a
IndeksLatest imagesRejestracjaZaloguj
Sala Rycerska



 

 Sala Rycerska

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Yvienne Swann

Yvienne Swann
Ziemie Burzy
Skąd :
Stonehelm
Liczba postów :
259
Join date :
07/09/2014

Sala Rycerska Empty
PisanieTemat: Sala Rycerska   Sala Rycerska EmptyPon Wrz 22, 2014 7:59 pm

Jedna z głównych sal na zamku Stonehelm; swą nazwę zawdzięcza zarówno zwykle odbywającym się tu rycerskim biesiadom, jak i imponującej kolekcji zbroi oraz oręża, które - niezdatne do użytku - wykorzystane zostały jako element dekoracyjny pomieszczenia. Komnata pomieścić może blisko stu gości, z reguły zasiadających przy suto zastawionym jadłem oraz trunkami stole, jednak na co dzień wykorzystywana jest głównie przez członków rodu Swann podczas wspólnych, rodzinnych wieczerzy. Atmosferę ociepla imponujących rozmiarów kominek, w którym ogień płonie niemal bez przerwy, głównie z uwagi na położenie twierdzy - nawet podczas lata mury Stonehelm wystawiane są na podmuchy wiatru, który znacznie oziębia komnatę podobnych rozmiarów.
Powrót do góry Go down
Yvienne Swann

Yvienne Swann
Ziemie Burzy
Skąd :
Stonehelm
Liczba postów :
259
Join date :
07/09/2014

Sala Rycerska Empty
PisanieTemat: Re: Sala Rycerska   Sala Rycerska EmptyPon Wrz 22, 2014 8:35 pm

/ początek

Grzane wino przyjemnie parzyło w język, gdy Yvienne - wymykając się czujnemu spojrzeniu septy - zanurzała usta w ciemnym, aromatycznym trunku i nie bacząc na jego temperaturę upijała znacznie więcej, niż przystoi damie ze szlachetnego rodu. Alkohol, choć rozcieńczony słodkimi pomarańczami z Dorne oraz płatkami goździków, które wciąż unosiły się na jego powierzchni, znacznie ułatwiał przetrwanie pannie Swann dzisiejszego popołudnia.
Gdyby mogła, właśnie marzłaby w porcie i czekała na najstarszego brata, nie zwracając uwagi ani na zimne podmuchy wiatru nadciągające znad morza, ani na przeziębienie, które jęło nękać ją kilka dni temu - dolegliwość jak zwykle pojawiła się zupełnie niespodziewanie i niemal natychmiast postawiła na nogi cały zamek. Maester bez chwili wahania osądził, że nie jest to choroba zagrażająca życiu, jednak pan ojciec zdawał się być głuchy na apele staruszka z Cytadeli i skutecznie pielęgnował (bezzasadny zresztą) lęk podszyty zwykłą, rodzicielską troską, zamykając Yvienne w zamku. Dość dosłownie zamykając, bowiem kiedy tylko panna Swann podejmowała próby wymknięcia się za mury twierdzy, spod ziemi wyrastał strażnik, przypominając o zakazie Lorda Stonehelm najdelikatniej, jak tylko potrafił.
Vienne nie należała do niechlubnego grona dam, które notorycznie łamały zakazy szeroko pojmowanej starszyzny - w jej mniemaniu „nie wychodzić” oznaczało „nie wychodzić” i choć serce oraz dusza wyrywały się daleko poza zamek, ciało grzecznie przebywało w Sali Rycerskiej, powoli, ale nader skutecznie pojone (czy też podpijane) grzanym winem.
To właśnie trunek barwy rubinów pozwalał Yvienne przetrwać trzecią godzinę deklamacji poematów dawno zapomnianego barda tworzącego jeszcze w czasach przed podbojem Aegona Zdobywcy - suchy, brzmiący jak łamane gałązki głos septy odbijał się echem od wysokich murów, raz za razem nawołując pannę Swann do powtórzenia takiego czy innego wersu. Vienne nie mogła odmówić prośbom ślepnącej staruszce, która wzruszała się niepomiernie słysząc, jak jej młodziutka podopieczna zachwycająco deklamuje wzniosłą (oraz śmiertelnie męczącą) poezję.
- W głosie panienki Yvienne. - mawiała zwykle septa ze ściśniętym gardłem do lordowskiej pary. - Pobrzmiewa duch poezji ze źródła bijącego pośród strumieni na górskich łąkach.
A ponieważ staruszka sama siebie uważała za zaprzepaszczony talent poetycki, zdarzało się, że pod wpływem emocji dodawała: - Gdyby sarny potrafiły śpiewać, ich głos brzmiałby zapewne jak głos panny Vienne.
Yv powtarzała to zdanie ze śmiechem, uznając porównanie za bezsensowne. I nie chodziło jej wcale o śpiew saren, lecz o własne umiejętności - przecież wcale nie umiała deklamować, co dopiero o śpiewie mówiąc. Jej uczucia były dalekie od ballad i kierowały się obecnie ku małym, czystym zwierzątkom domowym, ku sławnym w królestwie rycerzom, znanym maestrom, ku tańcowi, koronkowym sukienkom z Essos i chusteczkom z muślinu, a także ku ubogim dziewczętom spoza zamku, które nie miały ani sukien z koronki, ani jedwabnych chusteczek. Yvienne po prostu lubiła ludzi skrzywdzonych przez los, z którymi stykała się zwykle przelotem, w porcie bądź na konnej wyprawie: mleczarza, żebraka, służące, swoją nianię, a nawet miejscowego wariata.
- Błękitne morze pozwala promieniom słońca czerpać z siebie wodę, zmieniać ją w chmury podobne do brudnej waty… -  Vienne z trudem powstrzymała ziewnięcie i zamrugała kilkakrotnie, jakby pragnęła odgonić senną zjawę powoli zakradającą się w jej ciało. - … zlewać ulewnym deszczem góry, równiny i łąki - lecz nie brzydką pustynię - bo przecież w końcu i tak cała woda musi zebrać się i wrócić do morza; jej powrót będzie dla morskiej toni pieszczotą. - bzdury, po stokroć bzdury, pomyślała Yvienne z niepodobną sobie irytacją, ostrożnie zwijając położony na kolanach wolumin, który studiowała od dobrej godziny. Pokłady cierpliwości godne Dziewicy powoli się wyczerpywały i panna Swann w obecnej chwili pewna była wyłącznie jednego - jeśli teraz nie uratuje jej cud, najpewniej z własnej woli utopi się w dzbanie wina.
Powrót do góry Go down
Marcus Swann

Marcus Swann
Nie żyje
Liczba postów :
45
Join date :
21/09/2014

Sala Rycerska Empty
PisanieTemat: Re: Sala Rycerska   Sala Rycerska EmptyPon Wrz 22, 2014 11:40 pm

,.


Ostatnio zmieniony przez Marcus Swann dnia Wto Gru 30, 2014 1:41 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Yvienne Swann

Yvienne Swann
Ziemie Burzy
Skąd :
Stonehelm
Liczba postów :
259
Join date :
07/09/2014

Sala Rycerska Empty
PisanieTemat: Re: Sala Rycerska   Sala Rycerska EmptyWto Wrz 23, 2014 12:54 pm

Z najlżejszym powiewem wiatru dreszcz przenikał morwy i figowce, a winorośl oraz drzewa granatu szeptały i szeleściły pod podmuchami, jakby prosząc o ciszę. Echa panującej za oknami pogody docierały do Sali Rycerskiej zniekształcone przez grube mury i dochodzące z dziedzińca hałasy - żadna z tych przeszkód nie mogła jednak zakłócić spokoju Yvienne, spokojnie wsłuchującej się w oddalone dźwięki. Starała się uchwycić poszum morskich fal oraz rozłożystych drzew, interpretując je po swojemu: szmer liści na wietrze, zapach kwiatów, woń wypalonych słońcem chwastów u schyłku lata, wszystko to zdawało jej się zapowiedzią niezwykle ważnych wydarzeń, które… które wkrótce nastąpią.
Natura wiecznie tworzy przeciwieństwa, jak życie i śmierć, ogień i woda, nadzieja i rozpacz - wypowiedziane przed kilku laty słowa septona trwale odcisnęły się w pamięci panny Swann, niejednokrotnie powracając echem w najmniej oczekiwanych chwilach - zupełnie jak teraz. Na dworze wiatr wciąż muskał wierzchołki drzew, jak gdyby je uciszał. I rzeczywiście, zapanowała cisza. Gdyby Yvienne wyjrzała teraz przez okno Sali Rycerskiej, ujrzałaby skąpany w promieniach słońca dziedziniec, na którym maleńkie jak mrówki służki zamiatałyby bruk, koniuszy poiłby konie, a pomoc kuchenna ile sił w nogach pędziłaby na targ rybny, aby zakupić świeże dorsze. W popołudniowym świetle pracujący w dole ludzie zdawali się Vienne bezbronni i zagubieni, aż serce się ściskało, że na darmo narażają życie. Jednak nie ich zwykle pragnęła oglądać panna Swann niemal każdego wieczora - od dziecka niezmienną fascynację pokładała w górach, które majaczyły wąską, nierówną linią na północnym horyzoncie. Kiedy zapadał mrok, ich krąg zacieśniał się wokół Stonehelm, zupełnie jakby pragnął obronić tą część Ziem Burzy przed niewidzialnym wrogiem. Yvienne niejednokrotnie dochodziła do wniosku, iż dla gór nie ma żadnej różnicy między jednym człowiekiem a drugim, między mężczyzną a kobietą, kobietą a dzieckiem. Może góry odkryły już istotę śmierci i są w stanie wznieść się i rozpłynąć w chmurach o zachodzie słońca… ale w swej potędze wolą przez setki lat niezmiennie czekać w milczeniu na ukazanie się gwiazd? Yvienne zrzucała podobne potoki myśli na karb dziecięcej naiwności i przysposobienia marzycielki, którą kiedyś była (i ciągle jest, choć nie przyznaje tego nawet przed samą sobą). Teraz, w siedemnastym dniu imienia, nie wypadało, aby snuła podobne plany - była panną z dobrego rodu i jak każda panna z dobrego rodu powinna poświęcać uwagę wyszywaniu chusteczek, uśmiechaniu się do rycerzy pana ojca oraz grzecznym, niezobowiązującym rozmowom. Pragnienie podróżowania, poznawania świata z zupełnie innej strony niż ta, którą prezentują opasłe woluminy i zakurzone księgi było wyłącznie efektem porywów młodego serca o czym ona, Yvienne, doskonale wiedziała i co skutecznie w sobie tłamsiła… a jednak nie mogła powstrzymać delikatnych ukłuć zazdrości, gdy myślała o swym najstarszym bracie, stąpającym po ziemiach Essos.
Był wolny, bo był mężczyzną - do tego dziedzicem oraz człowiekiem z natury nieprzejednanym, kiedy zaś podjął decyzję o podróży do Tyrosh, nawet pan ojciec nie mógł stanąć mu na drodze. Zazdrość dość szybko ustąpiła tęsknocie, gdy z pozoru kilkutygodniowa wyprawa przeobraziła się w ponad dwuletnią nieobecność Marcusa - z biegiem czasu Yvienne zaczęła obawiać się, iż całkowicie zapomni, jak wyglądał jej brat…
... co było dziecinnie naiwnym założeniem, o czym panna Swann przekonała się w chwili, gdy dźwięk upadającej na ziemię tacy nakazał jej oderwać wzrok od woluminu i skierować spojrzenie w stronę źródła hałasu.
Skłamałaby mówiąc, że poznała go od razu. Przez krótki, zatrważający moment dziedzic Stonehelm był dla swej młodszej siostry wyłącznie obcym, postawnym mężczyzną, który poruszał się ze swobodą typową dla…
- Nie. - krótkie, wymowne słówko wyrwało się z ust Yvienne zanim ona sama w ogóle pojęła, że wyszeptała je niemal bezgłośnie przez zaciśnięte z zaskoczenia gardło. Jak okazało się chwilę później, „nie” połączone zostało z gwałtownym zerwaniem się z krzesła - panna Swann pod wpływem emocji nawet nie poczuła, iż boleśnie zahaczyła udem o brzeg stołu, najpewniej ozdabiając delikatną skórę pokaźnym siniakiem. Nagły atak przypuszczony na blat wstrząsnął lekko meblem, wprawiając w niebezpiecznie drganie kielich, który zagroził upadkiem i zalaniem cennych woluminów… co w tej chwili było kompletnie obojętne Yvienne, niemal biegnącej przez długą salę prosto w stronę brata - uniesiony rąbek kremowej sukienki w pierwotnym założeniu miał pomóc podczas biegu, jednak zaledwie po kilku krokach Yv wypuściła go z palców, za nic mając obawę przed rozdarciem materiału.
Zmienił się, przemknęło jej przez głowę dokładnie w momencie, w którym musiała wspiąć się na palce, by - nadal z trudnościami spowodowanymi różnicą wzrostu - zarzucić ręce na silną szyję Marcusa. Nie chodziło wyłącznie o kilka dodatkowych cali; już na pierwszy rzut oka Vienne mogła stwierdzić, że jej brat wyglądał znacznie poważniej niż przed wyprawą do Essos - opalona cera oraz pokaźny zarost, który przyjemnie załaskotał Yv w nos, gdy złożyła na policzku dziedzica pocałunek, były zaledwie niewielkimi oznakami tej metamorfozy.
- Zatem sugerujesz, że Twoja siostra to naczelna potwora Stonehelm? - odparowała bez chwili zastanowienia Yvienne - nawet pomimo najszczerszej chęci nie potrafiła ukryć szerokiego uśmiechu, który wykwitł na rubinowych ustach. Marcus nie był jedyną osobą w towarzystwie, która w taki czy inny sposób zmieniła się przez ostatnie dwa lata - Vienne także musiała poddać się biegowi czasu, z uwagi zaś na wiek dojrzewania, zmiany były widoczne już na pierwszy rzut oka. Kilka dodatkowych centymetrów wzrostu zapewniło jej nieco bardziej poważny wygląd, potęgowany przez delikatną, pełną namysłu… choć nadal piegowatą twarz, zaś piersi, trwożliwie ukrywane pod pasmami długich, rudych włosów, w końcu przestały wyglądać jak użądlenia komara, przybierając - podobnie jak sylwetka - kobiece kształty.
A mimo to Yvienne nadal była dzieckiem - przynajmniej zaś sama pragnęła być tak postrzegana, zupełnie jakby obawiała się… obowiązków, jakie narzucać będzie jej wiek?
- Bogowie, tak się cieszę! - jakby na potwierdzenie własnych słów, panna Swann uśmiechnęła się jeszcze szerzej, składając kolejny pocałunek na policzku brata - i choć najchętniej nadal wisiałaby na nim niczym zbędna ozdoba, doskonale wiedziała, że Marcus jest zmęczony po podróży i marzy wyłącznie o gorącej kąpieli oraz śnie. Uścisk Yvienne zmalał do minimum, gdy odsunęła się nieznacznie od dziedzica, nagle powracając do roli spokojnej, ułożonej młodej damy.
- Mam posłać po pana ojca?
Powrót do góry Go down
Marcus Swann

Marcus Swann
Nie żyje
Liczba postów :
45
Join date :
21/09/2014

Sala Rycerska Empty
PisanieTemat: Re: Sala Rycerska   Sala Rycerska EmptyWto Wrz 23, 2014 4:00 pm

,


Ostatnio zmieniony przez Marcus Swann dnia Wto Gru 30, 2014 1:41 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Yvienne Swann

Yvienne Swann
Ziemie Burzy
Skąd :
Stonehelm
Liczba postów :
259
Join date :
07/09/2014

Sala Rycerska Empty
PisanieTemat: Re: Sala Rycerska   Sala Rycerska EmptyCzw Wrz 25, 2014 7:35 pm

Czas nie oszczędza nikogo. Przemyka przez palce jak źródlana woda, przesypuje się przez nie niczym suchy, pustynny piasek - nie ważne, jak mocno będziesz zaciskać pięść, malutkie ziarenka i tak znajdą sposób, by wymknąć się nieudolnym próbom zatrzymania ich w dłoni. Podobnie było z nieubłaganie płynącymi godzinami, dniami, tygodniami, które przeradzały się w miesiące, a te z kolei - w całe lata. Bieg czasu istota ludzka najłatwiej dostrzega w oparciu o zmiany w przyrodzie; po jesieni zawsze następuje zima, po zimie zaś wiosna przeradzająca się niespodziewanie w ciepłe, niejednokrotnie wręcz upalne lato. Yvienne - zupełnie jak maester z Cytadeli - odnajdowała w tej cykliczności swego rodzaju stabilizację… a także oparcie w niepewnej rzeczywistości: w królestwie mogło zmieniać się wszystko, lecz prędzej czy później zgodnie z dewizą Starków następowała zima. I to właśnie ona nieuchronnie nadciągała nawet nad Stonehelm, co panna Swann zauważyła jeszcze dzisiejszego ranka - niebo nad zamkiem było zachmurzone, brudne, jakby już nadeszła jesień, ale Vienne dobrze znała te poranki i wiedziała, że to jeszcze nie jesień, tylko pewna zapowiedź ciężkiego dnia przesyconego porywistymi podmuchami wiatru. Zdawało się, że ponure, szare światło to rzeka, domy - jej brzegi we mgle, a wszystko co między nimi unosi niedostrzegalnie powolny nurt, który wiódł ze sobą woń oleandrów, zapach ryb… i jeszcze jakiś lekki, niemal przyjemny fetor. Yvienne wiedziała, że właściwie nie była to rzeka, lecz pomarszczona wiatrem tafla światła, leciutki woal… ale świadomość powolnej trwałości rozciągającej się w dole miasta wypełniała jej ciało przyjemnym spokojem. Gdzieś w pobliżu balkonu panny Swann mieszkała zawzięta kukułka, która wciąż powtarzała to samo trwożliwe zdanie, jakby nie wolno jej było dłużej milczeć. Na żerdkach gołębnika stały trzy gnuśne gołębie, wymieniając poglądy i przypuszczenia - jednak nawet w ich cichym pogruchiwaniu słychać było powoli nadciągającą z północy jesień. Aż ciężko było uwierzyć, że nie dalej niż przed miesiącem w letnim skwarze ziemia w ogrodzie przybierała barwę ciemnej zieleni, spragnione oleandry szarzały, łodygi geranium przybierały odcień miedzi a sterczące, suche chwasty czekały na ogień zesłany przez ogrodnika. Ta przemijalność byłaby dla Yvienne przygnębiająca… gdyby nie obecność Marcusa. Z chwilą, w której dziedzic Stonehelm zjawił się w Sali Rycerskiej po ponad dwóch, długich latach nieobecności, wizja nadchodzącej zimy stała się dla jego młodszej siostry wyłącznie zabawnym, mało istotnym faktem, o którym Vienne mogła bez chwili wahania zapomnieć.
I zrobiła to. Zamknięta w silnym uścisku męskich ramion, z nozdrzami wypełnionymi charakterystycznym dla Marcusa zapachem, ani myślała przejmować się przemijającym latem - bo tu i teraz najistotniejszy był jej brat, który powrócił z Essos po długiej… oraz na swój sposób bolesnej (jeśli nie dla niego, to dla Yvienne na pewno) rozłące. Gdy tylko dziedzic opuścił Stonehelm, panna Swann utraciła kogoś, kto od lat stanowił dla niej wzór; Marcus był uosobieniem bezpieczeństwa, którego Yv poszukiwała niemal od pacholęcia. Przez ponad dwa lata nieobecności dziedzica musiała polegać wyłącznie na sobie… i aż do dzisiaj nie wiedziała, nawet nie podejrzewała jak bardzo brakowało jej wsparcia. Z trudem zdołała zdusić w piersi ciche westchnięcie ulgi, gdy przez cienki materiał sukni poczuła silne, niemal nieustępliwe mięśnie Marcusa - tak niepodobna do mężczyzny jego wymiarów delikatność połączona z przyjemną, kojącą (bo przecież doskonale znaną) wonią piżma natychmiast zapewniła Yvienne…
… że wszystko będzie dobrze. Że rodzina jest bezpieczna, że jej bratu nic nie zagraża i po raz pierwszy od ponad dwóch lat będzie mogła zasnąć, nie prosząc Siedmiu Bogów by czuwali nad spokojem podróży Marcusa.
- … co oznacza, że nie spotkałeś zbyt wielu kobiet. - szczera, pozbawiona złudzeń uwaga Vienne zabrzmiałaby pewnie poważniej… gdyby panna Swann nie przyłożyła nagle dłoni do ust, starając się zdusić chichot - z dość miernym skutkiem. Nagły wybuch wesołości był najpewniej efektem dotyku Marcusa, który musnął delikatnie palcami plecy siostry… i powołał tym samym do życia od dawna uśpione łaskotki, których istnienie Yvienne starała trzymać się w najgłębszej tajemnicy. W obawie przed kolejnym, niezamierzonym atakiem uciekła spod zasięgu dotyku brata… ale na wzmiankę o upominkach niemal natychmiast odwróciła się w stronę dziedzica, wpatrując się w niego roziskrzonymi z radości oczami.
- Pragniesz wkupić się w moje łaski? - kąciki jej ust uniosły się nieznacznie w uśmiechu, kiedy Vienne - nawet nie czekając na odpowiedź Marcusa - ujęła jego silną, nawykłą do trzymania oręża dłoń w szczuplutkie, delikatne palce. Była niższa, co najmniej trzy razy lżejsza, z powodzeniem mogłaby wejść mu pod pachę… ale w takich chwilach jej determinacja okazywała się ważniejsza od predyspozycji fizycznych - Yvienne niemal bez problemu pociągnęła za sobą brata, już po chwili sadzając go za stołem i podsuwając mu pod nos swój kielich, wciąż do połowy napełniony grzanym winem.
- Jeśli natychmiast nie zaczniesz opowiadać o podróży, wyciągnę to z Ciebie siłą. - suknia zaszeleściła cicho, gdy panna Swann wsunęła się na ławę tuż obok Marcusa, nawet na krótki moment nie spuszczając z niego wzroku - zupełnie jakby obawiała się, że uroni choć pół zmęczonego westchnięcia dziedzica. Vienne doskonale wiedziała, że będą mieć wiele czasu, aby nadrobić zaległości… ale ciekawość pomieszana z tęsknotą za nic nie pozwoliłyby jej na okazanie choć odrobiny cierpliwości - wystarczyło zaledwie kilka słów brata, by ukoić głód wiedzy Yvienne… cóż, przynajmniej do jutra. Kolejny dzień oznaczał dla panny Swann kolejne opowieści z Essos i biedny Marcus nie zdoła po raz drugi wymówić się zmęczeniem.
Powrót do góry Go down
Marcus Swann

Marcus Swann
Nie żyje
Liczba postów :
45
Join date :
21/09/2014

Sala Rycerska Empty
PisanieTemat: Re: Sala Rycerska   Sala Rycerska EmptyPią Wrz 26, 2014 10:36 pm

,


Ostatnio zmieniony przez Marcus Swann dnia Wto Gru 30, 2014 1:41 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Aylward Baratheon

Aylward Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
1935
Join date :
30/04/2013

Sala Rycerska Empty
PisanieTemat: Re: Sala Rycerska   Sala Rycerska EmptyPon Wrz 29, 2014 9:04 pm


MG


Podczas takiego jesiennego popołudnia nikt prawie nie używa słów, poza najbardziej niezbędnymi: Podejdź tutaj. O co chodzi. Gdzie położyłeś. Zapomniałem. Idź, poszukaj. Rusz się wreszcie.
Cisza i senny smutek panują w każdym zakątku Stonehelm - zamek wyraźnie odpoczywa przed nadejściem zimy. Piski ptaków rozbrzmiewają w chłodnym powietrzu, samotne szczekanie hartów z psiarni świadczy o trwającym w najlepsze okresie łowczym.
"Człowiek człowiekowi jest nieszczęściem", pomyślał spokojnie Lord Swann, przekładając stronnicę opasłej księgi, którą czytał od blisko tygodnia. Tomiszcze nie należało do szczególnie lekkich lektur i na domiar złego nakreślone zostało pismem tak małym, iż oczy liczącej pięćdziesiąt dni imienia głowy rodu niejednokrotnie miały problem z rozszyfrowaniem drobnych liter.
"Dawno, dawno temu były czasy, gdy wszystko robiło się w poczuciu wielkiego celu, żarliwie, niekiedy nawet z osobistym poświęceniem."
Z potężnej piersi Lorda wyrwało się ciche westchnięcie, gdy roztargnionym gestem przetarł zmęczone, ciężkie powieki.
"Minęły, przeszły lata, ziściły się śmiałe marzenia, jałowe skały zamieniły się w zadbaną, kwitnącą okolicę…"
Głuche echo kroków dobiegające gdzieś zza grubych drzwi zapewne w innych warunkach wzbudziłaby ciekawość, obawę bądź irytację Lorda - dziś jednak, w okresie, w którym mnożące się obowiązki niemiłosiernie ciążyły mu na ramionach…
"Dlaczego chłodnie i gaśnie zmęczone serce? Całe królestwo spowija zimowe milczenie. Jak milczenie społeczności wygnańców skazanych wyrokiem na pobyt na Murze, jak milczenie zrozpaczonych więźniów zamkniętych w lochach ponurego zamku. "
Zawiasy zaskrzypiały donośnie, gdy służka uchyliła cicho drzwi lordowskiej komnaty, nerwowo dygając przed siedzącym przy oknie, starszym mężczyzną, który od blisko trzydziestu lat sprawował rządy nad Stonehelm.
- Panie… - młodziutka dziewczyna skłoniła się ponownie, jakby zapomniała o swym wcześniejszym przejawie grzeczności, po czym wślizgnęła się do komnaty, zachęcona gestem Lorda. - Ser Marcus… ser Marcus Swann wrócił do domu, panie. - jasnowłosa służka wypuściła cicho powietrze z płuc, zupełnie jakby udało jej się zrzucić niesłychany ciężar z serca. - Twój pierworodny wrócił do domu, jest w Sali Rycerskiej. - powtórzyła nieco głośniej, jakby w obawie, że Lord Stonehelm nie dosłyszał jej wcześniejszych słów.
Ale słyszał, na bogów. Mógł być starcem… ale nie był stary. Przez ponad dwa lata nieobecności swego pierworodnego syna znacznie posunął się w zdrowiu, jednak nadal był krzepkim, silnym mężczyzną, po którym Marcus odziedziczył posturę oraz - co widać już na pierwszy rzut oka - także urodę (wedle niektórych wątpliwą). Sięgające ramion, jasne niczym światło księżyca włosy były niegdyś barwy dojrzałego zboża, zaś pobrużdżona zmarszczkami twarz za czasów świetności prezentowała się dumnie oraz przystojnie. Kolejne zmartwienia jedynie pogłębiły ślady nadchodzącej starości, znacznie przygarbiając potężną sylwetkę - mimo to Lord Swann poderwał się z miejsca z niemal młodzieńczą witalnością, gdy tylko dotarły doń słowa służki.
"Wrócił."
Jedno, krótkie słowo odbijało się echem w myślach mężczyzny, kiedy bez słowa wyminął jasnowłosą młódkę, natychmiast kierując się ku Sali Rycerskiej.
"Wrócił."
Ulga pomieszana z radością, ta niewysłowiona synteza buzujących w sercu Lorda uczuć były niczym więcej jak przejawami ojcowskiej miłości, zwykle skrzętnie ukrywanej pod maską wymagań, oschłości oraz ostrożności charakteryzującej wojowników w relacjach z dziećmi. Jednak dzisiaj, teraz nic nie miało znaczenia, bo oto na łono rodziny powrócił syn… marnotrawny? Skrzydła drzwi Sali Rycerskiej rozwarły się z cichym skrzypnięciem, gdy do komnaty dziarskim, choć niepokojąco ostrożnym (jakby w obawie przed nadwyrężeniem stawów) krokiem wszedł Lord Stonehelm, natychmiast kierując się ku długiemu stołowi, za którym siedziały owoce jego lędźwi.
Marcus i Yvienne nie mogliby różnić się bardziej - on, wysoki, potężny, jasnowłosy, z wejrzeniem sokoła… oraz ona - drobna, delikatna jak kruchy, jesienny listek, z burzą rudych włosów oraz oczami koloru bursztynu wyłowionego z najgłębszej, morskiej toni. Dziewczyna (nie, już kobieta) w niemal każdym aspekcie przypominała swą matkę, która obecnie spała, cierpiąc na wciąż powracające bóle głowy.
Marcus z kolei był kalką ojca z czasów młodości… zwłaszcza dziś, po powrocie - silny, z ogorzałą od słońca oraz wiatru twarzą przywodził na myśl wojownika, którym ongiś był Lord Swann.
- Synu… - tubalny głos starszego mężczyzny odbił się zwielokrotnionym echem od wysokich ścian, gdy pan na zamku Stonehelm zajął miejsce u szczytu stołu - nie podszedł do swego pierworodnego, nie uścisnął go, nie okazał nawet choć niewielkiej cząstki radości, która rozsadzała jego pierś od wewnątrz. - … dobrze Cię widzieć. Całego, zdrowego… i gotowego powrócić do swych obowiązków. - Lord skinął lekko głową, przenosząc wzrok na usianą piegami twarz córki. Nie chciał zadręczać młodego, łagodnego umysłu sprawami, które będą musiały zostać poruszone - pomimo widocznego zmęczenia Marcusa.
- Yvienne, zechciej sprawdzić, czy Twa pani matka się nie obudziła. - głos Lorda złagodniał niemal niewyczuwalnie, gdy zwrócił się do rudowłosej. Znał jednak upór swojej córki… i był niemal pewien, że opuści Salę Rycerską dopiero w momencie, w którym zrobi to niewidziany przez tyle miesięcy brat.
Powrót do góry Go down
Marcus Swann

Marcus Swann
Nie żyje
Liczba postów :
45
Join date :
21/09/2014

Sala Rycerska Empty
PisanieTemat: Re: Sala Rycerska   Sala Rycerska EmptyWto Wrz 30, 2014 11:06 pm

.


Ostatnio zmieniony przez Marcus Swann dnia Wto Gru 30, 2014 1:41 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Yvienne Swann

Yvienne Swann
Ziemie Burzy
Skąd :
Stonehelm
Liczba postów :
259
Join date :
07/09/2014

Sala Rycerska Empty
PisanieTemat: Re: Sala Rycerska   Sala Rycerska EmptyPią Paź 03, 2014 9:26 pm

Gdzieś daleko, najpewniej na szerokim dziedzińcu, który obserwować można było z okien Sali Rycerskiej, w niebieskawym świetle wieczoru dzieci bawiły się w „Dzień dobry, królu Aegonie”. Po ustach Yvienne przemknął delikatny uśmiech, gdy tylko przypomniała sobie chwile, kiedy to sama aż do zmierzchu dotrzymywała towarzystwa córkom zarządcy twierdzy - jednak z tamtych lat pozostały jedynie niewyraźne wspomnienia, spośród których najlepiej zachowane było to pozornie najmniej istotne. Panna Swann miała wtedy nie więcej niż sześć dni imienia i wciąż mogła bezkarnie brudzić miękkie, jasne sukienki, aż do utraty tchu bawiąc się na zamkowym dziedzińcu - właśnie podczas jednego z takich wieczorów po raz pierwszy w życiu ujrzała ostatnie promienie słońca igrające na tafli niewielkiej kałuży zalegającej w wytartym bruku; gdy tylko złote nicie dotknęły wody, niemal natychmiast rozpętał się żywioł barw i zapłonęły tęcze fioletów, brązów, błękitów, turkusów, szarości oraz ognia, tworząc niepowtarzalne, olśniewające (zwłaszcza dla dziecka) zjawisko. Wspomnienie tamtej chwili było jednym z najszczęśliwszych, jakie posiadała Yvienne…
… i panna Swann nie mogła mieć wątpliwości, iż powrót jej najstarszego brata do Stonehelm również zacznie zaliczać się do grona tych retrospekcji. Obecność Marcusa wpływała na nią kojąco, zupełnie jak makowe mleko podane osobie cierpiącej na bezsenność - Vienne prawdopodobnie po raz pierwszy od długich miesięcy uśmiechała się szczerze, całkowicie wyzuta z trosk, które dotychczas zalegały na młodym, zagubionym sercu.
- Zakradnięcie się w moje łaski nie jest łatwą sprawą, szlachetny panie. - w orzechowych oczach zatańczyły iskierki rozbawienia - niemal identyczne jak te w spojrzeniu dziedzica rodu. Choć rodzeństwo Swann różniło się niczym ogień i woda, wprawny obserwator bądź ktoś, kto znał tą dwójkę od długich lat, niemal natychmiast mógłby dostrzec podobieństwa. Jedną z nich bez wątpienia była powściągliwość w codziennym okazywaniu uczuć - a choć Marcus mógł w tym aspekcie pozwolić sobie na nieco większą gruboskórność, również u Yvienne zauważalna była pewna pozycja dystansu, którą dziewczyna wystosowywała niemal wobec każdego, kto nie zaliczał się do grona jej najbliższych. Ta ostrożność w kontaktach, nie przysparzająca jej żadnej sympatii ze strony innych, wysoko urodzonych dam, była efektem syntezy pomiędzy nieśmiałością… i niemal chorobliwą nieufnością, podszywaną - rzecz naturalna - strachem kogoś, kto w swym życiu nie udał się dalej niż do Grandview. Yvienne mogła udawać przed samą sobą, iż bez wahania jeszcze dzisiaj wyruszyłaby nawet za Wąskie Morze, zupełnie jak Marcus… ale gdyby rzeczywiście dano jej taką możliwość, jak na zawołanie odnalazłaby tuzin wymówek, byleby tylko uciec przed odpowiedzialnością. Ta z kolei narastała z dnia na dzień coraz bardziej - czujne obserwacje przywiodły pannę Swann do spostrzeżenia, iż lato na Ziemiach Burzy słabnie z każdym dniem. Pojawiają się już ledwo uchwytne oznaki nadciągającej jesieni. Naturalnie liście jeszcze nie lecą z drzew, ale Vienne dostrzega subtelne zmiany w ich odcieniu i w sposobie załamywania się światła wieczorem i nad ranem albo w obu tych rzeczach razem. Jedno drugiego nie wyklucza. Chmury rzucają cień na podwórza. Ludzie rozmawiają poważnie i cicho. Zmierzch przychodzi wcześniej i plonie na niebie jak za mgłą, nierzeczywisty, trubadur mógłby dodać – zrozpaczony, w gorzkim uniesieniu, jak w akcie miłosnym, gdzie nieokiełznanie przeradza się w gniew, bo jest to akt ostatni, po którym nie będzie następnych. Wreszcie snop szarego światła pojawia się nad wierzchołkami gór na północy, ogniste plamy spadają na szyby, kopuły i wieże… są to jednak ostatnie tchnienia letniego słońca, które wkrótce zostanie pokonane przez zimę.
Tym większą ulgę sprawia Yvienne obecność Marcusa - niezmiennego, nieustępliwego jak górskie szczyty. Nawet po dwóch latach nieobecności zdołał zachować swe podejście do alkoholu… i mimowolnie zawstydził swą uwagą Vienne, która - w przypływie emocji bądź po prostu całkowicie zapominając o fakcie abstynencji brata - zaproponowała mu wino. Zamiast jednak spuścić głowę, rumieniąc się aż po czubki uszu, uśmiechnęła się jedynie z wyrozumieniem, delikatnie obracając puchar w palcach.
- Pan ojciec mawia, iż grzane wino to nie alkohol... ja zaś nigdy nie przeciwstawiam się jego woli. - Yvienne zaśmiała się pod nosem cicho, odstawiając kielich na stół i wbijając w brata przesycone fascynacją spojrzenie. Czegokolwiek by teraz nie powiedział, cokolwiek by nie zrobił - ona będzie całkowicie podzielać jego zdanie, bo w tej chwili, w tym krótkim, ulotnym momencie pomiędzy słowami dziedzica a gestem, podczas którego podwinął rękaw kaftana, w całym królestwie nie było drugiej równie zaznajomionej z prawdziwym życiem osoby… co jej brat Marcus.
Wystarczyło jednak krótkie spojrzenie na tatuaże zdobiące jego skórę, by czar prysł.
Naturalnie, była zafascynowana - na tyle zafascynowana, że jedynie ostatkiem sił powstrzymała się przed muśnięciem opuszkami palców ciemnych, wprawnych linii na ręce brata. Czytać o volantyńskiej sztuce ozdabiania ciała to jedno… ale ujrzeć efekty na własne oczy - to zupełnie inna sprawa. A jednak…
Yvienne była wyłącznie młodą i - być może z perspektywy innych dam - głupią gąską wychowywaną na dworze jednego z chorążych rodu Baratheon. Wszelkie nowości przyjmowała z właściwą sobie dozą ostrożności, niemal z góry traktując je jako coś… nieodpowiedniego? Podobnie było z tatuażami Marcusa - były fascynujące, od pierwszego momentu niemal hipnotyzowały kunsztem wykonania i nęciłby, aby ich dotknąć, aby zbadać fakturę skóry i przekonać się, czy różni się w dotyku od czystego, niepoznaczonego ciała… ale potrafiły wzbudzać również obawę. Strach. Nieufność?
U przeciwnika podobne odczucia były najpewniej zamierzonym efektem, jednak Yvienne nie była wrogiem Marcusa - i jako taka niemal natychmiast uznała, iż minie wiele miesięcy, nim zaakceptuje istnienie tatuaży. W myślach ostrożnie jęła formułować nawet odpowiedź i podziękowania za wino… lecz wtedy do Sali Rycerskiej wszedł człowiek, którego nie mogła pomylić z nikim innym.
Był wszak jej ojcem.
Drobne ciało poderwało się do góry niemal w momencie, w którym wstał sam Marcus - o ile jednak dziedzic Stonehelm zachował powagę na twarzy, o tyle sama Yvienne nie powstrzymywała uśmiechu wywołanego obecnością Lorda. Przez ostatnie kilka lat zdołała odnaleźć ze swym rodzicielem więź, której próżno poszukiwała jako niedorostek - kiedy jednak Andarist Swann pojął, iż jego córka nie jest już dzieckiem, po czym zaczął poszukiwać dla niej przyszłego małżonka, siłą rzeczy zbliżył się do swej najmłodszej latorośli, starając choć po części pojąć podejście Yvienne do instytucji małżeństwa. To zaś było takie, jakie przejawiać może wyłącznie istota pokroju Vienne, która z pokorą przyjęła wieść o zaręczynach z ser Estermontem…
… i jeszcze pokorniej przeżyła ich zerwanie.
- Naturalnie, panie ojcze.
Panna Swann z całego serca życzyła swemu bratu, by Lord w doborze małżonki dla swego dziedzica miał znacznie więcej szczęścia - zapewne dlatego nawet nie zajęła poprzedniego miejsca, doskonale wiedząc, iż powinna opuścić salę i pozwolić mężczyznom na podjęcie tematów, których siłą rzeczy musieliby unikać w jej obecności. Podejmując wędrówkę ku drzwiom uśmiechnęła się do Marcusa, zupełnie jakby chciała powiedzieć, że wrócą do przerwanej rozmowy… i tym razem Yvienne odnajdzie w sobie więcej odwagi, by poruszyć temat pamiątek po zwyciężonych pojedynkach.

/zt
Powrót do góry Go down
Aylward Baratheon

Aylward Baratheon
Ziemie Burzy
Skąd :
Koniec Burzy
Liczba postów :
1935
Join date :
30/04/2013

Sala Rycerska Empty
PisanieTemat: Re: Sala Rycerska   Sala Rycerska EmptySob Paź 04, 2014 12:42 pm


MG


Prawdziwa siła mężczyzny drzemała nie w sprawności fizycznej… lecz potędze umysłu. Lord Andarist Swann doskonale o tym wiedział, tak, jak wiedział o tym jego ojciec i ojciec ojca - świadomość przekazywana z pokolenia na pokolenie nie tylko nie blaknęła z biegiem czasu, lecz nabierała zupełnie nowego, na swój sposób uniwersalnego wymiaru. Mężowie wysoko urodzeni, obarczeni od dziecka całym tobołkiem obowiązków, wymagań i oczekiwań, musieli liczyć się z tym, iż w pewnym momencie ich życia tężyzna fizyczna będzie musiała ustąpić sprawności psychicznej - dlatego też wszyscy Lordowie Westeros, czy to z dalekiej Północy czy z gorącego Dorne, starali się wpoić swym latoroślom jak najwięcej wartości, które w przyszłości zaowocują silnym, rozważnym sprawowaniem władzy oraz poczuciem spełnianego obowiązku. Pan na Stonehelm wiedział, iż wkrótce… za rok, dwa, może trzy, to jego pierworodny syn będzie musiał sprawdzić się jako głowa rodu. Zdawał sobie z tego sprawę każdego ranka, dzień po dniu, zwłaszcza zaś dzisiaj, w obliczu nadchodzącej jesieni. Lord Swann wstał z łóżka spocony, cierpiąc na typowe dla jego wieku bóle w stawach, na które nie pomagały nawet przepisywane przez maestra maści. Choć ćmiące, tępe rwanie w kościach nie dawało mu spokoju, uczynił to, co zwykł czynić przez ponad czterdzieści dni imienia, nie zważając na zalecenia staruszka z Cytadeli - uchylił nieco okiennice i wyjrzał na unoszący się nad Stonehelm wczesnojesienny poranek. Mury zamku robiły wrażenie odległych – od niego i od siebie nawzajem, ze smużkami niskich chmur płynących pomiędzy nimi. Ani śladu życia. Tak jakby sen trwał nadal. Na północy szare chmury zlewały się z zarysem wzgórz, które tego ranka wyglądały niezbyt ciekawie, bardziej jak hałdy gruzu… i tym razem Lord Andarist miał wrażenie, że jest tutaj przez pomyłkę, że powinien być zupełnie gdzie indziej.
Ale na czym polega omyłka lub gdzie byłoby to właściwe miejsce, tego w owej chwili nie wiedział. Prawdę mówiąc, nie wiedział tego nigdy.
- Tęsknota to domena żon wzdychających za mężami, którzy wyruszyli na wojnę. - głos Lorda odbił się echem od zimnych, wysokich murów, znikając dopiero gdzieś za załomem korytarza, na który z właściwą sobie gracją wyszła Yvienne. Choć słowa mężczyzny wydawały się oschłe, niemal ponure, w kącikach jego ust pojawił się cień uśmiechu - ledwie dostrzegalny… lecz jak najbardziej szczery. Lord Swann z każdą mijającą chwilą dostrzegał w swym pierworodnym synu coraz więcej cech, które ucieszyłyby serce każdego ojca. Marcus jeszcze przed wyruszeniem do Essos był… dobrym - tak, to zdaje się odpowiednim określeniem - chłopakiem. Spełniał swe obowiązki sumiennie, przykładał się do narzucanych mu zajęć, poszerzał wiedzę o królestwie, nie przysparzał rodowi wstydu… a jednak brakowało w nim czegoś, co dziś, po ponad dwóch latach rozłąki, Lord Andarist był w stanie dostrzec niemal natychmiast.
Dziedzic rodu Swann wydawał się w pełni ukształtowany, zupełnie jak wyciosany z twardego marmuru posąg - na pierwszy rzut oka mógł sprawiać topornego, lecz z każdą kolejną chwilą i każdym kolejnym słowem zaświadczał, iż… dojrzał. Dorósł. Zmężniał. A nade wszystko - przygotował się do udźwignięcia ciężaru obowiązków, które w niedalekiej przyszłości spoczną na jego barkach. Oględziny te, choć powierzchowne, przyniosły zadowalający dla Lorda efekt. Naturalnie, pan na Stonehelm ani myślał poluźniać twardej ręki, jaką władał zamkiem, mógł jednak odetchnąć z ulgą wiedząc, że jego dziedzic jest gotów na przejęcie części przypisanych mu ról.
W tym roli męża oraz ojca.
- Pod Twą nieobecność królestwo nękały niepokoje, których sami o mało dotkliwie nie odczuliśmy… - podjął spokojnie Lord Swann, obserwując krzątającą się przy stole służbę - przyniesiono parujące mięsiwo, wciąż ciepły, chrupki chleb, zimną wodę oraz soki ze świeżych, słodkich mandarynek. - … wojny, pożoga, bezsenne noce i ciągła obawa o bezpieczeństwo poddanych. Ubiegły rok nikomu nie sprzyjał w snuciu planów zamążpójścia. - starszy mężczyzna sięgnął po kruchą piętkę pulchnego chleba - zamiast jednak ugryźć ciepłe pieczywo, rozerwał je w palcach, zanurzając jedną część w miseczce wonnej oliwy, którą postawiono przed Lordem. - Ostatnie zaaranżowane przeze mnie zaręczyny zaowocowały ich zerwaniem i zadaniem morza bólu Yvienne…. - władca zamku skinął lekko głową, wsuwając do ust nasączoną piętkę i milknąc na dłuższą, niemiłosiernie przeciągającą się chwilę, podczas której skrupulatnie żuł chleb. - … uważasz za odpowiednie, bym i Tobie narzucał wybrankę? Naturalnie, mam swe faworyty oraz kandydatki, jednak… - Lord Andarist sięgnął po kielich napełniony sokiem i zanurzył w słodkiej cieczy usta, po raz kolejny przerywając swój wywód, zupełnie jakby pragnął wzbudzić w swym synu ciekawość pomieszaną z irytacją. - … jesteś już dorosłym mężczyzną. Jeśli nie zaufam Ci w kwestii wyboru przyszłej żony, nie zaufam w żadnej, innej sprawie. Niektórzy nazwaliby to "wolną ręką", jednak nie chcę, byś traktował poszukiwanie wybranki serca w ten sposób. Uznaj to za… sprawdzian, synu. - kielich stuknął cicho o blat stołu, gdy Lord Swann odłożył naczynie, wbijając spojrzenie w swego pierworodnego. - … jeśli go nie zdasz, jeśli wybierzesz nieodpowiednią pannę, sam zadbam o Twoją przyszłość. Tego zaś oboje chcielibyśmy uniknąć, wszak żadna ze stron nie pragnie sprawiać sobie zawodu. - Lord uśmiechnął się lekko, niemal niezauważalnie. Był pewien wyboru swego syna, był niemal przeświadczony o słuszności jego decyzji… jednak - jak każdy rozważny dowódca - musiał zostawić sobie boczną furtkę, coś, co pozwoli mu na pełną kontrolę.
Powrót do góry Go down
Sponsored content


Sala Rycerska Empty
PisanieTemat: Re: Sala Rycerska   Sala Rycerska Empty

Powrót do góry Go down
 

Sala Rycerska

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Główna Sala
» Sala Słońca
» Sala Balowa
» Sala Główna
» Wielka Sala

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Westeros :: Ziemie Burzy :: Stonehelm-