a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Karczma "Świt Westeros"



 

 Karczma "Świt Westeros"

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Gość

Anonymous

Karczma "Świt Westeros" Empty
PisanieTemat: Karczma "Świt Westeros"   Karczma "Świt Westeros" EmptyWto Kwi 29, 2014 11:43 am

Przybytek dla zamożnych bywalców, kupców, podróżnych. Zlokalizowana jest nieopodal portu, więc w całej krasie oddaje ducha morskiego klimatu. Zacny wystrój hołdujący marynarzom i portowemu życiu przyciąga głównie marynarzy i knujących wysoko urodzonych. Swą nazwę przybytek wziął od swego położenia, bowiem Gulltown jest jednym z najważniejszych portów po tej stronie Westeros, a więc jej nazwa jest jak najbardziej trafna.

Mijało leniwie południe, mewy darły się , jak zwykły o tej porze a praca w porcie wrzała jak zawsze. Była to, pora, kiedy karczma świeciła pustkami, a więc tak jak chciał dawny zabójca. Blackwood już od jakiegoś czasu rozsyłał listy i zbijał bąki w oczekiwaniu na liderów. Ten dzień przypadał na obrady, więc wszyscy, którzy zainteresowali się propozycją pojawią się. Mors miał już serdecznie dość bezczynności, do której nie przywykł - będzie jednak musiał, bowiem gnuśność łączy się ze szlachectwem. W dodatku lało od kilku dni a morski klimat ani trochę mu nie służył. Miał jednak plany, które wymagały cierpliwości i skrupulatnego myślenia dlatego takie błahostki jak zła pogoda czy natarczywa ulewa nie mogły mu przeszkodzić. Jak zostało powiedziane w listach wszyscy interesanci mieli przybyć do karczmy "Świt Westeros" w Gulltown, gdzie mieli się spotkać z przyszłym lordem. Szarooki wynajął ku tej okazji osobny pokój, który, choć obszerny nie wydawał się przyjazny. Grube ściany, brak okien, stalowe drzwi, kilka stolików, jeden sekretarzyk, panujący wszechobecny półmrok sygnalizowały, że to miejsce służyło za miejsce dla spiskowców i szemranych typów, którzy cenili sobie dyskretność. Przez dłuższy czas Blackwood przechadzał się po pomieszczeniu kontemplując nad następnymi krokami. Gdy pora była już odpowiednia zajął miejsce przy sekretarzyku naprzeciw drzwi. Spoglądał nań nieprzyjaźnie a od czasu do czasu wpatrywał się w ostrze swego srebrnego sztyletu szukając weń swego odbicia. Mors powątpiewał w stuprocentową obecność, ale najważniejsza czwórka powinna się wkrótce zjawić.
Powrót do góry Go down
Diryan Stark

Diryan Stark
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
153
Join date :
16/11/2013

Karczma "Świt Westeros" Empty
PisanieTemat: Re: Karczma "Świt Westeros"   Karczma "Świt Westeros" EmptyWto Kwi 29, 2014 9:11 pm

MG



Słońce miało się już ku zachodowi. W odróżnieniu od poprzednich dni, nie padało aż tak mocno. Jedynie uciążliwa mżawka zraszała nieustannie ulice Gulltown. Jeśli ktoś nie musiał opuszczać domostwa, po prostu tego nie robił. Dlatego też po ulicach szwendało się mniej mieszczan niż zwykle, a przekupki na targu jeszcze zacieklej walczyły o pozyskanie względów nielicznej teraz klienteli. W dzielnicy portowej również było ciszej niż zwykle. Nawet spici do niespamiętania marynarze nie chcieli przemoczyć ubrań, kiedy nie było to potrzebne.
Niska, barakowa zabudowa portu zdawała się nie mieć końca. Wyglądała jakby morze desek, ciasnych uliczek i rynsztoków, pochłaniające każdego, kto tylko wściubi weń nos. Oczywiście znajdowały się tu również trakty bardziej zadbane i chętniej uczęszczane, ale to nie do nich skierował się Mors.
„Świt Westeros”. Dla niektórych była to nazwa zbyt dumna i pompatyczna dla niczym niewyróżniającej się portowej karczmy. Owi „niektórzy” nie zdawali sobie bowiem sprawy, jakie znaczenie miał ten budynek dla przyszłości militarnego zaplecza rodu Blackwood, którym miał niebawem przewodzić ostatni męski potomek - i to z nieprawego łoża.
Kiedy tylko Mors przekroczył próg przybytku, właściciel od razu go rozpoznał. Przerwał mozolne polerowanie kufli i głową wskazał mu jedyne drzwi znajdujące się za szynkwasem.
W tym oto pokoju Mors Blackwood począł oczekiwać na tych, którym posłał wiadomości.

Wybiła godzina, o której miało rozpocząć się spotkanie. Nikt jeszcze nie przychodził. Deszcz się wzmagał. Niemożliwym byłoby, gdyby kompletnie wszyscy zignorowali wiadomości otrzymane od swego znajomego zabójcy. Wkrótce wszelkie wątpliwości Morsa miały zostać rozwiane. Usłyszał, jak otwierają się drzwi do pokoju. W progu stanęła wysoka, barczysta kobieta w skórzni i opaską, zasłaniającą pusty lewy oczodół. Wściekle rude włosy ostrzyżone miała jak mężczyzna. Szeroki nos i ciemna, jakby brudna, karnacja szpeciły jej wizerunek, który bez tego mógłby okazać się całkiem niezgorszy. Do pleców przywiązany miała ogromny topór obosieczny. Nazwisko tej kobiety brzmiało Praha Sand. Plotki głosiły, że należała niegdyś do rodu Santagar, ale ojciec wydziedziczył ją po tym, jak na weselu swego brata zamordowała czterech mężczyzn, którzy próbowali obezwładnić ją, odurzoną nadmiarem wina.
Ciężkim krokiem weszła do izby i rozejrzała się po niej uważnie. Wydawała się nie zauważać Morsa. Zasiadła na krześle, które skrzypnęło pod ciężarem jej i jej oręża. Dopiero teraz wbiła spojrzenie chłodnych miodowych oczu w postać zasiadającą za sekretarzykiem.
W tej chwili drzwi ponownie się rozwarły i do pokoju weszło dwóch mężczyzn. Pierwszy z nich był przeraźliwie chudy. Jego ciało zaś nie nosiło śladu żadnego owłosienia Wydawałoby się, że nie jest w stanie udźwignąć najlżejszego miecza. Były to jednak tylko pozory, bowiem Zavar Toyne nie skarżył się na brak krzepy mimo swej wątłej budowy. Za nim kroczył pokornie Oahet, były maester zbiegły ze Starego Miasta, świadczący usługi uzdrowicielskie dowódcy największej grupy najemnych ostrzy z Ziem Burzy.
- Tylko tyle?! - łysy najemnik rozejrzał się po pokoju, a jego głos był chrapliwy i ostry niczym miecz, którym zwykł walczyć. - Po to tłukłem się przez pół Westeros, żeby teraz spotkać się z waszą dwójką?! - wydawał się być iście poirytowany.
Maester usiadł pokornie w kącie sali i z zadumą przyglądał się wszystkiemu wokół. Praha wyprostowała się w krześle, ale nic nie powiedziała. Siedziała tyłem do nowo przybyłego, en face do Morsa.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Karczma "Świt Westeros" Empty
PisanieTemat: Re: Karczma "Świt Westeros"   Karczma "Świt Westeros" EmptyPon Maj 05, 2014 4:56 pm

Stalowe drzwi niechętnie ustąpiły przerośniętej kobiecie - dziewoi jakich mało a najemników jakich próżno dzisiaj szukać... Czyli słownych. Mors nie przerwał sobie wpatrywania się w sztylet a jedynie rzucił oczami w stronę miejsca, gdzie ma usiąść. Można, by rzecz, że ucieszył się na jej widok nie mniej niż ona na jego. Czyli prawie wcale, ale żaden pieniądz nie śmierdzi a szczególnie od dawnych partnerów. Mors wprawdzie nie przepadał za tym babochłopem, ale w przeszłości dobrze się, im razem współpracowało... Szanuje ją jako wojownika oraz kompana któremu można powierzyć własne życie. Szkoda, że dowodziła zwykłymi pazernymi najemnikami. Za nią kilka chwil później wszedł Zavar Toyne... Tego z kolei już nie zignorował a powitał skromnym gestem dłoni oraz niechętnym spojrzeniem uśmiechając się kątem ust. Jak zwykle szlachetny potomek Andalów musiał zacząć rytualnie zrzędzić... Mors zawsze się zastanawiał czy jego matka rzeczywiście zginęła z rąk bandytów. Bardziej był przychylny wersji wedle, której popełniła samobójstwo nie mogąc z, nim wytrzymać. - Zawiedziony? Następnym razem zaproszę jakieś dziewki dla towarzystwa, choć nie wiem czy Praha zgodzi się na taki widok. - Rzucił złośliwie, choć przyjaźnie uśmiechając się przy tym serdecznie. - Usiądź... Winna się zjawić jeszcze dwójka. - Dopowiedział, ale już z typową dla siebie powagą mordercy. Dla tej dwójki gotów był czekać nawet do wieczora, bo to właśnie z nimi wiązał swe dalekosiężne plany. Co więcej cenił ich sobie także jako starych przyjaciół. Szarooki schował sztylet z powrotem do pochwy, by następnie wyprostować się i zaklaskać pięć razy. Do pomieszczenia weszła cycata barmanka o bladej karnacji i brązowych włosach z miedzianą tacą, na której znajdowało się kilka lampek wina. Przeszła się po sali, a następnie wyszła obsłużywszy gości w tym Morsa, który natychmiast opróżnił bezceremonialnie jedną z lampek. - Spokojnie nie ma w nich trucizny... - Zażartował, choć tonem żartobliwego grabarza.
Powrót do góry Go down
Diryan Stark

Diryan Stark
Skąd :
Winterfell
Liczba postów :
153
Join date :
16/11/2013

Karczma "Świt Westeros" Empty
PisanieTemat: Re: Karczma "Świt Westeros"   Karczma "Świt Westeros" EmptySob Maj 10, 2014 9:48 pm

MG



- Nie takie rzeczy przyszło mi oglądać, złociutki - gardłowy głos Prahy zdradzał poirytowanie.
Ona również nie pałała do Morsa zbyteczna sympatia. Ziewnęła przeciągle, nie zadając sobie trudu zasłanianiem ust dłonią, toteż zaprezentować bękartowi wszelkie ubytki w swym uzębieniu.
- Ha! Wydaje mi się, ze ciekawszym widokiem będzie Mors płacący dziwkom za usługi! Jeśli nie chcesz wynajmować byle portowych kurewek, musiałbyś sprzedać własna dupę, zęby się zbytnio nie zadłużyć! - po tych słowach zasiadł z impetem na krześle stojącym na ukos od Prahy. Odprawił od siebie władczym gestem kelnerkę, podsuwająca mu pod nos tace z kieliszkami.
Deszcz się wzmagał. Gdyby w pomieszczeniu tym były okna, zebrani mogliby zaobserwować również przebłyski, rozświetlające mroki horyzontu.
- Tylko dwójka...? - poważnym tonem zapytał Oahet i chciał dokończyć myśl, ale w tej chwili drzwi z hukiem otworzyły się na oścież. Stanął w nich człowiek przewyższający nawet Prahe, która wzrostem dorównywała większości mężczyzn.
Miał czarny, sięgający do pasa warkocz, grubością podobny do młodzieńczego ramienia. Bujna broda była splatana wiatrem i posklejana przez wodę.
- Jasna cholera! - zagrzmiał od progu. - Takiej ulewy dawno tu nie było!
Przebiegł po zgromadzonych spojrzeniem kasztanowych oczu, kryjących w sobie wiele mądrości i życiowego doświadczenia.
- Jest i moja ślicznotka! - Praha, tym razem nieurażona, prychnęła z pozoru szyderczym śmiechem.
Olbrzym zaś zaśmiał się serdecznie i z łoskotem opadł na krzesło obok niej, które cudem utrzymało na sobie taka masę, wzbogaconą kolczuga, cepem wetkniętym za pas i młotem jednoręcznym na plecach. Na szczęście puklerz pozostał przy drzwiach.
Kobieta usługująca zebranym prędko podbiegła do nowo przybyłego, oferując mu czerwony trunek.
- WINO?! - zagrzmiał do niewiasty, która aż podskoczyła. - Kobieto! Jestem Morgat Skałogniot z Północy!
Ujął w potężne dłonie kielich i wylał jego zawartość na podłogę, z obrzydzeniem wręcz patrząc na strumień.
- Przynieś no chlanie godne mężczyzny! - rzucił naczyniem pod jej nogi, aż ta pisnęła i wybiegła po mocniejszy napój, nie martwiąc się zbytecznie bałaganem, jaki za sobą pozostawiła.
- Gdybym chciał pic końskie szczyny, wziąłbym w mordę kuśkę Rhuggata! Ale widzę, ze panu Rivers ostatnimi czasy zmiękło podniebienie... - rozparł się na krześle, które żałośnie jęknęło.
Pozostali zebrani nie ukryli rozbawienia. Nawet siedzący na uboczu maester uśmiechnął się pod nosem, słysząc te słowa.
Morgat nie należał do przyjaciół Morsa. Zawsze irytowała go powaga, jaka otaczał się bękart, dlatego tez często drwił sobie z niego.
W pokoju było trzech dowódców. Przybędzie jeszcze kolejnych czterech.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Karczma "Świt Westeros" Empty
PisanieTemat: Re: Karczma "Świt Westeros"   Karczma "Świt Westeros" EmptyPią Sie 08, 2014 5:38 pm

/ Początek (wow, wow!)

Wzdrygnął się mimowolnie - nie wiedzieć, czy z powodu zimnego podmuchu wiatru dmącego od gór za jego plecami… czy od świadomości, że niewiele mocniejszy podmuch zakończył żywot jego starszego brata.
A przynajmniej w oficjalnej wersji tej historii.
Jasper Arryn westchnął głucho, gdzieś z samej czeluści swej piersi - koń zawtórował mu cichym prychnięciem, ostrzegającym przed karczmą, do której powoli się zbliżali. Ból, pomyślał. Ból. Kolejny niedoceniony fenomen materii. Czymże był jednak cały ból tego świata wobec cierpienia, które od tygodni odczuwało Orle Gniazdo? Czym było w obliczu tragicznych wydarzeń poczucie bezpieczeństwa, potęgi, radości?
Wątłą nicią, na której zawieszono niewiarygodne ciężary.
Gdy wreszcie dotarł do bram miasta, halabardnicy łypali nań z przyganą i chyba pogardą. Miasta nie są dla takich jak ty – mówiły bezgłośnie ich spojrzenia. Nawet takie miasta. Jasper nie miał im tego za złe… wszak zrobił praktycznie wszystko, by wyglądać jak wędrowny rycerz, pozbawiony ziem, statusu, honoru - ale nade wszystko pieniędzy. Gulltown nie było miejscem, gdzie posiadał wielu przyjaciół, mimo wszystko zachowanie ostrożności… po prostu leżało w naturze Arryna. Tego od dziedzica Orlego Gniazda wymagała Dolina - kraina wielkich wojowników, a zarazem politycznych idiotów. Jasper obawiał się, że lada księżyc legendarna odwaga i honor okażą się tu cechą recesywną – rychło dotkną ich klęski, a ziemie zagarną znienawidzeni wrogowie… stąd drugi syn Lorda wywiódł jakoby swój szczególny kodeks postępowania, zbyt późno, niestety, przyjęty – nie mógł Arryn Arryna szlachtować bez konsekwencji, I nie o śmierć tu szło – ta była im siostrą. A o honor.
Pierwszym wrażeniem z pobytu w Gulltown był smród. Ale nie taki sobie zwykły smrodek. To była symfonia sprzeczności i przykrości – kakofonia, chaos, kompozycja wariata. Psie gówna konkurowały o lepsze ze słodkim odorem rzygowin. Ówdzie walał się trup kota, który też, unisono, swoje do palety wonności wnosił. No i ludzie – jakby osobne kompozycje, złożone z jadła, napitków i płynów ustrojowych w różnym stężeniu. Wory na zapachy. A on, Jasper, czuł je wszystkie. Każde wahnięcie smrodliwej frazy, każde załamanie, skłamanie formy – smrody żrące się wzajem i znoszące, pasożytujące na sobie i współpracujące dla dobra Sprawy – czyli ogólnego Wszechsmrodu.
Tak się zawąchał, że omal nie postradał żywota.
Nawet po dotarciu do karczmy z trudem odnalazł wytchnienie - wchodząc w przepastne, zaciemnione trzewia „Świtu Westeros” natychmiast uderzyła go woń zsiadłego mleka (ani chybi koziego), cienkiego wina i mętnego ale. Jasper westchnął cicho, nie ściągając na siebie uwagi nielicznej klienteli, zbyt zajętej nurzaniem się we własnych kuflach. Kilka sprężystych kroków pozwoliło Arrynowi dotrzeć ku niewielkiej, zatęchłej wnęce, w której stał niewielki, półokrągły stolik oraz trzy chybotliwe krzesła. Dziedzic Orlego Gniazda zmrużył lekko oczy, najwyraźniej wahając się przed wybraniem mebla - co jeden był gorszy - w końcu jednak zasiadł na tym, który wydawał się najbardziej… stabilny. Ani myślał zamawiać trunku. Przynajmniej dopóki nie dołączy do niego…
… cóż, raczej nie kompan. Raczej przygodny kamrat.
Powrót do góry Go down
Hadrian Bolton

Hadrian Bolton
Północ
Skąd :
Dreadfort
Liczba postów :
135
Join date :
14/04/2014

Karczma "Świt Westeros" Empty
PisanieTemat: Re: Karczma "Świt Westeros"   Karczma "Świt Westeros" EmptyPon Sie 11, 2014 10:41 am

Nad Gulltown krążyły szare, przywodzące na myśl brudny śnieg chmury, które od samego rana z powodzeniem przesłaniały słońce. Ich siwa, nijaka barwa przeklęła miasto i spowiła je w burości godnej najbardziej zatęchłej speluny. Podobna pogoda miała jednak swoje zalety, a jedną z nich w pełni doceniał Hadrian - jak sam dowiedział się zaledwie przed tygodniem - dziedzic Dreadfort.
Bolton wyłonił się cienia dość wysokiego, choć chylącego się ku ruinie, opuszczonego domu kupieckiego. Wyłonił się – to odpowiednie słowo. Młody mężczyzna nie wyszedł bowiem z owej wilgotnej cienistości zalegającej niespodzianie rozległe piwnice podupadającej kamienicy. Kamienica ta, a już osobliwie jej piwnice, cieszyła się złą sławą, co jakiś czas słyszano tu tajemnicze nocne pogłosy, zgrzyty jakoweś i trzaskania, czasem ten i ów dostrzegał widmowe postacie rodzące się z ciemności. Tak, że rychło budynek opustoszał, przeznaczono go nawet do rozbiórki, której jednak nikt nie chciał się podjąć. I tym razem nic, niestety, nie pozwalało snuć przypuszczeń, że młodzieniec zabłąkał się tam poprzedniej nocy. wracając z karczmy w stanie pomieszania zmysłów i splątania języka… czy też może odwrotnie. Nie, on się z mroku nagle wyodrębnił - wyglądając zresztą w szarym świetle dnia nieszczególnie; rosły wprawdzie i krzepki, odziany czarno, soboli płaszcz spływał mu z ramion kaskadami mroku, niepewnie poprawiał skórzane rękawice, zupełnie jakby w środku lata było mu niemiłosiernie zimno. Bolton nawet nie zauważył, jak pewien kupiec
morda skrojona chciwością
niemiłosiernie batożył zajechanego konia
zapach końskiego potu i strachu
sprzężonego jakby w jedno z wozem wypełnionym po brzegi egzotycznymi przyprawami. Ciężar wydawał się ponad siły zwierzęcia. Spieniony pysk. krwawe pręgi, wysłużone muskuły naprężone jak postronki, białka oczu. Białka oczu. Coś w nich było. Rodzaj szaleństwa, przekroczenie bariery cierpienia. I nagle wierzchowiec eksplodował jak zwolniona cięciwa łuku. Niemożliwe możliwym się stało – ruszył z kopyta, jakby ów wóz był piórkiem.
Natura źle znosi pustkę.
Przemknęło Boltonowi przez głowę z niemal bolesną ostrością, gdy podjął prędką wędrówkę w stronę karczmy.
Bogów zaś. jak wiadomo, pustka irytuje mocno.
Hadrian nienawidził ludzi. Ludzi w tej ich rosnącej masie, w tym stężeniu cielsk, które tłumiły to, co ich miało wyróżniać na tle stworzenia – choć błysk myśli. Przez to osobliwe podejście przez całe życie napędzało go uczucie wiecznej niechęci, a nawet wściekłości, i był dzięki temu niestrudzony w dociekaniach, wnikliwy jak igła wrażona w tyłek samej Prawdzie. A prawda, dziwna rzecz, bywała zwykle jak dziewka – występna, zła, podła. Nie było w niej żadnej wzniosłości, żadnego majestatu, Bolton dziwił się tym wszystkim poszukiwaczom prawdy – to tak jakby wysyłać listy gończe za kloaką: i jeszcze nie dostawać za jej odnalezienie nędznego grosza.
Dziedzic Dreadfort pchnął stanowczo drzwi „Świtu Westeros”, obrzucając spojrzeniem wnętrze karczmy. Zakurzone, zadymione, niemal puste, cuchnące potem, uryną, rozlaną w bójkach krwią… na bladej, niemal przeźroczystej twarzy Boltona wykwitło coś, co bez wahania można nazwać odrazą. Nie należał do tych ludzi, którzy kręcili nosem i wybrzydzali w niemal każdych warunkach - Hadrian po prostu cenił się wysoko. Tak też bywał oceniany przez innych. Za skuteczność – nigdy nie odpuszczał, był jak ogar z absolutnym węchem. Podejrzewał zawsze wszystkich o wszystko i często miewał rację. Nie miał żadnych uprzedzeń, nikogo nie faworyzował, wszystkich, od księcia po błazna, traktował jednako…
Bo w obliczu śmierci wszyscy są jednakowi.
Bez trudu odnalazł wnękę, w której miało dojść do spotkania między nim a Jasperem Arrynem, obecnym dziedzicem Orlego Gniazda oraz całej Doliny. Na Północy niewiele mówiło się o tym mężczyźnie - był niemal zagadką, z którą nikt nie potrafi się uporać. Dorastając w cieniu starszego brata pozostawał w bezpiecznej strefie, oddalonej od wścibskich oczu dworzan oraz prostego ludu.
A Hadrian, jako ostatni syn Lorda Dreadfort, rozumiał to najlepiej.
- Wybacz spóźnienie, ser. - czarny płaszcz zaszeleścił cicho, kiedy Bolton odsunął chybotliwe krzesło i usiadł za niewielkim stołem, z trudem dostrzegając w cieniu twarz Arryna. - I dziękuję, że zechciałeś po mnie wyruszyć, obawiam się, że żaden z mych ludzi nie zna tej części Doliny na tyle, by dotrzeć do Orlego Gniazda. - Hadrian skinął lekko głową, czując ciepło bijące od ukrytej za winklem kuchni. Jeśli Jasper Arryn był tak inteligentnym za jakiego go uważano, bez wątpienia domyślił się, iż wcale nie chodzi o problemy ze znalezieniem drogi do Gniazda - wszak w samym Gulltown można by wynająć dziesiątki przewodników.
Boltona martwiły górskie plemiona, szczególnie… rozochocone w ostatnich tygodniach - o ile krążące na traktach wieści nie kłamały.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Karczma "Świt Westeros" Empty
PisanieTemat: Re: Karczma "Świt Westeros"   Karczma "Świt Westeros" EmptyNie Sie 17, 2014 6:23 pm

Po śmierci Reinmara, po odejściu Nihil, po jej niesprawiedliwym poronieniu nad Doliną Arrynów zebrały się chmury, których nie sposób było przegonić zwykłym machnięciem ręki bądź wzdrygnięciem ramion - wielu ludzi potrafiło po tragedii przejść do codzienności i nie oglądać się za siebie.
Nie Jasper.
Seria bólu sprawiła, że przez pewien czas stał się nieznośny… nawet dla własnej żony. Zgorzkniał i zobojętniał; rozpacz pokrył patyną nonszalancji, a nawet cynizmu. I tylko rzeźba jego oblicza nie pozostawiała żadnych wątpliwości co do natury żywionych przez Arryna uczuć. Nadal zdarzało mu się myśleć o Bogach.  Powszechnie obowiązujące sądy o Siedmiu jako istotach nieskończenie dobrych oraz miłosiernych wydały się Jasperowi ubogie w wyobraźnie. Takie pojmowanie Bogów poważnie wszak ogranicza ich atrybuty - jakiekolwiek pojedyncze cechy rozbuchane do rozmiarów monstrualnych w istocie... pomniejszały Siedmiu. Jeśli rzeczywiście byli wolni od ograniczeń, nieskończeni, to musieli mieścić w sobie wszystko: dobro i zło, miłosierdzie i okrucieństwo, poczciwość i złośliwość... tylko takie byty mogły uchodzić za nieskończone i pełne. Z drugiej strony, nieskończoność cech przeciwstawnych wykluczała się wzajem. Poza tym jakiekolwiek właściwości, choćby posiadane w nieskończonej dawce, ograniczały w istocie posiadacza. Przecież, jak powiadali wielcy maestrzy, wolna wola nie polega na uleganiu skłonnościom, lecz na przeciwstawianiu się im. Byłoby zatem Siedmiu istotami bez właściwości? Tu zwykle następował kres jałowych rozważań Jaspera. Poprzestawał na praktycznej konstatacji: oto trafił na parszywy dzień Bogów. A ich dni bywają bardzo długie, czasem są dłuższe niż przeciętna wieku rycerza. Arryn zmarszczył lekko brwi, skinięciem głowy nakazując karczmarzowi napełnienie lepkiego od brudu kufla mocnym ale. W odbiciu oddalonego o kilka jardów okna widział niemłodego już mężczyznę o bacznym wejrzeniu przenikliwie niebieskich oczu, o rysach twarzy ostrych, niektórzy powiadali, że ptasich. Był wysoki, ale lekko się garbił – zostało mu to jeszcze z dzieciństwa, kiedy to matka strofowała go za to – bezskutecznie. Na myśl o matce twarz Jaspera na moment rozchmurzyła się, zaraz jednak wrócił dawny, czujny wyraz oblicza. Była w nim utajona energia, gotowa eksplodować przy byle okazji, czuli to niemal wszyscy, którzy choć przez chwilę przebywali w towarzystwie Arryna. Niemal wszyscy...
Nawet nie zauważył, gdy do stołu dosiadł się młody mężczyzna o licu tak bladym, iż przywodziło na myśl śnieg. Ciemne brwi Jaspera podskoczyły do góry i już miał głośno zauważyć, że czeka na kompana…
… gdy zrozumiał, iż właśnie się doczekał. Siedział przed nim Hadrian Bolton, nie ulegało to najmniejszej wątpliwości. Wystarczyło spojrzeć w oczy tego człowieka. Wystarczyło zerknąć na zmęczone, niepokojące wejrzenie, by domyślić się, kim jest młodzieniec.
- Nie czekam długo, panie. - odparł z dziwnym roztargnieniem Arryn, nadal niemal bezwstydnie wpatrując się w Boltona. Jegomość bynajmniej nie wyglądał na zmieszanego zachowaniem gospodarza; wręcz przeciwnie – poczynał sobie swobodnie, wyglądał na szlachcica, choć godła nie lansował publicznie, jak było to teraz w modzie.
- Jestem poniekąd wdzięczny za Twój list, od wielu dni szukałem wymówki, by… - słowa zamarły w gardle Jaspera, gdy pojął, co właśnie powiedział.
Wymówki?
- … szukałem okazji, by wyruszyć poza Orle Gniazdo. Atmosfera żałoby bywa przytłaczająca. - kąciki ust dziedzica Orlego Gniazda uniosły się w smutnym uśmiechu, gdy sięgnął po jeden z podanych przez karczmarza kufli. - Poza tym jestem niepomiernie ciekaw wieści z Królewskiej Przystani. - Arryn przysunął naczynie do siebie, kiwając lekko głową. Wiedział, iż nie mają zbyt wiele czasu przed wyruszeniem w drogę, jednak na kilka łyków zimnego ale (by nie powiedzieć - dobrego - co w tym przybytku byłoby przesadą) zawsze potrafił znaleźć chwilę. Dwie. Albo siedem.
Powrót do góry Go down
Hadrian Bolton

Hadrian Bolton
Północ
Skąd :
Dreadfort
Liczba postów :
135
Join date :
14/04/2014

Karczma "Świt Westeros" Empty
PisanieTemat: Re: Karczma "Świt Westeros"   Karczma "Świt Westeros" EmptyWto Paź 07, 2014 9:22 am

Najistotniejsza jest równowaga.
Powtarzane przez pana ojca słowa były swego rodzaju mantrą, której nijak nie dało wymazać się z pamięci. Jeśli ktoś pragnie wbić nam do głowy swoje idee, jeśli chce ukształtować na swój obraz i podobieństwo - nie pozostaje mu nic innego, jak ciągłe zaprzątanie młodego, chłonnego umysłu coraz częściej powtarzanymi hasłami, sentencjami, okruchami wiedzy, którą należy rozwijać we własnym zakresie. Hadrian Bolton należał do wąskiego grona osób (by nie popaść w przesadę i nazwać go człowiekiem), mających w zwyczaju kreowania własnej osobowości w oparciu o doświadczenia innych… jak i swoje, tak się bowiem składa, iż doświadczenie osobiste jest niewątpliwie pożyteczne. Ale gdyby się ściśle przestrzegało granic takiego doświadczenia, okropnie zacieśniłoby się twórczość, a nawet własny punkt postrzegania rzeczywistości. Gdyby trzeba było czekać starości, aby się ośmielić o niej mówić, albo ciężkiej choroby, aby móc o niej wspomnieć, gdyby trzeba było samemu doznać wszelkiej udręki albo zamętu umysłu, aby je ująć w słowa, przekonalibyśmy się, że do opowiedzenia pozostaje zaiste niewiele. I jasne jest, że o wielu sprawach w ogóle by nie opowiedziano, gdyż ten, co by ich doświadczył, mógłby nie być osobą obdarzoną talentem, zdolną do analizowania ich i wyrażania. Stąd zdolność dziedzica Dreadfort do ciągłego zdobywania doświadczenia, czy też raczej - ponownego jego rewidowania, wprowadzania ewentualnych poprawek i podsumowywania... a potem wydajniejszego korzystania. Los dla Boltona był siłą wyższą, która pozwalała na poszerzanie gamy zdobywanej wiedzy. Nawet równie wielka tragedia jak śmierć bliskich dla niego, Hadriana, stanowiła wyłącznie okazję - okazję do zgłębienia człowieczej natury, przejawianych przez bliźnich uczuć… i uzyskanie na ich temat odpowiednich informacji.
Lubię wiedzieć wszystko o ludziach, z którymi przyjdzie mi współpracować, zwykł powtarzać najmłodszy syn Loda Dreadfort, uśmiechając się blado do swych starszych braci. Red, Aegon, nawet Karl podsumowywali wypowiedzi młodszego brata krótkim śmiechem i machali obojętnie ręką, mówiąc „beznadziejny przypadek”.
Jak widać, nawet w największym szaleństwie istnieje pewna metoda… w tej konkretnej sytuacji - metoda przetrwania. A jednak nie każdy traktował śmierć w kategoriach idealnej okazji do poszerzenia własnego doświadczenia - niektórzy, w niepojęty dla Boltona sposób, przeżywali ją jako osobistą tragedię, koniec świata, eskalację niewyobrażalnego bólu i cierpienia. Na całe tygodnie, miesiące, jeśli nie lata pogrążali się w rozpaczy, tracąc bezcenny czas spędzany na ziemskim padole, z dala od bogów. W oczach Hadriana Jasper Arryn wyłącznie połowicznie należał do podobnej kategorii. Niewątpliwie, wciąż ubolewał nad śmiercią starszego brata oraz jego małżonki. Zapewne raz czy dwa pomyślał „dlaczego to nie mogłem być ja, dlaczego to on musiał zginąć?” Pewnie pragnął tym samym usprawiedliwić chwilową słabość, wyrównać rachunki między bezsilnością a obowiązkami… i choć na wymierne efekty należało jeszcze długo czekać, Bolton był pewien jednego: dalsza bezczynność w wykonaniu tego człowieka może okazać się wylanym wprost na płomienie dzbanem dzikiego ognia.
- Mam jedynie nadzieję, iż Twa pani żona nie wzięła mnie za kochanicę. - po bladych ustach przemknął grymas, który ktoś nierozważny mógłby nazwać „uśmiechem”.
Lub chociaż jego marną próbą.
Spokojnym, ale stanowczym ruchem dłoni Bolton omówił przyjęcia napitku, z niejaką podejrzliwością obserwując brunatną pianę unoszącą się na powierzchni mętnego piwa. Czekała ich wyczerpująca wędrówka przez górskie szlaki, których dziedzic Dreadfort nigdy nie przemierzał - jeśli więc nie chce podążyć w ślady Reinmara Arryna, powinien zachować trzeźwość umysłu.
I rozsądek.
- Opowiem wszystko po drodze, ser. Pewne… wieści nie powinny docierać do uszu postronnych. - ponowne drgnięcie kącików ust, tym razem zupełnie niepodobne do uśmiechu, było zapewne niewerbalną próbą zwrócenia uwagi na niewielkie grono obdartych gości karczmy, zainteresowanych zapewne treścią dialogu prowadzoną między dwoma mężczyznami… albo zawartością ich sakiewek. I choć ostatnią rzeczą, o jakiej dziś marzył Bolton, była portowa bójka - prawa dłoń swobodnie zsunęła się w stronę cholewy buta, gdzie na użycie wyczekiwał ostry jak brzytwa sztylet… ale Jasper dostrzegł delikatną zmianę w zachowaniu, w panującej w Sali atmosferze - i nie czekając na niesprzyjający obrót wydarzeń, po prostu wstał od stołu, kiwając lekko głową w stronę Hadriana, po czym ruszył do wyjścia… całkowicie niezrażony gniewnymi spojrzeniami ciosanymi przez awanturników.
Żałoba nie odebrała mu przynajmniej tupetu, przemknęło przez głowę dziedzicowi Dreadfort, gdy sam również podniósł się z miejsca, ruszając w ślad za Arrynem.

/ ztx2
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Karczma "Świt Westeros" Empty
PisanieTemat: Re: Karczma "Świt Westeros"   Karczma "Świt Westeros" Empty

Powrót do góry Go down
 

Karczma "Świt Westeros"

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Westeros.TV
» Antropologia Westeros
» Kwiatki Westeros
» Karczma
» Karczma

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Dolina Arrynów :: Gulltown-