a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Altaris Wylde



 

 Altaris Wylde

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Gość

Anonymous

Altaris Wylde Empty
PisanieTemat: Altaris Wylde   Altaris Wylde EmptyPon Lut 29, 2016 9:34 pm


Altaris Wylde










Wiek:
22 Dni Imienia
Miejsce urodzenia:
Koniec Burzy
Ród:
Wylde
Stanowisko:
Dziedzic Rodu Wylde
Deszczowy Rycerz

Aparycja

Nazbyt wysoki, jeśli wziąć pod uwagę otaczających go ludzi - na pewno wybija się ponad tłum. Nazbyt młody na tak bujny zarost i surowy wyraz twarzy. Chociaż dobrze wyglądający i uznawany za atrakcyjnego, to sam Altaris za takiego się nie uważa i nie rozgląda się za miłością, cały czas spoglądając na otoczenie raczej ze smutkiem, niż z radością i pożądaniem. Jest on więc wysoki, młody, choć poważny. O skórze raczej jaśniejszej i bledszej, niż u przeciętnego mieszkańca Ziem Burzy, świadczącej o przodkach pochodzących raczej z Północy. Na pewno nie od strony południowo-wschodniej, gdzie skóra przybiera barwę miodu lub piasku - kto gdzie żyje, tak przysposabia się do otoczenia. Krótki, lecz bujny, zadbany zarost w ciemnym, brązowym kolorze układa się w brodę, bokobrody i wąsy, stercząc lekko do przodu gęstym włosiem. Altaris uważa, że dodaje to mu jeszcze więcej powagi i dojrzałości do młodego wyglądu. Włosy sięgające normalnie ramion w pofalowanych kaskadach, zaczesuje i spina z tyłu jako nie przeszkadzającego, ale równocześnie dobrze wyglądającego koka. Oczy ma, jak było mówione, niezwykle smutne. Barwą najbliżej błękitne, odczuciem zimne i dojrzałe, niczym u wieloletniego bywalca tego świata. To tak, jakby to nie były oczy jego, a być może jego ojca, do którego podobno jest tak bardzo podobny. Jego szerokie barki świadczą o wyćwiczonej sile długich rąk, podkreślając wytrenowaną wieloma godzinami ćwiczeń sylwetkę. Prawe biodro ozdobione okrągłą, delikatną blizną po bełcie z kuszy, której dorobił się na jednej ze swoich przygód. Plecy poranione są wieloma ciemnymi bliznami, leżącymi na krzyż, czasami jedna blizna na drugiej, układając się w poprzekładaną drabinę po śladach bicza.


Biografia


Urodzony w Końcu Burzy, Altaris był przedstawicielem jednego z pomniejszych, ale nie oznacza to, że mało znaczących rodów na Ziemiach Burzy. Przyszedł na świat jako zdrowe, płaczące niebywale głośno dziecko, jako jedyny dotąd syn Lorda Wylde'a - pana na Deszczowym Domu. Sorin Wylde, jego ojciec, był zaś człowiekiem niezwykle surowym i uważanym za smutnego, co pasowało do jego miana jako pana Deszczowego Domu. W końcu z tym kojarzy nam się deszcz. Sorin tamtego dnia uśmiechał się chyba więcej, niż całe swoje życie, w końcu doczekawszy się syna z prawego łoża, nie licząc poprzedniego bękarta. Wtedy rodzina musiałaby przejść w ręce brata Sorina, a wujka Altarisa. Sorin nie lubił swojego brata, który zawsze mu zazdrościł. Ale, na szczęście, Altaris przywitał swoje życie z płaczem, który zwiastował zmianę czasów dla rodu. Płaczem donośnym jak okrzyki bitewne. Potrzebowali zmian, bo Wylde'owie nie mieli wtedy tak silnej pozycji. Liczono się z nimi, ale nie brano ich pod uwagę podczas rozpraw politycznych o przyszłości Ziem Burzy. Sorinowi się nie udało tego zmienić, może uda się to Altarisowi?

Cięcie i blok. Skok oraz odskok. Akcja i reakcja na bodźce i nadchodzące zagrożenia. Nieustannie pozostawać w ruchu i zabić, samemu nie będąc zabitym.
Styl walki, a właściwie przywłaszczony styl walki, którego uczył go jego przybrany, bękarci brat - Tom, różnił się od tradycyjnego stylu, wypracowanego przez większość rycerstwa w taki sam, identyczny układ kroków i rodzajów uderzeń. Musiał być nieprzewidywalny - to dawało mu więcej szans podczas walki. Altaris nie wiedział, skąd ten styl pochodził. Chyba jego brat też tego nie wiedział. Podobno ten styl wywodził się gdzieś zza wody na wschodzie. Skąd dokładnie? Nie wiedział. Podobno gdzieś z miejsca, gdzie roztaczają swoje piaski pustynne wydmy. Wyobrażając je sobie, oczami zawsze próbował pokonać gęstniejącą ciemność nad głębokimi wodami, które oddzielały Deszczowy Dom od Dorne. Miejsca, które budziło w nim niepokój. W takich chwilach często pojawiała się z nim Andia - jego siostra, która również była bękartem, jak Tom. Z nią jednak nie było problemów, tak jak z Tomem - zawsze była miła, pogodna i łagodna. Lubił przyrównywać ją do wiosny. Kochał ją tak, jak brat kocha siostrę. Nigdy nie myślał o tym w inny sposób. Była dla niego zawsze miła, chociaż gdy zostawali sami często go krytykowała. Byli typem rodzeństwa, gdzie Altaris lubił wyzwania - szalone rzeczy, które kończyły się albo stłuczeniem czegoś, albo siniakami i zadrapaniami. Andia zawsze próbowała go powstrzymać, a potem pomagała mu ukrywać dowody na psoty, albo opiekowała się nim, gdy się źle czuł.

Andia była dla niego bardzo ważna. Gdy więc zachorowała i była przykuta do łóżka, Altaris przesiadywał u niej tyle, ile tylko się dało - nie mógł pozwolić, żeby osoba, na której najbardziej mu zależało, była samotna. Opowiadał jej o wszystkim, przynosił jej prezenty. Inna sprawa miała się z Tomem. Bo gdy Andia czuła się gorzej, on wydawał się tym nie przejmować. Może nawet po cichu cieszył się z tego. Pewnej nocy, po wieczorze w sali biesiadnej, gdzie Tom pokłócił się z Sorinem o coś, czego Altaris nie usłyszał, zdarzył się pewien incydent. Obudzony w nocy ujrzał nad swoim łóżkiem sylwetkę ciemną i tajemniczą jak najczarniejsza noc - dopiero potem rozpoznał Toma, który z obnażonym nożem rzucił się na chłopaka. Bez słowa ostrzeżenia, wyjaśnień, przeprosin czy prośby o przebaczenie za tak haniebny czyn. Altaris zsunął się z materiałem po łóżku, upadając głucho na podłogę i chowając się prędko pod łóżko, unikając noża wycelowanego w ciemnościach. Po żadnym słowie padł huk otwieranych drzwi, gdy do pokoju wpadli strażnicy, wraz z wybudzonym, wściekłym Sorinem.

- Zostanę panem na Deszczowym Domu. Usiądę na moim tronie, który jest mój. I tylko mój. Potem usiądę na każdym tronie, krześle czy fotelu, jaki mi się wymarzy. A Ty nic na to nie poradzisz - odpowiedział swojemu bękarciemu bratu, złapanemu i obezwładnionemu przez straż. Altaris był równie wściekły, co Sorin, że ktoś próbował takiej zbrodni. Tak straszliwej zbrodni - jak można pozbawić kogoś życia? Jedynej rzeczy, którą ma każdy człowiek, która stanowi jego ja. Niemniej, Tom nadal pozostawał jego bratem. Zasługiwał na dobrą, szybką śmierć, daną mu dobrotliwie przez ostrze. Jednakże jego ciało zostało wywieszone na widok przez ojca, by wszyscy widzieli, co spotyka tych, którzy chcą zagrozić Rodowi Wylde. To było jak wiadro zimnej wody w chłodny wieczór. Jego własny brat chciał go zabić dla władzy. A skoro mógł to zrobić jego brat, to co powstrzyma innych? Tych, których nie zna, a miał dopiero poznać. Każdy będzie chciał odebrać mu wszystko, co mu drogie. On nie mógł na to pozwolić.

Sorin, który jak na wieloletnie życie, zachowywał nadal bystrość umysłu i siłę w ciele. Dlatego też postanowił wysłać Altarisa do Końca Burzy, wraz z Andią, by uczyli się dworskiego życia, oraz znaleźli sobie jakąś dobrą partię na małżonków. Sorin próbował przypodobać się Baratheonom, więc robił wszystko, by zdobyć ich aprobatę. Wraz z dwójką dzieci wysłał też zbrojny oddział oraz Dowódcę Straży na Deszczowym Domu, Logbotta Storma. Miał się uczyć bycia rycerzem. Finalnie niedługo później cała trójka wróciła do rodowej siedziby. Nadciągnęły niepokojące wiadomości o toczących się wojnach, w których Sorin nie chciał brać udziału. Cóż za tchórzostwo. Cóż za marnotrawstwo potencjału na zdobycie władzy, jakikolwiek by miała smak.

Zostało mu tylko dbać o to, by włości pozostawały bezpieczne na czas, gdy żołnierze opuszczają Ziemię Burz, a na drogi wychodzą bandyci. To była dla Altarisa szansa na zdobycie doświadczenia, oraz wyzbycie się emocji z powodu nie brania udziału w wojnie. Każdego ranka, gdy wstawało słońce, zastanawiał się, czy byłby martwy, czy może pił teraz piwo z Lordami rodów, które nie boją się walki. Jakby to było, gdyby uciekł z domu i rzucił się w wir wojenny? Nie mógłby jednak zostawić Andii samej. Zarówno samej pod jego nieobecność, jak i samej, gdyby nigdy miał nie wrócić. Więc gdy tylko do Deszczowego Domu nadszedł posłaniec, informujący o grasujących bandytach, palących gospodarstwa nieopodal ich granicy, nieubłaganie zbliżających się do majątku, wyjął swój miecz, by dzierżyć go z dumą. Wtedy pierwszy raz miałby się napić krwi. Był już wysokim, pełnym energii młodzieńcem. Wesołe, pełne zawadiackiego wyzwania oczy błądziły po tym, co nowe, czerpiąc z tego jak najwięcej. Konny oddział wyjechał przez bramę w dużej liczbie. W poszukiwaniu przygód, bądź sprawiedliwości. Mało istotne. Jechali, by zabijać.

Miecz śmignął w powietrzu, gdy Altaris, odziany w czerń i zamalowaną ciemną tonacją zbroję uciął głowę grubemu padalcowi, którego dłonie wciąż spoczywały na penisie. Z istną euforią przyglądał się mężczyźnie z nazbyt długą chwilą, co nie przystoi mężczyźnie kochającemu kobiety. Krew kaskadą trysnęła na jego twarz i napierśnik. Dysząc ciężko zaczął odróżniać odrywające się od otoczenia kilka ciemnych sylwetek. Jego towarzysze, biorąc tą kradzież czyjegoś życia za znak, ruszyli gromkim biegiem na skupisko wokół ogniska, prawie całkowicie zmożone albo snem, albo mocnym trunkiem. Deszcz mieczy i toporów spadł na bandytów niczym sprawiedliwe krople bożego rozkazu. Ostrza rozczepiały twarze, topory trzaskały czaszki. Altaris z okrzykiem na ustach rozcinał torsy. Ktoś tak mocno uderzył bandycie w szyszak, że ten wbił mu się w głowę. A on wtedy zaczął rozumieć, czemu ludzie tak bardzo się zabijali. Czemu Tom był gotów odebrać mu życie. To uczucie było piękne. Wracał do domu niczym bohater. Spełniony. Pewny siebie.

Niedługo potem zaczął się przechwalać, spędzając długi czas na podróżach po Ziemiach Burzy. Był w końcu synem lorda, z kilkuosobową drużyną. Lubił więc odjeżdżać z dala od swojego rodowego domu, często zabierając ze sobą Andię. Jeśli podróżowała wraz z nim, wtedy wybierał mniej emocjonalne rozrywki. Podróżowali po sąsiadach, jeździli po lesie i nawet okazjonalnie Altaris uczył ją fechtunku, jako, że na tym znał się chyba najlepiej. Jeśli jednak nie zabierał jej, bo to też nie raz się zdawało, gościńce zazwyczaj witały go dużą ilością trunku, potem zatrzymywały go na dłużej pięknymi, młodymi kobietami, a na sam koniec żegnały sympatycznymi bójkami. Czuł się jak król świata. Jak król bardzo małego świata. Poczuł się tak pewnie, że nic nie może mu się stać, że postanowił podróżować. Jako, że Deszczowy Dom leżał koło wybrzeża, to mieli nie jeden statek. Postanowił wykorzystać załogę jednego ze statków, by wraz z nim popłynęli na wschodnie wody. Dla samego faktu przygody i nieznanego. Wtedy był jeszcze bardziej lekkomyślny. Może głupi. Szalony nie było odpowiednim słowem.

Gdyby ktoś powiedział mu wtedy, że jest głupi, z pewnością by go to zabolało. Słowa bolą, ale nie tak, jak bicz. Bicz bowiem boli bardziej, bo uderza wstydem, nie jak miecz, z honorem. Egzotyczny statek porwał go niedawno z potrzaskanych pozostałości po statku, którym wpłynął nieopodal klifów na wschodnich wybrzeżach Ziemi Burz. Kapitan odradzał mu podróż tamtym szlakiem, ale on chciał odwiedzić po raz pierwszy wody nieopodal Dorne, by zobaczyć je na własne oczy. Statek wpadł na jakąś podziemną skałę, która roztrzaskała kadłub, a on sam stracił przytomność, uczepiając się beczki, którą wyłowili ów mężczyźni, których Altaris nazwał piratami. Nie znał języka, nie znał krainy, z której pochodzili. Wiedział tylko, że wszyscy, którzy jak on siedzieli przy wiosłach, byli do tego zmuszeni tak samo, jak on. Mało jedli, a dużo robili. Niektórzy podczas jego niedługiego pobytu zdążyli już umrzeć, bądź zostali sprzedani w nadbrzeżnych targach. Czuł się tak, jakby ktoś zabrał mu wszystko. To było jakby ktoś skradł mu jego życie. Bo co mógł robić, skoro był niewolnikiem? Nie wyobrażał sobie czegoś gorszego. A owszem, było dużo gorszych rzeczy. Znał wtedy bat tak dobrze, jak znał Andię. Nie bał się już na jego widok tak, jak wcześniej, a pozdrawiał go jak starego przyjaciela. Musiał wiosłować i ani na chwilę nie przestawać.. Musiał wiosłować, by odzyskać wolność. Wieczorami, gdy rozdawano jedzenie, zmuszano ich do walk pomiędzy sobą - Ci, którzy przegrywali, nie jedli. Ci, którzy długo nie jedli, umierali, albo usługiwali innym niewolnikom za odrobinę jedzenia. Niektórzy sprzedawali innym nawet swoje ciało. Altaris z początku przegrywał prawie każdą walkę. Nic nie jadł i nic nie pił. Nie miał jednak zamiaru usługiwać komukolwiek. Wtedy podzielił się z nim niewolnik, który znał język, którym posługiwano się w Westeross. Przedstawił się jako Habud. Nie był jednak w stanie wyjaśnić, skąd dokładnie pochodził. Podzielił się swoim posiłkiem i robił tak zawsze, gdy Altaris przegrywał z innym niewolnikiem. Kiedy zaczęli obaj wygrywać częściej, czasami oddawali swoje jedzenie innym - sami musieli pozostać silni, by przetrwać. Pomimo tego, że on i Habud wygrywali i byli najedzeni, to daleko temu było od wolności, bezpieczeństwa i wygody. Piraci prawie każdego dnia biczowali ich, szydzili z nich i wymyślali wszystkim niewolnikom bezsensowne kary. Trzymanie kosza z kamieniami na głowie, skakanie po pokładzie, udając żabę, czy chociażby tarzanie się w mokrych ubraniach po piasku, co skutkowało obtarciami i krwawymi śladami. Gdy tego nie robili - bito ich. Raz Altaris postanowił oddać po ciosie bata, wybijając czarnoskóremu oprawcy zęby. Inni piraci wyśmiewali się z niego, że dał się podejść chudemu, blademu marynarzowi z "osranych przez ptaki klifów". Karą były baty, które spadały na jego skórę nawet, gdy stracił przytomność i przestał odczuwać ból. Habud próbował powstrzymać pirata przed niechybnym zabiciem dziedzica rodu Wylde. Więc i on dostał karę biczowania. Gniew jednak został rozładowany i obaj mogli niespokojnie próbować zasnąć przed kolejnym dniem wiosłowania. Nie miał prawie niczego, poza rozpaczliwego pragnienia wolności i ucieczki.  

Wieczorem, gdy podczas jednej z walk Habud odmówił dobicia swojego pokonanego przeciwnika, piraci postanowili go zabić, bo sprawiał za dużo kłopotów. Altaris, pracujący przy statku, nie widział tego, jak ciało mężczyzny pada pod ciosami drewnianych pałek, by potem powiesić je dla oczu wszystkich jako przestrogę. Wszystko przestało się liczyć. Albo śmierć w śmierdzących klatkach od głodu, albo biczowanie na pokładzie statku tak długo, aż padnie z wycieńczenia. Ryzyko było wielkie, ale wolał zginąć, niż dalej żyć we wstydzie i upokorzeniu. Udało mu się zaskoczyć pierwszego wartownika, który odszedł od ogniska. Swoim łańcuchem udusił mężczyznę, który zaczął bić jako jeden z pierwszych, gdy Habud odmówił zabicia innego niewolnika. Po otworzeniu kajdan i dobyciu pirackiego miecza zabił następnego, uwalniając część niewolników. Nie wszyscy piraci byli tam wtedy - większość udała się do pobliskiego domu gdzie serwowano trunki i dziwki. Niesamowite z jaką furią potrafią zabijać ludzie, którzy przez większość czasu ten gniew przyjmowali od innych. Kamienie, łańcuchy i pięści głucho spadały, łamiąc kości, rozbijając nosy i otwierając łuki brwiowe. Długie, czarne palce wyłupywały oczy, dusiły szyje i przytrzymywały ciała, by wbijać w nie zęby i ostrza. Bose stopy uderzały o piasek, gdy gromada wskoczyła do statku, które wcześniej było więzieniem. Teraz miało być wolnością. Altaris skierował swój statek na zachód, w kierunku domu. Nie wszyscy chcieli popłynąć - niektórzy woleli uciekać pieszo. Niemniej, Westeross wydawało się bezpieczniejsze, gdzie handlarze niewolników nie dotrą.

Z dniem jego przybycia, gdy do portu rodowego zawinął statek z brudnym, wychudzonym, bladym dziedzicem na pokładzie, na powitanie wyszło mu kilku strażników z Logbottem na czele, by sprawdzić, kto zawinął do ich skromnego portu w Deszczowym Domu. Radościom nie było końca. No cóż, było. Co prawda nawet jego ojciec, surowy i poważny Sorin cieszył się tak, jak podczas narodzin Altarisa. Andia płakała ze szczęścia, tym samym wymuszając na nim samym płacz, którego z początku się wstydził. Czuł jednak, że to go oczyszcza. Sprawia, że cały ten ból i bród, którego nie mógł z siebie zmyć faktycznie staje się mniej widoczny. Płakał długo. Pomimo tego, że był to niezwykle szczęśliwy moment, to nie potrafił już tak często się uśmiechać. Cały czas czuł strach, gdy tylko wypływał statkiem w morze, albo podróżował po Ziemiach Burz. Wszędzie byli źli ludzie, którzy krzywdzili innych - zabijali dla zysku i czystej przyjemności. Rabowali, gwałcili, porywali i poniżali niewinnych. Pomimo lęku przed ponowną niewolą, musiał zdobyć się na odwagę, by obronić wszystkich tych, którzy nie obroniliby się sami.

Koń spięty do ucieczki rżał niespokojnie, nie mogąc złapać powietrza.
Gdy wyruszył ścigać bandytów, nie sądził, że sprawy przyjmą taki obrót. Jego wierzchowiec był szybszy od innych i gdy ścigał jeźdźców, zgubił za sobą własnych wojowników. Gdzieś po leśnych drogach błądzili za nim, próbując odnaleźć dowódcę, który poganiając konia wjechał z leśnego traktu wprost do płonącej wioski, doganiając pierwszego z nich i otwierając mu plecy mieczem. Nerwowe zawołania zwołały za nim grupę rozwścieczonych grubian, których powinien był nauczyć większej moralności. Unikając wystrzelonej strzały staranował unoszącego topór mężczyznę, którym to chciał pozbawić leżącego na ziemi starca życia. Koń rzucił się z parsknięciem do przodu, przeskakując przez drewniane ogrodzenie, by uciec w kierunku lasu. Strącony staranowaniem bandyty Altaris spadł ciężko, z trudem stając na nogach. Miecz zaśpiewał, odpijając wrogą klingę raz i drugi. Wycofując się do tyłu znów poczuł znajomy strach - przed śmiercią i cierpieniem. Jednakże chęć przeżycia i pomocy w przeżyciu wszystkim tym, którzy wśród tych palących budynków walczyli o życie, motywowała go do stawieniu strachowi czoła. Kosookie, patrzące złowróżbnie twarze wykrzywiały się w paskudnych grymasach. Nie było wątpliwości, że zabiliby go bez chwili zastanowienia. Jedną ręką odparł kilka ciosów, przyjmując je na miecz, a drugą pociągnął za sobą starca, który wstał i uciekł gdzieś za plecy młodego Wylde'a.

Z przodu zapanowało poruszenie, gdy rycerz w barwach Baratheonów skoczył na koniu, rozganiając bandycki tumult niczym bydło. Jeźdźcy wpadli między nich, tnąc i rąbiąc w imieniu wyższej idei. Altaris sparował kolejny cios, ledwo co odrzucając grot włóczni skierowany w jego tors - okręcił się na własnej pięcie, ucinając odziane w grube warstwy śmierdzącego materiału ramię. Następnie odskoczył do tyłu, by bez ryzyka zostania dźgniętym rozejrzeć się po zebranym tutaj oddziale. Skoczył na spotkanie pierwszym dwóm, zbijając włócznię w dół, parując klingę zakrzywionej szabli i pozbawiając kolejnych dwóch przeciwników głów. Szczęśliwymi seriami ciosów i dzięki wyuczonym przez lata treningom walki i fechtunku wywalczył sobie życie. Bełty śmignęły niby znikąd trafiając go w nogę i plecy, gdzie druga rana była lżejsza z powodu zmniejszenia prędkości bełtu - może trafił w coś po drodze. Większość jednak minęła go i trafiła właściwego celu. Bandyckie nasienie niczym od podmuchu nagłego wiatru zostało mocno osadzone na ziemi, strącone przez kuszników - Jak Cię zwą? - zapytał młody, brodaty mężczyzna. Być może Baratheon. Wtedy Altaris uśmiechnął się szeroko - Altaris. Szalony. Dziedzic Rodu Wylde.

- Witaj Altarisie, jestem Aylward Baratheon - Pan na Deszczowym Domu zgiął się w ukłonie. Wiele ryzykował poprzednią bitwą, jaką tutaj stoczył. Tak rodziły się legendy - z ryzyka, odwagi i wielkiej dozy szczęścia. Oraz dobrych znajomości, naturalnie. U niego jednak więcej polegało na odwadze - bo musiał być odważny, by przełamać swój strach. Wojna z Dorne miała dać mu okazję, by ten strach okiełznać, ale jego ojciec, Sorin, nie zgodził się na udział rodu w tej wojnie, jako, że miało to być zbyt ryzykowne. Altaris zastanawiał się, czy po prostu znowu nie uciec, byle by dostać to, czego chciał - szansy na sławę.

Wojna nie trwała długo, co trochę zasmuciło już dorosłego Altarisa. Chciałby walczyć w imieniu swojej krainy przeciwko Dorne. Po to przygotowywał się większość swojego życia. A teraz, kiedy wojna dobiegła końca, wcale nie podbito Słonecznej Włóczni. Musiał wziąć sprawy w swoje ręce, by zauważono Deszczowy Dom na tle innych siedzib rodowych. Nie mógł pozwolić, by pozostawali byle kim. Jako, że wtedy dużo czasu spędzał w domu, głównie na treningach z Logbottem oraz spędzając miło czas z Andią, postanowił porozglądać się po własnych, przyszłych włościach. Postanowił wykorzystać wartką rzekę nieopodal zamku i przekonał ojca, by zbudować tam młyn, jakich wiele było w okolicach bogatszych niż ta, w której oni mieszkali. Dużo wtedy też polował - rekreacyjnie, bo nie miał wielkich umiejętności do polowań. W końcu Deszczowy Dom leżał tuż koło Deszczowego Lasu.

Na naciski i wielkie prośby, ojciec zgodził się, by Altaris jako zachciankę powołał swój specjalny oddział gwardzistów, którzy mieliby strzec jego oraz Andii - takie było główne założenie. Altaris chciał jednak mieć grupę zaufanych i wytrenowanych osób, z którymi mógłby ruszyć do boju i zadbać zarówno o bezpieczeństwo Deszczowego Domu, jak i o jego wpływy w sąsiedztwie. Zwykli strażnicy spełniali swoją rolę, ale nie będą z nim żeglować, bądź ruszać do boju. Potrzebował kogoś zaufanego. Wraz z Logbottem wybrał spośród najlepszych wojowników, żołnierzy, strażników, marynarzy i wszystkich mieszkańców Deszczowego Domu i okolic małą grupę. Może było to nie więcej niż przysłowiowe dwadzieścia osób, które zostały wybrane nie tylko ze względu na umiejętności, ale również na patriotyzm wobec Ziem Burzy i samego rodu Wylde. Jako, że armie rodowe zazwyczaj liczone są w tysiącach, to kwestia dwudziestu osób dla Lorda Sorina nie powinna wydawać się zbytnią inwestycją czy zagrożeniem dla skarbca. Deszczowy Las wzbogacił się o skromną, kamienną strażnicę na południowy-wschód, w kierunku wybrzeża. Altaris wraz z Logbottem wyszkolili owe dwie dziesiątki żołnierzy, co trwało do chwili obecnej, czyli może jakiś rok od chwili ich powołania. Szkoleni oni byli we współpracy podczas walki, by działać jako oddział, a nie pojedyncze jednostki. Doskonalili swoje umiejętności, oraz, co równie ważne, uczyli się zbierania informacji oraz walki niekonwencjonalnej - na przykład za pomocą otoczenia, albo bez broni, jeśli przyjdzie potrzeba walczyć, będąc nieuzbrojonym. Przykładem takich nauk były informacje, że lepiej spalić spichlerz i wciągnąć wroga w zasadzkę, niż stanąć do otwartej bitwy. Oddział miał być mały. Miał być mały, szybki i łatwy w kontrolowaniu. Dodatkowo, dobrze opłacany ze skarbca rodowego. Na jego czele stanął sam Altaris.

Dwudziestu żołnierzy, którzy byli lepiej wyszkoleni od innych wojowników z armii rodu Wylde, których uczono podstaw taktyki i współpracy. Nie było to zbyt wiele, ale w porównaniu z ogólnym poziomem powołanego do wojska chłopa było już czymś. Deszczowa Gwardia. Chwytliwa? Prostolinijna? Altarisowi się podobała taka nazwa. Mała grupa wiernych mu żołnierzy, gdzie zawsze towarzyszyło mu ich co najmniej kilku w porządnych, jednolitych pancerzach. Ciężkie i skórzane, obite miejscami płytą i kolczugą. Mieli na sobie tabardy z herbem rodu, ale nie nosili ich cały czas, jeśli nie wymagała tego sytuacja - czyli nie nosili ich podczas wykonywania misji. Ale, gdy gdzieś podróżowali, to już tak. Byli jego przybocznymi - ochroniarzami i ludźmi, którym ufał. To z nimi Altaris wypływał statkiem do Końca Burzy - na uczty, libacje alkoholowe, pojedynki i rozmowy z tymi, którym przysięgał wierność - z Baratheonami. Podziwiał ich. Było w nich coś iście królewskiego - ich twarze, spojrzenia, sposób mówienia. Jeśli chciał być wielki, musiał przesiadać z wielkimi. Teraz więc zostawało, by znaleźć miejsce i czas, by stać się wielkim. Nie mógł pozostać dziedzicem na zamku, którego położenia nikt na mapie by nie wskazał.

Gotów był, by wsiadać na statek i opłynąć świat. Teraz wystarczyło tylko zdobyć wpływowych przyjaciół, by zdobyć to, czego tak pragnął - władzy.


Ekwipunek


- Długi, jednoręczny miecz obosieczny z wydrążonymi wzdłuż klingi kanalikami by pokrywać go równomiernie trucizną. Rękojeść z jelcami przypomina złożone do lotu skrzydła pierzastego ptaka z metalu. Na końcu głowni wymalowano na stali zawijas herbu Wylde.
- Kopia bojowa, solidna, zakończona ostrym szpicem. Wymalowana na czarno z kilkoma kruczymi piórami przy szpicu.
- Zakrzywiony nóż schowany w opasce koło łydki.
- Dwie tarcze heraldyczne - jedna całkowicie czarna - druga w herbie Wylde
- Pełna zbroja, w której walczył kiedyś jego ojciec - stalowa i płytowa, nabijana złotymi guzami i ozdobiona kilkoma surowymi dodatkami i miedzianymi pasami. Wykuta została na zamówienie przez nieznanego Altarisowi przyjaciela jego ojca, jako prezent, w samej Królewskiej Przystani. Jako hełm nosi wzorowany na tych Królewskiej Gwardii. Tyle, że zamiast trzech zębów na czubku ma jeden, z którego dodatkowo wychodzi czarny pióropusz.
- Czarna, gruba koszula podszywana nićmi w złotym kolorze. Wysoki kołnierz. To jego wyjściowy ubiór. Czarne spodnie również złoto podszywane.
- Szary, długi do kolan, gruby płaszcz z szerokimi rękawami, w którym zazwyczaj pływa - woda z solą morską niszczy materiał.
- Czarny, jak większość jego własności rumak o imieniu Egon
- Ulubiony, zbudowany z ciemnych desek z Deszczowego Lasu, o czarnym żaglu (w razie misji oficjalnych i dyplomatycznych jest w porcie żagiel z herbem rodu Wylde) raczej średniej wielkości statek. Nie jest to statek wojenny, bo ma być od nich mniejszy, szybszy i zwrotniejszy. Pomieści jednak sporą załogę - ma też dwa rzędy wioseł. Altaris nazwał go Deszczowcem.
- Prosty, srebrny łańcuszek z szafirową łzą na samym końcu, mającą symbolizować kroplę deszczu. Taką samą ma Andia, jego siostra.


acidbrain



Ostatnio zmieniony przez Altaris zwany Szalonym dnia Wto Mar 01, 2016 3:18 pm, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry Go down
Ivory Targaryen

Ivory Targaryen
Dorne
Skąd :
Dorne, Słoneczna Włócznia
Liczba postów :
2203
Join date :
23/10/2013

Altaris Wylde Empty
PisanieTemat: Re: Altaris Wylde   Altaris Wylde EmptyPon Lut 29, 2016 10:21 pm

No to od początku!
Proszę uzupełnić avatar i pole profilu, zdjęcie w karcie musi być szersze, aby estetycznie pasowało. Opis aparycji jest stanowczo zbyt krótki, tak lakonicznego dawno nie widziałam, a na Seven Kingdoms dbamy o jakość. Karta postaci jest Twoją wizytówką. Nie wspomnę nawet o minimalnych wymaganiach, które musiałeś przeoczyć, bo czytając tę kartę mam wrażenie, że nie zadałeś sobie tego trudu, aby zapoznać się z regulaminem, czy którymkolwiek innym tematem.
Nie startujemy od pozycji Lorda. Najwyższa pozycja jaką możesz zająć w rodzie to dziedzic tegoż lorda, także to jest do zmiany. Jest to napisane zarówno w regulaminie, jak i przy rodowych strukturach.

Cytat :
Cięcie i blok. Skok oraz odskok. Akcja i reakcja na bodźce i nadchodzące zagrożenia. Nieustannie pozostawać w ruchu i zabić, samemu nie będąc zabitym. Jego styl walki, a właściwie przywłaszczony styl walki, różnił się od tradycyjnego stylu, wypracowanego przez większość rycerstwa w taki sam, identyczny układ kroków i rodzajów uderzeń. Musiał być nieprzewidywalny - to dawało mu więcej szans. Bękarci brat być może sądził, że to on zostanie nowym Lordem po śmierci ojca.

A skąd się wziął ten niebanalny styl walki? Z powietrza, sam wymyślił? Ani słowa o nauczycielu. Pozwolę sobie wspomnieć, że walka ostrzami z Essos, czy nauka tychże sztuk walki powtarzała się na forum tak często, że warto to przemyśleć.

Cytat :
Na Ziemiach Burz nie było zbyt wielu pustyń. Ale wiedział, gdzie są.

Tak właściwie to na Ziemiach Burzy nie ma pustyń.

Cytat :
Oczami zawsze próbował pokonać gęstniejącą ciemność nad głębokimi wodami, które oddzielały Deszczowy Dom od Dorne. W takich chwilach często pojawił się Hubot - chłopak, którego kupili mu rodzice. Jako jedyny był dla Hubota miły, a sam Hubot jako jedyny w całym zamku wydawał się rozumieć Altarisa.

Wiem, że to trudne w serialu do przeoczenia, Daenerys Targaryen wszak bardzo rzadko powtarza coś o niewolnictwie i Siedmiu Królestwach, ale powtórzę - w Westeros niewolnictwo jest zakazane.

Cytat :
- Zostanę panem na Deszczowym Domu. Usiądę na moim tronie, który jest mój. I tylko mój. Potem usiądę na każdym tronie, krześle czy fotelu, jaki mi się wymarzy. A Ty nic na to nie poradzisz - odpowiedział swojemu bękarciemu bratu, złapanemu na próbie zabicia go we śnie. Altaris nie wiedział, co obiecał strażnikom jego brat, że pozwolili mu wejść do jego komnat z obnażonym mieczem. Nie wiedział, ale go to nie interesowało. On bowiem obiecał im dużo więcej. Ostrze długiego noża śmignęło i zaśpiewało w powietrzu, trafiając w głowę. Zabójca, czy nie zabójca, to nadal brat. Zasługiwał na dobrą, szybką śmierć. Ale jego ciało i tak zostanie wywieszone na widok. Nikt się nie sprzeciwi, bo kto? Ojciec i tak tylko śpi lub walczy ze śmiercią. Kwestia czasu - Doskonale, Hubocie. Tego się po nas nie spodziewali.

No ja przepraszam bardzo, ale zabójstwo, które każdy puściłby płazem? O którym wie każdy? Ot tak, bo co mogą zrobić? Wiele mogą zrobić, jeśli nie było żadnych wyjaśnień. Proszę o wyjaśnienie dlatego Altaris nie został oskarżony.

Cytat :
- Nie chcę tego słuchać. Nie ma znaczenia, czy to może zostać źle odebrane. Jestem Panem na Deszczowym Domu. Teraz to ja jestem tutaj władcą. Ród Wylde jest na tyle silny, by mieć swojego Maestera, to czemu przesadą byłoby mieć swoją własną radę doradców - dawna sala z trofeami myśliwskimi ojca zamieniła się w trofea wojenne, dyplomatyczne i historyczne, które tylko dało się zebrać. Powieszono barwne banery.

Ogólnie rzecz biorąc Lordowie mają doradców takich jak zarządcy, ale nie jest to nazywane Radą. Rada to jest na dworze królewskim, a nie u pomniejszego lorda, bo ród Wylde nie naeży do wybitnie potężnych na Ziemiach Burzy. Zapraszam też do zapoznania się z definicją słowa "baner" - http://sjp.pwn.pl/slowniki/baner.html. Rodowe są sztandary ewentualnie, nie banery.

Cytat :
Altaris został pełnoprawnym dowódcą według wszystkich praw i tradycji. Zatwierdzony przez Baratheonów oraz przez swoich własnych ludzi.

Eeee, ale dowódcą czego? Fortecy z ziemniaków? Bo z tego zdania nic nie wynika konkretnego.


Cytat :
Tak więc miał własnego Maestera Soliusa, który miał pomagać wszystkim w obowiązkach. Własnego Starszego nad monetą i statkami - siostrę Andię. Własnego Lorda Dowódcę Straży, Logbotta Storma. Swojego kuzyna Julina, który był też Starszym nad prawami.

Obawiam się, że tytuł Starszego nad Monetą, czy Prawami obowiązuje tylko w Małej Radzie władcy Siedmiu Królestw. Zresztą - jakimi prawami u Wylde? W Rain House obowiązuje inne prawo niż w reszcie Siedmiu Królestw? Skoro te słowa nie są w użyciu, no to w jakim celu ich użyłeś? Tak się doradcy nazywają tylko na prywatynch spotkaniach, żeby połechtać sobie ego? No bo nie rozumiem, serio.


Cytat :
Miecz śmignął w powietrzu, gdy Altaris, odziany w czerń i zamalowaną zbroję uciął głowę rycerzowi. Za nim kilka ciemnych sylwetek przeskoczyło nad niskim murem i dołączyło do niego przy spichlerzu, widząc nieopodal zarysy kamiennej budowli. Gwizdem zakomunikował zdobycie bramy. Liny z hakami zaczepiły się o blanki, a kusznicy ubezpieczali swojego lorda, gdy ten wraz ze swoją drużyną wkradał się do wieży, w której więziono znaczącego więźnia - lady, której imienia nie znał. Nie znał jej imienia i nie znał jej nazwiska. Widział jedynie jej piękno, które było jak obietnica ciepłego lata, rozpływając każdą jego cząstkę jak masło na słońcu. Miał wiele dni, by dostarczyć ją za linię frontu do Doliny. Hubot znalazł mu wpływowych przyjaciół, a wyprawa do Doliny zbiegała się z wyprawą wojenną Ziemi Burzy przeciwko Dorzeczu.

Wytłumacz mi proszę jaka to twierdza, jaka to lady, co to w ogóle za historia. Ród Wylde nie brał udziale w bitwie w Dolinie, więc skąd to się wzięło?


Cytat :
Ona też nie chciała powiedzieć, kim była. On jednak o to nie dbał. Zakochał się w niej jak kochał się we władzy. Romans jednak nie potrwał długo, bo gdy dotarł na miejsce spotkania, do karety wprowadzili ją wielką liczbą, zbrojni rycerze z królewskimi tabardami. Królewna jaka? Kto wie. Włosy były jasne, lecz czy były białe? Altaris pamięta ją do dziś, ale to, jaki kolor miały jej włosy niestety nie. Serce boli od wspomnień, tak jak zabliźnione plecy.

Jeśli już zdobywał, to nie wiedzial czyją twierdze zdobywał, skoro nie wiedział co to za lady? Z tego fragmentu wynika, że to targaryeńska księżniczka - nie ma takiej możliwości, żadna Smoczyca nie przebywała wówczas w Dolinie. A innych jasnowłosych księzniczek na forum nie ma.

Cytat :
Bicz bowiem boli bardziej, bo uderza wstydem, nie jak miecz, z honorem. Egzotyczny statek porwał go niedawno z potrzaskanych wraków na morzu. Niepotrzebnie rzucił się na liczniejszego przeciwnika. Nie mógł założyć, że inne załogi są tak nie nawykłe do walk. Nie mógł wiedzieć, że po abordażu trafi go łańcuch. Niewielu jego ludzi zginęło - wiedział o tym, bo tyle znalazł trupów. Gdzie jednak była reszta? Wyrzucona gdzieś na niedalekiej plaży, albo poszła na dno wraz ze statkami. Nie znał języka, nie znał krainy, z której pochodzili. Znał jednak bat. Musiał wiosłować. Musiał wiosłować, by odzyskać wolność.

Jak mniemam do wspanialych skilli bitewnych dołączyła żegluga? Ogólnie rzecz biorąc, to jestem gorącą przeciwniczką, aby postaci były wykokszone we wszystkim. Także jeśli Altaris dobrze walczy, to nie może być i genialnym żeglarzem. Poza tym co to znowu za niewola?Jacy piraci?


Cytat :
Na wiadomość, że pod jego nieobecność jedynym dziedzicem był Julin, rozgniewał się. Z dniem jego przybycia, gdy do portu rodowego zawinął egzotyczny statek z brudnym, wychudzonym lordem na pokładzie, Hubot i Logbott wyszli mu na spotkanie, informując, że Julin zgodnie z prawem stał się dziedzicem, ale wraz z powrotem Altarisa, wszystko się zmieni. Julin, naturalnie, jako prawny władca, nie zgodził się, grożąc, że wtrąci go do lochu, jak Andię. Solius popierał Julina. Hubot napisał nazajutrz kilka listów, gdy tylko pewnym było, że Julin oraz Solius są martwi. Zarówno do Końca Burzy, jak i do Królewskiej Przystani i do Doliny. Mało kto przejął się nagłą zmianą na poprzedniego władcę. W dobrym momencie, bo teraz trwała właśnie obiecująca wojna.

Koń spięty do ucieczki rżał niespokojnie, nie mogąc złapać powietrza. Altaris nie da rady kilkunastu wojownikom w takim stanie. Musiał uciekać. Z przodu zapanowało poruszenie, gdy rycerz w barwach Baratheonów skoczył za załom skalny, nawołując gdzieś rękoma. Młody lord wpadł między skały, a potem między jałowe krzaki, odkręcając konia, by rozejrzeć się po zebranym tutaj oddziale. Skoczył na spotkanie pierwszym dwóm, zbijając włócznię w dół, parując klingę zakrzywionej szabli i pozbawiając obydwu głów jednym, niezwykle szczęśliwym cięciem. Bełty śmignęły w zasadzce, trafiając go w nogę i plecy. Większość jednak minęła go i trafiła celu. Kolejni jeźdźcy z Dorne niczym od podmuchu nagłego wiatru pospadali z wierzchowców, strąceni przez kuszniów - Jak Cię zwą? - zapytał młody, brodaty mężczyzna. Być może Baratheon. Wtedy Altaris uśmiechnął się szeroko - Altaris. Szalony. Lord na Deszczowym Domu z Rodu Wylde.


Wyżej piszesz, że Julin był kuzynem "z domieszką krwi rodowej". No to się zdecyduj, albo kuzyn, albo ma domieszkę krwi, czyli nie nosi nazwiska Wylde, a co za tym idzie nie mógłby zostać dziedzicem. A pierwszeństwo przed bratankiem lorda ma jego brat, skoro Altaris był uznawany za zmarłego. Nie będę się powtarzać, ale Lord Wylde nie mógł umrzeć - regulamin forum mówi, że Lord to NPC, żywy i zdolny do podejmowania samodzielnych decyzji.
W drugim fragmencie widzę wzmiankę o Dornijczyach - a skąd dornijscy najeźdźcy się tam wzięli? Nawet podczas wojny dornijskie wojsko nie pojawiło się w okolicach Rain House.

Czy wzmianka o Aylwardzie Baratheonie jest z nim ustalona?


Cytat :
Musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Za zdobyte na wojnie łupy na pograniczach z Dorne spróbował zasilić swój skarbiec oraz zadbać o rozwój Deszczowego Domu. Pieniądze zaczął wydawać na rozbudowę - tu i tam postawił młyn. Wybudował na gościńcu między Końcem Burzy a swoimi włościami, nieopodal granicy karczmę. Nazwał ją "Nad Złamaną Włócznią".

Nie było wtedy rodu Wylde na forum, nie brał on udziału w wojnie Dorne z Burzą. Nie ma więc mowy, abyś zdobył jakiekolwiek łupy, zwłaszcza, że bitwa miała miejsce w wąwozie, a z tego co mi wiadomo, to wojska burzy nie poruszały się wgłąb pustyni, by plądrować oazy. Ani Blackmont, ani Kingsgrave nie zostało splądrowane. Skąd więc te łupy? Pieniądze musiałyby pójść z rodowego skarbca - a jeśli koniecznie chcesz młyny i karczmy, będę musiała tę kwotę odjąć od wyjściowego majątku rodu.

Cytat :
Altaris wraz z Logbottem i Hubotem wyszkoliło dwie dziesiątki żołnierzy, co trwało do chwili obecnej, czyli może jakiś rok. Szkoleni oni byli we współpracy podczas walki, odporności przeciwko torturom, doskonalili swoje umiejętności, oraz, co równie ważne, uczyli się zbierania informacji oraz walki niekonwencjonalnej.

Kolejne bardzo kosztowne przedsięwzięcie. Brzmi jak Wyldejugend i jest co najmniej nieprawdopodobne. Nie godzę się na gwardię pokroju Nieskalanych u niezbyt potężnego chorążego.

Cytat :
W razie jego śmierci, zobowiązał się, żeby Andia przejęła jego majątek, o ile nie spłodzi żadnego dziecka, nawet bękarta.

Majątek dziedziczy kolejny męski potomek, a więc młodszy brat Altarisa, bądź brat lorda. Bękart nie ma prawa dziedziczenia. Musiałby zostać uznany jako Wylde poprzez dekret wydawany przez władcę Siedmiu Królestw.


Cytat :
Teraz wystarczyło tylko zdobyć wpływowych przyjaciół, by zdobyć to, czego tak pragnął - władzy Ziem Burzy nad resztą Westeros.
Chyba władzy nad Ziemiami Burzy, jeśli już.


Widzę, że mocno poniosła Cię wyobraźnia i PG, prawdę mówiąc tak wiele fragmentów brzmi niedorzecznie, że karta w takim stanie nie może zostać zaakceptowana.
Powrót do góry Go down
Gość

Anonymous

Altaris Wylde Empty
PisanieTemat: Re: Altaris Wylde   Altaris Wylde EmptyWto Mar 01, 2016 5:33 pm

Sądzę, że zostało wszystko poprawione. A na pewno większość.
Powrót do góry Go down
Ivory Targaryen

Ivory Targaryen
Dorne
Skąd :
Dorne, Słoneczna Włócznia
Liczba postów :
2203
Join date :
23/10/2013

Altaris Wylde Empty
PisanieTemat: Re: Altaris Wylde   Altaris Wylde EmptyPią Mar 11, 2016 9:18 am

Przepraszam za długą zwłokę, miałam nawał zajęć i nie mogłam do tego przysiąść. Historia wciąż jest bardzo niewiarygodna i naciągana, ale na upartego mogę to przepuścić z zastrzeżeniem, że będę się Altarisowi przyglądać, aby nie poniosła Cię wyobraźnia i PG. Akceptuję.
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Altaris Wylde Empty
PisanieTemat: Re: Altaris Wylde   Altaris Wylde Empty

Powrót do góry Go down
 

Altaris Wylde

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Saskia Wylde

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Karczma :: Offtopic :: Kosz :: Karty Postaci-