a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Kayleigh



 

 Kayleigh

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Kayleigh

Kayleigh
Nie żyje
Skąd :
mroźna Północ, okolice Muru, ale to też lubi się zmieniać
Liczba postów :
33
Join date :
17/04/2014

Kayleigh Empty
PisanieTemat: Kayleigh   Kayleigh EmptySob Kwi 19, 2014 7:03 pm





kayleigh, kai, grellenort

Wiek:
21 dni imienia
Miejsce urodzenia:
niewielka chatka położona kilka mil przed Murem
Ród:
Matka nie miała w sobie szlacheckiej krwi,
ojciec zaś był Karstarkiem

Stanowisko:
Najemnik na usługach Diryana Starka

Aparycja


Rysy twarzy mężczyzny z pewnością nie przywodzą na myśl śnieżnej, bezwzględnej dla mieszkańców Północy. Może dlatego nie ma większych trudności z podaniem tego czy owego miejsca urodzenia, chociaż większość i tak niedowierza. Może przez ten łobuzerski błysk w oku, ale to żaden problem, skądże; Kayleigh kreuje się wszakże na osobę, której nie należy do końca ufać. To również zostało zawarte w jego tęczówkach o barwie tak intensywnej, że aż nierealnej. Można się nasłuchać kilku opowieści o domniemanym przekleństwie chłopaka, tudzież powiązaniu z Innymi. W sumie, nic dziwnego, kolor ten rzeczywiście jest niepokojący, zaś samo spojrzenie przeszywa na wskroś. Przy czym na próżno można szukać w nim jakichkolwiek emocji czy nawet duszy; tylko ta figlarna nutka, a poza tym nic, zupełnie nic, jakby ktoś bawił się tymi daremnymi próbami.
Włosy ma niemalże złote - co uwidacznia się zwłaszcza w słoneczne dni – gęste i lekko kręcone. Czasami przysłaniają kawałek świata, lecz nie stanowi to najmniejszego problemu, ponieważ Kayleigh i tak woli go widzieć po swojemu. Idealnie prosty nos - który jakimś cudem uniknął złamania – zarost, niewielkie, miękkie w dotyku usta, wykrzywiające się w pogardliwym uśmieszku. Rzadko kiedy jest on pozbawiony pewnej arogancji, bywa za to chłodny albo bez wyrazu. Radosny, wesoły? Wyjątek, ewentualnie pomyłka.
Jest wysokim, dobrze zbudowanym, choć może trochę za chudym, mężczyzną. Odcień skóry jest dość jasny, a mimo to, zadziwiająco odporny na promienie słoneczne. Choć wargi są aksamitne, reszta ciała przypomina w dotyku raczej papier ścierny. I to nie przez blizny, nie, to raczej jakieś dziwne uwarunkowanie genetyczne, potwierdzenie przekleństwa czy cholera wie co jeszcze. Zadrapania i siniaki łapie bardzo często, dzięki swojemu talentowi do wpadania w kłopoty, aczkolwiek bliznę ma tylko jedną. Ciągnie się ona od mostka do podbrzusza i daje koszmarny efekt, ale ćśś, to tajemnica!



Historia


Gdzie zaczyna się jego historia? W owej niewielkiej chacie, w której został poczęty, jednak nie jest to wątek wart opisania. Jedna upojna noc i tyle widzieli jego ojca, więcej nie wrócił, zupełnie jakby przypomniał sobie o prawach obowiązujących na Murze. Matka nie przejęła się tym zbytnio, bowiem niedługo po nim zaczęli ją odwiedzać inni panowie. I tak przez kolejne kilka miesięcy, aż brzuch urósł jej tak bardzo, że nie mogła dłużej nikogo oszukiwać, nawet siebie. Była jeszcze młoda i ładna, nie chciała marnować swojego życia na jakiegoś bachora. Z drugiej strony, stwierdziła, że zawsze przyda się jeszcze jedna para rąk. Może wreszcie uda się jej zarobić na podróż? Zawsze marzyło się jej odwiedzić stolicę, zakosztować tamtejszego wina, słońca… i portfela jakiegoś samotnika. Tak, właśnie tak, zadecydowała, iż dziecko będzie bardzo dobrym rozwiązaniem. Skoro narodzi się w tak nieprzyjaznym klimacie – i to jeszcze zimą! – na pewno da sobie radę, kiedy jego matka w końcu uzbiera na upragniony wyjazd. Nie żałowała. Dziecko okazało się wyjątkowo pojętne i nie wchodziło w drogę ani płaczem, ani jakimiś głupimi zachciankami. Nazwała je jakoś, aczkolwiek w jej życiu przewinęło się tyle imion, że nawet nie zauważyła, gdy chłopiec zaczął się określać jako ,,Kai”. Dobrze, niech będzie, bo to przecież żadna różnica, prawda? Pracowała dalej. A co z nim? Och, nic szczególnego. Większość czasu spędzał nad strumieniem, w odosobnieniu od całego świata. Kiedyś, podczas krótkiej wycieczki wzdłuż jednego z brzegów rzeki, odnalazł starą, opuszczoną, rozlatującą się chałupę, a w niej stosy książek i zardzewiały miecz. Tak więc, od tego czasu również czytał, a przynajmniej próbował, gdyż tempem z jakim sklejał literki, nie do końca rozumiejąc ich sens, czytaniem nazwać nie można. Powiedzmy, że był opatrzony, zaznajomiony z tymi koślawymi znaczkami. Ktoś mu w tym pomógł, tylko że… sam już zapomniał kto. I chyba ta sama osoba wpoiła mu zasady fechtunku, a może miał do tego talent? Nie, chyba nie… Nieważne. Istotniejsze w jego historii jest to, że im dłużej czytał, tym bardziej chciał się stąd wyrwać. Nie, nie ciągnęło go zwiedzanie czy zobaczenie królewskiej rodziny. Jemu najzwyczajniej znudziło się bycie synkiem. Ile można? Czternaście lat to stanowczo za dużo. Musiał poszukać kogoś, kto pomógłby mu dobrać miecz, bo ten był cholernie niewygodny. W przeciwieństwie do łuku, z nim zawsze radził sobie wręcz brawurowo. W lesie, schowany w cieniu drzew czuł się o wiele lepiej niż na otwartym polu bitwy, z którym wprawdzie nigdy nie miał do czynienia. Ale to wiedział. Tak samo jak wiedział, które owoce są trujące, z którego drewna wykonać łuk, by był najtrwalszy, w którą stronę udać się na Mur... Nigdy nie wiedział, z jaką siłą uderzyć, lecz to nic takiego, miał czas na naukę. Wystarczyło się tylko wyrwać z domu na nieco dłuższą wędrówkę. Matka nie zdoła uzbierać na swoje marzenie, ale przeżyje, na pewno będzie się mieć dobrze.
Nie miał wyrzutów sumienia. Co więcej, to właśnie ono podpowiadało mu, że postępuje słusznie, że taka zmiana po prostu leży w jego naturze i nie opłaca się z tym walczyć. Zanim jednak wyruszył, załatwił jedną sprawę. Można powiedzieć że odwdzięczył się swojej rodzicielce. Zabił klienta, który ostatnio potraktował ją wyjątkowo paskudnie. Zabił, używając trucizny, która przekroczyła nawet jego najśmielsze oczekiwania. Czternastoletni chłopiec długo przyglądał się konaniu mężczyzny, budzącym w nim dziwną radość i podniecenie. Czuł się dobrze, wypełnił swój obowiązek. Zwinął jeszcze sakwę z pieniędzmi, z czego połowę oddał matce i poszedł w cholerę.
Nie miał większych problemów, wszakże poruszać się w lesie potrafił, pieniądze i broń miał… Zawsze wybierał nieuczęszczane już trasy, toteż nie spotkał na swojej drodze ani jednej żywej duszy, wyłączając schorowanego wilka, którego zabił z lubością. Spodobało mu się patrzenie w konające oczy, szczególnie w tym ostatnim momencie, kiedy zdawało mu się, że dusza dosłownie opuszcza ciało. Wtedy trafiała wprost w rozchylone z zafascynowania wargi i napawała chłopaka nową energią – paradoksalnie – życiem. I mniej więcej w taki sposób spędził kolejny rok swojego żywota, aż znowu uświadomił sobie potrzebę zmiany. Posada małego chłopca polującego na zwierzęta przestała go interesować. Nawet nie wiedział, jak długą drogę przeszedł i w którym miejscu się znajdował, ale wiedział, że teraz będzie zmierzać w kierunku książek. Dawno nie miał żadnej w ręku, a nie chciał wyjść z wprawy w rozszyfrowywaniu literek. Choć to i tak określenie nieco na wyrost, mimo że uczniem był pojętnym.
Pewnego pięknego dnia spotkał staruszkę, która w mało subtelny sposób przypomniała mu o wszystkich teoriach dotyczących jego oczu; wytknęła go swoim kościstym paluchem, zamierając przy tym z przerażenia. Obserwował ją w milczeniu jakiś czas, a całe jego ciało pokryła gęsia skórka. Przez chwilę nawet miał ochotę rzucić się jej do gardła, skręcić kark, po czym zostawić na pożarcie wilkom, żeby wszyscy wiedzieli, że z nim zadzierać nie należy. Ostatecznie zwiesił głowę w jakiejś parodii wstydu i oczekiwał na dalszy ciąg wydarzeń. Chyba się nad nim zlitowała. Zaprosiła go do siebie, poczęstowała czymś, co smakowało jeszcze gorzej od mięsa, które sam przyrządzał i uraczyła długą pogawędką. Była stara i pomarszczona, ale nie mógł odmówić jej wiedzy, miała też dużo książek. I syna w kwiecie wieku, który właśnie planował wyjechać w poszukiwaniu szczęścia. Kayleigh, oczywiście, wyruszył wraz z nim. I w przeciwieństwie do niego, szesnastoletni już wówczas chłopiec przeżył. Nie, nie chłopiec. Przestał już przypominać małego, skrzywdzonego przez los człowieka, a stał się pewnie stąpającym po ziemi mężczyzną. Przynajmniej to można było wyczytać w jego oczach, zanim jeszcze straciły zdolność ukazywania duszy. A może po prostu ją nabyły?
Dorastał w Królewskiej Przystani pod okiem jednego z tych nadętych bogaczy, otoczonych młodymi i pięknymi sługami. Nie przeszkadzało mu to, bowiem miał okazję sprawdzić się w nowej roli. Wtedy nazwał się Grellenortem, odbył kilka swoich pierwszych pojedynków, stracił cnotę, nauczył się paru słów w języku, którego nazwy nie znał i podwędził miecz z valyriańskiej stali. Kradzież uszła mu na sucho, lecz do tej pory nie wie, czy to ze względu na zamożność swojego pana, którego był ulubieńcem, czy na idiotyzm niedawnego posiadacza tak pięknej broni. Pewnie jedno i drugie. Szkoda tylko że chwilę potem miecz ów zgubił, odrobił to inną kradzieżą, no ale w końcu z valyriańską stalą nic nie może się równać... Nie był sługą idealnym, nie był nawet sługą dobrym. Nie traktował swojego pana z należytym mu szacunkiem i zdarzało mu się zignorować jego wezwanie, za to zawsze przynosił najświeższe wiadomości, które – co najważniejsze – potrafił zdobyć. Miał do tego jakiś talent, coś podpowiadało mu, do kogo się zwrócić, żeby otrzymać to, co chce. Jako zapłatę otrzymywał dobre traktowanie, trochę pieniędzy od czasu do czasu, okazję do zmiany środowiska, a przede wszystkim - możliwość nauki czytania. Jego pan przykładał do tego dużą wagę. Może widział w blondynie powiernika największych sekretów? A może miał wyłapywać owe z listów i innych wiadomości, zaszyfrowanych dla przeciętnego człowieka. Tylko... W końcu mu się znudziło. Mniej więcej wtedy, kiedy spotkał Mordreda, królewskiego kata. Był pod wrażeniem jego umiejętności i zawodu, więc zaczął go odwiedzać coraz częściej, aż zawiązała się między nimi swoista przyjaźń.
Kayleigh nie widział siebie w roli kata, choć do profesji tej ciągnęło go niezmiernie. Oznaczało to jednak pozostanie w jednym miejscu, co z kolei nie odpowiadało mu jeszcze bardziej. Trafił wtedy na Diryana Starka, który kierowany jakimś dziwnym impulsem zabrał go ze sobą do Winterfell. Kayleigh nie protestował, wszakże stała przed nim kolejna okazja skosztowania czegoś nowego. Zamierzał zostać, przynajmniej na razie.



Ekwipunek


» ukradziony, choć lepiej brzmi przygarnięty, jednoręczny miecz. A czasami i okryty złą sławą topór, jeśli pogoda dopisze (czyt. Mordred pozwoli, tudzież spije się),
» łuk wraz z kołczanem i strzałami, z których dwie są zatrute. Jednak nie nosi go na co dzień, odkąd oswoił się z mieczem,
» sztylet ukryty pod warstwą materiału,
» na szyi nosi swoje pierwsze trofeum – biały kieł,
» sakwa z pieniędzmi,
» znoszone już ubrania oraz starannie wypolerowana kolczuga, również nie najmłodsza.





Ostatnio zmieniony przez Kayleigh dnia Sob Kwi 19, 2014 10:57 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Derek Baratheon

Derek Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
242
Join date :
16/03/2014

Kayleigh Empty
PisanieTemat: Re: Kayleigh   Kayleigh EmptySob Kwi 19, 2014 10:13 pm

Karta jest świetna, bardzo dobrze mi się ją czytało, ale kilak uwag, niestety, jest.

Cytat :
Rysy twarzy mężczyzny z pewnością nie przywodzą na myśl śnieżnej, bezwzględnej dla mieszkańców Północy.
Ale czego śnieżnej? XD

Nawet u Martina czytanie nie jest umiejętnością powszechną, jak zresztą możemy dowiedzieć się przy Davosie. Jeśli jakoś to uargumentujesz, wtedy nie ma problemu.
Co do miecza z valyriańskiej stali... cóż, dostaje się on tym, którzy już na forum trochę siedzą i to też na postaci, która na miecz zasłużyła, dlatego tutaj akurat bym się wstrzymała.

Reszta jest super, jakby co, zapraszam do dyskusji pod postem, ew. jeśli poprawisz, też daj znać : )
Powrót do góry Go down
Kayleigh

Kayleigh
Nie żyje
Skąd :
mroźna Północ, okolice Muru, ale to też lubi się zmieniać
Liczba postów :
33
Join date :
17/04/2014

Kayleigh Empty
PisanieTemat: Re: Kayleigh   Kayleigh EmptySob Kwi 19, 2014 10:59 pm

Fragment o valyriańskiej stali poprawiłam, czytanie uargumentowałam, a co do tego pierwszego... Zapraszamy do Winterfell, to może wtedy nie będziesz się kłócić. XD
Powrót do góry Go down
Derek Baratheon

Derek Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
242
Join date :
16/03/2014

Kayleigh Empty
PisanieTemat: Re: Kayleigh   Kayleigh EmptyNie Kwi 20, 2014 12:18 am

Dobrze, dla mnie już super, nie mam żadnych 'ale' : ) Trzeba poczekać teraz na Ivory albo administrację, to nadadzą kolor.
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Kayleigh Empty
PisanieTemat: Re: Kayleigh   Kayleigh Empty

Powrót do góry Go down
 

Kayleigh

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Kayleigh Stark

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Karczma :: Offtopic :: Archiwum-