a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Rilliane Magnar



 

 Rilliane Magnar

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Gość

Anonymous

Rilliane Magnar Empty
PisanieTemat: Rilliane Magnar   Rilliane Magnar EmptyNie Cze 08, 2014 7:26 pm





Rilliane Magnar

Wiek:
26 dni imienia
Miejsce urodzenia:
Kingshouse na Skagos
Ród:
magnar
Stanowisko:
Najstarsze (i jedynie) dziecko
lorda namiestnika Skagos,
Lord protektor ziem Kingshouse i Skagos

Aparycja


- Dostąpiłaś ogromnego zaszczytu, moja Pani... Tytuł równy jest zaufaniu, jakie pokłada Pan ojciec – lord w jasnej panience. - powiedziała Kyrah, pomagając kobiecie wyjść z wypełnionej gorącą wodą balii. Gdy tylko bose stopy szlachcianki dotknęły zimnej kamiennej podłogi, służka zaczęła ocierać jej ciało delikatną materią ręcznika. Na początek otarła wodę z szyi i ramion, by po chwili zejść na dekolt. Dziewczyna zwolniła swe ruchy, gdy przez ręcznik osuszała jędrne piersi damy, na sutkach których zawisły pojedyncze krople wody, lśniąc w promieniach słonecznych niczym odłamki górskich kryształów. Kyrah ujęła je obie w dłonie, ocierając w sposób tak nadzwyczaj czuły i delikatny, iż w oczach postronnej osoby uchodzić to już mogło za pieszczotę kochanki.
Rilliane stała jednak nieruchomo, uparcie wpatrując się w zimny i surowy kamień z jakiego zbudowane były ściany posiadłości, podczas gdy służka zaczęła ścierać resztki wilgoci z jej brzucha i szerokich bioder, przechodząc następnie na zgrabne pośladki i podbrzusze, by ostatecznie zakończyć na wyćwiczonych i silnych nogach młodej lady Magnar.
- Mogłabym żyć bez obu tych rzeczy i wciąż byłabym szczęśliwa. - odezwała się w końcu po niemal godzinnej ciszy, odbierając z rąk Kyrah ciężki szkarłatny szlafrok, którym owinęła swe ciało.
- Czy teraz nie będziesz szczęśliwa, jasna panienko? - zapytała młódka, podchodząc do komody by odstawić słój z wonnym olejem, którym podczas kąpieli namaszczała zarówno ciało jak i długie, kasztanowe włosy Rilliane, nadając im miodowego połysku. Gdy zwróciła swe lico w jej stronę, dostrzegła jak ta kręci głową. - Szlachetna, cóż powoduje tę zmarszczkę zmartwienia na twym czole? Jakież przykre myśli zaprzątają twą głowę? Kyrah wysłucha.
- Odziej mnie. -
rzuciła krótko, przechodząc powolnym krokiem przez drzwi łaźni do swej komnaty. Dostrzegła leżący na łóżku strój, który miała przywdziać na dzisiejszą ceremonię. - Więc teraz będziesz mnie również ubierał, Panie Ojcze mój? - przeszło jej przez myśl, gdy bez słowa minęła swe posłanie, nie poświęcając owemu przyodziewkowi uwagi więcej, aniżeli to było słuszne. Wzbudził on jednak zainteresowanie dziewczyny, która z opuszczoną potulnie głową weszła do komnaty za swą Panią.
- To jagnięca skóra, jasna panienko... Och, jaka delikatna! Płaszcz obszywany miękkim i pachnącym futrem. I skórkowe spodnie, wygodniejszych nigdzie nie znajdziesz... A buty...
- Zapewne też są na swój sposób niesamowite. –
mruknęła pod nosem, przypatrując się swojemu nagiemu ciału w odbiciu lustra. Prawdopodobnie po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu przyglądała się sobie z taką uwagą... Pamiętała jak za czasów dzieciństwa była cherlawa, niezgrabna i nieprzystojna z tą swoją przeraźliwe chudą twarzą i krótkimi brązowymi włosami, które miały upodobnić ją do chłopca. Teraz miała przed oczami dojrzałą kobietę, w której próżno było szukać istoty, którą była przed wieloma laty. Długie kasztanowe włosy o złotym połysku falami opadały na obfite, jędrne piersi i spływały również po plecach aż do linii bioder. Same biodra poszerzyły się, a pośladki uwypukliły, by ich właścicielkę nareszcie upodobnić do innych przedstawicielek płci potocznie nazywanej piękną. W końcu twarz nabrała łagodnych rysów, różane usta wypełniły się, policzki nieco zapadły, by w intrygujący sposób złamać owal jej twarzy. Dopiero teraz można było rozpoznać w niej jej matkę – Giovene Magnar z rodu Stane'ów, dopiero w tym konkretnym momencie można było dostrzec jak bardzo była do niej podobna...
- Jasna panienko...? - z głębokiej zadumy wyrwał ją głos Kyrah i dotyk dłoni, jaką dziewczę ułożyło na ramieniu swej pani. Zwróciła nieznacznie głowę w jej kierunku i uśmiechnęła się blado, spojrzeniem brązowych oczu zapewniając ją, iż wszystko w porządku. Młódka skinęła posłusznie głową i zaczęła odziewać młodą pannę Magnar w przygotowany strój. Na sam początek założyła na jej tułów kamizelkę zapinaną z przodu trzema stalowymi klamrami, która dodatkowo podkreśliła linię biustu córki lorda. Następnie Kyrah uklęknęła przed Rilliane by pomóc jej wzuć ciasne, skórkowe spodnie; te opięły się ciasno wokół jej ud i pośladków, lecz, o dziwo, nie wywołało to normalnej w takim momencie niewygody. Nogawki wsunięte zostały w wysokie buty na obcasie i dodatkowo przygładzone, by żadna niechciana fałda na materiale nie psuła nieskalanego wizerunku kobiety. Na sam koniec służka wciągnęła na ramiona swej pani delikatny acz porządny i ciepły płaszcz obszywany futrem i odsunęła się na kilka kroków, z zapartym tchem obserwując Rilliane w tym dostojnym kostiumie.
- Jesteś gotowa, jasna panienko. - zaczęła Kyrah – Gotowa na to, by przyjąć błogosławieństwo bogów i by objąć powierzoną Ci przez nich rolę. Jesteś gotowa, by przyjąć swe przeznaczenie jako Lord Protektor ziem Kingshouse i wyspy Skagos...



Historia


Służki obserwowały go z trwogą, kiedy niczym dziki zwierz zamknięty w klatce miotał się po ciemnych korytarzach przed drzwiami komnaty sypialnej, wsłuchując w rozdzierające powietrze krzyki swej małżonki. Mimo iż dobiegł już czterdziestu dni imienia, jego nasienie okazało się być na tyle silne, by w końcu dać mu upragnionego potomka, który przedłuży szlachetną linię namiestników Skagos... Czemu jednak tak długo miał czekać, aż dane mu będzie ujrzeć swego syna? Dlaczego wielcy Bogowie igrają z nim, opóźniając moment przyjścia na świat krwi z jego krwi?
Poruszał się sprężystym krokiem, marszcząc silnie czoło za każdym razem gdy słyszał przepełniony bólem wrzask swej oblubienicy.
- Wina! Całą czarkę! - huknął w stronę schowanych w cieniu filaru dziewcząt, które natychmiast pobiegły wypełnić polecenie swego lorda. Mężczyzna przetarł dłonią całą swoją twarz, przesuwając palcami po szorstkim zaroście na brodzie i policzkach, ścierając jednocześnie zimny pot jaki go oblał. Zerknął pospiesznie na niebo za oknem – zaczęło się rozjaśniać, a sam poród rozpoczął się w chwili gdy słońce schowało się za górą, oblewając czerwienią całe niebo nad wyspą. Usłyszał czyjeś przyspieszone kroki, więc odwrócił się w stronę, z której dochodziły owe odgłosy. Miał nadzieję, iż to biegną dziewki z winem, ale nie – to biegła niańka niosąc w dłoniach kosz z gorącymi, parującym ręcznikami. Nim Stary Magnar zdążył zadać pytanie, zniknęła za drzwiami komnaty i zatrzasnęła za sobą drzwi. Przygryzł boleśnie dolną wargę, słysząc kolejny, znacznie słabszy wrzask swej żony i natychmiast pobladł, gdy usłyszał coś innego... Piskliwy okrzyk dziecka, które w końcu przyszło na świat wraz z pierwszym promieniem słońca. Jego posępną twarz wykrzywił uśmiech. Miał już zamiar rozbić swym potężnym ciałem drzwi, by tylko ujrzeć swego wyczekiwanego od tak dawna dziedzica, kiedy z komnaty wyszła mokra od potu i ubrudzona krwią niańka, niosąc owinięte w ręcznik niemowlę.
- Lordzie Namiestniku... Dziecko jest zdrowe i silne, a Twoja Pani ma się dobrze, choć jest wycieńczona... Poczęła przepiękną córkę. - uśmiech, który początkowo przywdziała na swą twarz zniknął bardzo szybko. Rabastan przez moment zastygł w bezruchu, a jego lico znów stało się pociągłe i groźne, w dodatku wykrzywił je grymas nieskrywanej wściekłości.
- Córkę? - powtórzył słowa niańki, obrzucając owinięte materiałem ręcznika dziecię takim wzrokiem, jakby miał je pochwycić i wyrzucić z okna wieży. Stara służąca chyba wyczuła jego intencje, gdyż cofnęła się o krok, tuląc maleńką lady Magnar do piersi. W tym samym momencie pojawiły się owe młódki, które namiestnik Skagos posłał po czarkę z winem. Ta z hukiem uderzyła o przeciwległą ścianę, gdy Rabastan pochwycił ją razem ze srebrną tacą i cisnął nią z pełną siłą, dając tym samym upust swej wściekłości. Czyliż jednak Bogowie postanowili z niego zadrwić, po trzydziestu latach próśb, modlitw i ofiar dając mu bezwartościową córkę. Och jakiż okrutny był to żart, jakaż paskudna zagrywka! W tym momencie na jego ustach było pełno obelżywych słów, które chciał im powiedzieć, ba! Wykrzyczeć, by wszem i wobec wiadomo było jak odpłacają oni za szczerą miłość swym najuniżeńszym sługom. - Wynoście się! Wszyscy... I zabierzcie mi... TO... Sprzed oczu – warknął, odsuwając się od swego potomka o kilka kroków, jakby sam był świadomy tego co mógłby zrobić, gdyby dziecko znalazło się w jego rękach. Nim jeszcze zdążył skończyć, wszyscy wokół znikli tak szybko, jakby wsiąkli w surowe i zimne zamkowe ściany...
- Dobra Lysandro...? - niańka, która cofnęła się z powrotem do komnaty swej pani, odwróciła się, słysząc słaby głos Lady Giovene. Podeszła powolnym krokiem do łóża, cały czas mocno przyciskając dziecię do swojej piersi. Ujrzała żonę namiestnika w mdłym świetle świecy – jej kasztanowe włosy były mokre od potu, rozlane po poduszce i prześcieradłach, twarz miała trupio bladą zaś oczy podkrążone, jednakże na jej twarzy widniał lekki uśmiech. Z nadludzkim wysiłkiem uniosła dłoń i wskazującym palcem potarła gładki policzek swej córki... - Rilliane. Tak będzie miała na imię... Po mojej matce... - po tych słowach przeniosła wzrok na starą, pooraną zmarszczkami twarz służącej – Jak on to przyjął?
- Źle, najjaśniejsza. Pewnie wini Bogów, że tak z niego zakpili... Przecież sama wiesz, miłościwa, jak wyczekiwał syna. -
Giovene skinęła nieznacznie głową i westchnęła, pozwalając by jej głowa opadła na poduszki.
- Umyj moje dziecko, Lysandro. Zabaw je i ukołysz... I nawet przez moment nie spuszczaj jej z oczu. Na wszelki wypadek nie pokazuj się z nią namiestnikowi dopóki nie ochłonie... - starsza kobieta skłoniła się nisko i wymknęła się chyłkiem na korytarz. Lady Magnar jeszcze przez moment nasłuchiwała jej cichnących w oddali kroków, po czym zamknęła oczy i niemal natychmiast pozwoliła się utulić eterycznym ramionom snu...
Niańka wykonała polecenie swej pani. Wymyła dziecko i utuliła je, śpiewając i tuląc do swej zwiotczałej piersi, a gdy tylko Rilliane usnęła, ruszyła w stronę pokoju z kołyską. Otworzyła ostrożnie drzwi i uniosła wzrok, w ostatniej chwili tłumiąc okrzyk. W pomieszczeniu, pochylony nad kołyską i oparty o jej szczeble, stał namiestnik Skagos. Gdy tylko usłyszał cichy jęk zawiasów otwieranych drzwi, odwrócił nieznacznie głowę, obrzucając niańkę przepełnionym rozżaleniem wzrokiem. Już miała wycofać się z komnaty, gdy ten odezwał się.
- Niezliczoną liczbę księżyców błagałem wszystkich znanych mi bogów o syna... Nie dała mi go moja pierwsza pani, Ursula, której życie skończyło się przedwcześnie... Teraz moja ukochana Giovene nie potrafiła mi go dać. Poczęła mi córkę... Jak bardzo okrutni w swych decyzjach potrafią być Bogowie! - głos miał słaby, ale wyraźny. Gdy chwiejnym krokiem podszedł do kobiety i spojrzał na plon jaki wyrósł z jego nasienia, poczuć można było od niego odór wina. Przyglądał się Rilliane krótką chwilę, w trakcie której jego brwi ściągnęły się a szczęki zacisnęły. W tym też momencie dziewczynka przebudziła się, a spojrzenie jej brązowych oczu spotkało się z zimną stalą spojrzenia jej ojca. - Oczy ma po matce... Ten sam kształt, ten sam odcień... - wyszeptał sam do siebie, jednak w chwilę później odsunął się i odwrócił plecami, stawiając kilka kroków w stronę kołyski. - Nie odmówię jej nazwiska czy miejsca w mym domu, ale odmówię wychowania, jakie dać mogłaby jej matka. Nie nauczy się haftu i śpiewu, nie zasiądzie przed księgami z poezją czy malarską sztalugą. Nie pozwolę jej nosić sukien i wpinać kwiatów we włosy. Zaznajomię ją z ogniem i stalą, zapoznam ze sztuką handlu i dyplomacji. Jeśli wolą Siedmiu jest, by to ona była mym jedynym dziedzicem, tedy zrobię go z niej... Ułóż ją do snu i troszcz się o nią jak długo tylko możesz, Lysandro, bo gdy osiągnie odpowiedni wiek, ja wezmę ją na wychowanie. - po tych słowach szybkim krokiem przeszedł przez całą komnatę i wyszedł na korytarz, po raz ostatni obdarzając swe dziecko surowym spojrzeniem.
Jego słowo było nie tyle rozkazem, co prawem, które obowiązywało na ziemiach będących pod jego władaniem. Z tą właśnie chwilą odebrał córce dzieciństwo i już nie było takiej siły, która skłoniłaby go do zmiany zdania.
Wyrok zapadł.

...

Ostrze szabli ze szczękiem wbiło się w kamienny podjazd, wyciąwszy wcześniej w powietrzu efektowny łuk. Tuż obok oręża, z głuchym tąpnięciem upadła niczym wór ziemniaków jakaś postać – brudna, posiniaczona i odziana w skórzaną potarganą zbroję. Stęknęła cicho, rozmasowując głowę, mierzwiąc krótkie kasztanowe włosy, doprowadzając je do jeszcze gorszego nieładu, niż w którym były chwilę temu. Trudno w niej było rozpoznać dziewczynkę, a jeszcze trudniej – Rilliane Magnar. Stał nad nią jej ojciec, którego to potężny cios zwalił ją z nóg. Nie oszczędzał jej, traktował niczym równą sobie przeciwniczkę...
- Trzymasz ten miecz jakby był cały umorusany w gównie – warknął, nie siląc się na jakąkolwiek delikatność względem swej córki. Odszedł kręcąc głową, nie pomógłszy dziewczynie wstać, zamiast tego trzy razy przeciął powietrze ostrzem swojego rapiera i przybrał pozycję bojową. Rozstawił szeroko nogi i ugiął je, zaś tułów odchylił nieznacznie w tył, a w wyciągniętej ręce trzymał lekko swój rapier. Czekał tak przez moment, aż Rill łaskawie zechce podnieść swe niezgrabne dupsko z ziemi. Dziewczyna podparła się o wbitą w żwir szablę i podźwignęła, wycierając w spodnie krew cieknącą z obtartego nadgarstka. Zanim jeszcze dobrze chwyciła rękojeść, ojciec zakrzyknął krótko i zaserwował jej serię krótkich, szybkich ciosów na klatkę piersiową. Skoncentrowała się na obronie, nie widząc fizycznej możliwości do ataku. W pewnym momencie z jej ust dobył się zduszony okrzyk a miecz wypadł jej z ręki. Natychmiast odskoczyła w tył, znajdując się poza zasięgiem ataków Lorda Namiestnika i chwyciła się za dłoń, na wierzchu której widniało cienkie i na szczęście płytkie rozcięcie. - Na wojnie byłabyś równie groźna co szwadron mleczarek, te łapy masz tak niezdarne jak kowal, a poruszasz się równie zgrabnie co krowa. Nic z ciebie nie będzie, żadnego pożytku! - zamknęła na moment oczy, gdyż rodzic uznał za stosowne podejść i wykrzyczeć jej swoje uwagi prosto w ucho. Na sam koniec po raz kolejny wyszarpnął z kamienistej drogi szablę i wepchnął ją w ręce Rill. Dał jej tym samym do zrozumienia, iż choćby miał jej urżnąć dłonie przy samym tyłku, to nauczy ją szermierki.
Zaatakował bez uprzedzenia, a jego miecz ciął powietrze ze złowrogim świstem. Zmusił ją do cofania się i mimo iż momentami traciła równowagę, to udało jej się sparować każdy jego atak. - Nareszcie zaczynasz dawać mi nadzieję, że coś udało mi się wbić do Twojego tępego łba. Być może nie jesteś aż takim zerem, za jakie Cię mam... - w chwili gdy wypowiedział te słowa i zaśmiał się, Rilliane gwałtownie przeszła do ofensywy. Szyderczy uśmiech zniknął z twarzy Rabastana, gdyż teraz to on był zmuszony cofać się, a w parowanie ciosów musiał włożyć nieco więcej siły. W ruchach Rill nie było widocznej strategii, zaś siły dodawała jej złość rozbudzona przez słowa rodziciela. Uderzała na oślep, byleby trafić, byleby udowodnić mu, iż nie jest niczym, że ma swoją godność, że ma w sobie wystarczająco dużo siły, by stanąć w jej obronie i nie dać jej podeptać.
Błysnęło.
Rapier upadł na chodnik, a żwir zalśnił szkarłatnymi kroplami krwi, które w słońcu przypominały rozsypane rubiny... Rozbrojony namiestnik stał w miejscu z rozkrzyżowanymi rękami dysząc ciężko, ale nic nie robiąc sobie z krwi cieknącej z rany na policzku, która plamiła jego białą koszulę. Twarz miał kamienną, ale spojrzenie jakim patrzył na swoją córkę w jakiś sposób się zmieniło. Ona sama stała bardzo blisko niego, z ostrzem swego oręża przytkniętym do jego grdyki, mierząc go wyzywającym wzrokiem i nie dając wyczuć poczucia mściwej satysfakcji, które ją wypełniało. Pokonała go, naprawdę go pokonała! W końcu wykazała, że jednak zasługuje na swoje nazwisko i...
W tym momencie wrzasnęła głośno, gdyż jej nogi straciły grunt pod stopami, a ciało z donośnym hukiem runęło na kamienie. Korzystając z chwili, w której upajała się euforią wygranej, mężczyzna ustawił swoją nogę tak, by jednym szybkim ruchem zwalić ją z nóg niczym kosa ścinająca pszenicę. Ukucnął nad dziewczyną, układając łokcie na swoich kolanach i rzekł – Może i udało Ci się dosięgnąć mnie ostrzem twego miecza, ale ostatecznie to TY poległaś w tej bitwie... Moment, w którym ty radowałaś się z pozornego zwycięstwa, ja wykorzystałem na obezwładnienie Cię. Masz mieć oczy zawsze otwarte a zmysły wyostrzone, bo wróg tylko czeka na moment twojej słabości, by wykorzystać go na swą korzyść. Wygraną można świętować tylko wtedy, gdy otworzysz serce swego przeciwnika i upewnisz się, że zabiło po raz ostatni. Zapamiętaj dobrze tę lekcję, bo jest naszą ostatnią, moje dziecko... Dalej to już nie moja dłoń będzie Cię prowadzić... Niczego więcej nie zdołam Cię nauczyć, niczego innego już tutaj nie przyswoisz. Od teraz nad Twym wychowaniem czuwać będą nasi panowie z Winterfell...

...

- Wejść! - poleciła krótko gdy usłyszała delikatne pukanie do drzwi. Te otworzyły się tak delikatnie, iż nawet zawiasy nie jęknęły w proteście, domagając się naoliwienia. Tylko jedna osoba tak cicho poruszała się po zamku... Nim Rilliane odwróciła się, Giovene stanęła obok niej, wychylając się lekko przez okno. Spoglądała na zachód, w stronę ziem, które opuściła wiele dni imienia temu, gdy oddana została namiestnikowi Skagos za żonę.
Jej kasztanowe włosy poprzetykane gdzieniegdzie srebrnymi pasmami falowały delikatnie na wietrze, niemal czule muskając delikatną twarz kobiety, która mimo wieku wciąż nie była przeciętna choćby jedną zmarszczką.
- Do Kingshouse zjechali już lordowie z Deepdown i Driftwood Hall – zaczęła. Jej głos był miękki i melodyjny, niezwykle kojący i przyjemny dla ucha. - Ceremonia nadania ci tytułu Lorda protektora zacznie się, jak tylko dotrze delegacja z Winterfell. - Rill skinęła krótko głową i również wpatrzyła się w dal, podziwiając zarys gór na tle zachodzącego słońca. Zachowywała się tak, jakby słowa matki jej nie obeszły, albo ich w ogóle nie usłyszała. - Twoi kuzyni dotarli tutaj odpowiednio wcześniej. Są pełni wigoru, jak to chłopcy...
- I Pan Ojciec ich uwielbia. -
odparła Rilliane, która odepchnęła się od kamiennego parapetu i ruszyła w stronę łoża, przy którym przystanęła na dłuższą chwilę, zanim postanowiła przysiąść. - Zastanawia mnie, dlaczego to jednemu z nich nie przypadł w udziale ten tytuł? W końcu to mężczyźni, jego rodzina... - Lady Magnar usiadła obok swojej córki i delikatnie objęła ją, kładąc głowę na swym raminiu i zaczęła gładzić jej delikatne, pachnące włosy swą drobną dłonią.
- Ponieważ to ty jesteś jego jedynym dzieckiem, kochanie. Być może jego bratankowie są dla niego ważni, ale to Ty jesteś jego córką. Rabastan nie powierzyłby żadnemu z nich tytułu, bo zdaje sobie sprawę z tego, że żaden z nich nie nada się na to stanowisko tak dobrze jak Ty. Osobiście szkolił cię, bo od samego początku wiedział, że to właśnie ty będziesz jego prawą ręką. Poza tym wojska Kingshouse cię uwielbiają. Jesteś dla nich nie tylko panią, ale przede wszystkim towarzyszką broni, kimś, na kim mogą polegać. Ich nie znają, nie skoczą za nimi w ogień, tak jakby to zrobili w twoim przypadku. - słowa matki jak zwykle brzmiały bardzo przekonująco, jednak tym razem wątpliwości Rilliane sięgały głębiej. Nie była gotowa na przyjęcie nowej roli, bała się tego co ją czeka, jakie obowiązki na nią spadną. To nie była już tylko i wyłącznie walka na miecze, to była furtka do polityki i dyplomacji, której młoda lady Magnar nie chciała otwierać.
- Skąd pewność, że dam sobie radę...? Że nie przyniosę hańby naszej rodzinie? - nie poznała swojego głosu, gdy wypowiadała te słowa. Był nienaturalnie wysoki i czuć w nim było trwogę, którą Rill była w tym momencie wskroś przejęta.
- Odebrałaś stosowne wychowanie u nas i u szlachetnego rodu Starków. Byłaś u nich w gościnie wystarczająco długo, by nauczyć się wszystkiego, czego wymagać od ciebie będzie nowa funkcja. My, Magnarowie, jesteśmy wiernymi sługami Starków, więc hańbą dla nas byłoby odrzucać tytuł, który oni zdecydowali się tobie nadać. - Giovene miała rację, jak zwykle zresztą. Z pewnością ona sama byłaby o wiele lepszym protektorem Skagos, miała w sobie tyle mądrości i posiadała taką siłę perswazji, o której Rilliane nie mogła nawet śnić. Jej mowa była lekka, a jej uwagi niezwykle trafne – mogłaby wygrać wojnę samym słowem, bez potrzeby uniesienia miecza i przelania choćby jednej kropli krwi. Spojrzała na swą matkę z podziwem... Niesłychane, że nawet czas był dla niej łaskawy, pozostawiając jej nieskazitelną urodę mimo pięćdziesięciu dni imienia... Tak jakby była ona ulubienicą Siedmiu, obdarowana wszystkimi możliwymi atutami. Jej śmierć byłaby tragedią na ziemi i wielkim świętem w boskim dominium. - Przypomnij mi nasz odzew, kochanie.
- Zawsze czujni, zawsze wierni.
- Dokładnie! Musimy być czujni, żeby nie dać się zaskoczyć wrogom tak naszym, jak i tych, którym podlegamy. Musimy być czujni, by sparować cios, jaki spadnie na plecy nam lub któremukolwiek z naszych sojuszników - na tym z kolei polega wierność. Magnarowie tę zasadę cenią bardziej nad swoje życie. Nigdy o tym nie zapomnij. -



Ekwipunek



- Stalowy sztylet o podwójnym ostrzu
- Rapier o posrebrzanej rękojeści i koszu z wygrawerowanym homarem na głowni
- Prosty, brązowy wisior na rzemieniu
- Lekki, ale porządny i ciepły płaszcz skórzany obszyty futrem
- Młody koń o izabelowatym umaszczeniu - Nuharis






Powrót do góry Go down
Derek Baratheon

Derek Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
242
Join date :
16/03/2014

Rilliane Magnar Empty
PisanieTemat: Re: Rilliane Magnar   Rilliane Magnar EmptyNie Cze 08, 2014 7:49 pm

Domyślam się, że tytuł sprawia najwięcej problemów, bo sama karta - jak najbardziej, mocno skagosowa, podoba mi się :)

Co do tytułu - jeśli został skonsultowany z którymś Starkiem (najlepiej z Diryanem w tej chwili), to sądzę, że nie będzie problemu, bo rzeczywiście, Skagos jest dość specyficzne. Sądzę jednak, że mogły być pewne zawirowania w sprawie otrzymania tytułu przez kobietę i mam wrażenie, że to może być akurat dość ciekawy wątek do rozwinięcia :)
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Rilliane Magnar Empty
PisanieTemat: Re: Rilliane Magnar   Rilliane Magnar EmptyNie Cze 08, 2014 7:55 pm

Dokładnie tak, to z Diryanem omawiałam wszystkie sprawy związane z rodem, byciem jedynym dzieckiem Lorda, ewentualnymi komplikacjami i ostatecznie z tytulaturą. Plus to właśnie dzięki Starkowi zostałam skierowana na wyspę Skagos, zamiast odgrywać smutnego, szarego podchorążego z rodu Whitehill ;]
Trochę się jednak obawiam, że przesadziłam z pełnioną przez Rilliane funkcją.
Powrót do góry Go down
Derek Baratheon

Derek Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
242
Join date :
16/03/2014

Rilliane Magnar Empty
PisanieTemat: Re: Rilliane Magnar   Rilliane Magnar EmptyNie Cze 08, 2014 8:10 pm

Nie, jak dla mnie jest w porządku, ale ostrzegam, że czasem MG może interweniować w sprawy związane ze Skagos, w końcu skoro są tam bratankowie, to pewnie też by chcieli trochę władzy dla siebie, szczególnie, że córka została namiestnikiem Skagos :) Reszta dla mnie okej : D Akcept ode mnie, chyba że ktoś ma jeszcze coś do dodania :3
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Rilliane Magnar Empty
PisanieTemat: Re: Rilliane Magnar   Rilliane Magnar Empty

Powrót do góry Go down
 

Rilliane Magnar

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Karczma :: Offtopic :: Kosz :: Karty Postaci-