Młody chłopak szesnasto lub siedemnastoletni w czarnym płaszczu wyraźnie wyróżniającym się spośród typowych żółto-pomarańczowych strojów mieszkańców Słonecznej Włóczni wszedł do wysokiego i podłużnego budynku tuż przy twierdzy, w którym mieściły się koszary dla wojowników słóżących pod chorągwią słońca. Młodzieńcem był nikt inny niż najmłodszy brat samego Księcia. Choć większość zgromadzonych była dużo starsza od chłopaka traktowali go z należytym szacunkiem. W trakcie wojny każdy kto nie słuchał poleceń dowódcy narażał cały oddział na zgubę. Na szczęście cały garnizon pozostawiony przez Księcia przed wyprawą na zbuntowany ród Dayne'ów był cały czas w stanie gotowości a ich broń ostra i dobrze wyczyszczona. Każda z włóczni trzymanej przez mężczyzn mogła z łatwością przebić zarówno kolczugę jak i ciało na wylot. Daemon był zadowolony z każdego ostrza, w którym odbijało się silne światło gorącego, Dornijskiego słońca wpadające przez otwarte okna.
-Kapitanie, ilu wojowników zostawił mój brat w mieście. -spytał młody Martell Czerwonego Maryna, odważnego weterana wielu bitew, który służył jako szeregowy już za czasów jego dziadka.
-Jego Książęca mość Edric zostawił pod twoim dowództwem dziewięć oddziałów włóczników, sześć oddziałów łuczników, dwa oddziały Dornijskiej kawalerii, oraz jeden elitarny oddział ciężkiej kawalerii. Każdy oddział liczy sto głów. Każdy z twoich wojowników jest zdrowy i najedzony, zaś jego broń w stanie gotowości. Wszystkie konie kawalerzystów są zadbane i mają owsa pod dostatkiem. Powiedziałem koniuszemu, że jeśli zaniedba choć jedno zwierzę zostanie chłopcem na posyłki maestera.- odpowiedział mu wojownik, który choć niski z urodzenia szczyci się pokonaniem aż trzech rycerzy.
-Dziękuję kapitanie gdyby coś się stało chcę zostać o tym bezzwłocznie powiadomiony. -Deamon przyjrzał się uważniej broni stojącej przy drzwiach koszarów po czym wyszedł udając się do Pałacu.
zt