a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Sept



 

 Sept

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Aylward Baratheon

Aylward Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
1935
Join date :
30/04/2013

Sept Empty
PisanieTemat: Sept   Sept EmptySob Maj 04, 2013 11:51 am

Miejsce wyciszenia, namysłu, spokoju, błogiego stanu niewiedzy... czyli rzeczy, które Baratheonom są obce. Ostatnio jednak coraz więcej czasu spędza tu Lady Baratheon, wznosząc do Siedmiu swe modły o zdrowie swojego pana męża.
Powrót do góry Go down
Derek Baratheon

Derek Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
242
Join date :
16/03/2014

Sept Empty
PisanieTemat: Re: Sept   Sept EmptyCzw Mar 20, 2014 7:53 pm

// z czeluści niebytu.

Sept od zawsze kojarzył mu się z matką i ciotką. Obie były w stanie przesiadywać tu godzinami i wznosić modły za nich, za lorda, za pokój... Przez pewien czas Derek miał wrażenie, że robią tylko to. Nie jedzą, nie śpią - modlą się. Nie rozumiał tego zachowania. Tym razem nie zastał żadnej z dam. Kadzidła jeszcze dymiły, mógł więc zgadnąć, że sept został niedawno opuszczony. Woń drażniła jego nozdrza, podobnie jak to działo się już wiele lat. Nigdy nie mógł wytrzymać w świątyni głównie przez ten drażniący zapach. Jako mały chłopiec zawsze przychodził tu tylko po to, by jak najszybciej sprowadzić matkę i ciotkę z powrotem do zamku. Bywały tu nieprzyzwoicie długo.

Czemu skierował swoje kroki właśnie tutaj? Coś go tknęło. Wrócił cało z dwóch wojen. Trochę mniej szczęścia miał jego młodszy kuzyn... Paskudna trucizna. Dobrze, że przynajmniej odnalazł w sobie tyle sił, by przeżyć. Szaleństwo Aylwarda posunęło się do zaryzykowania własnego zdrowia i podróży do Winterfell na wesele jego przyjaciela. To było istne szaleństwo. Jeszcze nie dawno nie wiedziano, czy przeżyje, a teraz... a teraz płynął na drugi koniec Westeros. To było nieco przerażające. Cóż za siła musiała go wspomagać, by dał radę?

Było pusto, więc nie szkodziło się pomodlić. Najpierw Derek postanowił podziękować Wojownikowi za ocalenie życia. Ucałował wisior w kształcie gwiazdy i wpatrywał się dłuższą chwilę w figurę przedstawiającą opiekuna walczących. Tak, dziękował mu za to, że ten ród chyba nigdy nie zginie.
Nasza jest furia.
Rodowe motto od razu przebiegło mu przez myśl. Widział twarz swojego kuzyna, gdy ten siekł południowych włóczników. To był grymas furii, trans. Zdawało się to przerażające w pewien sposób. Stał tak przez bardzo długą chwilę.
Nasza jest furia.
Powrót do góry Go down
Sybille Tarth

Sybille Tarth
Ziemie Burzy
Skąd :
Tarth, Evenfall Hall
Liczba postów :
95
Join date :
12/09/2013

Sept Empty
PisanieTemat: Re: Sept   Sept EmptyPią Mar 28, 2014 11:18 am

/ coś, gdzieś.

W mrokach i cieniach wąskich uliczek czai się strach wszystkich ludzi. Stłumiony, niemal uśpiony przez światło dnia, ukazuje swe ciemne, nieznane oblicze, gdy noc rozpościera czarny płaszcz nad ludzkością, który przez tysiąclecia trwania na tym świecie w swej nieprzenikalności stał się perfekcyjny. Wówczas, to ostatnie promienie słońca zwiastują nadejście ciemności, znikając powoli lecz nieubłaganie za linią horyzontu, w odwiecznym cyklu wypierane przez nadchodzący mrok. Jednak ten dopiero w pełni rozpościera swe skrzydła, gdy niebo przybiera barwę piór kruka, a apokaliptyczne chmury przysłaniają świetlistą tarczę księżyca. Mroczne demony, zwane często lękiem lub przerażeniem, budzą się z letargu, by żerować na strachu człowieka, niczym sępy na świeżej padlinie. Potrzebują go by egzystować, oddychać, pożywiać się. By istnieć. Co noc wracają do życia jako przygarbione sylwetki, z pałającymi szaleństwem oczami, jako przemykające ulicami ledwo widoczne postacie, których odgłosy kroków rozbrzmiewają paraliżującym echem w głowach swych ofiar. Za każdym rogiem wyczekują koszmarne stwory o tysiącach oblicz. To jest ich potęgą, siłą i bronią. To czyni ludzi uległymi, bezwolnymi, wystawionymi na ich ataki… a jednocześnie ukazuje, jak wielką potęgą jest nazbyt wybujała wyobraźnia.
Sybille nie bała się ciemności. Znacznie bardziej przerażało ją to, co zapadający mrok wyciąga z duszy człowieka. W świetle dnia wszystko wydaje się oczywiste, jasne i klarowne - rycerz jest rycerzem, dama damą, a praczka - nikim więcej jak tylko praczką. Kiedy jednak słońce schowa się za horyzontem, ustępując miejsca nocy, wnet można się przekonać, iż to właśnie ta pora dnia ukazuje prawdę o człowieku. Ciemność wyciąga z ludzi to, co ukrywali za dnia. Ich lęki, obawy, marzenia, plany, niepohamowaną żądzę… i wnet okazuje się, iż nikt nie jest tym, kim się wydawał skąpany w złotych promieniach słońca. Nikt.
Wraz z nastaniem wieczoru, panna Tarth po raz kolejny powtórzyła swój nieoficjalny rytuał, powtarzany od momentu, gdy tylko zapłonęły granice pomiędzy Burzą a Dorne - napisać list do brata oraz ojca. Zapewnić, że nic jej nie grozi. Niechętnie spożyć kolację, nie ważne jak pyszną - niewielkie kęsy i tak ledwo przechodzą przez ściśnięte zmartwieniami gardło. Wyruszyć na krótki spacer z Lady Rhaelle i jak zwykle czuć się niezdarnie w jej obecności oraz cicho zachwycać urodą małżonki Lorda Baratheona. Spędzić kilka chwil z najmłodszym synem gospodarzy nad planszą z cyvasse, zapewniając (lub kłamiąc w żywe oczy) małego Jelonka, że jego braciom nic nie grozi. Udać się do septu, by podjąć próby powtórzenia słów modlitwy, co nigdy się nie powodzi z powodu natarczywie powracających obaw. Wciąż powtarzane prośby - wybaczcie Aylwardowi, wskażcie drogę Orysowi, miejcie w opiece Allyę, strzeżcie nas wszystkich - nie mogły być wysłuchane. Były zbyt egoistyczne. Zbyt samolubne. A jednocześnie - nieporadnie bezbronne, nie wymagające przywrócenia do życia zmarłych, uzdrowienia umierających… przekraczając próg świątyni, Sybille nawet nie podejrzewała, że ktokolwiek mógłby przebywać w tym miejscu o podobnej porze. Gdy tylko wieczorne nabożeństwo dobiegało końca, mieszkańcy twierdzy natychmiast powracali do swych spraw, nie mogąc pozwolić sobie na dodatkowe poświęcanie czasu dla Siedmiu. Wszak Wojownik nie zastąpi karczmarza, gdy spragniony garnizon zechce napić się wzburzonego piwa, Matka nie ukołysze do snu trójki rozrabiających brzdąców, Kowal nie zstąpi na ziemię, aby w pocie czoła powrócić do naprawy uszkodzonego w bitwie oręża, Starucha nie pomoże maestrowi w ukojeniu bólu rannych, Ojciec nie pokaże swym synom jak władać mieczem a Dziewica nie wyszyje chustki dla mężnego rycerza, który walczył w wojnie pod barwami panny swego serca…
… i jedynie Nieznajomy zdawał się obecny. Zawsze czekał, cierpliwie i bez pośpiechu. Noc pozostała nocą, cienie nadal żyły i czyhały na nieostrożnego wędrowca - a wnętrze septu, rozświetlone licznymi świecami, uspokajało stargane nerwy. Sybille z niejaką ulgą przyjęła duszący zapach tlących się kadzideł, uważając woń za nieszczególnie przyjazną… ale przynajmniej znajomą. Odgarniając z czoła kosmyk włosów, ruszyła przez główną nawę z twardym postanowieniem zwrócenia się do Matki, gdy wtem kątem oka dostrzegła element, którego oczekiwała w świątyni…
… na dobrą sprawę - cały zestaw elementów. Poczynając od wysokiej sylwetki stojącej przed Wojownikiem, a kończąc na barwach ubioru jasno wskazujących przynależność do rodu Baratheonów. I jedynie drobny szkopuł w formie jasnych włosów kłócił się z tym założeniem, paradoksalnie utwierdzając Sybille w przekonaniu, że ma do czynienia z…
- … ser? - zapytała cicho, krzywiąc się nieznacznie na dźwięk swojego głosu, odbijającego się echem od ścian. Nie powinnam przeszkadzać w modlitwie, pomyślała z rozpaczą w momencie, gdy Derek Baratheon tak brutalnie został poinformowany o jej obecności.
Powrót do góry Go down
Derek Baratheon

Derek Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
242
Join date :
16/03/2014

Sept Empty
PisanieTemat: Re: Sept   Sept EmptySob Mar 29, 2014 3:55 pm

Nie wiedział, ile czasu zajęło mu spoglądanie na posąg Wojownika. Patrzył się na niego już zapewne przez dobrych paręnaście minut, ale czas w którymś momencie przestał dla niego płynąć. Czy po prostu wyłączył się i przez to gapił na rzeźbę, czy też coś do niej mówił - kto wie. Gdyby go zapytano, sam nie byłby pewien. Coś tam mu dźwięczało w głowie, ale to nie była pewność.
Nasza jest furia.
To zdanie odbijało się jeszcze echem w jego głowie, nim usłyszał kobiecy głos. Nie, chwila. Jak to? Przecież był tu sam. Był tu sam i nikogo nie słyszał. Zawsze wiedział, że ktoś za nim idzie. Wieczór zapadł już jakiś czas temu, o tej porze różni ludzie kręcili się po najróżniejszych miejscach, nawet w sepcie nie można było czuć się bezpiecznym. Nawet przy kobiecie, wszak wiadomo, że niejedna potrafi zagłębić ostry sztylet w nieprzygotowane ciało żołnierza. Z drugiej jednak strony, gdy odwrócił się i zobaczył, z kim ma do czynienia, odczuł błogi spokój.
Znał tę młodą damę. Często przebywała u boku jego kuzynki, a jeśli Allyi nie było w pobliżu, wtedy stawała się towarzyszką lady Baratheon. Tarth. Sybille Tarth. Dziwił się, że o tym pamiętał. Patrząc na to z innej strony, była siostrą jego przyjaciela. To, że rzadko kiedy o niej wspominali w swoich rozmowach, a Derek na dobrą sprawę za swoich młodych lat z dziewczyną się nie kontaktował, nie zaowocowało większą znajomością. Mimo tego, nie mógł pomylić tej postaci z nikim innym. Jasne jak jutrzenka zapowiadająca wietrzny dzień włosy, szafirowe oczy, delikatna skóra i ta gracja ruchów... Jakże niepodobna była do jakiejkolwiek innej panny w Krańcu Burzy. Najbliżej było jej do lady Rhaelli pochodzącej od Targaryenów. Tak, to chyba był bardzo podobny kolor włosów... Jednak twarz inna, mniej dzika, bardziej ciepła. Jego matka złotowłosa matka obdarowała go czymś zupełnie innym, bardziej brakiem chluby niż czymś, czym można się było chwalić. Mimowolnie pociągnął jeden z kędziorków na swojej głowie. Cóż, minęły już czasy, gdy przejmował się tym, co mówili ludzie wokół. Chyba że obrażali jego matkę, wtedy sprawa wyglądała zupełnie inaczej. W świetle świec twarz Sybille stawała się zupełnie inna niż w blasku dnia. Rzadko kiedy mógł ją obserwować w takich okolicznościach. Dopiero w tej chwili mógł stwierdzić też, że ma do czynienia z wyjątkowo piękną istotą.
- Pani... bogowie sprowadzili cię tu o tak później porze? Samą? - zapytał, mrugając jednocześnie wyjątkowo często, wciąż starając się w jakiś sposób przyswoić aktualną sytuację. Po krótkiej dość chwili zdał sobie sprawę, że panna może go nie kojarzyć, postanowił więc elegancko się ukłonić, jak na panicza z dobrego domu przystało i ponownie się przedstawić. Wszak nie widzieli się już od dość długiego czasu, a rozmawiać raczej nie rozmawiali.
- Derek Baratheon, bratanek lorda i dowódca jego piechoty. Zapewne widzieliśmy się kilka razy, ale cóż... ostatnie dość częste wojny i moje wyjazdy sprawiły, że nie mieliśmy nawet okazji porozmawiać. Podobnie rzecz ma się z czasem, gdy przebywałem na Szafirowej Wyspie wraz z twoim bratem, raczej się wtedy nie widywaliśmy. Miło mi wreszcie poznać siostrę Selwyna - uśmiechnął się lekko. Nie można było powiedzieć, że ciepło, choć w świetle świec wyglądało to raczej w ten sposób. Każda twarz zmienia się w takiej sytuacji. Obserwował w tej chwili reakcję panny i zastanawiał się, co też uczyni. Mógł być wyjątkowo głupi, przedstawiając się przed chwilą, ale przyznał, że zamroczyło go i nie wiedział, co robić. Tak, to chyba było dobre określenie.
Powrót do góry Go down
Sybille Tarth

Sybille Tarth
Ziemie Burzy
Skąd :
Tarth, Evenfall Hall
Liczba postów :
95
Join date :
12/09/2013

Sept Empty
PisanieTemat: Re: Sept   Sept EmptyCzw Kwi 03, 2014 12:17 pm

W miejscach, gdzie ludzie zwykli oddawać cześć swym bogom czas zawsze płynął wolniej… lub wręcz przeciwnie - znacznie szybciej niż w jakimkolwiek innym miejscu Siedmiu Królestw. Zagłębiony w modlitwie bądź zwykłej zadumie człowiek zdawał się nie zauważać, jak minuty przeradzają się w kwadranse, kwadranse - w godziny a te, dlaczego by nie, całe dni. Baelor Błogosławiony spędzał w sepcie tak wiele czasu, iż samo jego pojęcie przestało dlań mieć jakiekolwiek znaczenie. Podobny stan jednak można było osiągnąć również w Bożym Gaju, Świątyni Pana Światła a także nad brzegiem morza, wypatrując w falach Utopionego. Nie ważna była bowiem religia, lecz intencje… a te dla ludzi zwykle są takie same, niezmienne dla Żelaznych Ludzi, członków królewskiej rodziny, czy chłopów pracujących w pocie czoła na żyznych polach Reach.
Bogactwo. Zdrowie. Zwycięstwo. Chwała. Władza. Życie.
Sybille w milczeniu obserwowała, jak Derek Baratheon na dźwięk jej głosu drgnął i obrócił się gwałtownie. Szelest ruchów bratanka Lorda był jednak na tyle lekki, lżejszy niż wydać mogła opadająca karta w pożółkłej księdze, iż mógł umknąć uwadze niejednego człowieka… ale Tarthówna pochwyciła go natychmiast w tej bezdennej ciszy świętego miejsca. Złote włosy mężczyzny, wszak tak niepodobne do rodu z Końca Burzy, zalśniły w słabym świetle świec, przykuwając na moment uwagę Sybille. Nawet do niej niejednokrotnie docierały plotki wprost oczerniające małżonkę lordowskiego brata, jednak zarówno w Evenfall Hall, jak i najbliższym otoczeniu Harberta Baratheona podobne pomówienia były ostro ucinane, a w gorszych dniach Lady Rhaelle - niejeden nieostrożny głosiciel podobnych farmazonów mógł stracić język. Spojrzenie Dereka, lustrujące dokładnie sylwetkę Tarthówny, natychmiast utwierdziły samą zainteresowaną w przekonaniu, że najwyraźniej zapomniała się odziać lub pół dnia spacerowała z twarzą umorusaną w sosie. Sybille mimowolnie musnęła palcami materiał błękitnej sukni, spływającej miękką falą po młodym ciele aż po drobne kostki stóp, obutych w płytki, białe, futrzane ciżemki i nieco uspokojona obecnością przyodziewku, wypuściła cicho powietrze z płuc. Przez chwilę walczyła z ochotą nerwowego przygładzenia włosów, jednak w porę przypomniała sobie, że te zwinięte były ponad uszyma w dwa ogromne węzły, z których jeszcze wolno puszczone końce kos opadały na ramiona, rozsypując złote iskry po ramionach. Przez cały ten czas, stalą wciąż jak posąg Dziewicy, biała na tle ciemnej, zionącej czeluści otwartych drzwi świątyni, patrząc ogromnymi, niebieskimi oczyma na Baratheona.
- Septon zapewne odparłby, że nigdy nie jestem sama. - odpowiedziała w końcu, unosząc kąciki ust w lekkim uśmiechu. Wszak byli w sepcie… i to tutaj obecność bogów powinna być najbardziej czytelna. Jednak wizja siedmiu towarzyszy, których nie jest w stanie nawet ujrzeć, nie napawała jej zbyt wielką otuchą. Sybille o wiele bardziej uspokajała myśl, iż w Końcu Burzy nic jej nie grozi, bowiem w twierdzy czuwa nad nią Aylward.
Czuwał.
Powinien czuwać.
Tarthówna pokręciła lekko głową, odganiając natrętne myśli i wyłapując słowa Dereka, który za punkt honoru postawił sobie pełne przedstawienie swojej osoby. Sybille uśmiechnęła się nieco śmielej, walcząc ze szczerą ochotą roześmiania w głos. Młody Baratheon jedynie potwierdził tezę, jakoby młodzi chłopcy, za wszelką cenę pragnący stać się mężczyznami, wychodzili z założenia, iż skoro oni nie znają dam… to damy nie znają ich. I z tego powodu przez całe lata trwali w przekonaniu, że właśnie tak skonstruowany jest świat… aż przychodził moment, gdy jak Derek - będąc już dorosłymi mężami - zostawali pozbawieni złudzeń. Bowiem przywarą kobiet, nie ważne, czy wywodzących się z rodzin szlacheckich, czy córek karczmarzy - było plotkarstwo. Sybille oraz Allya nie stanowiły wyjątku od tej reguły, w wolnych chwilach obserwując ćwiczących mężczyzn i wymieniając się uwagami, które mogłyby wywołać rumieniec na niejednej, także męskiej twarzy. Naturalnie, kuzyn młodej Łani przez pewien czas również królował na ustach panien z Końca Burzy i został przez nie dobitnie zanalizowany... oczywiście w granicach szeroko pojmowanej przyzwoitości.
- Zatem moja tożsamość nie pozostawia najmniejszej wątpliwości? - zapytała spokojnie, na samą wzmiankę o bracie czując bolesny uścisk w piersi. Każdego wieczora dziękowała bogom, iż pan ojciec nie pozwolił Selwynowi opuścić Tarthu i wyruszyć na wojnę… ale z tym wiązała się długa rozłąka rodzeństwa, której nie mogła zrekompensować nawet świadomość, iż dziedzic Evenfall Hall jest bezpieczny pod czujnym okiem Lorda. - Wybacz mi panie, że przeszkodziłam Ci w modlitwie. O tej porze Sept zwykle bywa pusty… zwłaszcza zaś w momencie, gdy konflikt z Dorne powoli dogasa. - Sybille drgnęła w końcu, ruszając w stronę posągu Matki. Wraz z końcem wojny, zmalała także pobożność mieszkańców Burzy, co jednak nie było niczym nadzwyczajnym - podobne zjawisko kierowało całym królestwem. Panna Tarth sięgnęła po smukłą świecę i odpaliła ją od płonącego już knota innej świeczki. Ogień w milczeniu rozświetlił na moment twarz Sybille, po czym dołączył do kilkunastu innych, płonących przez ołtarzem.
- Jak wspominasz pobyt w Wieczornym Dworze, ser?- zagadnęła po chwili, nie odrywając jednak wzroku od rzeźby Matki. Nie przyznałaby tego nawet przed sobą, ale najwyraźniej starała się uciec przed jasnym, przejmującym spojrzeniem Dereka. Każdy, kto miał wątpliwości co do jego pochodzenia, winien po prostu spojrzeć w oczy tego mężczyzny - ich barwa oraz czająca się gdzieś głęboko, chwilowo uśpiona furia rozwiewała wszelkie niedomówienia… był Baratheonem. Z krwi, kości, przekonań oraz odwagi. Był nieposkromionym Baratheonem.
Powrót do góry Go down
Derek Baratheon

Derek Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
242
Join date :
16/03/2014

Sept Empty
PisanieTemat: Re: Sept   Sept EmptyPon Kwi 07, 2014 12:18 am

- I septon miałby rację.
Słowa Dereka ugrzęzły w strukturze septu. Echo się nie rozniosło tak, jak zrobiłoby to zazwyczaj. Tym razem jego słowa trafiały bezpośrednio tylko do osoby, która się tutaj znajdowała. Do Sybille Tarth, siostry jego wielkiego przyjaciela, a teraz jedynej towarzyszki w tym miejscu. Pusto. Septon zniknął gdzieś, a może po prostu nie dawał znaków życia, by nie spłoszyć stąd dwóch osób, które, o dziwo, spotkały się dopiero teraz. Osób, które łączyło przecież tak wiele, a były od siebie wyjątkowo oddalone przez wzgląd na różne czynniki. Ich drogi dziwnym trafem nigdy nie mogły się zejść, mijali się w zamku, mijali się na placach, mijali się także "w terenie", a jakimś dziwnym trafem ani razu nie zdarzyło im się zamienić nawet słowa, poza zwykłym "panie", "pani", gdy musieli wyminąć się w jakimś ciaśniejszym przejściu. Ich pierwsze spotkanie miało więc odbyć się w sepcie, dość niecodziennej przestrzeni do ewentualnych spotkań zapoznawczo-towarzyskich.
- Widywałem cię, pani, już wcześniej, a twój brat nie omieszkał opisać cię w swoich listach, a robił to w sposób tak barwny, że trudnością byłoby nie rozpoznać cię wśród postaci znajdujących się w Końcu Burzy. Albo natrafiam tu na moją siostrę, kuzynki oraz ciotkę, albo na lady i pozostałe ciotki, które nie mają wybitnych cech Baratheonów. Szafirową Damę rozpoznałbym w każdych okolicznościach - całość wypowiedzi zwieńczył uśmiechem, który jakimś sposobem samoistnie rozświetlił jego twarz. Nie był chyba sam tego świadom, a może i był, ale jedynie po części, wszak niecodziennie poznaje się w septach piękne damy. W sensie - poznaje się oficjalnie. Przypomniał sobie ostatnie dni, w których przebywał z jej bratem. Selwyn był zawsze przemiłym młodzieńcem, zdawał się być niezwykle otwarty na wszelkie działania i, co najważniejsze, nigdy nie wypominał mu ewentualnych spraw związanych z pochodzeniem. Pamiętał ich pojedynki na placu, pouczenia ze strony starszych rycerzy, lorda obserwującego całe zajście i uśmiechającego się pod nosem... To z pewnością dawało odpocząć umysłowi po wydarzeniach mających miejsce w Krańcu Burzy. Kuzynostwo też nigdy nie traktowało go źle, jednak ich otoczenie nie zawsze było tak łaskawe. Gdy Sybille zadała pytanie o Evenfall Hall, w oczach mężczyzny pojawiły się iskry, mające świadczyć o niezwykłej wręcz radości ze sformułowanej wypowiedzi.
- Uważam go za mój drugi dom, pani, i broniłbym go równie mocno, co tego miejsca. Twoja rodzina składa się z samych miłych memu sercu osób, stąd też moje nastawienie. Cóż, ostatnio nie miałem okazji, by napisać, ale może ty, pani, wiesz, co się tam teraz dzieje? Czy nikt nie ucierpiał przez wojnę? - Przy ostatnim pytaniu, jego oblicze nieco się zafrasowało. Nie spotkał nigdzie Selwyna, stąd doszedł do wniosku, że został, by bronić Szafirowej Wyspy przed ewentualnymi atakami z morza.  Tak przynajmniej sądził, ostatnio nie miał za bardzo jak się skomunikować z przyjacielem.
Rozejrzał się po sepcie. Wciąż patrzyły na nich jedynie martwe oczy figur. Był to dość przejmujący widok. Jeszcze bardziej przykrą sprawą były dostrzeżone przez Dereka światła rozpalone niedaleko rzeźby przestawiającej Nieznajomego. Część świec już pogasła, część wciąż się świeciła, kadzideł nikt jeszcze nie posprzątał... Wielu nie wróciło z tej wojny. Wielu nie miało takiego szczęścia jak on, czy choćby jego kuzyni. Umarło tam - w wąwozie, na Morzu Letnim, w Planky Town, w drodze z jednego miejsca do drugiego. To za nich modlono się jeszcze kilka dni temu.
- Masz rację, pani, sept pustoszeje. Oboje wiemy, jak to działa, jak trwoga, to do boga... Nawet septon gdzieś zniknął. Dobrze jednak, że cię tu widzę, pani, inaczej zwątpiłbym już całkowicie w potęgę przyciągania tego miejsca - oznajmił, wbijając swoje uważne spojrzenie w oczy panny z Tarthu. Może jego wzrok był zbyt agresywny, przez ostatnie tygodnie patrzył głównie na żołnierzy, wydawał im rozkazy, walczył - na wroga trzeba było patrzeć z siłą, na kobietę - z łagodnością. Tym razem trudno było mu się zastosować do tej zasady.
- Przyszłaś się pewnie pomodlić, pani. Do każdego z nich, czy też przyszłaś w szczególnej intencji do któregoś? - zapytał dość niepewnie. Nie wiedział, czemu bał się zadać to pytanie. Może było trochę zbyt intymne? Sam nie był do końca pewien. Nie umiał grać w tę grę nazywaną rozmową, dopiero się tego uczył, krok po kroku. Dziś i tak został wystawiony na wielką próbę swoich umiejętności oraz emocji.

Wtem, do septu wtargnęła Matea, mówiąc coś o tym, że nie spodziewała się tu zobaczyć kuzyna dziedzica. Czy to była jakaś aluzja do ogółu młodych szlachciców? Co jak co, ale Derek akurat przebywał w tym miejscu dość często. Może to było nieco kobiece z jego strony, ale tak nauczyła go matka i czasem tylko u Siedmiu mógł znaleźć oparcie.
- Co się stało? - zapytał, całkowicie nieświadom tego, co zdarzyło się zaledwie kilkanaście minut temu. Dopiero, gdy Metea powiedziała mu o powrocie Orysa, Derek wyprostował się.
- Już idę - powiedział spokojnie, po czym zwrócił się do Sybille. - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy, pani.
Ukłon był sztywny, ale spełniał normy dobrego wychowania. Derek mimo wszystko stresował się nieco w towarzystwie tej kobiety. W każdym razie po ukłonie szybko ruszył ku wyjściu, na spotkanie swojemu kuzynowi.

*zt*
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Sept Empty
PisanieTemat: Re: Sept   Sept Empty

Powrót do góry Go down
 

Sept

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Sept
» Sept
» Sept
» Sept
» Kamienny Sept

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Ziemie Burzy :: Koniec Burzy :: Siedziba rodu Baratheon-