MG
Kolejny upalny dzień, nie różniący się niczym innym od całej mijającej reszty. Skwar lejący się z nieba, suche pustynne powietrze, nie ma jak klimat Dorne. Nic dziwnego, że ludzie chcieli chronić się i zaznać wytchnienia w ogrodach, oazach lub między chłodnymi ścianami pałaców królestwa. Tak tez i dzisiaj, jak każdego dnia od chwili przyjazdu Lorda Dorne do rodzinnego pałacu, gościł on w ogrodach z fontannami, ciesząc się wilgocią tego miejsca i dźwiękiem śmiechu rozbawionych dzieciaków dworzan. Starszy już mężczyzna siedział w swoim fotelu, cieszył oczy widokiem bawiących się dalej szkrabów i czekał na przybycie wnuczki. Przepadał za tym małym rozpuszczonym potworkiem. Niesforność to przywilej dzieciństwa a Aida zdawała się zeń korzystać całymi garściami, czym dziadka bardzo bawiła.
-Podajcie mi soku mango. Dobrze gasi moje pragnienie. - polecił służbie, która na krok nie odstępowała pana. Usługiwały lordowi dwie dziewczynki i chłopiec, każde w wieku nie więcej jak 12 - 14 lat. Dwoje z nich zastąpiło jakiś czas temu poprzednia parkę, która wysłużyła już swoje. Kilka minut później chłopiec przyniósł świeży dzban ulubionego lordowskiego napoju, nalano, a szklanicę podała złotowłosa dziewczyna, z miłym uśmiechem. -Moja wnuczka wyjechała już ze Słonecznej Włóczni. Stęskniłem się za nią? - Rzucił pytanie i natychmiast ktoś pobiegł, by sprawdzić, czy nie przyleciały ptaki z wieściami o wymarszu karawany. Lord popił soku, uśmiechnął się z westchnieniem czując jego słodki smak i upił kolejne kilka łyków. Oddał szklanicę i ponownie skupił uwagę na dzieciach. Nie minęło jednak chwil kilka, gdy skrzywił się, złapał za gardło jakby nagła zgaga go złapała, po czym zakaszlał. Najpierw delikatnie, potem ostrzej. Otoczyła go służba chcąc pomóc, odebrać polecenia, ktoś natychmiast pobiegł po maestra. -Nic mi nie jest... - Powiedział, ale było to kłamstwem ewidentnym, ponieważ na ustach i dłoni którą je zasłaniał gdy kaszlał była krew. Gdy dostał kolejnego ataku kaszlu krwi było już więcej, nawet gdy przestał kaszleć jej wciąż przybywało. Wybuchła panika. W jednej chwili stało się jasnym, że mężczyzna nie zakrztusił się sokiem a został otruty. Nic nie dało się zrobić. Władca Dorne dokonał żywota, leżąc przy swoim fotelu, dławiąc się, krztusząc i topiąc we własnej krwi...
Cały pałac postawiono na nogi, ciałem zajął się Maestr, wysłano ptaki, straż zatrzymała służących, którzy mięli kontakt z dzbanem, kucharzy i przeszukali pałac w poszukiwaniu czegoś, lub kogoś podejrzanego...