To był ciężki rok dla Ariel Tully. Nieznajomy zabrał jej większą część najbliższej rodziny. Artemis wyszła za mąż i także straciła kontakt ze swoją młodszą siostrą. Ariel naprawdę czuła się samotna przez ostatnie tygodnia, a może i miesiące. Towarzystwa dotrzymywała jej jedynie septa, która opiekowała się nią od dawna. To dzięki niej Ariel nauczyła się czytać, pisać, malować, grać na instrumentach czy wyszywać serwetki. To ostatnie było zdecydowanie jej ulubionym zajęciem. Przez ostatnie tygodnie właśnie tak wyglądało jej życie. Rankiem wyszywała i spacerowała po ogrodzie, popołudnia spędzała na czytaniu książek, natomiast wieczorami rozmawiała z matką. Odkąd zmarł jej ojciec czuła, że wiele się zmieniło. Gdy była córką Lorda wiedziała, że jest kimś ważnym dla rodu. Matka jej mówiła, że w przyszłości wyjdzie za Lorda i opuści Riverrun na rzecz innej, równie wielkiej twierdzy. Jednak od tego czasu wiele się zmieniło. Ariel sama nie wiedziała czy dalej marzy o księciu na białym koniu. Miała siedemnaście lat, a co za tym idzie nie była najlepszą partią w Westoros. Właśnie dlatego że wciągu ostatniego roku straciła wszystko, co kochała. Musiała bardzo szybko dorosnąć i wyzbyć się tych dziewczęcych marzeń o księciu z jednej z baśni opowiadanych jej przez septę. Teraz bardzo się zmieniła. Zawsze była potulną córką swojego ojca. Posłuszną ojcu, braciom, a nawet starszej siostrze. Teraz została sama i właściwie nie wiedziała, kto może dalej pokierować jej życiem. Niby był Lord Tully, jednak nie był to jej ojciec. Stryjek był kimś jak najbardziej obcym dla Ariel i miała wrażenie, że próbuje jej nie zauważać a nawet mu to dobrze wychodzi. Pannie Tully zależało teraz na jednym, żeby być przy matce, która należała do jednej z najbardziej nieszczęśliwych kobiet w Westeros, ponieważ w krótkim czasie straciła męża i trzech synów. Straciła też pozycję, bo nie była już żoną Lorda, ale tym, mogłoby się zdawać, radziła sobie doskonale. Czego nie można powiedzieć o żałobie po mężu i synach. Ariel jako jej córka czuła się zobowiązana do tego, żeby zajmować się matką, spędzać z nią czas i zapewniać o tym, że nigdy jej samej nie zostawi. Uważała, że teraz już nie jest nikim ważnym w strukturze rodu i nikt nie będzie jej mówił, co powinna zrobić, w ogóle nikt nią się nie będzie interesował, a ona będzie się starała jak najwięcej czasu spędzać ze swoją matką. Dzisiejszy dzień spędzała w taki sposób w jaki spędzałą większość dni. Usiadła przy stoliku w swojej komnacie i wyszywała chusteczkę z pstrągiem na bordowo-granatowym tle. To był pierwszy wzór, który udało jej się opanować, ale aktualna praca nie przypominała w ogóle tego pstrąga, którego wyszyła po raz pierwszy jakiś dziesięć lat temu. Z tego mogłaby być dumna każda dobrze urodzona panna zajmująca się wyszywaniem.
/zt