a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Kruczarnia



 

 Kruczarnia

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Aylward Baratheon

Aylward Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
1935
Join date :
30/04/2013

Kruczarnia Empty
PisanieTemat: Kruczarnia   Kruczarnia EmptySob Cze 01, 2013 10:45 am




Oczywiście po samej nazwie domyślić się można, iż to pomieszczenie, w którym trzymane są kruki. Te piękne, mądre ptaki należą naturalnie do rodziny królewskiej, jednak podczas pobytu w Królewskiej Przystani członkowie wysoko urodzonych rodów zaproszeni na koronację lub inne, doniosłe święto mogą korzystać z zasobów ptaszarni.
Powrót do góry Go down
Aylward Baratheon

Aylward Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
1935
Join date :
30/04/2013

Kruczarnia Empty
PisanieTemat: Re: Kruczarnia   Kruczarnia EmptySob Cze 01, 2013 3:34 pm

Ostatnia noc była... ciężka. Gdy Aylward spojrzał rankiem w swe odbicie w misce wody, dostrzegł twarz jak po zatruciu łzami Lys, pot na szarej skórze i rozszerzone źrenice. Przez chwilę sądził, że to zwyczajnie miejscowy wirus, ale gdy zacisnąwszy szczęki, usłyszał w uszach własny puls, dość szybko zmienił zdanie. Przepływ gorącej krwi zagłuszał wszelkie inne dźwięki, odbijał się echem w głowie, ciągle ten sam rytm, nieposkromiony takt - szszumch, szszumch-szszumchchch. Policzył: sto czterdzieści.
Jest źle, Baratheon, jest źle. Czy to jakiś spisek? Czy ktoś tu specjalnie stara się cię... zabić? Przypomnij sobie, młodzieńcze złoty: nie naraziłeś się komuś? Ale komu? Królowi? To niedorzeczne...
Gdy kroczył przez dziedziniec zamkowy, kierując się do kruczarni, ponad ból głowy wzbiły się słowa. Spokojne i mocne. Słowa ojca. Któraś strona monety zawsze musi być na dole i nie ma dla niej żadnego „dlaczego". Akurat...! Gdy wkroczył w plamę słońca, dziś palącego niezwykle mocno, paradoksalnie przykryty został sferą miękkiej ciemności. Na dwadzieścia, trzydzieści metrów jeszcze coś widział w ćwierćcieniach i krętych smugach szarości - dalej już tylko mrok. Cholerny ból głowy... W którą stronę do kruczarni? Piasek i żwir chrzęściły pod podeszwami skórzanych butów, gdy prawie po omacku kierował swe kroki w stronę miejsca docelowego. Nic dziwnego, że wejście do wieży wyrosło przed Aylwardem z nagła, niczym łeb albinosiego walenia wynurzający się spod gładkiej powierzchni morza. Dopiero, gdy znalazł się w zimnych murach zamku - mrok rozdarł się przed Baratheonem w szwach. Powoli, z zaskakującą ostrożnością ruszył do kruczarni, po drodze napotykając wielkiego maestra i zamieniając z nim kilka grzecznościowych słów, które po kilku kolejnych krokach odeszły w całkowitą niepamięć.
Chmury, miasto, chmury, niewiele więcej - oto, co zobaczył, gdy dotarł na szczyt i oparł się dłońmi o balustradę, w niektórych miejscach upstrzoną ptasimi odchodami. Jakby istniało jakieś sprzężenie - bo wraz z odblokowaniem zmysłu wzroku ciężki smród ptaków uderzył w jego nozdrza z podwojoną siłą. Przytłoczony tymi doznaniami na moment zapomniał o bólu, zaś chwilę później jego nawrót przyśpieszył bicie serca jeszcze bardziej. Daleko w dole mignęły dwie sylwetki strażników, policzki musnął podmuch spiralnego wichru, szum fal docierał do wieży na swój sposób zniekształcony i niewyraźny. Tutaj jednak, piętro pod właściwą kruczarnią, Aylward nie spotkał nikogo, kto stanowiłby dodatkowe źródło dźwięku. Balustrada balkonu nie była wysoka, sięgała ledwie do pasa - Baratheon nie zdążył się nawet zmęczyć, gdy wskakiwał na nią, by chwilę później zwiesić nogi w przepaść. Buty, ładne, z czarnej skóry, nagle zaciążyły mu funtami martwego balastu, niemal czuł, jak zsuwają się ze stóp w otchłań. Takie szablonowe: wieża, a pod nią urwisko - czy zatem zamierzał skoczyć? Skądże. Miał za pazuchą dwa istotne listy, na dodatek - dopiero teraz przyszło mu to do głowy. I tylko uśmiechnął się w duchu... co to, to nie - nie jest typem samobójcy. Potrafi za to bezbłędnie rozpoznać miejsca, w których czas zwalnia... i to było jedno z takich miejsc. Oderwane od gnijącego na dole świata, na swój sposób czyste - gdy Aylward był dzieckiem, niejednokrotnie siadał w ten sposób na parapecie w najwyższej komnacie wielkiej wieży Końca Burzy. Teraz, zupełnie jak ten wiecznie poobijany, kilkuletni chłopiec, będzie patrzył. I czekał.
Powrót do góry Go down
Allya Baratheon

Allya Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
535
Join date :
23/05/2013

Kruczarnia Empty
PisanieTemat: Re: Kruczarnia   Kruczarnia EmptySob Cze 01, 2013 8:24 pm

Początek~


Allya nigdy nie wierzyła plotkom. Były dla niej równie rzeczywiste co opowieść o Florianie i Jonquile czy pogłoski o zwyczajach Starków, którzy rzucają słabe niemowlaki na pożarcie wilkorom. Co innego sen. Śniąc - wierzyła we wszystko. We śnie raz za razem opowiadała historie, zawsze temu samemu słuchaczowi. Potem dziwnym zbiegiem okoliczności sama stawała się uczestnikiem powieści. Tak... swoim snom mogła wierzyć.
Dzisiejszej nocy, gdy tylko dotarli do Królewskiej Przystani, brodziła po wiosennym lesie. Gdzieś w pobliżu raz za razem strzelano z łuku - powietrze ciągle przeszywały zamazane kształty grotów, a Aylward... zbierał krokusy. Dla Adeli. Wiedział, że w końcu któraś ze strzał odnajdzie drogę i dosięgnie serca najmłodszej z sióstr. Dlatego cały czas starał się zebrać jak największy bukiecik, ale i nie spóźnić się na egzekucję. Ganiał po lesie, zrywał kwiatki, dużo i szybko, i same najładniejsze. I sam się poganiał: prędzej, prędzej! Żeby tylko zdążyć! Zdążyć jej podarować, zanim wypuszczą strzałę... chciałby zerwać jeszcze ten kwiatuszek, i tamten. I jeszcze jeden. Bo kwiaty są przepiękne. W ogóle cały sen obsadzony w błękitach i fioletach. A oczy Adeli ukrytej w cieniach drzew - głęboko granatowe.
Ale gdy łucznik wyciągnął z kołczanu ostatnią strzałę - Aylward zasłonił własnym ciałem siostrę.
Zaczekaj... tylko podaruję jej kwiaty, potem strzelaj. Nie może umrzeć bez bukietu...
Allya, wspinając się powoli po schodach wieży, powtarzała w myślach swój sen. Opowie go Aylowi, zawsze to robiła. A on - jak zwykle zajdzie odpowiedź. Kiedy jednak przestąpiła próg kruczarni, plany uległy drobnej zmianie. Choćby dlatego, że...
- Bracie, nie skacz, życie jest zbyt piękne! - zawołała, imitując szczere przerażenie i... mając cichą nadzieję, że nie zaskoczy Aylwarda. Przypadkiem sama mogłaby przyczynić się do jego skoku z balustrady... wtedy zaś nie musiałaby imitować przerażenia.
- Nie kuś losu. - pomiędzy ciemnymi brwiami Allyi pojawiła się delikatna zmarszczka niezadowolenia, kiedy unosiła rąbek jak zwykle idealnie dobranej do swej urody sukni i powoli ruszała w stronę brata. Zapewne dodałaby coś jeszcze, równie życzliwego... gdyby na nią nie spojrzał.
Jeden błysk niebieskich oczu Aylwarda i została rozbrojona. Była... jak grzechotnik, który roztrwonił swój bezcenny jad, kąsając na prawo i lewo. Wąż w takiej sytuacji powinien zaszyć się w kamieniach, odespać, nagromadzić świeżą truciznę. Bez jadu jest nie tylko bezbronny, ale też nieruchawy, męczy się, drętwieje. Niestety, Allya była bardzo dumnym wężem...
- Człowiek ma zawsze wybór. - powiedziała cicho, podchodząc do kamiennej balustrady i skrzętnie wybierając miejsce pozbawione śladów ptasich odchodów, oparła się o nią dłońmi. - Zbiorowość ludzka stoi przed prostą alternatywą: bezład albo organizacja. Bezład powoduje rozpad. Więc albo zginiemy, zamieniając się w zwierzęta, albo wybierzemy organizację. Oczywiście wtedy pojawia się pytanie: jaka organizacja jest najlepsza? Którą wybrać? - uśmiechnęła się delikatnie, mimowolnie zaciskając szczupłe palce na rękawie brata, zupełnie jakby miała zamiar przytrzymać go w razie upadku. - Organizacja oznacza czyjąś władzę. Władzę jednostki, albo władzę tłumu... jeden człowiek może być dobry lub zły, mądry lub głupi, okrutny lub dobroduszny, śmiały lub tchórzliwy. Natomiast tłum nie może być ani dobry, ani mądry, ani odważny. Masa ludzka zawsze jest bezmyślna, bezduszna i tchórzliwa. - niebieskie, dziś prawie atramentowe oczy zalśniły delikatnie, gdy Allya przesunęła wzrok na roztaczające się przed nią miasto. Królewska Przystań...
- Bracie, jeden człowiek może wpaść na dobry pomysł... ale stu ludzi naraz? Nigdy. - pełne, czerwone usta rozchyliły się w lekkim uśmiechu, gdy na niebie pojawiła się czarna kropka, z chwili na chwilę rosnąca, wyraźniejsza, nabierająca kształtów i w efekcie - okazująca się krukiem.
- Jednostka może wykazać wielką mądrość, co w przypadku grupy jest niemożliwe. Dlatego tłumowi powinien przewodzić jeden rozumny człowiek... - zamarła, kiedy czarny jak noc ptak z łopotem skrzydeł zatoczył nad kruczarnią okrąg, by w końcu usiąść ciężko na żerdzi wystającej z balustrady. Allya przechyliła lekko głowę w bok, zupełnie jak ptak i zmrużyła delikatnie oczy, przyglądając się lśniącym w słońcu, czarnym piórom.
- ... Ayl, do czego zmierzałam?
Powrót do góry Go down
Aylward Baratheon

Aylward Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
1935
Join date :
30/04/2013

Kruczarnia Empty
PisanieTemat: Re: Kruczarnia   Kruczarnia EmptySro Cze 05, 2013 3:44 pm

Aylward, wpatrując się w bezchmurne niebo, rozciągnięte przed nim miasto i płynące po spokojnej wodzie statki, widział coś zupełnie innego. Coś, co rozgrywało się wiele mil od Królewskiej Przystani, w Końcu Burzy.
Narada. Ogromna Główna Sala na zamku. Wysokie, wąskie prześwity okien w murach trzydziestostopowej grubości. Na oknach złote jedwabne firany, spływają falującą mgiełką. Na ścianach dębowe panele boazerii. Długi stół przykryty zielonym suknem. Złote dywany ze wzorkiem. Po dywanach przechadza się Adgart. A kasztelan zamku i doradcy siedzą przy stole. Obradują. Przemawiają. Dyskutują o uwarunkowaniach wiodących do zdecydowanej reakcji. To łamigłówka nie tylko dla zaufanego chorążego do spraw uzbrojenia. Chorąży od metali kolorowych też ma coś do powiedzenia. I ten od przemysłu drzewnego. Jeżeli wyprodukują w tym roku więcej skorpionów na mury i mieczy niż w roku ubiegłym, to ile trzeba dodatkowo dostarczyć drewnianych skrzynek z metalem? Doradca lorda zajmujący się sprawą transportu też ma się nad czym zastanowić: jak dostarczyć surowce na miejsce obróbki i wywieźć gotową produkcję? I gdzie składować gotową broń?
Co robi zaś Adgart? Może mówi: myślcie, szanowni rycerze. Nie na darmo pan ojciec wysunął was na odpowiedzialne stanowiska.
Ad krąży wokół stołu. Za plecami mówców. Safianowe buty i grube dywany skutecznie tłumią kroki. Kasztelan zabiera głos, wysuwa niegłupi projekt, ale nie śmie spojrzeć za siebie. I trudno zgadnąć, czy Adgart oddalił się miękkim kocim krokiem w przeciwległy kąt sali, czy przystanął tuż za plecami. Bo Adgart robi to, co opanował do perfekcji - milczy. Nikomu nie przerywa, nikogo nie poprawia, z niczym nie dyskutuje. A to może oznaczać wszystko...
Co pięć minut giermek przynosi wiadomości. Dziedzic odbiera listy, czyta, kiwa głową i bez słowa pali je nad świecą. A potem zerka przez okno, uśmiecha się delika…
W tej wizji nie powinno być Allyi. Zatem skąd wziął się jej głos, dźwięczny, ale stanowczy, niosący się gdzieś zza pleców? Ayl drgnął nieznacznie, odrywając wzrok od nieba, morza i miasta, gdy zaś spróbował obrócić głowę, przypomniał sobie, że wisi wiele setek stóp nad ziemią.
- Kpij dalej. - odparł pod nosem, obracając się na wyślizganym kamieniu plecami do przepaści i przenosząc wzrok na swoją siostrę. Jak zwykle piękną, zdystansowaną, inteligentną. I zdeterminowaną. Uśmiechnął się lekko na widok delikatnej, dodającej jej tylko uroku zmarszczki niezadowolenia pomiędzy brwiami, po czym spokojnie wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny.
- Zamiast losu wolę kusić kobiety. - niebieskie oczy, takie same jak u bliźniaczej siostry, zalśniły z rozbawieniem, gdy dostrzegł jej spłoszony wyraz twarzy. Mógł czuć się wyjątkowy, jako jedyny mężczyzna potrafił zbić z tropu zwykle opanowaną i odważną Allyę, a co zabawniejsze - zwykle robił to bezwiednie. Tym razem jednak ani jej, ani jemu nie było do śmiechu. Aylward zmrużył lekko oczy, zupełnie jakby chciał wniknąć wzrokiem w myśli siostry, które … jak zwykle okazały się nieokiełznane. Niczym dziki rumak. Przez tyle lat spędzonych razem Baratheon nauczył się nie przerywać Allyi. Dziewczyna nie należała do osób szczególnie rozmownych, kiedy jednak zabiera głos, z jej ust nigdy nie padały próżne słowa rzucane na wiatr. Zmysł obserwacji połączony z niebagatelną przenikliwością umysłu sprawiały, że Allya Baratheon należała do grona osób, które wiedziały wszystko. O wszystkich. Czasem ta świadomość przerażała Aylwarda, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę ekscesy, którym oddaje się nocami, jednak słowa siostry nigdy nie zostały zwrócone przeciwko niemu. Była sprawiedliwa, ale nie okrutna.
I tym razem okazało się, że zamiast zaprzątać sobie głowę sukniami oraz plotkami z innymi wysoko urodzonymi damami, Allya cały dzień spędzony w Królewskiej Przystani spędziła bardziej produktywnie. Z jej pozornie niejasnych, ogólnikowych słów wynikało jedno…
- Zmierzałaś do sedna, siostrzyczko. - zacisnął palce na jej szczupłej, wręcz kruchej dłoni i bez cienia uśmiechu na ustach spojrzał na kruka, który chwilę wcześniej dotarł do wieży. - Sugerujesz, że wpadłaś na pewną myśl, która nie przystoi damie i próbujesz zmusić mnie do wykonania planu, rzecz jasna już opracowanego przez Twój bystry umysł. Mam rację? - tym razem kąciki ust Aylwarda uniosły się nieco w górę, gdy zza skórzanej kamizelki, na którą jutro zarzuci zbroję, wyjął dwa starannie zapieczętowane listy. - Zapomniałaś jednak, że jesteśmy rodzeństwem. Bliźniaczym, podkreślę. Zatem… wyprzedzam Cię o dwa ruchy. - lak na wiadomościach zalśnił w promieniach zachodzącego słońca, gdy Aylward zeskoczył z balustrady i ponownie obrócił się w stronę rozłożonego przed nim, niczym uda nierządnicy, miasta.
- Plotki latają szybciej niż kruki. W Dolinie trwa wojna. - stwierdził krótko, wyciągając rękę w stronę kruka. Ptak zakrakał złowieszczo i po chwili wskoczył na przegub ręki Baratheona, wbijając w jego skórę ostre pazury. - Z rodem Arrynów łączą nas pewne zobowiązania, zaś ja… nie należę do ludzi wiarołomnych. A przynajmniej nie w tej kwestii. - Aylward przyjrzał się uważnie ptakowi, dopiero po chwili przenosząc wzrok na swą siostrę. Być może nie powinien dzielić się z nią decyzją, zwłaszcza, że Allya należy do osób, które chętnie wzięłyby udział w przedsięwzięciu. Jeśli jej jednak nie powie, sama odkryje prawdę… i wymknie się spod kontroli.
- Chcę, byś pojechała na Północ, razem ze Starkami. Wiem, że to Adela miała wybrać się w podróż, jednak… po balu niedomagała i ruszyła z Adgartem do Końca Burzy. - Ayl wykrzywił usta w lekkim grymasie. Było to oczywistym kłamstwem, po drobnym podknięciu podczas składania hołdów, obecność jego najmłodszej siostry w stolicy nie byłaby najlepszym pomysłem. - … zanim zepchniesz mnie z tej wieży ogłaszając, że nigdzie nie jedziesz, daj mi dokończyć. - wysunął w stronę siostry dłoń z jednym z listów. Odbity na laku jeleń w koronie dumnie wypinał do przodu pierś, zupełnie… jak Allya teraz. Zarówno ona, jak i zwierzę byli nastawieni bojowo.
- Przekażesz ten list Aemonowi Targaryenowi. To kilka słów przeprosin odnośnie prędkiego wyjazdu jego narzeczonej… - … oraz parę innych kwestii. Aylward uśmiechnął się w końcu, muskając dłonią gładki, blady policzek siostry. - Nie możemy uczynić Starkom afrontu i nie wysłać nikogo na Północ. Postaraj się być w miarę miła wobec Aryany i… zechciej nie obcinać przyrodzenia Aidanowi, jeśli zacznie z Tobą zbaczać na typowe dla niego tematy. Wolałbym nie mieć przyjaciela-eunucha. - Ayl mrugnął z rozbawieniem do siostry, zaciskając w palcach drugi list. Ten lada moment wysłany zostanie do Końca Burzy z ostatnimi wskazówkami, zaś potem potem nie pozostaje nic innego, jak... wkroczyć do gry.
Powrót do góry Go down
Allya Baratheon

Allya Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
535
Join date :
23/05/2013

Kruczarnia Empty
PisanieTemat: Re: Kruczarnia   Kruczarnia EmptyPią Cze 07, 2013 11:00 am

Ostatnio przestała rozumieć własnego brata. To bardzo niepokojący objaw. Przez wiele lat potrafiła skutecznie unikać ciosów tylko dlatego, że rozgryzła Aylwarda, że z góry wiedziała, za co Ayl będzie chwalić, a za co potępiać. Ale oto w jego życiu pojawiła się kobieta, której imienia Allya na domiar złego nie znała, zatem w myślach nazywała ją "cholerą". Zatem pojawiła się ona... i cała dotychczasowa logika wzięła w łeb. Wszystkie damy w Końcu Burzy były gotowe złożyć przed nim imponujące wiązanki kwiatów, a jemu podobał się akurat mały bukiecik zasuszonej lawendy, który trzymał przy łożu w komnacie i często gładził palcami, choć każde dotknięcie groziło jego skruszeniem. Z niezrozumiałych powodów uparł się także, żeby ruszyć do Królewskiej Przystani, choć mógł pod nieobecność Adgarta pobawić się w dziedzica Końca Burzy. Zamiast zaś natychmiast wyruszyć ze stolicy, przeciągał swój pobyt w nieskończoność. To nie był Aylward. Oczywiście, ciągle działał demonstracyjnie i wyzywająco, ciskając hardym spojrzeniem wprost tam, gdzie tylko dostrzegał wrogie nastawienie. Nadal jednak sprawiał wrażenie... obcego? Jakby tego było mało - albo się domyśliła, albo wyczuła jego kolejne słowa... rzuciła w niego ciężkim, pełnym żalu spojrzeniem, jakby miotała kamieniem. A mimo to Aylward ani drgnął.
- Zmusić? Nie, bracie. Ja Cię do niczego nie zmuszam. - kąciki jej ust zadrgały nerwowo, gdy wpatrywała się w jego dłoń zaciśniętą na swych palcach. Doskonale wiedziała, że przegra ten pojedynek jeśli tylko spojrzy w ciemnoniebieskie oczy, jeśli ugnie się pod wpływem jego głosu, jeśli da się omamić nęcącemu zapachowi Aylwarda, tej woni mydła, świeżego igliwia, odrobiny potu... - Sam doskonale wiesz, czego pragniesz. Problem w tym, że Twoje pragnienia nie mają nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. - wysunęła ostrożnie dłoń z uścisku jego silnych palców. By odnieść zwycięstwo, nie może działać racjonalnie - racjonalizm w stosunku do jej brata już dawno przestał się sprawdzać. Przymykając lekko powieki, ujęła w dłonie jego policzki, ostrożnie, z namaszczeniem, jak maester, który bierze do rąk pracę ukochanego ucznia... przesunęła kciukiem po mocno zarysowanej szczęce, odchyliła jego głowę delikatnie w bok, tak, by obejrzeć przystojną twarz w świetle zachodzącego słońca. Niecierpliwie pochłaniała wzrokiem każdą zmarszczkę, każde najmniejsze znamię. Zaczęła od podbródka, z góry wiedząc, że im wyżej powędruje wzrokiem, tym lepiej będzie. Ale wiedza nie wystarcza, musi się przekonać na własne oczy... przesunęła spojrzenie na usta, delikatnie rozchylone, nęcące kształtem i delikatną zmarszczką w ich lewym kąciku. Usta, które stworzone zostały, by wydobywało się z nich tylko jedno zdanie. Rozciągając przyjemność w czasie, Allya odczekała dwie chwile, zanim przesunęła wzrokiem po prostym nosie i utkwiła spojrzenie w niebieskich oczach, przypominających dwie leśne sadzawki.
Spojrzała.
I rozpromieniła się. Nigdy nikomu nie okazywała uczuć. Nawet kiedy teraz na jej ustach pojawił się uśmiech, sądziła, że nie okazała. Ale wystarczyło zerknąć na roześmianą twarz, by zrozumieć: Allya promienieje ze szczęścia.
- Kto zdobędzie szczyt w błękicie, będzie tym, kto jest na szczycie. - szepnęła cicho, gładząc kciukiem policzek brata. Czyż to nie było oczywiste? Orle Gniazdo to najwyżej położona twierdza w całym Westeros, nie... w całym znanym świecie. - Ayl, przecież nasza niań... - urwała, porażona własnymi myślami. Przecież nasza niańka opowiadała nam stare bajdy. Bolesna świadomość tego, że próbowała heroizować wojnę na którą wyrusza Aylward, prawie natychmiast zmyła uśmiech z ust Allyi. W tym nie można dostrzec nic bohaterskiego. Będą tylko rany, które już się nie zagoją. Sącząca się krew i sączący ból. Zgrzytanie zębów i zastanawianie się, co by było gdyby. Z ziemskiego padołu Ayl zabierze ze sobą tylko strach i sporo bólu, bo jeśli zginie - nie zginie łagodnie.
- Nie jedź. - cichy jęk protestu, który wydobył się z jej gardła, ani trochę nie przypominał silnej, opanowanej Allyi Baratheon. Przesunęła dłonie na lnianą koszulę brata i zacisnęła na niej dłonie z całej siły. Świadomość, że może go utracić z powodu konfliktu, w który mieszają się tylko dlatego, że tak nakazuje im duma, spadła na nią jak głaz. Czuła się bardzo malutka. Jak krasnoludek w klatce z oszalałym lwem. Z tą różnicą, że pogromcę ubezpieczają pomocnicy, zwykle uzbrojeni, z psami. Za pasem zaś ten sam pogromca ma nóż i stalowy pręt w garści: w razie komplikacji zawsze zdąży dźgnąć lwa w pysk. A Allya nie ma ani pomocników, ani psów, ani stalowego pręta. Zaschło jej w ustach tak, że nie może wypowiedzieć słowa. Wreszcie przełknęła ślinę, opuściła wzrok, po czym niespodziewanie odwróciła się od brata i cichym głosem, nie wiadomo czy rozkazała, czy poprosiła:
- Zabierz mnie ze sobą. - kurczowo wciągnęła powietrze do płuc, ostrożnie opierając się dłońmi o balustradę. - Nie pojadę na Północ. Nawet jeśli przywiążesz mnie do konia, zakneblujesz i otoczysz eskortą. Chcę jechać do Doliny, z Tobą. - potarła dłońmi policzki, aby nadać im rumieńców i zerknęła przez ramię na Aylwarda. - Potrafię walczyć, nawet nie próbuj zaprzeczyć, mogę... - ... mogę pilnować, żebyś nie rzucił się w sam środek walki i nie zginął podstępnie pchnięty w serce. - ... pomóc w opatrywaniu rannych. Tylko nie wysyłaj mnie na Północ.
Powrót do góry Go down
Aylward Baratheon

Aylward Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
1935
Join date :
30/04/2013

Kruczarnia Empty
PisanieTemat: Re: Kruczarnia   Kruczarnia EmptyPią Cze 07, 2013 7:41 pm

Czasami zdarza się, że jeleń się zdenerwuje. Bywa, że rozjuszy się na polowaniu, w najmniej oczekiwanym momencie. Wtedy możliwe są różne sposoby postępowania. Pierwszy, to skinąć na towarzyszy, by potraktowali awanturnika kilkunastoma strzałami. Jak go łupną ze wszystkich stron, to mu się odechce podskakiwać! Jednak po takim deszczu jeleń-buntownik przestaje się nadawać na stół i zwykle ląduje w kotłach służby.
Inny sposób... to poskromić bestię. Wyjaśnić wzajemne nieporozumienia. Zmusić do posłuszeństwa. Dobry kłusownik usuwa pozostałych ludzi z polowania i sam poskramia niepokorną zwierzynę. A więc, do dzieła!
- Co nazywasz zdrowym rozsądkiem, siostro? - brwi Aylwarda zmarszczyły się groźnie, gdy Allya spojrzała na niego z wyrzutem. Naturalnie musiało do tego dojść - jedyną sytuacją, w której ta dwójka nie skoczy sobie gardeł, będzie zapewne pogrzeb jednego z rodzeństwa. Choć i to nie do końca pewne - wszak na trupa też można nawrzeszczeć. - Traktowanie drugiego człowieka jako źródło ewentualnych korzyści? Wyrzekanie się każdej, nawet najmniejszej przyjemności w pogoni za urojonym uczuciem? - zamilkł, jak uderzony morgenszternem. Poszedł o pół kroku za daleko. Pół kroku, które mógł przypłacić jeśli nie spoliczkowaniem, to urazą dumy Allyi na pewno. A jej duma jest wrażliwa jak rybi pęcherz...
- Nie powinienem tego mówić... - stwierdził cicho, wykrzywiając usta w dziwnym grymasie, zupełnie jakby gardził samym sobą. Co czasami robił. Nim jednak zdecydował się przeprosić, Allya znowu go zaskoczyła - w momencie, w którym rozchylał usta, położyła smukłe, zimne dłonie na jego policzkach. Aylward zamrugał zdezorientowany, wpatrując się w twarz siostry, oddalonej o niecałe pół stopy. Z tej odległości widział każdy cal jej twarzy, pojedynczą rzęsę, która utkwiła na bladym policzku, delikatną bliznę nad łukiem brwiowym - pamiątkę po tym, jak dawno temu przypadkiem uderzył ją drewnianym mieczem i ledwo zauważalny pieprzyk pod uchem. Dotarło do niego, że niezgrabna, chłopięca Allya rzucająca w braci błotem jest kobietą.
Piękną kobietą.
- Siostro... - zaczął zachrypniętym tonem, odrywając wzrok od niebieskich, dziwnie roześmianych oczu. - ... życie to wieczne polowanie. Czasem zabijasz dzika, czasem dzik zabija Ciebie. - nieudolna metafora brzmiała znacznie lepiej w jego głowie - Aylward nie mógł jednak cofnąć słów. Z dziwną bezradnością na twarzy przyglądał się, jak radość jego siostry diametralnie przekształcona zostaje w niewysłowiony ból. Ból, którego nie zrozumie żaden mężczyzna - ból kobiety, mogącej wkrótce utracić kogoś bliskiego sercu. Kogoś, kto na dobrą sprawę... jest częścią jej duszy. Nie pomaga świadomość, że dzielili łono matki, że jeszcze przed urodzeniem byli... jednością.
- Słabi to jadło silnym na sadło. - głos Aylwarda w końcu zabrzmiał tak, jak powinien zabrzmieć: mocno, nieposkromienie, z pogrążoną we śnie, lecz gotową do wybudzenia furią. Uśmiechnął się, obserwując reakcję siostry. Każdy zasługuje na chwile zwątpienia, nawet jego zwykle silna Allya. Teraz jednak... to nie czas ani miejsce na zwątpienie. Baratheon uśmiechnął się i figlarne iskierki zatańczyły w jego źrenicach. Znak najwyższego zachwytu. Z gatunku tych, jakie lord burzy umie wyrazić jedynie krótkim, soczystym przekleństwem.
- Pojadę, mała. Pojadę i wrócę. I niech mnie Inni porwą, jeśli skłamałem! - ujął w palce podbródek siostry i uniósł jej głowę lekkim ruchem. - A Ty wykonasz swoją część zadania. Ruszysz na Północ, zobaczysz Mur i nim zdążymy się obejrzeć, znowu siądziemy w Końcu Burzy przed kominkiem, z arborskim winem w ręce. Ja zagram balladę, Ty zatańczysz z Adelą, a Adgart będzie kręcił głową, starając się za wszelką cenę ukryć uśmiech. Lepszego planu nie potrafię opracować. - tym razem Baratheon ujął policzki siostry w dłonie i złożył na jej gładkim czole lekki pocałunek. Aylward miał świadomość tego, jak szybko jego słowa mogą zamienić się w kłamstwo - po drodze czeka ich wiele przygód, nie wszystko pójdzie zgodnie z zapowiedzią... i to on w oczach Allyi poniesie za to odpowiedzialność. Jest jednak gotowy. Gotowy jak nigdy wcześniej. Ujął dłoń siostry i okręcił ją powoli wokół własnej osi, obserwując jak złoto-czarna suknia faluje wokół kostek pod wpływem powietrza. Jeśli jest mu dane zginąć w najbliższych tygodniach - właśnie taką chce zapamiętać siostrę. Spokojną, piękną i gotową stawić czoła wszelkim przeciwnościom losu.
- Bądź silna. - uśmiechnął się z pewnym roztargnieniem, ściskając delikatnie dłoń Allyi. Nim ta zdążyła zorientować się, co Aylward wyczynia - już wbiegał po schodach wieży, by wysłać wiadomość do Końca Burzy.

/ zt!
Powrót do góry Go down
Nihil Arryn

Nihil Arryn
Nie żyje
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
341
Join date :
26/04/2013

Kruczarnia Empty
PisanieTemat: Re: Kruczarnia   Kruczarnia EmptyWto Sty 07, 2014 5:50 pm

Mistrz Gry

Godzina była późna, a ja i sama aura jakaś posępna. Spodziewano się zastać Aerysa w jego komnatach bądź co najwyżej w Sali Obrad, Siedmiu jednak chciało aby zmusić starą Helen do wspinaczki po krętych schodach. Była to kobieta w sile wielu i pomimo starości ciążącej jej na plecach, wielu mogło pozazdrościć lady Helen żywotności. Obecna na królewskim dworze od czasów jego ojca, przyczyniła się jako niańka do wychowania większości dzieci Smoków. Teraz, trzymając w jednej ręce kaganek z tlącą się świecą, pokonywała ostatnie stopnie dzielące ją od pomieszczenia, gdzie według służby przebywał właśnie monarcha. Zastała Aerysa skupionego na nadawaniu wiadomości, wydawałoby się że ten obserwuje kruki, które kolejno opuszczają Czerwoną Twierdzę w stronę wszystkich Siedmiu Królestw. Przystanęła w stosownej odległości, łapiąc oddech, nie chcąc się narzucać. Dopiero po dłuższej chwili zdecydowanie chrząknęła.
- Panie Mój...
O ile zwrócił na Helen uwagę, mógł dostrzec jak jej osoba i cień na ścianach wykonują stosowny ukłon. Nigdy nie zapominała o manierach.
- Wybacz mi, mój Panie, to naście nie mniej... chodzi o królową. Powinieneś, mój królu, natychmiast udać się do jej komnat. Maester oczekuje przed jej pokojami. Przykro mi, Panie... Nie było nadziei dla waszego pierworodnego.
Powrót do góry Go down
Aerys II Targaryen

Aerys II Targaryen
Włości Korony
Skąd :
Dragonstone
Liczba postów :
135
Join date :
03/09/2013

Kruczarnia Empty
PisanieTemat: Re: Kruczarnia   Kruczarnia EmptyPią Sty 10, 2014 8:00 pm

Trwał nieruchomo, wpatrując się w kolejnego odlatującego z Czerwonej Twierdzy kruka. Ptak już po kilku uderzeniach serca zamienił się jedynie w ciemną plamę na tle błękitu nieba. Pogoda dzisiejszego dnia, jak przez większość tego lata, była niezachwianie spokojna, nawet jeden obłok nie zakłócił monotonni nieboskłonu. Król obrócił w palcach niewielki rulonik, zapieczętowany rubinowym lakiem, na którym widniał trójgłowy smok - pieczęć Targaryenów. Pieczeń władców, o czym niektórzy już zapomnieli…
Lawendowe oczy Aerysa odbijały jasne promienie słońca, sprawiając wrażenie, jakoby błyszczały własnym światłem. Smok oparł dłonie o barierkę, wcześniej po chwili wahania ukrywając niewysłany list.
To jeszcze nie pora.
Jak zwykle w życiu króla, prędzej czy później ktoś odważył się zakłócić spokój władcy - dziś moment ten nastał znacznie wcześniej, niż sam Targaryen by sobie tego życzył. Nie mógł jednak, pomimo szczerych chęci, stać tu bezczynnie aż do zachodu słońca. Obowiązki… przykre obowiązki wzywały. Na dźwięk kroków oderwał wzrok od nieboskłonu, bez pośpiechu kierując go na swe dłonie. Dwaj czuwający przed wejściem gwardziści nie pozwoliliby wejść na balkon komuś niepowołanemu, dlatego też, gdy Aerys usłyszał głos starej służki, wiedział - wiedział, że nie pojawiła się tu z byle powodu… głowa monarchy opadła nieznacznie, jakby przytłoczona ciężarem jaki dźwiga, po czym obróciła się w stronę staruszki Helen. Smok nie musiał zachęcać służącej do przedstawienia sprawy, w końcu samą swoją bytnością, co dopiero o zbędnych grzecznościach mówiąc, nieświadomie ryzykowała życie. Gdy Targaryen wsłuchiwał się w kolejne słowa kobiety, zarówno w jego twarzy, jak i samych oczach zaczęły zachodzić wyraźne zmiany. Rysy stężały, usta zacisnęły się w wąską kreskę, zaś do tej pory jasne spojrzenie, wnet pociemniało, niczym niebo o zachodzie słońca nagle zasnute burzowymi chmurami…
- Pierworodnego. - powtórzył głucho zachrypniętym tonem, zaciskając mocniej palce na balustradzie. Pierworodnego. Do tej pory zgarbione ramiona, wyprostowały się znienacka, zaś opuszczony podbródek powędrował dumnie w górę.
Pora ukarać tą małą, durną dziewuchę.
- Dziękuję, Helen. - głos Aerysa przerwał ciężką ciszę, jaka zapanowała na kilka chwil w kruczarni. Król obrócił się w stronę wyjścia, pocierając palcami podbródek. - Przekaż służbie, że królowa jest chora i nie będzie przyjmować przez nadchodzące dwa dni pomocnic. Jeśli napotkasz w pobliżu komnaty jedną z dwórek miłościwej pani, powiedz, że z rozkazu króla zarówno ona jak i inne towarzyszki nie mogą jej odwiedzać. - Targaryen obrócił na palcu złoty pierścień z herbem swego rodu.
Władca bez potomka…
Musiał działać. Zmienić ten stan rzeczy… a tym samym…
Zmienić królową.
- To wszystko, Helen? - zapytał z roztargnieniem, zerkając przez ramię. Żaden kruk nie zmierzał w stronę wieży. Nic nie przedłuży spokoju królowej i nie odwlecze wściekłości smoka w czasie...
Powrót do góry Go down
Nihil Arryn

Nihil Arryn
Nie żyje
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
341
Join date :
26/04/2013

Kruczarnia Empty
PisanieTemat: Re: Kruczarnia   Kruczarnia EmptyPią Sty 10, 2014 8:16 pm

Mistrz Gry

Te mądre, duże oczy, które obserwowały uważnie Aerysa nie były głupie. Wiedziała, że cokolwiek by powiedziało, zostałoby to utopione w morzu gorzkiej nienawiści. Albo też spalone w ogniu gniewu. W pierwszej chwili chciała wstawić się za młodą królową, upomnieć władcę, nie mniej jego postawa nie budziła jakichkolwiek nadziei. Helen zawahała się. Chwila milczenia z jej strony przedłużała się niebezpiecznie długo, końcem końców pokręciła tylko głową.
- Nie, mój Panie. Przekaże Twe rozkazy służbie i damą dworu. Naprawdę... Naprawdę mi przykro.
Po ówczesnym pokłonie, odwróciła się i z ciężkim sercem skierowała swoje kroki w stronę komnat przypisanych królowej. Czarne myśli nie dawały jej spokoju.
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Kruczarnia Empty
PisanieTemat: Re: Kruczarnia   Kruczarnia Empty

Powrót do góry Go down
 

Kruczarnia

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Kruczarnia
» Kruczarnia

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Włości Korony :: Królewska Przystań :: Czerwona Twierdza-