej matki. Ten sam, który od czasu do czasu pojawiał się w spojrzeniu jego Mistrza, gdy okazywało się, iż w niektórych kwestiach prześciga nawet jego. Tym razem jednak strach nie przyniósł mu satysfakcji.
Wiedział, że jego opanowanie było tylko iluzją. Że musi opuścić Driftmark.
Myśl, że po raz pierwszy uczyni coś tylko i wyłącznie z miłości, dodawała mu sił i sprawiała, że czuł się lepiej. Nie opuszczała go jeszcze na wiele dni po tym, jak wszedł na pokład statku płynącego do Królewskiej Przystani.
Gdy po raz kolejny zszedł na ląd, nie było już Aemona. Narodził się Jasper.
I tak nienawidził morza.