Cóż, cela z widokiem na morze. O tym marzyła. Tyle szczęścia, było to chyba najprzyjemniejsze więzienie w jakim była. Czas leciał tu jakoś wyjątkowo szybko, no i nie była głodna. Jaki ten Papa Greyjoy łaskawy. Dni mijały, ona w zasadzie przestała je liczyć. Ciekawe, czy któryś z innych lordów postępował jak jej ojciec, zamykając swe dzieci w lochach, pewnie nie. Tylko tatuś Greyjoy był taki pomysłowy. No i pewnego pięknego dnia zobaczyła znajomą gębę.
- Robin, czego chcesz?- rzekła gdy go tylko zobaczyła. Na pewno nie przyszedł tutaj bez powodu. Kiedy usłyszała, że jej brat nie żyje, nawet nie mrugnęła, chyba zbyt wiele już przeżyła, żeby ruszały ją takie rzeczy. Śmierć przychodzi po każdego, ciekawe, kiedy przyjdzie po nią, tylko ona została ojcu. Musiał być bardzo zawiedziony, że to nie Caster żyje, a ona.
-Niechaj utopiony bóg nad nim czuwa. Co z moją załogą?- Liczyła na to, że odzyska chociaż część swoich ludzi.
- Oczywiście, że znajdę tego skurwiałego psa.- Nareszcie jakieś wyzwanie.