a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Wielka Sala



 

 Wielka Sala

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Elstan Tyrell

Elstan Tyrell
Reach
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
387
Join date :
12/05/2014

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Wielka Sala   Wielka Sala EmptyPon Cze 23, 2014 8:41 pm

Wielka Sala Image067

    Wielka Sala Wysogrodu, jak sama nazwa wskazuje, należy do jednych z bardziej reprezentacyjnych komnat nie tylko w samym Reach, co Siedmiu Królestwach. Strzeliste, łukowate sklepienia, olbrzymie arrasy ozdabiające ściany, pozłacane kandelabry dumnie oświetlające pomieszczenie, ale nade wszystko olbrzymia przestrzeń, gotowa pomieścić blisko pięciuset gości - wszystko to wywiera na przybyszach paraliżujące, często onieśmielające wrażenie. Siedem rzędów długich, dębowych stołów wystawiane jest w Wielkiej Sali wyłącznie na wyjątkowe okazje, w dniu powszednim znajduje się tu zaledwie jeden, podłużny stół, gotowy pomieścić członków rodu Tyrell oraz kilkunastu gości.
Powrót do góry Go down
Ylvis Florent

Ylvis Florent
Reach
Liczba postów :
75
Join date :
29/10/2013

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptyWto Cze 24, 2014 11:02 pm

Sam Wysogród był dość dużym miastem. Droga od bramy do pałacu zajęła nieco ponad pół godziny. W tym czasie Florent szykował torbę z dokumentami i planami budowy portu. Wiedział, że wszystko musiało zostać urzędowo zatwierdzone. Taki to już był problem z mieszkaniem w cywilizowanym kraju, każdy grosz i kawałek gruntu musiał zostać przeliczony... a każdy papier podpisany, Lepsze to od samowolki i walki o każdą pięść ziemi. Zbliżając się do pałacu nakazał swoim ludziom udać się do oberży, rzucił giermkowi wodze konia i ruszył po schodach wraz z dwojgiem strażników i maesterem. Szybkim krokiem przemierzył komnaty i prowadzony przez służbę udał się do wielkiej sali.
Powrót do góry Go down
Elstan Tyrell

Elstan Tyrell
Reach
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
387
Join date :
12/05/2014

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptyNie Cze 29, 2014 4:16 pm

Szybkie, niecierpliwie, może nieco zbyt głośne, a co za tym idzie na swój sposób teatralne kroki odbijały się echem od korytarza, gdy Elstan przemierzał kolejne jardy dzielące go od reprezentacyjnej sali zamku. Blada dłoń z wprawą nadwornego kuglarza obracała między długimi palcami złotego smoka, przypominającego monetę jedynie z nazwy - rewers już dawno starł się pod wielokrotnym dotykiem Tyrella, lśniąc matowo w promieniach słońca, które wpadały przez strzeliste okiennice. Skupiony wzrok skarbnika Wysogrodu uważnie śledził cień padający na jasną posadzkę, niestrudzenie podążający za rzucającym go mężczyzną, zupełnie jakby dzisiejszego popołudnia za nadrzędny cel postawił sobie śledzenie Elstana… Elstana, z którego piersi wyrwało się ciche westchnięcie, gdy za kolejnym zakrętem w końcu ujrzał drzwi Wielkiej Sali, rozwarte na oścież niczym pysk smoka gotowego przyjąć składaną mu ofiarę. Tuż przy wejściu nieruchomo trwali dwaj strażnicy, odziani w zielono-złote płaszcze i uzbrojeni w halabardy, których wykonanie dawało mocne podstawy do podejrzewania, iż ich jedyną i nadrzędną funkcją jest ładna prezencja. Jasne brwi Tyrella zmarszczyły się mimowolnie, gdy bez słowa minął zbrojnych, niestrudzenie zmierzając do stołów znajdujących się na drugim końcu komnaty. Odgłos kroków, tym razem nieco wolniejszych, mniej drapieżnych i nade wszystko dokładnie wyważonych, przerwał panującą w sali ciszę, skupiając wzrok zgromadzonych gości na kierującym się ku nim mężczyźnie. Usta Elstana, dotychczas zaciśnięte w wąską linię zwiastującą pełne skupienie, wygięły się w lekkim uśmiechu, którym Tyrell przywitał zebranych jeszcze nim zabrał głos. Błękitne oczy obdarzyły spojrzeniem każdego z gości, dopiero po dłuższej chwili odnajdując najistotniejszego członka delegacji z Jasnej Wody.
Ukłon.
Skarbnik Wysogrodu skłonił się lekko, bez zbędnej uniżoności i dworskości, tak właściwej murom siedziby Tyrellów. Był to tylko i wyłącznie spokojny, prawie żołnierski dyg, poprzedzający wyciągnięcie ręki w stronę Ylvisa Florenta w geście powitania.
Opanowanie.
Silny uścisk dłoni, nie za mocny, by nie budzić w rozmówcy mylnego wrażenia dominacji. W czynach Elstana nie było miejsca na potknięcie, pomyłkę czy przesyt, Tyrell wychodził z założenia, iż każdego gościa należy traktować indywidualnie, ukazując to, co ten pragnie zobaczyć… zaś dziedzic Jasnej Wody pragnął rozmawiać z człowiekiem konkretnym, surowym. Żołnierzem, którym sam był. I właśnie to Elstan zaprezentował.
- To niemiały zaszczyt gościć Cię w naszej siedzibie, ser Ylvisie. Mam nadzieję, że podróż minęła bez nieprzyjemnych niespodzianek? - skarbnik Wysogrodu skinął lekko głową w stronę służby, nakazując przyniesienie poczęstunku dla zebranych gości, po czym zachęcającym gestem wskazał dębowe, misternie rzeźbione krzesła, na których oparciach bez wyjątku widniały pełne pąki róż. Tyrell spokojnie odczekał, aż zebrani skierują się ku swym miejscom, po czym sam zasiadł u szczytu długiego stołu, nie spuszczając czujnego wzroku z dziedzica Jasnej Wody. - Wybaczcie moje… chwilowe spóźnienie. Mawiają, że szczęśliwi czasu nie liczą, choć sam chyba nigdy się o tym nie przekonam. - Elstan uśmiechnął się lekko, składając na lśniącym blacie stołu dłonie. Służba niczym cienie wyłoniła się z bocznego wejścia, dzierżąc na tacach dzbany z winem, puchary oraz zimne przystawki w formie owoców morza, które prawie natychmiast wylądowały przed gośćmi na srebrnych talerzach. Tyrell przez chwilę śledził wzrokiem strumień złotego arborskiego, którym służący napełnił kielich Florenta, po czym przeniósł jasne spojrzenie na samego Lisa, unosząc pytająco brwi.
- Interesów nigdy nie załatwiam na pusty żołądek… i suche gardło, choć dla Ciebie mogę uczynić wyjątek, ser. - Elstan skinął głową zachęcająco, sięgając po puchar z winem. Zamiast jednak unieść naczynie do ust, obrócił je w palcach, lustrując spokojnie wzrokiem dziedzica Jasnej Wody. - W imieniu Lorda Randalla Tyrella chętnie wysłucham Twojej propozycji. Jeśli zaufasz mi tak, jak ufa mi mój wuj… dość prędko znajdziemy wspólny język. - blondyn upił z kielicha łyk trunku, przez krótką chwilę sycąc się jego słodkim smakiem, przyjemnie drażniącym podniebienie.
Powrót do góry Go down
Ylvis Florent

Ylvis Florent
Reach
Liczba postów :
75
Join date :
29/10/2013

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptyPon Cze 30, 2014 4:17 pm

Wygodne siedzenie w jakim nakazano czekać Ylvisowi, nie dość, że było ciut za niskie to jeszcze miało tak wgniecione siedzenie iż prawie w nim leżał niżeli siedział. Mimo tego czuł wytworność tego miejsca, wytworność której od tak dawna mu brakowało. Nie przywykł on do zamków i komnat, a z długiej podróży zawsze wracał prosto do domu, zmęczony i głodny dalszych przygód. Tutaj wymagano od niego czegoś więcej, nie znał tutejszych zwyczajów tak dobrze. Starał się jednak zachowywać przynajmniej pozory dobrego zachowania i ogłady. Miał się spotkać z kimś z rodu Tyrellów, a więc swoich suzerenów, od których to zależało czy jego pomysł będzie miał miejsce realizacji. Miał taką nadzieję.
Po chwili przyniesiono na stół posiłek, a raczej przekąskę. Delikatne kromki chleba wraz z masłem czosnkowym i półmiskiem warzyw. Spojrzał na swoich strażników, którzy stali za nim. Zrobił minę mówiącą, może gdybyśmy byli gdzie indziej. Zabrał się za jedzenie, chociaż nie wiedział kiedy przyjdzie gospodarz tego miejsca. Maester, który zajął miejsce obok niego miał mniej wstrzemięźliwości. Łapczywie zabrał się za opróżnianie Wysogrodzkich spiżarni. Niedługo trzeba było czekać, aż służba przyniesie to, na co Florent czekał najbardziej. Podróżnikom wino skończyło się już kilka tygodni wcześniej. Część oddali uchodźcom z Dorzecza, a większą część po prostu wypili. Woda nie była tak smaczna, a z pewnością nie tak potrzebna zmęczonemu podróżnikowi. Ylvis złapał za kielich, który podał mu służący i podniósł do ust. Teraz mógł zająć się rozmową i negocjacjami.
Musiał jednak chwilę na nie poczekać. Zdążył już porządnie napełnić żołądek, a służba wynieść przystawki, kiedy jakaś ważna postać, nieznana dotąd Florentowi weszła przez drzwi. Ylvis wstał natychmiast, tak samo jak i jego towarzysz maester.
- Nazywa się Elstan i sprawuje pieczę nad skarbcem Wysogrodu - usłyszał szept Steffona, który ukłonił się i usiadł na swoim miejscu. Florent zrobił to samo, by po chwili uścisnąć dłoń Tyrellowi, który wydawał się Lisowi nie pasować do tego rodu... gdzie przecież kwitło rycerstwo Westeros, a nie nadworni skrybowie i skarbnicy. Usiadł na miejsce. Przyjście nieco za wcześnie z pewnością było złym pomysłem. Ale tak przynajmniej mogli się rozgościć i poznać panujące tu warunki. Florent pewnie zajął miejsce, które i tak od kilku minut należało do niego. Nie dał jednak tego po sobie poznać.
- Podróż? Nie... wojny na południu i zachodzie ucichły na dobre. Znów szlaki są pełne od handlarzy i karawan podróżującej szlachty - liczył, że odpowiedź usatysfakcjonuje gospodarza, choć już teraz wiedział, że to on będzie dyktował warunki. Jego kolejne wypowiedzi tylko go upewniły.
- Także liczę iż dojdziemy do porozumienia - odrzekł, po czym skosztował wina. To było nieco inne niż to, które pił wcześniej. Było bardziej delikatne, a jednocześnie wyraziste.
- To może zacznę - rzekł, odkładając kielich na bok, a wyjmując z torby starą już nieco mapę Reach - Jak zapewne ci wiadomo, tereny leżące na północ od Honeywine należą do dwóch rodów. Norcross i Florent... jednak to do mojego rodu należy większa część półwyspu - tutaj zatoczył palcem tereny, o których mówił - Od kilku lat miałem już plany zbudowania na swoich terenach niewielkiego portu. W końcu nadarzyła się okazja, kiedy to spotkałem podczas swojej podróży po Dorzeczu, uchodźców, którzy szukali swojego miejsca do życia z dala od wojen, zajmując się tym co najlepiej potrafią robić. Mam już przygotowane plany budowy małego miasteczka, w którym mogli by zamieszkać. Stając się rybakami, handlarzami i cieślami... mieszkańcami Reach. Miejsce, o którym mowa znajduje się na najbardziej wysuniętym na północ miejscu półwyspu. Miejsce to jednak jest także u wylotu Manderu, do którego w tym miejscu prawa ma twój ród. A więc moja ziemia, a twoja woda - Florent uśmiechnął się, próbując sprawdzić czy Elstan pojął o co mu chodzi - Potrzebujemy zatem umowy, że nasze statki mogą pływać po waszych wodach jakby były nasze... - tu się zawahał na chwilę [b] - ... aby nie sprawiać problemów.
Powrót do góry Go down
Elstan Tyrell

Elstan Tyrell
Reach
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
387
Join date :
12/05/2014

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptyPon Cze 30, 2014 9:02 pm

Przez lata spędzone na dworze Wysogrodu, później zaś w Braavos, Elstan niejednokrotnie miał okazję dostrzec, iż jeśli ktoś jest odrobinę głupi, to w mądrzejszym od siebie towarzystwie będzie się zachowywał w jeszcze głupszy sposób. I że utraciwszy możliwość przewagi, stara się za wszelką cenę zachować pozycję idioty, którego wszyscy lubią, unikać sporów, które i tak by przegrał, i cieszyć się dzięki temu przyjaźnią obecnych. Podobna taktyka, choć w pełni skuteczna, uniemożliwiała jakąkolwiek poprawę, potęgując jedynie postępującą impotencję myśli. Tyrell nie należał do typu ludzi, którzy wnioski wyciągają już na początku rozmowy, jednak nawet on musiał przyznać, iż dziedzic Jasnej Wody był człowiekiem świadomym swych celów, precyzyjnym… oraz przebiegłym.
Jak lis.
Ze spokojnej twarzy Elstana jak zwykle niemożliwym okazało się wyczytanie jakichkolwiek emocji, rzecz jasna poza tymi, które skarbnik Wysogrodu sam zapragnął ukazać rozmówcy. Mawiają, iż najlepsze kłamstwa podszyte są prawdą, dlatego też widoczny na ustach Tyrella wyraz niepewnej koncentracji zdawał się mówić: „Nie jestem bystry, ale uczciwy i sympatyczny, co jest o wiele ważniejsze. Bystrość bywa przeceniana. Och, jestem też bardzo, bardzo bogaty, więc i tak wszyscy mnie cenią.” To, co było prawdą, co zaś wyłącznie obłudnym kłamstwem pozwalającym zawoalować prawdziwe intencje Elstana leżało w prywatnej interpretacji Ylvisa Florenta, który nie sprawiał wrażenia człowieka zdolnego nabrać się na równie naiwną zagrywkę… przynajmniej zaś w jej części. Tyrell doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż wybuchowy temperament mógł być przydatny w walce, ale gdy chodziło o pieniądze - liczyła się odpowiedzialność. Dlatego mierzył spokojnym wzrokiem dziedzica Jasnej Wody, gładząc opuszkiem palca wytartą powierzchnię złotej monety, która do tej pory przemykała między jego palcami niczym zwiadowca zakradający się do obozu wroga. Trwał nieruchomo u szczytu stołu, z właściwą sobie cierpliwością czekając, aż goście odetchną po wyczerpującej podróży, zaspokoją pierwsze pragnienie… i zechcą przejść do meritum sprawy, dla której się tu zebrali. Tyrell zmrużył lekko oczy - w cieniu rzucanym przez strzelisty filar wyglądające jak żarzące się ogniki zawieszone w czeluści - i czekał. Na reakcję, na słowo, na znak. Cokolwiek, co wyjaśni mu, po co właściwie Ylvis Florent przybył do Wysogrodu ze swoim poselstwem, wszak treść wysłana przezeń listu mogła być jedynie pretekstem do zaaranżowania rozmowy, nie zaś jej wiodącym tematem.
- Handlarze, karawany szlachetnych, oddziały zbrojnych podróżujące po zakątkach królestwa w poszukiwaniu… - kąciki ust Elstana uniosły się delikatnie ku górze, gdy skierował spojrzenie na dwójkę strażników towarzyszących dziedzicowi Jasnej Wody. - … przygód? Szczęścia? Zarobku? Zdaje się, że sam najlepiej znasz odpowiedź na to pytanie, ser. - Tyrell obrócił w palcach kielich, kiwając lekko głową w zadumie godnej Wielkiego Maestra. Naturalnie, że wiedział o ludziach Florenta, którzy czekali na swego dowódcę w oberży. Wysogród był rozległym miastem pod względem powierzchni… i niezwykle ciasnym, jeśli chodzi o gorliwych szeptaczy, gotowych donieść o wszystkim, co dzieje się poza zamkiem.
Pieniądze nie kupią miłości… za to wiedzę - jak najbardziej.
Tyrell skinął lekko dłonią w stronę pogrążonego w milczeniu, dotychczas nieruchomego sługi, trzymającego przed sobą tacę, na której spoczywało kilka kartek czystego pergaminu oraz kałamarz z wystającym zeń gęsim piórem. Mężczyzna podszedł bezszelestnie do skarbnika Wysogrodu i postawił przed nim przyrządy pisarskie, starając się nie zakłócić przebiegu rozmowy prowadzonej między gospodarzem a delegacją z Jasnej Wody. Elstan odkaszlnął cicho, dostrzegając rozkładaną na blacie stołu mapę, na której też skupił całą swą uwagę, wsłuchując się w słowa Ylvisa Florenta. Minęła długa chwila, nim dziedzic Jasnej Wody skończył mówić i kolejna, jeszcze dłuższa - zanim skarbnik Wysogrodu w końcu zabrał głos, wygładzając brzeg mapy lekkim gestem.
- Żyjemy w świecie, w którym ludzie są lojalni tylko wobec siebie samych, w świecie, w którym jedynym obowiązkiem jest napełnianie własnej kiesy, w którym jedynym powodem do dumy jest oszukiwanie konkurentów, w którym honor jest mierzony jedynie wartościową monetą. - Tyrell postukał wskazany przez Florenta teren brzegiem złotego smoka, dotychczas obracanego między palcami z zaskakującą wprawą. - Nieszczęsny kraj, który potrzebuje bohaterów, jak pisał Galendro w historii Valyrii. Ty zaś, ser, w oczach uchodźców z Dorzecza… jesteś bohaterem. Człowiekiem, zjawiającym się znikąd i oferującym im pieczę, nowy dom, opierunek. Czyny godne podziwu... - Elstan pochylił się nad mapą, wpatrując w namalowane stanowczymi kreskami szerokie ujście Mander wpływającej do Morza Zachodzącego Słońca. - Twoja ziemia, moja woda… widzisz, ser, jak już wspomniałem, otaczająca nas rzeczywistość napędzana jest przez pieniądz. Złota moneta może otworzyć przed Tobą wiele drzwi, zaś jej brak - na trwałe je zatrzasnąć. Dokumenty i umowy lubią płonąć, niektóre giną w niewyjaśnionych okolicznościach… ale sam pieniądz jest trwały. Dlatego nieco sprostuję Twą propozycję, idąc na największą ugodę, jaką tylko potrafię wysnuć. - Tyrell wyprostował się energicznie, opierając o wysokie oparcie krzesła. Jego usta rozchyliły się w lekkim uśmiechu, gdy nakreślił na jasnym pergaminie kilka liczb, dwie ostatnie zakreślając zamaszystymi półkolami i przesuwając papier w stronę dziedzica Jasnej Wody. - By Twoje statki mogły żeglować po naszych wodach, niezbędne będzie uiszczenie opłaty. Nie lubię określenia „podatek”… zaś w tym konkretnym wypadku „dzierżawa” zdaje się znacznie bardziej adekwatna. Pozwoliłem sobie na przeprowadzenie niewielkiej symulacji, w której założyłem miesięczny przychód handlu prowadzonego przez Twych osadników na pięćset złotych smoków. Za dostęp do Manderu i żeglugę Twoich statków po rzece do skarbca Wysogrodu trafiać będzie każdego księżyca piętnaście procent zysku, zatem w tym konkretnym przypadku… siedemdziesiąt pięć złotych smoków. Im większy przychód, a co za tym idzie - handel prowadzony na rzece oraz wzmożony ruch waszych statków, tym większa suma pieniędzy trafia do sakwy rodu Tyrell. Mogę zagwarantować, iż nigdy nie zmniejszymy ani nie podwyższymy stopy procentowej, od chwili podpisania umowy przez kolejne… pięć lat. Wtedy też, gdy wioska oraz handel się rozwiną, możliwe będą rozmowy mające na celu zmianę treści zawartego traktatu. - Elstan postukał spokojnie czubkiem pióra po kartce pergaminu, zostawiając na niej kilka niewielkich, czarnych kropek, przywodzących na myśl piegi pokrywające lico prostej dziewki. - Mówiąc pokrótce: ujście rzeki, po którym pływać będą galery handlowe Jasnej Wody, jest gruntem użytkowym. Za korzystanie z niego każdego miesiąca zobowiązani będziecie do wpłacenia do skarbca Wysogrodu piętnastu procent od przychodów. Gdy pieniądze się pojawią - przez jeden księżyc będziecie posiadać pełne prawo do korzystania z, jak sam to określiłeś, „mojej wody”. Wystarczy jednak, aby płatność za dany miesiąc nie została uiszczona - wtedy pozwolenie na żeglugę wygaśnie, zaś statki nie wypłyną z waszego portu… o co zadbam osobiście. Bo widzisz, ser, bardzo nie lubię, gdy ktoś łamie zawarte ze mną umowy handlowe. - Tyrell oderwał wzrok od pergaminu, wbijając jasne, poważne spojrzenie w Ylvisa Florenta. - To korzystna oferta. Piętnaście procent każdego księżyca w skali roku to zaledwie półtora Twojego miesięcznego przychodu z tej inwestycji. Nie robię tego, by Cię ograbić, ale by zagwarantować Twej propozycji prawny grunt… zaś ten zapewnić może jedynie umowa oddająca ujście do waszej dyspozycji za symboliczną sumę wpłacaną Wysogrodowi każdego miesiąca. Zgodzisz się z tym, ser?
Powrót do góry Go down
Ylvis Florent

Ylvis Florent
Reach
Liczba postów :
75
Join date :
29/10/2013

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptySro Lip 02, 2014 5:23 pm

Ylvis czuł się nieswojo. Elstan był bardzo pewny siebie, a jednocześnie świetnie skrywał to za maską inteligentnego urzędnika. Lisa zdumiało to, jak świetnie poradził sobie z odczytaniem jego intencji, jednocześnie przedstawiając swoje. W prosty, i łatwy do przewidzenia sposób. Zysk. Ten cel przyświecał Tyrellowi. Wydawać by się mogło iż była to dla niego rutyna. Przyjmować penitentów i oddalać ich z kwitkiem na pewny zysk. Była w tym jednak i pewna idea, którą Florent z łatwością rozszyfrował. Wsłuchiwał się w pewny ton swojego rozmówcy, upił kilka łyków naprawdę smakującego mu trunku i w końcu odrzekł, jak wymagała uprzejmość nie przerywając Elstanowi, a czekając aż skończy.
- To miłe z twojej strony, że twoje warunki nie są aż nadto trudne, a bardzo zrozumiałe. Mówisz tu jednak o zyskach sięgających kilkudziesięciu złotych smoków, które miałyby być procentem od pieniędzy trafiających do mojego skarbca. Musimy się jednak liczyć z tym iż to tak nie działa. Zaraz po moim wyjściu nie wyruszy pierwszy statek kupiecki, przywożąc za kilka dni ową fortunę. Nie. Najpierw musimy mieć port, z którego będą wypływać statki, o których mowa. Proponuję więc taki układ. Kiedy pierwszy okręt wyruszy zostanie uiszczona opłata w wysokości pięćdziesięciu smoków, a kiedy wróci... no cóż... napędzi to opisaną przez waszą lordowską mość machinę. W tej chwili możemy jedynie podpisać umowę, a ja natychmiast ruszam kierować budową tegoż miejsca.
Florent miał nadzieję, że taka byłą początkowa myśl Elstana i w tej chwili nic już nie podchodziło pod negocjacje. Sam Lis nie robił żadnych symulacji, i nie wiedział jakie dochody może mu to przynieść. Procent od zysków jednak go zadowalał. Gwarantowało to, że żadna ze stron nie zostanie oszukana.
Przemyślał to jeszcze raz i opróżnił kielich do końca.
Powrót do góry Go down
Elstan Tyrell

Elstan Tyrell
Reach
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
387
Join date :
12/05/2014

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptySob Lip 05, 2014 5:31 pm

Zbyt wielu ludzi w interesach kierowało się sympatiami, antypatiami, miłością bądź nienawiścią. Niektórzy naiwnie sądzili, że uczucia pomogą wybrać im właściwą drogę, podjąć odpowiednią decyzję, skierować uwagę ku aspektom najistotniejszym - uważali, iż tak będzie szybciej, prościej… bezpieczniej. Elstan w tym drobnym szczególe różnił się od reszty, szeroko pojmowanej rzeszy kupców, skrybów i skarbników - podczas podejmowania rozmów dotyczących majątku starał się nie myśleć o miłosierdziu. Dawno temu, gdy był młodym idiotą… a może po prostu młodszym idiotą, bez mrugnięcia okiem przystałby na złożoną propozycję, nawet nie zastanawiając się, jak wiele stracić może na zbyt pochopnie podjętej decyzji. Myślałby, że dzięki temu wykaże się siłą. Że zdobędzie zaufanie. Że ojciec oraz wuj będą z niego dumni. I zapewne… dość prędko zrozumiałby, jak bardzo się przeliczył.
Zanim puścisz człowieka z torbami" - powtarzał znużonym tonem braavoski przyjaciel Tyrella - „upewnij się, że na nic Ci się nie przyda zasobny w pieniądze. Niektórzy ludzie niszczą tylko dlatego, że mogą. Są zbyt głupi, by zrozumieć, że nie ma lepszego sposobu na okazanie siły niż… zrozumienie".
Zatem to właśnie zrozumienie - od lat przyświecało Elstanowi nie jako motto, którym mógłby się kierować, lecz jako punkt odniesienia, dzięki któremu wyznaczał nieprzekraczalne granice. Tyrell zwykł bowiem trzymać się myśli, że zawsze istnieje właściwy sposób postępowania, mimo iż w samym królestwie był to coraz mniej popularny pogląd. Wybierasz sobie wodza, wybierasz stronę, po której staniesz, wybierasz drużynę, a potem pozostajesz im wierny, niezależnie od tego, w którym kierunku wieje wiatr…
Usta Elstana wygięły się w lekkim uśmiechu, gdy dziedzic Jasnej Wody podjął poruszony przez skarbnika Wysogrodu temat. Długie palce Tyrella przez chwilę z roztargnieniem muskały brzegi pucharu. Ten niepozorny, lekki gest najwyraźniej pozwalał skupić mężczyźnie myśli wyłącznie na jednym, przyjemnym bodźcu, który powoli kierował całą uwagę ku rozważanemu problemowi.
- Naturalnie, ser. - Elstan wyprostował się nieznacznie, czując nieprzyjemny, mrowiący dreszcz biegnący wzdłuż linii kręgosłupa, zapowiadający kolejną bezsenną noc spędzoną na walce z bólem. Każde zajęcie niosło ze sobą uszczerbki na zdrowiu, nieistotne, jak bardzo zdołało spowszednieć człowiekowi. Zgrubiały naskórek od trzymania oręża, nadwyrężone palce, odciski, rany, zadrapania, drzazgi, otarcia - rycerze, marynarze, chłopi - wszyscy padali ofiarą własnej pracy, znosząc bez cienia protestu ból zsyłany przez los. - Nie mogę wymagać od Ciebie płacenia za handel, który na dobrą sprawę wcale się nie rozpoczął. Odczekamy niezbędną ilość czasu, którego potrzebować będziesz na wybudowanie osady oraz portu, a gdy tylko statki zaczną transportować towary… - Tyrell rozłożył ręce w swobodnym geście, zaraz je jednak opuszczając i sięgając po pióro oraz czystą kartę pergaminu. - … uiścisz początkową opłatę w wysokości pięćdziesięciu złotych smoków, po czym nasza mała umowa wejdzie w życie. Pozwól, że sporządzę dokument w dwóch kopiach, na obu złożymy swoje podpisy i dołożymy wszelkich starań, by uniknąć nieporozumień… choć wątpię, by miały wystąpić. - Elstan posłał Ylvisowi roztargniony uśmiech i pochylił się nad pergaminem, natychmiast przystępując do pracy. Przez kilka chwil ciszę w sali zakłócał jedynie dźwięk pióra kreślącego na papierze kolejne słowa umowy, zawierającej dokładnie takie aspekty, jakie wspólnie ustalili skarbnik Wysogrodu oraz dziedzic Jasnej Wody. Dłoń Tyrella z każdym mijającym momentem zapełniała czystą kartę drobnym, pochyłym, ale nad wyraz czytelnym pismem, do którego formy nikt nie mógł mieć najmniejszych zastrzeżeń. Nie minęło kilka minut, gdy  pierwszy z dokumentów został sporządzony oraz podpisany przez Elstana, po czym ostrożnie podsunięty Florentowi w celu zapoznania się z jego treścią.
- Twoja pani matka pochodziła z rodu Hightowerów, ser? - nagłe oraz… cóż, nader niespodziewane pytanie ze strony Tyrella przerwało chwilową ciszę panującą w sali, nie odrywając jednak skarbnika Wysogrodu od pracy nad drugim egzemplarzem umowy. - Lady Betanny, o ile nie myli mnie pamięć. Kuzynka mej pani matki… również z rodu Hightower. To poniekąd czyni nas rodziną. - po ustach Elstana przemknął ledwie dostrzegalny cień uśmiechu, gdy złożył podpis pod drugim z dokumentów i podsunął pergamin dziedzicowi Jasnej Wody. - Kuzynami… a raczej ciotecznymi kuzynami. Do tego po kądzieli. Podejrzewam, że obecnie mamy w sobie więcej wina niż wspólnej krwi, lecz podobne powiązania zwykle pozwalają ocieplić stosunki… a przynajmniej ton prowadzonej rozmowy. - Tyrell podał Ylvisowi pióro, spokojnie czekając, aż dziedzic Jasnej Wody złoży pod obydwoma egzemplarzami podpis. - Jeśli nie spieszysz się z podróżą, wraz ze swymi ludźmi znajdziesz w Wysogrodzie gościnę oraz nocleg... i choć dziś nie będę mógł dotrzymać Ci towarzystwa, przynajmniej zażyjecie porządnego odpoczynku przed powrotem do domu. - Elstan obrócił w palcach pusty puchar po winie, lekkim skinięciem głowy nakazując służbie uzupełnienie trunku zarówno w kielichu Tyrella, jak i zebranych gości.
Powrót do góry Go down
Ylvis Florent

Ylvis Florent
Reach
Liczba postów :
75
Join date :
29/10/2013

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptySro Lip 09, 2014 8:49 pm

Uprzejmości, uprzejmości. Zachowanie godne lorda. Miłe słowa i jeszcze więcej uprzejmości. Jakże Florent nienawidził takich formalnych spotkań. Odkąd jego ojciec zachorował wszelkie tego typu sprawy załatwiać musiał Ylvis. A jakże Ylvis tego nienawidził. Turnieje, walki, uczty na cześć narodzin siódmej córki lorda Appletona... to było to za co kochał być lordem. Często żałował iż nie mógł urodzić się nieco niżej. Podróżować od zamku do zamku i szukać pracy. Walczyć jako nieznany rycerz, stawać w szranki i zaskakiwać. To nie było dane dziedzicowi Jasnej Wody. Nauka bycia lordem była długa i pełna rozczarowań. Wiele razy ucząc się dworskich zachowań i mowy odbiegał myślami na plac treningowy. Gdzie mógł ćwiczyć i się bawić, stawać się lepszym. Lecz to stosunki pomiędzy rodami czyniły przyszłość, a nie siła przedstawiciela rodu.
Tutaj w komnacie Wysogrodu nie było inaczej. Florent był już nieco zniecierpliwiony, kiedy to w końcu dano mu do podpisania umowę. Przeczytał ją szybko i skinął głową słysząc pytanie Tyrella. Zamoczył pióro w ciemnym inkauście i złożył wyraźny podpis - Ylvis Florent. Ledwo starczyło miejsca na pergaminie na soczysty zawijas przy ostatniej literce. Kiedy odłożył pióro służba odebrała mu dokument.
- Dziękuję ser za gościnę. Niestety ja, jak i moi kompani jesteśmy nieco znużeni niekończącą się podróżą i chcielibyśmy w końcu zmrużyć oko mając wokół siebie cztery ściany ii dach nad głową. - podał Elstanowi rękę do uściśnięcia i obrócił się na pięcie. Spojrzał na swoją gwardię przyboczną i lekko niepewnym krokiem, spowodowanym nadużyciem nieco wina, ruszył przed siebie. Uśmiechnął się, a pewne siebie myśli zalały mu umysł.
Powrót do góry Go down
Lionel Tyrell

Lionel Tyrell
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
36
Join date :
07/07/2014

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptyCzw Lip 10, 2014 2:50 pm

Idąc korytarzami wysogrodzkiego zamku, Lionel ze zdziwieniem odnotował, że oprócz służących kręcących się z kąta w kąt nie widzi żadnego członka swojej rodziny. Stwierdził, że muszą znajdować się gdzieś w ogrodach albo w Wielkiej Sali, w której stronę prowadzili go strażnicy. Był pewny, że nie wszyscy jego krewniacy wyjechali do Królewskiej Przystanii na proces. "Ciekawe, kogo dziś spotkam?", rozmyślał.
Tak jak się spodziewał, rzeczywiście dotarli do Wielkiej Sali. Rozpoznał te drzwi, pamiętał złote kandelabry i rozświetlone wnętrze ogromnej komnaty, w której złoto niemalże kapało z sufitów. Z zaskoczeniem odnotował, że w sali znajduje się dwójka ludzi, nie licząc oczywiście służby czy zbrojnych. Z daleka rozpoznał jasną czuprynę kuzyna.
- Elstanie! - zawołał. Obecni w sali ludzie spojrzeli na niego z zaskoczeniem, gdy żwawym krokiem ruszył w stronę skarbnika. Uśmiechnął się dziarsko, odsłaniając zęby. Zatrzymał się tuż przed kuzynem i przywitał z galanterią.
Zwrócił uwagę na mężczyznę towarzyszącego Elstanowi. Wyglądał, jakby spożył za dużo wina, co można było odczytać z jego lekko zarumienionej twarzy i nierównego kroku.
- My się nie znamy - przyznał. - Przedstawisz mi swojego towarzysza, kuzynie?
Powrót do góry Go down
Elstan Tyrell

Elstan Tyrell
Reach
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
387
Join date :
12/05/2014

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptyPon Lip 14, 2014 2:06 pm

Formalność była jedną z wielu chorób, na które cierpieć musieli wysoko urodzeni - ucieczka od nich wydawała się niemal niemożliwa… wykluczając rzecz jasna śmierć, która była naturalnym rozwiązaniem wszelkich problemów przysparzanych przez życie. Niektórzy przyjmowali przypisaną  rolę z podniesionym czołem oraz naturalnym spokojem, inni psioczyli na zgotowany im los - jakkolwiek jednak nie reagowali, obowiązki nigdy nie wypełniały się same i prędzej czy później (zwykle zaś prędzej) dość boleśnie dawały o sobie znać. Dla Elstana praca, w większości przypadków mogąca stanowić wyłącznie synonim nużącego zobowiązania wymagającego spędzenia całych godzin nad wszechobecnymi księgami, była elementem dnia, który wykonywał z zaskakującą przyjemnością, z dziwną nonszalancją, z niemal dziecinną łatwością i z pogodą ducha, co wyjaśniało towarzyszący mu od początku rozmowy uśmiech. Naturalnie, nie starał się zaznaczyć dominacji w konfrontacji z Ylvisem Florentem, bowiem podobne odczucia nigdy nie służyły interesom - dlatego ostrożnie, zupełnie jak zbrojmistrz pracujący nad finezyjną tarczą, dbał o to, by żaden z gości nie czuł się przytłumiony prowadzonymi rozmowami… co zwykle okazywało się nader ciężkie w reprezentacyjnej komnacie Wysogrodu, gdzie każdy podmuch wiatru groził zerwaniem się złotych kandelabrów z sufitu. Tyrell odkaszlnął cicho, prostując się energicznie na swym krześle i odbierając jedną z części umowy podpisaną przez Florenta. Wzrok Elstana przez chwilę czujnie obserwował jak atrament wsiąka w jasny pergamin, ciemnymi bliznami znacząc miejsca, gdzie napotkał zaostrzoną końcówkę pióra.
- Rozumiem, ser. Być może innym razem, teraz pozostaje mi wyłącznie życzyć wam bezpiecznej drogi. - skarbnik Wysogrodu podniósł się z krzesła i uścisnął mocno dłoń dziedzica Jasnej Wody, z rozbawieniem dostrzegając niewielką plamkę atramentu na knykciu mężczyzny.
Krew mojej profesji, przemknęło przez głowę Tyrellowi z zaskakującą jasnością, gdy odprowadzał spojrzeniem delegację rodu Florent. W chwili, w której miał zamiar oderwać wzrok od oddalającego się lekko chwiejnym krokiem Ylvisa, drzwi Wielkiej Sali otworzyły się z rozmachem, zaś do wnętrza komnaty wtargnął mężczyzna, którego Elstan w pierwszym momencie nie poznał.
Nie miał zresztą prawa, po tak wielu latach nieobecności.
Błękitne spojrzenie w milczeniu obserwowało sprężysty krok jegomościa, zbliżającego się do stołu z niepohamowaną determinacją. Usta Tyrella rozchyliły się lekko, zupełnie jakby miał zamiar zwrócić się do wciąż nieruchomej straży… lecz wtedy nieznajomy przerwał nienaturalną ciszę, która zapanowała w komnacie po jego zjawieniu się i… nazywał skarbnika Wysogrodu po imieniu.
Nie, to przecież niemożliwe.
Elstan zmarszczył jasne brwi, skupiając wzrok na doskonale znanej z Braavos twarzy… swego kuzyna. Wiecznie nieobecnego, oddalonego o setki mil lądu oraz wody… kuzyna. Tyrell niemal mechanicznie odwzajemnił uśmiech krewniaka, nie zamarł jednak w bezruchu jak zaszczuta zwierzyna - jego dłoń powędrowała na ramię rycerza i zacisnęła się na nim, zamykając w zaskakująco silnym uścisku długich palców.
- Lionelu… - podjął cicho Elstan, kątem oka dostrzegając, iż delegacja Jasnej Wody zatrzymała się w połowie drogi do wyjścia, zupełnie jakby rozgrywająca się w Wielkiej Sali scena odebrała im władność nad własnym ciałem… co wcale nie musiało mijać się z prawdą. - … co Ty tu, na bogów, robisz? - zakończył w końcu pytanie Tyrell… co udało mu się osiągnąć z trudem, niesłychanym wręcz trudem, spowodowanym przez rozbrzmiewające w myślach słowa, znacznie mniej kulturalne od tych, które wyartykułowały usta. Błękitne spojrzenie skarbnika Wysogrodu oderwało się na moment od Lionela i spoczęło chwilowo na gościach, by powrócić ponownie na kuzyna.
- To Ylvis Florent, dziedzic Jasnej Wody. - Elstan odsunął się od krewniaka i splótł ręce na piersi, czujnie obserwując zgromadzonych w komnacie mężów. - Co prawda pragnął udać się w dalszą podróż do domu, ale jeśli tylko znajdzie chwilę czasu, może zechce z Tobą… porozmawiać. - Tyrell potarł z zaskakującym roztargnieniem niewielką bliznę na podbródku i w końcu przywołał na usta lekki uśmiech, zupełnie jakby w Wielkiej Sali nie zaszło nic… nadzwyczajnego.
Co przecież było wierutnym kłamstwem.
- Sam chętnie bym został i dowiedział się od Ciebie… cóż, na dobrą sprawę wszystkiego, od powodów powrotu zaczynając a na odbytej podróży kończąc, ale wzywają mnie obowiązki, ledwie minęło południe…  - skarbnik Wysogrodu wypuścił cicho powietrze z płuc, czując, jak powoli zaczyna plątać się we własnych wyjaśnieniach - dlatego po prostu zamknął Lionela w silnym uścisku, poklepując plecy kuzyna kilkakrotnie, zupełnie jakby pragnął się upewnić, że rzeczywiście ma do czynienia ze swym krewniakiem. - Porozmawiamy wieczorem, o ile nie znajdziesz drogi do burdelu. - rzucił cicho Elstan z rozbawionym błyskiem w oczach i odsunął się od Lionela, niemal natychmiast ruszając w stronę wyjścia, z egzemplarzem umowy za pazuchą… i mętlikiem w głowie, co nie podobało mu się w żadnym stopniu.
Dla kogoś, kto równie mocno cenił sobie pełną kontrolę nad sytuacją, był to niemal cios w serce. Zatrutym ostrzem… z valyriańskiej stali.

/zt
Powrót do góry Go down
Ylvis Florent

Ylvis Florent
Reach
Liczba postów :
75
Join date :
29/10/2013

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptyWto Lip 15, 2014 12:44 am

Reach było ciekawym miejscem urodzenia dla szlachciców. Już jako młodzi chłopcy byli nazywani rycerzami, widząc w nich świetlaną przyszłość. Najlepszymi z najlepszych byli natomiast Tyrelle. Ród zwierzchni. Rycerze Kwiecistej Róży czy Dżentelmeni z Mieczem - różne słowa padały pod adresem wszystkich mężczyzn, którym dane było nosić to zacne nazwisko. Nie ważne jak bardzo chciało się to ukryć... jak w przypadku Elstana, czy jak bardzo chciało się dowieść prawdy, co było istotą Lionella. Jedno trzeba było dopowiedzieć, Florent nie pałał wielką miłością do swojego suzerena. Może to i racja co mówią o Lisach z nad Jasnej Wody, że mając większe prawa do Wysogrodu, a zarazem do tytułu namiestnika Reach, w każdej wolnej chwili zastanawiają się jak tu uprzykrzyć życie swoim zwierzchnikom. O tyle, o ile żądza władzy skrzyła się gdzieś w ukryciu w sercu, o tyle nie powodowała ona niechęci do Tyrellów. Powodowało ją co innego. Ich sposób bycia. To jak się ubierają, jak mówią, jak walczą, jak zarabiają... i w końcu jak nic nie robią, aby pokazać Westeros, że ród Tyrell jest jednym z najpotężniejszych. Prowadząc interesy i załatwiając sprawy monetą nigdy nie zyskasz sobie respektu, na jaki zasługują rycerze i wojownicy, władcy i królowie. Może to nie było ich celem na te niepewne czasy pokoju, było jednak największym pragnieniem Florenta. Tak, jego chęć sławy i poważania nierzadko był jego największą wadą. Nie chodzi tu jednak o pychę. Akurat skromny to Florent był. W głównej mierze problemy rodziła jego niezaspokojony głód przygód i wybicia się spośród szaraczków lordowskich mości.
Z tej racji gdy podobny błysk w oku do swojego zauważył w przybyłym Tyrellu, natychmiast poczuł się jakby stanął przed lustrem kilka lat wcześniej. W mgnieniu oka zauważył w nim wszystkie swoje cechy. Prawość i odwaga, pewność siebie i duma. A przede wszystkim entuzjazm i niezachwiana wiara w swoje możliwości. Tak na polu walki, jak i w komnatach rozmów. Jakże mógłby on teraz go wyściskać i podarować kilka rad, które wypływały z doświadczenia, a które Florent skierowałby do młodszej wersji siebie. Nie słuchaj rad innych! Kieruj się swoim błyskotliwym intelektem! Chwytaj każdy dzień, każdą godzinę, każdą sekundę... a każdy oddech zamieniaj w paliwo ku swoim marzeniom! Nic jednak nie powiedział, a gdy minęła chwila od wyjścia Elstana, poczuł, że musi wyglądać głupio. Stojąc tak i wpatrując się przed siebie. Miał jednak nadzieję, że niezostanie to odebrane jako lekki nietakt, a jedynie jako przemęczenie i działanie wypitego dziś wina.
- Witam! - zdołał burknąć i ukłonić się nisko... otrząsnął się jednak i zdołał wyartykułować kolejne zdanie - Chyba nie przepadacie za sobą nawzajem - wskazał głową na zamykane za Elstanem drzwi - A może jakieś inne sprawy tłumaczą dziwne zachowanie twojego kuzyna?
Florent rozejrzał się dookoła, nadaremnie jednak szukając swoich towarzyszy. Musieli wymknąć się kiedy raz po raz otwierane były drzwi do komnaty. Bogu dzięki! Rozmowa mogła zmienić się w mniej obowiązującą, a dla Florenta bardziej interesującą niż gadanie o pieniądzach i interesach. Wystarczyło tylko wyczuć jakim typem gracza był stojący przed nim człowiek.
Powrót do góry Go down
Lionel Tyrell

Lionel Tyrell
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
36
Join date :
07/07/2014

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptyWto Lip 15, 2014 2:01 pm

Gdyby ktoś go spytał, Lionel musiałby powiedzieć, że od czasu swojego wyjazdu z Wysogrodu na pewno narobił sobie dużo zaległości towarzyskich. Dawni przyjaciele mogli go pamiętać jak przez mgłę, nowi przebywali w Essos, krewni nie wiedzieli, co począć z nagle pojawiającym się w sali kuzynem. Młody rycerz nigdy nie przodował w nauce, miał jednak naturalną empatię i był całkiem spostrzegawczy, a Elstana widywał stanowczo częściej, niż innych członków rodu, wychwycił więc subtelną zmianę w jego spojrzeniu, gdy zrozumiał, z kim ma do czynienia. Od kiedy Lionel go znał, zawsze był przygotowany na każdą możliwość i wyciągał asy z rękawa niczym oszust. Rycerz podziwiał kuzyna, który nawet w sytuacji patowej potrafił obrócić wszystko na swoją korzyść. Czuł to samo również do graczy w cyvasse, którzy niewiele w tym względzie różnili się od skarbnika Wysogrodu. Miał przyjemność grać w tę grę podczas swych podróży. Dzięki temu nauczył się wychwytywać pewne subtelne sygnały przekazywane przeciwnikowi przez rozgrywającego.
Mimo całego podziwu dla intelektu mistrzów egzotycznej gry sam nie potrafił wdrożyć ich sztuczek w życie. Nie chciał oszukiwać, wysyłać fałszywych sygnałów. Nie bawiło go przesuwanie pionków po planszy. Wierzył w coś więcej niż tylko zwycięstwo, choć mogły to być tylko młodzieńcze ideały.
Bez zdziwienia patrzył, jak jego kuzyn wymyka się z sali. Potrzebował planu dla nowego gracza.
Z grzecznym uśmiechem odwrócił się w stronę Ylvisa Florenta, który już po pierwszym zerknięciu wydał mu się dobrym człowiekiem. Już sama jego postawa mówiła o ostrożnej otwartości, co spodobało się Lionelowi. Wiedział o rodzie Florentów na tyle, by być ostrożnym, skłaniał się jednak w stronę przekonania, że nie ród decyduje o człowieku, to człowiek decyduje o samym sobie.
- Elstan nie lubi kontynuować gry w nieznanym ustawieniu - odpowiedział, uśmiechając się serdecznie. Miał nadzieję, że w jego głosie nie można wychwycić ledwie słyszalnego starovalyriańskiego akcentu, który nabył w Essos, a który starał się w czasie żeglugi do domu wyeliminować. - Nie mogę za to powiedzieć, że za sobą nie przepadamy. Elstan to dobry człowiek, zawsze go szanowałem.
Zerknął na blat stołu, na którym stały kielichy i dzban wina. Sięgnął po jeden z nich i nalał odrobinę dobrego trunku, wystarczająco, by się nie okpić, ale i nie tyle, by nie być w stanie gotowości bojowej. Widział już, jak pijani wojownicy kończyli marnie, nadziani na ostrza przeciwników.
- Co cię sprowadza do Wysogrodu, przyjacielu? I jaki interes masz z moim kuzynem? - spytał, popijając wino.
Powrót do góry Go down
Ylvis Florent

Ylvis Florent
Reach
Liczba postów :
75
Join date :
29/10/2013

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptyCzw Lip 17, 2014 7:54 pm

Śmiałość z jaką Lionel odpowiadał na jego pytania, a zarazem pewność siebie w rozmowie z obcym człowiekiem zadziwiła Florenta. Tyrell wydawał się dość młody. Emanowało jednak z niego doświadczenie i wiedza, którego niekiedy brakuje starszym lordom. Lis nie znał jego historii. Nie wydawał mu się Lionell interesujący, ani szczególnie znaczący w familii z Wysogrodu. Mimo tego stał przed nim człowiek, który z pewnością osiągnie wiele, jeżeli się nie złamie i zburzy rodzinne plany.
- Zajmuję się budową portu handlowego dla swojego rodu. A takie sprawy niestety trzeba uzgadniać z władzą rządzącą.
Florent nie mógł się zdecydować jaką podjąć akcję. Już dawno powinien wypić za powodzenie podróży wraz ze swoimi kompanami. Mógł jednak pozostać tutaj. W komnatach pałacu Wysogrodu z pewnością znalazłoby się miejsce dla wysoko urodzonego lorda. Mógłby w ten sposób poszukać wspólnych celów wraz z stojącym przed nim mężczyzną. Lis nie miał przyjaciół wśród wyżej urodzonych lordów. Większość odnosiła się do niego z godnością jaka przystoi rycerzowi jego klasy. Nie wiązał z żadnym z nich żadnych interesów. Co więcej Florent wiedział, że nadejdą takie czasy gdzie to znajomości będą dyktowały to kim jest. Ale cóż dałaby mu przyjaźń Lionella Tyrella. Musiał się dowiedzieć.
- Wiele razy bywałem w Wysogrodzie, ale twojej twarzy nie pamiętam, ser. Może przejdziemy się do głównego wyjścia i opowiesz mi o sobie? - liczył na zgodę, nie mógł przecież ot tak puścić nieznajomego.
Powrót do góry Go down
Lionel Tyrell

Lionel Tyrell
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
36
Join date :
07/07/2014

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptyCzw Lip 17, 2014 10:46 pm

Lionel zgodził się na propozycję Florenta. Wiedział, że jego rodzina zapewne odmówiłaby wydania konkurencyjnemu rodowi choćby strzępka tajemnic, jakie mogła kryć przeszłość któregokolwiek z nich. To był właśnie główny problem Tyrellów - krycie się za złotymi smokami i różami. Lionel nigdy nie kwestionował sposobu działania swojej familii, teraz jednak poczuł, że w jego środku toczy się zacięta walka. Rycerz ubrany w kunsztowną zbroję i płaszcz pokryty złocistymi pąkami próbował odbić ciosy człowieka w stalowym napierśniku, za którym w rytm kroków powiewał biały płaszcz.
I to ten zaprzysiężony królowi wygrał ten pojedynek.
Przed dziesięcioma laty Lionel słynął w Wysogrodzie z dosłownego i ścisłego przestrzegania etosu rycerskiego, a prawdziwy wojownik wedłług starych ksiąg, które dawno temu czytała mu niania, był bezstronny i ufał jedynie suzerenowi i własnemu sercu. Młody rycerz uśmiechnął się serdecznie do Ylvisa i ruszył z powrotem w stronę drzwi, odstawiając przy okazji puchar na wygładzony blat stołu.
- Nigdy nie byłem nikim ważnym, nie dziwię się więc, że mnie nie znasz, ser - rozpoczął swą opowieść. - Moje życie aż do trzynastego dnia imienia wypełniały jedynie treningi i radość z życia. Jestem niezwykle daleko w kolejce do tytułu lordowskiego, nikt więc się mną zanadto nie przejmował. Widziałem więc może kilka turniejów rycerskich, ale nigdy nie ujrzałem nagrzanych piasków Dorne, palonych cegieł Czerwonej Twierdzy czy mroźnych ostępów Północy. Przynajmniej do pewnego momentu, gdy mój Pan Ojciec w nagłym odruchu nakazał służącym spakować nasze kufry i przygotować konie. Może go kojarzysz, panie, może nie. W każdym razie musisz o nim wiedzieć, że kocha podróże szczerym sercem i od dziecka pragnął zobaczyć coś innego niż Siedem Królestw. - Urwał, by zaczerpnąć oddech, idąc z Florentem jasno oświetlonymi korytarzami wysogrodzkiego zamku.
- Nasze kroki skierowaliśmy do Essos, w stronę Wolnych Miast. Nigdzie nie zostawaliśmy na długo, zawsze przemieszczaliśmy się w poszukiwaniu coraz to nowych cudów. Ja jednak chciałem czegoś więcej niż samych podróży. Pragnąłem zgłębić tamtejszą kulturę i język. Lista moich przygód jest za długa na przechadzkę, lecz w sam raz na kolację z odrobiną wina... Czy mój kuzyn zaproponował ci, ser, nocleg w naszym rodzinnym gnieździe? Jeśli nie, sam to teraz z chęcią zrobię. Chciałbym bliżej poznać kogoś z rodzinnych ziem.
Powrót do góry Go down
Ylvis Florent

Ylvis Florent
Reach
Liczba postów :
75
Join date :
29/10/2013

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptyPon Lip 21, 2014 9:35 pm

A więc poszukiwacz przygód... to, kim był idący koło niego Tyrell. A także i Florent. Jeżeli życie można było nazwać podróżą, to z pewnością przygoda była celem każdej, nierzadko nie za dobrze kończącej się wędrówki. Jak też Florent zazdrościł Lionellowi jego życia. Podróży po innych kontynentach i poznania innych kultur, nie tylko tych które serwowało lordom Westeros. Tak jak i jego siostra, która po powrocie z podróży przybyła do Jasnej Wody z nową wiarą, tak i Lionell przybył do Westeros z wiarą iż spełnią się jego śmiałe oczekiwania. Oh, jak bardzo Florent chciał mu powiedzieć, że nie ma zbyt dużych szans na powodzenie swoich planów. Siedem Królestw było miejscem gdzie ciężko było coś osiągnąć, szczególnie jeżeli się było miłym i uprzejmym członkiem wysokiego rodu. Ale istotą każdego życia była próba. Próba złamania zatartych schematów i wyrwania się z więzów lichego losu. Tyrell mógł jeszcze nie wiedzieć, ale powrócił do niebezpiecznego miejsca. Gdzie walka o władzę i wpływy już dawno zaślepiła ludzi na innych ludzi, na tych którzy chcą zrobić dla królestwa coś dobrego, coś co wypływa z ich samych i nie może być kwestionowane przez prawa narzucone przez innych. Z pewnością nie było to łatwe, ale już wkrótce Tyrell będzie musiał się tego przekonać. Niech się nauczy z własnego doświadczenia co naprawdę rządzi światem. Drugi poznany tego dnia Tyrell znał już odpowiedź - pieniądz. Była to łatwa alternatywa dla siły, a przemawiała przez nią zamożność i status człowieka. Lionell natomiast kierował się głową i szacunkiem do innych. Jeżeli lekcja, którą przyniesie los okaże się wystarczająco dobra dla chłopaka, z pewnością wyrośnie na porządnego człowieka. Takiego przed którym wyzwania są chlebem powszednim, a rzucający kłody pod nogi ludzie najlepszymi kompanami w tej ludzkiej doli.
Może to i wino w głowie, a może nie... lecz Florent z uwagą i skupieniem wsłuchiwał się w opowieść Tyrella. Słyszał w jego głosie tak charakterystyczną dla młodzieńców zapalczywość i pewność siebie. Może to tylko swego rodzaju efekt spojrzenia w lustro, lecz Lis miał nadzieję iż wszystko co siedzi w głowie chłopaka odnajdzie sposób, aby się stamtąd wydostać.
- Z przyjemnością zostałbym tutaj, w komnatach zamku Wysogrodu. Pałace i dworski etos nie są jednak dla mnie. Czekają na mnie moi kompani w karczmie, z świeżym ale w dłoni i nocą pełną wrażeń - Ylvis uśmiechnął się do chłopaka przekornie - Liczę jednak, na to iż to nie jest nasze pierwsze spotkanie. Może los połączy jeszcze kiedyś nasze drogi, a mi uda się usłyszeć całą opowieść. Może następnym razem to i ja podzielę się pewną historią pewnego lorda. Kto wie? Czas pokaże. - gdy nogi Florenta zatrzymały się przed sporych rozmiarów drzwiami, ten otworzył je i uścisnął jeszcze raz dłoń Tyrella. Ukłonił się nisko i wyszedł z pałacu, kierując swoje kroki w nieco bardziej pasującego do niego miejsce.
Powrót do góry Go down
Lionel Tyrell

Lionel Tyrell
Skąd :
Wysogród
Liczba postów :
36
Join date :
07/07/2014

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptyWto Sie 05, 2014 11:34 pm

Czasem związki rodzą się w najmniej prawdopodobnych i odpowiednich do tego momentach. Zdarza się to na polach bitewnych, w łaźniach, a nawet w burdelach. Lionel czuł, że niedługo spotka Ylvisa Florenta, lecz tego, w jakich okolicznościach się zobaczą ponownie, nie był w stanie przewidzieć.
Młody rycerz dopilnował, by drzwi zamknięto, po czym wrócił do wielkiej sali, w której nalał sobie dużo więcej wina do kielicha, niż przystało w towarzystwie. Na swoje szczęście był jednak w tym momencie sam. Kazał służbie naszykować swoje stare komnaty, podczas gdy sam odpoczywał w ciszy - po raz pierwszy od opuszczenia pokładu statku.
Błogi wypoczynek przerwało ciche skrzypanie drzwi, przez które wpadła w popłochu służka, którą pamiętał ze swych młodzieńczych lat. Zanim zdążył wstać z krzesła i zawołać jej imię, stara niańka rzuciła mu się na szyję.
- Moje dziecko! Tyle lat minęło!
Mimo swoich kościstych, babcinych rąk ścisnęła go tak, że na chwilę stracił dech, po czym odsunęła się trochę, by mu się bliżej przyjrzeć. Zagwizdała cicho.
- Ale z ciebie przystojny rycerz się zrobił, ani chybi do ożenku! - wykrzyknęła, śmiejąc się i kładąc dłonie na jego policzkach. Poklepał ją po grzbiecie jednej z nich, uśmiechając się.
Chwila minęła im na ploteczkach, tak jakby chcieli w jakiś sposób wypełnić te dziesięć lat rozłąki. Lecz było w tej rozmowie coś innego, niepasującego, jak cisza przed burzą. W końcu stara niania zmieniła wyraz twarzy na poważniejszy i rzekła:
- Drogie dziecko, mam do przekazania smutną wiadomość. Wróciłeś zaledwie odrobinę za późno, twój kuzyn bowiem, Lorent, został znaleziony w swojej komnacie sypialnej martwy, zamordowany przez jedną ze służek, która po dokonaniu morderstwa popełniła samobójstwo.
Lionel postąpił krok w tył, zaszokowany tą nieoczekiwaną wiadomością. Jedynym, co udało mu się wydukać z na wpół zamarłych ust, było:
- Czy Elstan wie?
Niania pokręciła wolno głową, na jej twarzy malował się bliżej nieokreślony grymas przypominający trochę żal. Opiekowała się prawie wszystkimi dziećmi Tyrellów.
- Obawiam się, że jeszcze nie.
Młody rycerz zdecydowanym ruchem odsunął starą kobietę, uśmiechając się do niej smutno i szepcząc, że musi natychmiast poinformować o tym kuzyna, po czym w kilku długich krokach opuścił wielką salę, udając się do ogrodu, jedynego miejsca, w którym każdy Tyrell mógł zebrać myśli.

// Różany Ogród
Powrót do góry Go down
Allya Baratheon

Allya Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
535
Join date :
23/05/2013

Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala EmptyNie Gru 28, 2014 5:23 pm

Obudziło ją łopotanie zasłon na wciąż ciepłym… choć już wyraźnie jesiennym wietrze. Smukłe, blade palce przez krótką chwilę odmawiały posłuszeństwa, lecz w końcu kobiecie udało się odrzucić na ziemię cienki koc , po czym trudem - którego nie musiała ukrywać - ruszyła po puszystym dywanie (z Volantis? Nowego Ghiz?) do panoramicznego okna zajmującego całą ścianę gościnnej sypialni, służącej Allyi za dom od…
… kilku długich tygodni. Choćby chciała, nie mogła nazwać tego okresu czasu uciążliwym… męczącym – owszem, lecz na pewno nie uciążliwym.
Baratheonówna rozsunęła ciemnozielone zasłony i po chwili krótkiego wahania wyszła na słoneczny balkon. Ułożone w czarno-białą szachownicę płyty podłogowe były ciepłe, niemal parzyły w stopy, choć był wczesny, jesienny poranek. Znad szerokiej wstęgi rzeki wiała orzeźwiająca bryza, wypełniająca nozdrza delikatną wonią wilgoci… oraz róż. Wszechobecnych róż. Trudno było zresztą dziwić się temu zapachowi – zaledwie kilka pięter niżej ogrody, które urządzono tu chyba tylko i wyłącznie na pokaz, upstrzone były palmami, klombami jaskrawych krotonów, obramowanych schludnymi żwirowymi ścieżkami wijącymi się między cienistymi alejami tropikalnych pnączy tak, że tworzyły kompozycję świadczącą o potędze… oraz godnym podziwu kunszcie budowniczego. Od dobrych kilku tygodni Allya rozpoczynała dzień wychodząc na ten taras i w milczeniu obserwując powoli budzące się ze snu życie – dzisiejszego poranka na trawnikach już pracowali ogrodnicy. Grabili dróżki, zbierali liście, a robili to w letargicznie zwolnionym tempie cechującym ludzi, którzy doskonale wiedzą, że nie muszą się spieszyć… bowiem do wieczorna pracy na pewno nie zabraknie. Przyjemna, lekka bryza wiejąca znad wody stanowiła dla Baratheonówny najbardziej wydajny czynnik, dzięki któremu powoli wyzbywała się z powiek resztek snu i odnajdywała siłę, by zacząć nowy dzień.
Przepełniony obcymi ludźmi, obcymi głosami, obcymi zapachami.
Nawet jej osobiste służki wydawały się… nieswoje. Zupełnie, jakby otumaniała je woń kwiatów, jakby już samo słońce nad Wysogrodem sprawiało, iż skupienie się na obowiązkach należało do szczególnie nużących zadań. Allya nie zliczyłaby tych wszystkich razów, gdy odprawiała służące niecierpliwym machnięciem ręki i przyjmowała pomoc tutejszych dziewcząt, nawykłych najwyraźniej do bajkowej atmosfery panującej w siedzibie Tyrellów…
… choć po śmierci dwóch męskich członków rodu i wyjeździe Lorda na sąd do Królewskiej Przystani bajka zamieniła się w koszmar. Baratheonówna z właściwym sobie zimnym spokojem ukrywała doskwierające uczucie wyobcowania, skupiając swój pobyt w Wysogrodzie na niekończących się spacerach, pomniejszych rautach i lekcjach historii Reach.
Krótko mówiąc, była wręcz piekielnie znudzona…
… i nic nie wskazywało na to, by dzisiejszy dzień odbiegł od wytyczonej już ścieżki rutyny. Allya, ubrana w długą, czarną suknię ze złotymi zdobieniami na rękawach oraz dekolcie, nie sprawiała wrażenia panny, która za nie dalej niż cztery księżyce poślubi swego… cóż, narzeczonego. Już na sam dźwięk tego słowa usta Baratheonówny wykrzywiał mimowolny grymas niezadowolenia, pogardy i wściekłości… bądź wszystkiego po trochu. Z trudem przyszło jej zaakceptowanie podobnego stanu rzeczy, jeszcze trudniej zaś było dopuścić do siebie myśl, że – choć droga ucieczki pozostawała wolna – ona, Allya Baratheon, niezależna, uparta, pewna siebie i swych celów kobieta…
… ani myślała uciekać.
Nie dlatego, że nie miała gdzie – pan ojciec przyjąłby swą córkę w Końcu Burzy z otwartymi ramionami. Nie dlatego, że nie miała sposobności – nikt jej wszak nie pilnował, nie licząc rzecz jasna dwóch strażników odzianych w czarno-złote wamsy. Nie dlatego też, że pokochała Wysogród – na dobrą sprawę uroda tego miasta, jego zapach i jego niewątpliwa, eteryczna magia zaczynały powoli irytować Baratheonównę.
Allya nie uciekła, ponieważ Elstan Tyrell poprosił, by tego nie robiła.
Poprosił jeszcze tego samego wieczoru, gdy zjawiła się w twierdzy Róż.
Nie miała pojęcia, co zaskoczyło ją bardziej – widok mężczyzny, którego ostatnim razem spotkała przed ponad dekadą, gdy oboje wciąż byli dziećmi… czy fakt, iż ten sam mężczyzna okazał się najbardziej bezpośrednim człowiekiem, jakiego spotkała. Jeszcze bardziej bezpośrednim niż sam Aylward, który zwykł mówić to, co myśli i dopiero później zastanawiać się nad konsekwencjami swych słów – nie chodziło tu zresztą o prawdomówność Tyrella, który ze względu na sprawowaną przez siebie funkcję musiał łgać częściej niż kurtyzana.
Owa bezpośredniość Elstana dotyczyła sfery czysto praktycznej… i właśnie to wywarło na Baratheonównie pozytywne wrażenie; nie druzgoczące, lecz jak najbardziej dobrze odebrane. Narzeczony Allyi nie miał żadnych oporów przed nazywaniem rzeczy po imieniu – i choć znał setkę określeń na słowo „wychodek”, doskonale wiedział, kiedy może pozwolić sobie na nazwanie go w ten a nie inny sposób.
Podobnie było z ewentualną próbą zerwania zaręczyn.
Zamiast sugerować, że źle odbiłoby się to na kontaktach między Burzą a Reach, zamiast ubierać swe obawy w długie monologi nawołujące do zdrowego rozsądku…
… po prostu usiadł, z roztargnieniem potarł dłonią czoło i powiedział: „zostań, jeśli zechcesz”.
W obliczu podobnej szczerości Allya nie potrafiła się zachować inaczej, jak tylko…
Zostać.
I być może właśnie świadomość owego indywidualnie podjętego wyboru pozwalała jej zachować zdrowe zmysły pośród setek obcych osób – nawet teraz, gdy wkroczyła do sali reprezentacyjnej i jęła powoli pokonywać odległość dzielącą ją od krótkiego, zastawionego stołu, towarzyszyła jej myśl, iż przebywa tu tylko i wyłącznie z własnej przyczyny…
… choć podświadomość wiedziała, że to nie do końca prawda. Allyi póki co wystarczyła jednak namiastka wolnej woli, krótki przebłysk pozorów władzy, by ze spokojem mogła zająć miejsce u szczytu stołu, przy którym póki co była jedynym gościem.
Choć poranny, wysogrodzki rytuał kazał jej przypuszczać, że i to ulegnie zmianie.
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Wielka Sala Empty
PisanieTemat: Re: Wielka Sala   Wielka Sala Empty

Powrót do góry Go down
 

Wielka Sala

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Wielka Sala
» Wielka Sala
» Wielka Sala
» Wielka Sala
» Wielka Sala, zachodni Bliźniak

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Reach :: Wysogród-