Gość | Temat: Orjan Trzy Księżyce w budowie Nie Paź 27, 2013 12:35 pm | |
| Orjan Trzy Księżyce
Wiek: 22 dni imienia Miejsce Urodzenia: Ziemie Burzy Stanowisko: trubadur Ród: dzieci pióra
Wygląd: Pojawia się i znika, szybciej i szybciej, bezszelestnie, wciąż gdzieś się spieszy, przemyka gdzieś tanecznym krokiem. Przypadkiem potrąca Cię ramieniem, w tłumie istot, masz ochotę jakoś dopiec temu zakapturzonemu ignorantowi w ciemnej pelerynie, ale kiedy dostrzeżesz fragment zamyślonej twarzy, kryjącej się w cieniu, ten zamiar jakoś znika, natomiast nasuwa Ci się na myśl, że to istota wędrująca myślami nie w tej rzeczywistości, w której znajdować się powinna, istota zadziwiająco krucha. Sądziłeś może, że zadziera głowę wysoko, dumnie? Przecież on wie. Wie, że pomylił niebo z odbiciem gwiazd w tafli jeziora. Zatrzymał się w końcu. Bynajmniej nie z ciekawości. Na jego twarzy nie widać nawet śladu, ba, strzępka cienia zainteresowania. Beznamiętnie i trochę pretensjonalnie wpatruje się w pozornie spokojną taflę wody. Ciężkie powieki opadają na jego oczy. Na pewno je zauważysz – z całą pewnością są najbardziej przykuwającym uwagę fragmentem ciała mężczyzny – jasnoniebieskie tęczówki, domieszka brązu ubarwionego gdzieniegdzie odcieniem chłodnej stali. Dziwnie niepokojący. Nieustannie czujny. Tak smutny. Pusty i przerażająco odległy. Jak… u kukły. Drewnianej. Pamiętasz jeszcze czasy, wędrowcze, kiedy bawiłeś się czymś takim? Pewnie nie. Świat pędzi zbyt szybko. Zmienia się zbyt szybko. Kiedyś taki nie był. Wysoki nieznajomy gorzko uśmiechnął się do czegoś. Do siebie. Odruchowo dotknął długimi, szczupłymi palcami wody, by zburzyć ten irytujący wszechspokój, po czym wskoczył do jeziora, zrzucając z siebie uprzednio całe odzienie. To było przecież jego miejsce. Nikt tu więcej nie przychodził. A on uwielbiał to uczucie. Krótki szok termiczny, gwałtowna zmiana otaczającej go rzeczywistości. Został pod wodą dłużej niż powinien, zwijając się w pozycji embrionalnej, otulając nogi rękami, przez chwilę opadając na dno, by później gwałtownie wyszarpać się do góry, wyrwać z objęć toni, zaczerpnąć łapczywie haust powietrza. Widoczność przysłoniły mu obciążone wodą jasne, błyszczące loki, kosmyki zlepiły się, wyprostowały i jak zwykle wydłużyły. Dmuchnął z irytacją w ich kierunku, lecz nic to nie dało, więc zniecierpliwiony odsunął je jednym ruchem dłoni i założył za uszy. Czasem błądził wzrokiem po firmamencie nieba, nie-gubiąc się wśród tysięcy świecących jasno i jaśniej punkcików, odbywając swą wędrówkę w przestworzach. Znowu zamilknął, bowiem dopiero teraz zorientował się, że niebo przestało być już pomalowane różnymi odcieniami, że stawało się coraz ciemniejsze, a drobne punkciki zaczynały migotać do niego znajomo, barwić jego zaskakująco bladą skórę różnymi kolorami. Zadarł wysoko głowę, powoli zanurzając się z szeroko otwartymi oczami pod wodę. Tuż pod taflą, nieustannie drżącą, pozostającą w ruchu, on zastygł bezruchu. To spojrzenie, w tym momencie demaskujące go, odzwierciedlające burzę emocji kotłujących się we wnętrzu dziwnego nieznajomego pod pozorną maską. Szczypta strachu, pokora i coś jeszcze. Rezygnacja? Przenikliwość. Błysk inteligencji? Twarz wiecznego dziecka obciążona jakimś brzemieniem. Ponad siły? Obraz stał się dziwnie zamazany.
historia: Księżyce wirują W nieznanej przestrzeni Schwytane przez czarne, Bezgwiezdne spirale. Tam, w splotach wieczności, - Ich blask się odmieni. A gdy czas powróci, Nie poznasz ich wcale.
Trzy księżyce straszne, Trzy księżyce widma; Posłuchaj ballady O ich przemijaniu. Trzy księżyce w mroku Zastawiają sidła, Zimne palce pełzną Po twym posłaniu.
W świetle pierwszego Twa krew jest czarna. A w lśnieniach drugiego Bladyś niczym trup. A gdy blask trzeciego Duszę twą ogarnia, W piersiach jeno ciemny Otwiera się grób.
To księżyce straszne, Księżyce tajemne Sieć swą zarzuciły By twą iskrę złowić. O brzasku z nią zejdą W katedry podziemne I wyssą z niej życie By swą moc odnowić.
Bo światło pierwszego Krew rozlało czarną. Bo lśnienie drugiego Sprawiło, żeś trup. A gdy blask trzeciego Duszę twą ogarnął, W piersiach jeno ciemny Otworzył się grób.
ekwipunek: Spore zapasy weny w postaci polepszającego nastrój trunku, wlanego do bukłaka. Niewyparzony język. Lutnia, kochanka najbliższa jego sercu - o wdzięcznym imieniu Eileen. Wiecznie pusta sakiewka. Niekończące się pokłady wścibstwa. Tajemniczy medalion, skryty pod połami płaszcza. Zapas pergaminu i przyrządów do pisania. Stary, acz rączy, ogier, Kelpie, podarek od możnowładcy. Dwa sztylety, jeden, przepasany u boku - kunsztownie ozdobiony; drugi - schowany pod nogawką spodni.
|
|